Rozliczono - Millie Moody - osiągnięcie Badacz Tajemnic
knajpa na wybrzeżu w okolicy Doliny Godryk, poza Zadrą
Poprzednim razem świętowały – tak przynajmniej zapamiętała to Moody. W pięknym ogrodzie Bertusia, który teraz to nie wiadomo nawet jak wyglądał - ani Bertie ani ogród. Pomyślała przez moment, że będzie musiała się zebrać na odwagę i po chlańsku z Ger zajrzeć do przyjaciela jej brata. Ha, może nawet troche mu pomoże z uporządkowaniem gruzowiska. Nagle okazało się, że ćwiczenia mięsnia magicznego podnoszenia i opuszczania rzeczy jest bardzo cenną umiejętnością. Moody wolałaby szczerze, żeby nie musiała się o tym przekonywać.
Wyglądała paradoksalnie lepiej niż te kilka dni po opuszczeniu kliniki. Sińce pod oczyma zniknęły, czaszka pociągnięta skórą wypełniła się nieco, a po wspólnym locie nad Wybrzeżem zachodniego angielskiego wybrzeża okazało się, że nawet ta bladość może być pociągnięta rumieńcem. Przyduży sweter nadawał jej wrażenia pluszowatości. Zupełnie jakby ich kraj nie został przed momentem rozjebany na pół ścianą ognia. Można byłoby udawać, że to tylko zwykłe poranne piwerko dwóch kobiet, które kiedyś muszą się skumać, że są dorosłe, a świat układa się nieco inaczej niż tego by sobie życzyły.
Ale Moody nie chciała udawać. Dlatego też jebały ją męskie i twarde zachowania - gdy zobaczyła przyjaciółkę, z którą nie byłaby w stanie policzyć wspólnych godzin przeleżanych bezsennych nocy hogzowych, rzuciła jej się na szyję.
– Kurwa wiedziałam, że nic Ci nie będzie, czułam to w bebechach stara, ale kurwa no co innego tak myśleć co innego Cie zobaczyć – cieszyła się otwarcie, cieszyła sięrozpaczliwie, łapiąc każdy okruch optymistycznego podejścia i liczenia na palcach dłoni i nóg kto wyszedł z tego cało. Miała farta, miała duże farta zważywszy na to czym w większości zajmowali się jej bliscy.
Jakieś tam gadające widma ze spopielonych ścian. Koszmary.
Normalna sprawa dla kogoś kto od dzieciaka ma zwidy i czasem może dostrzec przebijające przez osnowę rzeczywistości przebłyski, czy tam przeszarości Limba.
Zimne piwo to było to czego im trzeba. I smażone w tym samym oleju od tygodnia frytki. I zapach morza rozwiewający włosy. Trochę żałowała, że jej sięgały ledwie końca głowy. Nowa fryzura. Pierdolone obcasy. Wytrzymała tydzień. Świat wytrzymał tydzień i się załamał.
– Pojebany ten pożar. Masz gdzie się zatrzymać tak w ogóle? Kitrałaś się czy cyckami gasiłaś co popadnie? Dawaj, wypluwaj herbatę, powiedz jak sprzyjał Ci los. Ja to w ogóle zarobiona byłam totalnie. Bumiara na urlopie. Coś takiego jednak nie istnieje. Ciekawa jestem w chuj co mój terapeuta powie, jak go znajdę. – jeśli. Czy Lecznica Dusz też legła w gruzach? Akurat jej nie byłoby szkoda.
!Strach przed imieniem