11.07.2025, 05:23 ✶
Chyba pierwszy raz od niespełna tygodnia był trzeźwy.
Ostatnie dni i mierzenie się z rzeczywistością było zwyczajnie nieco łatwiejsze, kiedy wszystko trafiało do niego przez mieszankę alkoholu i eliksirów, które miały tak samo przyśpieszyć powrót do zdrowia, jak i przytłumić ból który mógł temu towarzyszyć. Teraz, kiedy świat był dokładnie tak ostry i wyraźny jak powinien, czuł się dziwnie i nie na miejscu, jakby wepchnięto go do nowego, zniekształconego świata, gdzie nieustannie jakaś nieprawidłowość czaiła w kącie oka. Nie mógł jednak nieustannie osuszać kolejnych butelek ognistej, a praca czekała na niego już za rogiem, bo wraz z nadejściem nowego tygodnia.
Sprawa Avery nie do końca go poruszała, ale była dobrym startem. Na to, by na nowo złapać odpowiedni mindset, ale wydawała się także odpowiednim punktem, jeśli chodziło o kogokolwiek, kto mógł ucierpieć podczas Spalonej Nocy z rąk Czarnego Pana. Fakt, że musiał posiedzieć nad tym z Brenną też nie wydawał mu się taki zły - wolał teraz zdecydowanie bardziej jej towarzystwo niż brata, reszty rodziny lub drogich przyjaciół, jakby obawiając się że tamci znają go zbyt dobrze i zaraz próbowali na nowo wypchnąć z niego cały ten żal i gniew, który trzymał w środku.
- Nie martw się, nie będzie żadnych luster - przywitał ją z uśmiechem. Może wyblakłym, ale na nic lepszego nie było go stać. Sam nie poświęcił temu zbyt wiele uwagi, zrzucając to na karb zwykłego szczęścia czy charakterystyki miasteczka, ale dało się zauważyć że jego dom należał do tych, które ucierpiały w pożarach nieznacznie lub wcale. Żywopłot, który wcześniej otaczał posiadłość zniknął, ale albo Bulstrode wydał w szale setki galeonów na ekspresową odnowę miejsca zamieszkania, albo faktycznie - nic mu się nie stało. Od ostatniej jej wizyty, wnętrze nawet wyglądało lepiej - pozbawione już wszechobecnych na parterze śladów trwającego remontu, chociaż gdyby przeszli się na piętro, tam dałoby się już dostrzec wciąż trwające prace.
Posadził ich w gabinecie, gdzie mieli do dyspozycji ogromne, zabytkowe biurko, wygodne fotele czy biblioteczkę, ale także widok na nieco żałośnie wyglądający ogród i jeszcze smutniejsze krajobrazy samego Little Hangleton. Zanim się tam rozsiedli, jako dobry gospodarza zaproponował jeszcze coś dopicia - wykluczając tę nieszczęsną herbatę którą pili ostatnim razem. Sam trzymał w ręku kubek, wpatrując się obojętnie w leżący na biurku pergamin, na którym Baldwin wymalował scenkę z namiotu. Obok natomiast leżał list i ten od asystenta Avery, jak i skierowanego do niej przez Malfoya.
- Wiesz, gdyby nie to że nikt nie byłby taki głupi, to aż ciśnie się powiedzieć, że za wszystkim stoi jakiś Malfoy - mruknął w stronę Brenny, spoglądając na nią przelotnie zanim upił łyk herbaty.
Ostatnie dni i mierzenie się z rzeczywistością było zwyczajnie nieco łatwiejsze, kiedy wszystko trafiało do niego przez mieszankę alkoholu i eliksirów, które miały tak samo przyśpieszyć powrót do zdrowia, jak i przytłumić ból który mógł temu towarzyszyć. Teraz, kiedy świat był dokładnie tak ostry i wyraźny jak powinien, czuł się dziwnie i nie na miejscu, jakby wepchnięto go do nowego, zniekształconego świata, gdzie nieustannie jakaś nieprawidłowość czaiła w kącie oka. Nie mógł jednak nieustannie osuszać kolejnych butelek ognistej, a praca czekała na niego już za rogiem, bo wraz z nadejściem nowego tygodnia.
Sprawa Avery nie do końca go poruszała, ale była dobrym startem. Na to, by na nowo złapać odpowiedni mindset, ale wydawała się także odpowiednim punktem, jeśli chodziło o kogokolwiek, kto mógł ucierpieć podczas Spalonej Nocy z rąk Czarnego Pana. Fakt, że musiał posiedzieć nad tym z Brenną też nie wydawał mu się taki zły - wolał teraz zdecydowanie bardziej jej towarzystwo niż brata, reszty rodziny lub drogich przyjaciół, jakby obawiając się że tamci znają go zbyt dobrze i zaraz próbowali na nowo wypchnąć z niego cały ten żal i gniew, który trzymał w środku.
- Nie martw się, nie będzie żadnych luster - przywitał ją z uśmiechem. Może wyblakłym, ale na nic lepszego nie było go stać. Sam nie poświęcił temu zbyt wiele uwagi, zrzucając to na karb zwykłego szczęścia czy charakterystyki miasteczka, ale dało się zauważyć że jego dom należał do tych, które ucierpiały w pożarach nieznacznie lub wcale. Żywopłot, który wcześniej otaczał posiadłość zniknął, ale albo Bulstrode wydał w szale setki galeonów na ekspresową odnowę miejsca zamieszkania, albo faktycznie - nic mu się nie stało. Od ostatniej jej wizyty, wnętrze nawet wyglądało lepiej - pozbawione już wszechobecnych na parterze śladów trwającego remontu, chociaż gdyby przeszli się na piętro, tam dałoby się już dostrzec wciąż trwające prace.
Posadził ich w gabinecie, gdzie mieli do dyspozycji ogromne, zabytkowe biurko, wygodne fotele czy biblioteczkę, ale także widok na nieco żałośnie wyglądający ogród i jeszcze smutniejsze krajobrazy samego Little Hangleton. Zanim się tam rozsiedli, jako dobry gospodarza zaproponował jeszcze coś dopicia - wykluczając tę nieszczęsną herbatę którą pili ostatnim razem. Sam trzymał w ręku kubek, wpatrując się obojętnie w leżący na biurku pergamin, na którym Baldwin wymalował scenkę z namiotu. Obok natomiast leżał list i ten od asystenta Avery, jak i skierowanego do niej przez Malfoya.
- Wiesz, gdyby nie to że nikt nie byłby taki głupi, to aż ciśnie się powiedzieć, że za wszystkim stoi jakiś Malfoy - mruknął w stronę Brenny, spoglądając na nią przelotnie zanim upił łyk herbaty.