• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
1 2 3 4 5 … 10 Dalej »
[jesień, 17.09.1972] Tea is a ritual, an art that nourishes the soul | Brenna & Nora

[jesień, 17.09.1972] Tea is a ritual, an art that nourishes the soul | Brenna & Nora
Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#1
16.09.2025, 11:58  ✶  
17.09.1972, herbaciarnia

Wprawdzie widziała się z Brenną dwa dni temu, jednak przyjaciółka zastała ją wtedy w niezbyt dobrym stanie. Duch postanowił sobie z niej zażartować i zmienił ją w dziecko... na szczęście, tak jak wspomniał jej klątwołamacz efekty złośliwego czaru samoistnie zniknęły, wróciła więc do swojej normalnej wersji. Obawiała się, że może być inaczej, jednak te obawy okazały się być zupełnie bezpodstawne. Postanowiła więc spotkać się z Longbottomówną na chwilę, porozmawiać o bieżącej sytuacji i napić się herbaty. Przyjaciółka znalazła dla niej chwilę, co ogromnie ją cieszyło, bo wiedziała, że jest to moment, w którym może być mocno zabiegana, zważając na to, co wydarzyło się w Wielkiej Brytani, szczególnie, że ich rodzinny dom, Warownia, oberwała bardzo mocno podczas ostatnich ataków.

Panna Figg pojawiła się chwilę przed czasem, nie miała w zwyczaju się spóźniać, zaliczyła też swoją dzienną dawkę ruchu przychodząc tutaj na swoich nogach. Nie da się ukryć, że rzadko kiedy wybierała inny środek transportu od własnych stóp, bo nie po drodze jej było z teleportacją, czy innymi wymyślnymi metodami transportowymi.

Poprawiła swoją krótką, pomarańczową sukienkę, która idealnie pasowała do nadchodzącej jesieni, liście już niedługo zaczną mienić się w podobnych barwach, po czym weszła do środka.

Wybrała jeden ze stolików, przy którym usiadła. Wpatrywała się w witrynę oczekując na to, aż pojawi się tu jej towarzyszka. Obserwowała ludzi, wydawało jej się, że każdy gdzieś się spieszy, co wcale jej nie dziwiło, był to bardzo trudny okres dla czarodziejów, wielu z nich straciło swoje dobytki. Ona miała dość sporo szczęścia, bo poza paskudną klątwą nic więcej jej nie trapiło, nikt z jej bliskich nie został zabity tamtej nocy, co również było sporym sukcesem. Zawsze przecież mogło być gorzej, jej problemem nie byłaby wtedy tylko i wyłącznie sadza, która nie dawała się posprzątać. Sporo szczęścia mieli również właściciele tej herbaciarni, ona również przetrwała.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#2
16.09.2025, 14:37  ✶  
Brenna niemal jak zwykle bardziej wpadła do herbaciarni niż do niej weszła, i to mimo tego, że teleportowała się w pobliżu, a nie szła z Ministerstwa. Jeszcze w pracy – w której poza zajmowaniem się setką spraw, które spadły na nich po Spalonej Nocy, jak większość funkcjonariuszy w nadgodzinach sprawdziła też adres i dane personalne kelnerskich braci – na moment przed wyjściem przebrała się z munduru w ciuchy wyciągnięte z szafki. W przeciwieństwie do Nory, sama miała na sobie dość typową szatę czarodziejów, choć specjalnie uszytą tak, żeby nie krępowała za bardzo ruchów.
– Cześć, skarbie – przywitała się, opadając na miejsce naprzeciwko Nory i odruchowo poprawiając włosy. Na ich uczesanie nie starczyło jej już czasu, a geny Potterów sprawiały, że jeżeli nie poświęciła fryzurze dostatecznie dużo czasu, ta lubiła wymykać się spod kontroli. – Miło cię widzieć. Zwłaszcza w dorosłej postaci. Pasuje ci ten kolor, tak poza tym. Nie znasz pewnie braci Bumfuzzle, co?
Trochę to była jej zwykła gadanina, bo Brenna zwykle od razu po pojawieniu się zaczynała gadać, trochę chyba faktyczna nadzieja, że kto wie, może akurat bracia z Alei Horyzontalnej byli regularnymi gośćmi w klubokawiarni Nory – magiczny Londyn nie był w końcu aż taki wielki.
– Herbatę rozgrzewającą z malinami poproszę. I hm… zaraz, macie tu chyba kanapki, więc może jeszcze kanapkę – powiedziała, gdy podeszła do nich kelnerka, posyłając jej uśmiech, a potem przeniosła spojrzenie na Norę. – Gdybyśmy spotykały się u ciebie, pewnie poprosiłabym o kawę. A ponieważ wypiłam dzisiaj już pięć kaw, prawdopodobnie zaczęłabym lewitować od ilości kofeiny. Mam wrażenie, że w układzie krwionośnym nie zostało mi już za wiele krwi.
Tak naprawdę to preferowała zwykle herbatę, ale cóż, kofeina była czymś bardzo ważnym w policyjnej pracy, przynajmniej zdaniem Brenny. Podobnie jak pączki, oczywiście. Pod tym względem Brenna była absolutnie stereotypowym gliną. Oczywiście, tutaj pączków by nie zamówiła, skoro mogła mieć te Nory, ale mogła skorzystać z okazji i zjeść kolację inaczej niż w biegu.

!Trauma Ognia


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#3
16.09.2025, 14:37  ✶  
Nie dotykają się żadne omamy, ale trauma ognia pozostaje silną. Kiedy w trakcie trwania tej sesji widzisz płomienie, na moment zastygasz w bezruchu przepełniony strachem. Wydaje ci się, że nadchodzą. Kto? Oni... One? Te istoty złożone z dymu i lęków...
Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#4
16.09.2025, 14:48  ✶  

Oderwała wzrok od szyby, gdy drzwi się otworzyły. Zabawne - mimo tego, że wpatrywała się w ulicę do nie zauważyła teleportującej się przyjaciółki, bywa i tak. Uśmiech pojawił się na jej twarzy, gdy dostrzegła Brennę przekraczającą próg, jak zawsze - ciepło jej się robiło na serduszku, kiedy się spotykały. Dobrze było widzieć ją całą i zdrową, co wcale nie było takie oczywiste w czasach, w którym przyszło im żyć. Figg miała świadomość tego, że Longbottomowie byli bardzo wyjątkowi na tle innych czystokrwistych rodów, a to niosło ze sobą dodatkowe zagrożenie, Brenna miała też niebezpieczną pracę, wiadomo więc jak się to wszystko malowało.

- Dziękuję bardzo, nadchodząca jesień mnie natchnęła. - Odpowiedziała uśmiechając się od ucha do ucha. Nie było żadną nowością to, że Norka sięgała po specyficzne kolory, w sumie od zawsze tak miała, ubrania, które nosiła pasowały do jej humoru, czy pory roku, która aktualnie trwała.

- Ciebie również miło widzieć, Bren. - Nie mogła przecież nie odpowiedzieć na ten komentarz. Naprawdę była zadowolona z tego, że się spotkały, w normalnych warunkach, była w końcu dorosła, na samą myśl o tym, co się wydarzyło dwa dni temu po jej plecach przechodziły dreszcze.

- Bum, co? - Zmrużyła oczy zastanawiając się nad pytaniem, dość szybko jednak machnęła głową w zaprzeczeniu. Nic jej nie mówiło to nazwisko, a było tak specyficzne, że zapewne by je zapamiętała.

- Niestety, nie znam, a do czego ich potrzebujesz? - Skoro już padło jakieś nazwisko to postanowiła się dowiedzieć, czemu Ci jacyś tam bracia obchodzili Longbottomównę.

- Ja poproszę z imbirem, bez kanapki. - Dodała całkiem uprzejmie. Nie była głodna, prawie nigdy nie była głodna w przeciwieństwie do swojej przyjaciółki, która chyba miała zupełnie na odwrót.

- No tak, u mnie nie musiałabyś się martwić ewentualną lewitacją, całkiem sprytne. - Odparła uśmiechając się przy tym szeroko. - Ciężki dzień? - Dopytała jeszcze, taka ilość kawy na pewno nie została skonsumowana bez powodu.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#5
17.09.2025, 09:18  ✶  
– Bumfuzzle. Musiałam przeczytać to nazwisko jakieś dwadzieścia razy, zanim je zapamiętałam – przyznała Brenna, trochę ściszając głos, bo niekoniecznie chciała, aby wszyscy wokół wiedzieli, o kogo wypytuje Norę. Jej spojrzenie przesunęło się po lokalu, w swego rodzaju odruchu: niby po prostu się rozejrzała, a w istocie sprawdzała, kto jest w środku, gdzie siedzi, czy rozpoznaje twarze. – Hm… byli świadkami w pewnej sprawie, która nie daje mi spokoju. Myślę, że wiedzą dużo więcej niż mówią. Pytanie, czy milczą ze strachu, dlatego, że sami nie wiedzą, co wiedzieli, czy są w to zamieszani – westchnęła. Nigdy nie oczekiwała, że jej praca będzie prosta. Bywała żmudna, męcząca, i często trzeba było tygodni roboty, żeby przyniosła rezultaty. Ale ostatnio naprawdę nic nie szło po ich myśli. – Mieszkają w pobliżu.
Nie była zaskoczona, że Nora ich nie zna. Mogli nie lubić pączków albo kupować je gdzieś indziej lub po prostu wchodzili do klubokawiarni i wychodzili, nie podając imion – w końcu tak robiła większość klientów. Ale nie zaszkodziło zacząć wypytywania od znajomych właścicieli lokali, położonych w pobliżu miejsca zamieszkania kelnerów, prawda?
– Spytam może też Tessę, jej antykwariat leży całkiem blisko. I Jonathana, zdaje mi się, że słyszałam jakieś plotki o kimś z jego wydziału, kto nosi to samo nazwisko, może też uda się dotrzeć do kogoś, kto był z nimi na roku w Hogwarcie… Ale nieważne – stwierdziła, zbywając to machnięciem ręki, a potem podziękowała kelnerce, gdy ta pojawiła się przy ich stoliku z tacą. – Wiesz co? Moja definicja ciężkiego dnia uległa pewnym modyfikacjom. Jeżeli Londyn nie płonie, nikt nie ginie i tak dalej, to jest to zwykły wtorek – powiedziała lekko, posyłając Norze uśmiech znad kanapki. – Lepiej powiedz, czy wszystko dobrze u ciebie, skarbie. Jak sobie radzisz? Potrzebujesz czegoś?
Martwiła się o nią. Martwiła się o bardzo wielu ludzi, ale lokal Nory ucierpiał, w jej życiu prywatnym nie układało się najlepiej, i Spalona Noc postawiła na głowie całe jej życie. Patrzyła więc na nią niby z uśmiechem, ale też z jakąś uwagą, jakby miała nadzieję, że zdoła zajrzeć jej do głowy.
Po paru kęsach odłożyła kanapkę i upiła łyk herbaty, cudownie ciepłej: nadszedł już ten czas w roku, gdy chłód zaczynał dawać się we znaki, a ona wzięła dziś ze sobą trochę za lekki płaszcz.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#6
17.09.2025, 09:30  ✶  

- Nie dziwię się, to nazwisko jest strasznie dziwne. - Nie bez powodu stwierdziła niemalże od razu, że gdyby już je usłyszała to na pewno zapadłoby jej w pamięć, a więc była pewna, że nigdy nie padło w jej obecności. Cóż nie mogła z tym pomóc swojej przyjaciółce, a szkoda - lubiła czuć się przydatna.

- Każda opcja brzmi na prawdopodobną, będziesz ich szukać? - Skoro mieszkali niedaleko, to być może Brenna miała zamiar pójść ich wypytać o to co widzieli, albo czego nie widzieli. W sumie może nie powinna wsadzać nosa w nieswoje sprawy, poprawiła się więc na krześle i nadal wpatrywała w przyjaciółkę. Nie wypytywała jej dalej, bo nie wydawało się Norce, aby to było na miejscu.

- Tak, podpytaj, najlepiej zacząć od swoich, być może ktoś już kiedyś na nich wpadł. - To nie byłoby niczym nieoczywistym, bo przecież świat był mały, potrafił zaskakiwać. Longbottom miała zresztą wielu znajomych, ktoś na pewno coś wiedział, coś słyszał, trudno było pozostać anonimowym.

- Sądzę, że nie tylko Twoja definicja uległa modyfikacji, teraz każdy dzień wydaje się być lekki po tym, co zaszło tamtej nocy. - Trudno było wyprzeć z pamięci widok płonącego Londynu, nie sądziła, że kiedykolwiek go zapomni. - Wtorek, jak wtorek, czyż nie, zawsze może być gorzej. - Tego obie miały świadomość, nie było to już niczym zaskakującym. - Ciekawi mnie, kiedy znowu uderzą. - Nie mówiła o tym, czy uderzą, raczej miała pewność, że to się wydarzy, prędzej, czy później i wypadałoby się przygotować na kolejne dramaty, bo już wiedziały o tym, że nie znają dnia, ani godziny.

- U mnie? Dobrze, wszyscy żyją, ponoć podczas Mabon będzie można zacząć ściągać klątwę, nie mogło być lepiej. - Nora nie miała w zwyczaju dzielić się swoimi problemami, raczej starała się radzić sobie sama, nie była szczególnie wylewna, jeśli chodzi o to, co ją męczyło. Fakt - cukiernia trochę dostała po dupie, ale stała, inni mieli gorzej, jej życie prywatne też aktualnie nie należało do najbardziej poukładanych, ale co z tego? Jakoś to będzie.

Sięgnęła po filiżankę i upiła niewielki łyk herbaty, była gorąca, dzięki czemu przyjemne ciepło zaczęło rozchodzić się po jej ciele, imbir tylko to potęgował.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#7
17.09.2025, 11:02  ✶  
– Już wiem, gdzie jest ich znaleźć. Będę zbierać informacje… nieoficjalnie.
Ustalenie, gdzie są bracia, było łatwe (a przynajmniej Brenna tak sądziła, nieświadoma jeszcze, że w istocie to chłopcy wyjechali do Paryża i tylko tu wrócili). Trudniejszą częścią było dowiedzenie się o nich więcej i znalezienie właściwego podejścia, skoro w tym wypadku nie mogła działać oficjalnie. W końcu śledztwo zostało zamknięte.
– Tak zrobię – mruknęła półgębkiem, bardzo cicho, między kolejnymi łykami herbaty. Ostatecznie czarodziejów było mniej niż mugoli, a sprawę ułatwiał fakt, że wiele osób z Zakonu pracowało w Ministerstwie i było w różnym wieku – zwyczajnie ktoś mógł być z którymś z braci na roku. Nie wdawała się jednak w szczegóły, bo jednak nie chciała o pewnych sprawach rozmawiać zbyt szeroko w herbaciarni. – Chyba wszyscy spodziewają się Samhain? Dlatego normalnie pomyślałabym: uderzy przed świętem. Ale w Beltane znaczenie miała konkretna data, więc może teraz też?
Czy użyje mocy zdobytej podczas Beltane w święto umarłych? A może użył jej już podczas Spalonej Nocy?
– Ale… zastanawiałam się, czy hm, nie chciałabyś wysłać jesienią Mabel na wakacje. Tak na tydzień. Za granicę. Oczywiście nie samą. Myślałam, że mógłby z nią pojechać tata Dory. Może też moja matka, żeby był przy nich jakiś czarodziej, chociaż nie jestem pewna, czy da się do tego przekonać. Twoja babcia, jeśli byłaby chętna. W okolicach Samhain. Ja płacę – powiedziała, trochę ostrożnie. Nie wiedzieli czy atak faktycznie nastąpi. Voldemort znów mógł sprawić im niespodziankę i zaatakować dużo wcześniej albo dużo później. Ale mimo wszystko… sama myśl o Samhain wprawiała Brennę w pewien niepokój i czułaby się dużo lepiej, gdyby przynajmniej ci z ich najbliższych, którzy nie dadzą rady walczyć, opuścili Anglię. Po prawdzie chętnie zaproponowałaby to i Norze, ale domyślała się, że ta będzie wolała zostać i zadbać o zaopatrzenie.
Westchnęła i odstawiła filiżankę, spoglądając na jej dno i rozmokłe fusy.
– Nauczycielka wróżbiarstwa kiedyś mi mówiła, że koniecznie powinnam chodzić na jej lekcje, bo wróżby mogą odpowiedzieć na wszystkie pytania. Byłoby miło, gdybym zobaczyła datę w fusach – stwierdziła, z nieco krzywym uśmiechem.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#8
17.09.2025, 11:21  ✶  

- To dobrze, Ty zawsze znajdziesz sposób, czyż nie? - Oczywiście nie umknęło jej to, iż Brenna wspomniała iż to nie jest oficjalne, Norka cieszyła się, że przyjaciółka darzyła ją takim zaufaniem, że jej o tym wspominała. Zresztą Figg należała do osób, które nie plotkowały o tym, o czym rozmawiali z nimi najbliżsi, ich tajemnice były zawsze z nią bezpieczne.

- To może jednak Yule? Wiesz, schemat, co drugie święto, jeden sabat spokoju, następny dramat. - Póki co chyba właśnie tak się to przedstawiało, zresztą Yule wydawało jej się być momentem, kiedy będą mogli chcieć uderzyć. ten sabat był obchodzony dość hucznie, więc prosiło się o to, aby to wykorzystać.

Słuchała tego, co Brenna miała jej do powiedzenia, tak właściwie to nie było głupie. Miałaby pewność, że Mabel będzie bezpieczna, gdyby doszło do ewentualnych ataków. - To jest całkiem rozsądne, ale... - Pojawiło się jedno ale, które zaczynało ją niepokoić. - ale będziemy tak robić przy każdym sabacie? - Wpatrywała się w Longbottom swoimi zielonymi oczami, była zmęczona. Czy już zawsze będzie to tak wyglądało? Przed każdym sabatem będą się szykować na najgorsze?

- W tym wypadku nie mam nic przeciwko, po prostu chciałabym wiesz, żeby w końcu wszystko wróciło do normy, by było bezpiecznie. - Nie wątpiła w to, że Brenna również tego chciała, nie mogły jednak nic z tym zrobić, prawda? Nie miały wpływu na jakiegoś popaprańca, który postanowił przejąć władzę nad magicznym światem, który powodował, że nie było już bezpiecznie, że musieli oglądać się za swoje ramiona, zastanawiać się nad tym, czy ktoś nie straci życia.

- Myślisz, że ją dostrzeżesz, w sumie wasza rodzina posiada jakiś dar z tym związany. - W końcu Morpheus był jasnowidzem, Brenna również posiadała pewne umiejętności, warto było spróbować? Nie, żeby wierzyła w to, że faktycznie uda im się odkryć w fusach do herbaty datę kolejnych ataków Voldemorta. Sama zaś dopiła zawartość swojej filiżanki, żeby spojrzeć na to, co ułoży się na jej dnie.


Rzut Symbol 1d258 - 89
Koło (dobry los/zasłużony sukces)
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#9
17.09.2025, 11:43  ✶  
Czy na pewno znajdzie sposób? Nie sądziła, by tak było. Mimo to uśmiechnęła się do Nory, nie przecząc, bo naprawdę w duszy miała dość wątpliwości własnych, by nie chcieć zasiewać ich także w cudzych umysłach. Potrzebowali nadziei. Nie mogła im jej odbierać.
– Nie wiemy jeszcze czy coś wydarzy się w Mabon – powiedziała Brenna, między kęsami swojej kanapki. Lammas upłynęło we względnym spokoju, a potem zagłada nadciągnęła ot tak, dziewiątego września. – Nie. Nie będziemy – przyznała, tłumiąc westchnienie. Czy czasem najchętniej zapakowałaby kilka osób w pociąg i wysłała na drugi koniec świata? Tak. I dlatego nawet nie mogła winić Patricka, Mavelle, Avelinę czy Vincenta, że znikli z kraju. Ich nieobecność – o dziwo, chyba najbardziej Vinca – bolała czasem niemal fizycznie, ale cieszyła się, że są bezpieczni.
Jednocześnie jednak nie mogli uciec wszyscy. Wtedy Anglia zostanie stracona.
– Może niepotrzebnie się zafiksowuję, ale chodzi o to, że… jak szukałam informacji… granica między światami jest najcieńsza w te dwie daty. A Samhain ogólnie to dość złowieszcze święto. Poza tym jeżeli nawet tu się mylimy, nie zdziwię się, jeśli uderzy parę dni wcześniej, żeby wybrać ten moment, gdy wszyscy będą się przygotowywać. W najgorszym razie Mabel i twoja babcia zwiedzą Hiszpanię. Tam będzie dużo cieplej i ładniej niż tutaj. Chociaż… co ja mówię. W najlepszym razie zwiedzą Hiszpanię – sprostowała, bo przecież wcale nie chciała, aby doszło do jakiegoś ataku.
Wyciągnęła rękę ponad stołem, by na moment ścisnąć dłoń Nory. Tak, też chciałaby, aby było bezpiecznie. I robili co mogli, aby do tego doprowadzić. Mimo to Brenna nie miała niczego pocieszającego do powiedzenia: było więcej niż jasne, że jeżeli nawet zwyciężą w tej wojnie, to zwycięstwo nie nadejdzie dziś, jutro ani nawet w ciągu roku, i że czeka ich jeszcze mnóstwo ciemnych dni.
– Nie sądzę, żeby to tak działało, nawet gdybym była jasnowidzem… ale nie jestem – stwierdziła, opuszczając jednak wzrok i odruchowo zaglądając do swojej filiżanki. Ot tak, trochę żartobliwie, bo mimo ponurych tematów musieli szukać momentów uśmiechu, prawda? – Kiedyś próbowałam tego z V… z przyjacielem. Oboje widzieliśmy w fusach same ponuraki. A potem adoptowałam psa, który wyglądał jak ponurak, więc może jednak jesteśmy świetnymi wróżbitami.


Rzut Symbol 1d258 - 45
Gad (fałszywy przyjaciel)


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#10
17.09.2025, 12:04  ✶  

- Tak, ale to, co się stało chyba można podłączyć pod Mabon? - W sumie tak jej się wydawało, do pożarów doszło kilkanaście dni przed, więc może miało to jakiś sens? Tak właściwie to nie miała pojęcia, trudno jej było stwierdzić co ma w głowie powalony psychopata.

- W sumie nie spoglądałam na to z tej strony, to prawda, że Samhain prosi się o to, aby coś się podczas niego stało. Zważając na to, że w Beltane postanowili wejść do Libmo, to teraz będą mogli znowu coś takiego zrobić. - Spojrzała na problem z innej strony, nie pomyślała o tym, że Samhain było świętem, gdy granice światów niemalże się zacierały, Voldemort mógł na pewno chcieć skorzystać z magii tego dnia. Cóż, coraz bardziej skłaniała się ku temu, aby faktycznie zgodzić się na propozycję Longbottom, nie mogła jej odrzucić, nie kiedy chodziło o bezpieczeństwo jej córki.

- Tak, myślę, że to jest dobry pomysł, niech jadą, będę spokojniejsza. - Nie widziała żadnych przeciwwskazań, raczej same plusy, do tego, jeśli coś się wydarzy to będzie mogła się skupić na chronieniu swojego dobytku, w przypadku kiedy Mabel była na miejscu priorytety wyglądały zupełnie inaczej, nie mogła się przecież rozdwoić. Trudno było być przedsiębiorczynią, a zarazem samodzielnym rodzicem... no po części, w większości, czy jakoś tak.

Uśmiechnęła się do Brenny, gdy ta ścisnęła jej dłoń. Nie było im łatwo, to był naprawdę trudny czas dla ludzi ich pokroju, Longbottomowie w sumie na własne życzenie znaleźli się na celowniku, bo postanowili wspierać słabszych, świat był okropnie niesprawiedliwy...

- Nie musi działać, ale możemy spróbować. - Skoro uczniowie na lekcjach wróżbiarstwa mogli to robić, to dlaczego one nie miałby też sprawdzić w fusach, co na nie czeka w najbliższej przyszłości, oczywiście z przymrużeniem oka.

- Widzisz, gadasz głupoty, najwyraźniej masz dar! - Skoro widziała psa w filiżance, a później jakiegoś zaadoptowała to musiała być prawda, gdzieś głęboko w Brennie na pewno siedziała jasnowidzka moc...

- Mam kółko, będę się kręcić w kółko? - Spojrzała na przyjaciółkę i przysunęła w jej stronę filiżankę, aby tamta potwierdziła, że widzi to samo, wolała się skonsultować ze specjalistką, którą w tej chwili była dla niej Brenna - wszystko przez tego psa.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (2163), Nora Figg (2324), Pan Losu (40)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa