02.03.2023, 22:22 ✶
Środek nocy to czas kiedy przyzwoici obywatele śpią w swoich łóżkach a zmory i inne potwory wychodzą na żer. Skądże znowu, to bujda. Nocne zmory przychodzą grzecznie do szpitala, siedemnasty raz w ciągu trzech miesięcy wypełniają odpowiednie wnioski i oczekują na sprzedaż krwi. Przysiągłby, że dostaje ją w coraz mniejszych woreczkach.
- Powinienem pani nakreślić, że wraz z rozwojem zapotrzebowanie rośnie a nie maleje?- zapytał z lekko podniesionym tonem bowiem musi wypić odpowiednią ilość krwi do końca następnego dnia. Inaczej zacznie mu odbijać a z racji, że nikt go na co dzień nie pilnował to łatwo mógł popaść w tarapaty. Sprzeczał się z recepcjonistką, dyskutował z nią, że jest niesprawiedliwie traktowany tylko i wyłącznie przez to, że przychodzi tu raz na tydzień - czyli łącznie cztery razy w miesiącu. Wedle pracownicy zdecydowanie zbyt często. Łatwiej było mu ubiegać się o krew w tym szpitalu - była dosyć droga, ech - niż w mugolskich gdzie nie mógł wyznać, że jest głodującym wampirem. Przez swoją postawę został zmuszony czekać na rozpatrzenie wniosku. Wkurzył się jak nigdy i gniewnym krokiem usiadł na samym końcu poczekalni, bezczelnie kładąc nogi na sąsiednim krześle. Zdjął oczywiście wcześniej buty bo wbrew pozorom nie był chamem. Z dziką satysfakcją znosił nieprzyjemne spojrzenia recepcjonistki, ewidentnie zawiedzionej, że sobie stąd nie poszedł tylko naprawdę zamierza czekać na przydział krwi. Obie strony zdawały sobie sprawę, że powinien stąd wyjść jak najszybciej więc siłą rzeczy ktoś w końcu pęknie. Profilaktycznie zaprzestał oddychać i zamknął oczy. Póki nie widzi i nie czuje krwi to było w porządku. Nie chciał sytuacji gdyby ktoś krwawiący przechodził przez poczekalnię i sprowokował samotnego wampira do ataku. Nie wiedział ile minęło czasu jednak można przypuszczać, że recepcjonistka celowo o nim zapomniała i wyszła do domu… nic mu nie mówiąc.
- Powinienem pani nakreślić, że wraz z rozwojem zapotrzebowanie rośnie a nie maleje?- zapytał z lekko podniesionym tonem bowiem musi wypić odpowiednią ilość krwi do końca następnego dnia. Inaczej zacznie mu odbijać a z racji, że nikt go na co dzień nie pilnował to łatwo mógł popaść w tarapaty. Sprzeczał się z recepcjonistką, dyskutował z nią, że jest niesprawiedliwie traktowany tylko i wyłącznie przez to, że przychodzi tu raz na tydzień - czyli łącznie cztery razy w miesiącu. Wedle pracownicy zdecydowanie zbyt często. Łatwiej było mu ubiegać się o krew w tym szpitalu - była dosyć droga, ech - niż w mugolskich gdzie nie mógł wyznać, że jest głodującym wampirem. Przez swoją postawę został zmuszony czekać na rozpatrzenie wniosku. Wkurzył się jak nigdy i gniewnym krokiem usiadł na samym końcu poczekalni, bezczelnie kładąc nogi na sąsiednim krześle. Zdjął oczywiście wcześniej buty bo wbrew pozorom nie był chamem. Z dziką satysfakcją znosił nieprzyjemne spojrzenia recepcjonistki, ewidentnie zawiedzionej, że sobie stąd nie poszedł tylko naprawdę zamierza czekać na przydział krwi. Obie strony zdawały sobie sprawę, że powinien stąd wyjść jak najszybciej więc siłą rzeczy ktoś w końcu pęknie. Profilaktycznie zaprzestał oddychać i zamknął oczy. Póki nie widzi i nie czuje krwi to było w porządku. Nie chciał sytuacji gdyby ktoś krwawiący przechodził przez poczekalnię i sprowokował samotnego wampira do ataku. Nie wiedział ile minęło czasu jednak można przypuszczać, że recepcjonistka celowo o nim zapomniała i wyszła do domu… nic mu nie mówiąc.