• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Klinika magicznych chorób i urazów v
« Wstecz 1 2
Daleko pada jabłko od jabłoni | Florence & Cody | noc, recepcja| kwiecień 1972

Daleko pada jabłko od jabłoni | Florence & Cody | noc, recepcja| kwiecień 1972
Narwany Wampir
W oczy rzuca się soczyście rudy kolor włosów. Bardzo łatwo o jego wybuch śmiechu. Mówi głośno, śmieje się donośnym tembrem. Można wyczuć od niego metaliczny zapach rdzy lub krwi który stara się zatrzeć wodą kolońską. Mierzy około metra osiemdziesiąt centymetrów wzrostu zaś ubranie skrywa wyraźnie zarysowane mięśnie ramion i nóg. Szybko się porusza, szybko biega, rzadko siedzi nieruchomo w miejscu. Gdy czuje palący głód to blednie, zapadają się jego policzki, skóra staje się przezroczysta, oczy podkrążone, a usta sine. Zazwyczaj w tym czasie zmywa się z towarzystwa, nawet w połowie spotkania. Nie wyjaśnia przyczyny.

Cody Brandon
#1
02.03.2023, 22:22  ✶  
Środek nocy to czas kiedy przyzwoici obywatele śpią w swoich łóżkach a zmory i inne potwory wychodzą na żer. Skądże znowu, to bujda. Nocne zmory przychodzą grzecznie do szpitala, siedemnasty raz w ciągu trzech miesięcy wypełniają odpowiednie wnioski i oczekują na sprzedaż krwi. Przysiągłby, że dostaje ją w coraz mniejszych woreczkach.
- Powinienem pani nakreślić, że wraz z rozwojem zapotrzebowanie rośnie a nie maleje?- zapytał z lekko podniesionym tonem bowiem musi wypić odpowiednią ilość krwi do końca następnego dnia. Inaczej zacznie mu odbijać a z racji, że nikt go na co dzień nie pilnował to łatwo mógł popaść w tarapaty. Sprzeczał się z recepcjonistką, dyskutował z nią, że jest niesprawiedliwie traktowany tylko i wyłącznie przez to, że przychodzi tu raz na tydzień - czyli łącznie cztery razy w miesiącu. Wedle pracownicy zdecydowanie zbyt często. Łatwiej było mu ubiegać się o krew w tym szpitalu - była dosyć droga, ech - niż w mugolskich gdzie nie mógł wyznać, że jest głodującym wampirem. Przez swoją postawę został zmuszony czekać na rozpatrzenie wniosku. Wkurzył się jak nigdy i gniewnym krokiem usiadł na samym końcu poczekalni, bezczelnie kładąc nogi na sąsiednim krześle. Zdjął oczywiście wcześniej buty bo wbrew pozorom nie był chamem. Z dziką satysfakcją znosił nieprzyjemne spojrzenia recepcjonistki, ewidentnie zawiedzionej, że sobie stąd nie poszedł tylko naprawdę zamierza czekać na przydział krwi. Obie strony zdawały sobie sprawę, że powinien stąd wyjść jak najszybciej więc siłą rzeczy ktoś w końcu pęknie. Profilaktycznie zaprzestał oddychać i zamknął oczy. Póki nie widzi i nie czuje krwi to było w porządku. Nie chciał sytuacji gdyby ktoś krwawiący przechodził przez poczekalnię i sprowokował samotnego wampira do ataku. Nie wiedział ile minęło czasu jednak można przypuszczać, że recepcjonistka celowo o nim zapomniała i wyszła do domu… nic mu nie mówiąc.
Dama z Lumos
Kasztanowe włosy zwykle ma ciasno spięte, odsłaniając bladą, trochę piegowatą twarz. Oczy ma jasne, o uważnym spojrzeniu. Około metr sześćdziesiąt dziewięć wzrostu.

Florence Bulstrode
#2
03.03.2023, 00:09  ✶  
Nocne dyżury nie były dla Florence żadną nowością. Właściwie brała je w szpitalu dość często, zwłaszcza jeśli akurat miała na oddziale kogoś w ciężkim stanie… co zdarzało się nagminnie. O tej porze pacjentów było zwykle mniej, a jednocześnie jeżeli ktoś już się pojawiał – to na ogół był dość poważny przypadek. Bulstrode w ciągu ostatnich kilku godzin urządziła obchód, odczarowała dwóch czarodziejów, dla których wieczór kawalerskie zakończył się mało szczęśliwie, po czym zeszła na parter, porozmawiać z recepcjonistką i zajrzeć na izbę przyjęć.
Ostatnio papiery, które trafiały stąd do jej gabinetu były skandalicznie niekompletne. Nadeszła pora, aby wreszcie coś z tym zrobić.
Florence była nieco bledsza niż zwykle, ale mimo późnej pory – wyglądała jak zawsze schludnie. Szata uzdrowiciela (w wybitnie nie twarzowej kolorystyce, Florence zawsze podejrzewała, że założyciele Munga byli Ślizgonem i Puchonem) nie miała ani jednego zagniecenia, wygodne pantofle uzdrowicielki na płaskim obcasie wręcz błyszczały, włosy ściągnęła w ciasny kucyk. Po kilku godzinach dyżuru odczuwała już pewne zmęczenie, nie było to jednak nic, na co nie mogłaby zaradzić kawa – miała nadzieję, że wyjątkowo zdąży znaleźć na taką chociaż ze trzy minuty…
Nie dostrzegła recepcjonistki, za to chłopaka rozpostartego na krzesełkach już tak. W pierwszej chwili chciała go zganić za trzymanie nóg na krześle. W drugiej zmarszczyła brwi. Jej uwagę przyciągnęła najpierw nienaturalna bladość. Potem coś, czego pewnie nie dostrzegłby na pierwszy rzut oka każdy – ale ona była uzdrowicielką i zdarzało się jej wręcz obsesyjnie sprawdzać, czy niektórzy jej z pacjentów nie umarli przez sen.
Chłopak nie oddychał.
A ponieważ wampiry w Mungu widywało się naprawdę bardzo rzadko – prawdę mówiąc Florence nie widywała ich wcale, jeżeli ktoś trafiał na jej oddział, to już prędzej wilkołaki – jej wniosek był dość oczywisty. Pacjent, pozostawiony bez pomocy, albo już umarł, albo właśnie siedzi tu umierający i nikt go nie reanimuje!
- Na litość Merlina! – krzyknęła Florence. – SARAH! – zawołała, wzywając rejestratorkę, a sama rzuciła się ku Codyemu, natychmiast wyciągając różdżkę.
Narwany Wampir
W oczy rzuca się soczyście rudy kolor włosów. Bardzo łatwo o jego wybuch śmiechu. Mówi głośno, śmieje się donośnym tembrem. Można wyczuć od niego metaliczny zapach rdzy lub krwi który stara się zatrzeć wodą kolońską. Mierzy około metra osiemdziesiąt centymetrów wzrostu zaś ubranie skrywa wyraźnie zarysowane mięśnie ramion i nóg. Szybko się porusza, szybko biega, rzadko siedzi nieruchomo w miejscu. Gdy czuje palący głód to blednie, zapadają się jego policzki, skóra staje się przezroczysta, oczy podkrążone, a usta sine. Zazwyczaj w tym czasie zmywa się z towarzystwa, nawet w połowie spotkania. Nie wyjaśnia przyczyny.

Cody Brandon
#3
03.03.2023, 06:58  ✶  
Wzorowe zachowanie wampira - aby nie rozpraszać się potencjalnym widokiem krwi dobrodusznie rezygnował z oddychania i obserwacji otoczenia. Czas się oczywiście dłużył lecz Brandon należał do osób, które potrafią postawić na swoim. Tak jakby… bo właśnie przegrywał i wydawało się, że o tym nie wiedział. Minęły dopiero dwa miesiące od przemiany więc nie orientował się jeszcze, że jeśli znieruchomieje to wydaje się dosyć martwy. Komu mogłoby przyjść to do głowy? Tylko stalkerom bądź wrażliwym uzdrowicielom. Znienacka usłyszał krzyk tuż nad swoją głową. Tak bardzo się tego wystraszył, że też wrzasnął, jednocześnie próbował bodajże podnieść się lecz bliskość kobiety wytrąciła go z sensownego planowania koordynacji swych ruchów. W efekcie zleciał z krzykiem z krzeseł, chaotycznie próbując rękoma znaleźć jakiekolwiek oparcie - na próżno. Przywitał się z hukiem z zimną podłogą. Zobaczył przed sobą wyciągniętą różdżkę i momentalnie zrobiło mu się słabo. No nie, ale żeby aż tak?!
- Przecież nic nie zrobiłem a pani od razu z różdżką!- krzyknął i poderwał się na nogi, złapał swój plecak i na wstecznym czmychnął dwa metry od uzdrowicielki. Przywrócił oddychanie; musiał jeśli chciał się odzywać. Z lekkim niepokojem rozejrzał się po recepcji lecz na szczęście nie było innych pacjentów.
- Jak chce mnie pani posłać do diabła to wystarczy powiedzieć a nie od razu atakować. - oburzył się lecz dominował strach przed reakcją kobiety. Przekonany był, że recepcjonistka doniosła na niego wyższym szczeblom i postanowiono go unicestwić. Nagle rozpoznał twarz kobiety.
- O, pani Bulstrode? To ja, Cody Brandon. Może mnie pani pamięta. Byłem tutaj z mamą półtora roku temu. - uznał, że jeśli przypomni kobiecie swoją osobę to istnieje szansa, że te wnioski o krew zostaną jednak rozpatrzone pozytywnie i to szybciej niż w ciągu miesiąca. Półtora roku temu w trakcie rozmowy z Bulstrode trzymał pewną dozę rezerwy, wpojoną przez matkę lecz teraz przymknął na to oko skoro chciano go stąd eksmitować bez zapasów.
Dama z Lumos
Kasztanowe włosy zwykle ma ciasno spięte, odsłaniając bladą, trochę piegowatą twarz. Oczy ma jasne, o uważnym spojrzeniu. Około metr sześćdziesiąt dziewięć wzrostu.

Florence Bulstrode
#4
03.03.2023, 10:20  ✶  
Absolutna nieruchomość i brak oddechu zasadniczo były tymi objawami, które większości uzdrowicieli wskazywano jako „bardzo niepokojące”. Florence nie zdążyła jednak ani rzucić zaklęcia skanującego, ani pobudzającego pracę serca, bo domniemany trup… wrzasnął i poderwał się na równe nogi. Uzdrowicielka, która już – już miała się nad nim pochylić, odskoczyła, by się z nim nie zderzyć, a że nie była najbardziej wprawną fizycznie osobą na świecie, wpadła przy tym na ladę pustą ladę, za którą powinna siedzieć recepcjonistka. (I mimowolnie odnotowała, że Sarah idąc na przerwę nikogo nie zawołała na swoje miejsce, no doprawdy!)
Jeśli ona nastraszyła jego, to on ją zdecydowanie też. Bo może i zachowanie było wzorowe z perspektywy wampira, który nie chciał się rzucić na rannego pacjenta, ale Florence bardzo rzadko widywała nieoddychające wampiry, za to nie raz, nie dwa, widziała nieoddychających ludzi. I przywykła do brania tego za coś, co wymaga natychmiastowej reakcji.
- Co pan wyrabia?! Proszę natychmiast siadać! – nakazała Florence, obserwując chłopaka, który nim zdążyła cokolwiek zrobić, zerwał się z podłogi i odsunął jeszcze dalej. Jak na kogoś, kto niedawno nie oddychał, poruszał się zaskakująco żwawo. Ale ciężko było nie wychwycić, że ogólnie wygląda wybitnie niezdrowo: nienaturalnie blado, z oczami też było zdecydowanie coś nie tak. Nie, jeszcze nie była świadoma, że ma do czynienia z wampirem. By coś takiego odkryć, potrzebowałaby jednak więcej niż dziesięciu sekund. Gdy podał swoje imię i nazwisko wyprostowała się, opuściła nieco różdżkę i zmusiła do przywołania na twarz swojej zwykłej maski uzdrowicielki. Coś tam nawet kojarzyła, kiedy wspomniał, że był z matką w szpitalu, choć na razie nawet nie próbowała sobie przypomnieć tej sceny. W jej oczach Brandon wyglądał jak ktoś, kto natychmiast potrzebuje pomocy uzdrowicielskiej. Może i zaczął nagle skakać i, jak zaobserwowała, oddychać, ale to nie znaczyło, że już z nim wszystko w porządku.
- Proszę siadać – powtórzyła ostro, różdżką wskazując na krzesło, z którego wstał. – Przecież pan wygląda, jakby miał zaraz zemdleć. Co panu dolega? Na który wydział pan przyszedł? Sarah, do cholery, gdzie jesteś?! Dlaczego tu leżał ktoś z zapaścią i nikt się nim nie zajmował?!
Już pomijając sam fakt śmierci pacjenta w poczekali, który był niedopuszczalny, to jeszcze potem Prorok Codzienny zlinczowałby szpital!
Narwany Wampir
W oczy rzuca się soczyście rudy kolor włosów. Bardzo łatwo o jego wybuch śmiechu. Mówi głośno, śmieje się donośnym tembrem. Można wyczuć od niego metaliczny zapach rdzy lub krwi który stara się zatrzeć wodą kolońską. Mierzy około metra osiemdziesiąt centymetrów wzrostu zaś ubranie skrywa wyraźnie zarysowane mięśnie ramion i nóg. Szybko się porusza, szybko biega, rzadko siedzi nieruchomo w miejscu. Gdy czuje palący głód to blednie, zapadają się jego policzki, skóra staje się przezroczysta, oczy podkrążone, a usta sine. Zazwyczaj w tym czasie zmywa się z towarzystwa, nawet w połowie spotkania. Nie wyjaśnia przyczyny.

Cody Brandon
#5
03.03.2023, 11:00  ✶  
Popatrzył na nią jak na wariatkę. Rzuca się w jego stronę z różdżką i dziwi się, że postanowił zrobić pozbawiony gracji w tył zwrot?
- Czemu?!- zapytał bo nie rozumiał jej zamiarów. Wyglądała na osobę zdolną do wielu rzeczy. Widział na jej twarzy coś na kształt strachu i dlatego był przekonany, że przyszła go stąd przegnać bądź ukarać. Nie wiedział już co myśleć poza taktownym planowaniem ewakuacji z terenu szpitala. Nie ma co dla woreczków krwi padać na zawał. Ach, jemu to nie groziło. Przysiągłby, że w chwili spadania z krzeseł jego serce na moment się skuliło ze strachu. Musi to skonsultować z Williamem, czy to w ogóle możliwe czy wewnątrz wszystko jest zamarznięte? Przypomniał sobie, że jest w skarpetkach a jego buty leżą rozwalone pod krzesłami. Słysząc ostry ton głosu świadomie imitował westchnięcie.
- Sarah kazała mi czekać. - a co, mógł przynajmniej odgryźć się recepcjonistce za takie traktowanie.
- A nie wiem na jaki dział się kwalifikuję, nie powiedziała mi. - rozluźnił się widząc, że Florence nie chce go zabić i najwyraźniej nie odgadła z kim rozmawia. Opuścił plecak, który nieświadomie cały czas przyciskał do brzucha jakby miał mieć tam zrobioną drugą dziurę. Wpadł na fajny, w jego mniemaniu, pomysł.
- To ja chętnie poproszę o konsultacje zdrowotne skoro i tak mam czekać na Sarah.- niepewnie zmniejszył między nimi dystans. Wrócił do krzesełka, usiadł na nim ale po to aby założyć z powrotem buty. Uff, nie chcą go zabić. Powinien więc wykorzystać zainteresowanie uzdrowicielki aby wyjść stąd w pełni nasyconym.
- A co to jest ta "zapaść"?- zapytał z opóźnionym zapłonem, zauważając, że nazwała jego wampiryzm zapaścią. Ta noc robiła się coraz ciekawsza. Owszem, był nienaturalnie blady, doły pod oczami mogły świadczyć o pojawiającym się pragnieniu, a już był przekonany, że temperatura jego ciała pozostawia wiele do życzenia. Powinien udawać, że jest mu strasznie zimno?
Dama z Lumos
Kasztanowe włosy zwykle ma ciasno spięte, odsłaniając bladą, trochę piegowatą twarz. Oczy ma jasne, o uważnym spojrzeniu. Około metr sześćdziesiąt dziewięć wzrostu.

Florence Bulstrode
#6
03.03.2023, 13:39  ✶  
– Jak to czemu? Chyba nie przyszedł pan do szpitala, żeby powiedzieć, jak doskonale się czuje? – spytała Florence ostro, ponownie wymownym gestem ponownie wskazując krzesełka. – Przecież pan nie oddychał! To wyglądało, jakby doszło do zatrzymania akcji serca – powiedziała, a kiedy wspomniał, że „Sarah kazała czekać”, uzdrowicielka zacisnęła tylko wargi w bardzo, bardzo wąską linię. Już ona porozmawia sobie z tą kobietą! Kazać czekać pacjentowi na skraju śmierci!
Chociaż, z drugiej strony, mówił składnie, ruszał się sprawnie, może Sarah uległa złudzeniu, że wszystko jest w porządku? Wprawdzie ta okropna bladość i to, jak wyglądały oczy Brandona, sugerowały, że jest źle, ale jeżeli był wobec Sarah tak rozgadany, jak teraz…
– Proszę się nie ruszać. Głębokie, równomierne oddechy. – nakazała zirytowana, kiedy zaczął zakładać buty. Czy on naprawdę chciał stracić przytomność? – I to stan zagrożenia życia. Czy ma pan zawroty głowy?
Dłoń Florence bezceremonialnie spoczęła na czole chłopaka.
Było zimne.
Bardzo, bardzo, bardzo zimne.
Brała oczywiście poprawkę na to, że takie „badanie”, bez użycia narzędzi i magii na razie jest mało miarodajne, ale ten chłód nie był naturalny.
– Hm – mruknęła uzdrowicielka, sięgając do jego nadgarstka. Przesunęła palcami, w tę i z powrotem, szukając pulsu. I pomimo wielu lat praktyki jako uzdrowiciel… nie mogła go znaleźć. Istniały tylko dwa wytłumaczenia.
Albo nagle zgłupiała, albo chłopak tego pulsu nie miał.
Florence zmierzyła go nieufnym spojrzeniem, a potem uniosła różdżkę, celując mniej więcej w okolice serca. I wynik zaklęcia skanującego wprawił ją w konsternację, która na moment nawet uwidoczniła się na jej twarzy.
– Pan jest martwy – oświadczyła z pewnym zaskoczeniem, cofając się. Po paru sekundach połączyła wreszcie fakty: ghul albo wampir. Prawdopodobnie wampir, bo w przypadku ghuli objawy powinny być odrobinę inne.
Czy Florence zmartwiła się tym, że oto stoi tuż przed wampirem? Owszem. Zasadniczo nie była jednostką o niezachwianej odwadze, więc obecność wampira wcale jej nie cieszyła. Nawet tak młodego, bo wszak przychodził do niej z matką, a chociaż Flo nie umiała powiedzieć, czy Cody już wtedy nie żył, to matka ponad wszelką wątpliwość posiadała bijące serce. Lęk walczył jednak teraz o pierwsze miejsce z prawdziwą irytacją.
– Panie Brandon, co pan sobie myśli? Czy to jakieś testowanie uzdrowicieli, jak szybko zareagują na kogoś martwego, leżącego w poczekalni? – spytała, spoglądając na niego potępiająco. W tym momencie na recepcję znów wpadła Sarah: najwyraźniej zwabiona wcześniejszymi okrzykami uzdrowicielki.
– Florence! To wampir!
– Tak, właśnie zauważyłam – powiedziała Bulstrode. Palce wciąż mocno zaciskała na różdżce, ot tak, na wszelki wypadek. Jej wiedza o nekromancji nie była może wysoka, ale też nie żałośnie niska. I choć ograniczała się głównie do teorii, co nieco o wampirach wiedziała: na przykład, że prawie zawsze są głodne. Czuła się trochę… surrealistycznie. Gdyby światło żarówek nie było tak jasne, nie czuła lekkiego bólu w kręgosłupie po krążeniu po korytarzach i nie widziała każdego piega na twarzy Codyego, pomyślałaby, że to jakiś sen. To brzmiało przecież jak głupi kawał! Przychodzi wampir do uzdrowiciela… – Co panu dolega, że przyszedł do szpitala? Poza tym, że jest pan martwy?
Narwany Wampir
W oczy rzuca się soczyście rudy kolor włosów. Bardzo łatwo o jego wybuch śmiechu. Mówi głośno, śmieje się donośnym tembrem. Można wyczuć od niego metaliczny zapach rdzy lub krwi który stara się zatrzeć wodą kolońską. Mierzy około metra osiemdziesiąt centymetrów wzrostu zaś ubranie skrywa wyraźnie zarysowane mięśnie ramion i nóg. Szybko się porusza, szybko biega, rzadko siedzi nieruchomo w miejscu. Gdy czuje palący głód to blednie, zapadają się jego policzki, skóra staje się przezroczysta, oczy podkrążone, a usta sine. Zazwyczaj w tym czasie zmywa się z towarzystwa, nawet w połowie spotkania. Nie wyjaśnia przyczyny.

Cody Brandon
#7
03.03.2023, 14:25  ✶  
Chwila rozmowy i wiedział już, że ma kłopoty. Nie potrafił powiedzieć jakiego dokładnie rodzaju ale sądząc po postawie uzdrowicielki nie wyjdzie stąd bez solidnego opierdzielenia i być może zakazu przyjścia. Gdzie te czasy kiedy nie przejmował się jakimikolwiek ograniczeniami…? Skończyły się wtedy gdy brak samokontroli mógł przynieść cudzą i niepotrzebną śmierć.
- To nie było zatrzymanie akcji serca. To bardziej skomplikowane. Możemy o tym pomówić gdzie indziej, jeśli…?- nie skończył pytania bo nie wiedział co dopowiedzieć. Gubił słowa w jej obecności bowiem najzwyczajniej w świecie niełatwo było mu wydusić z siebie dwa słowa "jestem wampirem". To dosyć niekomfortowa sytuacja i nie wiedział jak z niej wybrnąć. Nie chciał wychodzić stąd bez krwi bo nazajutrz będzie miał problem. Nienawidził ostatniego stadium pragnienia bo wówczas nie potrafił myśleć o niczym innym niż o krwi. Przełknął gulę w gardle, które jak na zawołanie zaczęło piec z pragnienia. Cholibka. Niedobrze.
Na wyraźny nakaz dla świętego spokoju oddychał lecz było mu to całkowicie obojętne więc nie przykładał się do demonstracji pojemności swych płuc.
- Akurat mam na myśli inną konsultację medyczną… nic mi nie jest, ja tylko tak wyglądam. - nie no, nie da rady powiedzieć prawdy wprost. Nikt nigdy nie był na to gotowy a on nie miał sił kłamać, że nic nikomu nie zrobi. Nie miał żadnej gwarancji i zaufania względem swojej samokontroli. Z tego powodu raz po raz zerkał z niepokojem w kierunku holu głównego, gotów uciekać gdzie pieprz rośnie na wypadek obecności innego pacjenta z otwartą raną. Widząc, że nie powstrzyma Florence przed badaniami ponownie sztucznie westchnął i jej na to pozwalał, czekając aż sama odkryje kogo właśnie bada. Czy odskoczy jak oparzona? Skrzywił się gdy badała aktywność jego serca. Rozmasował tę okolicę dłonią gdy tylko cofnęła różdżkę. Podniósł wzrok na kobietę gdy wydała werdykt.
- Tak jakby.- odparł z przekąsem i wywrócił oczyma kiedy znikąd pojawiła się recepcjonistka. Wyjątkowo go nie lubiła i gdyby załatwiła od ręki jego sprawę to nie byłoby żadnego zamieszania. Podniósł się z krzesła i stanął tak te pół metra dalej, nerwowo stąpając z nogi na nogę.
- To nie żadne testy. To profilaktyka na wypadek gdyby ktoś tu wszedł… eee… - brzmiał dosyć chaotycznie lecz trzymana w jej dłoni różdżka nie zachęcała do szczerości. Posłał jej nieufne spojrzenie i założył plecak na ramiona.
- Zapominam, że gdy się pilnuję to mogę wyglądać martwo. Ja tu tylko czekam… pani Sarah miała godzinę temu rozpatrzyć mój wniosek. Nie mogę bez tego wyjść bo będę mieć w ciągu dnia problem.- wskazał dłonią kontuar recepcji aby tam sobie przeczytała, że przyszedł ubiegać się po kolejną przecenioną dawkę krwi w ramach Pakietu Startowego Wsparcia dla obciążonych klątwą wampiryzmu. Przygryzł kącik ust i tak czekał niepewnie na ten moment czy zostanie stąd pogoniony czy dla świętego spokoju wniosek zostanie natychmiastowo rozpatrzony. Nie mógł przyzwyczaić się, że zamiast zachwytu wzbudza albo odrazę, strach lub nieufność. Mógłby poprosić kogoś o pomoc i wysłać tu żywą osobę ale był na to zbyt dumny - chciał udowodnić wszystkim (i sobie), że jakoś sobie poradzi. Finansowo był lekko uzależniony od cudzej pomocy, wszak do pracy jeszcze pójść nie może, więc chociaż z krwią próbuje sobie to jakoś zorganizować. Z tego powodu Sarah, i teraz Florence, musiały podjąć decyzję co zrobić z jego obecnością w tym miejscu. Skrzywił usta w grymasie gdy uzdrowicielka kolejny raz głośno podkreślała stan jego funkcji życiowych. Dobrze, że nie było tu innych osób bo mogłaby wybuchnąć panika.
Dama z Lumos
Kasztanowe włosy zwykle ma ciasno spięte, odsłaniając bladą, trochę piegowatą twarz. Oczy ma jasne, o uważnym spojrzeniu. Około metr sześćdziesiąt dziewięć wzrostu.

Florence Bulstrode
#8
03.03.2023, 15:38  ✶  
Ilekroć Florence wydawało się, że widziała w tej pracy już wszystko, świat postanawiał udowodnić jej, jak bardzo się myli. Na przykład wysyłając do szpitalnej poczekali wampira, który nie oddychał. Chwała Merlinowi, że z uwagi na późną porę ruch był nieco mniejszy, a ta noc okazała się wyjątkowo spokojna.
Obserwowała Codyego w milczeniu, kiedy udzielał swoich wyjaśnień. Była na tyle skonsternowana, że nie spoglądała na niego z celowym potępieniem czy niezadowoleniem, problem jednak polegał na tym, że naturalny wyraz twarzy Florence w oczach większości ludzi wyglądał, jakby chciała kogoś zamordować.
- Następnym razem sugeruję w takiej sytuacji kartkę. Na przykład z napisem „Nie jestem martwy” – powiedziała w końcu z pewnym przekąsem. Trudno było orzec, czy żartuje, czy sugestia była wygłoszona na poważnie.
Florence wprawdzie opuściła różdżkę, ale wciąż jej nie chowała. Tak na wszelki wypadek. Nie mogła nawet winić Sarah, że ta niezbyt chciała wypełniać wnioski dla wampirów. Cody Brandon był przecież martwy. Nie oddychał, jego serce nie biło, a chodził po świecie wyłącznie dzięki mocy nekromanckiej magii. Napędzał go głód krwi i naprawdę ciężko było Florence uwierzyć, że nigdy nikogo nie zaatakuje. Może nie zrobi tego teraz ani jutro, ale za pięćdziesiąt albo sto lat? Niemniej w tej chwili usiłował kupić krew w szpitalu, a jeżeli jej tu nie dostanie, to doprowadzony do ostateczności na pewno kogoś zaatakuje.
- O co chodzi, Sarah?
– Przychodzi tu o wiele za często. Częściej niż według podręcznika występuje niezbędne zapotrzebowanie. Wykracza poza program dofinansowań. Czy jemu wydaje się, że krew rośnie na drzewach?
Florence odetchnęła. I co miała zrobić z tym fantem?
– Uzupełnij ten wniosek, proszę – powiedziała do Sarah. Po części dlatego, że naprawdę chciała pozbyć się stąd Brandona jak najszybciej. Ktoś martwy nie powinien ot tak siedzieć sobie w szpitalu! Chyba że chodziło o szpitalną kostnicę. – Panie Brandon, nie wiem, ile pan wie o wampirach, ale proszę pamiętać, że zaspokojenie głodu w pełni… nie jest możliwe. Jeśli będzie pan przyjmował zwiększone dawki krwi, on będzie tylko rósł.
…a to prosta droga do „nie da się inaczej, bo nie zdobędę aż tyle krwi legalnie, więc może rozerwę kogoś na strzępy i wypiję całego”. Przynajmniej w oczach Bulstrode.
– Jeśli chodzi o problemy z zapasami, szpitalne nie są nieograniczone. Ktoś musi najpierw krew oddać. A czarodzieje jeśli to robią, to tylko za pieniądze. – W końcu krew dla pacjentów nie była potrzebna. Tę uzupełniali po prostu za pomocą specjalnych eliksirów. Transfuzje nie były raczej stosowane w Mungu. Krew szpital musiał pozyskać albo komuś płacąc… albo od Mugoli. – Będzie łatwiej, jeżeli ktoś z pańskich krewnych albo znajomych odda krew osobiście. Zwłaszcza, jeśli ma tę samą grupę… którą miał pan.
Narwany Wampir
W oczy rzuca się soczyście rudy kolor włosów. Bardzo łatwo o jego wybuch śmiechu. Mówi głośno, śmieje się donośnym tembrem. Można wyczuć od niego metaliczny zapach rdzy lub krwi który stara się zatrzeć wodą kolońską. Mierzy około metra osiemdziesiąt centymetrów wzrostu zaś ubranie skrywa wyraźnie zarysowane mięśnie ramion i nóg. Szybko się porusza, szybko biega, rzadko siedzi nieruchomo w miejscu. Gdy czuje palący głód to blednie, zapadają się jego policzki, skóra staje się przezroczysta, oczy podkrążone, a usta sine. Zazwyczaj w tym czasie zmywa się z towarzystwa, nawet w połowie spotkania. Nie wyjaśnia przyczyny.

Cody Brandon
#9
05.03.2023, 23:54  ✶  
- Będę pamiętać.- wykrzywił usta w grymasie na tą bardzo nietypową poradę. Zawracanie sobie tym głowy było ostatnią rzeczą o jakiej myślał. Nigdy nie musiał zwracać na to uwagi więc nie tak prędko nauczy się funkcjonować tak aby nie wzbudzać podejrzeń.
Poprawił plecak na ramionach i skrzyżował na nich swoje dłonie. Słuchał relacji Sarah i komentował to przewróceniem oczami. To spotkanie byłoby dużo prostsze i mniej ryzykowne gdyby panna uparta recepcjonistka wykonała swoje obowiązki bez marudzenia.
- Wie pani, na świeżo zmienionego wampira to nie działa. - wzdrygnął się gdy nazwał rzeczy po imieniu. W samym nazewnictwie brzmiała agresja i przemoc a to ledwie jedno charakterystyczne słowo.
- Dwieście pięćdziesiąt mililitrów starczy mi na godzinę. Wydłużam to do trzech godzin ale przez to nie jestem w stanie wyściubić nosa zza drzwi domu. A po trzech godzinach czuję jakbym nie pił cały dzień. Tak więc muszę znów ją dostać zanim wymyślę do innego.- wyjaśnił ze zniecierpliwieniem bo jednak zmuszał dwie kobiety do wydania mu krwi. Nie było to miłe, nie lubił się prosić ale tu chodziło o zbyt wielkie ryzyko i gdy nie miał alternatywy to szukał zalecanego sposobu - punkt pobrań krwi.
- Muszę przetrwać tak rok. Potem będę w stanie iść do jakiejkolwiek pracy. A gdy sakiewka będzie ciężka to będę komuś płacić. - czy właśnie się przyznał, że nie posiada żadnej samokontroli? Cofnął się o jeden krok w kierunku drzwi. Nie chciał pacyfikacji. Non stop obawiał się, że ktoś nagle postanowi go profilaktycznie unieszkodliwić. Podawał na tacy kolejne powody do nieufności. Brawo Cody, oby tak dalej…
- Jestem sam. A dalsza rodzina nie ma bladego pojęcia o moim istnieniu i szczerze wątpię, żeby ucieszyli się na mój widok.- zgryźliwość wylewała się z niego w każdym z tych słów. Nawiązywał do zacnego rodu Bulstrode, z którego pochodziła Florence. To jej rodzina wydziedziczyła jego matkę przez jej charłactwo. Ciekawe czy rozmawiał ze swoją genetyczną ciotką. Być może nigdy się tego nie dowie. Fakt faktem w tych ostatnich słowach kryła się cała historia, drugie dno, zimny dystans.
- Spróbuję w następnym tygodniu w mugolskich szpitalach. Ale jeszcze na te dni muszę wziąć stąd krew…- przez nerwy robił się głodny. Czuł presję czasu… i spojrzenie Florence. Było w nim coś wnikliwego.
Dama z Lumos
Kasztanowe włosy zwykle ma ciasno spięte, odsłaniając bladą, trochę piegowatą twarz. Oczy ma jasne, o uważnym spojrzeniu. Około metr sześćdziesiąt dziewięć wzrostu.

Florence Bulstrode
#10
06.03.2023, 01:03  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 06.03.2023, 01:10 przez Florence Bulstrode.)  
Florence nie miała zamiaru pacyfikować Cody'ego, póki też się na nią nie rzuci. Tak, w pewnym sensie dyskryminowała wampiry, choć sama nie nazwałaby tego dyskryminacją - raczej uzasadnioną obawą wobec kogoś, kto potrzebował czyjejś krwi, aby żyć. Ale Bulstrode po prostu nie była w stanie użyć prawdziwej przemocy, dopóki nie widziała innego wyjścia. A Brandon zdawał się zdenerwowany, owszem. Był jak kłębek pełen wściekłości i próbował kąsać, ale na razie tylko metaforycznie, nie pomyślała więc nawet o rzuceniu w niego żadnego czaru.
Zwłaszcza, gdy wspomniał, że jest sam, a przecież ledwo co przyszedł tu z matką.
Nie miała pojęcia, że Cody był z nią spokrewniony, że był w istocie synem jednej z jej kuzynek, której nie mogła pamiętać, bo odesłano ją z domu, gdy Florence była małym brzdącem. Poza tym, po prawdzie, Brandon miał rację: nie ucieszyłaby się, dowiadując, że są spokrewnieni, nie z powodu „skazy”, jaką było charłactwo matki czy mugolska krew ojca, bo nad tymi potrafiłaby przejść do porządku dziennego, lecz ze względu na ostrożność wobec wampirów. Ale wiedziała, że parę lat temu przyszedł do niej z matką. I skoro nie miał nikogo, to ta albo zmarła, albo odrzuciła syna wampira - i Florence nawet się nie dziwiła, że mugolka (za jaką miała panią Brandon) o ile mogła zaakceptować dziecko czarodzieja, mogłaby nie poradzić sobie z wampirem. Nie przy tym, jak przedstawiały ich mugolskie wierzenia...
Może dlatego zrobiło się jej trochę żal tego chłopaka i jego matki.
- Mugolski szpital to zły wybór. Mogą wezwać do ciebie policję, przecież nie wejdziesz tam z ulicy kupić krew. Nie wspominając o tym, że tam jest znacznie więcej rannych niż tu - powiedziała. To znaczy, do Munga trafiała podobna liczba rannych, ale tu z ranami radzili sobie znacznie lepiej. Florence zerknęła krótko na Sarah, która naburmuszona przeszła z powrotem do okienka i wyciągnęła formularze. Okazało się zresztą, że już je uzupełniła, brakowało tylko pieczątki. - Za tydzień w dniu przed dyżurem po prostu sama oddam krew - stwierdziła w końcu, słowa kierując bardziej do recepcjonistki niż do wampira. Tak naprawdę nawet nie chodziło o niego. Nie do końca przynajmniej. Raczej o to, co mógłby zrobić, gdyby nie uzyskał krwi w legalny sposób. A oddanie krwi nie było znowu aż tak wielkim poświęceniem, bo miała dostęp do eliksirów i mogła wypić choćby resztkę z fiolki przeznaczonej dla pacjenta, która przekraczała dawkę i byłaby przeznaczona dla utylizacji.
Znów zwróciła spojrzenie na Brandona, kiedy Sarah popchnęła ku niemu formularze. Rzeczywiście bardzo uważne. Bo próbowała spojrzeć nie tyle na tego Cody’ego, który stał przed nią, a na jego przyszłość. Przejrzeć jego intencje i upewnić się… że nie zrobi wkrótce nic głupiego, skoro jak sam przyznawał, miał problemy z panowaniem nad sobą.
Rzut Z 1d100 - 25
Akcja nieudana
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Florence Bulstrode (2361), Cody Brandon (2157)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa