• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Niemagiczny Londyn v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6
[wiosna, 1972] Ulotki, Alanna & Ulysses

[wiosna, 1972] Ulotki, Alanna & Ulysses
Cień Swojego Ojca
Prawdziwa nienawiść to dar, którego człowiek uczy się latami.
Patrząc na niego z daleka widzisz schludnego, nienagannie ubranego mężczyznę. Mierzy około 180 cm wzrostu. Jest szczupły. Nieszczególnie umięśniony. Ma ciemne włosy i jasne, niebieskie oczy. Z bliska okazuje się, że natura obdarzyła go wydatnym nosem i często zaciska usta w cienką linię. Rzadko się uśmiecha. Nie żartuje. Jest spięty. Ma pedantyczne ruchy. Aż do bólu opanowany i kontrolujący.

Ulysses Rookwood
#1
22.03.2023, 23:02  ✶  
Zadanie, które otrzymali nie należało ani do trudnych, ani do wymagających od Alanny i Ulyssea specjalnej uwagi lub zdolności. Mieli tylko zostawić ulotki. Te były tak naprawdę świstoklikami i czekały na nich już przygotowane w Kromlechu.
Ulysses nie wnikał kto je zrobił i jak wiele czasu poświęcił na to zadanie. Nigdy nie zastanawiał się nad takimi rzeczami, z góry uznając, że sam robił to, co należało (a przynajmniej to, co pochwalał jego ojciec) i inni działali w ten sam sposób. Tamtego dnia miał tylko odebrać je z Kromlechu a potem pozostawić w miejscu, w którym trafią w ręce chętnych mugoli.
W Kromlechu pojawił się ubrany nieco inaczej niż zazwyczaj. Nie miał na sobie typowego garnituru, ale szary golf i ciemne, tweedowe spodnie. Zamiast marynarki, zarzucił na ramiona trencz. Na głowę nasunął kaszkiet a na ręce rękawiczki z miękkiej skóry. Nie potrafił powstrzymać się przed eleganckim wyglądem, ale spróbował przynajmniej wyglądać inaczej niż zazwyczaj. Tak na wszelki wypadek i trochę po to, by lepiej wtopić się w tłum mugoli. Pedantycznie podzielił ulotki na dwie identyczne kupki. Jedną z nich miał przekazać czekającej na miejscu Alannie, a drugą zająć się samodzielnie. Rookwood nie wysilał się przesadnie nad namyśleniem się, gdzie właściwie powinien je zostawić.
Miejsce przyszło mu do głowy samo i bezpośrednio było związane z treścią, którą przeczytał na jednej z ulotek. Skoro w treści padła nazwa „International Pub” oraz podkreślono, że ten znajdował się w Walworth na Landgdale przy Perial Park to Ulysses wybrał znajdującą się w pobliżu stację metra. Kierował się banalnym (ale w gruncie rzeczy raczej intuicyjnie dobrym) myśleniem, że jeśli ktoś rzeczywiście miałby chęć by pójść do tego klubu, musiał przynajmniej bywać w tych okolicach.
Zanim jednak rozłożył ulotki, spróbował przynajmniej zapoznać się z miejscem, w którym chciał to zrobić. Najpierw sprawdził czy na stacji był zamontowany monitoring (przez pracę, którą wykonywał wiedział, że mugole coraz częściej montowali kamery w różnych publicznych miejscach), jeśli był to gdzie na stacji rozlokowano kamery, gdzie była kasa biletowa i gdzie znajdowała się ochrona metra. Niby rozkładanie ulotek nie było karalne, ale wolał nie zostać uchwycony, gdy kręcącił się bez celu po stacji metra. Nie chciał się również rzucać w oczy ochronie. Potem starannie obszedł całą stację by zrozumieć, którędy przechodziła największa liczba pasażerów. Kupił nawet mugolski bilet dobowy by lepiej zrozumieć funkcjonowanie tej konkretnej stacji oraz obserwować wsiadających i wysiadających pasażerów (a nawet przejechał się metrem w jedną i w drugą stronę by sprawdzić, którędy sam próbowałby wychodzić i wchodzić). Jeśli czegoś nauczył się o ludziach przez lata pracy w Ministerstwie Magii, a wcześniej przez całą szkolną edukację w Hogwarcie to tego, że zdecydowana większość z nich była okropnie powtarzalna. Najchętniej jedli te same śniadania, chodzili tymi samymi ścieżkami do tych samych sklepów a na spotkania umawiali się z ciągle tymi samymi ludźmi. Nawet rozrywkom oddawali się powtarzalnym.
Podczas wykonywania swojej części zadania, nie przejmował się Alanną. Musiała poradzić sobie z otrzymanymi ulotkami sama a on nie zamierzał jej w tym ani przeszkadzać, ani pomagać. Wreszcie wyciągnął swoje ulotki z kieszeni trencza i znowu podzielił je na dwie, jeszcze mniejsze kupki. Obydwie z nich pozostawił na kasownikach. Jedną na tym prowadzącym do wejścia do zamkniętej części metra a drugą na tym prowadzącym do wyjścia. W obydwu przypadkach kierował się tym, że w tym miejscu mugole musieli przystanąć by skasować bilet. W pierwszej chwili chciał wybrać tę stronę stacji, która była gęściej uczęszczana, ale potem zaryzykował tę mniej.
Tak, większa ilość ludzi podpowiadała, że więcej z nich mogło wziąć ulotkę, ale też istniało większe prawdopodobieństwo, że jeden ją weźmie a drugi, może przez nieuwagę, zrzuci cały stosik na ziemię. A stamtąd nikt by ich już nie chciał brać (przynajmniej w umyśle Ulyssesa). Samych ulotek nie było aż tyle, by istniała szansa, że nie zostaną zabrane (a przynajmniej podniesione i przejrzane) podczas jednego dnia. Każdy przyjazd metra sprawiał, że na stację wylewały się dziesiątki mugoli. Nie istniała szansa by, przynajmniej pięćdziesięciu przez cały dzień, nie wybrało tej części stacji metra.
Po wykonaniu swojego zadania, wyszedł na dwór by poczekać na Alannę.
- Spotkamy się później na polanie - powiedział cicho, gdy do niego podeszła. - Będzie ze mną moja siostra. - Wtedy mieli wypełnić zadanie związane z podłożeniem kamieni.
Zaczekał na jej odpowiedź, a potem razem odeszli w bezpieczne miejsce, by skorzystać z aportacji.
Widmo
It's getting dark in this
little heart of mine

Alanna Carrow
#2
23.03.2023, 00:34  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 23.03.2023, 21:11 przez Alanna Carrow.)  
Zadanie brzmiało o wiele prościej od drugiego, które mieli zrealizować tego samego dnia, tylko później i w zgoła innym miejscu. Mieli zostawić tylko ulotki, w mugolskim świecie. Prościzna, prawda? Zwłaszcza że jedyne, co tak naprawdę trzeba było zrobić, to wziąć już gotowe świstki z Kromlechu i przenieść się na stację metra. Choć w jej przypadku – na tejże stacji już po prostu czekać.
  Trudno powiedzieć, żeby jakoś specjalnie przygotowywała się do tego zadania - rudzielców po Londynie kręciło się w końcu mnóstwo, toteż szczerze wątpiła, iż jej aparycja przykuje jakąś szczególną uwagę, zwłaszcza że wygrzebała z szafy ubrania, które bynajmniej nie krzyczały z daleka "hej, to ja! jestem tutaj, patrz na mnie!". Wręcz przeciwnie – stonowane kolory; brązy, beże. Tweedowa marynarka, spodnie – które potraktowała transmutacyjnym zaklęciem, żeby upodobnić je do mugolskich dzwonów, do tego przyoblekła dłonie w cienkie rękawiczki.
  Wybitnie nie była nastrojona do rozmów, wobec czego oszczędziła Ulyssesowi paplaniny, ograniczając się do niezbędnego minimum, pozwalającego na skomunikowanie się i tym samym uzgodnienie gdzie, co, jak. Czas oczekiwania – bowiem pojawiła się na stacji trochę wcześniej niż jej wskazano – nie pozostawał całkiem zmarnowany, bowiem nie omieszkała się porozglądać i poprzyglądać mugolom. Mugolskiej ochronie również, tak na wszelki wypadek. A gdy pojawił się partner w zbrodni, jaką mieli dokonać? Bodaj jedyne przywitanie, to po prostu spojrzenie i wyciągnęła ręka. Po ulotki. Które to zaraz po otrzymaniu schowała do torebki; wolała nie paradować z nimi w ręku przez całą drogę, jaką miała do przebycia. Natomiast wszelkie swoje spostrzeżenia zachowała dla siebie.
  Współpracowali, owszem, jednakże w tym konkretnym przypadku nie można było powiedzieć, iż współpraca ta należała do ścisłych.
  - Tak sobie myślę – zaczęła tonem wypranym z jakichkolwiek emocji, gdy już zamykała torebkę – Toalety wydają się być całkiem dobrym miejscem na kontemplowanie treści… tego – bo jakkolwiek by nie patrzeć, ulotki to ulotki, coś, co brało się odruchowo i wyrzucało zaraz do kosza, nawet bez szczegółowego zagłębiania się w detale – Tak że może się rozdzielimy? – zasugerowała. Choćby z tego względu, że mimo wszystko wolała, żeby nie wisiał nad jej karkiem. Owszem, rok to dość czasu, żeby się oswoić z dość specyficznym sposobem bycia Rookwooda oraz jego charakterem, niemniej nie sprawiało to, że czuła się w jego obecności w pełni komfortowo.
  A poza tym, w ten sposób również i sama zyskiwała trochę czasu na dodatkowe przemyślenie sprawy – nie bez powodu toalety bywały nazywane „świątynią dumania”.
  Rozdzieliwszy się, odszukała spojrzeniem odpowiednie oznaczenia, kierujące do obranego celu; podążyła zgodnie z nimi do damskiej toalety – do męskiej nawet nie planowała wchodzić. Następnie zamknęła się na naprawdę długą chwilę w jednej z kabin i opuściwszy klapę sedesu przysiadła na nim, chowając twarz w dłoniach.
  Ulotki-świstokliki. Dla mugoli.
  Zadanie jak zadanie, ale nie potrafiła sobie wyobrazić scenariusza, w którym ani jeden człowiek – o ile w ogóle ktokolwiek trzymałby ten nieszczęsny świstek w ręku – nie zostałby mokrą plamą na ziemi.
  I ktoś to będzie musiał posprzątać. Ale już nawet nie o samo sprzątanie chodziło, tylko o ludzkie życia.
  Z tego wszystkiego zaczynała odnosić wrażenie, że jeszcze trochę, a zaraz skończy z niemałym bólem głowy, którego się tak łatwo nie pozbędzie – to cholerne ciało potrzebowało o wiele większych dawek wszystkiego, co utrudniało całkiem sporo spraw.
  Ostatecznie zacisnęła wargi i wstała, sięgając do torebki. Miała zostawić ulotki w toalecie, to je zostawi. Wkrótce potem rozległ się dźwięk spuszczanej wody, i to kilka razy. Cóż, długo siedziała, to wypadało jakoś uzasadnić taki stan rzeczy… Inna sprawa, że faktycznie coś spuszczała, a mianowicie swoją część ulotek.
  Nie mogła pozwolić, żeby trafiły do rąk niczego nieświadomych ludzi, aczkolwiek pozostawiła trzy ulotki „do kontemplacji”; kto chciał – mógł je bezproblemowo zabrać. Zachowała jeszcze dwie – na odrobinę później.
  Gdy tylko ostatni świstoklik został pochłonięty przez czeluście toalety, krótkim, pewnym ruchem obciągnęła marynarkę i opuściła kabinę. Obowiązkowo umyła ręce i opuściła toalety; posnuła się dobrą chwilę po stacji (że niby na kogoś czeka i ciągle tego kogoś nie widać, cholera by go jasna), po czym po raz drugi zaszła do toalety, żeby zostawić kolejne dwie ulotki w innej kabinie. Ostatecznie powróciła na peron, gdzie odszukała Rookwooda.
  - Dobrze, będę tam – odparła równie cicho. Nic więcej nie miała do dodania, toteż faktycznie pozostawało znaleźć bezpieczne miejsce i się teleportować.

685

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Alanna Carrow (706), Ulysses Rookwood (711)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa