- Cześć, Tom! – rzuciła Brenna do barmana w Dziurawym Kotle, przestępując próg baru. Zdawała się nie zauważać, że jedna czy dwie osoby spośród gości zerknęły na nią z pewną niechęcią, choć rzecz jasna to odnotowała. Po prostu postanowiła nie zwracać na to uwagi. Przyczyn tych spojrzeń (niewielu, bo wszak ludzie przychodzili tu coś zjeść albo spotkań się ze znajomymi, nie obserwować przypadkowe osoby) też mogła się domyślać. O ile zazwyczaj pojawiała się w Pokątnej w stroju być może nieco niedbałym, ale typowym dla szanującej się czarodziejki, o tyle dziś wyglądała jak mugolka. Ostatecznie szlama. I to taka, która niekoniecznie miała w kieszeni więcej niż parę knutów. Dżinsy (o modnych w mugolskim świecie, szerokich nogawkach) były wystrzępione i zazielenione od trawy na kolanach, a w jednym miejscu nawet rozerwane. Bluza dawno już straciła kolor i raczej nie należała do takich, jakie widywało się na Pokątnej. Obrazu dopełniały rozczochrane, niezbyt długie włosy, z których tuż za progiem Brenna wygrzebała źdźbło trawy.
Zwykle w taki sposób ubierała się w Dolinie Godryka, nie w Londynie. Ale tego dnia miała za sobą popołudnie spędzone w Hyde Parku, gdzie korzystając ze złudnego bezpieczeństwa, jakie oferował mugolski świat, miało podobno dojść do pewnej nielegalnej transakcji. Brenna więc (po przyciemnieniu i mocniejszym zakręceniu włosów, tak by nie być rozpoznawalną na pierwszy rzut oka) czatowała dzielnie na osobnika, ponoć mającego sprzedawać skradzione, goblińskie srebra, wtapiając w tłum mugolskich Londyńczyków.
Obława nie wypaliła. Brenna nie była pewna, czy dlatego, że cynk był fałszywy, czy też może złodziejaszka zaalarmował widok jednej z Brygadzistek, która w ramach tego wtapiania się w tłum założyła suknię balową. Chyba niezbyt orientowała się w tym, co akurat noszą mugole. Longbottom była odrobinę zirytowana niepowodzeniem, ale jeszcze bardziej rozbawiona tym, co zobaczyła na późniejszej zbiórce. Przynajmniej spędziła ten dzień na ławce i krążąc między drzewami, a nie za biurkiem.
Chciała wyciągnąć z kieszeni monety, by zapłacić za kawę, ale że zrobiła to dość niezgrabnie, knut wypadł z kieszeni razem z mugolskim lizakiem. Brenna zaklęła i przykucnęła, by wydobyć je spod jednego ze stolików. Knut knutem, dla niego by się nie poświęcała, ale przecież nie mogła ot tak pozwolić, aby przepyszny lizak, którego kupiła sobie na pocieszenie po niepowodzeniu akcji, utknął gdzieś pod ławką Dziurawego Kotła. Zwłaszcza, że miał smak wiśniowy, a takiego jeszcze nie próbowała.