29.06.2023, 00:13 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 19.09.2023, 21:28 przez Morgana le Fay.)
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic II
- ...i jesteś absolutnie pewna, że nie chcesz, żebym sprowadziła uzdrowiciela z Francji? Albo Bułgarii? Tam mają zdrowsze podejście, wiedzą co nieco o nekromancji, może któryś z nich będzie w stanie wam pomóc? - powiedziała góra kołder.
A właściwie: powiedziała Brenna, kompletnie niewidoczna spoza góry kołder, którą wniosła do pokoju Mavelle. Za oknami było ciemno. Przemijający dzień był dość ciepły, i nie zdążył jeszcze zapaść wieczorny chłód, a w pokoju temperatura była jeszcze wyższa - mimo maja, w kominku rozpalono ogień, nie żałując drewna.
Brenna podeszła do łóżka, zwaliła górę kołder i koców obok niego, a następnie zaczęła jeden po drugim przerzucać je do kuzynki, w przedziwnej, odwróconej wersji Królewny na ziarnku grochu: Mavelle nie miała spać na stercie pierzyn, a pod stertą okryć.
Longbottom była ubrana po domowemu: w stare spodnie i jeszcze starszą, wyblakłą bluzę. Przebrała się dwadzieścia minut temu, gdy wreszcie wróciła do domu, a raczej ją do tego przymuszono, twierdząc, że do niczego się nie nadaje. (Pewnie mieli w tym rację, niestety.) Jej fryzura dalej przedstawiała sobą obraz nędzy i rozpaczy, ponieważ szkoda jej było czasu na zajęcie się przypalonymi kosmykami. Była trochę bledsza niż zwykle, a oczy miała podkrążone po długim dniu patrolu, walce, bezsennej nocy w tej dziurze i kolejnym, długim dniu, szukania rannych i zaginionych, ale to i tak było nic w porównaniu z Mavelle.
Bones z natury miała nieco ciemniejszą karnację. Nie była więc może blada. Za to była zimna jak lód. I między innymi dlatego Brenna popędziła tutaj niedługo po powrocie. (Mimo cholernego rozdarcia, bo chciała być też jednocześnie dalej w biurze, albo w lesie, gdzie ktoś mógł ciągle potrzebować pomocy, albo w pokoju Danielle, albo w sypialni Lucy, albo może odwiedzić Heather w szpitalu i… lista ciągnęła się, ciągnęła i ciągnęła…)
– Bo powiedz tylko słowo, a takiego znajdę i tu sprowadzę – obiecała Brenna i chociaż taka paplanina u niej zwykle była po prostu paplaniną, tym razem Longbottom mówiła śmiertelnie poważnie. Byłaby w stanie za dwa, trzy dni załatwiać świstoklika do Francji, a potem z sakiewką pełną galeonów wparować do francuskiego szpitala, polować na uzdrowiciela w trudnej sytuacji finansowej, gdzie pewnie jedynym problemem, jaki mógłby ją trochę przyhamować był fakt, że nie znała francuskiego. Choćby dlatego, że gryzące wyrzuty sumienia nie dawały jej spokoju.
Powinna tam być.
– Myślałam o ściągnięciu magipsychiatry z Alaski. Tak… na wszelki wypadek. Dla niektórych – dodała jeszcze. - Jeśli sama chcesz jechać do Francji, to też załatwię. Albo do Bułgarii. Albo na Hawaje. Hawaje to podobno bardzo miłe miejsce. Ciepłe. Mam ci przynieść ziarnko grochu? Tak do tych wszystkich kołder?
Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.