29.06.2023, 20:02 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.09.2024, 15:14 przez Mirabella Plunkett.)
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Życie to przygody lub pustka
wiadomość pozafabularna
PRZEKLĘTE PRZEDMIOTYW marcu 72 zmarła pewna bogata czarownica - Iona Macley. Ponieważ nie miała bliskiej rodziny, setki cennych, należących do niej przedmiotów, przede wszystkim posążków z różnych części świata, porcelanowe, piękne elementy zastawy stołowej i ozdobne lustra, dalecy krewni, na co dzień mieszkający za granicą, wyprzedali. Jeden z tych przedmiotów trafił w twoje ręce - może kupiony, może podarowany? W każdym razie okazało się, że ciąży na nim klątwa. Przedmiot albo oszalał i narobił zamieszania, albo trafiła cię klątwa, która sprawiła, że twoja skóra niekontrolowanie zmienia kolor
Ciepły powiew wiatru, który wpadł do pokoju Brenny Longbottom, niósł ze sobą zapowiedź ciepłego dnia i nadchodzącego lata. Maj rozgaszczał się powoli, nieśmiało, i z każdym dniem zmierzch zapadał później, rozkwitały kwiaty, coraz częściej słońca nie przysłaniały chmury… i tylko nastrój Brenny nie korespondował z tą niemalże sielską atmosferą. Choć nic na razie nie zwiastowało, że koło roku faktycznie zostało nieodwracalnie uszkodzone, Brenna za każdym razem, gdy spoglądała ku oknu, spodziewała się, że zobaczy takie zjawiska pogodowe, jak śnieg w czerwcu czy gwałtowne burze. Ich brak ani trochę jej nie uspokajał. Nic nie mogło jej teraz uspokoić. Nie po tym, jak w Beltane tyle ciał zostało na polanie. Nie, gdy cichy głosik w głowie powtarzał wuj-ek od-szedł, niby refren, odbijając się wciąż i wciąż w umyśle, i kiedy towarzyszyło mu powracające uparcie wspomnienie jego ostatniego uśmiechu. Nie, gdy ciągle i ciągle zastanawiała się, co mogła zrobić inaczej, lepiej, szybciej, dokładniej. Nie, gdy po tych trzech, czterech godzinach kradzionego snu, budziła się rano z mocno bijącym sercem, z koszmarów, w których Voldemort za pomocą zagrabionej mocy przejmował władzę nad światem. Nie, gdy roztrząsała każdy swój błąd i tak bardzo, z całych sił, z całego serca, chciała jednego: cofnąć czas.
Nie pomagał w tym i nieznośny mętlik w głowie, z którego zdała sobie sprawę dopiero po kilku dniach – wcześniej zbyt zajęta, wciąż w pędzie. Najwyraźniej to, co stało się na polanie, w jakiś sposób także popsuło rytuał, który przecież miał być tylko cholerną zabawą. A właściwie to dywersją, żeby upewnić się, że Dani nie planuje ofiarować wianka Ulyssesowi tuż przed atakiem śmierciożerców...
- Babcia Potter mnie wydziedziczy, jak dowie się, że nie poszłam z tym do profesjonalnego fryzjera – stwierdziła Brenna, zajmując miejsce przy biurku, zawalonym przez stosy papierów, notatników oraz książek. Ze ściany nad biurkiem z fotografii spoglądały dziesiątki młodszych Brenn, a także członków rodziny. Nastoletnia Brenna przepychała właśnie kolegów i koleżanki w hogwarckich mundurkach, by wszyscy zmieścili się w kadrze zdjęcia.
Ta „prawdziwa Brenna” natomiast wzięła pomiędzy palce kosmyk włosów. Jego dół był nieco nadpalony. Chodzenie z taką fryzurą na co dzień było przesadą nawet jak na gust Brenny, która przywykła do tego, że aby ułożyć swoje włosy, musi poświęcić kilkadziesiąt minut i sporo szamponu Ulizanna, więc zwykle pozwalała im po prostu sterczeć na wszystkie strony. Do tej pory jednak nie miała ani czasu, ani siły, by się tym zająć. Na profesjonalnego fryzjera też nie miała czasu ani siły.
Gabinetem fryzjerskim stał się więc jej pokój, a w roli „profesjonalnej fryzjerki” występowała Mavelle. Cała operacja miała zostać przeprowadzona rano, przed popołudniową zmianą w BUM.
– W ogóle pewnie mnie wydziedziczy, że pozwoliłam na coś takiego – dodała po chwili namysłu, wypuszczając włosy z ręki. Przysunęła nieco bliżej ustawione na blacie lusterko. Było jednocześnie nowe i stare: nowe, bo Brenna ledwo niedawno je kupiła, stare, bo wcześniej długie lata należało do niejakiej Iony Macley. Tuż obok niego na blacie porzucono kilka numerów Proroka Codziennego i innych czasopism: większość nagłówków krzyczała na temat Beltane, Sami - Wiecie - Kogo, pojedyncze opisywały różne dziwne wydarzenia, do jakich dochodziło – Czyń swoją powinność… – zarządziła, usadawiając się prosto.
Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.