• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
[02.05.72, tuż po południu] Rachunek sumienia - po wielkiej wichurze, Gerry i Vince

[02.05.72, tuż po południu] Rachunek sumienia - po wielkiej wichurze, Gerry i Vince
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#1
03.07.2023, 12:13  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.09.2025, 23:25 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Bajarz II
Rozliczono - Geraldine Yaxley - osiągnięcie Badacz Tajemnic IV

Po porannych odwiedzinach Jonathana stwierdziła, że nie może siedzieć biernie w domu. Nie, kiedy na polanie doszło do takiego pogromu. Kto to wiedział ile osób nie zostało jeszcze odnalezionych, na pewno na miejscu była potrzebna pomoc. Jonathan bardzo dobrze zwizualizował jej ogrom zniszczeń. Dlatego też nie zamierzała zwlekać - siadła na swoją miotłę i ruszyła w stronę Kniei, gdzie jeszcze dzień wcześniej wyśmienicie się bawiła w towarzystwie swojego najlepszego przyjaciela. Ileż to może się zmienić przez jeden dzień... Zdawała sobie z tego sprawę nawet trochę bardziej niż chciała, bo zaczęło jej w nocy towarzyszyć również dziwne uczucie związane z Jonathanem. Zdecydowanie lepiej dla niej, żeby zajęła myśli czymś innym.

Wylądowała na polanie, a następnie ruszyła dalej, aby zorientować się, w czym może pomóc. Była w końcu łowczynią, nadawała się do eksploracji lasu, bez względu na to, co mogło się w nim znaleźć. Miała przy sobie poza różdżką, przy pasku od skórzanych spodni nóż myśliwski - który pomagał jej w ewentualnej obronie.

Trafiła do namiotu, w którym przydzielali zajęcia. Czekała na swoją kolei, aby wpisać się na listę. Była gotowa przejść ten las wzdłuż i wszerz, aby znaleźć tych wszystkich, którzy potrzebowali pomocy.

Liczyła też na to, że uda się jej ustalić, co działo się z jej bratem bliźniakiem. Może i relacja, która ich łączyła należała do tych burzliwych, jednak pozostawał jej bratem nadal był ważną częścią jej życia. Miała świadomość, że angażował się w sprawy związane z konfliktem czarodziejów, zresztą nawet ją straszył, że jeśli nie zmieni swojego nastawienia to przyjdzie moment, że zjawią się również po nią. Nie dostała od niego żadnego listu, a widziała, że wiele się musiało tutaj wydarzyć patrząc na skalę zniszczeń. Zastanawiała się, czy przeżył.

Udało jej się dotrzeć do kobiety, która rozdzielała zadania. Skierowała do jej pary, okazał się nią być Vincent O'Dwyer. Miała dzisiaj trochę szczęścia, gdyż znała go jeszcze z czasów Hogwartu, dobrze było zobaczyć znajomą twarzy. - Vince, kopę lat. - Powiedziała na powitanie. - Szkoda, że spotykamy się w takich okolicznościach, jednak dobrze widzieć cię całego i zdrowego. - Niby to nic wielkiego, zważając jednak na to, co działo się teraz na świecie było to naprawdę spore osiągnięcie. Szczególnie, że Vinnie był mugolakiem, dobrze wiedzieć, że nikt go jeszcze nie upolował. - Gotowy do drogi? - Zapytała jeszcze.

irish mutineer
living like we're renegades

Raczej łatwo przegapić go w tłumie. Nieco niższy od przeciętnego Brytyjczyka (174 cm), jest krępej budowy mężczyzną. Ma jasnoniebieskie oczy oraz wiecznie roztrzepane jasne włosy, a ich długość sugeruje, że dawno nie był u fryzjera. Vinnie preferuje modę mugolską, rzadko ubiera się elegancko, zdecydowanie preferuje odzież, która nie krępuje jego ruchów. Kiedy podwija rękawy swetra lub koszuli, można dostrzec liczne blizny pokrywające jego przedramiona, zarówno po oparzeniach jak i cięte. Ma silny akcent po którym nietrudno zgadnąć, że nie urodził się w Londynie. Pachnie tytoniem.

Vincent O’Dwyer
#2
03.07.2023, 12:38  ✶  

Po upewnieniu się, że Nora oraz jej kolega zostali bezpiecznie odstawieni do namiotu uzdrowicieli, ruszył na ponowną wędrówkę po lesie. Nawet, jeżeli był raczej kiepskim pocieszycielem, a jego wsparcie Nory ograniczałoby się do objęcia jej ramieniem, bo nie znalazłby odpowiednich słów które chciałby jej przekazać, wolałby zostać przy niej i milczeć niezręcznie, niż ponownie tracić ją z zasięgu wzroku. Niestety, pracy było ogrom, a rąk do pomocy zwyczajnie brakowało. Poza tym, kto miałby przeszukiwać las, jeżeli nie on? Wątłej budowy sklepikarka o empatycznym sercu, która nie może pojąć ogromu tragedii i koniecznie chce pomóc? Urzędas z ministerstwa w krawaciku i garniturku, który z przyrodą miał styczność wyłącznie w trakcie długiego weekendu, wyruszając na kontrolowany biwak na ogrodzonym terenie? On czuł się w lesie jak w domu. Spędzał tam więcej czasu niż gdziekolwiek indziej, wiedział jak się po nim poruszać, na co zwracać uwagę.

Kiedy okazało się, że jego towarzyszką dzisiejszej podróży będzie Gerry, nie krył swojego zadowolenia. Koleżanka po fachu, równie zaznajomiona z działaniem w terenie co on. Lepszej towarzyszki dzisiejszej podróży chyba nie mógł sobie wymarzyć.

- Cześć, Gerry - odezwał się na przywitanie. Przy wysokiej blondynce wyglądał jak konus, jednak nieszczególnie mu to przeszkadzało i jeszcze w czasach szkolnych przestał się tym przejmować. - Nie ukrywam, że cieszę się, że Cię widzę. Gdybym musiał przemierzać las z kimś, kogo musiałbym dodatkowo niańczyć... - to chyba bym oszalał - Ruszajmy. Nie ma co tracić czasu - kiwnął lekko głową i ruszył w las. Ich kontakt był raczej sporadyczny, ale nie ukrywał tego, że szanował Yaxley. Za doświadczenie, talent, ogrom wiedzy na temat magicznych stworzeń. Poza tym, jako jedna z nielicznych czarownic o idealnym rodowodzie zdawała się nie przejmować jego pochodzeniem.


!D1
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#3
03.07.2023, 12:38  ✶  

A więc zdecydowaliście się przemierzać Knieję...


Natrafiliście na wyjątkowo młodo wyglądającego czarodzieja, który zestresował się na wasz widok bardziej niż powinien. Był zagubiony i chętnie skorzysta z waszej pomocy powrotu do Doliny, ale unika odpowiedzi na zbędne pytania i jest jakiś taki... dziwny. Jeżeli posiadacie wiedzę o świecie na poziomie przynajmniej ◉○○○○, zorientowaliście się, że jest uczniem Hogwartu i powinien być teraz w szkole. Przewaga Kłamstwo lub charyzma na poziomie ◉◉◉◉○ pozwolą wam oszukać go i doprowadzić w ręce Brygadzistów, ale jeżeli wyczuje od was przynajmniej nutę fałszu - będzie uciekał. Macie wtedy dwie próby na pochwycenie czarodzieja z aktywnością fizyczną na poziomie ◉◉◉◉○. Jeżeli nie chcieliście wydać go Brygadzie lub nie zorientowaliście się, że jest uczniem - chłopak sprawnie uniknął spotkania z Brygadzistami i uciekł z Doliny na miotle.
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#4
03.07.2023, 13:13  ✶  

Był to duet idealnie dobrany do eksplorowania lasu. Kto bowiem poradziłby sobie tu lepiej od tej dwójki, która spędzała w miejscach jak to większość wolnego czasu? No, mało kto. Także Yaxley czuła, że będzie to owocny dzień. Może uda im się razem uratować kilka żyć? Byłoby naprawdę wspaniale.

Przy Geraldine większość mężczyzn wyglądało dokładnie tak jak Vinnie, więc zupełnie nie przeszkadzała jej ta różnica wzrostu. Ważne było to, że znał się na rzeczy i był idealnym towarzyszem do leśnych przechadzek. - Nie wydaje mi się, żeby wpuszczali tutaj byle kogo, ale wiem, co masz na myśli. Ogromnie się cieszę, że trafiłam właśnie na ciebie. - Odparła z ogromnym uśmiechem na twarzy, bo czuła, że naprawdę jest dobrze - może okoliczności nie były najlepsze, ale nie było to istotne. Wydawało jej się, że razem wiele tutaj zdziałają, a dokładnie teog potrzebowało w tej chwili społeczeństwo czarodziejów.

Szła obok mężczyzny całkiem szybkim tempem. Miała nadzieję, że za nią nadąży, bo miał troszkę krótsze nogi od jej... Rozglądała się uważnie po krzakach, w końcu musieli być uważni, nie mogli nic przeoczyć. Nie wybaczyłaby sobie, gdyby przez swój pośpiech przegapiła kogoś potrzebującego pomocy.

Wtedy coś poruszyło się w krzakach, spojrzała na Vinniego, żeby zobaczyć, czy on również to dostrzegł. Przeniosła wzrok na chłopaka, który wyłonił się zza drzewa. Wyglądał na ucznia Hogwartu. Zdecydowanie nie powinno go być tutaj, w lesie. Musieli go stąd wyprowadzić. - Dokąd to się wybierasz kolego... - Zapytała jeszcze młodzieńca, chociaż znała odpowiedź na to pytanie. Zapewne chciał uniknąć konsekwencji. Niestety trafił na naszą dwójkę poszukiwaczy. Nie zamierzała pozwolić mu uciec. Nie chodziło nawet o to, że zależało jej na tym, żeby poniósł odpowiedzialność za wizytę w lesie. Chodziło o to, żeby nie stała mu się krzywda, w końcu nikt do końca nie wiedział, co za stwory pozostały tu jeszcze po tej nieszczęsnej nocy.

Gerry wyrwała do przodu, żeby złapać go za rękaw. Była sprytna, mało kto był w stanie dorównać jej zwinnością, oby młodzieniec nie okazał się szybszy...


wiadomość pozafabularna
wiedza o świecie na 1 - więc wiem że to uczeń; rzucam 2 razy na aktywność fizyczną - Ger ma ją na 4

Rzut PO 1d100 - 10
Akcja nieudana

Rzut PO 1d100 - 48
Sukces!
irish mutineer
living like we're renegades

Raczej łatwo przegapić go w tłumie. Nieco niższy od przeciętnego Brytyjczyka (174 cm), jest krępej budowy mężczyzną. Ma jasnoniebieskie oczy oraz wiecznie roztrzepane jasne włosy, a ich długość sugeruje, że dawno nie był u fryzjera. Vinnie preferuje modę mugolską, rzadko ubiera się elegancko, zdecydowanie preferuje odzież, która nie krępuje jego ruchów. Kiedy podwija rękawy swetra lub koszuli, można dostrzec liczne blizny pokrywające jego przedramiona, zarówno po oparzeniach jak i cięte. Ma silny akcent po którym nietrudno zgadnąć, że nie urodził się w Londynie. Pachnie tytoniem.

Vincent O’Dwyer
#5
04.07.2023, 23:45  ✶  

Vincent żył trochę w bańce, którą sobie stworzył. Oczywiście, wiedział że Voldemort zieje nienawiścią w stosunku do pewnych grup ludzi, do których akurat zaliczał się on oraz jego bliscy, jednak wcześnie naiwnie myślał, że problem nie dotyczy go w tak dużym stopniu. Skupiał się na swojej pracy, nie zwracał na siebie większej uwagi. Dlaczego więc ktoś o tak wielkiej potędze (przynajmniej w jego mniemaniu) jak Voldemort miałby przejmować się przeciętnym badaczem smoków? To, co wydarzyło się na Sabacie dało mu do zrozumienia, że nikt nie jest bezpieczny.

Bez większego problemu nadążał za Yaxley. To znaczy, taką przynajmniej miał nadzieję. To mały krok dla człowieka, ale dla Vincenta normalny. Szczęśliwie, miał bardzo dobrą kondycję, dlatego mimo szybszego nieznacznie kroku, nie oddychał szybciej lub ciężej.  W ostateczności mógł przemienić się w animaga i wskoczyć jej na ramię, choć wiedziałby, że wtedy nie da mu o tym zapomnieć do końca życia.

- Obawiam się, że rozdzielający zadania nie będą mieli zbyt dużego wyboru - odezwał się. - Widziałaś na pewno, jacy ludzie zgłaszali się na ochotników. Wiem, że nie powinienem oceniać, bo to duża odwaga chcieć wyruszyć w tak niebezpieczną okolicę powinniśmy doceniać każdą chęć pomocy, ale... - urwał, gdy w zasięgu wzroku dostrzegł nerwowo poruszającą się sylwetkę. Dla swojej pewności złapał za różdżkę, nie będąc pewnym, jakie zamiary będzie miała wobec nich tajemnicza postać. Szybko okazało się, że zagrożenie można było porównać do małego pieska ratlerka. Głośne, rozszczekane, ale wystarczy pogrozić mu palcem, by zamknęło jadaczkę.

Gerry bez problemu złapała dzieciaka za fraki... to znaczy rękaw. Za fraki złapał go Vinc, gdy ten został już unieruchomiony przez Yaxley.
- Czy ty zamieniłeś głowę z dupą, że wpadasz na takie gówniane pomysły, jak odwiedzanie lasu po tym, do odjebało się na sabacie?- zapytał wprost, dosyć rynsztokowym językiem. Zirytował się. Dzieciak najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy, w jak wielkim zagrożeniu mógł być. - Wiesz, że aurorzy, wolotariusze, bumowcy, kurwa wszyscy, wypruwają sobie żyły i narażają własne zdrowie i życie, żeby oczyścić las z zagrożenia, a Ty urządzasz sobie wycieczki krajoznawcze? Jesteś świadomy tego, jakie masz szczęście, że trafiłeś na nas, a nie na zamaskowanych, rządnych krwi śmierciożerców, którzy na Beltane urządzili sobie krwawą masakrę i dalej im mało? - wyrzucił z siebie. Wskazał na Yaxley. - Wiesz kto to jest? Czy muszę Cię przedstawiać? Albo obiecasz, że posłusznie wskoczysz na miotłę i odlecisz ku wchodzącemu słońcu do szkoły, albo inaczej będziemy z Tobą gadać. A upolowanie takiego niewinnego dzieciaczka to pikuś w porównaniu z tym, kogo zdarzało nam się tropić - nie uważał, by zbłąkany dzieciak był godny do angażowania w to aurorów.

Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#6
05.07.2023, 00:27  ✶  

Wiedziała, że O’Dwyer będzie idealnym kompanem. Gdy przemierzali las tylko się w tym upewniła. Szedł równym z nią tempem, mimo, że sięgał jej jakoś do ramion. Widac było, że dba o sprawność fizyczną, co było zasadne. Szczególnie przy pracy z dzikimi zwierzętami. Skoro jedno i drugie radziło sobie z bestiami nie powinni mieć również problemu z tym, żeby poradzić sobie z tym, co było w lesie. Gerry zdawała sobie sprawę, że ludzie potrafią być gorsi od najstraszniejszych potworów, jednak to nie wystarczyło, aby ją przerazić. Radziła sobie i z ludźmi i z bestiami, różnymi metodami, ale nie było to dla niej nic problematycznego. Czuła się dosyć pewnie w Kniei, może nawet zbyt pewnie? Uważała, że nia ma w tym nic złego, znała swoje umiejętności i była ich pewna, dlaczego więc miałaby udawać, że jest inaczej.

Żwawo dyskutowali, kiedy spacerowali po lesie, chociaż ta wyprawa była trochę zbyt szybka na zwykły spacer. - Fakt, korzystają z pomocy tych, których mają pod rękę, oby jednak nie przyniosło to większych szkód. - Była dosyć sceptycznie nastawiona do wysyłania w las pierwszych, lepszych ochotników. Zdawała sobie sprawę, że każdy chciałby pomóc, szczególnie zważając na to, że naprawdę doszło do ogromnej tragedii, jednak warto pamiętać o tym, że dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane. Mogło to przystworzyć więcej szkód niż było warte, ale nie ona była odpowiedzialna za organizację. Najwyżej później przyjdzie im szukać ekip poszukiwawczych...

Ich przyjemną pogawędkę przerwało pojawienie się młodzieńca zza krzaka. Widać było, że nie cieszy się na ich widok, co tylko spowodowało, że Ger nie zamierzała dać mu uciec. Znaleziony przez nich gówniarz nie zdążył nawet mrugnąć okiem, gdy dosięgnęła go szybka ręka panny Yaxley. W pieknym stylu go złapała. Nie był w stanie się wyrwać, tym bardziej, kiedy do zabawy dołączył Vinnie. Chwycił go za fraki tak, że już wcale nie był w stanie manewrować, został spacyfikowany.

- Najwyraźniej myśli, że jest taki nieustraszony. Prawda? - Postanowiła dołączyć do swojego towarzysza podczas rozmowy, a bardziej monologu z tym dzieciakiem. Czy skoro Gerry i Vinnie odzywali się razem, to można było już nazwać dialogiem?

- Ciekawe, jak wyglądałaby jego dalsza, szkolna kariera, gdyby Albus Dumbledore dowiedział się, że utrudnia pracę brygadzistom i aurorom. Myślę, że mogłabym napisać list do starego znajomego, żeby mu przekazać czym zajmują się jego uczniowie w czasie wolnym. Na pewno nie będzie zadowolony. - Wpatrywała się w chłopaka. Zależało jej na tym, żeby się ogarnął i dotarło do niego, że nie jest to odpowiednie miejsce dla takich jak on.

- Myślę, że mój towarzysz dobrze ci zobrazował to, jak wygląda sytuacja w lesie, czy masz jeszcze jakieś wątpliwości? - Wolała się upewnić, że zrozumiał, co mają mu do przekazania. Wydawało jej się, że Vinnie trochę go przestraszył, bo jakby nieco zbladł, nie odzywał się też jakoś specjalnie. - Słyszysz, co do Ciebie mówię, czy dotarło, że masz stąd zwiewać w podskokach?! - Nieco uniosła ton głosu. - Ta-aa-ak - Nieco się zająkał. Najwyraźniej O’Dwyer miał siłę przebicia i umiał w bardzo prosty sposób docierać do bezmyślnych gówniarzy.

- Puszczę cię i masz trzy sekundy na to, żeby siąść na miotłę i wyruszyć w stronę szkoły, słyszysz? - Nie czekała zbyt długo. Puściła jego rękaw, czekała, aż Vinnie zrobie to samo, po czym zaczęła odliczać. - Raz.. - Rzekła spokojnie, nie musiała czekać na reakcję chłopaka, szybko wskoczył na miotłę i odleciał. Miała nadzieję, że w stronę szkoły. Szkoda było angażować w to brygadzistów.

- Pięknie to rozegrałeś, nie wiedziałam, że umiesz być taki stanowczy Vinnie. - Rzekła jeszcze do swojego towarzysza. Zawiesiła na drzewie czerwoną wstążkę, aby inni wiedzieli, że to miejsce zostało sprawdzone.

Ruszyli później dalej, w głąb lasu szukać kolejnych zagubionych.


!D2
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#7
05.07.2023, 00:27  ✶  

A więc zdecydowaliście się przemierzać Knieję...


Na swojej drodze natrafiliście na oderwany tors. Jest to tors mężczyzny z bardzo charakterystycznym tatuażem kompasu na lewej piersi. Ktokolwiek to był, należał mu się pochówek - wypadało więc schować znalezisko do worka i zabrać je ze sobą.
irish mutineer
living like we're renegades

Raczej łatwo przegapić go w tłumie. Nieco niższy od przeciętnego Brytyjczyka (174 cm), jest krępej budowy mężczyzną. Ma jasnoniebieskie oczy oraz wiecznie roztrzepane jasne włosy, a ich długość sugeruje, że dawno nie był u fryzjera. Vinnie preferuje modę mugolską, rzadko ubiera się elegancko, zdecydowanie preferuje odzież, która nie krępuje jego ruchów. Kiedy podwija rękawy swetra lub koszuli, można dostrzec liczne blizny pokrywające jego przedramiona, zarówno po oparzeniach jak i cięte. Ma silny akcent po którym nietrudno zgadnąć, że nie urodził się w Londynie. Pachnie tytoniem.

Vincent O’Dwyer
#8
06.07.2023, 21:24  ✶  

Vincent łatwo się irytował, zwłaszcza jeżeli chodziło o ludzi i to, jak idiotyczne i nierozsądne decyzje potrafili podejmować. W przypadku zwierząt nie brakowało mu cierpliwości, mógł godzinami wpatrywać się w jeden punkt, oczekując na odpowiedni moment lub obserwując to jedno konkretne magiczne stworzenie. W jego oczach, dzieciak był po prostu idiotą. O'Dwyer również wielokrotnie łamał zasady szkolne i pakował się niebezpieczne sytuacje, więc mógł zrozumieć ciekawość chłopaka oraz to, co skłoniło go by udać się w tak niebezpieczne miejsce, ponieważ gdyby on był w jego wieku... na pewno zrobiłby dokładnie to samo. Z tego właśnie powodu nie zamierzał oddawać go w ręce BUMowców (poza tym zawracać im głowę taką pierdołą? Serio?), a po upewnieniu się, że chłopak wpadnie na tak głupi pomysł, wypuścić go wolno.

Gerry w lot wyłapała o co chodzi Vincentowi i bez żadnego ale dołączyła się do pokazówki. Podniesiony głos, trochę przekleństw, silny i zdecydowany chwyt - tyle powinno wystarczyć, by chłopaka odpowiednio naprostować. Raczej nie zapowiadało się, by musieli użyć siły fizycznej; okładanie nastolatków, nawet w dobrych intencjach odrobinę wykraczało poza jego moralność.

Chłopak odrobinę zaniemówił. Gdy już postanowił się odezwać, jąkał się i plątał w wypowiedzi - oznaczało to nic innego jak to, że osiągnęli oczekiwany efekt. Trzy sekundy jakie dała mu Yaxley w pełni wystarczyły, by wskoczył na miotłę i odleciał w stronę szkoły.

- Wróżę mu karierę profesjonalnego zawodnika Quiddicha - zauważył z rozbawieniem, obserwując jak uczeń z prędkością światła znika im z pola widzenia. - Dobra robota, Yaxley. Ze swoją siłą przebicia, ustawiłabyś Raszuraka Pustynnego tak, że byłby posłusznym, wytresowanym zwierzakiem domowym - dodał, wspominając jednego z bardziej agresywnych gatunków smoków, jaki występował na terenach Sahary. - Ale wcale mu się nie dziwię. Wstyd przyznać, ale w jego wieku zrobiłbym dokładnie to samo - dodał, wzruszając lekko ramionami. Wiedział, że Gerry na pewno by mu wtedy towarzyszyła, bo i jej daleko było do kujonki, która znała i stosowała się do regulaminu szkoły. Szli dalej, po uprzednim oznaczeniu wstążeczką, że teren został zbadany, by inna grupa nie traciła sił i czasu na tą okolicę.

Im dalej zapuszczali się w głąb lasu, tym atmosfera stawała się cięższa. Vinnie nawet nie ukrywał, że trzyma różdżkę w pogotowiu, w razie gdyby coś lub ktoś uznał, że ta dwójka nie jest mile widzianymi gośćmi w lesie. Kiedy rozglądał się dookoła, dostrzegł zarys ludzkiego ciała. A konkretnie jednego fragmentu działa, który leżał przysypany ściółką. Zatrzymał się w miejscu, lekkim ruchem podbródka wskazując na znalezisko. Kurwa mać

Vincent raczej nie rozczulał się nad takimi rzeczami. Mimo wszystko, widok poszarpanego, zbeszczeszczonego fragmentu ciała nie należał do przyjemnych. Naszły go krótkie refleksje, choć szybko uciął je, bo las nie był miejscem na rozkojarzenie i zadumę.

- Zabierzmy go. Ktoś pewnie na pewno go szuka- mruknął. - Masz przy sobie coś, do czego możemy go zapakować? - zapytał. Kiedy pakowali ciało, starał się nie myśleć o tym. Makabryczne widoki nie robiły na nim wrażenia, jednak mimo wszystko... to był człowiek. Nie zwierzę, z którymi pracował. Człowiek, który najpewniej posiadał rodzinę, przyjaciół, pracę, dom. Może nawet miał dzieci? Jak się nazywał jego kot? Może lubił podróże, stąd tatuaż-kompas? Później zarzucił worek na plecy (w miarę możliwości ostrożnie) i w towarzystwie blondynki ruszył dalej, nie odzywając się więcej.


!C2
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#9
06.07.2023, 21:24  ✶  

A więc zdecydowaliście się przemierzać Knieję...


I to chyba nie był dobry pomysł. Szliście i szliście i nagle zorientowaliście się, że miejsce wokół was jest cholernie dziwne. Drzewa rosły tutaj krzywo, jakby się próbowały położyć na ziemi, tworząc dziwaczny krąg. Ktoś bardzo dawno temu wyrył na nich szereg starożytnych run i liter. Jeżeli posiadacie przewagę Starożytne Runy lub Numerologia, na końcu kolejnej kolejki użyjcie komendy "C2scenariusz1", jeżeli nie - "C2scenariusz2".
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#10
06.07.2023, 22:46  ✶  

Byli do siebie dosyć podobni. Gerry potrafiła siedzieć w lesie godzinami czekając na okazję, wiedziała, że cierpliwość popłaca. Mimo swojego ognistego temperamentu nie miała problemu z tym, żeby w skupieniu obserwować jedno miejsce. Jeśli zaś chodziło o ludzi, cóż - sprawa miała się zupełnie inaczej. Reagowała szybko, rzadko kiedy myślała nad tym, co powinna zrobić. Wiele razy wpadała przez to w kłopoty, jednak niczego jej to nie nauczyło. Porywczość była jedną z bardziej charakerystycznych dla niej cech charakteru, co wraz z upartością podobną do osła dawało naprawdę niezłą mieszankę wybuchową.

Yaxley rozumiała, że młodość rządzi się swoimi prawami. Sama była kiedyś w tym miejscu. Uwielbiała przekraczać granice, zasady dla niej nie istniały, ciekawość prowadziła w różne miejsca. Nie było więc sensu, żeby ten chłopak miał z tego powodu nieprzyjemności. Musieli go tylko trochę postraszyć, żeby się stąd oddalił, bo mogło być tu naprawdę niebezpiecznie, a szkoda by było, żeby z własnej głupoty coś mu się stało. Niby człowiek uczył się na błędach, ale nikt nie wiedział co do końca skrywa się w lesie.

Całkiem nieźle poszło im straszenie chłopaka. Zresztą gdyby była w jego wieku, pewnie sama wzięłaby na poważnie ich gadanie. Wyglądali na profesjonalistów - przynajmniej na pierwszy rzut oka.

- Nie mogę nie powiedzieć, że nie sprawiło mi przyjemności to jak widziałam, że spieprza stąd w podskokach. Masz rację, nadawałaby się na zawodnika, moglibyśmy stać na boisku i go motywować. - Zaśmiała się w głos, bo naprawdę rozbawiła ją ta sytuacja.

- To nie tylko moja zasługa. Czy ty zamieniłeś głowę z dupą, że wpadasz na takie gówniane pomysły. - Próbowała naśladować O’Dwyera. - Świetne to było. - Naprawdę jej zaimponował tym z jaką lekkością, na poczekaniu zrugał tego młodzieńca. - Czy ja wiem, czy wstyd? Uważam, że ciakwość to dobra cecha, sama zawsze się nią kierowałam. - Skomentowała jeszcze, bo ona sama zapewne zrobiłaby to samo, także bardzo dobrze rozumiała podejście swojego towarzysza.

Zmierzali w głąb Kniei. Powietrze robiło się lepkie i ciężkie, można było wyczuć niepewność. Las był pełen niespodzianek, trudno było stwierdzić, co jeszcze tutaj napotkają. Nie szukali długo. Vince się zatrzymał i pokazał w którą stronę ma spojrzeć, przeniosła wzrok tam gdzie wskazywał. Trup. Właściwie to chyba za dużo powiedziane, bo jedynie jego kawałek. - Nie wszyscy mieli tyle szczęścia, co ten gówniarz. - Podeszła bliżej, aby dokładniej przyjrzeć się znalezisku. Nie wyglądała, jakby zrobiło na niej specjalne wrażenie, bo wiele rzeczy już w swoim krótkim życiu widziała. No, nie był to specjalnie malowniczy widok, ale jakoś sobie z tym poradziła. Zauważyła ten kompas, nie kojarzyła tego tatuażu, więc nie był to ktoś znajomy. Odetchnęła z ulgą. Wiedziała bowiem, że w nocy w lesie był jej brat. Wolałaby nie znaleźć jego ciała.

- Rozdawali worki, w namiocie. - Wyciągnęła jeden zza pazuchy. Zapakowali część mężczyzny do wora i mogli wyruszyć dalej. - Jak będzie ci ciężko, możemy się zmienić. - Dodała jeszcze. Zawiesiła również czerwoną wstążkę na gałęzi, aby inni wiedzieli, że ktoś już tutaj był.

Weszli dalej, jeszcze głębiej w las. Póki mieli siły musieli przeszukać jak największy obszar, kto wie, ile osób potrzebowało jeszcze pomocy. W pewnym momencie otoczenie zrobiło się dziwne. Drzewa jakby rosły zupełnie inaczej niż wszędzie, były powyginane. - Kurwa, co to ma być. - Nie ukrywała zaskoczenia, bo czegos takiego chyba jeszcze nie widziała. - Układają się w okrąg. - Stwierdziła, jak zawsze rezolutna Geraldine, jakby Vince również tego nie widział. Podeszła bliżej jednego z drzew i się przy nim nachyliła. - To są runy, niestety nie uważałam, że mi się kiedyś do czegoś przydadzą i raczej nie bywałam na lekcjach. - Spojrzała na swojego towarzysza i gdy tak na niego patrzyła to czuła, że i on zapewne nie potrafi ich odczytać.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Geraldine Yaxley (4486), Vincent O’Dwyer (2004), Pan Losu (934), Bard Beedle (1716)


Strony (4): 1 2 3 4 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa