• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka Knieja Godryka v
1 2 Dalej »
1972.05.02, wiosna, Knieja - Wątpliwości - Alanna & Ulysses

1972.05.02, wiosna, Knieja - Wątpliwości - Alanna & Ulysses
Cień Swojego Ojca
Prawdziwa nienawiść to dar, którego człowiek uczy się latami.
Patrząc na niego z daleka widzisz schludnego, nienagannie ubranego mężczyznę. Mierzy około 180 cm wzrostu. Jest szczupły. Nieszczególnie umięśniony. Ma ciemne włosy i jasne, niebieskie oczy. Z bliska okazuje się, że natura obdarzyła go wydatnym nosem i często zaciska usta w cienką linię. Rzadko się uśmiecha. Nie żartuje. Jest spięty. Ma pedantyczne ruchy. Aż do bólu opanowany i kontrolujący.

Ulysses Rookwood
#1
09.07.2023, 17:40  ✶  
- Alanna – bezbarwny głos Ulyssesa przeciął powietrze. Stał zaledwie kilka kroków od niej. Nie miał na sobie marynarki a jego biała koszula nosiła na sobie drobne ślady błota i krwi. Poza tym wyglądał mniej więcej jak zazwyczaj. Tylko bez tej całej zbyt schludnej otoczki dookoła. – Pójdziesz ze mną do kniei?
Trochę chodziło o to, że wbrew wszystkiemu, co powiedział w rozmowie z Danielle, obawiał się, że jej ojcu naprawdę przydarzyło się coś złego. Zwłaszcza, że po tym, jak wrócili na polanę, sam zaczął szukać wzrokiem sylwetki tego konkretnego aurora. A trochę chodziło o to, że spotkanie z uzdrowicielką wzbudziło w jego umyśle tak duże wątpliwości, że potrzebował czasu by pomyśleć. Pomyśleć i zastanowić się nad wszystkim co od niej usłyszał.
A Carrow była Carrow. Mogła się dziko śmiać i pleść bzdury, ale poza tym była na tyle silna psychicznie i magicznie, że nie musiał obawiać się, że nie poradziłaby sobie w lesie. No i wczorajsze, niby przypadkowe spotkanie w mugolskim metrze, a potem długi spacer po mugolskim Londynie, uświadomił mu, że była w niej jeszcze jakaś kolejna twarz Alanny, której do tej pory nie poznał. I jeszcze jedno, chyba najsmutniejsze, ale była jedną z niewielu osób, które wiedziały jak głęboko siedział w tym wszystkim, więc przy niej nie musiał udawać, że wie mniej niż wiedział naprawdę.
Nie odzywał się, gdy zmierzali ku miejscu, gdzie siedząca za biurkiem czarownica zajmowała się przydzielaniem zadań wolontariuszom. Posłał jej ponure spojrzenie, a potem mechanicznym tonem wyjaśnił, że owszem już raz był w kniei, ale wtedy razem z Danielle Longbottom, ale teraz mógł znowu tam wejść. Tym razem z Alanną Carrow, sprawdzoną pracowniczką Ministerstwa Magii.
- Wszystko z tobą w porządku? – zapytał swoją towarzyszkę, gdy zmierzali w stronę pierwszych drzew. – Przyszłaś... - niezakończone zdanie zamarło na jego ustach. Chodziło mu o mugoli. Szukał w głowie takich słów, które usłyszane z boku, przez przypadkową osobę, nie zabrzmiałyby podejrzanie. Wreszcie odezwał się dopiero wtedy, gdy przekroczyli linię drzew. – Wieczorem na polanie pojawili się mugole. Na szczęście niezbyt wielu.
Widmo
It's getting dark in this
little heart of mine

Alanna Carrow
#2
09.07.2023, 18:24  ✶  
- Ulysses – tylko i aż tyle. Nie była zdziwiona, widząc młodego Rookwooda w tymże miejscu, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że pracowali przecież w dokładnie tym samym wydziale (choć już nieperfekcyjny wygląd jak najbardziej skłaniał do zastanowienia się). Gdzie indziej mieli się znaleźć czarodzieje z pogotowia ratunkowego, jeśli nie, przykładowo, właśnie tutaj? Zniszczenia to jedno, drugie… cóż, część mugoli złapała się (niestety!) na pułapkę, jaką raptem wczoraj zastawili.
  A raczej, zastawił Ulysses, bo jej porcja ulotek… cóż, oby się nikt nie zorientował. Ryzykowała? Owszem. Ale z drugiej strony, po prostu nie mogła z zimną krwią pozwolić na to, by tylu niewinnych po prostu zginęło.
  Po raz kolejny przeklęła swój los – naprawdę, nie mogła sobie wybrać innego ciała, tylko właśnie to? Ze wszystkich możliwych – musiała trafić na młodą, pierdolniętą idiotkę, której oczy były wpatrzone w tego cholernego Voldemorta, którego działalność właśnie mogła podziwiać. Czysta krew jest cenna, tak? To dlaczego, do jasnej cholery, ucierpieli również i czystokrwiści?
  Choć tak po prawdzie, pojawiła się tutaj, gnana nie tylko obowiązkami. Jej serce drżało o pewną szczególną osobę – wciąż. Mimo tego że w jej pamięci doskonale wyrył się obraz, który nadal bolał. I zabolał tym mocniej, gdy natknęła się na Florence – oczywiście że Florence! - gdy próbowała dostać się do namiotu.
  Cóż, widok Bulstrode skutecznie odstraszył Clare od złożenia wizyty. Z drugiej strony, może i lepiej – bo kim do cholery była Alanna Carrow dla Patricka? Jak na razie nikim. Dziewczyną, z którą zdarzyło się pracować i która była świadkiem „samobójstwa”, a tak poza tym… cóż, umówili się, owszem, ale na dłuższą metę nie musiało to znaczyć nic, prawda?
  - … pójdę – zgodziła się po krótkiej chwili namysłu. Raz, że to pokrywało się z jej pracą, dwa, że po części czuła się winna. Może trzeba było uszkodzić ten kamień lub podmienić na jakiś inny? Ogłuszyć Rookwooda, wymazać pamięć i zabrać jego część ulotek? Może… och, mogłaby wymieniać długo. W każdym razie, nie była zbyt rozmowna odzywając się głównie w momencie zgłaszania się do poszukiwań w kniei.
  - A dlaczego miałoby nie być w porządku? – sarknęła zaraz, wsadzając dłonie do kieszeni – Plan się udał, w walkach nie brałam udziału, nie gniję w lesie i jestem cała. Hura – tak, to była ta twarz Carrow, którą znał lepiej. Ale po chwili…
  - … wydaje mi się, że pospadali po drodze, ale tam mnie akurat nie posłano – mruknęła ciszej, spokojniej, zaciskając palce na różdżce. Knieja zdawała się na nich czekać. Wzięła głebszy wdech i zagłębiła się między drzewa, upewniając się, iż Rookwood nie zostawał z tyłu.

!A4
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#3
09.07.2023, 18:24  ✶  

A więc zdecydowaliście się przemierzać Knieję...


Na ziemi i drzewach dostrzegacie ślady krwi. Podążacie tym tropem, aż wreszcie docieracie do zwłok młodej kobiety. Niestety, nie udało jej się przeżyć i zmarła na wskutek odniesionych obrażeń. Nim odeszła, wyskrobała na ziemi kamieniem napis: powiedzcie mojej córce, Rachel, że bardzo ją kocham. Powinniście przetransportować jej zwłoki do Doliny, aby rodzina mogła ją pogrzebać.
Cień Swojego Ojca
Prawdziwa nienawiść to dar, którego człowiek uczy się latami.
Patrząc na niego z daleka widzisz schludnego, nienagannie ubranego mężczyznę. Mierzy około 180 cm wzrostu. Jest szczupły. Nieszczególnie umięśniony. Ma ciemne włosy i jasne, niebieskie oczy. Z bliska okazuje się, że natura obdarzyła go wydatnym nosem i często zaciska usta w cienką linię. Rzadko się uśmiecha. Nie żartuje. Jest spięty. Ma pedantyczne ruchy. Aż do bólu opanowany i kontrolujący.

Ulysses Rookwood
#4
09.07.2023, 19:11  ✶  
Ulysses zmarszczył brwi, jakby spodziewał się od Alanny jakiejś innej odpowiedzi. Bo chyba się spodziewał. Nie wiedział czemu, ale im dłużej myślał nad sprawą związaną z ulotkami, tym bardziej był przekonany, że… że właściwie co? Że i jej nie podobał się pomysł posyłania losowych mugoli jako tarcze dla śmierciożerców? Przecież to wcale nie musiało być tak. Równie dobrze mogła pojawić się tam wczoraj by go sprawdzić. Nawet przysłana przez jego ojca.
- Hurra – rzucił w końcu, mało przyjemnym tonem i kompletnie pozbawionym wesołkowatości. Ale Rookwood nigdy się specjalnie nie uśmiechał. Jego ton nie musiał więc świadczyć o niczym konkretnym. – No nie wiem. Pomyślałem, że może zginął – powiedział po dłuższej chwili, nawiązując do człowieka, o którego istnieniu (nieistnieniu?) w życiu w Carrow dowiedział się zaledwie wczoraj. – Ale to dobrze, że nie zginął.
Ulysses założył, że gdyby chłopak Alanny zmarł, nie byłaby w tej chwili w stanie iść z nim do kniei. Może był w tym myśleniu trochę zbyt optymistyczny, bo założył – po prostu – że zachowałaby się dokładnie jak on, a on – gdyby Danielle przez niego zginęła – chyba nie potrafiłby się nawet poruszyć.
Zmrużył oczy, gdy zobaczył ślady krwi na ściółce leśnej. Zamrugał, wcale nie chcąc znaleźć ciała. Ruszył, kierując się śladami juchy. Słyszał kroki Alanny obok siebie.
- Kurwa mać -  zaklął cicho, gdy znaleźli zwłoki kobiety. Patrzył na wyskrobany przez nią napis, na rozsypane na ziemi włosy, na pokrwawioną sylwetkę zmarłej. Kurwa mać. Nie można było powiedzieć wiele więcej.
Przykucnął obok zmarłej. Z dziwną jak na siebie czułością, odgarnął jej z twarzy włosy. Posłał swojej towarzyszce ciężkie, ostrzegawcze spojrzenie. Nie śmiej się. Nie żartuj. Po prostu pozwól mi ją odnieść na polanę – mówiły jego oczy.
A potem dźwignął martwą kobietę. Podniósł się z ziemi ciężko. Jak dobrze, że nie weszli zbyt głęboko do lasu. Ciało trochę ważyło a młody Rookwood miał zapamiętać jego wagę już na zawsze.
- Jeśli jej nie utrzymam, po prostu pomagaj mi czarami – poprosił Alannę.
Miał zacięty, nieprzenikniony wyraz twarzy, gdy szedł do wyjścia z lasu.
Widmo
It's getting dark in this
little heart of mine

Alanna Carrow
#5
09.07.2023, 19:37  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 09.07.2023, 19:38 przez Alanna Carrow.)  
Twarz kobiety stężała, gdy wspomniał o nim. No tak, przyznała się wczoraj do istnienia kogoś, dla kogo biło jej serce. Chwila słabości, której teraz pożałowała – bo w tym świecie, w tych kręgach, których przyszło jej teraz żyć, tak naprawdę nie mogła ufać. Nie, nie zdradziła tożsamości tego, kogo kochała, ale na upartego…
  … sam fakt, że kochała, mógł dać wskazówkę, gdzie bolało najbardziej. Gdzie należało nacisnąć, żeby zmusić do posłuszeństwa. Chwila słabości – przeklęta. Cóż, mleko się rozlało… i zaczęła się zastanawiać, czy przypadkiem pomysł wyczyszczenia Rookwodowi pamięci nie był znowu taki niegłupi. W lesie, bez świadków, zawsze mogła zwalić na jakieś tajemnicze istoty, gdyby coś poszło nie tak, prawda…?
  Odsunęła chwilowo tę myśl na bok.
  - Wedle mojej wiedzy przeżył – mruknęła łagodniej. Tak, tyle zdążyła się dowiedzieć, przez co mogła odetchnąć z ulgą. I tak, prawdopodobnie, gdyby się okazało, że Stewarda już nie ma wśród chodzących po tym świecie, to bez namysłu podążyłaby za nim.
  I tak już nie żyła, wiedziała, że śmierć nie jest tak okropna, nie należy jej się bać. Więc po co miałaby się kurczowo trzymać tego ciała, w którym i tak tkwić nie chciała, skoro świat dosłownie straciłby sens, jedyny powód, dla którego przed rokiem powróciła na tę stronę Zasłony…?
  - Ona też przeżyła, prawda? – spytała po krótkiej chwili. W końcu Ulysses też kogoś miał, przypomniała sobie, nie wyglądał niby na kogoś, kto miałby życie uczuciowe, ale… to nie znaczyło, że nie miał tej innej twarzy, zwykle niedostępnej. Bo miał. I ujrzała ją wczoraj.
  Nie zauważyła śladów krwi na ściółce – czerwień niestety była tym kolorem, z którym miała w tym życiu przeogromny problem. Czerwień i zieleń – bo to też nie tak, że pod nogami mieli wydeptane, brązowe ścieżki i sterty patyków i kamieni; nie, mech też przecież porastał ziemię, nie mówiąc już o pomniejszych roślinach.
  Czerwień i zieleń zlewały się w jedno.
  Szła po prostu za Ulyssesem, rozglądając się po otoczeniu, szukając istot, które mogłyby im zagrozić oraz osób potrzebujących pomocy. Aż w końcu…
  … znaleźli, lecz na pomoc dla niej było o wiele za późno.
  Wyskrobany napis? Łamał serce. Taka młoda. Zmarnowane życie, w imię czego…? Nie potrzebowała ostrzeżenia Ulyssesa, żeby się nie śmiać, nie szydzić, cokolwiek. Chciała wierzyć, że nawet prawdziwa Carrow nie byłaby tak pierdolnięta, żeby w takiej chwili być w pełni sobą.
  - I to ma być wspaniały plan Czarnego Pana…? – szepnęła, z wyraźną goryczą w głosie. Słowa nielicujące z godnością śmierciożerczyni, ale…
  - Pomogę – obiecała krótko, bez rozwodzenia się, bez niepotrzebnego paplania. Naprawdę nie potrzebowali tu więcej słów. Po prostu… ruszyła z powrotem, starając się mieć oczy dookoła głowy, za ich oboje jednocześnie.
Cień Swojego Ojca
Prawdziwa nienawiść to dar, którego człowiek uczy się latami.
Patrząc na niego z daleka widzisz schludnego, nienagannie ubranego mężczyznę. Mierzy około 180 cm wzrostu. Jest szczupły. Nieszczególnie umięśniony. Ma ciemne włosy i jasne, niebieskie oczy. Z bliska okazuje się, że natura obdarzyła go wydatnym nosem i często zaciska usta w cienką linię. Rzadko się uśmiecha. Nie żartuje. Jest spięty. Ma pedantyczne ruchy. Aż do bólu opanowany i kontrolujący.

Ulysses Rookwood
#6
09.07.2023, 19:54  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 09.07.2023, 20:03 przez Ulysses Rookwood.)  
Ulysses pokiwał powoli głową. Przed oczami stanęła mu drobna sylwetka Danielle, gdy na jego widok podnosiła się z ziemi i szła w jego kierunku. I ta chwila później, gdy rzuciła mu się na szyję. Przelatujące przez głowę myśli, wtedy tak lekkie i niedowierzające, teraz tak ciężkie, niemal nie do udźwignięcia.
- Ona prawie wczoraj zginęła. I to kilkukrotnie – sprostował. – Udało jej się uniknąć stratowania. Potem jeden ze śmierciożerców próbował ją spalić i nabić na pal. A dzisiaj okazało się, że zaginął jej ojciec – zakończył cicho.
Młody Rookwood chciałby go odnaleźć. Nie martwego, ale żywego – może przestraszonego lub rannego, ale żywego. Danielle nie musiałaby nawet wiedzieć, że to on go uratował, byleby tylko udało mu się to zrobić. Kto wie, może zaraz go znajdą? I wtedy, podczas powrotu na polanę, przyzna mu się, niby przypadkiem, że zna jego córkę i że spotkał ją wczoraj razem z chłopakiem na Beltane.
Ale póki co znaleźli tylko trupa młodej kobiety. Ulysses wzruszył bezradnie ramionami. Chciał powiedzieć, że najwidoczniej jeszcze nie rozumieją wielkości tego wspaniałego planu, ale coś kazało mu się zamknąć. Obawiał się, że zmarła pewnie była mugolaczką a wtedy cała jej miłość do córki nie miała w oczach Lorda Voldemorta żadnego znaczenia.
Kiedy niósł zmarłą, ciążyła mu w ramionach. Starał się nie myśleć o tym, że była czyjąś matką, czyjąś córką, czyimś dzieckiem, że miała przed sobą więcej życia niż za sobą. Oczyścił głowę aż zaczęła rozbrzmiewać w niej cisza. Zaciskał zęby i po prostu ją niósł aż wreszcie wyszli z lasu i wrócili na polanę.
- Ma córkę Rachel – powiedział odkładając ją delikatnie na ziemię we wskazanym przez służby miejscu. Jego brat, Augustus, z pewnością wiedziałby co z nią zrobić, on się na tym nie znał. Ulysses omijał wzrokiem własną brudną koszulę. – Wracamy do kniei? – zapytał Alannę, a potem w zależności od tego co postanowiła ruszył za nią.
Kiedy szedł miał zaciśnięte usta i tak bardzo spiętą linię ramion, że niemal przypominał robota.
Widmo
It's getting dark in this
little heart of mine

Alanna Carrow
#7
09.07.2023, 20:20  ✶  
Prawie zginęła. On też prawie zginął – ale tu już nie miała wiedzy, co dokładnie go spotkało. Nie znała tej ścieżki, z którą musiał zmierzyć się on, choć gdy tak kręciła się przy namiotach… tak, tego jednego była pewna: przeżył. Ledwo, ale przeżył.
  Tyle że tym już nie podzieliła się już z Ulyssesem – za bardzo by zawęziła grono podejrzanych w kwestii jej miłości. A na to pozwolić już sobie nie mogła, przez wzgląd na samego Patricka jak i, oczywiście, własne bezpieczeństwo.
  - Miała zatem sporo szczęścia – stwierdziła cicho i odetchnęła. Nie to, co ta kobieta, z którą parę chwil później wracali. Ona nie miała tego szczęścia, tylko cholernego pecha, który rozciągnął się dalej, zagarniając jej rodzinę. Była matką, może żoną, siostrą, córką, wnuczką. Jedno życie stracone, a osobistych tragedii – znacznie więcej.
  I jeszcze to, zaginął ojciec tej dziewczyny. Spojrzała uważniej na Rookwooda, zastanawiając się nad czymś. Liczył, że go odnajdzie? Sama tak by zrobiła, będąc na jego miejscu – szukałaby drogiej osoby dla Patricka, w nadziei, że uda się zdjąć ukochanemu ciężar z barków.
  Przez całą drogę powrotną nie mówiła już nic, bo i co miała mówić? Mimo najszczerszych chęci, nie potrafiła z siebie wykrzesać iskry tej cholernej Carrow, która chyba jednak by mieliła i mieliła ozorem, przyprawiając Ulyssesa o uschnięcie uszu. Chyba. A może jednak źle ją oceniała i w obliczu takiej śmierci jednak ta ruda zołza zamknęłaby swe usta…?
  Cóż, miała przed sobą dwa rozwiązania i ostatecznie obydwa okazywały się być na dłuższą metę złe, przynajmniej w oczach Clare. Dokonała wyboru, by uszanować tę śmierć i już się tego trzymała.
  - Wracamy – stwierdziła krótko, odwracając się na pięcie, gdy już przekazali ciało kobiety dalej. Swoje w tej kwestii zrobili, musieli teraz wrócić do kniei i szukać dalej.
  Może znajdą ojca tej dziewczyny.
  A może kogoś innego.
  … lub coś, co kryło się w tych ostępach i nie było przyjazne żadną miarą.

!B4
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#8
09.07.2023, 20:20  ✶  

A więc zdecydowaliście się przemierzać Knieję...


Na swojej drodze natrafiliście na oderwaną głowę. Leżała pomiędzy kamieniami obok małego strumienia, który płynął pomiędzy drzewami. Jest to głowa młodego mężczyzny o ciemnych oczach i kręconych, jasnych włosach. Ktokolwiek to był, należał mu się pochówek - wypadało więc schować głowę do worka i zabrać ją ze sobą.
Cień Swojego Ojca
Prawdziwa nienawiść to dar, którego człowiek uczy się latami.
Patrząc na niego z daleka widzisz schludnego, nienagannie ubranego mężczyznę. Mierzy około 180 cm wzrostu. Jest szczupły. Nieszczególnie umięśniony. Ma ciemne włosy i jasne, niebieskie oczy. Z bliska okazuje się, że natura obdarzyła go wydatnym nosem i często zaciska usta w cienką linię. Rzadko się uśmiecha. Nie żartuje. Jest spięty. Ma pedantyczne ruchy. Aż do bólu opanowany i kontrolujący.

Ulysses Rookwood
#9
09.07.2023, 21:58  ✶  
Ulysses miał tak bardzo zaciśnięte usta, że nie zdecydował się nawet na potwierdzenie, że słyszał słowa Alanny. Wracając w stronę lasu, miał tylko nadzieję, że to był ostatni trup, jaki tego dnia przyszło im znaleźć w lesie.
Tym razem szedł nieco szybciej i nieco pewniej, w końcu przez chwilę szli obok miejsca, które już (jak mu się wydawało) oczyścili. Ale jak się niedługo miało okazać, los nie brał jego nadziei na poważnie. Młody Rookwood stanął jak wryty wpatrując się w leżącą na ściółce leśnej głowę. Otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć i zamknął je, nie wypowiedziawszy nawet słowa. Posłał Alannie ciężkie spojrzenie.
- To nawet nie jest zabawne – wymruczał, sięgając po różdżkę. Wyglądało na to, że mieli tu w tym lesie pokutować za to, co zrobili wczoraj.
Martwą kobietę łatwo było podnieść. Ale głowę? Niby jakby miał ją wziąć? Za włosy? A potem wracać na polanę z wyciągniętą ręką? Z cudzym łbem, z głową kogoś młodego, może niewinnego, jak jakimś osobliwym trofeum? Tak się przecież nie godziło.
- Dawaj worek – burknął do Alanny.
Miał naprawdę grobową minę, gdy podchodził do głowy, kucał przy niej, podnosił ją za ciemne włosy i wsadzał do worka.
- Jest lekki możemy iść dalej – powiedział. Miał zaciśnięte usta. Wyglądał na naprawdę zawziętego, ale gotowego by naprawdę iść dalej. Z tym pierdolonym workiem w ręce.
Widmo
It's getting dark in this
little heart of mine

Alanna Carrow
#10
09.07.2023, 22:02  ✶  
Carrow miała teraz mały problem – niestety poprzednia właścicielka wybitnie nie dbała o kondycję tego ciała z zupełnie niezrozumiałych dla niej powodów, co teraz trochę wychodziło bokiem. Było w miarę w porządku, gdy poruszali się wolniejszym tempem, ale teraz… teraz musiała porządniej wyciągnąć nogi, żeby nadążyć za Rookwoodem.
  - Zwolnij trochę – sapnęła w końcu, próbując nie zostać w tyle. Cóż, nie o to w tym chodziło, żeby zgubić się w pojedynkę jak ostatnia oferma, prawda…?
  - Oż kurwa – wyrwało się jej, gdy dostrzegła głowę. A gdzie reszta? Wyparowała? Rozwleczona cholera-wie-gdzie? Rozejrzała się odruchowo, próbując dostrzec resztę ciała. Bezskutecznie.
  - Ciekawe, co go tak urządziło... – wymamrotała, wyciągając worek i podając go Rookwoodowi.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Alanna Carrow (2998), Pan Losu (542), Ulysses Rookwood (2854)


Strony (3): 1 2 3 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa