• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Niemagiczny Londyn v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6
[05.05.1972], tajna kawalerka Patricka, "Mam mały nieporządek" Mavelle & Patrick

[05.05.1972], tajna kawalerka Patricka, "Mam mały nieporządek" Mavelle & Patrick
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#1
26.07.2023, 01:50  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 26.07.2023, 16:17 przez Patrick Steward.)  
W powietrzu unosił się nieprzyjemny zapach farb olejnych. Patrick odsunął się od ściany. Przemaszerował pod okno i z tego miejsca jeszcze raz spojrzał na malowany przez siebie obraz. Był duży. Właściwie to nawet ogromny. Solidne dwa i pół metra wysokości na cztery szerokości. Przedstawiał… właściwie trudno było na pierwszy rzut oka ocenić co właściwie przedstawiał. Był zlepkiem różnych pomniejszych obrazków, niektórych tak małych, że należało dotknąć nosem płótna by pojąć, że w oczach narysowanej postaci skrywał się kolejny rysunek, jak kolejny fragment historii. Na ten moment zakończony był zaledwie w jednej trzeciej a i tu auror doszedł do wniosku, że powinien go trochę poprawić. Kobieta w wianku na głowie – niepokojąco przypominająca Florence – miała źle ułożoną rękę a znajdujące się za nią płomienie ogniska już zaczynały przygasać, polewane wylewającą się z nieba wodą, jakby scena rozgrywała się na gładkiej tafli jeziora a zamiast księżyca, na niebie górował pulsujący mocą i wydzielający ostrą energię kamień.
- Źle – wymamrotał pod nosem Steward. Jego szkice rzadko przedstawiały jeden konkretny przedmiot. Często były zlepkiem wielu różnych scenek i wielu różnych przedmiotów, rzadko połączonych ze sobą w jakimś konkretnym celu. Mimo sporego zacięcia artystycznego, traktował malowanie jak formę układania myśli i rozwiązywania zagadek. Choć zazwyczaj to co narysował w ostatecznej formie wyglądało jak zupełnie zwyczajny obraz, było dziełem wielu poprawek i drastycznych zmian, tak jak zmieniał się ogląd Patricka na frapującą go sprawę.
Ale ten obraz nie był zwykłą łamigłówką. Trochę przedstawiał Beltane a trochę jakąś fantazję dotyczącą Beltane. Tworząc go Steward chciał ułożyć sobie w głowie wszystko co się stało tamtej nocy i jednocześnie… jednocześnie jakby nie potrafił. Stąd dramatyczna próba narysowania wieloformatowego obrazu, obrazu który miał mu pomóc w uporządkowaniu wszystkiego, co kłębiło mu się w głowie.
Ubrany był w kraciastą koszulę i wygodne dżinsy. Miał bose stopy, ślady farb na rękach, ubraniu, policzku i nawet włosach. Wreszcie czuł się całkiem dobrze, prawie jak przed świętem, tylko to przeklęte zimno, które ogarnęło jego ciało, wcale nie minęło. Na niewielkim stoliku, między słoikami z wodą i pędzlami oraz tubkami z farbami stało kilka kubków po herbacie.
W całym mieszkaniu panował raczej nieporządek. Sporej wielkości łóżko było niezasłane ze splątaną z kocami pościelą (nawet te trzy dodatkowe koce niewiele dały na zimno, którym był przesiąknięty). Patrick ułożył tam zresztą jeszcze kilkanaście drobnych szkiców przedstawiających poszczególne elementy, które miały się znaleźć na obrazie olejnym (z części pomysłów już chyba zrezygnował, bo między nimi leżały pogniecione, papierowe kulki (a także miał nowe, bo na szafce nocnej leżał otwarty szkicownik i ołówek). Na fotelu przed kominkiem urzędowało kilka nadprogramowych poduszek i bluza polarowa.
W ogólnym rozrachunku kawalerka była nie tyle zaniedbana co pełna nieporządku, jakby znajdujący się w niej człowiek ogarnięty był tylko jedną, jedyną ideą uporządkowania własnych myśli. Patrick uniósł głowę, słysząc dzwonek do drzwi. Ruszył ku nim, wrzucając pędzel do słoika z bezzapachowym rozpuszczalnikiem. Brzdęknęła skuwka obijając się o szkło.
Steward przekręcił zamek w drzwiach i uchylił je, spodziewając się widoku albo sąsiadki-mugolki z mieszkania obok, albo Mavelle.
- Witaj – przywitał się z Bones.
Uchylił drzwi, zamierzając wpuścić ją do środka. Następnie zamknął z powrotem drzwi.
- Wybacz. Mam mały nieporządek. Herbaty? Kawy? Wody? – zaproponował, machając jej ręką, żeby przeszła przez niewielki korytarzyk, ominęła kuchnię i drzwi do łazienki i weszła do dużego pokoju, który jednocześnie był sypialnią, salonem i biurem.
W myślach wyrzucał sobie, że mógł choć trochę ogarnąć mieszkanie przed jej pojawieniem się. A potem jego wzrok padł na duże łóżko i nagle pomyślał, że to całkiem dobrze, że nie posprzątał.
broom broom
Throw me to the wolves and
I'll return leading the pack

Mavelle Bones
#2
26.07.2023, 20:34  ✶  
Chwilami Beltane zdawało się być jedynie bardzo, bardzo przykrym snem, koszmarem, z którego zaraz uda się ocknąć. Ale Mavelle otwierała oczy – i za każdym razem się przekonywała, że wszystko było prawdą, nie ułudą.
  Wujek nie żył. Zmarło zresztą wielu ludzi, ale ta konkretna śmierć w przypadku Bones była czymś bardzo osobistym – i to nie tylko ze względu na rodzinne więzy. W zasadzie głównie to „nie tylko” sprowadziło ją do Patricka; bo chwilami nie była pewna, czy przypadkiem najzwyczajniej w świecie nie traci zmysłów.
  Tak, w głowie Bones panował niemały bałagan, który próbowała uporządkować na różne sposoby; tyle że przypominało to syzyfową pracę. Jak już, zdawałoby się, uporała się z daną rzeczą, to zaraz okazywało się, ze może jednak nie tak do końca, bo przecież wcześniej nie uwzględniła takiej bądź siakiej możliwości i może jednak…
  … momentami przypominało to gonienie własnego ogona.
  - Hej – odparła krótko, posyłając Patrickowi uśmiech, aczkolwiek blady, pozbawiony wszelkiej wesołości. Rozbawienie? Śmiech? To coś, co z tej chwili zdawało się nie istnieć, albo raczej: nie miało prawa istnieć. Nie w całym tym bałaganie, nie w chwili, kiedy poniesiono tyle ofiar, nie, gdy nie do końca nie mogła dojść do ładu sama ze sobą.
  Zwłaszcza że rozum mówił jedno, serce drugie. A to naprawdę nie pomagało.
  Wśliznęła się do środka, nie zsuwając nawet z siebie kurtki – w zasadzie ulubionej, mugolskiej, kupionej niby specjalnie do jeżdżenia na motorze, a w praktyce… w praktyce nie potrzebowała dwóch kółek, żeby w niej chodzić.
  - Nie szkodzi, naprawdę – odparła cicho, wchodząc zaraz w głąb mieszkania, zgodnie z niewypowiedzianą sugestią. Zdecydowanie wyglądało zgoła inaczej niż wtedy, kiedy była tu poprzednim razem – ale nie, nie myślała o tamtej wizycie. Ona i wszystko, co się z nią wiązało – to naprawdę było jedna z ostatnich rzeczy, nad jaką Mavelle aktualnie byłaby w stanie się zastanawiać.
  - Poproszę kawę – zdecydowała, obracając się w stronę mężczyzny, obrzucając go o wiele uważniejszym spojrzeniem niż była w stanie przez ten krótki moment, gdy pojawił się w drzwiach. Wyglądał… cóż, jak Patrick, w wersji mocno nieaurorskiej i do tego upaćkanej – Upaćkałeś się – zauważyła dość łagodnie, wskazując swój policzek i włosy, nakierowując tym samym na miejsca, gdzie nabrał kolorów, jakich co do zasady nie należałoby się spodziewać.
  Zwlekała z dotknięciem tematów, które ją tu przywiodły – ale też jakoś tak głupio prostu od progu zadawać pytania, jakby urządzała Stewardowi przesłuchanie.
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#3
27.07.2023, 01:01  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 27.07.2023, 17:09 przez Patrick Steward.)  
Patrick ruszył za Mavelle w głąb własnego mieszkania. Przyglądał się czubkowi głowy brygadzistki, nie do końca wiedząc po co właściwie przyszła. To znaczy wiedział, że musiała mieć ważny powód. Z pewnością dużo ważniejszy niż wspominanie wspólnie spędzonej w kawalerce nocy, ale sam czuł się dziwnie nago ze świadomością, że za chwilę zobaczy malowany przez niego obraz. Najchętniej zakryłby go płachtą, ale świeżo nałożone warstwy olejnej farby nie przetrwałyby takiego zabiegu.
Potrząsnął głową, starając się wyrzucić z głowy niechciane myśli.
- Otworzę okno – mruknął. – Wiem, że farby trochę śmierdzą.
Przed Beltane, gdy pojawiał się tutaj by malować i myśleć, otwierał wszystkie okna w mieszkaniu na oścież. Ale teraz… teraz był zimny i jakoś odruchowo zachowywał się tak, jakby stale było mu zimno, nawet jeśli nie do końca tak to działało. Chwilami niemal przyzwyczajał się do własnego nowego stanu, ale potem w zapomnieniu dotykał kogoś przypadkiem, widział mimowolne drgnięcia, zaskoczenia, zdziwienia malujące się w oczach i znowu uderzało w niego, że nie tylko on się zmienił, ale też zmieniło się to, jak był postrzegany.
- Usiądź przy stoliku albo na fotelu. Zaraz zgarnę słoiki z rozpuszczalnikiem i terpentyną – zaproponował, przypominając sobie o tym, że tym razem Mavelle była tu w charakterze gościa, a nie potencjalnej partnerki, która zachowywałaby się tutaj jak u siebie. – I lojalnie uprzedzam, że to nie będzie najlepsza kawa na świecie – mruknął, zebrał puste kubki po herbacie i wyszedł z sypialnio-salono-biura.
Bones słyszała jak krzątał się po mikro kuchni, otwierał szafki, stukał szklankami. Wrócił po kilku minutach niosąc tacę z kubkiem kawy dla brygadzistki, herbaty dla siebie i maślanymi bułkami na talerzyku (dokładnie tymi samymi, które Mavelle mu przysłała tego dnia).
- Proszę – postawił tackę na stoliku i zaczął przenosić słoiki z pędzlami na podłogę, ku miejscu gdzie trzymał zebrane w drewnianej skrzynce akcesoria i przybory malarskie. – Ostatnio potrzebuję chwili dla siebie – uściślił, nawiązując w ten sposób do tego upaćkania się. – Nie przyniosłem cukru i mleka. Jakbyś potrzebowała to… - pokazał ręką na wyjście z pokoju. – Ty też robisz takie zamieszanie w Ministerstwie Magii? Mam wrażenie, że wszyscy się na mnie gapią. A wczoraj musiałem uciekać z baru, bo połowa tamtejszych bywalców chciała albo stawiać mi drinki, albo porozmawiać, albo ostentacyjnie pokazywała na mnie palcami – poskarżył się.
Posłał Mavelle krzywy uśmieszek, ale chociaż gadał o jakichś głupotach to tak naprawdę czekał aż jego gość wyjawi mu powód swojej wizyty.
broom broom
Throw me to the wolves and
I'll return leading the pack

Mavelle Bones
#4
27.07.2023, 19:52  ✶  
Przytaknęła odruchowo. Fakt faktem, farby śmierdziały, aczkolwiek nos Mavelle znał wiele sporo gorszych zapachów niż ten. Tak że, mimo iż na dłuższą metę byłoby to męczące, Steward wedle wszelkiego prawdopodobieństwa nie usłyszałby ani jednego słowa skargi.
  Zwłaszcza że sama zajmowała się sztuką przelewania obrazów na papier; nie farbami wprawdzie, ale wciąż – rozumiała potrzebę. Potrzebę, bo nietrudno się było domyślić, co tak naprawdę w tym pomieszczeniu się działo, zwłaszcza że ostatnie parę dni przyniosło naprawdę całkiem sporo szkiców wychodzących spod jej ręki. Ot, Beltane wymagało uporządkowania, wycieczka do Limbo tym bardziej, a ołówek… ołówek dawał pewne możliwości w tym zakresie.
  Tak samo jak i farby.
  - Myślę, że jeśli nie wypłuczesz w niej pędzli, to będzie całkiem dobra kawa – odparła z lekkim uśmiechem, próbując najwyraźniej zażartować. Bo świat się nie skończył, prawda? Bo musieli nadal żyć, trwać, a całkowite pogrążanie się w otchłani… tak, może to coś, czego jakaś część Bones pragnęła. Bo nie czuła się najlepiej sama ze sobą. Że zimna jako taka – to najmniejszy problem, choć tu akurat bolało, że nie mogła już tak po prostu kogoś dotknąć, jak kiedyś. Musiała pamiętać, iż takie gesty już nie przynosiły ciepła, wręcz przeciwnie. Gorzej już z poczuciem, że zawiodła i że, co było całkiem prawdopodobne (przynajmniej do czasu, kiedy uda się przelamać klątwę. Bo musi się udać, prawda?), w ewentualnym kolejnym starciu z Voldemortem będzie całkiem bezużyteczna. Nie mogła o nim mówić, rysować, pisać, pokazywać, cokolwiek – jakże więc mogłaby w takim razie podnieść różdżkę przeciwko niemu…?
  I tym razem wybrała fotel, uprzednio pozwalając sobie na przełożenie paru poduszek – z tą różnicą, że teraz nie dzierżyła szkicownika ani ołówka, nie mówiąc już o całkowitym braku negliżu; chociaż trochę kusiło, żeby jednak rozgościć się bardziej, podciągnąć nogi, niemalże zwinąć się na tymże fotelu. Ale zwalczyła tę chęć; poświęciła swą uwagę czemu innemu.
  Obrazowi.
  Choć tak po prawdzie, nie przyglądała mu się jakoś szczególnie długo; może się myliła, ale wyczuwała w tym płótnie to samo, co we własnych szkicach. A nimi nieszczególnie pragnęła się dzielić; te stronice w szkicowniku zdecydowanie nie były przeznaczone do pokazywania ich światu.
  Podziękowała, gdy Steward wrócił wraz z kawą i bułeczkami; podniosła się też, by podejść do stolika i wziąć kubek.
  - Chyba wszyscy jej potrzebujemy – westchnęła cicho, z pełnym zrozumieniem. Sama też jej potrzebowała, Matka jej świadkiem. I nic dziwnego – cały ten bałagan i wszechobecne zainteresowanie mocno sprzyjało chęci zaszycia się gdzieś w ciemnym kącie – Nie, wystarczy taka – zapewniła naprędce, obejmując naczynie dłońmi.
  Jakby miały się w ten sposób ogrzać.
  - Staram się to ignorować, ale czuję spojrzenia ich wszystkich – przyznała, krzywiąc się przy tym. Naprawdę nie była szczęśliwa, zyskując tak nagle i tak bardzo na popularności – Nie wiem, Patrick, z jednej strony mam ochotę wybrać cały zaległy urlop i nadgodziny i zniknąć na jakiś miesiąc czy dwa, z drugiej… chyba bym zwariowała, mając tyle wolnego – stwierdziła chmurnie. Bo jakkolwiek by nie patrzeć, praca była bardzo ważną częścią życia Bones. Nie najważniejszą, jak to było w przypadku pewnego wspólnego znajomego, ale wciąż: była istotna. Zło nigdy nie spało, miało różne twarze, a jej zadaniem było upilnować, by nie rozlało się jeszcze bardziej, zagarniając, co się tylko dało.
  - Zastanawiałam się... – zaczęła z pewnym wahaniem, po krótkiej chwili – i bardzo ostrożnym pociągnięciu łyka kawy; póki co nie wróciła jeszcze na fotel – … po Beltane trochę się zmieniło. I nie wiem, czy to tylko ja, czy... – urwała na chwilę, szukając odpowiednich słów. Jak sformułować pytanie? Bo to, o co pytała, niekoniecznie było jednocześnie tym, czym Steward chciałby się dzielić. I nie chciała jednocześnie sprawiać wrażenia, że chce mu wejść do głowy – zwłaszcza że to już była sprawa Patricka, co „widział” – o ile w istocie widział – … nie pamiętasz przypadkiem rzeczy, których nie powinieneś pamiętać? W sensie… myślisz, że coś widziałeś, gdzieś byłeś, ale jednocześnie to było w takim czasie, że nie mogło to mieć miejsca? – spytała w końcu, obserwując uważnie mężczyznę.
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#5
30.07.2023, 02:31  ✶  
Patrick sięgnął po herbatę, którą zrobił dla siebie. Z uwagi na to, że Mavelle usiadła na fotelu, sam przysiadł na podłodze. Oparł się plecami o ścianę. Jedną nogę miał ugiętą w kolanie a drugą wyprostowaną. Patrzył na Bones, wsłuchując się w to, co miała do powiedzenia.
- Ja chyba wezmę urlop – rzucił neutralnie, bardziej chyba dlatego, że w ogóle zaczęła ten temat, niż żeby wcześniej rzeczywiście chciał się z nią dzielić tą informacją. Potrzebował czasu by wszystko należycie przemyśleć i uporać się – może nie nawet ze sławą, która nagle na niego spłynęła, ale z tym, jak miał sobie teraz radzić z samym sobą.
Nie obawiał się braku zajęć. Steward rzadko się nudził a gdy się czymś zajmował, ta praca pochłaniała go niemal bez reszty. Szacował, że samo namalowanie obrazu, który Mavelle przypadkiem zobaczyła, zajmie mu dobre sto dwadzieścia godzin. Także szaleństwo z nudów raczej mu nie groziło.
Uniósł kubek z parującą herbatą i zapatrzył się uważnie na kobietę, gdy ta zaczęła mówić o… Zmarszczył brwi. O czym ona właściwie mówiła? Pokręcił przecząco głową. Nie. Nie miał takich wspomnień. Skąd zresztą w ogóle, miałby je mieć? Czyżby okazało się, że uzdrowiciele czegoś w przypadku Mavelle nie dopatrzyli? Może była jednak w dużo poważniejszym stanie od niego czy Victorii?
- Nie mam cudzych wspomnień – zaprzeczył z przekonaniem. – Zresztą, czyje to niby miałyby być wspomnienia? – zapytał, ale wcale nie po to, by Bones wyjawiła mu kto nawiedzał jej głowę. Chodziło raczej o nakierowanie, o podpowiedzenie czego właściwie miałby szukać czy w swojej głowie, czy gdzieś w swoim otoczeniu. Czyżby zaczął ją nawiedzać jakiś duch z Beltane? – Jak chcesz to możemy pójść do zaufanego egzorcysty. McMillan to zrzęda jakich mało, ale przy tym jest bardzo kompetentny – zapewnił, spoglądając na Mavelle łagodniejszym wzrokiem, tak, jakby próbował jej okazać trochę wsparcia.

!steward2
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#6
30.07.2023, 02:31  ✶  
To wspomnienie smakowało popiołem, który dostał się do twoich ust. Mimo wielkich trudów, udało wam się dokonać pozornie niemożliwego - dzięki wysadzeniu kolejnego połączenia kolejowego, uniemożliwiliście szybkie dotarcie pomocy do obszarów, gdzie Edwin i Elizabeth mieli dokonać kolejnych ataków.

Spoglądając na dymiący się w oddali budynek dworca, czułeś satysfakcję. Wszystkie rzeczy, które robiliście do tej pory, miały teraz nabrać sensu, miały ziścić się wasze plany. Waszej rebelii nie miało powstrzymać już nic. Ekstaza - uczucie, znane ci wcześniej jedynie z kart opasłych ksiąg - czy nie było to właśnie to, co czułeś?
broom broom
Throw me to the wolves and
I'll return leading the pack

Mavelle Bones
#7
30.07.2023, 22:50  ✶  
Przytaknęła odruchowo. Każdy sobie radził, jak mógł – każdemu pomagało co innego. I to też nie tak, że w razie masy wolnego Mavelle nie znalazłaby sobie niczego do roboty, bo zapewne by znalazła. Mnóstwo mugolskich książek czekało na przeczytanie, kina otwierały szeroko swe powoje, zachęcając do zapoznania się z najnowszymi produkcjami, stronice szkicownika czekały na pokrycie rysunkami. Może przysiadłaby do nauki nowej – dla niej oczywiście – techniki? A może…
  … może to byłby jednak czas poświęcony poszukiwaniom na temat tego, czym się stali. Czy dało się to odwrócić. Bądź też, niczym bardzo wkurwiony pies, dyszący żądzą zemsty, próbowałaby pochwycić trop. Na własną rękę, nieoficjalną drogą, co przerażało tak samo, jak jednocześnie kusiło. Bo jako brygadzistka – w wielu kwestiach miała związane ręce, nieprawdaż…?
  Na twarzy Mavelle pojawiło się coś jakby cień zawodu. Pojawiło i zniknęło. Twierdził, że nie miał – bo faktycznie go ta zmiana nie dotknęła, nie zaznał jeszcze tego, nie rozpoznał wśród wspomnień tych nienależących do niego bądź też… mógł się też do tego nie chcieć przyznać, prawda? W każdym razie, jeśli faktycznie żadnych nie miał, to co to oznaczało dla niej samej…?
  - Tam, w Limbo, widziałam bliską mi osobę – wyjaśniła cicho, dość powoli, jakby się wahała, co mówić i czy w ogóle cokolwiek mówić. Z drugiej strony, jak już pytała, to wypadałoby wyjaśnić, co dokładnie jej po łepetynie chodziło, prawda…? - I teraz… to jest, jakbym przypominała sobie coś, co naprawdę przeżyłam. Jakbym tam była. Ale… W jednym przypadku to nawet nie było mnie na świecie. I choć wydaje się, że naprawdę tam byłam, wszystko widziałam, czułam, to szczegóły jednak sugerują, że to nie jest moje wspomnienie. Ale osoby, którą tam widziałam, jak najbardziej – uzupełniła i westchnęła ciężko. Egzorcysta. Nie, nie brzmiało to jak rozwiązanie, którego teraz szukała. Potrząsnęła głową, pociągnęła łyk kawy i zdecydowała się wrócić na fotel.
  - Nie wiem, Patrick. Jeśli sugerujesz opętanie, to nie sądzę, żeby to było to – dodała z pewnym zrezygnowaniem w głosie.
  Ale tak. Jakiegoś specjalistę w końcu będzie musiała odwiedzić, zapewne nawet całe grono – i to nie licząc prób przełamania jebanej klątwy.
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#8
31.07.2023, 23:52  ✶  
Patrick zmarszczył brwi. Po jego twarzy przemknął cień a w oczach pojawiła się rzadko goszcząca tam złość. On w limbo nie widział żadnej bliskiej mu osoby. Na spotkanie wyszedł mu ojciec, człowiek którego po tym spotkaniu… Nie znosił? Czuł do niego gniew? Nie umiał sobie poradzić z tym jego obrzydliwym fanatyzmem, który nie zniknął nawet po tym jak umarł? Jak w ogóle można było, mimo śmierci, nadal pozostać zapatrzonym w szaleńca wariatem? Ale najbardziej to chyba czuł rozczarowanie, całe morze rozczarowania, że dziadek miał rację a babcia myliła się w ocenie jego rodziców.
Zacisnął mocniej ręce na kubku, niemal wzdrygając się ze wstrętu. Nie chciałby mieć wspomnień ojca. Wiedział jakby wyglądały. Stał naprzeciwko niego i widział wciąż tkwiący w półprzezroczystej twarzy fanatyzm. Miałby mieć wspomnienia fanatyka?
Wolałby mieć wspomnienia ojca. Ojca, który by go kochał. Ojca, który by się na niego wściekał i byłby z niego dumny. Ojca, który kochał matkę. Zwykłe, dobre wspomnienia.
Napił się herbaty. Smakowała popiołem, aż z trudem przełknął mały łyk. Może przez prowadzoną rozmowę, a może przez to, że tak bardzo nie chciał i tak bardzo nie akceptował myśli, że ojciec mógłby pozostawić w nim jakąś brudną część siebie, nie potraktował wspomnienia jak wskazówki, ale jak wyobrażenie. Własne wyobrażenie o tym jakie mógłby mieć wspomnienia.
Pokręcił głową i odstawił kubek na podłogę obok siebie.
- Nie spotkałem w limbo żadnej bliskiej mi osoby – rzucił cicho, matowo trochę takim tonem, jakby nie chciał w ogóle wspominać widziadła, które stanęło mu na drodze. – Właściwie to spotkałem tam aż dwie. Jedną z nich był brat szeptuchy. Przypomniał mi przepowiednię siostry – przyznał się.
Ale nawet gdyby chciał, nie mógłby powiedzieć o ojcu. Nie po tym jak wyobraził sobie co ten mógłby zrobić i jak poczuł… ekstazę? Czyżby naprawdę była w nim jakaś popierdolona część osobowości, która mogłaby się cieszyć z mordowania i zabijania? Dostał ją w genach a teraz, pod wpływem słów Mavelle i natłoku myśli uruchomił?
Najchętniej uciekłby od tego tematu. Czuł na sobie spojrzenie malowanej Florence i pomyślał, że mogliby się wreszcie wybrać nad wodę, teraz było wietrznie, może puszczaliby latawce? W jej obecności jakoś łatwiej było nie myśleć o tym, co wydarzyło się w limbo.
- Nie mam zielonego pojęcia czy sugeruję ci opętanie – rzucił, posyłając Mavelle coś na kształt krzywego uśmieszku. – Kompletnie nie znam się na tym, jak… jak to właściwie działa. To między naszym światem i światem duchów. Wiem tylko, że Beltane to Beltane i może coś przyszło za tobą a teraz próbuje przesłać ci jakieś sygnały? – zapytał, rozkładając teatralnie ręce. – Myślę, że Sebastian mógłby pomóc w odkryciu czy coś takiego jest możliwe. Przecież nawet nie musiałabyś mu mówić, że chodzi o ciebie. A jeśli masz rację to czający się gdzieś w pobliżu mnie brat szeptuchy, siedzi bardzo cicho – zażartował.
broom broom
Throw me to the wolves and
I'll return leading the pack

Mavelle Bones
#9
01.08.2023, 22:27  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 01.08.2023, 23:06 przez Mavelle Bones.)  
Te drobne gesty, niemalże nieistotne detale – istniały jednak i dawały ostatecznie znać, że coś było nie tak. Nie drążyła jednak sprawy, wychodząc z założenia, że jeśli Patrick chciałby podzielić się z nią własnymi myślami, to zapewne by tak zrobił. Zresztą, sama też nie mówiła mu wszystkiego, prawda?
  Choć zapewne i tak niewiele by to zmieniło, gdyby otworzyła się szerzej. Gdyby przyznała, kim dokładnie była ta osoba, że w ten sposób dowiedziała się, iż Derwina już nie ma między nimi – och, na Matkę, nawet teraz trudno było to przyjąć do wiadomości! Nawet teraz, kiedy już nie miała jedynie własnych (i innych) domysłów, podpartych wspomnieniami, które przecież uznawała początkowo za jakieś złudzenia. Albo raczej: chciała uznawać.
  Bo w tym wszystkim najzwyczajniej w świecie kryła się prawda, której przyjęcie do wiadomości było bardzo, bardzo trudne.
  - Brat Szeptuchy? – zdziwiła się nieco, po czym zmarszczyła brwi. Przepowiednia… przepowiednia. Te słowa nie były dla niej, nie zapisała ich zatem w pamięci, nawet nie była pewna, czy tak naprawdę je słyszała. Chyba nie? Ale kojarzyła, że Steward o tym wspominał - Mówisz o tej przepowiedni z Ostary? – spytała w końcu, po chwili milczenia. Wróżby, psia ich mać, jak nie Szeptucha, to chędożony Dolohov, który zdawał się tak naprawdę odstawić jakiś spektakl, żeby móc tłumaczyć, iż słowa, jakie skierował pod adresem jej i Erika, nie były w istocie żadną groźbą. Bo niestety, ale Mavelle nieszczególnie lubowała się w sztuce dywinacji a to, co wtedy tam usłyszała? Naprawę zahaczało o groźby. Szczegół, że faktycznie dach zerwało.
  Przynajmniej nie rzygała do miski.
  Do samej Szeptuchy zresztą też podchodziła podejrzliwie; gdyby nie wspomnienie o niej, to zapewne już całkiem pozbyłaby się z pamięci tej krótkiej chwili z Beltane. Jak to szło? Dzikość? Silniejsza, niż myśli? Aż parsknęła, w duchu wprawdzie, ale jednak. Takie światłe „wróżby” to sama mogłaby rozdawać na prawo i lewo, nic, tylko się przebrać i w jednej dłoni trzymać szklaną kulę, a w drugiej talię kart. I tak „uzbrojoną” zaczepiać przypadkowych ludzi.
  - No tak – przytaknęła odruchowo – Wybacz, po prostu… pierwsze moje skojarzenie, jeśli chodzi o egzorcystę, to jednak przepędzanie ducha, który sobie przywłaszczył czyjeś ciało – przyznała i zastukała lekko paznokciem o kubek. Czy coś mogło przyjść za nią? W zasadzie, raczej nie „coś” a „ktoś”. Nie brzmiało to aż tak głupio, nieco gorzej z samymi sygnałami, bo jak na razie – średnio widziała większy sens w tym, co zdążyła zobaczyć. Chyba że to miałby być znak, że ma się zatroszczyć o kuzynki, zaopiekować się nimi…? Och, o ileż byłoby łatwiej, gdyby mogła po prostu z wujkiem porozmawiać!
  - Przemyślę to, Patrick – obiecała w końcu, w głębi ducha wiedząc, że naprawdę od siedzenia z założonymi rękoma nie zdobędzie żadnej wiedzy, która pomogłaby w powróceniu do normalności. O ile taka była możliwa. Bo nie, Mavelle nie pragnęła pozostać zimną, nie była z tych, którzy trzymają wszystkich na odległość minimum wyciągniętej ręki. Chciała móc czuć ciepło bliskich i oferować im ciepło w razie potrzeby, nie konieczność szukania naprędce ciepłych swetrów – Mówiłeś, że spotkałeś dwie osoby. Może to nie ten brat siedzi cicho, tylko ta druga? O ile po prostu nie jestem wyjątkiem – podsunęła jeszcze. Tak, Patrick żartował, ale Bones albo tego nie wychwyciła, albo nie uznała, że było to coś, co można po prostu obśmiać – Może powinniśmy pomyśleć nad spotkaniem się we czwórkę, żeby porównać nasze spostrzeżenia – wymruczała jeszcze i pociągnęła długi łyk kawy.
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#10
03.08.2023, 01:42  ✶  
Patrick przytaknął odruchowo. Zmrużył oczy skupiając spojrzenie na tańczącej smudze światła, która przez okno dostawała się do kawalerki, zahaczała o fotel, na którym siedziała Mavelle, muskała ją i sunęła ku podłodze, by zniknąć w cieniu.
Bones była ładna, ale w tej chwili Steward patrzył na nią jak na chwilową inspirację. Wyglądała ciekawie, wygodnie zwinięta na fotelu, z twarzą pełną zniecierpliwienia i niepokoju i tańczącymi promieniami słońca we włosach.
Znowu sięgnął po kubek z herbatą. Nie smakowała już popiołem.
- Mhm. Usłyszałem jego szept. Jak radę – wyjaśnił wprost. – Tak. Wtedy jak do mnie podeszła, powiedziała mi, że może przydać mi się młotek albo coś innego, czym warto to rozbić – przypomniał.
Rada kobiety nawet teraz wydawała mu się absurdalna. Dopiero w połączeniu z limbo, z kamieniem z kosmosu, z Lordem Voldemortem czerpiącym z mocy ognisk, nagle nabrała sensu. Ciekawe, czy Szeptucha wiedziała już podczas Ostary? A jeśli wiedziała to czy ich losy były od dawna zapisane w jakiejś wielkiej księdze?
- Nie znam się na opętaniach, ale nie zachowujesz się jakoś inaczej niż zazwyczaj – zauważył, łagodniejszym tonem. – No i pamiętasz tamten dziwny moment, gdy… gdy… gdy zaproponowano nam śmierć? – zapytał powoli. Tak, zdawał sobie sprawę z tego, jak absurdalnie brzmiały jego słowa. – Najpierw wydawało mi się, że zaczynam zapominać kim jestem a potem jakbym zaczął pamiętać zbyt wiele. Może to w ogóle żadne duchy tylko pozostałość po odrzuceniu śmierci? – zaryzykował. – Stałaś w innym miejscu niż ja, więc… - …więc może na ciebie podziałało to bardziej?
Spojrzenie Patricka stwardniało, gdy Mavelle zapytała o drugą osobę. Pokręcił głową, jeszcze zanim zdążył cokolwiek powiedzieć.
- Nie – rzucił ostrzej niż początkowo zamierzał. Nie chciał straszyć Bones, po prostu myśl, że miałby przywlec z limbo jakąkolwiek cząstkę ojca była odrażająca. – Przepraszam. Po prostu nie czuję, żeby było ze mną cokolwiek nie w porządku. Poza tym, że jestem zimny i nadal nie rozumiem co nam się właściwie przytrafiło. Ale spotkanie we czwórkę może mieć sens – zgodził się po chwili. – Moglibyśmy nawet całą grupą wybrać się do Sebastiana.
Oczyma wyobraźni już widział malujący się na twarzy McMillana zachwyt, gdy wparują do jego kanciapy. I bez ich obecności było mu zawsze zimno. Patrick zdusił w głowie nieprzyjemną myśl, która go nagle poraziła.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Mavelle Bones (2473), Patrick Steward (2503), Pan Losu (92)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa