• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
[13.05.72, wieczór, dom Longbottomów] W cieniu Kniei

[13.05.72, wieczór, dom Longbottomów] W cieniu Kniei
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
03.08.2023, 22:47  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 28.07.2025, 16:56 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic II
Rozliczono - Dora Crawford - osiągnięcie Piszę, więc jestem

Pierwsze tygodnie maja upływały pod znakiem wiatru i siąpiącego deszczu. Kiedy Brenna wróciła więc do domu niedługo po zmierzchu – po zmianie w pracy i wieczornym spacerze, na który zabrała psy zaraz po powrocie – wilgoć osiadła na jej włosach i ubraniu. Wyprowadzała za dużo zwierzaków, aby zawracać sobie jeszcze głowę parasolem. Zrzuciła ubłocone buty, mokrą kurtkę cisnęła na wieszak, a potem z psami, wciąż plączącymi się jej pod nogami, przeszła najpierw do salonu, potem ku schodom na górze.
Nie skręciła jednak na lewo, ku swojemu pokojowi, a na prawo, idąc tam, gdzie znajdowały się sypialnie Crawleyów. Nie chciała czekać, zresztą niedługo zrobi się za późno na odwiedzanie innych domowników w ich pokojach, a z kolei jutro miała sporo do załatwienia w pracy.
Biła się trochę z myślami. Zastanawiała się nie tyle, czy iść z tym do Dory, a raczej w jaki sposób prośbę ubrać w słowa. Dziś o świcie, jeszcze przed pracą, spotkała się z Norą, prosząc o pomoc w tej samej sprawie, ale to nie było coś, co mogłaby załatwić jedna osoba. Sama wyczerpała możliwości: wiedziała po prostu o wiele za mało. A Crawleyówna? Była inteligentna, była świetna w teorii magii, istniała spora szansa, że o czymś takim słyszała, a jeżeli nawet nie, to że będzie wiedziała, gdzie szukać. Jeżeli w ogóle mieli jakąkolwiek szansę coś znaleźć, to pewnie zdoła znaleźć to ona. Brenna nie bała się też specjalnie, że dziewczyna odmówi, bo Dora po pierwsze zawsze dawała się poznać jako dobra przyjaciółka, po drugie… należała do Zakonu Feniksa. A wszak skutki tego, co Voldemort zrobił podczas limbo, były czymś, co dla Zakonu miało ogromne znaczenie. Wiedziała to, a i tak czuła się jakoś źle. Jak zawsze, gdy chciała kogoś o coś prosić, chociaż sama na pewno zganiłaby każdego, kto wahałby się przed przyjściem do niej.
Gdzieś po drodze Ponurak znikł po swojemu, Gałgan odbiegł, zobaczywszy domownika, którego mógłby obskakać, Łatek skręcił do pokoju Brenny, pewnie z zamiarem władowania się na łóżko, a ostatni z psów pobiegł do kuchni, usłyszawszy brzęk talerzy, pewnie gotów żebrać o jedzenie. Przed drzwiami Dory Brenna znalazła się więc sama. Ciągle trochę mokra, trochę rozczochrana od wiatru, w ubraniu pachnącym deszczem. Zapukała, najpierw cicho, później trochę mocniej.
– Dora? Nie przeszkadzam? Mogłabym ci zająć chwilę? – zapytała, ledwo drzwi się uchyliły, obdarzają ją uśmiechem. Może nie tak radosnym, jak zwykle, po nastroje wszystkich i atmosfera w domu Longbottomów trochę się zważyły po Beltane, ale jednak… szczerym.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Queen of May
But green is the color of earth,
of living things, of life.

And of rot.
Jasnoniebieskie oczy, brązowe włosy i jasna, posiadająca nieliczne piegi cera. 168 wzrostu, o szczupłej sylwetce. Wokół niej unosi się intensywny aromat ziół i zapachowych świec. Dłonie w niektórych miejscach ma permanentnie odbarwione od eliksiralnych składników i roślin którymi się zajmuje.

Dora Crawford
#2
03.08.2023, 23:04  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 17.07.2025, 16:15 przez Dora Crawford.)  
Mimo że panował maj, a na dworze zachodziły zmiany powoli witające lato, Dora nie czuła tej zwykłej, należytej temu ekscytacji. Bo jakże by mogła, kiedy tak niedawno mieli do czynienia z tak ogromną tragedią, jaką okazało się Beltane, a teraz musieli uporać się z jej pokłosiem.
Po wichurze i pogrzebie, przyszła cisza. Nawet jeśli Crawley sama nie znalazła się wieczorem wśród ognisk, szalejącego wiatru i walczących śmierciożerców, wciąż było jej ciężko. Czuła, że mogła tam być - mogła pomóc swoim przyjaciołom, a zamiast tego siedziała bezpiecznie zamknięta w czterech ścianach posiadłości, zaledwie czuwając.
Kiedy Brenna zajrzała do jej pokoju, siedziała przy oknie, wertując jedną z medycznych książek, które trzymała w pokoju. Lektura szła jej jednak tego dnia raczej opornie, czy to przez nastrój, czy to przez samą pogodę, więc kiedy usłyszała Brennę, drgnęła nagle, z pewną ulgą zamykając trzymany w rękach tom.
Zsunęła nogi z niskiego parapetu, który znajdował się przy oknie, a na którym leżały gruby koc i poduszki, zapewniające lepszy komfort spędzania tam czasu. Zawsze lubiła na nim siedzieć, dzięki temu mogąc spoglądać co chwile na okno, na rozrastające się dookoła Warowni sady, własne grządki i odległą linię gęściejszych drzew. Uśmiechnęła się też, w ten sam sposób co Brenna, uśmiechem nie tak jasnym jak zwykle, zbyt zmęczonym tym co działo się ostatnio.
- Oczywiście, wchodź i tak nie robiłam nic ważnego. Tylko czytałam - zachęciła ją, dłonią najpierw machając w jej kierunku, jakby tylko chcąc podkreślić słowa, a zaraz potem klepiąc nią miejsce obok siebie, tym samym zapraszając Brennę do przycupnięcia obok niej, gdyby ta tylko miała na to ochotę.


The woods are lovely, dark and deep, 
But I have promises to keep, 
And miles to go before I sleep.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#3
04.08.2023, 11:03  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 04.08.2023, 11:04 przez Brenna Longbottom.)  
Być może powinna była poprosić Dorę, aby do nich dołączyła. Może nie należało trzymać się instrukcji Dumbledore’a, który wspominał o Brygadzistach i aurorach. Może byłaby z wujkiem i zdołała mu pomóc. A może umarłaby razem z nim.
Brenna nie potrafiła wskazać dokładnie, w których miejscach popełniła błąd. Wiedziała tylko, że zrobiła ich dużo.
– Dzięki – powiedziała, podchodząc i przysiadając obok Dory na parapecie. Wyjrzała przez okno na sad. Niektóre drzewa ucierpiały przez wichurę, ale mur przynajmniej częściowo osłonił je przed wiatrem. Niedługo znów zaczną owocować, niedługo nadejdzie lato, chociaż zdawało się to… jakieś dziwne. A nie powinno, prawda?
– Chyba nie przyszłam w miłej sprawie – przyznała, przenosząc spojrzenie na Crawleyównę. – Chciałam prosić o pomoc. Skorzystać z twojej wiedzy – wyznała wprost. I pomyśleć, że Dora poczuła ulgę na jej widok, a tutaj ta chciała znów zapędzić ją do książek i to wcale nie takich ciekawych, traktujących o hodowli puszków pigmejskich czy miłych zaklęciach… – Podczas Beltane… chyba nikt z nas nie wie, co się stało, poza tym, że coś. I że to coś miało związek z limbo – wyjaśniła. Świadoma, że robi to dość nieporadnie, zwłaszcza jak na siebie, bo Brenna zwykle była dość zorganizowana i potrafiła zdawać raporty. Nawet jeżeli na co dzień wydawała się raczej chodzącym chaosem.
– W Kniei natykano się na różne rzeczy. Ciała w różnym stanie. Jedno z nich… wyglądało, jakby było bardzo stare. Trzymało je w ryzach tylko ubranie. W środku był pył. Zaschnięte fragmenty ciała – powiedziała, zniżając głos. W gardle czuła paskudną gulę, utrudniającą wydobycie z siebie słów. Nie wspomniała, że to ciało należało do Derwina Longbottoma. Człowieka, którego obie znały. Z którym obie mieszkały. Który lubił opowiadać głupie dowcipy i bawić się z psami w ich salonie, wyraźnie zachwycony, że tych nagle pojawiło się w domu tak wiele. Nie chciała jej tego mówić, nie z niechęci do dzielenia się informacjami, ale myśl o tym jak skończył Derwin wciąż ją prześladowała. Ją, pewnie dziadka, ojca… – Znasz jakieś zaklęcie, które mogłoby szybko do tego doprowadzić?
Miała dziwne wrażenie, że nie. Że to jednak nie było zaklęcie, ale… musiała się upewnić. Ona transmutacją mogłaby osiągnąć różne efekty, ale taki? Musiałaby naprawdę specjalnie się starać i poświęcić na to sporo czasu, a przecież tego śmierciożercy nie mieli. Nikt go nie miał. Chyba że Voldemort wynalazł jakiś nowy czar i nauczył go swoich pupilków...


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Queen of May
But green is the color of earth,
of living things, of life.

And of rot.
Jasnoniebieskie oczy, brązowe włosy i jasna, posiadająca nieliczne piegi cera. 168 wzrostu, o szczupłej sylwetce. Wokół niej unosi się intensywny aromat ziół i zapachowych świec. Dłonie w niektórych miejscach ma permanentnie odbarwione od eliksiralnych składników i roślin którymi się zajmuje.

Dora Crawford
#4
30.08.2023, 01:14  ✶  
Oczy Dory wyraźnie zabłyszczały na słowa Brenny. Lubiła być pomocna, nawet jeśli uważała, że do eksperta w jakiejkolwiek dziedzinie brakowało jej naprawdę wiele. Miło jednak było usłyszeć, że przyjaciółka chociaż w niektórych kwestiach uważała ją za na tyle doświadczoną, by się jej poradzić. Wyprostowała sie jakby nieco bardziej, przekręcając tułów w stronę Longbottom i udzielając jej swojej niepodzielnej uwagi, sporą dozą zaciekawienia.
Jeśli wcześniej można było się w jej twarzy dopatrzeć znamion wesołości, tak te szybko zniknęły, ustępując miejsca powadze. Temat Beltane był świeży i na wiele sposobów bolesny, a przez to w pewien sposób nakazywał Menodorze, by nieco opanowała entuzjazm.
- Może... może było po prostu bardzo stare...? - zaryzykowała, mimowolnie oddając się odpowiedzi najprostszej. Kiedy jednak wypowiedziała te słowa na głos, miała wrażenie, że było one nie do końca takie mądre, jak mogły się jej wydawać. Odpowiedź z natury oczywistych mogła oznaczać, że nie tylko ona o niej pomyślała i dlatego właśnie teraz Brenna siedziała obok niej, bo szukała tych nieoczywistych.
- Przepraszam... - rzuciła cicho, na jej twarzy nie było jednak żalu, a zwyczajne zamyślenie. Spojrzała przez okno... - Nie jestem pewna co do zaklęć. Nigdy o takim nie słyszałam, ale gdyby to było zaklęcie, to może jakieś... autorskie? - zapytała ni to Brennę, ni to samą siebie. Zmarszczyła też brwi, szukając za szybą... czegoś. Sama nie wiedziała czego, jakby oczekując że świat zewnętrzy oferuje o wiele więcej podpowiedzi, niż ten zamknięty w czterech ścianach. Wizja, którą przedstawiła jej Brenna, wydawała się zwyczajnie straszliwa. Zaklęcie, które potrafiło zmienić kogoś w ledwie wspomnienie, które ledwo trzymało się kształtu przypominające ciało...
- Poczekaj... - zsunęła się z parapetu, w moment znajdując się przy jednej z niechlujnych stert książek, ewidentnie przekładanych i przestawianych o wiele za wiele, zamiast ładnie ustawionych na przeznaczonej im półce. Przełożyła parę tomów, najwyraźniej szukając czegoś konkretnego, ale w pewnym momencie zatrzymała się, cofając dłoń z właśnie przełożoną książką. Tak jak wcześniej klęczała wyprostowana nad kopczykiem, tak teraz opadła, siadając na piętach, podpierając się jedną ręką o podłogę i spoglądając na Brennę.
- Brenn, a jesteś pewna, że to zaklęcie?


The woods are lovely, dark and deep, 
But I have promises to keep, 
And miles to go before I sleep.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#5
30.08.2023, 10:01  ✶  
W oczach Brenny Dora miała wiele talentów - w tym do dziedzin, w których Brenna absolutnie nie celowała, a jedną z nich na pewno była wiedza o magicznej faunie i florze, kolejną zaś teoria magii. I mimo pewnych oporów przed wciąganiem w takie sprawy kogokolwiek, przełamywała je, bo przecież Crawleyówna sama chciała być informowana, a Brenna choć bywała narwana i robiła durne rzeczy, nie była aż tak głupia, aby zakładać, że ze wszystkim poradzi sobie sama.
- Tego samego wieczora ten człowiek bawił się na polanie ognisk - odparła cicho. Nie, nie brali nawet pod uwagę, że ciało mogłoby być stare, bo przecież wiedzieli, że Derwin Longbottom kilka godzin wcześniej żył i miał się dobrze, chociaż słowa Dory skierowały Brennę na moment na jeszcze inny trop. Może w jakiś sposób przyspieszono czas? Choć to było dość absurdalne, to przecież nie niemożliwe, skoro istniały zmieniacze czasu.
- Czyli ty też o niczym takim nie słyszałaś - mruknęła. Nie brzmiała na rozczarowaną, raczej zamyśloną. Brenna o takiej magii nigdy nie czytała, nie zetknęła się z nią, nie natknęła się na żaden przypadek jej użycia w archiwach Brygady - a stare akta przeglądała często, z zapałem godnym lepszej sprawy, jakby były to najbardziej fascynujące lektury. Jeżeli Dora również nigdy nie miała styczności z podobną magią, to faktycznie mogłoby sugerować autorskość zaklęcia.
Kiedy Dora zsunęła się z parapetu, Brenna posłusznie czekała. Zrezygnowała nawet z gadania, nie chcąc rozpraszać Crawleyówny, gdy ta przetrząsała zawartość półek. Nawet jakoś odruchowo zaczęła wciągać powietrze nieco słabiej, jakby obawiała się, że głębszy oddech mógłby wytrącić Dorę ze skupienia, sprawić, że zgubi myśl, której się chwyciła. Odezwała się dopiero, kiedy dziewczyna zadała pytanie.
– Nie – przyznała. – Biorę pod uwagę też jakieś magiczne stworzenie albo artefakt. Ale rozmawiałam ze specjalistami i na razie wszyscy mówią, że nigdy nie słyszeli o czymś takim. Obiecali, że poszukają. Poza tym napisałam do osoby zajmującej się sekcjami… bo pomyślałam, że może to jakaś klątwa albo eliksir? – powiedziała, rozkładając bezradnie ramiona. Autorskie, mroczne zaklęcie? Magia transmutacyjna? Mikstury? Magiczne istoty? Klątwy? Brenna nie była pewna niczego, zakładała więc wszystko – i chwytała każdą nitkę, która mogła zaprowadzić ją do odpowiedzi. Mimo tego, że wiedziała, że wiele z nich nie wyprowadzi jej z labiryntu, a gdzieś na manowce lub nawet do samego Minotaura.
– Masz jakiś pomysł? – spytała, mierząc Dorę badawczym spojrzeniem. Zdawało się, jakby ta coś skojarzyła, chociaż Brenna bardzo starała się powściągnąć entuzjazm. Nie mogła oczekiwać zbyt wiele.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Queen of May
But green is the color of earth,
of living things, of life.

And of rot.
Jasnoniebieskie oczy, brązowe włosy i jasna, posiadająca nieliczne piegi cera. 168 wzrostu, o szczupłej sylwetce. Wokół niej unosi się intensywny aromat ziół i zapachowych świec. Dłonie w niektórych miejscach ma permanentnie odbarwione od eliksiralnych składników i roślin którymi się zajmuje.

Dora Crawford
#6
31.08.2023, 04:34  ✶  
- Oh - wyszeptała cicho. To zmieniało postać rzeczy. To zmieniało wszystko, bo w perspektywie tego, ze ta sama osoba bawiła się jeszcze na Beltane, sprawiało że jej pierwsza propozycja brzmiała jeszcze bardziej niemądrze. Dora zasępiła się na moment nieco bardziej, kręcąc tylko głową na kolejne słowa Brenny, z jakąś skruchą kryjącą się za tym gestem. Chciała być pomocna i dlatego chwilę później siedziała na podłodze, wertując stertę książek, aż w końcu jej palce znalazły się może nie na tej której szukała, ale na takiej, która wydawała się nieco bardziej... właściwsza. Bardziej na miejscu w sposób, który może nie odpowiadał na pytania, ale podsuwał do głowy nowe pomysły, które mogły zaprowadzić je gdzieś dalej. Jeśli nie do celu, to przynajmniej w lepszym kierunku.
- Hm... artefakt? Też brzmi prawdopodobnie. Musiałby być bardzo nieprzyjemny - w sensie ociekania wręcz czarną magią. Crawley skinęła lekko głową, zanim znowu zbliżyła się do Brenny. Podciągając tylko spódnicę dłońmi, jedną chyba tylko dla niepoznaki, bo wciąż ściskała w niej książkę i wciąż na kolanach, niczym dziecko które w całym zaaferowaniu zapomniało, ze podniesienie się na równe nogi zabrałoby mu mniej czasu niż drobienie na kolanach. Niemniej jednak, zatrzymując się pod parapetem podniosła tomiszcze i zaczęła je kartkować.
- Nie jestem specjalistką od magicznych stworzeń - jej ekspertyza w ich zakresie koncentrowała się głównie na zwykłej teorii, pochłoniętej z ciekawości i rozszerzającej się na zastosowanie magicznych składników pochodzących od nich. - Ale przecież nie wszystkie zabijają ludzi w sposób... bezpośredni. Nie wszystkie mają pazury czy kły... - przewróciła parę kolejnych stron, zanim znalazła się pod właściwą literą. - To co mówisz nie wskazuje na nic konkretnego. Brzmi bardziej jak... fenomen, ale mogłybyśmy się zastanowić co zabija tak, że cielesna powłoka zostaje w większości nietknięta. Osłabiona, pozbawiona życia owszem, ale w miarę zachowana... Z tego co powiedziałaś zrozumiałam, że ciało było w jednym kawałku... W sensie, że wszystko było na swoim miejscu...? - zaryzykowała, nie będąc pewną jak właściwie wizualizowała sobie to, co Longbottom jej powiedziała. - W każdym razie... to książka o magicznych stworzeniach. Zobaczyłam ją i tak sobie pomyślałam, że może to coś z tego? Może czupakabra, ale ona żyje w ameryce i tylko pije krew. Jest też coś takiego, co nazywa się Sionnach, według legend pożera dusze ludzi pozostawiając puste skorupy, ale one żerują tylko w szkockich lasach. No i sa na wymarciu. No ale może... może też to? - podniosła książkę ku górze, tak by Brenna ją widziała, palcem pukając w jedną ze stron na których była otworzona.
- Dementor - powiedziała Dora z pewną dozą grozy w głosie. - Ich pocałunek pozbawia życia, prawda? - niby zapytała, ale była to tylko formalność, bo przeszła już do trybu gdzie rozmawiała o czymś, o czym jej przyjaciółka miała pojęcie. W końcu dementorzy byli w azkabanie, a Brenna była pracownikiem ministerstwa, na pewno wiedziała co na przestępców czeka w więzieniu. - Może... może dementor go pocałował, a ktoś wykorzystał to i dopełnił dzieła? Ale Brenna, skąd tu w Kniei dementor?


The woods are lovely, dark and deep, 
But I have promises to keep, 
And miles to go before I sleep.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#7
31.08.2023, 23:00  ✶  
Brenna zsunęła się z parapetu i przysiadła na podłodze, naprzeciwko Dory. Po trochu po to, by lepiej ją słyszeć i całkiem skupić się na słowach, po trochu po prostu w odruchu – bo Brenna rzadko trzymała dystans wobec ludzi i rozmówców, zwłaszcza jeżeli byli jej bliscy, był więc to swego rodzaju odruch. Przypatrywała się Crawleyównie w zamyśleniu, przetwarzając jej słowa.
Dementor. Oczywiście, że wiedziała, czym są dementorzy – musiała, bo przecież sama wysyłała czasem ludzi do Azkabanu, a wymagano od niej Suma z OPCM. Przypatrywała się teraz zdjęciu i zastanawiała, bo… z jednej strony to nie pasowało…
…z drugiej…
– To… myślę, że nie, nikt go nie pocałował. Zabił go śmierciożerca – powiedziała powoli, starannie ważąc słowa. Nie chodziło o to, że nie chciała czymś z Dorą się podzielić, ale że próbowała uporządkować myśli i te wszystkie szaleńcze teorie, jakie rodziły się jej w głowie po odbytych rozmowach, napisanych listach. – Ale… cholera, Dora, możesz po części mieć rację. Czekaj… mogłabym tę książkę? Pamiętam taką opowieść…
Sięgnęła po jedną z grubych ksiąg i wertowała ją długą chwilę. Brenna za słabo orientowała się w temacie, żeby była pewna szczegółów zasłyszanej historii, potrzebowała więc podparcia w księdze. W końcu znalazła odpowiedni ustęp i pokazała go Crawleyównie. Na rysunku znajdowało się coś, co… przypominało pelerynę.
– Śmierciotule. Przypominają płaszcz. Opadały na śpiącego i pożerały go żywcem. To istota inna niż dementor, a zarazem podobna – stwierdziła, wskazując odpowiedni ustęp w księdze, to, czego nie była pewna, czy dobrze zapamiętała. Nigdy by tego nie skojarzyła sama, gdyby nie słowa Dory. Może i jej zainteresowania były czysto teoretyczne, ale sięgały znacznie dalej niż Brenny, i tok myślenia Crawleyówny zdawał się najmniej wart rozważenia… – Wszyscy, z którymi rozmawiałam, mówią, że to coś zupełnie nowego. Może i ty masz rację, i oni? Skoro są dwie istoty z tej samej kategorii… Może teraz pojawiły się jakieś nowe? Albo stare? Obudziła je magia, wyzwolona przez Voldemorta? Stworzył je w jakiś sposób, eksperymentując na dementorach? Albo… wyszły z Limbo? Sądzisz, że coś takiego jest możliwe?
Uniosła głowę znad księgi, spoglądając na Dorę. Zbladła trochę, mimo tego, że ostatnio podkradała matce magiczny puder – nie dla urody, bo malowała się zwykle tylko na przyjęcia, a ot, żeby Nora i Mavelle nie czepiały się, że za mało sypia.
Bo jeżeli trop Dory był słuszny, to… w Kniei mieszkały potwory.
– Będę musiała spróbować to zobaczyć – mruknęła trochę do siebie, trochę do niej. Chociaż Dora mogła się domyśleć, o czym Brenna mówiła – pośród członków Zakonu, którzy byli jej bliscy, widmowidzenie Brenny nie było żadną tajemnicą i w razie potrzeby dla każdego z nich je wykorzystywała.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Queen of May
But green is the color of earth,
of living things, of life.

And of rot.
Jasnoniebieskie oczy, brązowe włosy i jasna, posiadająca nieliczne piegi cera. 168 wzrostu, o szczupłej sylwetce. Wokół niej unosi się intensywny aromat ziół i zapachowych świec. Dłonie w niektórych miejscach ma permanentnie odbarwione od eliksiralnych składników i roślin którymi się zajmuje.

Dora Crawford
#8
06.09.2023, 17:55  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 17.07.2025, 16:17 przez Dora Crawford.)  
Jeśli Brenna mówiła, że zabił go śmierciożerca, to zabił go śmierciożerca. Menodora była w stanie dość szybko przyjąć taki tok rozumowania, bo to nie ona widziała co stało się z ciałem, a próbowała jedynie pomóc Brennie. Zassała policzki w zastanowieniu, podając Brennie tomiszcze bez oporów i przyglądając jej się przez dłuższą chwilę, kiedy to ona z kolei kartkowała strony. Kiedy zaprezentowała jej swoje znalezisko, Dora przyjrzała się mu uważnie, kiwając lekko głową.
- Nie tylko na śpiącego - sprostowała automatycznie, przekręcając głowę na bok, kiedy tak przyglądała się obrazkowi przedstawiającemu no... czarną pelerynę. Jej zdaniem ilustracja nie oddawała okropności, jakim się to stworzenie dopuszczało, ale z drugiej strony chyba niewielu przeżyło spotkanie z nimi, żeby potem móc opowiadać o tym jak to było.
- Słyszałam, że na nie też działa zaklęcie patronusa - poinformowała jeszcze. W końcu jednak jej oczy zaświeciły się nieco i wyprostowała się, jakby metaforyczna żarówka zapaliła się nad jej głową. Spojrzała Brennie w oczy, podnosząc dłonie. - Brenna, a co jeśli, to jakaś krzyżówka? - zapytała, splatając ze sobą palce obu dłoni, w geście podkreślającym te teorie. - W jakiś sposób się skrzyżowały, tworząc może nie nowy gatunek, ale nowy okaz, którego zdolności są połączeniem obu, ale też czymś zupełnie nowym... - zacisnęła palce trochę w ekscytacji właściwej badaczom, a trochę z powodu fali grozy, która przyszła do niej z tą rewelacją. Bo podobnie jak Brenna uświadomiła sobie, że to znaczyłoby, że w Kniei Godryka zamieszkały potwory.
- Myślę, że teraz wiele rzeczy, które wydawały się niemożliwe, nagle są. Jeśli Mavelle i reszta mogli trafić do Limbo i z niego wrócić, to równie dobrze coś mogło z niego wyjść. Portale mogły działać tak samo na ludzi, jak i wszystko inne co znajdowało się wewnątrz... - wizja zdecydowanie przerażająca. Dora skrzyżowała nogi, mieląc w dłoniach skraj spódnicy. Zagadka posiadał nad wyraz wiele niewiadomych i mogły tylko spekulować tak naprawdę. To nie one otworzyły portal do Limbo, ani też nikt z Zakonu. Zrobił to Voldemort i on powinien najlepiej wiedzieć co tam czeka, ale jakoś nie spodziewała się, żeby chciał urządzić sobie z nimi pogawędkę.
- Ale... nie na żywo, prawda? - zapytała, zaśmiawszy się nerwowo. Spodziewała się, że Brenna mówiła o widmowidzeniu, ale z drugiej strony... nigdy nie wiadomo. Każdy, kto spędził z Longbottomówną chociażby pięć minut, mógł pewnym głosem powiedzieć, że można było spodziewać się po niej wszystkiego. A Dora? Dora spędziła z Brenną długie lata, obserwując ją i biegając za nią. Może dlatego była przez moment zwyczajnie niespokojna.


The woods are lovely, dark and deep, 
But I have promises to keep, 
And miles to go before I sleep.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#9
06.09.2023, 20:25  ✶  
Kiwnęła głową odruchowo, kiedy Dora sprostowała jej słowa. Sama kojarzyła zaledwie bajkę – za mało wiedziała o takiej tematyce, aby znać chociażby słynną historię pani Warbeck. Odnotowała sobie też w pamięci, że skoro na obie te istoty działało zaklęcie patronusa… to być może było odpowiedzią i tutaj.
A to było ważne. Bardzo ważne.
Schwyciła kosmyk włosów i go przygryzła – paskudny zwyczaj, który miała jako nastolatka, i z którego potterowska część rodziny wyleczyła ją prośbą, groźbą i nadzorem, ale teraz stres robił swoje – zastanawiając się nad sugestią Dory.
- To by znaczyło, że mamy przerąbane. Ale właściwie każda wersja oznacza, że mamy przerąbane. Chyba z tych wszystkich teorii najbardziej prawdopodobne wydaje się wyjście z Limbo… Oni chyba widzieli tam jakieś istoty… – powiedziała Brenna, choć w jej głosie pobrzmiewała niepewność. Nie pytała o wszystkie szczegóły, nie chcąc żadnego z nich męczyć. I nie miała pojęcia, czy były to te same stwory. Ale skoro coś w limbo żyło, to dlaczego nie dziwne cienie, wyciągające z ciał… życie?
– Słońce, proszę, nie chodź w pojedynkę do Kniei. One wciąż tam mogą być. Powiedz rodzinie, ja ostrzegę resztę… – mruknęła, wreszcie wypuszczając kosmyk spomiędzy palców. Jakby nie wystarczyło, że mają takie paskudztwa gdzieś w Anglii, to jeszcze czaiły się tuż za płotem.
Chociaż przynajmniej nie będzie musiała biegać za nimi gdzieś daleko. Bo owszem, zamierzała rozejrzeć się za nimi także na żywo, acz niekoniecznie od razu. Potrzebowali przede wszystkim informacji, a na początek planowała sprawdzić wszystko za pomocą widmowidzenia. Nie chciała za wcześnie niepokoić Dory, która zrobiła się chyba nerwowa, więc posłała jej uspokajający uśmiech.
– To ciało znalazł mój przyjaciel ze szkoły. Poproszę, żeby mnie tam zabrał i sprawdzę widmowidzeniem – powiedziała, po czym wstała, podnosząc przy okazji jedną z książek, gotowa odstawić ją na miejsce. – Jeżeli dowiem się więcej, dam ci znać. Ale to musi jeszcze chwilę poczekać, a ja myślę, że powinnam wreszcie zjeść kolację. Chcesz tutaj jeszcze pogrzebać w książkach, czy idziesz ze mną na dół? Przyniosłam z Pokątnej ciasteczka – poinformowała. Mogło się wydawać, że bardzo lekko przechodziła z tematów takich jak „śmierć, widma, koniec świata” na „w kuchni są ciastka malinowe”, ale… w gruncie rzeczy tak wyglądało życie wielu członków Zakonu czy Departamentu.
A potem sama lub z Dorą – skierowała się na dół.
Koniec sesji


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (2049), Dora Crawford (1515)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa