03.08.2023, 22:47 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 28.07.2025, 16:56 przez Król Likaon.)
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic II
Rozliczono - Dora Crawford - osiągnięcie Piszę, więc jestem
Rozliczono - Dora Crawford - osiągnięcie Piszę, więc jestem
Pierwsze tygodnie maja upływały pod znakiem wiatru i siąpiącego deszczu. Kiedy Brenna wróciła więc do domu niedługo po zmierzchu – po zmianie w pracy i wieczornym spacerze, na który zabrała psy zaraz po powrocie – wilgoć osiadła na jej włosach i ubraniu. Wyprowadzała za dużo zwierzaków, aby zawracać sobie jeszcze głowę parasolem. Zrzuciła ubłocone buty, mokrą kurtkę cisnęła na wieszak, a potem z psami, wciąż plączącymi się jej pod nogami, przeszła najpierw do salonu, potem ku schodom na górze.
Nie skręciła jednak na lewo, ku swojemu pokojowi, a na prawo, idąc tam, gdzie znajdowały się sypialnie Crawleyów. Nie chciała czekać, zresztą niedługo zrobi się za późno na odwiedzanie innych domowników w ich pokojach, a z kolei jutro miała sporo do załatwienia w pracy.
Biła się trochę z myślami. Zastanawiała się nie tyle, czy iść z tym do Dory, a raczej w jaki sposób prośbę ubrać w słowa. Dziś o świcie, jeszcze przed pracą, spotkała się z Norą, prosząc o pomoc w tej samej sprawie, ale to nie było coś, co mogłaby załatwić jedna osoba. Sama wyczerpała możliwości: wiedziała po prostu o wiele za mało. A Crawleyówna? Była inteligentna, była świetna w teorii magii, istniała spora szansa, że o czymś takim słyszała, a jeżeli nawet nie, to że będzie wiedziała, gdzie szukać. Jeżeli w ogóle mieli jakąkolwiek szansę coś znaleźć, to pewnie zdoła znaleźć to ona. Brenna nie bała się też specjalnie, że dziewczyna odmówi, bo Dora po pierwsze zawsze dawała się poznać jako dobra przyjaciółka, po drugie… należała do Zakonu Feniksa. A wszak skutki tego, co Voldemort zrobił podczas limbo, były czymś, co dla Zakonu miało ogromne znaczenie. Wiedziała to, a i tak czuła się jakoś źle. Jak zawsze, gdy chciała kogoś o coś prosić, chociaż sama na pewno zganiłaby każdego, kto wahałby się przed przyjściem do niej.
Gdzieś po drodze Ponurak znikł po swojemu, Gałgan odbiegł, zobaczywszy domownika, którego mógłby obskakać, Łatek skręcił do pokoju Brenny, pewnie z zamiarem władowania się na łóżko, a ostatni z psów pobiegł do kuchni, usłyszawszy brzęk talerzy, pewnie gotów żebrać o jedzenie. Przed drzwiami Dory Brenna znalazła się więc sama. Ciągle trochę mokra, trochę rozczochrana od wiatru, w ubraniu pachnącym deszczem. Zapukała, najpierw cicho, później trochę mocniej.
– Dora? Nie przeszkadzam? Mogłabym ci zająć chwilę? – zapytała, ledwo drzwi się uchyliły, obdarzają ją uśmiechem. Może nie tak radosnym, jak zwykle, po nastroje wszystkich i atmosfera w domu Longbottomów trochę się zważyły po Beltane, ale jednak… szczerym.
Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.