• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Niemagiczny Londyn v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6
[14.05.1972] Jazz Noire

[14.05.1972] Jazz Noire
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#1
04.08.2023, 09:24  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 16.09.2023, 12:44 przez Morgana le Fay.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Laurent Prewett - osiągnięcie Piszę, więc jestem

Cień Lorda Voldemorta przykrywał świat jak czarne skrzydła. I te skrzydła nie miały zupełnie niczego wspólnego z wolnością. Laurent trochę jak odurzony przyglądał się temu światu i chodził pod tym cieniem. Spoglądał na lotki i choć powinny czarować swoim pięknem to tylko odrażały. To nie były skrzydła kruka, które majestatem zagarniałyby powietrze pod siebie. Gniły, odpadało od kości mięso i ostatnie z piór trzymały się tego szkorbutu. Nie, to nie było piękne. Było obrzydliwe. Do reszty obrzydliwe...

Zabawa potrafiła stracić swój smak, kiedy umysł ciągle działał jak zacięta płyta. Przypominał o tym, jaką teraz mieli rzeczywistość. Nic się nie zatrzymało na felernym Pochodzie Charłaków. Nic się nie skończyło na atakach na mugoli, jakie były czynione. Nie skończyło się też na ataku na Ollivandera. Teraz już nie było pojęcia bezpieczeństwa. Czarny Pan wychwalał czystość krwi - kto mógł się czuć bezpiecznie? Czysta krew czy może ci, którzy go zachwalali pod niebiosa? Nie znałeś odpowiedzi na to pytanie. Nie musiałeś nawet odpowiadać - paraliżujący strach oznajmiał, że takie brudasy, jak ty, nigdy nie miałyby miejsca w tym obiecywanym Niebie.

Alkohol działał na ciebie tragicznie i kto miał o tym wiedzieć lepiej niż ty sam. Mimo to barman wydawał się taki szarmancki, przesuwały się szklanice i fikuśne szklanki z ozdobami. Ludzie siedzieli, chodzili, tańczyli. Bawili się. Orkiestra grała, albo może raczej - zaklęte, magiczne instrumenty grały. Poza ulicą Pokątną, choć wiele takich klubów jazzowych nie było, jakoś łatwiej było się odprężyć. Bez myśli, że zaraz spotkasz znajomą gębę, przed którą trzeba będzie świecić oczami. Tutaj nie trzeba było udawać - bo choć byli tu znajomi, to niekoniecznie ci, przed którymi należało znowu przywdziewać uśmiech numer pięć. Mniej udawania. Mniej grania.

- ... słuchasz mnie? - Zapytała urażona dama, która siedziała obok ciebie i nawijała. Nawijała. Mówiła i mówiła, o rzeczach nieinteresujących, bzdurnych... a może potem nawet były interesujące? Nie wiedziałeś. Bo nie słuchałeś.

- Nie mógłbym cię nie słuchać. - Laurent uśmiechnął się czarująco do kobiety, kierując zamyślony wzrok wbity przed momentem w bar na nią. Urodziwa kobieta o ciemnych włosach, mocnym makijażu, ubrana w sukienkę idealną na dzisiejszą modę. Zadbana, ot co. Wiedźma, która może miała przed sobą przyszłość, a może nawet o przyszłości nie myślała. Żyła tym, co było teraz.

- Dobrze. Myślałam o najnowszej kolekcji... - I znów zaczęła mówić. Bla, bla, bla...

Laurent odwrócił wzrok od kobiety i poprawił nieco koszulę, którą na sobie miał. Był też na tej koszuli krawat, ale chwilowo zwisał on, rozwiązany, na jego ramionach, przełożony ledwo przez barki. Górne trzy guziczki koszuli miał rozpięte. Fryzura też już przestała być idealna. Kto by się tu o to troszczył? Większość klienteli popiła, a potem wszyscy zgodnie będą powtarzać: co się działo na imprezie, to zostaje na imprezie. Oby.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Gentleman
✦Oh, these violent delights...✦
Kayden jest wysoki i szczupły, z lekkim zarysem mięśni i wyraźną linią szczęki. Czarne jak noc włosy ma rozwichrzone przez wiatr, zadziornie opadające na czoło. Oczy barwy gwiazd, srebrne i przenikliwe. Cera blada, niesamowicie ciężko ją opalić. Ubiera się elegancko, zwykle w biel i czerń, czasem kroplę czerwieni. W chłodne dni na barki narzuca czarny płaszcz. Woń cynamonu i wiśni jest zawsze obecna, dryfując wokół niego w zmysłowym tańcu.

Kayden Delacour
#2
04.08.2023, 10:50  ✶  

Ponure czasy przykrywały Londyn pod płachtą czerni i strachu. Czarnoksiężnicy panoszyli się ze swoimi paskudnymi gębami, głosząc swoje uwielbienie dla tego spaczenia. Tego całego brudu i smrodu. Czystość krwi... ale krew tak ochydna i zła, że ta czystość stawała się nagle obrazą. Wydawało się, że nikt nie był bezpieczny. Wszyscy, którzy nie pałali zbytnią miłością do czarnej magii, trzęśli się na każdą wzmiankę o Czarnym Panie. Kayden też był chmurny jak noc i milczący po ostatnich zamieszkach i atakach. Niedobrze mu się robiło, gdy tylko o tym słuchał. Nawet w pracy nagle wszyscy przycichli, próbując skupić myśli na robocie, żeby tylko odciągnąć tą ponurą atmosferę, ale na darmo. Była jak wiecznie obecna, gęsta mgła. Nie wiadomo z której strony coś nagle wyskoczy... Nawet matka ostatnimi czasy malowała paskudne obrazy, pełne szarości, czerwieni i gorzkich myśli, przeniesionych na płótno. Czasem miał też wrażenie, że jej malunki wydawały się przeklęte... Jakieś zakażone tym całym mrokiem. Aż ciary przechodziły.

Nie mógł tego znieść. Nie mógł znieść tej ciszy i tych szeptów o Voldemorcie. Drażniło go to i wpadał w jeszcze gorszą apatię niż miał w zwyczaju. Na szczęście swoim ponurym spojrzeniem srebrnych oczu zwrócił uwagę swojego znajomego, który przytargał go do klubu jazzowego, żeby jakoś to wszystko utopić w szklaneczce ognistej whisky i dobrym towarzystwie. Wcale nie oponował, a nawet nogi same go powadziły, byle by tylko odciążył nieco bolącą głowę. Nie chciał już o tym wszystkim myśleć. Chciał odskoczni. Tylko tyle i aż tyle.

Alkohol palił w gardło. Lepka, gęsta ciecz barwy ciemnego brązu nie była tania, ani też delikatna. Mocny, korzenny smak pozostawał w ustach, ilekroć maczał wargi w szklance. Tylko co mu po tym, skoro upić się nie mógł? Pozostawały mu już tylko dziewczęta i ich boskie usta, bo takie potrafiły zdziałać cuda...

- Ah, je crois que je suis amoureux, Isaac... Regarde quel ange est assis à côté de moi... - Kayden zaciągnął się dymem i wypuścił go z ust z czarującym uśmiechem. Błyskał oczami do panny, która mu towarzyszyła, odgarniając jej włosy za ucho. Piękna, drobna blondynka, która rzeczywiście mogła być tutaj uważana za niebiańską istotę, gdyby nie jej prowokacyjny makijaż. Nie przeszkadzało mu to. Nic mu nie przeszkadzało, byle by tylko pozbyć się tej przeklętej apatii. - Kayden, przestań gadać po francusku, bo za cholerę cię nie rozumiemy... - Mruknął jego przyjaciel, Isaac, który upatrzył sobie jakąś inną damę do towarzystwa, żeby mu również pozwoliła zapomnieć o świecie. - Oh, nie... Niech mówi! Ma takie złote usta~ - Zachichotała panna, wyraźnie nie mając pojęcia co powiedział Kayden, ale i tak słuchając go z uwagą. Możliwe, że zrozumiała słowo amoreux i ange, łącząc dwa do dwóch, co widocznie dawało jej wynik dziesięć. Złotousty napił się whisky i odstawił szklankę na stolik. - Wychwalam twoje piękno. Nie potrzeba ci nawet zaklęć, żeby oczarować mężczyzn... - Gruchał z zadowoleniem, mając głęboko gdzieś chichoczącego Isaaka. Wolał słuchać chichotu damy, która zajęta była wlepianiem oczu w usta pełne dymu i w złoty łańcuszek, przyczepiony na kołnieżyku czarnej jak węgiel koszuli. Muzyka i kobiety skutecznie odwracały jego uwagę od tego, co działo się na codzień pod jego czarną czupryną. Chwilowo cieszył się z tego, co jego srebrne oczy widziały, siedząc nonszalancko na kanapie z jedną ręką na oparciu. Choć rozmową zachwycać się nie mógł, bo głębszych przemyśleń z damy wyciągnąć nie potrafił. Jakoś nie była skora do tego... ale to nic, to nic... Ważne, że mógł się zrelaksować bez otaczających go, znajomych twarzy.



[Obrazek: qEyGuHF.gif]

✧ The bear loved the deer, it was obvious.
It ripped the deer's throat out, and then licked the dying deer
with the most passionate affection ✧
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#3
04.08.2023, 11:36  ✶  

Miał sie zresetować. Chciał się zresetować. Zapomnieć, przestać myśleć. To zawsze działało. Dreszcze, dotyk. Oddał tej trajkoczącej pani, która wcale nie potrzebowała go do udziału w jej monologu, kontrolę. Niech steruje. On chciał tylko jechać. Bez żadnej kontroli i bez opamiętania. Tylko coś nie wychodziło - bo donikąd nie docierał. Donikąd nawet się nie zabrał. Nie potrafił się rozluźnić i nie potrafił zapomnieć. I coraz tęskniej patrzył na ten bar, myśląc sobie, że to jest rozwiązanie. I upominając samego siebie, bo aż za dobrze pamiętał, w jaki cug wpadł, kiedy raz zaczął. Nie mógł potem przestać, bo niepamięć była lepsza od pamiętania. Porażki, wstyd życia, poczucie tej lepkiej czerni w czarnych czasach - wszystko znikało. Wystarczyło wlać w siebie odrobinę trucizny. Czuł, jak kobieta przesuwa dłoń po jego karku, jak się przysuwa i jak kładzie delikatny pocałunek na jego szyi. Odchylił na moment głowę, przymknął oczy. Tak. Tak. Znów skradła kilka chwil jego uwagi dla samej siebie.

- Nie słuchasz mnie. - Nie powiedziała tego z pretensją. I całe szczęście, bo do reszty zabiłoby to jego nastrój, który i tak był uporczywie parszywy. Tylko dlatego uśmiechnął się do niej kolejny raz, patrząc na jej błyszczące oczy, które ewidentnie poszukiwały atencji, ale nie mówiła. Wpatrywała się w niego, jakby oczekiwała czegoś. Jakby na coś czekała. Sięgnął do jej krótko przyciętych włosów, które nie sięgały nawet ramion. Miała je ładnie przylizane, wijące się w lokach, złapane z tyłu głowy. Wyglądała jak królowa tych salonów - przynajmniej dla niego. Nachyliła się w jego stronę, żeby musnąć jego policzek, nim zsunęła się z kanapy, ujmując dłoń, którą on trzymał na jej policzku.

Wstał za nią i podeszli do baru, gdzie kobieta zaraz naprowadziła jego dłoń na swoje biodro, a sama oparła się o blat i uśmiechnęła czarująco do samego barmana, zamawiając dwa razy jakiegoś drinka. Cokolwiek to było, bo na drinkach Laurent znał się tak, jak... jak prawdopodobnie ona na tym, czym się zajmował. Wystawiała go na pokusę, której nie powinien mieć. Aaach, jego "silna wola" topniała jak ten lód w szklance po whiskey, która stała na drewnie i patrzyła mizernie, błagając o uzupełnienie. Bo na pewno nie o uprzątnięcie.

- Nie mogę pić, mówiłem ci. - Odetchnąłeś, układając podbródek na jej barku.

- Jeden drink ci nie zaszkodzi! Naprawdę! - Zaśmiała się. A on nie zamierzał tłumaczyć, dlaczego mógł zaszkodzić. Więc już nic nie mówił. Bo nawet nie chciał się dalej opierać, oponować. Przecież nie przyszedł tu po to, by mieć kontrolę nad swoim życiem. Barman położył drinki i kobieta się odsunęła, łapiąc je, a on zrobił jej przestrzeń. Chyba chciała go zaprowadzić do stolika, przy którym siedzieli, ale akurat ktoś go zajął i... i Laurent się zatrzymał, kiedy jego oczy wychwyciły znajomą sylwetkę człowieka, którego spotkał tylko raz. Człowieka, który ewidentnie nie wylewał za kołnierz i którego przeszywające oczy czarowały właśnie jakąś blondynkę. Anabelle, bo tak miała na imię jego towarzyszka, obróciła się za nim i z zaskoczeniem lekkim prześledziła jego wzrok... Po czym jakby nigdy nic, z uśmiechem, ruszyła w kierunku stolika dwóch panów.

- Jasmine! Jakie urocze towarzystwo! - Brunetka poszerzyła swój uśmiech do koleżanki, patrząc swoimi piwnymi oczami następnie na obu panów. - Można się dosiąść, panowie? W towarzystwie zawsze wódka, whiskey i burbon lepiej smakują. - Nie zamierzała się oczywiście nadmiernie narzucać... Tymczasem Laurent stał za jej plecami i nie wiedział, czy się cieszyć, czy może raczej już zawijać manatki widząc, że tutaj również się piło i nikt nie jest na pewno trzeźwy.

- Heeej. - Odezwał się na mizerne powitanie.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Gentleman
✦Oh, these violent delights...✦
Kayden jest wysoki i szczupły, z lekkim zarysem mięśni i wyraźną linią szczęki. Czarne jak noc włosy ma rozwichrzone przez wiatr, zadziornie opadające na czoło. Oczy barwy gwiazd, srebrne i przenikliwe. Cera blada, niesamowicie ciężko ją opalić. Ubiera się elegancko, zwykle w biel i czerń, czasem kroplę czerwieni. W chłodne dni na barki narzuca czarny płaszcz. Woń cynamonu i wiśni jest zawsze obecna, dryfując wokół niego w zmysłowym tańcu.

Kayden Delacour
#4
04.08.2023, 15:45  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 04.08.2023, 15:48 przez Kayden Delacour.)  
↻ ◁ ♫ ▷ ↺

Ah~ To wieczne uciekanie w słodycze chwil ulotnych. Piękna bajka na chwilę. Kayden zanużył się w zmysłowej atmosferze lokalu, zapachu tytoniu i kobiecych perfum, jakby tonął w morskich głębinach. Najlepiej morzu etanolu. Nie wiedział co gorsze, upić się do niepamięci, czy pamiętać, że się chciało zapomnieć. W obu przypadkach bolała głowa. Isaac też nie pił jakoś szczególnie dużo, ale wystarczająco, żeby się odprężyć i jednak pozwolić zmysłom na prowadzenie go do krainy szczęścia. Kayden niestety tej sztuki nie posiadł. Nie miał pędzli, żeby zacząć malować swoją fantazję. Patrzył się jednak na malowidła innych, tańczących do skocznej muzyki instrumentów i mocnego głosu wokalistki. Kayden zerknął na kobietę w pięknej sukni, otoczonej przez klawisze i struny, z niemałym zaciekawieniem słuchając jej śpiewu, aż go ciarki przeszły. Śpiewała niesamowicie i udało jej się skraść jego zainteresowanie. Kochał muzykę. Na strunach grał od dzieciaka, bo oczywiście matka, która uczyła się w Beauxbatons, nie chciała nawet dopuszczać do siebie możliwości, by Kayden nie opanował gry na chociaż jednym instrumencie. Nie było takiej możliwości. Kayden wcale nie kręcił nosem i z ochotą zaczął pobierać nauki grania na wiolonczeli. Podobało mu się to, był pilnym uczniem i wychodziło mu to nie gorzej niż obecnym tutaj artystom. Tyle, że dawno już nie grał. Nie miał jakoś ochoty. Ale słuchać mógł godzinami, więc słuchał, śledząc wokalistkę srebrnymi oczami.

- Tutaj jestem~ - Zaćwierkała blondynka u jego boku, muskając jego policzek drobną dłonią, by zwrócić na siebie jego uwagę. Kayden automatycznie uśmiechnął się, czując miękki dotyk i powrócił oczami do swojej towarzyszki. - Jesteś. - Przyznał, biorąc jej dłoń w swoją i zjechał spojrzeniem z jej oczu na usta, a potem w dół na... na pierścionki. Na palcach. Ładne. Złote. Przyciągnął jej dłoń do swoich ust i musnął skórę nad biżuterią swoimi wargami, na co kobieta zamruczała z zadowoleniem. Szybko jednak ktoś odwrócił jej uwagę od Kaydena. Delacour niechętnie oderwał od niej wzrok, żeby spojrzeć na jej koleżankę i choć na widok kolejnej piękności wykrzywił wargi w kokieteryjnym uśmiechu, to już na osobę jej towarzyszącą zareagował nieco inaczej. Ah, psia mać... Uśmiech mu nieco zbledł, na twarzy pojawiło się lekkie zaskoczenie, jakby nie do końca spodziewał się tutaj natknąć się na Prevetta. No bo kompletnie się nie spodziewał. Jakoś mu to do jego anielskiego uśmiechu nie pasowało, przebywanie w takim miejscu... Jakoś się to z sobą gryzło.

- Anabelle, przyprowadziłaś nam gościa? Przyłączcie się do nas! - Ucieszyła się blondynka z szerokim uśmiechem, błyskając bielutkimi ząbkami. - Panowie na pewno nie mają nic przeciwko. Im nas więcej, tym weselej~ - Znajomy Kaydena przytaknął głową, choć widać było, że on to już na wszystko się chyba zgodzi. Kayden natomiast wyglądał, jakby był całkowicie zdrowo myślący, a oczy skakały z Anabelle na Laurentego, na szybko analizując sytuację. W końcu uśmiechnął się ledwo widocznie i wskazał na puste miejsca na przeciwko. - Nie widzę przeciwskazań. - Odrzekł spokojnie. Na twarzy pojawiło się lekkie rozbawienie na to całe "heeej". Coś tak słabo zabrzmiało, jakoś bez entuzjazmu, aż miał ochotę mu to wytknąć, ale się powstrzymał, bo nie wypadało. Jasmine nalała trochę whisky do szklanek. - Panicz Kayden i panicz Isaac są zafascynowani dzisiejszym występem. Nie mogą oderwać oczu od sceny! - Zatrajkotała kobieta, rzucając Kaydenowi rozbawione spojrzenie, na co ten ze spokojem i w milczeniu przyjął przytyk i zatopił usta w whisky. - A wy co o nim sądzicie? - Wydawała się zachwycona tym, że jest z kim popeplać. Kayden jeszcze nie wiedział co o tym myśleć, ale już na wstępie widać było, że otoczka chłodnej uprzejmości roztopiła się jak wosk od świecy. Nawet nie sięgnął po kolejnego papierosa.



[Obrazek: qEyGuHF.gif]

✧ The bear loved the deer, it was obvious.
It ripped the deer's throat out, and then licked the dying deer
with the most passionate affection ✧
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#5
04.08.2023, 17:16  ✶  

Jazz był wspaniałą muzyką. W takich klubach jak ten, przyciemnionych, gdzie mniej było widać, niż w bladym świetle dnia, brzdąkanie głębokiego kontrabasu brzmiały jak ukrycie słodkich sekretów pod tym dachem. Lubił ten klub. Lubił muzykę tutaj. Tylko nie wiedział, czy lubił sytuację, w jakiej postawiony został, skoro przyszedł tutaj, jak do innych miejsc tego typu, żeby zostawić za sobą życie codzienne.

Czuł się przyszpilony do ściany, albo przekłuty przez te srebrzyste oczy. Aż się nieco wyprostował, szerzej otworzył swoje, które w całej tej intymnej otoczce Noire wydały się kompletnie niewinne, jakby pierwszy raz się tu znalazł, pierwszy raz został postawiony w takiej sytuacji. Zapytałby samego siebie, że czemu, dlaczego. Przecież to nie pierwszy raz i nie pierwsza sytuacja, gdzie znajoma twarz się pojawia. A jednak - wystawiono go na rozstrzelanie? Te zbyt trzeźwe spojrzenie było spojrzeniem, które spisze zaraz jego rachunek sumienia? Powinien się bać? Bo poczuł dreszcz strachu spływający po swoim karku. I ta muzyka, którą lubił, z piosenkarką, za którą przepadał i kiedyś ucałował jej piękne rączki, nagle przestała pasować i przestała z nim grać. Tego wieczoru chyba nie zaklikała odpowiednio ani razu.

- Dobrze mi się wydawało, że panowie się znają. - Oceniła kobieta, spoglądając na Laurenta to na Kaydena, między którymi nawiązało się połączenie wzrokowe. Niewiasta zbliżyła się do niego i jej obecność, dźwięk jej głosu, pozwolił blondynowi wyrwać się z tego okropnego czaru, jaki został na niego rzucony. Ogarnąć się. Uspokoić. Przynajmniej trochę bardziej pozornie. Tak na dobrą sprawę co się ma dziać - dziać się będzie. - Miło mi poznać, Anabelle. - Przywitała się, podając panom dłoń, by mogli ją ucałować, dygając z pełną gracją i elegancją. - A to mój towarzysz dzisiejszego wieczoru, Laurent. - Pokusiła się o przedstawienie, chociaż powinna być maniera troszkę inna. Nie musiała jednak znać Laurenta, żeby widzieć, że jest rozkojarzony od początku ich spotkania i tylko drobne bodźce wyrywały go ze stanu zamyślenia. A za to przecież jej płacono - żeby go zabawiła, zajęła. Jasno było powiedziane - by zorganizować mu ten wieczór. Doznania były przecież w cenie. Więc może towarzystwo pozwoli mu się nieco bardziej wyrwać..? Ale może to zły krok. Dlatego spoglądała, ale dosiadła się do Issaca i pociągnęła Laurenta za sobą, żeby też usiadł.

- Zafascynowani utworem czy zachwyceni płucami, które utwór produkują? - Zapytał swoim niebiańskim głosem Laurent, bardzo wdzięczny, że kobieta podjęła tak neutralny temat, na jakim można było się zaczepić. Choć jego odzywka nie przeszłaby za grzeczną. Bo i do końca nie była, ta odrobina nerwów krążyła w jego żyłach, więc wypuścił swój jad i uszczypliwość. Taki odruch obronny. Natomiast rzeczywiście spojrzał na scenę. - Jak zwykle niezawodna i czarująca. Muzyka, oczywiście. - Dodał Laurent, uśmiechając się swoim uśmiechem numer pięć.

- Laurent oczu nie mógł oderwać od baru, więc w końcu próbowałam namówić go na drinka. Jest bardzo oporny. - "Pożaliła się" Anabelle, psotliwie spoglądając teraz na Laurenta, który spojrzał na nią z ukosa z lekko pobłażliwym uśmiechem. - Wasze zdrowie. - Wzniosła toast Ana, nie zamierzając męczyć dalej Laurenta. Tutaj towarzystwo piło, a ona co, miała pić sama? Nie, skąd!



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Gentleman
✦Oh, these violent delights...✦
Kayden jest wysoki i szczupły, z lekkim zarysem mięśni i wyraźną linią szczęki. Czarne jak noc włosy ma rozwichrzone przez wiatr, zadziornie opadające na czoło. Oczy barwy gwiazd, srebrne i przenikliwe. Cera blada, niesamowicie ciężko ją opalić. Ubiera się elegancko, zwykle w biel i czerń, czasem kroplę czerwieni. W chłodne dni na barki narzuca czarny płaszcz. Woń cynamonu i wiśni jest zawsze obecna, dryfując wokół niego w zmysłowym tańcu.

Kayden Delacour
#6
04.08.2023, 19:07  ✶  

Wieczór w Noir równał się zwykle z dobrą muzyką i dobrze wydanymi pieniędzmi... bo na rozrywkę. Kobiety nie miały na sobie łachmanów, tylko piękne, choć nęcące suknie. Mężczyźni też zwykle ubrani dostojnie, bo w eleganckie koszule, które dopiero po którejś szklaneczce były nieco wymiętolone przez zgrabne dłonie. Tańce w rytm muzyki zarezerwowane dla par, które jeszcze trzymały się na nogach, a w lokalu nie było stolika, przy którym ktoś siedziałby samotnie. Bo jeśli siedział, to Sukkuby zaraz się przysiadały, zaraz zajmowały rozmową, zaraz wyciągały monety z portfela. A były przy tym takie zwinne i wdzięczne, że ciężko było się oprzeć. Kaydenowi też ciężko się było oprzeć, ale nie w takich miejscach. Tutaj było za dużo bogaczy, za dużo znajomych oczu, za dużo plotek. To było miejsce jedynie na zajęcie czymś ust, ale na pewno nie na to, co naprawdę pozwalało zapomnieć. Na to czas był za dodatkową opłatą i pod innym cieniem, nieoświetlonym przez latarnie i brylanty na łabędzich szyjach. Tak więc chcąc nie chcąc, nawet na tą przyjemność musiał pozostać trzeźwym. Nie przeszkadzało mu to. Mógł się skupić na muzyce.

- Tak, mieliśmy tą przyjemność się spotkać. - Rzekł krótko Kayden, ale rozwijać tematu nie zamierzał. Cholera wie, czy blondyn nie był tu przypadkiem anonimowo, czy coś w tym guście. W końcu reakcję na spotkanie miał dość nietęgą, jakby może jednak wolał się nie rzucać w oczy. Nie zamierzał wplątywać tu życia prywatnego. Cienie Noir odbierały ten przywilej... czy może raczej kulę u nogi. W każdym razie Kayden język miał za zębami, które błysnęły lekko, kiedy uśmiechnął się czarująco do damy, wstając i całując jej dłoń, przedstawiając się. Isaac oczywiście zrobił to samo. Towarzysz Kaya również był przystojny, ale... wiadomo, jak to jest, jak się idzie gdzieś na imprezę. Bierzesz tą brzydszą koleżankę, żeby lepiej się prezentować. - Annabelle? - Zapytał Kayden z nieco zmienionym akcentem. - Z wzajemnością... Piękne imię. - Przyznał, bo dosłownie z francuskiego "belle" znaczyło tyle, co "piękna". Coś jeszcze tam było o beztrosce i marzeniach, ale Kayden nie pamiętał już pełnego znaczenia. - To moja towarzyszka, Jasmine. - Przedstawił damę, choć tu bardziej skierował swe słowa do Laurenta. Jasmine uśmiechnęła się wesoło, z zadowoleniem zakładając nóżkę na nóżkę. - A to Eveline... - Milcząca przy Isaacu kobieta o upiętych w kok, czarnych włosach i nieco skośnych oczach również się uśmiechnęła, choć wydawała się nieco mniej gadatliwa od Jasmine. Stolik nagle wydał się jakiś tłoczny. Delacour napił się jeszcze łyk whisky i odłożył szklankę na blat.

Wcale mu ten złośliwy komentarz nie przeleciał koło ucha. Kącik ust zadrgał, kiedy przeniósł uwagę z powrotem na Laurenta. - Jedno komplementuje drugie. - Odparł spokojnie ani nie zaprzeczając, ani nie potwierdzając jednogłośnie. - Oba zasługują na fascynację. - Można było powiedzieć, że wybrał neutralny grunt, ale jaka była prawda? Taka, że z zamkniętymi oczami też by się zachwycał. Wygląd po prostu był słodką wiśnią w kieliszku. - Utwór to też instrumenty. - Odparła Jasmine i zachichotała na kolejne słowa koleżanki. - A czemuż to? To grzech się nie napić w takim towarzystwie! Zdrowie! - Przytaknęła ochoczo, poprawiając ramiączko czarnej sukienki. Reszta ferajny także chwyciła za szklanki i wypiła toast. Kay zerknął z ciekawością na reakcję Lautrenta, chociaż nie zastanawiał się głębiej nad słowami Anabelle. Mógł mieć jakiś powód. To nie była jego sprawa... aleeee... - Może nie drinkami był zainteresowany, a rękami, które je roznoszą? - Zamruczał z krzywym uśmiechem, kładąc rękę trzymającą szklankę na drugim ramieniu i wbijając srebrne odłamki w morskie głębiny.



[Obrazek: qEyGuHF.gif]

✧ The bear loved the deer, it was obvious.
It ripped the deer's throat out, and then licked the dying deer
with the most passionate affection ✧
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#7
04.08.2023, 21:06  ✶  

Ludzie byli różni. Czego spodziewać się po Kaydenie Delacour? Że będzie wredny? Pokaże swoje kolorki, zemści się za te "małe" psikusy, za jakie Laurent się zebrał? Teraz pokazał się z miłej strony, zachowując spotkanie dla siebie. Zachowując anonimowość. Wiara w jego dobre intencje była doceniona, ale na pewno nie wierzył, że to był wielki gest. Taki wielki, że bezinteresowny. Oj nie. Interesowność leżała w ludzkiej naturze i zostało to wyryte w kodeksie życia Laurenta. Tym nie mniej - docenił. A to, że w ogóle takie słowa się pojawiły, pomogło Laurentowi stanąć na nogi jeszcze mocniej i pewniej. Przywracało go to do świata żywych z tej absurdalnego zamyślenia, z którego szukał ucieczki w tym miejscu. Oto się znalazło. Anabelle nie mogła tego dokonać sama, więc zabrała go tam, gdzie jego skupienie, jego oczy, rzeczywiście nabrały barw. Strzeliła w dziesiątkę, bystra kobieta.

Laurent skinął paniom głową, ale nie był nimi zainteresowany. Nie były w jego typie, choć to nie o urodę chodziło. O charakter. Pierwsze słowa, pierwsze gesty - nie, to nie towarzystwo na dziś. Nie to bliskie, w każdym razie. Może wręcz towarzystwo na "nigdy". Byli tutaj już troszkę wstawieni. Nie pijani, na szczęście, ale wstawieni. Tylko Kayden wyglądał całkowicie normalnie, jakby wypił jedno wielkie nic. Było to trochę... niepokojące. Nie dlatego, że Laurent planował cokolwiek z pijanymi ludźmi i że mógł zostać przyłapany - choć i takie zwyrole się trafiały. Nie. Zwyczajnie chyba nie ustępował towarzystu w drinkach. Albo po prostu tak dobrze skrywał to pijaństwo. Przecież wiedział o tym człowieku tyle, co nic. Anabelle chciała już otworzyć usteczka i zapytać Laurenta, jak się poznali, ale kiedy się obróciła do blondyna ten tylko pokręcił głową na znak, żeby nie pytała. I nie zapytała. Przeszła dalej z uśmiechem do tematów.

- Wyzłośliwiasz się? - Zapytała za to, apropo tematu piosenkarki i jej piosenek. Podłapała to, co powiedział Kayden.

- Wyzłośliwiam? Nie. - Zaprzeczył gładko. - Pytam jedynie, czy doceniane jest piękno ciała, czy może piękno muzyki, głosu. Czy to sztuka artystki, czy może sztuka występu wiedzie tu prym? - Ujął już to o wiele ładniej i o wiele grzeczniej, bez tego wcześniejszego, bardzo krótkiego roztargnienia. Zajęło mu chwilę obudzenie się i otrząśnięcie. Teraz można było tańczyć na tym parkiecie zwanym rozmową. - Widzisz? Kayden doskonale rozumie. - Wskazał dłonią na stalowookiego, dając tym samym też do zrozumienia, że się z nim zgadza. Tak, była piękna i ładnie śpiewała. Ale ja śpiewam lepiej. Jeśli czegoś Laurent był pewien w swoim życiu to tego, że nie było takich czarodziejów, którzy mieliby lepszy głos od niego. Taki był butny. I jednocześnie wcale się tym nie chwalił.

Alkohol został wzniesiony, drinki wychylone, a chociaż Anabelle prowadziła dłonie Laurenta tam, gdzie jej pasowało, chociaż skradała chwilami jego uwagę, to wzrok Laurenta przez dłuższą chwilę tkwił w nieznajomym towarzyszu Kaydena... a potem utknął w Kaydenie.

Kaydenie, który brzmiał, jakby wypowiadał wojnę.

Wojnę bardzo niebezpieczną, bo wszystko, co równało się zainteresowaniom innym niż te "przewidziane przez reguły społeczne" było... złe. Linczowane w większości. A Laurent nie miał pojęcia w jakim towarzystwie przebywa. Czy to była celowa próba licznu? Celowa próba piętnowania? Anabelle zrobiła trochę dziwną minę, zbita z tropu. Bo faktycznie, przypatrywał się długo barowi. Ale nie wpadło jej do głowy, że BARMANOWI. Przez moment nawet myślała, że chodzi o jej dłonie, skoro niosły drinki. Ale nie.

- Hmm... co prawda byłem bardziej zajęty rachunkami w mojej głowie, ale z pewnością barman zręcznie sobie radził z klientelą. - Odpowiedział za to gładko Laurent, delikatnie się przy tym uśmiechając.

- Mówiłam, że mnie nie słuchałeś. - Dziewczyna szepnęła to prawie w jego usta, obracając się do niego. Laurent uśmiechnął się przepraszająco i złączył ich wargi w pocałunku.

Ale oczy miał na Kaydenie.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Gentleman
✦Oh, these violent delights...✦
Kayden jest wysoki i szczupły, z lekkim zarysem mięśni i wyraźną linią szczęki. Czarne jak noc włosy ma rozwichrzone przez wiatr, zadziornie opadające na czoło. Oczy barwy gwiazd, srebrne i przenikliwe. Cera blada, niesamowicie ciężko ją opalić. Ubiera się elegancko, zwykle w biel i czerń, czasem kroplę czerwieni. W chłodne dni na barki narzuca czarny płaszcz. Woń cynamonu i wiśni jest zawsze obecna, dryfując wokół niego w zmysłowym tańcu.

Kayden Delacour
#8
04.08.2023, 23:00  ✶  

Interesowność w tym wypadku brzmiała tak — Kay po prostu sam nie chciał być w to głębiej wplątany. Oko za oko, prawda? Był po prostu zapobiegliwy. Lubił swoje oko, więc nikomu innemu palca nie będzie wkładał. Szczególnie że jednak Laurent też jego nie-miłość do latania przemilczał, więc nie miał się za co odwdzięczać. Chyba że tę lekką złośliwość, co właściwie i tak zrobił. Chociaż zdarzało mu się być bezinteresownym... czasami... O, na przykład teraz bezinteresownie bawił się pierścionkami Jasmine. Lubił ją głównie z jednego powodu... o nic nie pytała. Była gadatliwa, wszędzie jej było pełno, zajmowała myśli i wiedziała, kiedy co zrobić, żeby go odciągnąć na bok z czarno-białego świata i dać trochę czerwieni do życia. Może nie była w jego typie, ale zdecydowanie wiedziała jaką formę demona przybrać, żeby go na chwilę uszczęśliwić. Tak, była dobrą odskocznią. Choć trochę szkoda... czasem patrzyła się bystro wokół i Kaydenowi ta bystrość pasowała na innym stanowisku, w innej pracy, w innym towarzystwie. Każdego jednak życie nakierowało na inną ścieżkę.

Kayden zaśmiał się cicho pod nosem na tą niewinną próbę wybielenia własnych słów. Isaac wstał ze swoją towarzyszką, skłonił się w przeprosinach i podążył za nią na parkiet. Kay jednak został na miejscu, bo za tańcami nie przepadał. - Rozumiem tyle, że artysta występuje całym sobą. - Odparł tylko, na co Jasmine obdarowała go pobłażliwym uśmiechem. - Przeeestań. Dobrze wiesz, że i tak jedno bardziej przyciąga uwagę od drugiego... - Zakpiła, wywracając oczętami. Kayden rozchylił usta, żeby zaoponować, ale Jasmine miała inny pomysł na ich zastosowanie, kradnąc całusa. No, nie mógł się z tym sprzeczać. Miała silne argumenty. Kay pokręcił tylko głową i odreagował to alkoholem.

Jasmine zaśmiała się cicho i przylgnęła do jego piersi, spoglądając na bar, barmana i kelnerki, równie wdzięczne co sam barman, w jej mniemaniu. Nawet nie zwróciła uwagi na sposób, w jaki Laurent próbował wybrnąć z wojny, której tu wcale nie było. Kayden natomiast zarejestrował jego słowa... zamrugał, po czym spojrzał na blondyna, na sekundę marszcząc brwi. Barman...? Nie chciał tu nic rozkopywać, ale zabrzmiało to, jak zabrzmiało. Może przejęzyczenie... Przemilczał to jednak, bo akurat w milczeniu był mistrzem, ale nie zapomniał. - Oh, no tak, ceny tu mogą przerażać, ale za to jakość przewyższa oczekiwania, prawda? - Zapytała Jasmine, odwracając się do Kaydena, który srebrne oczy dalej w ciszy badały teren i zastanawiały się nad tym, czy jest sens brnąć w cokolwiek myślami. - Mon cher... - Zwróciła na siebie uwagę raz jeszcze, wykorzystując swój atut szybkiej nauki słówek, które zręcznie podłapywała od bruneta. Kayden zerknął na nią i zamrugał, nieco zbity z tropu. Jasmine dostrzegła to i żeby przetrzymać jego uwagę na dłużej, ułożyła dłoń na szczęce i wpiła mu się w usta, czym go lekko zaskoczyła. Nie odepchnął jej, choć całował już chyba tylko machinalnie, myślami jednak będąc gdzieś indziej. Oczami także, bo jakoś tak odbiegły na bok... naprzeciw... a potem utkwiły w morskich tęczówkach na dobre, przez chwilę nimi usidłany. Złapany w sieć rybacką. Zamrugał, ale wzroku nie odwrócił. Sam nie wiedział czemu. Nie myślał o tym. W ogóle przestał myśleć. Oddawał pocałunki, ale... coś w nim zaskwierczało, w samym rdzeniu siebie. Serce mu przyspieszyło do lekkiego crescendo... a lśniące srebro patrzyło w hipnotyzujący błękit, jakby zaczynał w nim powoli tonąć.



[Obrazek: qEyGuHF.gif]

✧ The bear loved the deer, it was obvious.
It ripped the deer's throat out, and then licked the dying deer
with the most passionate affection ✧
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#9
04.08.2023, 23:19  ✶  

Czy te stalowe oczy potrafiły kuć? Przekuwać stal? Potrafiły człowieka nagiąć do swojej i tylko swojej woli? Jego wina, jego bardzo wielka wina... Niezręczne chlupnięcia słów tam, gdzie niepotrzeba, żeby potem zrobiło się z tego coś dziwnego. Anabelle jakoś to pominęła, zrozumiała. Ach, no przecież siedzieli naprzeciwko niemal tego barmana. Choć to był czysty przypadek. To musiał być przypadek. Ale srebro to widziało. Stal kuła. I wszystko to w ciszy i spokoju. W miarowych ruchach, przy wesołej, jazzowej muzyce, która teraz nabrała odrobiny rytmu. Idealna, żeby wyjść na parkiet i zatańczyć. Chyba że...

Tak, jego bardzo wielka wina. Wina tego spojrzenia, które jak miecz wśród żaru sprawiało, że człowiek miękł. Oczy, które przecinały na wylot i zdawały się zaglądać do wszystkich sekretów, poznawać wszystkie tajemnice tego, na którego zostały zwrócone. Ale tego nie robiły. Laurent bardzo dobrze wiedział, jak głębokie i zdradliwe potrafiło być może, a błysk skarbu w nim potrafiło być tylko błyskiem ślepi drapieżników w ciemnościach. Roztapiał się pod tym spojrzeniem. Sam żeś winny sobie, że w ogóle na to przystałeś. Żeby się przysiąść, żeby się wciągać w jakieś rozmowy... ale - czemu nie? Prowadź. Delikatne muśnięcie ust, a znajome, przyjemne uczucie, które budziło życie przesunęło się przez twoje ciało. Wyczekiwane. W końcu. Rozpalało serce i sprawiało, że chciało się więcej. Intensywniej. Zatopiłeś się w ustach kobiety, obejmując ją ramieniem i patrząc na oczy, które wydawały się być jedynym realnym punktem tego świata. Och, jakie to złe... Jakie to niepoprawne. Przyjdzie paciorek zmawiać przy łóżku, z różańcem w dłoni, wnosić modły do Pani Maryi. Ale to jeszcze nie teraz. Sen był daleki, a rozbudzenie całkowicie autentyczne.

Zachęcona śmiałością Anabelle przesunęła się bliżej, wsuwając na jego kolana. Zsunęła pocałunki po jego szczęce do szyi, kiedy blondyn ją objął i skrył część twarzy między jej włosami. Poddawał się temu uczuciu. Krew zaczęła tętnić w jego żyłach, a muzyka dudnić w uszach. Chyba głośniejsze było tylko dudnienie serca.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Gentleman
✦Oh, these violent delights...✦
Kayden jest wysoki i szczupły, z lekkim zarysem mięśni i wyraźną linią szczęki. Czarne jak noc włosy ma rozwichrzone przez wiatr, zadziornie opadające na czoło. Oczy barwy gwiazd, srebrne i przenikliwe. Cera blada, niesamowicie ciężko ją opalić. Ubiera się elegancko, zwykle w biel i czerń, czasem kroplę czerwieni. W chłodne dni na barki narzuca czarny płaszcz. Woń cynamonu i wiśni jest zawsze obecna, dryfując wokół niego w zmysłowym tańcu.

Kayden Delacour
#10
05.08.2023, 00:40  ✶  
Zdrajca.

Ciało było zdradzieckie, żyło własnym życiem. Czar, w jaki dał się wprowadzić przez nieuwagę, omamił go szumem fal i tą spokojną głębią, która wcale spokojna nie była. Ciśnienie rozsadzało od środka, otchłań zabierała na samo dno, a umysł odlatywał. Stawał się lekki. Tylko płuca płonęły, kiedy brakowało tchu. Kiedy ogień wrzał i skwierczał, gotując krew. Czym przepędzić apatię? Najlepiej żarem, żeby wgryzła się i przeżarła jak kwas przez szkło. I to ciało właśnie poczuło żar i chlusnęło wrzątkiem w otępiony umysł. Sercu się spodobało, bo zaczęło szybciej bić. Myśli też z ulgą uciekły w popłochu. Pozostał tylko miarowy oddech i muśnięcie ust jak dotyk motylich skrzydeł. Tylko to było za mało... za mało morza. Za mało głębi. Za mało ekscytacji. Za mało.

Zdradzieckie ciało poruszyło się więc niespokojnie, lgnąc do jedwabnego dotyku i ciepła. Ciągnąc je do siebie, zatapiając się głębiej i głębiej w morzu, ale pragnienia wcale nie gasząc. Nie pij solonej wody, nie zachłyśnij się, nie utop, bo wszystko to kończy się źle. Tak okropnie źle... Nic jednak go ciało nie słucha, bo jak w transie spogląda na błękit, napawając się złotem. Czuje słońce, przeszywając ocean srebrnym harpunem. I tonie, wgryzając się agresywnie w wodę. Więcej... Chcę więcej... Niech tę apatię przegoni. Niech stal się przetopi. Więcej.

Głos mu ugrzązł w krtani, serce dzwoniło w uszach, a głowa była pozbawiona myśli. I tylko źrenice się powiększyły, pogrążając srebro w ciemności. Zamruczał z zadowoleniem w kobiece usta, wdychając kwiatowe perfumy. Wszystko zdawało się niesamowicie żywe. Gdzie ta czerń i biel? Wyblakła. Pozostała tylko słodycz na języku i błękit w oczach. Był odporny na trucizny, ale nie na dopaminę. Dzięki niebiosom, że nie na dopaminę...

Ręka Jasmine wślizgnęła się pod materiał kołnierza, wyczuwając bijące serce pod ciepłą skórą i aż dreszcz ją przeszedł. Dwa guziki czarnego materiału puściły pod naporem drobnego nadgarstka, odsłaniając obojczyk. Srebro zamigotało z uciechą.



[Obrazek: qEyGuHF.gif]

✧ The bear loved the deer, it was obvious.
It ripped the deer's throat out, and then licked the dying deer
with the most passionate affection ✧
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Laurent Prewett (4129), Kayden Delacour (4093)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa