Rozliczono - Erik Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic
Gdy Brenna wróciła z pracy, zapadał już zmierzch. Wiatr – jak zwykle w ostatnich dniach – wprawiał w ruch gałęzie w sadzie, niebo z każdą chwilą ciemniało, a w niektórych oknach domu Longbottomów rozbłyskiwały światła. Brenna po teleportacji wpatrywała się w nie przez chwilę: salon, jak zwykle ktoś był w środku, biblioteka, więc tam też ktoś przebywał, gabinet matki… Gdzieś zza domu dobiegło szczekanie i Gałgan oraz Łatek wybiegli jej na powitanie: pewnie ktoś wypuścił ich do ogrodu. Dłuższe spacery poza mury otaczające posiadłość były teraz rzadsze, i ze względu na to, że domownicy niewiele mieli czasu, i ponieważ okolica nie była już tak bezpieczna. Pogłaskała je, zapewniła należną porcję drapania za uszami, a następnie weszła do środka.
W ręku trzymała gazetę. Prorok Codzienny, wydanie popołudniowe, przedwczorajsze konkretnie – wyjątkowo wcześniej go nie przeczytała. Kiedy pół godziny później, już przebrana, po szybkim porwaniu z kuchni kanapki, szukała brata, w ręku miała tę samą gazetę. Nie znalazła go w pokoju, ale kiedy zajrzała do biblioteki, okazało się, że to on rozpalił tam światło.
Brenna zatrzymała się w progu. Podparła o drzwi i przez chwilę obserwowała po prostu Erika, nie dając znać o swojej obecności. Dopiero po dłuższej chwili zaszeleściła gazetą i odczytała fragment.
- „Osobiście odbieram to jako ostateczny akt agresji ze strony tej grupy terrorystycznej. Bo jak inaczej ich teraz nazwać? To nie był atak na mugolskie zgromadzenie, czy protest przeciw „dominacji czarodziejów czystej krwi w placówkach rządowych”. To był atak na to, co Śmierciożercy podobno uważali za święte: czystą krew, nasze tradycje i naszą historią.”
Uniosła wzrok na brata znad Proroka Codziennego. Z jednego ze zdjęć, którymi opatrzono ten tekst, spoglądał na nią Erik: tyle że z opuchniętą twarzą, ubrany w uwalony mundur.
- Pewnie wiesz, że równie dobrze mógłbyś zawiesić sobie na plecach tarczę strzelniczą z napisem „śmierciożercy, chodźcie poćwiczyć zaklęcia? – spytała retorycznie i ruszyła wreszcie w stronę Erika, by położyć przed nim gazetę. Chociaż on prawdopodobnie już się z nią zapoznał. Ona po prostu w dzień przed pogrzebem i w dniu samego pogrzebu nie miała do tego głowy.
Brenna westchnęła i opadła na fotel naprzeciwko Longbottoma.
- Ładnie powiedziane.
Bo nie, nie przyszła tutaj go ochrzaniać. Nawet gdyby uważała, że na taki ochrzan zasłużył, to przecież była jego młodszą siostrą, nie matką ani przełożoną, niezbyt więc wyobrażała sobie scenariusz, w którym ona na niego krzyczy, a on potulnie daje się obsztorcować. A… nie, nie do końca tak uważała. Martwiła się o niego. Zawsze martwiła się o Erika, a teraz po prostu martwiła się trochę bardziej. Ale nie mogła mieć do niego pretensji o to, że powiedział to, co powiedzieć należało, a nikt nie mówił, bo wszyscy się bali. Musiał być ktoś, kto powie pewne rzeczy mimo tego strachu. Inaczej ci, którzy tak nawet myślą, będą sądzić, że może się mylą: że może są w tych opiniach osamotnieni.
To też była forma walki, może nawet skuteczniejsza niż ta z różdżką w ręku.