• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
[7.05.72, wieczorem] Strzelecka tarcza

[7.05.72, wieczorem] Strzelecka tarcza
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
13.08.2023, 18:50  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 19.05.2024, 21:15 przez Morrigan.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic II
Rozliczono - Erik Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic

Gdy Brenna wróciła z pracy, zapadał już zmierzch. Wiatr – jak zwykle w ostatnich dniach – wprawiał w ruch gałęzie w sadzie, niebo z każdą chwilą ciemniało, a w niektórych oknach domu Longbottomów rozbłyskiwały światła. Brenna po teleportacji wpatrywała się w nie przez chwilę: salon, jak zwykle ktoś był w środku, biblioteka, więc tam też ktoś przebywał, gabinet matki… Gdzieś zza domu dobiegło szczekanie i Gałgan oraz Łatek wybiegli jej na powitanie: pewnie ktoś wypuścił ich do ogrodu. Dłuższe spacery poza mury otaczające posiadłość były teraz rzadsze, i ze względu na to, że domownicy niewiele mieli czasu, i ponieważ okolica nie była już tak bezpieczna. Pogłaskała je, zapewniła należną porcję drapania za uszami, a następnie weszła do środka.
W ręku trzymała gazetę. Prorok Codzienny, wydanie popołudniowe, przedwczorajsze konkretnie – wyjątkowo wcześniej go nie przeczytała. Kiedy pół godziny później, już przebrana, po szybkim porwaniu z kuchni kanapki, szukała brata, w ręku miała tę samą gazetę. Nie znalazła go w pokoju, ale kiedy zajrzała do biblioteki, okazało się, że to on rozpalił tam światło.
Brenna zatrzymała się w progu. Podparła o drzwi i przez chwilę obserwowała po prostu Erika, nie dając znać o swojej obecności. Dopiero po dłuższej chwili zaszeleściła gazetą i odczytała fragment.
- „Osobiście odbieram to jako ostateczny akt agresji ze strony tej grupy terrorystycznej. Bo jak inaczej ich teraz nazwać? To nie był atak na mugolskie zgromadzenie, czy protest przeciw „dominacji czarodziejów czystej krwi w placówkach rządowych”. To był atak na to, co Śmierciożercy podobno uważali za święte: czystą krew, nasze tradycje i naszą historią.”
Uniosła wzrok na brata znad Proroka Codziennego. Z jednego ze zdjęć, którymi opatrzono ten tekst, spoglądał na nią Erik: tyle że z opuchniętą twarzą, ubrany w uwalony mundur.
- Pewnie wiesz, że równie dobrze mógłbyś zawiesić sobie na plecach tarczę strzelniczą z napisem „śmierciożercy, chodźcie poćwiczyć zaklęcia? – spytała retorycznie i ruszyła wreszcie w stronę Erika, by położyć przed nim gazetę. Chociaż on prawdopodobnie już się z nią zapoznał. Ona po prostu w dzień przed pogrzebem i w dniu samego pogrzebu nie miała do tego głowy.
Brenna westchnęła i opadła na fotel naprzeciwko Longbottoma.
- Ładnie powiedziane.
Bo nie, nie przyszła tutaj go ochrzaniać. Nawet gdyby uważała, że na taki ochrzan zasłużył, to przecież była jego młodszą siostrą, nie matką ani przełożoną, niezbyt więc wyobrażała sobie scenariusz, w którym ona na niego krzyczy, a on potulnie daje się obsztorcować. A… nie, nie do końca tak uważała. Martwiła się o niego. Zawsze martwiła się o Erika, a teraz po prostu martwiła się trochę bardziej. Ale nie mogła mieć do niego pretensji o to, że powiedział to, co powiedzieć należało, a nikt nie mówił, bo wszyscy się bali. Musiał być ktoś, kto powie pewne rzeczy mimo tego strachu. Inaczej ci, którzy tak nawet myślą, będą sądzić, że może się mylą: że może są w tych opiniach osamotnieni.
To też była forma walki, może nawet skuteczniejsza niż ta z różdżką w ręku.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#2
13.09.2023, 21:21  ✶  

Ledwie wczoraj pochowali krewnego. Chociaż Erik nie miał nic przeciwko temu, aby okopać się przy biurku w gabinetach Brygady Uderzeniowej, tak postanowił tym razem ruszyć do przodu z innej strony. Tylko spokój mógł ich uratować, a miał do uporządkowania kilka spraw. Musiał też pomyśleć, a na to również miał niewiele czasu. Zauważył, że od czasu Beltane coraz częściej jego myśli dryfowały ku Norze i Elliotowi, a gdy próbował skupić się na jednym z nich, drugie momentalnie wchodziło na pierwszy plan.

Wiedział, że powinien z nimi porozmawiać, jednak ciężko było cokolwiek zaplanować w obecnych okolicznościach. Ile tak można czekać? Trzy dni? Tydzień? Dwa?, zastanawiał się, wertując bez większego zainteresowania strony jednej z powieści fantastycznych, jakie pożyczył z biblioteczki Brenny. O tym, że siostra stoi praktycznie za jego plecami, zorientował się, dopiero gdy uniosła wzrok znad strony tytułowej Proroka Codziennego i odezwała się do niego. Erik drgnął niespokojnie na dźwięk jej słów, a wolna dłoń automatycznie powędrowała do jego piersi, zatrzymując się na okolicach serca. Poderwał się z fotela.

— A co ja takiego znowu zrobiłem? — spytał zamiast powitania, wbijając w Brennę buńczuczne spojrzenie. Czy jak coś szło nie tak, to zawsze musiała być jego wina? Poza tym, o co jej tak właściwie chodziło? — Chodzi o to aresztowanie Śmierciożercy, którego dorwaliśmy rankiem po Beltane?

Nie otrzymał żadnych informacji z departamentu na temat tego, co się działo z ich „więźniem”. A może powinien go nazywać kartą przetargową lub kozłem ofiarnym? Tym ostatnim zostanie na pewno, bo na kogoś trzeba było zrzucić za to, co się stało na Polanie Ognisk. Bezpośrednie wymierzenie sprawiedliwości Czarnemu Panu nie wchodziło w grę, więc machina Ministerstwa Magii będzie musiała się zadowolić jednym z jego zwolenników. Mimo to zmartwiło go to, że jeniec mógł powiedzieć coś, co mogło negatywnie wpłynąć na jego wizerunek. Tylko wykonywał swoją pracę.

— Co ty tam masz? — mruknął, wpychając książkę pod pachę i podchodząc do siostry. Wystarczyło, że zerknął na tytuł artykułu i znalazł swoją wypowiedź, a momentalnie się zrelaksował. A więc o to chodziło. Westchnął cicho. — Uważam, że dobrze zrobiłem. Ktoś musiał to powiedzieć. Poza tym i tak nie jesteśmy w najmniejszym stopniu zakonspirowani. Może i gościmy u siebie czarodziejów czystej krwi podczas przyjęć, ale raczej nie wpisujemy się zbyt dobrze w opis potencjalnych sojuszników Sama-Wiesz-Kogo. I tak jesteśmy pod tym względem spaleni.

Nikt by nam nie uwierzył, gdybyśmy próbowali komuś wmówić, że popieramy Czarnego Pana, pomyślał Erik. Najpierw by ich wysłali na badania psychiatryczne, a potem sprawdzili, czy przypadkiem nikt się pod nich nie podszywa za pomocą metamorfomagii lub eliksiru wielosokowego. Sprzeciw wobec wartości Śmierciożerców był niemalże wpisany w ich rodzinne geny. Równie dobrze mogli pokazać światu nieco prawdy na temat tego, z kim tak właściwie mają obecnie do czynienia.

— Poza tym Ministerstwo nie garnęło się do tego, żeby cokolwiek powie... — Zamrugał zaskoczony, gdy Brenna, zamiast go opieprzyć za wywiad, przyznała mu rację. Erik przechylił głowę w bok, zdziwiony taką reakcją. Z tego wszystkiego aż wrócił na swoje miejsce. — W pracy coś o tym mówią? Harper albo... Ktokolwiek?

Odkąd rozmawiał z młodym Lockhartem, raz po raz do jego głowy wkradała się myśl, kiedy ktoś z jego przełożonych zareaguje. Wprawdzie wypowiadał się nie jako brygadzista, a jako Erik, jednak ciężko było odseparować jedną część jego jestestwa od drugiej. Zwłaszcza gdy obie pławiły się w ostatnim czasie w świetle reporterskich flaszy.

— Wiedziałem, co robię — przyznał w końcu. — Nie wmanewrowali mnie w udzielenie wywiadu. Po prostu zobaczyłem znowu te zniszczenia i... wszystko przestało się dodawać. Od strony ich „wartości” ten atak kompletnie nie miał sensu. Narobili sobie wrogów, chyba że zakładają, że resztę osiągną strachem. — Westchnął ciężko. — Poza tym nie było lepszej okazji, aby to zrobić. Gdybyśmy poczekali, aż dostaniemy wytyczne, to nie byłoby w tym nic autentycznego. A w tej sytuacji ludzie potrzebowali, chociaż krzty prawdy.

Nie zdradził żadnej tajemnicy służbowej, nie zaryzykował też zdradzeniem informacji o istnieniu Zakonu Feniksa. Odwołał się do tego, do czego mógł, czyli swoich własnych, prywatnych doświadczeń i obserwacji. Czy był to grzech? To pewnie będzie zależało od tego, jak ustosunkuje się do tego Dumbledore, Bones czy Moody.



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#3
13.09.2023, 23:32  ✶  
- Nie słyszałeś, jak cytowałam? – zdziwiła się lekko Brenna. – Żartujesz? Tak jakby sama walczyłam z golemem, próbującym go rozgnieść i potem go skuwałam. Raczej nie obwiniałabym o to ciebie – stwierdziła, unosząc brwi, jeszcze bardziej zdziwiona. Pomijając już to, że nie byłoby dziwne, gdyby chciała rozmawiać o oddawaniu w ręce Ministerstwa śmierciożerców.
Pozwoliła, by przejął gazetę z jej rąk. A potem obserwowała jego minę. Przekrzywiła głowę na bok, ruchem który mógł kojarzyć się z tym, w jaki sposób poruszała wilczym łbem po przemianie. Przez moment na ustach Brenny majaczył kpiący uśmiech, gdy wysłuchiwała tych wszystkich tłumaczeń.
– Erik, pamiętasz, że nie jesteś na dywaniku u dyrektora? – przypomniała mu, bo przecież nie przyszła tutaj po to, aby domagać się wyjaśnień. Ani nawet nie po to, aby go ochrzanić. Mogłaby pojawić się, aby wytknąć mu punkt po punkcie, co głupiego zrobił w niektórych sytuacjach. Jak na przykład wtedy, kiedy uznał, że postanowiła odebrać kawiarnię ich przyjaciółce. Ale w pewnych sprawach miał prawo do podejmowania własnych decyzji, a w tym przypadku… I tak wszyscy ryzykowali. Może do tej pory nie tak bardzo – bo byli w końcu czystej krwi, więc niektórzy wciąż mieliby pewne opory – ale sytuacja nadmiernie eskalowała, aby w tej chwili uważać na słowa.
Rozsiadła się na fotelu wygodniej, wciąż przypatrując się bratu bardzo uważnie. Z pewnym zamyśleniem. Wydawało się jej, że Beltane nie wpłynęło na niego aż tak mocno jak na niektórych – na nią, Mavelle czy Patricka, a ona akurat kryła wszystko, co pozostawiło po sobie święto bardzo głęboko – ale nie była tego pewna. Nigdy nie żałowała, że jej Trzecie Oko sięgało właśnie ku przeszłości, ale w takich chwilach myślała, że aurowidzenie również byłoby przydatne.
Martwiła się o niego. Brenna miała skłonności do zamartwiania się o innych. A po tym wywiadzie jeszcze bardziej.
– Chciałam porozmawiać o sprawach związanych z tym artykułem i Beltane, ale nie żeby na ciebie krzyczeć, Erik. Raczej chodzi mi o to, że powinniśmy… bardziej zadbać o bezpieczeństwo. Na przykład ostrożniej z włóczeniem się po Dolinę w pojedynkę. – Nawet jeżeli to ona była tą, która robiła to najczęściej, to jednak zdarzało się i innym. – Mogą w końcu obserwować nasz dom. Powinniśmy pewnie zacząć zostawiać skrzatce albo listownie, dokąd idziemy. I cóż, Ministerstwo doradza w takich sytuacjach hasła, ale w hasła nie wierzę, za to pytania w rodzaju, który wazon potłukłaś dziesięć lat temu bardziej. Wiesz na wypadek, gdyby ktoś się dziwnie zachowywał… Chociaż chyba żaden śmierciożerca nie zdołałby podszyć się pode mnie.
Sposób w jaki chodziła, poruszała się, mówiła – zwłaszcza mówiła – był tak charakterystyczny, że naprawdę bardzo trudno byłoby zrobić to bezbłędnie. Ale tak, Brenna obawiała się, że teraz zostaną wzięci na celownik, i… musieli być na to tak gotowi, jak to tylko możliwe. Istniały imperio, eliksiry i tym podobne.
– A jeżeli chodzi o prasę… – Uniosła numer gazety i przerzuciła stronę, pokazując kolejny artykuł, tym razem wspominający o Mavelle, Patricku, Atreusie i Victorii. – Mav i Patrick mieli być w cieniu, tam gdzie my byliśmy z przodu. Teraz wszyscy o nich mówią. W takim wypadku ja nie powinnam się pojawiać w prasie. Będę ogarniała wszystkie te bale i tym podobne, ale jeśli ktoś ma zbierać za nie laury, to ty.
Jego już i tak nie udało się „schować”.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#4
14.09.2023, 18:39  ✶  

Zaczerwienił się lekko. Oczywiście, że pamiętał, co tam się wydarzyło! Wprawdzie Brenna ledwo wepchnęła mu w ręce więźnia, a po chwili sama zniknęła mu z oczu, jednak nie miał wielkich dziur w pamięci, co do zdarzeń z Beltane. Po prostu... Użył skrótu myślowego. Tak, dokładnie!

— Ty go skułaś, ale to ja przekazałem naszym posiłkom, żeby pod żadnym pozorem go nie wypuszczali. Nawet przy interwencji jego obrońców i adwokatów — dodał od siebie, co by wyjaśnić, skąd u niego taka, a nie inna reakcja. — Mogło się okazać, że to ktoś z poważanego rodu czystej krwi. A oboje dobrze wiemy, że niektórzy z nich są dosyć wrażliwi, gdy próbuje im się odebrać pewne przywileje.

Bo przecież współpraca ze Śmierciożercami to taka niewinna rozrywka, w którą można się angażować po godzinach, dodał w myślach, starając się jednak nie zgłębiać zbyt głęboko swoich domysłów i przewidywań. Machina sprawiedliwości może i powoli się rozkręcała w ostatnich dniach, ale kolejne etapy postępowania na pewno wejdą niedługo w życie. Oby tylko stało się to szybciej niż później.

— Nie jestem? — Zamrugał zdziwiony z rozdziawionymi ustami. Dopiero po chwili się zreflektował i wyprostował plecy. — To znaczy... Oczywiście. Tak. Wiedziałem.

Czy odebrał Beltane inaczej niż inni? Cóż, na pewno przeżywał je na swój własny sposób. Z jednej strony musiał mierzyć się z rosnącymi w siłę uczuciami, a z drugiej uszanować tragedię, jakiej byli świadkami. Nie tylko tę osobistą w formie straty Derwina Longbottoma, ale też tę ogólnokrajową. Chociaż wątpił, aby ktokolwiek oficjalnie to przyznał, Beltane mogło zostać zapamiętane jako koniec pewnego etapu i początek nowego. Nic już nie będzie takie samo, a Erik zaczynał zdawać sobie sprawę z tego, że będzie musiał się zaadaptować do nowych warunków. Pierwszą oznaką było to, że przez odniesione obrażenia nie mógł nawet pomóc w poszukiwaniach rannych. Musiał znaleźć sobie coś innego do roboty. I wtedy napatoczył się Lockhart, który zapewne jeszcze nie raz pojawi się na jego drodze...

— Teraz i tak w gruncie rzeczy kursuje między Londynem a posiadłością — skomentował, notując sobie jednak w głowie, co by pamiętać o ostrzeżeniach siostry. Przechylił lekko głowę w bok na wzmiankę o dodatkowych zabezpieczeniach. — Masz na myśli coś konkretnego? — Uniósł pytająco lewą brew. — Warownia jest prawdopodobnie najlepiej zabezpieczoną rezydencją w Dolinie. Chcesz dorzucić do tej mieszanki jeszcze kilka zaklęć zabezpieczających?

Wzmożona czujność w kwestii potencjalnych szpiegów mogła im wyjść na dobre, jednak czy to infiltracji powinni się najbardziej obawiać? Mimowolnie wrócił myślami do pamiętnego poranka, kiedy to dostali wiadomość od Thomasa o ataku na jego mieszkanie. Jakiego argumentu wtedy użyli ci naśladowcy? Że jako brygadzista byłby dobrym lub spektakularnym celem? Cóż, skoro wtedy Hardwick był łakomym kąskiem dla Śmierciożerców, to Longbottomowie stanowili teraz ciastko z kremem. Tyle że okratowane z każdej strony, co skutecznie uniemożliwiało dostanie się do niego.

— Myślisz, że jakieś skomplikowane zaklęcie namierzające to byłaby przesada? — rzucił niemrawo. Praktycznie większość z nich pracowała w terenie, nigdy nie wiedzieli, gdzie pośle ich kolejne wezwanie. Jeśli ktoś chciał się ich pozbyć, to mógłby spróbować ich wywabić. A znając podstawowe informacje na temat ich moralności i pracy zawodowej, być może to właśnie jeden z wypadów służbowych byłby potencjalnym gwoździem do ich trumny. — Coś w stylu Namiaru albo zaklętej mapy, która pozwalałby na zlokalizowanie domowników w dowolnym czasie...

W trakcie, gdy Brenna opowiadała mu o potencjalnych zagrożeniach, Erik próbował znaleźć rozwiązania, które nie dopuściłyby do tego, aby którykolwiek z tych scenariuszy się ziścił. Tyle, że ciężko było obecnie określić, jak duże mieliby pole do popisu. Jak daleko mogli zajść, aby próba obrony swoich najbliższych nie zmieniła się w próbę kontrolowania każdego ich kroku w imię większego dobra?

— Aha — potwierdził, racząc siostrę dosyć długą pauzą. Rozumiał, czemu stawiała takie warunki. Byli blisko związani z Zakonem Feniksa, a każdemu z nich przypadła inna rola. Patrick już i tak sporo ryzykował, będąc ich bezpośrednim kontaktem z dowództwem, a jednocześnie operując na całkiem wysokim szczeblu w Departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów. — Cóż, chyba nie ma sensu się sprzeciwiać. Skoro reporterzy tak mnie kochają, to równie dobrze mogę zaakceptować tę nową rolę. — Wzruszył sztywno ramionami. Chyba oboje wiedzieli, że ten dzień prędzej czy później nadejdzie. Erik mógł narzekać na to, jak niefortunne były jego zmagania z prasą, jednak biorąc pod uwagę ostatnie rewelacje... Przynajmniej nie cieszył się w pismach złą sławą. Mógł wykorzystać swoją rozpoznawalność na korzyść Zakonu Feniksa, jeśli dobrze to rozegra. — Bywam twarzą Brygady, równie dobrze mogą zostać twarzą walki o odpowiednie wartości.

Skrzywił się na te słowa. Czy właśnie podpisywał swój własny wyrok? Jeśli faktycznie zacznie się angażować w sprawy mediów, to istniało ryzyko, że w pewnym momencie straci resztki swojego prywatnego życia. A im dłużej się nad tym zastanawiał, tym bardziej miał wrażenie, że to przechodziło w ostatnich tygodniach istny rozkwit przez to, jak wpływało na niego towarzystwo Elliota i Nory.

— Chociaż czytelnicy pewnie będę ekhm zawiedzeni, gdy się przeniesiesz na drugi plan. Naprawdę korzystnie wypadasz, gdy cię fotografują z lewego profilu! — Uśmiechnął się nieśmiało, odkładając książkę na stolik.



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#5
14.09.2023, 19:46  ✶  
Powinnam była pozwolić mu umrzeć.
Ta myśl krążyła po głowie Brenny od tamtej nocy, może nie stale, ale regularnie. Nie powinna była rzucać tamtego zaklęcia. Nie powinna była opatrywać jego ran. Gdyby się pospieszyli, może coś zdołaliby zmienić. Wystarczyło nawet go nie zabijać, a dać mu umrzeć. Zyskałaby trzy, cztery minuty, czas absolutnie istotny w walce. Czy to życie naprawdę było warte ratowania, skoro pomógł Voldemortowi zdobyć kamień i rozpocząć całe to szaleństwo?
- Nie był. Nie jest dużo starszy ode mnie, a go nie rozpoznałam – powiedziała jednak tylko, ani myśląc zdradzać się ze wszystkimi swoimi przemyśleniami. Przynajmniej kojarzyła większość przedstawicieli czystej krwi, jeżeli nie osobiście, to z widzenia albo z gazet czy różnego rodzaju almanachów. Studiowała nazwiska i imiona pilnie, bo to pośród czystokrwistych czaiło się najwięcej zwolenników Voldemorta.
Twarz tego mężczyzny wyryła sobie w pamięci dostatecznie mocno, by wiedzieć: nie spotkała go w ostatnich latach i nie miała żadnych skojarzeń, które pozwoliłyby go dorwać.
– Naprawdę? – zapytała, może odrobinę kpiąco, kiedy zapewnił, że wiedział. Czyżby w ostatecznym rozrachunku jednak przypominała matkę dużo bardziej niż mogłoby się wydawać, a sama tego nie dostrzegała? Bo Brenna w całkiem podobny sposób stawała niekiedy na baczność właśnie przed Elisą Longbottom. – To dobrze, bo mimo wszystko nie chciałabym przypominać Albusa Dumbledore’a. Jego broda niezbyt by mi pasowała – stwierdziła, uśmiechając się do brata. – Myślę, że sam dom jest dostatecznie zabezpieczony. Jeżeli nas tutaj zaatakują, to będzie jatka dla obu stron – skwitowała. Wiedziała, że może do tego dojść, ale śmierciożercy musieliby poczuć się naprawdę pewni siebie, w końcu musieliby przełamać czary zabezpieczające i stanąć naprzeciwko nie jednej, nie dwóch czy trzech, ale kilkunastu osób, z których kilka było szkolonych do walki właściwie od chwili, w której zaczęli chodzić. – Bardziej obawiam się ataku tuż za murem. Namiar jest dość ekstremalnym rozwiązaniem, nie każdy byłby z niego szczęśliwi, a nie damy rady namalować mapy każdego budynku… ale może samej Doliny Godryka? Chociaż ja myślałam raczej… o zegarze. Podobno są takie, które mogą pokazywać, kiedy ktoś znajduje się w niebezpieczeństwie.
Nie miała pojęcia, czy zdołają coś takiego zdobyć. Pieniądze nie były problemem, ale rzadkość przedmiotu już tak. Jeżeli jednak czyjaś wskazówka padłaby na „groźbę śmierci” i potrwałoby to dłużej, wiedzieliby, że takiej osoby trzeba szukać, o ile nie zostawiła wiadomości, że planuje się narażać.
Chociaż to też byłoby trochę problematyczne, przynajmniej w jej przypadku. W końcu Brenna nie o wszystkim mówiła rodzinie, a niektóre rzeczy przydarzały się jej po prostu… jakoś same. I niekoniecznie chciała, aby krewni od razu się zamartwiali.
– I tak już to robiłeś. Po prostu teraz będziesz robił to beze mnie u boku – stwierdziła, wzruszając lekko ramionami. Erik zawsze przyciągał większą uwagę niż ona. Brenna była w takich przypadkach… raczej jego cieniem i osobą, która popychała go do przodu. – Zawiedzieni? Myślę, że i tak fotografowano mnie tylko dlatego, że stałam obok ciebie – parsknęła, z pewną ulgą, że zrozumiał. Wolała się upewnić, że nie będzie próbował w ramach żartów czy drobnych, braterskich złośliwostek wpychać jej na żadne wywiady i tym podobne.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#6
14.09.2023, 22:05  ✶  

— Teoretycznie mógł nie uczyć się w Hogwarcie. Gdyby wywodził się z wyższych sfer, koneksje rodziny mogły pomóc mu w zagrzaniu miejsca w zagranicznych akademiach — zauważył Erik, nie wspominając nawet słowem o tym, że czarodziej mógł też uczyć się w domu od prywatnych nauczycieli. — Ale to tylko jedna z opcji. Skoro go nie kojarzysz, to pewnie to jakaś płotka.

Uśmiechnął się słabo. Bądź co bądź, Brenna była większą duszą towarzystwa. Jej zdolności detektywistyczne zapewne pomogły ją nakierować na odpowiednie wnioski względem tożsamości ich jeńca, jednak pamięć z czasów szkolnych pewnie też zrobiła swoje. Nie miał zamiaru się z nią spierać w tej kwestii.

— Moim zdaniem jest całkiem gustowna — stwierdził od niechcenia, uśmiechając się lekko pod nosem. — Chociaż Dumbledore'owi lepiej by było we współczesnym garniturze, niż tych odświętnych szatach, które nosi na rozpoczęciach roku.

Moda czarodziejów miała to do siebie, że potrafiła zachwycić. Jednakże z każdym kolejnym sezonem, gdy elementy mugolskich trendów przenikały do społeczeństwa czarodziejów, pewne ubrania nagle stawały się nadzwyczaj kiczowate. Miało to swój niezaprzeczalny urok, bo nawiązałoby to do uporu, jakim cechowała się spora część populacji czarodziejów – tradycjonalistów, trzymający się dawnych ścieżek. Nie wszyscy jednak chcieli spędzać popołudnie w kolorowych szlafrokach i zaklętych tiarach.

— Czy my znamy w ogóle jakichś wynalazców? — spytał, nie kwestionując pomysłu Brenny. Faktycznie, magiczna lokalizacja w stylu Namiaru mogła zostać uznana za kontrowersyjną formę ochrony. Zaklęty zegar był nieco bardziej neutralny. I mógł mieć też zastosowanie w życiu codziennym, gdyby domownicy chcieli się zorientować, kto właściwie akurat przebywa na terenie posiadłości. — Mam wrażenie, że prędzej zorganizujemy kółko eliksirowarów, niż klub majsterkowiczów.

Skrzywił się lekko. Praktycznie wszystkie osoby, jakie przyszły mu w pierwszej chwili na myśli albo specjalizowały się w sztuce pojedynkowania lub grzebały w roślinkach. I chociaż Erik wiedział, że chociażby Norcia była w stanie przygotować w kuchni prawdziwe cuda, tak wątpił, aby mogła upichcić im coś, co imitowałoby funkcje magicznego zegara. Nagle pstryknął palcami.

— Możemy popytać po znajomych. Ktoś musiał z tego korzystać w przeszłości. Ewentualnie przejść się na Pokątną lub Horyzontalną... Tak, to chyba prostsze, niż angażowanie połowy Londynu w nasz „niewinny” zakup.

Istny geniusz z niego, co? Równie dobrze mógłby zamieścić ogłoszenie w gazecie, czy przypadkiem nikt nie posiada zegara, który określałby stopień bezpieczeństwa poszczególnych osób w rodzinie. Pokręcił głową, nieco podłamany własnym brakiem pomyślunku. Czasami najprostsze rozwiązania były najlepsze.

— A więc bal zimowy będzie na mojej głowie? — Zagryzł dolną wargę, starając się ukryć szeroki uśmiech, pragnący wedrzeć się na jego twarz. Wprawdzie nie poruszyli jeszcze tego tematu, ale skoro nadarzała się okazja... Przyjęcie wiosenne okazało się hitem sezonu. Równie dobrze mogli spróbować powtórzyć ten sukces. — Wiesz, myślałem o tym, że moglibyśmy zorganizować losowanie do drużyn na bitwę na śnieżki w ogrodzie. To byłaby prawdziwa furora.

Sarknął i momentalnie zasłonił usta dłonią. Ostatnio jego rola ograniczyła się do odwiedzenia dwóch pracowni i wysłania kilku listów. Na Merlina. Jeśli faktycznie przypadnie mu rola głównego organizatora, to będzie musiał wygłaszać jedną przemowę za drugą! Mina od razu mu zrzedła. Ledwo wybronił się na ostatniej. Monolog na pogrzebie również wydał się gościom całkiem wzruszający, jednak to był zupełnie inny kaliber... Erik pokręcił głową, nie chcąc teraz o tym myśleć.

— Oj, daj spokój. Nie bądź taka skromna — mruknął z lekką naganą w głosie. Podczas oficjalnych przyjęć wcale nie robiła o wiele mniejszego wrażenia od niego. Po prostu w miarę, jak liczba takich okazji przybierała na sile, nauczyła się wypychać Erika do przodu. To nie oznaczało, że prasa nie była nią zainteresowana! — Właściwie, to dzięki temu unikaniu reporterów stałaś się bardziej tajemnicza. Zabijaliby się o wywiad z tobą na wyłączność.

Brenna może nie spędzała zbyt wiele czasu na popołudniowych herbatkach z damami z rodzin czystej krwi i nie królowała na okładkach gazet, jednak wszędzie było jej pełno. Gdyby miał zgadywać, ludzie opisujący sprawy kryminalne w Proroku Codziennym lub najnowsze skandale w Ministerstwie Magii doskonale wiedzieli, kim jest Brenna i jak pracowita jest. Tylko ją zaprosić do jakiegoś programu radiowego o pracy Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów i kariera gotowa, pomyślał, jednak postanowił nie dzielić się tym pomysłem na głos. Przynajmniej jeszcze nie. Kto wie, może będzie musiał kiedyś skorzystać z tego argumentu w przyszłości?



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#7
15.09.2023, 10:00  ✶  
– Niekoniecznie płotka. Myślę jednak, że nie jest z tych czystokrwistych, którzy mogą rozstawiać innych po kątach. Jakaś zubożała gałąź? Ktoś z półświatka albo wydziedziczony? – wyliczyła Brenna. Odmówiono jej informacji na ten temat, a nie próbowała sprawy drążyć w Biurze, w końcu była to oficjalnie robota aurorów. Co nie znaczyło, że nie próbowała szukać. – To oni ukradli kamień Shafiqów – mruknęła jeszcze, splatając ręce na kolanach. – To informacja dla Erika z Zakonu, nie z Brygady – dodała, tak na wszelki wypadek, żeby przypadkiem nie uznał, że dowiedziała się tego w pracy.
Moda czarodziejów i mugoli stawała się w ostatnich latach w wielu punktach zbieżna, chociaż wciąż te typowo mugolskie stroje dla czystokrwistych nie były w pełni naturalne. Jeżeli szło o Brennę, przebywając w Dolinie, gdzie pełno było mugoli, to nosiła się tak mugolsko, jak tylko było można – w dodatku zazwyczaj wyglądała na mugolkę raczej zubużałą i kompletnie pozbawioną stylu.
– Samuel Carrow chyba trochę grzebie w mechanizmach – odparła Brenna, która rzecz jasna już o tym zdążyła pomyśleć. Nie mieli go może w takim sensie, jak Norę i kompanię, czyli w Zakonie Feniksa, ale jeśli byłby w stanie wykonać coś takiego, wystarczyło zaoferować dobrą zapłatę. – Poza tym Dani opowiedziała kiedyś o Prewettównie, która lubi tworzyć różne cuda.
Prewettowie i Longbottomowie niekoniecznie byli na szczególnie zażyłej stopie, ale ta konkretna Prewettówna była siostrą Laurenta. Brenna była gotowa spróbować ją wybadać, zarówno pod kątem tego zlecenia, jak i ewentualnie kolejnych w przyszłości. Bo Erik miał rację: w tej chwili mieli w Zakonie bardzo wielu członków Departamentu Przestrzegania Prawa i mistrzów eliksirów. To było ważne, ponieważ potrzebowali zasobów do walki i mikstur. Ale wpływy w innych departamentach, mechanizmy, przedmioty, leczenie… O to też musieli zadbać.
– Nie. Zorganizuję go, zatrudnię pracowników, załatwię jedzenie, dekoracje, przygotuję zaproszenia. Ale to ty staniesz przed gośćmi, żeby ich przywitać. Zobaczymy, czy zimą, czy jesienią, bo zima i tak obfituje w bale – powiedziała Brenna, obdarzając brata uśmiechem. Przecież to nie tak, że miała zamiar zepchnąć wszystko na brata. O nie. Odwali swoją część roboty, on po prostu… zbierze za to laury. – Nie jestem pewna, czy to rozrywka, która przypadłaby elitom tego świata do gustu – roześmiała się, już całkiem szczerze. – Wyobrażasz sobie ciotkę Evę walczącą na śnieżki? Albo że ustawiamy w dwóch przeciwnych drużynach Williama Lestrange’a i Eden Lestrange? Myślę, że jednak takie rzeczy zostawiamy na zebrania rodzinne. Ale myślałam po prostu o losach, z jakimiś drobnymi prezentami albo nagrodami dla każdego, kto je wykupi… na cele charytatywne, oczywiście, i możliwe do wymieniania między sobą. Och, może do któregoś wrzucimy weekendowy wypad z Erikiem Longbottomem do Szkocji? Jestem pewna, że schodziłyby wtedy jak świeże bułeczki… Jak coś, to żartuję – uspokoiła go, bo nie, nie planowała ponownie takiego numeru. – Nigdy nie unikałam reportów. Po prostu nie szukałam ich uwagi. Teraz zacznę ich unikać – sprostowała Brenna, bo przecież do tej pory nie starała się w żaden sposób umykać przed dziennikarzami. Przyjmowała, że pewnymi rzeczami musi się zająć i już. Zwyczajnie rzadko ją ścigali. – Idę przygotować kolację i lunch na jutro do pracy. Zaproponowałabym, żebyś poszedł ze mną, ale chyba nie jestem aż taką ryzykantką, więc może potem przyniosę ją po prostu do salonu.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#8
16.09.2023, 23:09  ✶  

Rozdrabnianie się, odparł w myślach, chociaż zamiast się odezwać, po prostu pokiwał skwapliwie głową. W końcu miała rację. Takie to już było życie, gdy pracowało się z dwoma organizacjami, które miały swoje tajemnice... Inna sprawa, że Zakon był na tyle zakonspirowany, że wiadomości z niego pod żadnym pozorem nie powinny z niego wypływać. W drugą stronę to tak nie działało. Przynajmniej nie w ich przypadku. Gdyby natknęli się w pracy na coś, co rzeczywiście mogłoby pomóc działaniom Dumbledore'a... Raczej żadne z nich by się nie wahało przed tym, aby złamać kilka tajemnic służbowych.

— To... Lepiej niż myślałem — przyznał z lekkim ociąganiem.

Spodziewał się raczej tego, że przyjdzie im faktycznie szukać chętnych po podejrzanych pubach, czy przez znajomych znajomych. Teraz mieli przynajmniej dwa kontakty, z którymi mogli nawiązać potencjalną współpracę. O ile ich „grzebanie w mechanizmach” faktycznie łączyło się z tworzeniem magicznych przedmiotów pokroju zegarów. Zabawa pokrętłami i trybikami mogła równie dobrze wiązać się z naprawą zaczarowanych środków lokomocji.

— Niby tak, ale w jesień kuligu przez Dolinę Godryka nie zrobimy. Możemy co najwyżej urządzić zawody z grabienia sadu na czas albo konkurs na najładniejszego ludzika z kasztanów. — Przewrócił wymownie oczami. — Poza tym, nawet jeśli ktoś zrobi nam konkurencję... To chyba pozytywnie wpłynie na proces przygotowawczy? Odrobina zdrowej rywalizacji nigdy nikomu nie zaszkodziła.

Prawdę mówiąc wolał, aby siostra zaangażowała się w spór z inną rodzinę o to, kto będzie miał ładniejsze lampiony na stołach podczas przyjęcia, niż aby rozgrywała wielopoziomową partię szachów, od której zależały losy jej krewnych i przyjaciół. Nawet Erik, który wolał mieć wszystko przygotowane z wyprzedzeniem, chyba wolałby się obecnie oddać przygotowaniom do wielkiej uroczystości, niż zastanawiać się, co też właściwie powinni zrobić w ramach pracy z Zakonem Feniksa, czy Departamentem Przestrzegania Prawa Czarodziejów.

Bądź co bądź, ktoś musiał zrobić pierwszy ruch po tym, co wydarzyło się po Beltane. Pytanie tylko, czy zrobią to Śmierciożercy, aby ugruntować swoją pozycję, czy też inne siły, które będą chciały wyrównać szanse. A może okazja ku temu, aby zmienić zasady gry, pojawi się w najmniej oczekiwanym momencie? Zawsze się może trafić jakaś przepowiednia lub szpieg, pomyślał przelotnie, wracając myślami do przecieków, jakie otrzymali w kwestii Polany Ognisk i planów Czarnego Pana. Dopiero kolejne słowa siostry przywróciły Erika do rzeczywistości.

— Mam wrażenie, że Eden by to nie przeszkadzało. Zależy, w jakim humorze by się zjawiła — mruknął pod nosem, starając się nie uśmiechać zbyt szeroko. — Poza tym, gdybyś przypadkowo trafiła do jej drużyny, na pewno by puściła wszystko w niepamięć. W końcu dobre z was przyjaciółki. Jak z obrazka.

Czy robił sobie żarty? W pewnym stopniu na pewno jednak nie mógł pozbyć się wrażenia, że to duo było pod wieloma względami wyjątkowe. A może wmawiał to sobie przez to, że sam utrzymywał bardzo bliskie relacje z Elliotem? Wspólne obiady byłyby zdecydowanie mniej stresujące, gdyby obie rodziny się ze sobą dogadywały i darzył szczerymi, pozytywnymi uczuciami, prawda? W gruncie rzeczy zarówno Eden, jak i Brenna mogły wiele się od siebie nauczyć i nie chodziło tu tylko o pójście na ustępstwa umożliwiające wspólną koegzystencję w tej samej rezydencji. Obie były silnymi kobietami i każda z nich zapracowała na swój status w inny sposób. Mogły wymienić się wskazówkami, czyż nie?

— Po co się ograniczać, wrzućmy tam od razu wspólną sesję zdjęciową do świątecznego wydania Czarownicy. Co złego może się stać? — sarknął, jednak po chwili zdębiał. Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w bliżej nieokreślony punkt ponad głową siostry, aż opuścił spojrzenie na jej twarz. — Właśnie sobie przypomniałem, że nie wywiązałem się jeszcze z poprzedniej licytacji. — Zaczerwienił się, drapiąc po policzku. — Nie było zbytnio czasu na tę kolację, między pracą, Beltane, a pracą i klątwą...

Wymówki, czy też rzetelne wytłumaczenie zwłoki? Jakby się tak nad tym zastanowić, to leczenie klątwy kuchennej było czasochłonne... A Erik jakoś nie chciał się zbłaźnić przed Malfoyem, gdyby kuchnia w restauracji nagle stanęła w ogniu, bo zaproszono ich jako VIP-ów na zaplecze w ramach małego pokazu umiejętności szefa kuchni. Aż dostał dreszczy na samą myśl. Tak, taki scenariusz zdecydowanie nie przypadłby mu do gustu. Dobrze, że ta choroba była obecnie już jedynie wspomnieniem...

— ”Może”? — Uniósł w zdziwieniu brwi. — To groźba, czy próba zmotywowania mnie do tego, żeby się ruszyć z fotela... Bo jeśli to drugie... To zapewne zadziała.



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#9
17.09.2023, 08:18  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 17.09.2023, 08:23 przez Brenna Longbottom.)  
Łamanie tajemnic służbowych w imię Zakonu nie było czymś, nad czym Brenna wahała się choć chwilę. Robiła to nieustannie, wynosząc informacje albo popychając niektóre sprawy ku konkretnym osobom. Nie bez powodu ilekroć natknęła się na jakieś ślady śmierciożerców, lekko naruszała procedury, biegnąc z tym do Patricka. Nie mogła zajmować się sprawą sama, ale mogła oficjalnie mu pomóc i przy okazji dbała, aby niczego nie dostał ktoś, kto mógł wspierać drugą stronę...
- Ogólnie potrzebujemy więcej ludzi - mruknęła, odchylając się na krześle, nagle bardzo, bardzo zmęczona. - Mamy za mało osób przede wszystkim poza Biurem Aurorów i Brygadą.
Tak, wynikało to z dwóch czynników. Po pierwsze, w tych dwóch miejscach znali sporo osób, którym mogli zaufać. Po drugie, potrzebowali bojówek. Ale ich siatka rwała się, a Brenna miała wrażenie, że śmierciożercy są w tym znacznie skuteczniejsi.
Cóż, wciągnięcie może nie do Zakonu, ale do sieci kogoś od mechanizmów, jeżeli nie od razu z Ministerstwa, byłoby jakimś początkiem.
- Dalej mówimy o balu, nie o zabawie dla naszych przyjaciół? - upewniła się, z pewnym rozbawieniem, spychając chwilowo na bok temat werbunku i zagrożenia. Mogło się zdawać absurdalne, jak podryfowała ta rozmowa... tyle że i to zagrożenie, i te bale, były częścią życia ich obojga. - Pamiętasz, że większość z nich żyje trochę inaczej niż my? Znaczy się czystokrwistych. I owszem, ale Halloween i Samhain? Nie optuję za balem maskowym, bo jeszcze wlezie tu ktoś, kto nie powinien... Ale można go na przykład urządzić w jakimś wynajętym domu, udekorować go odpowiednio i zaprosić duchy. I wszędzie wystawić latające dynie. O, mogłyby iść na sprzedaż i w każdej byłby ten los... a skoro się nie wywiązałeś, zaproś wreszcie Elliotta na kolację - oświadczyła, spoglądając na niego z pewnym potępieniem. - Masz tydzień. Inaczej ja do niego napiszę, poproszę o wskazanie terminu i po prostu mu cię przyprowadzę - zagroziła. Całkiem poważnie. No cóż, może to był jeden z elementów jej sposobu bycia, przez który Erik uznał, że trafił dziś na dywanik...
- Miałam na myśli raczej to, że Eden nie wydaje się wielbicielką takich rozrywek, ale duch rywalizacji mógłby w niej wygrać. Poza tym o co ci chodzi? To nie tak, że mam coś przeciwko niej. Bardzo lubię jej minę w tych momentach, gdy ja gadam, a ona zastanawia się, ile lat w Azkabanie dostanie, jeśli mnie zamorduje i dlaczego nie reaguję na jej złośliwości- stwierdziła, uśmiechając się do brata że szczerym rozbawieniem. Brenna nie miała problemu z Eden. To Eden miała problem z Brenna i to tylko wtedy, gdy się widziały, bo Bren była pewna, że w innych okolicznościach nie pamiętała o jej istnieniu. - A jakbyś wolał?


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#10
17.09.2023, 12:49  ✶  

Skinął głową na słowa siostry. Szczególnie było to widać po spotkaniach Zakonu Feniksa. Spora ilość członków, o której przynależności wiedzieli, wywodziła się właśnie z Ministerstwa Magii. Dobrze, że przynajmniej mieli wsparcie od takich specjalistek, jak Nora czy Cecylia. Gdyby nie ich wiedza z zakresu zielarstwa, lecznictwa czy eliksirów, byłoby u nich krucho z jakimikolwiek zapasami. Nie mówiąc już o tym, że podczas misji celem uratowania Arabelli ich umiejętności okazały się dużo bardziej istotne od tych, jakie objawiała tak zwana „bójowka” Zakonu Feniksa.

— Będę się widział z Geraldine za kilka dni — zdradził przyciszonym głosem. — Thomas miał z nią porozmawiać o dostawach dla Zakonu. Oczywiście nieoficjalnych. Oficjalnie to wszystko na nasz użytek prywatny, gdyby przyszło najgorsze. — Nakreślił w powietrzu niewidzialny nawias przy ostatnich słowach. — Wydaje mi się, że jest tu potencjał na rekrutację. Może nie od razu na wysoki poziom wtajemniczania, ale to może być cenna sojuszniczka.

Bądź co bądź, Yaxley podzieliła się z nim swoimi obawami, że jakoby miała być na celowniku zwolenników Czarnego Pana. Erikowi do tej pory nie mieściło się w głowie, że Śmierciożercy mogliby się zabrać akurat za nią, jednak ostatnie działania tej grupy też nie napawały go zbytnim optymizmem. Beltane pokazało, że nie mają zahamowań przed tym, aby przelać czystą krew, tak długo, jak osiągną swój cel. Gdyby z jakiegoś powodu uznali, że Ger stoi im na drodze, raczej by się nie zawahali.

A Zakon mógł nie tylko stanowić ostoję dla Geraldine, ale także uchronić ją przed kompletną neutralnością. Za nią trzeba było płacić sporą cenę. Bo po czyjej stronie stanąć, jeśli zło zapuka do twoich drzwi, a dobrze wiesz, że jeśli nie przyjmiesz ich oferty, to może to być koniec twojego życia na tym świecie? Erik westchnął cicho. Nie miał okazji pomyśleć, jak przekonać Ger do współpracy, jednak liczył, że wraz z biegiem czasu samo się to wyklaruje.

— I właśnie dlatego ludzie tak lubią nasze bale. To coś innego i mniej wyszukanego od gonitw czy popijania brandy przy kominku. Albo dyskutowania o podatkach. — Uśmiechnął się pod nosem. — Ci z wyższych sfer mogą „zniżyć się” do naszego poziomu, bo oferujemy rozrywkę w gronie innych wysoko postawionych czarodziejów i czarownic. W dużej mierze. — Wolał to zaznaczyć. Nie planował uczynić z kolejnego balu zbiorowiska czystokrwistych, jednak jeśli chcieli ponownie zrobić jakąś zbiórkę, to właśnie ta grupa społeczna będzie ich głównym docelowym odbiorcą. Nie mogli tego zignorować. — Że z cmentarza? Czy zamierzasz poprosić dyrektora o przysługę, żeby wypożyczył nam Jęczącą Martę na jeden wieczór?

Zmarszczył czoło, zastanawiając się, skąd Brenna zamierzała wytrzasnąć całą grupę duchów. Wprawdzie był świadomy, że w Ministerstwie Magii funkcjonowało jakieś tam biuro do spraw różnych zjaw, ale chyba nie byli też biurem ofert pracy dla nie-do-końca-żywych istot. A może się mylił i jednak świadczono tam takie usługi? W sumie ktoś mógł z tego zrobić dobry biznes, pomyślał. Tacy Macmillanowie na przykład mieli wiele powiązań z duchami i światem pozagrobowym. Może ktoś próbował sobie dorobić?

— Jak zwierzę hodowane na rzeź — Wzniósł oczy ku niebu w pokazie nadzwyczajnego wręcz dramatyzmu. Wtopił się w fotel, wydając z siebie przeciągłe westchnienie. — No dobrze, napiszę do niego. Jak tylko odpowiem na całą resztę korespondencji, które mi się zebrała w dokumentach. Myślałby kto, że po tym wszystkim ilość listów się zmniejszy.

Przez chwilę rozważał nieposłuchanie się Brenny, tylko po to, aby pozwolić jej spełnić swoją groźbę. Musiał przyznać, że byłoby to nieco zabawne, gdyby siostra któregoś wieczora wzięła go za fraki i wyprowadziła z budynku Ministerstwa Magii, tylko po to, aby oddać go prosto w ręce Elliota. Pytanie tylko, czy Malfoyowi przypadłoby do gustu takie przedstawienie. Nad czym ty się w ogóle zastanawiasz, przecież on wjechał na sabat na koniu, pomyślał przelotem. Lubił uwagę, ot co.

— Widzisz? Powinnyście spędzać jeszcze więcej czasu razem. Ona ćwiczy cierpliwość, a ty spostrzegawczość, bo uczysz się jej mimiki i szybciej jesteś w stanie wykryć, kiedy zaczyna mieć dosyć. — Uśmiechnął się półgębkiem. — Teraz to ja będę odpowiedzialny za ogarnięcie gości, więc będziesz mogła z nimi swobodniej rozmawiać. Wpiszę ci konfrontację z Eden do listy obowiązków na następny bal. Uznaj to za ugodę, po tym, jak mnie prawie sprzedałaś.

Zagryzł dolną wargę, starając się nie parsknąć śmiechem. Skoro już i tak dobrze się dogadywała z panną Lestrange, to jeden szczególik na liście rzeczy do zrobienia, nie powinien zbytnio kłuć Brenny w oczy.

— Żebyś przyniosła mi jedzenie tutaj, bo jest mi tu wygodnie — przyznał z rozbrajającą wręcz szczerością, koniec końców pozwalając na to, aby to Brenna podjęła finałową decyzję.



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (2972), Erik Longbottom (3668)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa