11.09.2023, 20:46 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 19.09.2023, 21:33 przez Morgana le Fay.)
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic II
Pobudka była bezlitosna. Naprawdę bezlitosna. Dwa mokre jęzory starały się pieczołowicie wymyć twarz Brenny do czysta, a całkiem potężne cielska władowały się bezpardonowo na łóżko i… cóż, no, lekkie to one zdecydowanie nie były.
- Gałgan, Ponurak! Sio! – uszu Longbottom dobiegł głos Mavelle; bardziej rozbawiony niż zdegustowany poczynaniami psiaków. I o ile poranne wstawanie nie były niczym niezwykłym w przypadku tychże dziewczyn (halo, spacer sam się nie zrobi), tak jednak wparowywanie Bones o tej porze do pokoju detektyw nie należało znowu do codzienności.
Ale ten dzień – to nie był jednak zwykły dzień.
Znaczy, w kalendarzu i owszem, dzień jak co dzień, nic specjalnego, tyle że… dobrych prawie trzydzieści lat temu na świat przyszła Brenna, oczko w głowie Mavelle. Wtedy była oczywiście zbyt mała, żeby choć zdawać sobie sprawę z dróg, jakie się przed nimi otwierały; wiedziała tylko, że rodzina się powiększyła.
Dopiero później zadzierzgnęły się więzi, które zaprowadził obie kobiety – między innymi – i tutaj, do tego pokoju, o, zdawałoby się, nieprzyzwoicie wczesnej porze.
- No już, siadaj, promyczku – zatrajkotała radośnie, stawiając tacę na blacie; w pokoju zapachniało. Świeżą kawą i czymś słodkim, bardzo znajomym, mocno kojarzonym z Norą Nory… Bones nie stała w miejscu, poruszała się dość żwawo, kierując się w stronę okien, żeby rozsunąć zasłony i uchylić okno, wpuszczając tym samym do środka chłodne, poranne powietrze.
Było wcześnie. Mniej więcej ta pora, kiedy panny zwlekały się ze swych łóżek – Bones jednak tego dnia najwyraźniej zerwała się jeszcze wcześniej… co wcale a wcale nie przeszkadzało jej nadal paradować w piżamie. Tak, tego dnia priorytety były ciut inne niż zazwyczaj – chwilę na spacer można było trochę przeciągnąć, przesunąć, ale tylko trochę, żeby móc spędzić razem czas. A przynajmniej: rozpocząć razem dzień.
Zapewne na Lonbgottom czekało znacznie więcej atrakcji (w tym również i od Mavelle; część kart póki co trzymała jeszcze w zanadrzu – choćby z tego względu, że nie było jej zamiarem całkowite wykluczenie reszty familii i domowników z udziału w tymże dniu. To kłóciłoby się nie tylko z charakterem Bones, ale i Brenny; nie stanowiły wszak pary samotnych wilczyc, a były członkiniami stada) – niemniej pierwsze chwile 26 maja (po ustąpieniu nocy) miały należeć do tejże czwórki: dwóch kobiet i dwóch rozradowanych psów.