Ururu pojawił się w Dolinie Godryka, by dalej szukać odpowiedzi dotyczące podejrzanych istot. Bardzo chciał je zobaczyć, bądź poznać innego poszukiwacza przygód lub zwyczajnego magizoologa. Wszystko, byle tylko nie myśleć o tym, jakim sam jest potworem.
Mijał jakieś stragany z magicznymi produktami. Zatrzymał się na chwilę. Niektóre przedmioty wyglądały interesująco, ale sprzedawca z jakiegoś powodu chciał porozmawiać o matce stworzycielce. Po kilku wymianach zdań Ururu zrozumiał, że to sprawy religijne i odszedł. Nie miał czasu na takie rzeczy. Wolał się skupić na istotach, których istnienie zostało potwierdzone. Jak potwory w Kniei Godryka.
W którymś momencie zgłodniał. Pora na posiłek. Skręcił w znaną już sobie ścieżkę. Prowadziła ona przez malutki park, aż do lasu. Do samego lasu nie wchodził, zatrzymał się na polanie przed. Rozejrzał się. Nikogo wokół nie było. Czas na polowanie. Wysypał przed siebie ziarna słonecznika i usiadł w cieniu. Teraz wystarczyło czekać, aż jakieś ptaki się tym zainteresują.