• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
01 czerwca 1972 - gdzieś w lesie | Ezechiel & Bellamy

01 czerwca 1972 - gdzieś w lesie | Ezechiel & Bellamy
Widmo
just forget he ever existed
Ciemne włosy sięgające ramion, niebieskie oczy i blada karnacja. Bellamy mierzy około 178 centymetrów i waży około 70 kilogramów. Nie wyróżnia się niczym szczególnym. Ubrany najczęściej w ciemne rzeczy, które również nie wyróżniają go z tłumu, gdzie czuje się najlepiej. Jedyną oznaką tego, że pochodzi z arystokratycznej rodziny, jest ilość biżuterii, którą lubi nosić.

Bell Dupont
#1
03.10.2023, 14:22  ✶  

01 czerwca 1972
Las w Dolinie Godryka
Ezechiel von Jundegingen i Bellamy Dupont



   Bellamy uważał się za naukowca. Amatorskiego oczywiście, bo poza podstawową edukacją, jaką odebrał, nie robił nic w kierunku zdobycia wyższej edukacji. Uczył się jednak samemu na temat rzeczy, które w szczególności go interesowały – roślinami. Zielarstwo od zawsze stanowiło jego pasję, bo była to jedyna rzecz, która go uspokajała. Jego matka była sprawną zielarką, która swoje umiejętności odziedziczyła po swojej matce. Bellamy oczywiście wdał się w nią. Zwłaszcza ze kobieta prosiła swojego męża o to, by zbudował jej dużą szklarnię, w której mogłaby hodować swoje rośliny. Bellamy przesiąkł tą miłością i jako najmłodszy z synów państwa Dupont, a także, jak się okazało, najbardziej problematyczny, miał dowolność w wyborze, w jaki sposób spędzi swój wolny czas. Jego ojciec początkowo kręcił nosem na synowskie upodobania, jednak z biegiem czasu, gdy umiejętności chłopaka zaczęły sprawiać coraz większe problemy, zrozumiał, że lepiej dać mu spokój. Ojciec zrobiłby wszystko, byle tylko nie prowokować napadów u swojej pociechy. Bell był kochany na jakiś sposób, chociaż uczucie to niekoniecznie objawiało się tak, jak można było się tego spodziewać.
   Tak więc Bell spędził sporą część dzieciństwa na przesiadywaniu z matką w szklarni, gdzie uczył się o roślinach. Stało się to dla niego pewnego rodzaju medytacją, która wprawiała go w dobry nastrój. Rośliny stały się przyjaciółmi, których mu brakowało i za każdym kolejnym spojrzeniem odkrywały przed nim swoje tajemnice. Dupont czuł się wśród roślin jak ryba w wodzie. Nie było więc żadnych wątpliwości, gdzie należało go wysłać, gdy w wieku piętnastu lat, jego przypadłość zaczęła okazywać się zbyt problematyczna. Sklep jego babki w Londynie był idealnym miejscem, w którym mógł odbyć ostatnie lata edukacji. Uczyła go jego babka, gdyż nie chciano ryzykować jego powrotu do szkoły, gdzie mógł naruszyć dobre imię rodziny. W wolnych chwilach ćwiczył swoje metamorfomagiczne zdolności oraz kontrolowania emocji, by… nic nie mogło ujrzeć światła dziennego. Tego od niego oczekiwano, jednak skutki były różne. Na szczęście będąc pod okiem swojej babci – wybitnej zielarki i metamorfimaga, zdołał podszkolić się nie tylko w dziedzinie zielarstwa, ale i doszlifował swoje zdolności. Kłopotów było więc zdecydowanie mniej.
   Nauczył się, że najlepszym sposobem na problemy było ich unikanie. Izolował się więc od ludzi i sytuacji, które mogłyby spowodować zbyt duży napływ emocji. Nie zawsze przychodziło mu to jednak łatwo. Czasami też ulegał i opuszczał swoją jaskinię, którą stanowił sklep zielarski babki i wyruszał w świat. Tak też było w tym przypadku.
   Wydarzenia w Dolinie Godryka stanowiły obiekt jego rozmyślań już od bardzo długiego czasu. Był głęboko zaintrygowany tym, co tam się działo i postanowił to sprawdzić na swoich własnych warunkach. Wyposażony jedynie w swój własny intelekt i wnioski, bo nie miał ani odpowiednich narzędzi, ani też sprzętu, wybrał się do Doliny pod pretekstem zebrania kilku roślin.
   Już od samego początku dało się wyczuć, że coś tutaj nie pasowało. Jakby niewidzialna aura znalazła się nad tym miejscem. Nie dało się jej nazwać ani zobaczyć, jednak wiadomo było, że się tutaj znajdowała. Być może wynikała ona jedynie z samej świadomości zdarzeń, jakie miały tutaj miejsce, ale to wystarczyło Bellamy’emu, by być podekscytowany.
   Las witał go ciepłym, ale i wilgotnym powietrzem, które szybko go orzeźwiło. Pachniał żyzną glebą i próchniejącym drewnem. Lubił te ziemiste zapachy, bo kojarzyły mu się z wieczornymi spacerami po okolicy swojego francuskiego dworku. Miał nadzieję, że uda mu się odkryć coś ciekawego.
Lekarz śmieciojadów
Patrzysz na mnie? Na pewno? Nie wyróżniam się z tłumu, taki o czarodziej o wiecznie zgubionym i strachliwym spojrzeniu.

Ezechiel von Jundegingen
#2
06.10.2023, 12:06  ✶  

Ezechiel był prawdziwym dyplomowanym mugolskim lekarzem, a teraz brakowało mu tylko kilku miesięcy, by zdobyć tytuł pełnoprawnego uzdrowiciela czarodziejów. Połączenie wiedzy obu światów przynosiło niesamowite korzyści. Miał ogląd na ludzkie ciało i możliwości jego regeneracji z wielu perspektyw. Tam, gdzie fizjologia nie dawała rady, wkraczała magia. Zaś na limity magiczne zawsze można było zapisać suplementację witaminą C. Lewoskrętną, oczywiście.

Pomimo zdobytej wiedzy i doświadczenia, Ezechiel był wrakiem człowieka, chociaż nawet nie stuknęła mu trzydziestka. Trafienie pod skrzydła śmierciożerców jako Żyd z pierwszej powojennej generacji było tragedią już w teorii, a w praktyce wychodziło jeszcze gorzej. Nawet w wolnej chwili jego umysł był w stanie gotowości. W każdym momencie sfiksowałby kompletnie.

Dlatego tego jednego dnia, zamknął gabinet i udał się na wycieczkę do Doliny Godryka. Głęboko zmęczona twarz mogła wygrzać się na słoneczku, a burza czarnych włosów w końcu nie była miotana wiatrem podczas wiecznej bieganiny po gabinecie. Ezechiel rozwalił się na ławce, zamknął oczy i siedział w cieniu drzew na jednej z tych "parkowych" leśnych ścieżek. Słyszał o wydarzeniach w Dolinie, ale nie był na bieżąco z aktualnym stanem Kniei. Nie wiedział, czy potwory dalej stanowiły zagrożenie, czy w ogóle bezpiecznie było pojawić się w pobliżu. Nawet gdyby, miał to absolutnie gdzieś. To był jego dzień odpoczynku.

Widmo
just forget he ever existed
Ciemne włosy sięgające ramion, niebieskie oczy i blada karnacja. Bellamy mierzy około 178 centymetrów i waży około 70 kilogramów. Nie wyróżnia się niczym szczególnym. Ubrany najczęściej w ciemne rzeczy, które również nie wyróżniają go z tłumu, gdzie czuje się najlepiej. Jedyną oznaką tego, że pochodzi z arystokratycznej rodziny, jest ilość biżuterii, którą lubi nosić.

Bell Dupont
#3
06.10.2023, 16:15  ✶  
Las na pierwszy rzut oka wydawał się spokojny i właśnie w taki nastrój wprawiał Bellamy’ego. Potrzebował odpoczynku i zajęcia myśli czymś ciekawym, czymś, co rozbudziłoby w nim tę cząstkę, która nie pozwalałaby mu spać w nocy. Potrzebował takiej ekscytacji, odwracającej uwagę od życia. Wyprawa do lasu w Dolinie Godryka miała być czymś takim, Czymś rozpalającym iskierkę ekscytacji.
   Wilgotne i chłodne powietrze go orzeźwiało, a ciepłe promienie słońca rozgrzewały jego bladą skórę. Nie był fanem opalania się. Jego jasna, chorobliwie blada skóra, podobała mu się w takim stanie, w jakim była obecnie. Intrygująco, w jego opinii, odcinała się na czerni jego ubrań. Bo właśnie w ciemnych kolorach można go było spotkać najczęściej. Cóż… jedynie w zaciszu swojego domu przemieszczał się w innych barwach.
   Oczywiście miał nadzieję, że uda mi się odkryć coś ekscytującego, zupełnie jakby rzesze specjalistów nie zaczęło już badać tego miejsca. Cóż… czasami największe odkrycia przytrafiają się amatorom i przez zupełny przypadek. Szedł w spokoju, rozglądając się na wszystkie strony w poszukiwaniu czegoś, co przyciągnęłoby jego uwagę. I uwagę, jak się okazało, ściągnęła nieznana mu postać, siedząca na ławce. Ciemnowłosy mężczyzna, wyraźnie rozkoszował się padającymi na niego promieniami. Wyglądał jednak na zmęczonego. Czyżby to ta aura, która panowała w tej okolicy, wyczerpała jego witalność? Wydawało mu się, że logiczne będzie to sprawdzić.
   – Wszystko w porządku? – zapytał z ciekawością, oczekując odpowiedzi, która potwierdziłaby jego przypuszczenia.
Lekarz śmieciojadów
Patrzysz na mnie? Na pewno? Nie wyróżniam się z tłumu, taki o czarodziej o wiecznie zgubionym i strachliwym spojrzeniu.

Ezechiel von Jundegingen
#4
09.10.2023, 23:19  ✶  

Obydwoje byli bladzi. Żadna nowość na Wyspach, ale u obu panów karnacja nie przybierała aż tak różowawego odcieniu jak rodzimych mieszkańców. To ich wyróżniało. Aczkolwiek, każdemu z nich taki stan nadawał inny efekt. Ezechiel wyglądał chorowicie. Jakby całe dnie siedział w piwnicy, czym niemalże był jego gabinet z oknem zastawionym regałem. Natomiast bladość nieznanego mu czarodzieja miała cechy szlachetne, kojarzyła się w raczej z rzeźbami renesansowych mistrzów niż salą szpitalną.

Ezechiel co jakiś czas otwierał oczy, gdy tylko słyszał jakiś szmer. Czasem to był przelatujący ptak, dwa razy minęły go przypadkowe grupki spacerowiczów. Tym razem zawiesił oko dłużej na ciemnowłosym mężczyźnie, by sprawdzić, czy to czasem nie Żyd, ale zdecydowanie nie. Już miał je zamknąć, gdy nieznajomy zagadał.

W pierwszej chwili Ez wyprostował się i rozejrzał w poszukiwaniu osoby, która mogła potrzebować pomocy, skoro padło takie pytanie. Ale byli sami.

— Pan pyta mnie? — spytał wskazując na siebie. — U mnie w porządku, tak, dziękuję.

Zaraz też niepewność uderzyła w niego. Ciągły jednak nie opuści go nawet tutaj.

— A czemu pan pyta? Te... te potwory czy coś gdzieś w okolicy tu teraz hasają, czy jak?

Nawet jeśli całą sytuację miał gdzieś, słysząc o monstrach grasujących w sąsiednim krzaku, raczej zebrałby się z miejsca.


!pęknięcia
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#5
09.10.2023, 23:19  ✶  

Ściana


Wszyscy zamarliście w miejscu, a później mieliście problem ze złapaniem równowagi. Poczuliście się, jakby przed wami znajdowało się coś... nie potrafiliście tego opisać, jakaś powłoka, którą mogliście złapać niczym materiał, ale kiedy wyciągaliście ręce do przodu, nie było tam nic. Próbowaliście raz, drugi trzeci, za każdym razem z tym samym rezultatem - niby wszystko było wciąż takie samo, ale mogliście przysiąc - dało się to (co?) złapać i rozerwać, przejść dalej...
Widmo
just forget he ever existed
Ciemne włosy sięgające ramion, niebieskie oczy i blada karnacja. Bellamy mierzy około 178 centymetrów i waży około 70 kilogramów. Nie wyróżnia się niczym szczególnym. Ubrany najczęściej w ciemne rzeczy, które również nie wyróżniają go z tłumu, gdzie czuje się najlepiej. Jedyną oznaką tego, że pochodzi z arystokratycznej rodziny, jest ilość biżuterii, którą lubi nosić.

Bell Dupont
#6
13.10.2023, 20:06  ✶  
Spojrzał na mężczyznę, który nagle się obudził. Trochę było mu głupio, że przerwał jego odpoczynek. Uśmiechnął się nieznacznie, żeby zażegnać z myśli tę niezręczność, wywołaną nagłym przebudzeniem nieznajomego. Odchrząknął szybko.
   – To świetnie – skwitował, odwracając głowę od mężczyzny. W myślach zaczął szybko przeszukiwać twarze ludzi, których kojarzył i nie mógł sobie przypomnieć, żeby kiedykolwiek widział swojego aktualnego rozmówcę. A twarz jego była dość charakterystyczna, więc z całą pewnością zapadłaby mu w pamięć.
   – Proszę? Potwory? – zapytał nieco wyrwany z zamyślenia. Pokręcił jednak głową. – Nie, nie, po prostu myślałem, że mogło się coś panu stać – wyjaśnił. W lesie czyhało bowiem wiele niebezpieczeństw. Nie wiedział, co mogłoby mu się tutaj przytrafić, ale doświadczenia nakazywało mu wybrać najbardziej logiczne i najbardziej prawdopodobne rozwiązanie – mężczyzna zapewne po prostu odpoczywał i pozwalał promieniom słonecznym, by te ogrzewały jego twarz.
   W pewnym momencie poczuł jednak, jak coś się zmienia. Nagle zakręciło mu się w głowie, jakby tracił równowagę. Nagle zrobiło się zupełnie inaczej niż jeszcze chwilę temu. Poczuł, jakby coś go otaczało. Pojawiło się znajome uczucie bycia w zamknięciu. Nie potrafił jednak zidentyfikować tego, co mogłoby to wywoływać.
   – Dziwne – powiedział, odwracając się od mężczyzny i robiąc kilka kroków przed siebie. Wyciągnął rękę, starając się dotknąć tego, co mogło pojawić się w tej chwili przed nim, ale niczego nie poczuł.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Pan Losu (72), Ezechiel von Jundegingen (413), Bell Dupont (1021)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa