01 czerwca 1972
Las w Dolinie Godryka
Ezechiel von Jundegingen i Bellamy Dupont
Bellamy uważał się za naukowca. Amatorskiego oczywiście, bo poza podstawową edukacją, jaką odebrał, nie robił nic w kierunku zdobycia wyższej edukacji. Uczył się jednak samemu na temat rzeczy, które w szczególności go interesowały – roślinami. Zielarstwo od zawsze stanowiło jego pasję, bo była to jedyna rzecz, która go uspokajała. Jego matka była sprawną zielarką, która swoje umiejętności odziedziczyła po swojej matce. Bellamy oczywiście wdał się w nią. Zwłaszcza ze kobieta prosiła swojego męża o to, by zbudował jej dużą szklarnię, w której mogłaby hodować swoje rośliny. Bellamy przesiąkł tą miłością i jako najmłodszy z synów państwa Dupont, a także, jak się okazało, najbardziej problematyczny, miał dowolność w wyborze, w jaki sposób spędzi swój wolny czas. Jego ojciec początkowo kręcił nosem na synowskie upodobania, jednak z biegiem czasu, gdy umiejętności chłopaka zaczęły sprawiać coraz większe problemy, zrozumiał, że lepiej dać mu spokój. Ojciec zrobiłby wszystko, byle tylko nie prowokować napadów u swojej pociechy. Bell był kochany na jakiś sposób, chociaż uczucie to niekoniecznie objawiało się tak, jak można było się tego spodziewać.
Tak więc Bell spędził sporą część dzieciństwa na przesiadywaniu z matką w szklarni, gdzie uczył się o roślinach. Stało się to dla niego pewnego rodzaju medytacją, która wprawiała go w dobry nastrój. Rośliny stały się przyjaciółmi, których mu brakowało i za każdym kolejnym spojrzeniem odkrywały przed nim swoje tajemnice. Dupont czuł się wśród roślin jak ryba w wodzie. Nie było więc żadnych wątpliwości, gdzie należało go wysłać, gdy w wieku piętnastu lat, jego przypadłość zaczęła okazywać się zbyt problematyczna. Sklep jego babki w Londynie był idealnym miejscem, w którym mógł odbyć ostatnie lata edukacji. Uczyła go jego babka, gdyż nie chciano ryzykować jego powrotu do szkoły, gdzie mógł naruszyć dobre imię rodziny. W wolnych chwilach ćwiczył swoje metamorfomagiczne zdolności oraz kontrolowania emocji, by… nic nie mogło ujrzeć światła dziennego. Tego od niego oczekiwano, jednak skutki były różne. Na szczęście będąc pod okiem swojej babci – wybitnej zielarki i metamorfimaga, zdołał podszkolić się nie tylko w dziedzinie zielarstwa, ale i doszlifował swoje zdolności. Kłopotów było więc zdecydowanie mniej.
Nauczył się, że najlepszym sposobem na problemy było ich unikanie. Izolował się więc od ludzi i sytuacji, które mogłyby spowodować zbyt duży napływ emocji. Nie zawsze przychodziło mu to jednak łatwo. Czasami też ulegał i opuszczał swoją jaskinię, którą stanowił sklep zielarski babki i wyruszał w świat. Tak też było w tym przypadku.
Wydarzenia w Dolinie Godryka stanowiły obiekt jego rozmyślań już od bardzo długiego czasu. Był głęboko zaintrygowany tym, co tam się działo i postanowił to sprawdzić na swoich własnych warunkach. Wyposażony jedynie w swój własny intelekt i wnioski, bo nie miał ani odpowiednich narzędzi, ani też sprzętu, wybrał się do Doliny pod pretekstem zebrania kilku roślin.
Już od samego początku dało się wyczuć, że coś tutaj nie pasowało. Jakby niewidzialna aura znalazła się nad tym miejscem. Nie dało się jej nazwać ani zobaczyć, jednak wiadomo było, że się tutaj znajdowała. Być może wynikała ona jedynie z samej świadomości zdarzeń, jakie miały tutaj miejsce, ale to wystarczyło Bellamy’emu, by być podekscytowany.
Las witał go ciepłym, ale i wilgotnym powietrzem, które szybko go orzeźwiło. Pachniał żyzną glebą i próchniejącym drewnem. Lubił te ziemiste zapachy, bo kojarzyły mu się z wieczornymi spacerami po okolicy swojego francuskiego dworku. Miał nadzieję, że uda mu się odkryć coś ciekawego.