19.10.2022, 23:29 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 21.01.2023, 15:25 przez Morgana le Fay.)
Rozliczono - Erik Longbottom - osiągnięcie "Piszę, więc jestem"
Rozliczono - Nora Figg - osiągnięcie "Piszę, więc jestem"
—24.07.1965r.—
Pub "Pod trzema miotłami", Hosmeade
Erik A. Longbottom & Nora Figg
Co tu dużo mówić, spotkania towarzyskie w Hogsmeade podczas sezonu wakacyjnego w przypadku Erika należały do rzadkości. Już od paru dobrych lat cieszył się zaszczytnym tytułem absolwenta pobliskiej Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, więc nie miał za bardzo okazji do tego, aby odwiedzać te okolice. Oczywiście, zdarzało mu się wpadać z wizytą, gdy młodsi znajomi lub ktoś z rodziny chciał się spotkać i oderwać od szkolnej rutyny, ale prawda była taka, że jego życie kręciło się obecnie głównie wokół Doliny Godryka oraz Londynu.
Nic więc dziwnego, że tuż po przekroczeniu progu, mężczyzna aż przystanął z wrażenia. Lokal był tego dnia wyjątkowo opustoszały i jedynie paru czarodziejów starej daty snuło się przy barze, zagadując młodziutką kelnerkę. W powietrzu unosiła się woń tanich przekąsek z karty i piwa kremowego, które stanowiło tak ważny element weekendowej diety młodzieży z pobliskiego zamku. Mało co się tutaj zmieniło, pomyślał, przyglądając się czujnie wnętrzu, w poszukiwaniu osoby, która w gruncie rzeczy go tutaj ściągnęła.
Ruszył się z miejsca, przemierzając kolejne zakamarki głównej sali, aż w końcu wszedł po schodach na piętro, kierowany w dużej mierze przeczuciem. Często bywa tak, że gdy przybywa się do dawno nieodwiedzanego, ale bardzo dobrze znanego sobie miejsca, dosyć szybko powraca się do dawnych nawyków. W tym przypadku stało się to w ekspresowym czasie, gdyż Erik od razu powędrował do narożnego stolika, przy którym zwykł spędzać długie popołudnia ze swoimi najbliższymi.
— A Nory jak nie było, tak nie ma — mruknął cicho pod nosem, zdejmując z nosa okulary przeciwsłoneczne z brązowymi szkłami. Ostatni krzyk mody, czy coś takiego. Tak przynajmniej mu powiedzieli przy stoisku, które odwiedził przed zaledwie paroma dniami.
Nie widząc za bardzo sensu w tym, aby błąkać się dalej po lokalu, czarodziej zajął tak dobrze znane mu miejsce, wciskając się w oparcie krzesła. W międzyczasie podeszła do niego jedna z kelnerek przyjmując od niego zamówienie, na które składało się, a jakże, kremowe piwo tyle, że z sokiem malinowym. Cóż za aberracja.
Erik rozejrzał się na boki, a po chwili jego uwagę przyciągnęło najnowsze wydanie Proroka Codziennego, które leżało na sąsiednim stoliku. Spojrzał bez zainteresowania na pierwszą stroną. Plotki, same plotki. Cóż, lepiej, żeby pisali o plotkach, niż żeby byli zmuszeni zdawać relację z kolejnej tragedii. Westchnął cicho i zanurzył się w świat czarodziejskiego showbiznesu. Jak dużo czasu tam spędzi? To już zależało tylko od tego, kiedy panna Figg zaszczyci go swoją obecnością.
Nic więc dziwnego, że tuż po przekroczeniu progu, mężczyzna aż przystanął z wrażenia. Lokal był tego dnia wyjątkowo opustoszały i jedynie paru czarodziejów starej daty snuło się przy barze, zagadując młodziutką kelnerkę. W powietrzu unosiła się woń tanich przekąsek z karty i piwa kremowego, które stanowiło tak ważny element weekendowej diety młodzieży z pobliskiego zamku. Mało co się tutaj zmieniło, pomyślał, przyglądając się czujnie wnętrzu, w poszukiwaniu osoby, która w gruncie rzeczy go tutaj ściągnęła.
Ruszył się z miejsca, przemierzając kolejne zakamarki głównej sali, aż w końcu wszedł po schodach na piętro, kierowany w dużej mierze przeczuciem. Często bywa tak, że gdy przybywa się do dawno nieodwiedzanego, ale bardzo dobrze znanego sobie miejsca, dosyć szybko powraca się do dawnych nawyków. W tym przypadku stało się to w ekspresowym czasie, gdyż Erik od razu powędrował do narożnego stolika, przy którym zwykł spędzać długie popołudnia ze swoimi najbliższymi.
— A Nory jak nie było, tak nie ma — mruknął cicho pod nosem, zdejmując z nosa okulary przeciwsłoneczne z brązowymi szkłami. Ostatni krzyk mody, czy coś takiego. Tak przynajmniej mu powiedzieli przy stoisku, które odwiedził przed zaledwie paroma dniami.
Nie widząc za bardzo sensu w tym, aby błąkać się dalej po lokalu, czarodziej zajął tak dobrze znane mu miejsce, wciskając się w oparcie krzesła. W międzyczasie podeszła do niego jedna z kelnerek przyjmując od niego zamówienie, na które składało się, a jakże, kremowe piwo tyle, że z sokiem malinowym. Cóż za aberracja.
Erik rozejrzał się na boki, a po chwili jego uwagę przyciągnęło najnowsze wydanie Proroka Codziennego, które leżało na sąsiednim stoliku. Spojrzał bez zainteresowania na pierwszą stroną. Plotki, same plotki. Cóż, lepiej, żeby pisali o plotkach, niż żeby byli zmuszeni zdawać relację z kolejnej tragedii. Westchnął cicho i zanurzył się w świat czarodziejskiego showbiznesu. Jak dużo czasu tam spędzi? To już zależało tylko od tego, kiedy panna Figg zaszczyci go swoją obecnością.
the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.❞
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.❞