• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Reszta świata i wszechświata v
« Wstecz 1 2
[14.07.72 ranek, Gabinet Luster Bletchleyów] Odbicie twojej duszy

[14.07.72 ranek, Gabinet Luster Bletchleyów] Odbicie twojej duszy
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
20.10.2023, 17:44  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.01.2024, 20:52 przez Morgana le Fay.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic III

- ...niektóre lustra pokazują niezbyt miłe rzeczy, więc lepiej nie pędzić do przodu za bardzo - paplała Brenna, kiedy wyszli już z kominka w punkcie Fiuu Gabinetu Luster Bletchleyów.
W położonej w pobliżu rezydencji Bletchleyów bywała rzadko, ale bywała, bo jeden z wnuków głowy rody był jej kolegą z Hogwartu, a drugi... Hm, najlepszym określeniem byłoby pewnie "wspólnika zbrodni". Do Gabinetu Luster nie wchodziła jednak od dawna i pewnie nie przyszłoby tu i dziś, gdyby nie po pierwsze, chęć spędzenia czasu z Frankiem, po drugie, palące wyrzuty sumienia, że tego czasu chłopcu poświęca za mało. A dzieciak był gotów choćby spakować się i pędzić pomagać jej i Mavelle w zagranicznych wojażach...
Wahała się, dokąd go zabrać. Niemagiczny Londyn? A jeśli tak, to który jego zakątek? Park, Tower, Pałac? Wycieczka nad morze? Albo park botaniczny? Najchętniej wzięłaby Franka wszędzie, ale to wymagałoby od niej włamania do posiadłości Slughornów i ukradnięcia zmieniacza czasu. (Momentami rozważała to rozwiązanie: ilekroć uświadamiała sobie, że któregoś z przyjaciół lub krewnych nie widziała zbyt długo, a jeżeli tak, to głównie przypadkiem.) Ostatecznie musiała więc wybrać i wybór padł na Gabinet Luster. Brenna wprawdzie przeczuwała mgliście, że najwięcej stąd, wbrew pozorom, mogła wynieść osoba dorosła, ale Frank nie był już małym chłopcem, a wiele luster było fascynujących. Szła o zakład, że sporo dzieciaków w Hogwarcie nigdy tu nie było, chłopak więc będzie mógł pochwalić się kolegom.
- Dwa bilety, proszę - powiedziała, wręczając galeony sprzedawczyni przy okienku. Podała jeden z biletów Frankowi - inaczej lustro, stanowiące wejście do właściwej części Gabinetu, by go nie przepuściło - i skierowała się do najbliższej ściany. Wisiało na niej ogromne zwierciadło, w zdobionej ramie. Wydawało się zupełnie zwykłe: gdy Brenna się do niego zbliżała, odbijało tylko ją. Brązowe włosy, wijące się wokół twarzy, ciemne oczy, typową szatę, jaką nosili czarodzieje. W istocie jednak nie było to żadne szkło. Kiedy Brenna podparła się dłonią o boczną ramę, i przeszła przez górną, przeniknęła przez niematerialną powierzchnię, przechodząc wprost do słynnego, lustrzanego labiryntu.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Asystent Królowej Balu
Tony papieru, tony analiz
Genialne myśli, tłumy na sali
Ma 165 cm wzrostu. Chuderlawy, blady, często z rumieńcami na policzkach (ma z tym problem). Przygarbiony, z reguły niepewny siebie, choć czasami ma przebłyski bohatera. Niebieskie oczy, brązowe włosy. Bywa w towarzystwie roślin albo zapalczywie chroni roślin.

Frank Longbottom
#2
22.10.2023, 14:19  ✶  
Co prawda wakacje trwały w najlepsze, a ja miałem na głowie swoją małą zielarnię, ale byłem pewien, że nie będzie mi ona miała za złe, jeśli ją zostawię samą sobie na parę godzin i fajnie zabawię się z ciocią Brenną. Sam z reguły nie wpadałem na jakieś wyjątkowe pomysły, będąc właściwie nudnym dzieciakiem z nudnymi hobby, ale to też nie musiałem być wariatem o całej masie pomysłów, bo wokół mnie było dużo ludzi, co to mnie gdzieś ciągnęli, namawiali na jakieś krzywe akcje czy po prostu podążałem za nimi ślepo, a potem tak to się żyło w świecie pełnym adrenaliny, której z kolei mi brakowało, kiedy tak siedziałem całe dnie i albo dłubałem w doniczkach, albo siedziałem z nosem w książkach, albo wisiałem na stropowej belce, szukając ofiar do podglądania, których niestety w okolicy nie było.
Cieszyłem się więc niezmiernie na każdą lekcję szermierki czy wypady poza dom, nawet jeśli mnie już mięśnie bolały albo nogi, bo jednak potem miałem okazję chłonąć nowe rzeczy swoim spojrzeniem, poszerzać swoje doznania i wiedzę, mieć co opowiadać kumplom potem po wakacjach, że to u mnie wcale to tak nudno nie było. Cieszyłem się, że Alice mieszkała niedaleko, więc nie musiałem liczyć wyłącznie na rodzinę, ale ta też nie zawodziła, bo właśnie rozglądałem się oniemiały po punkcie Fiuu Gabinetu Luster Bletcheyów i pewnie bym był niesamowicie zachwycony, gdybym nie wiedział, że zaraz będę jeszcze bardziej. Ba!, nawet te bilety były niczym dzieła sztuki i pewnie przegapiłbym ciocię Brennę znikającą w lustrze, gdyby na mnie cierpliwie nie poczekała.
Obserwowałem jak powoli znika za lustrem i zaraz chwilę później, jak tylko zniknęła, odczekałem sekundę, bo nie mogłem się doczekać by też przejść, ale też nie chciałem wpaść na ciocię Brennę. Dotknąłem tafli i otworzyłem szeroko oczy, kiedy moja dłoń w niej znikała. Jakie to było super! Zrobiłem niepewny krok i zaraz stałem po drugiej stronie, oglądając się na swoje odbicie po drugiej tej właśnie strony. Dwie strony lustra.
- Ale to niesamowite! - zauważyłem, zastanawiając się, czy bilet by nie wygasł, gdybym postanowił tak może jeszcze z raz przemknąć, ale chyba jednak wolałem nie ryzykować, bo chciałem zobaczyć resztę luster. - To może prowadź, ciociu... Postaram się nie wybiegać do przodu, ale jeśli wszystkie te lustra będą takie jak to, to ja nie ręczę za siebie - stwierdziłem, oglądając się jeszcze raz. Kusiło, ale nie! Chciałem zobaczyć też inne dzieła sztuki rzemieślniczej.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#3
22.10.2023, 15:59  ✶  
– Franky, nawet tak nie mów, bo będę musiała prowadzić cię przez ten labirynt za rękę – zagroziła Brenna z rozbawieniem w głosie. Nie to, żeby sama miała opory – prowadzała za rękę także dorosłych ludzi, rodzinę, przyjaciół i przypadkowe osoby – ale Frank był w takim wieku, gdy mógł uznawać, że to zamach na jego dojrzałość, Brenna więc pilnowała, żeby się z tym nie narzucać.
Po drugiej stronie lustra było…
Więcej luster.
Te stojące najbliższe odbijały ich zniekształcone sylwetki. W jednym z nich sylwetka Franka wyginała się na wszystkie strony, w innym Brenna traciła barwy i stawała się czarno – białą wersją siebie, jak na fotografii prasowej. W kolejnym z nich Frank stawał się nagle dorosłym, a Brenna była nastolatką, w następnym oboje jakby urośli, stając się olbrzymami. Brenna ruszyła w jedną ze ścieżek labiryntu, mając nadzieję, że dobrze pamięta, że tutaj znajdowało się jedno z tych najmilszych zwierciadeł. Zatrzymała się przed nim, dając znak ręką Frankowi, aby się zbliżył.
Lustro wspomnień.
Pokazujące najpiękniejsze wspomnienie.
Kącik ust Brenny drgnął lekko, kiedy sama w nie spojrzała, bo w jej oczach tafla stawała się chaosem, jakby zwierciadło nie mogło się zdecydować, co pokazać. Wirowały w nim kolory, mieszały się ze sobą, aż w końcu z tego szaleństwa wyłoniły się obrazy, jakby walczące o pierwszeństwo, pojawiające się obok siebie, wypełniające całą taflę, każde będące tylko fragmentem. Mała Mabel w jej ramionach. Drobna dłoń młodziutkiej Brenny w uścisku ręki Erika. Śnieżki fruwające po hogwarckim dziedzińcu, pośród kilkorga uczniów. Niektóre obrazy były takie same, jak te, które zobaczyła tu ostatnio, ale dołączyły do nich i nowe.
Mimowolnie sięgnęła ku Frankowi, delikatnie układając dłoń na jego ramieniu. Z myślą, że ona naprawdę jest cholerną szczęściarą, skoro ma tak wiele pięknych wspomnień, że nie da się wśród nich wyciągnąć tego najpiękniejszego.
– Jak ci się podoba? Pokazuje najpiękniejsze wspomnienie. A przynajmniej powinno. W założeniu – stwierdziła z odrobiną rozbawienia, bo sama wprawiła chyba to biedne lustro w konsternację.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Asystent Królowej Balu
Tony papieru, tony analiz
Genialne myśli, tłumy na sali
Ma 165 cm wzrostu. Chuderlawy, blady, często z rumieńcami na policzkach (ma z tym problem). Przygarbiony, z reguły niepewny siebie, choć czasami ma przebłyski bohatera. Niebieskie oczy, brązowe włosy. Bywa w towarzystwie roślin albo zapalczywie chroni roślin.

Frank Longbottom
#4
24.10.2023, 21:43  ✶  
- Za dorosły już jestem na prowadzenie za rękę, ciociu Brenno - zauważyłem, prostując się poważnie i zabijając w sobie pokusy by wybiec do przodu. Postanowiłem być dojrzałym Longbottomem, o ile tacy istnieli, a jeśli nie, to mogłem być pierwszym przedstawicielem teeego gaaatunku... A może jednak nie, bo tu było tyle luster, że w mgnieniu oka te za moimi plecami przestało mieć znaczenie, bo były tu takie, co sprawiały, że moje ciało falowało. Aż nieprzyjemnie się robiło w żołądku od tego widoku. A na jednym byliśmy czarno-biali jak na starych fotografiach...
Ale najbardziej, to mi się podobało te, na którym byłem starszy od cioci Brenny, więc ponownie wyprostowałem się dumnie i nawet wziąłem ją pogłaskałem po głowie. Choć musiałem nieco się wyciągnąć by to zrobić, to na lustrze wyglądało to przezabawnie i realnie, jak najprawdziwiej.
- Czy wyglądam bardziej jak dziadek Jonathan czy pradziadek Godryk? - zapytałem cioci, mając na myśli oczywiście panów z naszej rodziny, kiedy byli młodsi, bo aż tak bym był stary bardzo, to mnie to lustro nie postarzyło. Mogłem być gościem w wieku cioci Brenny... i chyba powinienem poćwiczyć na przyszłość, bo wuj Erik wyglądał zdecydowanie lepiej niż dorosły Frank.
Oglądaliśmy dalej te lusterka. Różne, przeróżne, różnorakie. Widać było, że ciocia mnie prowadzi do jakiegoś specjalnego, więc nie mogłem się doczekać aż przed nim stanę. Nic nie mówiła, ale widać było po jej minie, że bardzo go oczekiwała. Nie zagadywałem więc nas, póki nie stanęliśmy przed właściwym.
Zerknąłem na nie niepewnie, ale zaraz uśmiechnąłem się miło. Byliśmy wszyscy razem przy ogromnym stole zapewne złożonym z całej masy stołów w rezydencji Longbottomów, w której mieszkałem. To było jedno ze świąt. Choinka rozpychała się w rogu pokoju, wszyscy tam rozmawiali, zabawki wokół latały, a ja obserwowałem to sobie z jednej z belek jako mały dzieciak i to było jedno z tych wspomnień, co mnie tata nakrył i właśnie wyciągał ręce w moim kierunku... Aż zapragnąłem by znowu były święta, żeby dom znowu był pełny ludzi i żeby rozmawiali gwarnie, jedli w swoim towarzystwie i śmiali. Ach...
Ale chwila. Obraz się zamazywał i lustro pokazywało mi jeszcze jedno wspomnienie. Aż się przeraziłem, bo nie byłem pewien, czy ciocia Brenna też tego nie widzi. Nie chciałem by pomyślała, że nie jest najważniejsza w moich wspomnieniach, podobnie jak rodzina. I też się przeraziłem, bo to było wspomnienie z Alice... i resztą Gryfonów. Było ognisko, jeden z tych cieplejszych dni. Zbliżał się koniec roku, więc byliśmy w radosnym humorze, a jeszcze udało nam się wygrać mecz i Gryfoni znowu byli najlepsi. Och, i ten jeden z żenujących momentów, gdzie Alice zauważyła plamę na mojej koszulce od sosu. Niby złapała sos na swój palec, chcąc mi pomóc, ale zaraz rozsmarowała go na moim nosie. Niecna. Ale było mi tak... duszno, nawet teraz.
- To powiem ci, ciociu Brenno... - zacząłem nieco zaczerwieniony. - Że ewidentnie czekam na kolejne święta. Jesteśmy tam wszyscy, cała rodzina... Tata mnie przed chwilą ściągnął na ziemię - przyznałem się, wzruszając niewinnie ramionami. No co ja poradzę, że byłem jak ten pająk. - Pokaż mi więcej. Są tu równie miłe lustra? - zapytałem, zastanawiając się, co mogłyby mi jeszcze pokazać. Może że jestem królem Anglii? Co prawda, nie miałem takich zapędów, ale ciekaw byłem jakbym wyglądał.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#5
25.10.2023, 16:16  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 25.10.2023, 16:17 przez Brenna Longbottom.)  
- Hm... mam wrażenie, że najbardziej przypominasz swojego ojca - powiedziała Brenna. Zastanawiała się, czy lustro naprawdę pokazuje obraz dorosłego Franka, czy może tylko ich wyobrażenie o tym, jak będzie wyglądał? A potem roześmiała się i nawet przechyliła lekko w jego kierunku, umożliwiając mu sięgnięcie do swojej czupryny. Była niemal pewna, że chłopak będzie tak wysoki, jak większość Longbottomów, ale w tej chwili dopiero wchodził w fazę dynamicznego wzrostu i daleko go przerastała.
- To już za parę miesięcy. Obiecuję, że wybiorę ci jakiś piękny prezent - stwierdziła z zamyśleniem, kiedy chłopak przyznał, że czeka na kolejne święta. Dla niego mogło to być niewyobrażalnie dalekie, ale jej... jej czas umykał jak woda między palcami.
A myśl o świętach zdawała się gorzka. Przy stole zabraknie przynajmniej jednej osoby. A może nie tylko Derwina? Wiele wskazywało na to, że Danielle się wyprowadzi, przynajmniej na jakiś czas. W dodatku po Beltane... wszystko stało się jakby jeszcze bardziej ostateczne.
- Moje lustro ma problem z decyzją - wyznała szczerze. Może dlatego, choć była beznadziejna z nekromancji, wychodziły jej patronusy. Miała cholerne szczęście być osobą z głową pełną dobrych wspomnień.
Czy też raczej, otoczoną przez wspaniałych ludzi, którzy te wspomnienia budowali.
- Nie pamiętam wszystkich, ale jestem pewna, że jeszcze przynajmniej jedno ci się spodoba - zapewniła Brenna, a po jej ustach błąkał się uśmiech, gdy Frank wyraził zachwyt zwierciadłem. Ten chłopak cieszył się dosłownie ze wszystkiego. Czy mogłaby mieć bardziej uroczego bratanka? - Powinno być chyba w tę stronę... - mruknęła niepewnie, skręcając w jeden z korytarzy. A potem przystanęła, wyłapując obraz w jednym z luster i zacięła się na moment. Przesunęła się odruchowo, chcąc zasłonić sobą tę taflę przed Frankiem.
Nie mógł zobaczyć w niej pokrwawionego Erika, zaatakowanego przez wilkołaka, bo był za młody, aby to pamiętać, ale Brenna była pewna, że chłopiec dojrzy w nim coś równie paskudnego.
- Zastanów się, czy chcesz w nie patrzeć - ostrzegła, odrywając wzrok od sylwetki brata, jak tamtego dnia była pewna - umierającego - i oglądając się na chłopca. A chociaż teraz wiedziała, że Erik nie umarł... to nie czyniło tego wspomnienia ani trochę milszym. - Zdaje się, że działa odwrotnie do tamtego. Pokazuje te... najgorsze wspomnienia.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Asystent Królowej Balu
Tony papieru, tony analiz
Genialne myśli, tłumy na sali
Ma 165 cm wzrostu. Chuderlawy, blady, często z rumieńcami na policzkach (ma z tym problem). Przygarbiony, z reguły niepewny siebie, choć czasami ma przebłyski bohatera. Niebieskie oczy, brązowe włosy. Bywa w towarzystwie roślin albo zapalczywie chroni roślin.

Frank Longbottom
#6
28.10.2023, 22:21  ✶  
- Ach, ciociu Brenno! Jeszcze całe wakacje przede mną, trochę nauuuki i dopiero będą święta. Będę czekał w nieskończoność - zaśmiałem się, bo doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, ile to było miesięcy to świąt, a także zdawałem sobie sprawę z tego, że nieskończoność to tak dużo, że aż niepoliczalnie. Łatwiej byłoby policzyć miesiące, które będę miał okazję przeżyć w ciągu swojego życia, aniżeli nieskończoność miesięcy, bo to było bardzo dużo. Tyle, że nikt nie był w stanie tego policzyć, a przede wszystkim przeżyć.
- Jak to u ciebie lustro ma problem z decyzją? Co się dzieje? - zapytałem z ciekawością, patrząc w tafle i najwyraźniej mając nadzieję, że ujrzę to, co ciocia, ale ponownie widziałem święta. Ojej. Aż chciałem ponownie tam wylądować. W tym cudownym klimacie, wśród tych wszystkich ludzi. Na co dzień wszyscy wymykali się z domu w swoje strony i choć bywało również głośno, to jednak bardziej pusto.
Powędrowałem chwilę później za ciocią dalej, grzecznie i nie wyrywałem się do przodu, więc zaniepokoiło mnie jej zachowanie przy jednym z luster. Trochę się przeraziłem na jej słowa i skoro miało mi przysporzyć coś kompletnie innego niż to, to jednak wolałem nie zaglądać. To będzie dojrzała decyzją, tak pomyślałem.
- To ja może nie patrzę, ale... ale... Co tam widzisz, ciociu? - zapytałem delikatnie, z ostatnimi słowami ściszając się do szeptu. Ciocie Brennie wzrok niepokojąco umykał ku tafli, a ja... ja się naprawdę bałem, co tam ujrzę. Nie miałem pojęcia, które z moich wspomnień było najgorszym. Wolałem tego nie weryfikować.
Dla pewności odwróciłem się do tafli tyłem. Żeby nie kusić losu.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#7
30.10.2023, 18:24  ✶  
Brenna zawahała się, kiedy Frank zapytał, co widzi w lustrze. Z jednej strony był to obraz bardzo prywatny, z drugiej - nie chciała ani kłamać, ani sięgać po wybiegi słowne.
- Stratę i strach przed stratą jeszcze dotkliwszą - powiedziała w końcu z odrobiną zamyślenia, zanim pociągnęła ku dalej, ku kolejnym lustrom. Nie dziwiła się, że zdecydował się nie patrzeć w to. Ktoś mógłby pomyśleć, że wśród wspomnień nastolatka nie powinno być takich, które w konfrontacji mogą zranić duszę, ale to przecież nie tak, że dzieciom nigdy nie przydarzało się coś złego. Albo że pozornie tylko nieprzyjemne wspomnienie nie mogło być tym najgorszym...
Przeszli dalej, przez lustrzany labirynt, pośród dziesiątek własnych odbić, zniekształconych, zamazanych, zmieniających barwy, ubrania albo wyrazy twarzy. W końcu zbliżyli się do trzech bliźniaczych zwierciadeł - każde z nich przedstawiało alternatywny los... A może tylko to, co patrzący wyobrażałby sobie jako swój alternatywny los? To, w jakim miejscu by się było, gdyby kiedyś podjęło się inną decyzję? Brenna spojrzała w pierwsze i uśmiechnęła się krzywo, dostrzegając tam własny nagrobek. Na drugie skrzywiła się jeszcze bardziej, bo to było najwyraźniej to, w którym stała się dokładnie taką dziedziczką, jakiej potrzebowaliby czystokrwiści, czyli była wreszcie... odpowiednia, ale na pewno niezbyt szczęśliwa... a od trzeciego bardzo, bardzo szybko odwróciła wzrok. Nie chciała na to patrzeć. Miała przez ułamek sekundy ochotę kopnąć zwierciadło w ramę, mrucząc do niego, żeby się ogarnęło. Ale to byłoby aż nazbyt gryfońskie. Czyli... no, głupie. Poza tym nie chciała odstawiać takiego teatrzyku na oczach syna swojego kuzyna.
Pomyślała, że nie ma co się przejmować – przecież lustra nie mogły pokazać przyszłości, więc na pewno też nie alternatywnej teraźniejszości. Wyrywały więc jakieś wyrywki wprost z wspomnień i duszy patrzącego.
- Te powinny być bezpieczne - powiedziała, wskazując Frankowi lustra. Był na tyle młody, że nie było większych szans, że odnajdzie tutaj jakieś wersje siebie bardzo odbiegające od tego, kim był. Ale była ciekawa, co zobaczy. Siebie w innym Domu? W gronie innych przyjaciół? Nie mieszkającego w Warowni Longbottomów? - A ruszając dalej tą alejką, powinniśmy wedle planu dotrzeć do dwóch najciekawszych... Najpierw jedno, które pokazuje miejsce, które... hm, nie wiem, jak to dokładnie działa, ale chyba takie miejsce, do którego się tęskni, prawdziwe albo wyobrażone. A drugie... sam zobaczysz.
Największy klejnot w Gabinecie Lustert Bletchleyów.
Lustro pragnień.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Asystent Królowej Balu
Tony papieru, tony analiz
Genialne myśli, tłumy na sali
Ma 165 cm wzrostu. Chuderlawy, blady, często z rumieńcami na policzkach (ma z tym problem). Przygarbiony, z reguły niepewny siebie, choć czasami ma przebłyski bohatera. Niebieskie oczy, brązowe włosy. Bywa w towarzystwie roślin albo zapalczywie chroni roślin.

Frank Longbottom
#8
07.11.2023, 21:43  ✶  
Nie mogłem wyjść z podziwu. Było tu niesamowicie dużo luster i w każdym z nich nie widziałem tylko i wyłącznie własnego odbicia, poza może jednym, ale w każdym z nich działy się odbicia niestworzone, magiczne, nietypowe, zdecydowanie nieprzewidywalne. Pewne chciałem chłonąć i chłonąć, szczególnie tam, gdzie mogłem być naprawdę energicznym nastolatkiem albo przystojnym chłopakiem, takim, który by się spodobał Alice... Albo tamte, gdzie spędzaliśmy czas w rodzinnym gronie, czy to na święta, czy w mojej niedalekiej przyszłości. Choć bywałem samotnikiem, niesamowicie doceniałem bliskich i wspólnie spędzany z nimi czas, szczególnie mi na tym zależało po Beltane, bo chciałem zapamiętać to wszystko i ukryć w swojej głowie na zawsze, dlatego też się cieszyłem, że mogłem w każdej chwili, gdyby coś mi umykało, kupić sobie bilet do przestrzeni pełnej luster, które mogły mi przypomnieć co trzeba. Albo włamać się do jakiejś myślodsiewni.
Cóż, ale były też te lustra, na których wcale dobrze nie wyglądałem, które były nudne albo psuły wizerunek... I na przykład te lustro, przez które ciocia Brenna posmutniała i ogólnie odpowiedziała tak ogólnikowo, więc nie ciągnąłem jej za język, ale przeczuwałem, że to naprawdę było coś naprawdę złego, co miała okazję zobaczyć. Obstawiałem, że moje złe wspomnienie nie byłoby AŻ TAK złe, ale jednak nie chciałem sobie psuć humoru, szczególnie że przyjechaliśmy tu dla rozrywki... Pewnie wychodziłem przez to na tchórza. Alice z pewnością by tam spojrzała. Ona miała w sobie tyle odwagi. I też szaleństwa.
- Obstawiam, że tu ujrzę nasz dom - stwierdziłem z entuzjazmem, wręcz wskakując na miejsce przed lustrem. Spojrzałem na taflę i swoje odbicie, i faktycznie tak było. Miałem rację. Moje ukochane poddasze, ale też ogród, i belki pod stropem. Wszystko było, wszystko się zgadzało. - A ty ciociu też widzisz dom czy inne miejsce...? - zapytałem, obracając głowę w jej kierunku. Uśmiechnąłem się do niej, żeby zachęcić ją do odpowiedzi. Nawet jeśli to nie był nasz dom, to nie było się co wstydzić, bo ja się zastanawiałem, czy moim miejscem na ziemi bardziej jest Warownia, czy może Hogwart, bo oba te miejsca kochałem bardzo i czułem się w nich bezpiecznie.
- A drugie... Jeszcze to drugie lustro... - zauważyłem podniecony, przypominając sobie, że ciocia mówiła, że to dwa najciekawsze lustra w całym Gabinecie Luster Bletcheyów. Czym prędzej, bez obaw, że to może być jakaś pułapka, wcisnąłem się na miejsce przed nim i aż zamarłem, bo...
- Alice? - zapytałem, obracając się gwałtownie by zobaczyć koleżankę tuż za swoimi plecami. Nawet nie słyszałem, kiedy do nas dołączyła, a już szykowała się by chwycić mnie za ramię i zapewne się przytulić... Tylko... Tylko że Alice za mną nie było. Była tu tylko ciocia Brenna, więc... to była magia tego lustra. Nie rozumiałem. Co było w tym takiego wyjątkowego. Czy to dobrze... że widziałem tam Alice?
Jawnie zmieszałem się, zawstydziłem i przeraziłem. Nie miałem pojęcia, co o tym myśleć, czy ciocia Brenna mnie nie wyśmieje albo co. Podrapałem się po szyi.
- Co dokładnie pokazuje to lustro, ciociu? - zapytałem nieśmiało. Może jednak nie powinienem był się tak wyrywać do przodu...?
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#9
08.11.2023, 09:08  ✶  
Frank zdecydował się pominąć lustra możliwości, od razu biegnąc do tego, które pokazywało upragnione miejsce. Brenna uśmiechnęła się tylko na to, podążając za nim, by stanąć za plecami chłopca.

- W takim razie masz szczęście, bo miejsce, w którym pragniesz się znaleźć, zawsze będzie na ciebie czekać - powiedziała, na moment kładąc mu dłoń na ramieniu. Szczęśliwie nieświadoma, że gdyby było tu lustro, pokazujące możliwe przyszłości, przynajmniej jedna z nich pokazałaby Franka bardzo daleko od domu.

Jeśli jednak istniało takie zwierciadło, nie stało w tym gabinecie.

- Też widzę nasz dom - dodała, uciekając się do drobnej półprawdy. Bo tak, to był ich dom, ale ich dom z przeszłości, sprzed paru lat, rozpoznawała to po drobnych różnicach i... obecności wuja. W tym domu, który widziała w lustrze, Derwin wchodził właśnie po schodach na górę, w salonie wciąż stała waza, stłuczona dwa lata temu, na podłodze leżał dywan, niedawno zniszczony przez psy… To był czas zanim Voldemort rozpoczął swoją wojnę, kiedy życie wcale nie wydawało się Brennie banalnie proste, ale z perspektywy czasu... to problemy, jakie wtedy miała, były nic nie znaczące.

Chyba naprawdę była bardzo nudną osobą. Jej lustra pokazywały tak proste rzeczy. Ale zarazem... wcale nie chciała, by było inaczej.

Uśmiechnęła się do Franka i do tego wspomnienia, zaklętego w lustrzanej tafli, a potem odwróciła się, ruszając za chłopcem do ostatniego lustra.

Nie zdążyła na nie spojrzeć, bo Frankowi wyrwało się imię Greengrassówny, a Brenna musiała dołożyć wszystkich starań, by zachować powagę. Przecież ani trochę jej to nie zaskakiwało. Bywała ślepa, gdy chodziło o nią, ale swoją rodzinę obserwowała bardzo uważnie, a Frank nigdy nie był skrytym chłopcem. Zastanawiała się czasem, ile tej dwójce zajmie, zanim zaczną się spotykać i czy to młodzieńcze uczucie przetrwa, czy rozwieje się za parę lat, gdy dopadnie ich dorosłość.

- Spójrz na napis na ramie - powiedziała, wskazując litery, obiegające górę lustra. - I przeczytaj go od tyłu – poradziła, przypatrując się „nazwie” zwierciadła, w istocie zdradzającej samą jego naturę, wypisanej lustrzanym pismem. – Tylko najszczęśliwszy człowiek na świecie mógłby stanąć przed nim i zobaczyć wyłącznie swoje odbicie. Chociaż… właściwie nie jestem pewna, czy można nazwać szczęśliwym kogoś, kto nie ma żadnych pragnień.

W kącikach jej ust wciąż czaił się uśmiech, gdy sama spojrzała w lustrzaną taflę. Przypatrywała się jej przez chwilę z pewnym… namysłem, zamyślona już, nie rozbawiona, zanim znów przeniosła wzrok na Franka.

- Nie myślałeś, żeby zaprosić ją na randkę? - wypaliła w końcu, coś co miała na języku od dobrego roku, ale milczała, bo dostawanie takich rad od ciotki mogło być niezręczne.[/b][/b]


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Asystent Królowej Balu
Tony papieru, tony analiz
Genialne myśli, tłumy na sali
Ma 165 cm wzrostu. Chuderlawy, blady, często z rumieńcami na policzkach (ma z tym problem). Przygarbiony, z reguły niepewny siebie, choć czasami ma przebłyski bohatera. Niebieskie oczy, brązowe włosy. Bywa w towarzystwie roślin albo zapalczywie chroni roślin.

Frank Longbottom
#10
12.11.2023, 23:08  ✶  
Oj, takie przerażenie mnie zdejmowało, że właściwie nie byłem w stanie się skupić na tym, co czytam. Kiedy ciocia Brenna poradziła, bym odczytał napis od tyłu, dopiero mnie olśniło, że faktycznie z tymi literami było coś nie tak. Lustro pragnień - tak głosił napis i słowa mi odjęło, bo czytałem czy też słyszałem gdzieś o tym lustrze i bardzo chciałem je zobaczyć, ale nie spodziewałem się go tu, a może tak naprawdę fascynacja całą masą różnych luster odebrała mi myśli, które się pogubiły i zapomniały, że Lustro Pragnień również gdzieś tu było, gdzieś tu tkwiło.
Cóż, niezależnie od mych głupiutkich myśli, to miałem niemałe kłopoty, bo jak miałem cioci wyjaśnić, że z tym Alice to takie żart albo przesłyszenie...? Spojrzałem zmieszany raz jeszcze w lustro i obserwowałem Alice przytulającą się do mnie od tyłu, z zaskoczenia, jak ten dziki kot, co wyskoczył z zarośli na ofiarę. Cmoknęła mnie w szyję w tej wizji, więc jeszcze bardziej się zarumieniłem, policzki aż mnie piekły. Uszy zresztą też. Wszystko. Może właśnie płonąłem z tego wstydu, ale lustro mi tego nie pokazywało, bo pokazywało właśnie moje największe pragnienie - Alice. Szkoda tylko że te pragnienia się niekoniecznie miały spełnić.
- Ciociu, ludzie w moim wieku nie chodzą na randki! - odpowiedziałem cioci Brennie. Gdyby to było takie proste, to może bym to zrobił, ale... Nie było proste. Nie dość, że moi rówieśnicy nie randkowali jak dorośli, to na dodatek plotki biegały po szkole, a też ja nie byłem przecież ślepy.
Odwróciłem wzrok, nie chcąc już na to patrzeć. Niby lustro pragnień... Fakt, chwilę byłem przeszczęśliwy, ale teraz już bardziej zestresowany, zdołowany i przegrany.
- Poza tym ona woli Syriusza... Jest bardziej w jej stylu. Oboje są przebojowi - zauważyłem, wzruszając ramionami i nie patrząc na ciocię. Krępowałem się rozmawiać o uczuciach, szczególnie że trzymałem to głęboko w sobie, tylko dla siebie, a czasami nawet skrywając to przed samym sobą, a tu tak się wyrwałem jak ten Filip z Konopii. - Ale nie wszystko jest dla każdego, prawda? - zapytałem i podniosłem nieśmiało na nią spojrzenie. Zawsze mogłem być w pobliżu Alice i się z nią przyjaźnić. To też było w porządku.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (2586), Frank Longbottom (2504)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa