• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Reszta świata i wszechświata v
1 2 Dalej »
[04.07.72, zmierzch] Francuskie burze

[04.07.72, zmierzch] Francuskie burze
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
11.11.2023, 20:51  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.01.2024, 20:50 przez Morgana le Fay.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic III

Zmierzch dopiero nadciągał, ale paryskie ulice już zaczynały tonąć w półmroku, rozpraszanym przez światła pierwszych, rozbłyskujących lamp. Niebo nad Francją było tego dnia zachmurzone i krople deszczu zaczynały uderzać o ziemię, zwiastując rychły deszcz, a grzmot, który przetoczył się gdzieś w oddali niósł ze sobą zapowiedź burzy. Brzydka pogoda, która zapewne zważyła humor niejednemu mieszkańcu Paryża i psuła plany wielu turystom, nie mogły jednak zważyć nastroju Brenny.
Miały w końcu spędzić kilka godzin w Paryżu. Była to króciutka namiastka wakacji, i mogły sobie pozwolić na nią tylko dlatego, że szukały w Szwecji odpowiedzi na to, co spotkało Zimnych – a wieczorem po badaniach i krótkim zwiedzaniu przeniosły się świstoklikiem do Francji, skąd rano miały teleportować się na wybrzeże, odpłynąć promem do Anglii, i stamtąd teleportować już do Doliny Godryka – ale wciąż były to wakacje. W dodatku zagraniczne!
I oczywiście, pierwsze, co zrobiła, gdy już opuściły punkt przylotu świstoklików międzynarodowych, to kupiła kilka bajgli oraz bagietkę. Podobno francuskie bagietki nie miały sobie równych.
– Sama nie wiem, co robi na mnie większe wrażenie – zastanowiła się Brenna, unosząc spojrzenie na wieżę Eiffle’a, górującą nad Polami Marsowymi. – Ta wieża… czy te bajgle – stwierdziła, opuszczając wzrok na francuskiego bajgla, którego trzymała w lewym ręku. W prawej dłoni miała z kolei mapę, za pomocą której – miała nadzieję – za chwilę znajdą swój hotel w plątaninie francuskich uliczek. Swoje rzeczy – a nie było ich zbyt wiele, bo w końcu wybrały się na naprawdę krótką wycieczkę, nie chcąc przebywać poza granicami kraju zbyt długo – trzymała w plecaku. Na szyi dyndał jej aparat i była gotowa zrobić jakiś milion zdjęć.
– Chociaż pewnie powinnam powiedzieć zdecydowanie: wieża. Nie jestem pewna, czy Nora wybaczyłaby mi, gdybym uznała, że jakieś tam francuskie wypieki aż tak bardzo mnie zachwyciły – oświadczyła. – To co? Idziemy znaleźć hotel, zameldować się, a potem przechadza w deszczu nad Sekwaną? Ej, niczego nie mylę, prawda? Rzeka, która płynie przez Francję, to Sekwana? – spytała, zawieszając się na moment nad tym zagadnieniem, a potem wepchnęła sobie do ust resztkę bajgla i uśmiechnęła się do Mavelle szeroko. - Jak myślisz, co kupić we Francji? Oprócz bajgli. Berety? W sumie... Tak, wyglądałabyś świetnie w berecie - oceniła, spoglądając na kuzynkę z zastanowieniem, jakby rozmyślała, jak ten beret będzie prezentował się na jej głowie.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
broom broom
Throw me to the wolves and
I'll return leading the pack

Mavelle Bones
#2
19.11.2023, 03:48  ✶  

Rano Szwecja, po południu Francja. Szkoda tylko, że to drugie nieszczególnie chciało panny ugościć ładną pogodą, sądząc po chmurach, odległym pomruku rozlegającym się gdzieś z góry no i, oczywiście, przede wszystkim kroplach deszczu.
  Nic to, panny wszak z cukru nie były, nie roztopią się od odrobiny wody, prawda? Trochę gorzej, jeśli się jednak porządnie rozpada, ale może – może! - jednak przejdzie bokiem. W najgorszym razie skołuje się jakiś eliksir pieprzowy i będzie… Choć tak po prawdzie – lato, ciepło, może po prostu wystarczy po „prysznicu” wziąć w hotelu gorącą kąpiel i się porządnie wygrzać.
Bo przecież, nie po to się wyrwały i korzystając z okazji fundowały jeszcze krótki urlop na złapanie oddechu, żeby się pochorować, prawda?
  - Tego to się nawet nie da porównać – uznała po chwili namysłu. Sama również skusiła się na bajgla – no bo jak to, być we Francji i nie spróbować tutejszych specjałów? To samo zresztą tyczyło się Szwecji. A nuż coś podpatrzy i potem zamknie się w kuchni, żeby odtworzyć te smaki…? - Chociaż zdecydowanie wieża będzie bezpieczniejszym wyborem – zgodziła się, nie próbując nawet kryć rozbawienia. Skinęła zaraz głową, zgadzając się z planem. Tak, koniecznie hotel, choćby po to, żeby zostawić rzeczy – sama również nie miała ich wiele, ale też: po co taszczyć wszystko ze sobą dosłownie w każde miejsce, w które postanowią pójść?
  - Hmmmm, a na mapie nie masz napisane? – zadumała się nad pytaniem. Geografię Brytanii musiała znać, a dokładniej: w szczególności Londynu i Doliny Godryka, z uwagi na pracę oraz miejsce zamieszkania. To, co znajdowało się tak daleko… noooo… - Ale chyba masz rację, że Sekwana? – spytała bardziej niż stwierdziła, nie będąc do końca pewną, czy faktycznie dobrze kojarzy… - Makaroniki. Croissanty. Ser – odparła praktycznie bez wahania – Możemy ewentualnie się przejść i sprawdzić, czy nie wpadnie nam jakaś sukienka w oko, ale… trochę szkoda, żeby wisiała w szafie – dodała z pewną zadumą w głosie.
  Bo Bones przecież nie była sukienkowa, a na balu charytatywnym pojawiła się w kiecce tylko dlatego, że Brenna praktycznie ją zmusiła….
  - Możemy jeszcze rozejrzeć się za kawą, ewentualnie perfumami? Zwłaszcza że jesteśmy praktycznie w stolicy perfum. A berety, jeśli już, to raczej w nich ciebie niż siebie – oświadczyła z pewnością w głosie – I teraz chyba skręcamy tam? – ruchem głowy wskazała, jakie „tam” miała na myśli, w kwestii dotarcia do hotelu.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#3
22.11.2023, 13:00  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 05.12.2023, 20:56 przez Brenna Longbottom.)  
Powinny iść spać, bo obie były zmęczone - skoro świt świstoklik do Szwecji, spotkanie ze specjalistą, które przyniosło równie wiele odpowiedzi, co kolejnych pytań i jeszcze więcej zamętu, przechadzka po szwedzkich klifach i zakupy gdzieś w centrum Sztokholmu, a wreszcie kolejny przerzut tutaj. Jutro zaś miały teleportować się stąd nad kanał, by wsiąść na prom i dotrzeć do Anglii.
Ale kto o zdrowych zmysłach by spał, skoro trafił do Paryża i miał na zwiedzenie zaledwie noc, a potem kilka porannych godzin na zakupy w paryskich sklepach?
- Och, makaroniki. W porządku, to brzmi doskonale. Jeśli jakaś cukiernia będzie jeszcze czynna, kupię ich tonę. Jeżeli nie... no to rano kupię tonę - zdecydowała Brenna. "Makaroniki" i "ser" brzmiały całkiem nieźle. - Dlaczego miałaby leżeć w szafie? Pamiętasz, że w sierpniu moi rodzice mają trzydziestą piątą rocznicę ślubu? Mama dostałaby zawału, gdybyśmy przyszły w spodniach. Pisałam wprawdzie do Jane w tej sprawie, ale jest chyba zajęta... Możemy się rozejrzeć, czy coś wpadnie nam w oko...
Brenna zwróciła wzrok ku kuzynce i zmierzyła ją uważnym, trochę krytycznym spojrzeniem.
- Hm, trzeba będzie zobaczyć, jaki kolor będzie pasował. Póki byłaś brunetką, stawiałam na biel albo czerwień, ale teraz może najlepsza będzie czerń - stwierdziła z namysłem. Można by pomyśleć, że Brenna, biegająca po Dolinie w porwanych spodniach i rozczochranych włosach, nie posiada ani za grosz stylu czy zmysłu estetycznego. W istocie była jednak nieodrodną córką Potterówny. Umiała dobrać własne ubranie do okazji i efektu, jaki chciała wywrzeć - inna sprawa, że właściwie nigdy nie był to efekt "patrzcie na mnie" - i całkiem nieźle radziła sobie z wybieraniem strojów także dla innych. Tyle że jeszcze nie przywykła w pełni do nowej aparycji Mavelle i musiała zastanowić się, jakie barwy najlepiej będą komponowały się z blond fryzurą.
- Jeśli dobrze czytam tę mapę, to rzeka faktycznie jest Sekwaną, a my musimy skręcić w tę ulicę, a potem w kolejną uliczkę... - oświadczyła, ruszając w ulicę. Gdzieś daleko przetoczył się grzmot, coraz więcej kropli deszczu uderzało o ziemię. Pozostawienie rzeczy w hotelu, by móc wędrować swobodnie z parasolem, stawało się coraz bardziej kuszące.
- Co do perfum, ty możesz, mnie Potterowie nigdy nie wybaczą, jeśli ich zdradzę... - oświadczyła, skręcając w ciemną, boczną uliczkę, którą powinny wyjść ku ulicy, przy której znajdował się ich hotel. A kiedy usłyszała za plecami kroki, zniżyła głos i przechyliła głowę ku kuzynce. - Mav? Ktoś chyba za nami idzie.
Widziała ich w chwili, gdy skręciły w ulicę, i wtedy nawet komuś z rodzącą się paranoją nie przyszło do głowy, żeby się tym niepokoić. Ale już to, że teraz też skręcili za nimi w ten zaułek i przyspieszyli... to już było niepokojące.
W nozdrza Mavelle uderzył zapach trzech osób.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
broom broom
Throw me to the wolves and
I'll return leading the pack

Mavelle Bones
#4
30.11.2023, 21:06  ✶  
No właśnie - kto? A już na pewno nie te panny, które zresztą wprawione były w zarywaniu nocek; wszak czasem właśnie trzeba było przesiedzieć noc na służbie, a potem jeszcze ogarniać milion różnych spraw, zamiar odsypiać nockę w najlepsze. Ot, proza życia. Tak że niewykorzystanie tego czasu zdawało się być wręcz grzechem i nic to, że nocną porą raczej niewiele dało się tak naprawdę zobaczyć, przynajmniej w kontekście zakupowym. W kontekście krajoznawczym... hm, no ciemno trochę, zdecydowanie inaczej niż za dnia, ale przynajmniej będą mogły się przy okazji zorientować, gdzie można rano podejść, czyż nie? Zwłaszcza że z pewnością miną niejedną witrynę z wystawą sugerujacą, co w środku się znajduje...
  - W zasadzie to pewnie ze dwie tony, bo też chcę kupić... i nie zdziwię się, jeśli jedna cukiernia to będzie za mało - stwierdziła ze śmiechem w głosie. Dla siebie, dla najbliższych, dla współpracowników - lista naprawdę nie należała do krótkich. Co też, w połączeniu i z innymi planami zakupowymi mocno stawiało pod znakiem zapytania fakt, czy będą w stanie to wszystko popakować i udźwignąć w drodze powrotnej... chwała niebiosom za zaklęcia pomniejszające czy też zwiększające pojemność toreb, co nie zmieniało faktu, że nadal wszystkiego było bardzo dużo.
Jak nic, wrócą obładowane niczym wielbłądy... ale czyż można się dziwić? Wszak nie wiadomo, kiedy (i czy) uda im się jeszcze wyrwać na podobną wycieczkę...
  Zerknęła na Brennę z ukosa. Trzydziesta piąta rocznica ślubu, mhm, pamiętała, nie dało się zapomnieć, ale, ale... sukienka? No naprawdę...
  - Oczywiście że zamierzałam przyjść w spodniach. Limit noszenia sukienek na ten rok został wykorzystany - oświadczyła z pełnym przekonaniem w głosie, choć w głębi siebie wiedziała, że walka jest przegrana. Elise przecież naprawdę zeszłaby na zawał, a Brenna... Brenna przecież by nie pozwoliła na to. Więc tak, dokładnie tak, skończy się zupełnie tak samo, jak w przypadku balu charytatywnego, co nie znaczyło, że nie można sobie pomarzyć... - ... i to może nawet tych od munduru - dodała przekornie. A to już zapewne byłby szczyt szczytów. No dobra, może nie do końca, bo zawsze pozostawała opcja wyciągnięcia najbardziej powyciąganych, dziurawych portek, co się nadają już tylko do wycierania podłogi, ale to już chyba było za dużo, nawet jak na Mavelle. Chyba że byłaby bardzo, bardzo zła...? - Tak że nie, Promyczku, nie uda ci się ta sztuka, nie tym razem - oświadczyła jeszcze. Obiecanki-cacanki, czyż nie?
  - No to wyciągnijmy nogi, im szybciej to wszystko zostawimy, tym lepiej - stwierdziła, nieco przyspieszając - Zaraz zdradzisz... po prostu musisz umieć udowadniać, że ich perfumy są najlepsze, a żeby to zrobić, to jednak wypadałoby je najpierw na sobie przetestować, żeby móc zgasić niedowiarków - rzuciła żartobliwie. Tak, rodzinne koligacje nierzadko ułatwiały, ale i też utrudniały pewne aspekty... ot, nie dało się mieć ciastka i zjeść ciastka.
  Nie odwróciła się, by spojrzeć na idących za nimi. Jeśli myśleli, że trafili na dwie bezbronne kobiety... cóż. Na wszelki wypadek sprawdziła, czy jest w stanie łatwo dosięgnąć różdżki, ale tak po prawdzie - do sprania tyłków jej nie potrzebowała.
  - Czuję co najmniej trójkę - mruknęła w odpowiedzi - Możemy albo dać im nauczkę, albo już teraz strzelić zaklęciem i niech się zajmą sobą czy coś... - bo przecież czar nie musiał ranić - magią mogły sprawić, że niecne zamiary im z głowy wywietrzeją na tyle długo, że zdążą im zniknąć z oczu.
  Niby to przypadkiem poprawiła jeszcze plecak na ramieniu – bo przecież oczywiście nie mogła go normalnie założyć, tylko przewiesiła przez jedno – i już nie puściła szelki. Jeszcze nie. Niebo rozdarła błyskawica, kąpiąc świat na ułamek sekundy w świetle.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#5
01.12.2023, 14:35  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 01.12.2023, 14:36 przez Brenna Longbottom.)  
- Wiesz co? Kupmy trzy tony - zdecydowała Brenna. - Bo jedną zjemy jeszcze zanim stąd znikniemy.
Obrzuciła Mavelle pełnym rozbawienia spojrzeniem, kiedy ta oświadczyła, że nie uda się jej ta sztuczka tym razem. Nie komentowała tego nawet - bo przecież Bones wiedziała, że owszem, uda się, i Brenna wiedziała, że ona wie, i Mav wiedziała, że Brenna wie, że ona wie... i tak dalej. Na jej usta wypłynął uśmiech, całkiem szczery, i to mimo tego, że kolejny grzmot rozległ się już całkiem blisko, i że krople ziemi uderzały o ziemię, padły im na nosy, na głowy. Mimo wszystkich rewelacji, których dowiedziały się ledwo tego ranka - bo ostatecznie miały jakiś trop, a tym wszystkim mogły zająć się... nawet nie jutro. Pojutrze.
Dziś było lato, a one były we Francji.
Niestety, szybko okazało się, że burza nadciągała nie tylko w sensie metaforycznym.
- Nie możemy użyć zaklęć - mruknęła, unosząc głowę i spoglądając ku oknom na pierwszym piętrze uliczki, którą szły. W niektórych z nich płonęły światła. Jedno było otwarte na oścież, pomimo nadciągającej burzy. - Nie we Francji. Przed nami słychać jakieś głosy, ktoś może wyjrzeć z okien... a Ministerstwo tutaj...
W Wielkiej Brytanii Brenna nie wahałaby się długo. Ale we Francji? Co gdyby jakiś postronny mugol zobaczył, jak używają magii? Albo któryś z tej trójki uciekł? Szanse niewielkie, wciąż jednak istniejące. Zanim załatwiłyby sprawę w tutejszym Ministerstwie minęłaby cała noc, ba, może cały dzień. A nie mogły pozwolić sobie na przedłużenie wycieczki, nie wspominając już o tym, że Brenna po prostu nie chciała marnować tego krótkiego wypadu. Chciała zostawić swoje rzeczy w hotelu. Chciała przejść się wzdłuż Tamizy nocą. Chciała wpaść w ostatnich minutach otwarcia do cukierki i kupić paczkę makaronów, a potem powędrować wdłuż najmodniejszych ulic z butikami, popatrzeć na wystawy, by wiedzieć, gdzie wejść rano po sukienkę dla Mavelle - bo było oczywiste, że jakąś kupią, prawda?
I istniała duża szansa, że jeśli po prostu ich zauroczą i każą spadać, ta trójka poszuka innych, "łatwych" celów.
Po prostu chciała dać im nauczkę.
Może to była nadmierna pewność siebie, ale wierzyła, że z trzema dadzą sobie radę. Zwłaszcza, że ci byli podpici, zapach alkoholu uderzał wręcz w nozdrza Mavelle i wyczuwała go do pewnego stopnia nawet kuzynka.
- Biorę prawą stronę - rzuciła Brenna. Wcisnęła mapę do kieszeni, a potem gwałtownym ruchem zsunęła plecak z ramion, pozwalając, żeby upadł na wilgotną już ziemię. Odwróciła się dokładnie w tej samej chwili, w której tamci przyspieszyli. Jeden zawołał nawet coś przepitym głosem po francusku, ale Brenna rzecz jasna nie miała pojęcia, co. Liczyło się tylko to, że spróbował ruszyć w jej kierunku, wyciągając rękę, próbując pochwycić, i jeżeli nawet do tej pory istniała możliwość, że się pomyliły, że ta trójka przypadkiem szła w tę samą stronę, co one, to teraz wiedziały już, że na pewno tak nie było.
Na pewno nie spodziewał się tego, co zrobi Brenna - czyli że obróci się i zamiast krzyczeć, piszczeć, uciekać, coś tłumaczyć czy dać się złapać i umykać - po prostu... rąbnie go w nos.

Aktywność fizyczna, rąbnięcie w nos
Rzut PO 1d100 - 97
Sukces!


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
broom broom
Throw me to the wolves and
I'll return leading the pack

Mavelle Bones
#6
03.12.2023, 17:36  ✶  
- Tak, masz rację. Zatem postanowione, trzy tony – oświadczyła. Po jednej na zapas dla każdej z nich i jeszcze jedna do zjedzenia tutaj… tak, zdecydowanie będą wracały obładowane, aż miło, nie ma co zaprzeczać prawdzie prosto w oczy.
  Skrzywiła się lekko. Oczywiście Brenna miała rację; nie były na swoim terenie, ba, nie znajdowały się nawet w magicznej części miasta, żeby fruwające czary nikogo nie dziwiły i nie wymuszały interwencji amnezjatorów. Chociaż Bones akurat była skłonna zaryzykować – późno, dość ciemno, do tego błyskawice, więc od biedy czar szło uznać za oznakę furii żywiołów, więc może, może…
  … chociaż tak naprawdę nie było tu miejsca na „może”. Czy mogły ryzykować? Tak. Czy powinny? Bardzo niekoniecznie, a mimo wszystko Mavelle wolała nie musieć świecić oczyma przed własnym ojcem.
  Zresztą, samo danie nauczki tym, co za nimi szli, też brzmiało całkiem kusząco; nawet bardziej niż namącenie im w umysłach i tym samym nakłonienie do odpuszczenia sobie „rozrywek”, które najwyraźniej mieli zamiar sobie zapewnić. Czy to chodziło o wzbogacenie własnych portfeli czy też o gorsze, bardziej mroczne sprawy… Zresztą, jak dostaną po dupie, to może następnym razem tak z parę razy się zastanowią, zanim postanowią napastować bezbronne – pozornie – kobiety?
  - Świetnie – mruknęła. Najlepszą obroną był atak, więc nie, nie było co uciekać przed nimi, ile się tylko dało, oddając tym samym inicjatywę. Zresztą, do jasnej cholery, były wyszkolonymi brygadzistkami, a oni… podpijaczonymi typami, którzy mieli w głowach nie wiadomo do końca co, ale chyba wolała nie wiedzieć. Swojego plecaka nie porzuciła, czyniąc za to z niego przedłużenie swojej własnej ręki – wykorzystując siłę pędu (ot, płynącą choćby z obrotu…) wymierzyła w bok tego, co znajdował się najbardziej po lewej, byleby tylko wytrącić go z ruchu. Trzeci, środkowy… trzeci miał wybór, znikomy, ale zawsze. Natychmiastowe salwowanie się ucieczką bądź kopniak w klejnoty rodowe, zapewne...

AF
Rzut Z 1d100 - 18
Akcja nieudana
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#7
03.12.2023, 17:40  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 03.12.2023, 17:44 przez Brenna Longbottom.)  
Rzuty npc

Źle wybrali.
Wyglądały na idealne ofiary. No, prawie idealne - bo jak na kobiety obie były wysokie. Ale bagaże, prowadzona po angielsku rozmowa, mapa w ręku, to wszystko sugerowało, że są nie tutejsze, może nawet zagubione. Samotne nocą w wielkim mieście. W ciemnościach ciężko było przyjrzeć się im uważnie, dostrzec drobne szczegóły: jak to, że żadna z nich nie jest drobniutka, że ich dłonie nie są wypielęgnowane, że nie są szczupłe tą szczupłością, wynikającą z reżimu diety, a raczej taką, która sugeruje istnienie mięśni.
Źle trafili. Nawet gdyby nie przeszły obie twardego szkolenia pod okiem Jeremiaha Longbottoma, wciąż były czarodziejkami.
Tyle że one tej nocy nawet nie potrzebowały różdżek.
Kość trzasnęła, kiedy pięść Brenny uderzyła prosto w nos. Krzyknął i zatoczył się. Nie był ostatecznie żołnierzem, a przypadkowym rzezimieszkiem - złamany nos oznaczał zaś ból, szok, krew spływającą po twarzy i przede wszystkim: załzawione oczy, utrudniające dalszą walkę. Ten nawet zresztą jej nie podjął, i Brenna bez większego trudu odepchnęła go ku ścianie.
Niestety, nie zdążyła zablokować ataku drugiego mężczyzny, który rzucił się na pomoc koledze. Jego pięść trafiła ją tak, że i ona poleciała w tył, niemal natychmiast jednak obróciła się, odwdzięczając się mu kopniakiem, który posłał go na ziemię, wilgotną od deszczu.
Tymczasem trzeci z mugoli umknął przed ciosem plecakiem, który chciała zadać Mavelle, ale kiedy sam zaatakował, uczynił to na tyle niezgrabnie, że Bones bez większych problemów zdołała uciec przed jego pięścią.

Obrona
Rzut PO 1d100 - 25
Akcja nieudana

iii atak
Rzut PO 1d100 - 55
Sukces!


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
broom broom
Throw me to the wolves and
I'll return leading the pack

Mavelle Bones
#8
06.12.2023, 23:05  ✶  
Źle wybrali - i właśnie się o tym przekonywali, choć jeszcze nie tak boleśnie, jak Mavelle mogłaby sobie życzyć, w swej irytacji. Bo przecież spudłowała, a może mimo pijaństwa ostrzegł go w ostatniej chwili instynkt, który pozwolił na umknięcie? Szczegół, że to za wiele nie mogło pomóc. Nie mogło, bo nie wziął nóg za pas, nie uciekał, aż się kurzyło (co byłoby podjęciem najlepszej decyzji tej nocy), ciągnąc za sobą kamratów.
  A kuzynki... no raczej nie ma co się spodziewać, że nagle zaczną piszczeć i same szukać, gdzie pieprz rośnie, skoro ich reakcją było stawienie nieproszonym "towarzyszom" czoła? Podpowiedź: na pewno nie robił tego we Francji, a przynajmniej Bones nic o tym nie wiedziała, toteż te poszukiwania z góry były skazane na niepowodzenie. O ile w ogóle by zechciały się ich podjąć, a na to się nie zanosiło. No, chyba że nagle pojawiłoby się znacznie więcej "wesołych" panów, a ich przewaga bardzo niebezpiecznie by stopniała, przez co miałyby pożar pod własnymi stopami.
  Ale tak, źle wybrali...
  I nadal wybierali źle. Czy to męska duma, czy to niedowierzanie, że nie idzie po ich myśli - nieistotne; dwie wyszkolone kobiety (i trzeźwe), które naprawdę nie potrzebowały magii, kontra zwyczajni mugole z niewątpliwie szumiącymi głowami - raczej wątpliwe, by u bukmacherów chętnie stawiano na napastników, nawet jeśli początkowo wydawałoby się, że Bones pozwoliła plecakowi wymsknąć się z jej dłoni, ostatecznie stawiając na siłę własnych rąk. I choć tyle, że uniknęła jego pięści (jak się zastanowić - byłby to wręcz wstyd, gdyby dała „poprawić” sobie urodę…) - tyle że na samym unikaniu nie zamierzała, oczywiście, poprzestać.
  Bo jaka by była wtedy nauczka?
  Ale unik jak unik; odruchowo spróbowała złapać wyciągniętą w jej stronę rękę, żeby jeszcze nią szarpnąć i… a jak, nie planowała mieć litości. Najmniejszej. Celowała kolanem w strategiczne dla mężczyzny miejsce…

Rzut Z 1d100 - 76
Sukces!
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#9
07.12.2023, 09:19  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 07.12.2023, 09:45 przez Brenna Longbottom.)  
(nie)szczęśliwy rzut npca

Gdyby miały do czynienia z osobami lepiej wyszkolonymi, mniej pijanymi albo po prostu spodziewającymi się twardego oporu - może nie poszłoby im tak łatwo. A przynajmniej tak uważała Brenna i kiedy mężczyzna pchnięty wcześniej na ścianę rzucił się ku niej, ale tak niezgrabnie, że jej kolejny cios posłał go na ziemię obok kolegi, czuła się tym niemal... zirytowana. Zirytowana, że tak łatwo poszło, bo skoro już zepsuli im ten wieczór, skoro jej twarz, którą zdołali raz uderzyć - nawet jeżeli niezbyt mocno - pulsowała bólem, to mogliby być twardszymi przeciwnikami. Dać jej szansę na wyładowanie narastającego w niej gniewu: o ten zepsuty wieczór właśnie i o to wszystko, co usłyszały rano od specjalisty i o czym nie chciała myśleć. O ostatnie tygodnie i miesiące, o puste miejsce przy stole w Warowni, o śmierć Jase'a, o widmowe twarze martwych dzieci, i o wszystkie myśli pleniące się w głowie po Beltane i po zejściu z przeklętego statku.
Zaraz jednak, widząc, jak Mavelle zadaje cios w bardzo strategiczne miejsce, tak że jej przeciwnik krzyknął i zwinął się, pojękując boleśnie, odetchnęła, raz, drugi, trzeci. Adrenalina opadła, chłodne krople padające na twarz ostudzały gorącą głową. To byli tylko mugole. Nic nie warci, owszem, ze względu na to, że chcieli okraść dwie samotne i jak sądzili bezbronne kobiety, ale mugole. Nie powinna pozwalać, aby poniosła ją złość. Nie mogła wyładowywać na nich własnej wściekłości o to, że walił się świat.
Z trudem zwalczyła chęć podejścia bliżej, by wymierzyć zbierającemu się z ziemi człowiekowi cios pomiędzy żebra. Jakaś jej część bardzo chciała to zrobić, ale Brenna bała się - bała się, że to uczucie mogłoby spodobać się jej za bardzo.
- Spierdalać - poinstruowała, a na wypadek, gdyby nie zrozumieli po angielsku nawet tego krótkiego komunikatu, machnęła jeszcze ręką w stronę wylotu alejki. Jeden z mężczyzn zebrał się i oglądając na nie, pomógł temu kopniętemu przez Mavelle. Trzeci wstawał z trudem, a Brenna nie mogła oprzeć się odrobinie satysfakcji, na widok jego zalanej krwią i łzami twarzy.
Złamany nos. Zdecydowanie.
Przynajmniej tej nocy nie zdołają nikogo skrzywdzić.
Dopiero gdy docierali do wylotu alejki, jeden z nich wykrzyczał jakieś przekleństwa, ale Brenna nie zwróciła już na to uwagi. Niech psy szczekają.
- W porządku, Mav? - upewniła się, przykucając, by podnieść swój plecak, teraz wilgotny od deszczu. Wyciągnęła różdżkę, aby ukradkiem go osuszyć - pochylając się i osłaniając sobą na wypadek, gdyby ktoś patrzył na nich z okien. Narobili tu w końcu nieco hałasu.
Gdzieś nad nimi przetoczył się grzmot, a niebo przecięła błyskawica.

Rzut PO 1d100 - 73
Sukces!


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
broom broom
Throw me to the wolves and
I'll return leading the pack

Mavelle Bones
#10
08.12.2023, 16:57  ✶  
Trudno, bardzo trudno było nie poczuć swego rodzaju satysfakcji, że jej cios sięgnął celu. Nie przytrzymywała (nie)szczęśnika (chcącemu nie dzieje się krzywda, więc to „nie” jakieś takie mocno naciągane; wprawdzie nie mogli się spodziewać, że trafią na wyszkolone kobiety, ale… chyba musieli mieć z tyłu głowy możliwość, że panienki nie będą bezbronnie piszczeć wniebogłosy, co?
  Odstąpiła, zerkając kontrolnie, co dzieje się u Brenny – wyglądało na to, że znakomicie poradziła sobie ze swoimi przeciwnikami. Świetnie, może następnym razem zastanowią się z kilka razy, a może jednak, jakimś cudem (bo to musiałby być cud, żeby rozumu nabrali) następny raz nigdy nie nastąpi.
  Szkoda, że byłoby chyba wręcz zbyt pięknie.
  - Dobra robota – rzuciła pod adresem kuzynki, bardzo chłodnym spojrzeniem odprowadzając trójkę niedoszłych napastników. Skłamałaby, gdyby stwierdziła, że nie przyszło jej na myśl na pożegnanie ugryźć ich jeszcze w zadek, ale raz, że myśl o poczuciu tych zadków w pysku wręcz brzydziła, a dwa – jak będą potem tłumaczyć, że ni z gruszki, ni z pietruszki, w środku miasta pojawiło się wilczysko?
  - To raczej ich należałoby pytać – zakpiła lekko, schylając się po plecak. Znaczy się, z nią samą najwyraźniej wszystko było w jak najlepszym porządku… ale czy na pewno? Złapała swój bagaż, uniosła, chyba z zamiarem zarzucenia go na ramię i… błysk. Kolejny.
  Deszcz się nasilał, żywioł uwalniał swą furię. A Bones… Bones może i zakpiła, lecz przecież też była zła. Ta trójka? To tylko kropelka w całej czarze pełnej goryczy. Uniosła twarz ku niebu, tknięta jakąś dziwną myślą. Złość. Zła. Błysk. Zdawała się nie czuć, jak strugi wody po niej spływają. Wtedy też była zła, kiedy, kiedy…
  … jak mogła tego nie pamiętać? Zarzutów, że jak to, chce wyskoczyć na miasto? I to nie po to, żeby zakupy zrobić, a się spotkać? I nie, pewnie nawet nie z kuzynką, tylko jakimś, jakimś…
  Aż zacisnęła mocno szczęki i dłonie. Tyle czasu.
  Tyle czasu i nadal ją to wkurwiało, nawet jeśli ten buc stał się już przeszłością i jedynie błotem, które strzepywała ze swych butów.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Mavelle Bones (2158), Brenna Longbottom (2274)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa