• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna v
« Wstecz 1 … 4 5 6 7 8 9 Dalej »
[26.06.72] Należy się za talerzyk

[26.06.72] Należy się za talerzyk
Dama z Lumos
Kasztanowe włosy zwykle ma ciasno spięte, odsłaniając bladą, trochę piegowatą twarz. Oczy ma jasne, o uważnym spojrzeniu. Około metr sześćdziesiąt dziewięć wzrostu.

Florence Bulstrode
#1
06.12.2023, 12:18  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 10.07.2024, 21:49 przez Eutierria.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Florence Bulstrode - osiągnięcie Pierwsze koty za płoty
Sesja rozliczona przez Camille Delacour - Piszę, więc jestem
wiadomość pozafabularna
Należy się za talerzyk
Znalazłeś się w miejscu, w którym zaskoczyła cię grupa czarodziejów. Okazało się, że świętują magiczne zaślubiny. Towarzystwo było bardzo energiczne, do tego zdecydowanie wypili już dużo alkoholu. Mieli wyśmienite nastroje. Założyli, że jesteś jednym z przyjaciół młodej pary, chociaż nie kojarzyli twojego imienia. Idealny moment, aby skorzystać z sytuacji i wprosić się na czyjeś wesele. Taka okazja nie zdarza się często...

Florence Bulstrode czasem bywała na weselach. Raczej rzadko - nie miała wielu przyjaciół, a większość członków rodziny z młodszego pokolenia jeszcze nie weszła w stałe związki - niemniej rodzinne uroczystości tego typu się zdarzały. I chociaż nigdy nie była wielką ich wielbicielką, nie próbowała też unikać udziału w takich fetach, traktując to jako swego rodzaju obowiązek.
Nawet talent jasnowidza nie sprawił jednak, że przewidziałaby, że tego wieczora znajdzie się na przyjęciu weselnym pary młodej, której absolutnie nie znała, w otoczeniu ludzi, z których większości nie kojarzyła.
A wszystko dlatego, że kiedy tłum obcych, elegancko ubranych, podpitych ludzi porwał ją ze sobą, założyła w pierwszej chwili, że w restauracji na Pokątnej, w której odbywała się zabawa, ktoś potrzebował pomocy uzdrowiciela. Inaczej stawiłaby bardziej zdecydowany opór, bo Bulstrode nie należała do osób wchodzących gdzieś wbrew swojej woli. Dopiero za progiem, kiedy zaczęto dopytywać ją, skąd zna Luisę, ją samą uparcie nazywając Michellą, Florence zrozumiała, że najwyraźniej wzięto ją za przyjaciółkę panny młodej. Nie uznała za stosowne prostować nieporozumienia, bo jej rozmówca wyglądał, jakby mógł zaraz się przewrócić - i odeszła po prostu, nie dając się porwać do tańca.
Nie wyróżniała się specjalnie z tłumu, choć była ubrana dużo mniej szykownie niż większość bawiących się dam. W końcu nie wybierała się tego wieczora na żadne wesele, a wracała z wizyty u krewnej. Kasztanowe włosy spięła w ciasny kok, blada twarz nie nosiła śladu makijażu, sukienka, którą miała na sobie, była niebieska i skromna w kroju i raczej z gatunku tych nie rzucających się w oczy.
- Hm - mruknęła, stojąc nieco z boku i obserwując z pewnym zamyśleniem, jak tłum niezamężnych panien rusza gromadnie na środek sali, by szykować się do chwytania bukietu. Jej, na szczęście, nikt tam nie wypychał - może dlatego, że owszem, była panną, ale miała swoje lata, a skoro prawie nikt jej tu nie znał, nikt też nie wiedział, że nie miała męża. Spojrzenie jasnych oczu Florence przemknęło ku najbliższemu wyjściu. Mogłaby ruszyć tam już teraz, ale musiałaby przejść obok tego tłumku dziewcząt, gotowych walczyć o kwiatki najwyraźniej na śmierć i życie, zdecydowała więc, że chwilę poczeka.
- Camille Delecour - mruknęła, gdy obejrzała się i dostrzegła w pobliżu twarz, którą jednak rozpoznała.
Tło narracyjne
koniecpsot1972
zasady korzystania
rzuty kością
Czarodziej nieznanego statusu krwi, będący baśniopisarzem oraz autorem książki Baśnie Barda Beedle'a. Żył w XV wieku, ale większość jego życia pozostaje dla nas tajemnicą.

Bard Beedle
#2
06.12.2023, 22:15  ✶  
Camille została zaproszona na to przyjęcie jako osoba towarzysząca. Rodzice nalegali, żeby przyjęła zaproszenie, a Delacour nie zdecydowała im się postawić - w ten oto sposób blondynka wylądowała na przyjęciu wśród ludzi, których w ogóle nie kojarzyła, a którzy wypili zdecydowanie za dużo alkoholu. Jej na szczęście to nie dotyczyło, bo jakimś cudem od nastoletnich lat przejawiała odporność na tego typu truciznę. Mogła rozkoszować się winem w znacznych ilościach i nie wpływało to na jej umysł tak, jak na innych. Co nie oznaczało, że zamierzała pić tyle, by przekonać się, ile jest w stanie wytrzymać.

Jej "randka" odpłynęła gdzieś, zapewne pod stół. Camille uznała, że to czas najwyższy się ewakuować. Kierowała się ku drzwiom, poprawiając tylko z pozoru niedbały kok ze słomkowoblond włosów, gdy usłyszała swoje imię. Odruchowo poprawiła granatową sukienkę, rozkloszowaną, za kolano, z niewielkim dekoltem, który więcej zasłaniał niż odsłaniał. Mimo że Camille była w swoim mniemaniu piękna, to pielęgnowała to piękno lekkimi makijażami i skromnymi ubraniami, wiedząc że właśnie w takiej wersji wygląda najlepiej. Chwyciła mocniej za torebkę.
- Florence, cóż za niespodzianka - uśmiechnęła się do kobiety, lekko kiwając jej głową na powitanie. Nie ukrywała jednak zaskoczenia tym, że ją tu zobaczyła. - Nie spodziewałam się, że cię tu zastanę. Jesteś od panny młodej, czy pana młodego?
Ktoś potrącił Florence i wybełkotał "szam", co chyba miało oznaczać przeprosiny. A potem puścił wcale nie eleganckiego pawia tuż pomiędzy swoje nogi, obok Florence i Camille.
Dama z Lumos
Kasztanowe włosy zwykle ma ciasno spięte, odsłaniając bladą, trochę piegowatą twarz. Oczy ma jasne, o uważnym spojrzeniu. Około metr sześćdziesiąt dziewięć wzrostu.

Florence Bulstrode
#3
07.12.2023, 08:53  ✶  
- Sama nie spodziewałabym się, że ktoś mnie tutaj zastanie - przyznała Florence uczciwie i zapewnie nieco niezrozumiałe dla kogoś, kto nie znał całej sytuacji. Zwróciwszy spojrzenie jasnych, chłodnych oczu ku Camille, nie zdążyła dostrzec i w porę się odsunąc przed mężczyzną, który chwilę później ją potrącił. Nie miała więc nawet szansy dodać, że właściwie to nie jest z żadnej strony. Ktoś inny mógłby cieszyć się okazją do darmowej zabawy, ale Florence... nie była zbyt rozrywkowa.
Twarz jej nie drgnęła. Nie znosiła nieporządku, nie cierpiała takich rzeczy i nie tolerowała nadmiernego pijaństwa - a moment, gdy usiłowałeś zwrócić zawartość własnego żołądka z pewnością oznaczał, że wypiłeś o wiele za dużo - ale była uzdrowicielką. Pacjenci cuchnący, wymiotujący, pokryci ropnymi bąblami, wypustkami, śluzem i co jeszcze udało się im jakimś cudem sobie zrobić, stanowili pewną codzienność.
- Sugeruję, aby pan usiadł. Natychmiast - powiedziała zimno, cofając się od niego i od plamy na podłodze. Sięgnęła po różdżkę i machnęła nią, usuwając tę przykrą... pamiątkę.
- Goście muszą się bawić wprost doskonale, skoro są w takim stanie, gdy dopiero przychodzi pora na... łapanie bukietu? - powiedziała, spoglądając w stronę dam, które tłoczyły się na środku. Kilka z nich stało spokojnie, jedna czy dwie wyglądały, jakby wcale nie chciały tam być, ale parę, w tym przynajmniej jedna mocno podpita, przepychały się z przodu, usiłując zająć jak najlepsze miejsce. - Jest coś zabawnego w tym, że ludzie zdają się wierzyć, że dostanie paru kwiatów w rękę zapewni im małżeństwo. Ktoś mógłby pomyśleć, że takie magiczne myślenie to domena mugoli.
Mogła brzmieć jak absolutna sceptyczka wobec wszelkich wróżb... choć przecież sceptyczną wcale nie była. Jej spojrzenie sięgało czasem w przyszłość, a w rodzie miała licznych jasnowidzów utalentowanych o wiele bardziej od niej, zdolnych odczytywać symbole z dna filiżanki i szklanej kuli. Ale nie, nie wierzyła, że lotem wiązanki kierowało cokolwiek poza przypadkiem, a tym, kto ją złapie - cokolwiek poza tym, która kobieta jest bardziej zdeterminowana.
Chociaż może o to chodziło. Ta determinacja stanowiła pewnego rodzaju wróżbę.
- Mam nadzieję, że dobrze się bawisz, Camille. Osobiście planuję zaraz wyjść, poczekam tylko aż panna młoda wreszcie rzuci te kwiaty. Obawiam się, że inaczej przechodząc obok mogłabym zostać stratowana. Niektóre z nich wyglądają na bardzo zdecydowane.
Tło narracyjne
koniecpsot1972
zasady korzystania
rzuty kością
Czarodziej nieznanego statusu krwi, będący baśniopisarzem oraz autorem książki Baśnie Barda Beedle'a. Żył w XV wieku, ale większość jego życia pozostaje dla nas tajemnicą.

Bard Beedle
#4
07.12.2023, 13:56  ✶  
Camille odskoczyła, gdy wstrętna, śmierdząca maź wylądowała na podłodze, prawie plamiąc jej buty. Skrzywiła się widocznie, bo to nie tak, że nie lubiła obrzydliwości - oczywiście że ich nie lubiła, ale była do nich przyzwyczajona. Przecież pracowała w szpitalu, więc widok różnego rodzaju płynów, uciekających z ciał pacjentów, był dla niej chlebem powszednim. Teraz jednak było inaczej, bo Delacour była tu prywatnie. No, prawie prywatnie.
- Tak, bawią się trochę za... Intensywnie - przyznała jej rację, ściągając brwi w grymasie niezadowolenia. Odsunęła się jeszcze trochę od miejsca, w którym przed chwilą były wymiociny. Mimo że Florence je uprzątnęła, to jakoś miała opory, by stać blisko. Podążyła wzrokiem za wzrokiem koleżanki i uśmiechnęła się. Chrząknęła cicho.
- Wiesz, mam wrażenie, że tonący brzytwy się chwyta. Niby mówią, że to tradycja, ale patrząc na to, z jakim zapałem szykują się do złapania bukietu... - pokręciła głową. Florence wiedziała, że Camille nie miała nikogo - inaczej pewnie ta osoba byłaby co najmniej kilka razy w szpitalu. Co było dość dziwne, bo rodzina Delacour znana była nie tylko z czystej krwi ale i dość wczesnego zamążpójścia. Ale najwyraźniej Camille miała taryfę ulgową - bo w końcu praca w Mungu sama w sobie była prestiżem.

Blondynka pokręciła głową i dyskretnym ruchem wskazała na jeden ze stolików, przy których siedziało pół tuzina mocno pijanych mężczyzn. Jeden spał na krześle, drugi powstrzymywał torsje, pozostali śpiewali i przepijali do siebie, komentując kobiety, ustawiające się w grupkę by złapać wianek.
- Przyszłam tu jako osoba towarzysząca na prośbę rodziców. Dość szybko jednak okazało się, że moja randka nie jest zainteresowana kimś w moim wieku, więc poszedł do kumpli się napić. To ten, który zaraz będzie wymiotował - powiedziała cicho, wzruszając ramionami. Chyba nawet Florence znała definicję dobrej zabawy - to nią zdecydowanie nie było.- Też miałam się ulatniać, nawet nie zauważy mojego wyjścia. Chciałam tylko pogratulować młodym, bo to niekulturalne tak wychodzić. Co tu robisz, tak swoją drogą?

Jednak nie dane było kobiecie odpowiedzieć, bo panna młoda właśnie rzuciła wiązankę. Nagle całą restaurację wypełniły piski i krzyki, gdy pijane i chyba bardzo zdesperowane kobiety rzuciły się na bukiet, dosłownie tratując się nawzajem. Deptały po sobie, uderzały łokciami i ciągnęły za włosy.
Dama z Lumos
Kasztanowe włosy zwykle ma ciasno spięte, odsłaniając bladą, trochę piegowatą twarz. Oczy ma jasne, o uważnym spojrzeniu. Około metr sześćdziesiąt dziewięć wzrostu.

Florence Bulstrode
#5
07.12.2023, 16:36  ✶  
- Hm... nie nazwałabym tego intensywnością - stwierdziła Florence z pewnym zastanowieniem, a na jej usta wypłynął uśmiech. Ledwo widoczny, który dość szybko znikł, ale istniał przez moment. Ostatecznie matka Bulstrode była Prewettówną, chociaż więc sama Florence wdała się raczej w ród ojca i nie należała do najbardziej rozrywkowych na świecie, to widywała już bardziej intensywne zabawy. - Problemem jest raczej rodzaj tej rozrywki - dodała, wiodąc spojrzeniem za mężczyzną, który ledwo chwilę wcześniej omal nie zwymiotował im na buty.
- Nie zaskakuje mnie, że pragną małżeństwa, ale wiara w takie przesądy już owszem - oświadczyła, patrząc, jak z kotłowaniny rąk i nóg wreszcie wyłoniła się dziewczyna, która pochwyciła bukiet. Włosy miała rozczochrane, sukienka zsunęła się jej z ramienia, ale w oczach krył się triumf.
Florence nie potępiała tych dziewczyn za to, że chciałyby wyjść za mąż. Dlaczego by nie? Większość kobiet pragnęła kochać i być kochaną. Jeżeli nawet nie - społeczeństwo kładło na nie presję, że zrobić to powinny, a jeżeli się im nie uda, coś z nimi nie tak. Sama Bulstrode, wychowywana w rodzinie czystej krwi, też zresztą kiedyś sądziła, że za mąż wyjdzie. Na jej palcu nie było ostatecznie obrączki, trochę dlatego, że pochłonęła ją praca, trochę, bo nie napotkała nikogo odpowiedniego, a trochę, bo dwa związki w jej życiu rozpadły się. Jeden, bo była zbyt zajęta, drugi, bo tak wybrała.
Może czasem żałowała odrobinę, ale Florence Bulstrode zwykle patrzyła raczej w przyszłość i należała do osób zbyt pewnych swego, aby takie rzeczy napawały ją przykrością.
- Czy twoi rodzice mają jakieś powody, by darzyć cię dozgonną nienawiścią? - spytała, unosząc cienkie, idealnie równe brwi, gdy spojrzała we wskazaną przez Camille stronę i odkryła, że najwyraźniej kolejny delikwent szykował się właśnie do wymiotów. Nikt nie zwracał na to uwagi, bo oto wywoływano panów do łapania muszki pana młodego.
Ten człowiek nie wyglądał jak ktoś, z kim ktokolwiek chciałby pójść na randkę. Ale może widziała go w złym momencie. Prawdopodobnie miał jakieś dobre strony.
Po prostu Florence nie potrafiła ich dostrzec.
- Obawiam się, że trafiłam tutaj przypadkiem. Jakiś delikwent mnie tutaj wprowadził. Sądziłam, że potrzebują uzdrowiciela, więc za nim poszłam, ale najwyraźniej z kimś mnie pomylił.
Tło narracyjne
koniecpsot1972
zasady korzystania
rzuty kością
Czarodziej nieznanego statusu krwi, będący baśniopisarzem oraz autorem książki Baśnie Barda Beedle'a. Żył w XV wieku, ale większość jego życia pozostaje dla nas tajemnicą.

Bard Beedle
#6
08.12.2023, 11:14  ✶  
Camille podążyła wzrokiem do kobiety, która złapała bukiet. Słuchała tego, co mówiła Florence, i przez myśl jej przeszło, że ją to dziwi. Nie samo szukanie partnera czy ożenku, ale ta desperacja. Stać je było na więcej, a w gruncie rzeczy staropanieństwo nie było takie złe, jeżeli kochało się samego siebie. Może w tym tkwił klucz? Żeby pokochać siebie, nauczyć się przebywać w wyłącznie swoim towarzystwie, mieć pasje, pracę i dopiero później można było obdarzyć silnym uczuciem drugą osobę?
- Raczej zdesperowani - odpowiedziała, zerkając na znajomą. Uśmiechnęła się lekko, wzruszając przy tym ramionami. - Pragną pokazać, że mimo wieku wciąż powinnam myśleć o założeniu rodziny. Z początku myślałam, że odpuścili, ale lubią mnie zaskakiwać.

Mężczyźni byli w zdecydowanie gorszym stanie, niż kobiety. Widać jednak było ogromną różnicę w zachowaniu - i to nie była reakcja spowodowana przez alkohol. Panowie niezbyt palili się do ustawiania w gromadce i szykowania do łapania muchy młodego. Nieśpieszno im było do ożenku? A może, podobnie jak Florence, nie rozumieli tej tradycji? Lub po prostu myślami byli już gdzie indziej, dalej, najpewniej przy stolikach, które uginały się pod jedzeniem i alkoholem. Mimo iż na blatach rozstawiono wina, soki i wodę, to zdecydowanie te najmocniejsze alkohole znikały jako pierwsze.
- Myślę, że jednak będą potrzebowali uzdrowiciela - powiedziała poważnie, wskazując dłonią na jedną z kobiet. Jej twarz zalana była krwią. Miała rozcięty łuk brwiowy, a jucha z nosa zalewała jej piękną, niebieską suknię. Bez czekania na Florence Camille uniosła brwi na kobietę, przy której stały dwie inne panie, próbując zmyć krew serwetkami. Naprawdę - serwetki? Delacour westchnęła cicho, widząc tę nieudolną próbę zatamowania krwotoku.
Dama z Lumos
Kasztanowe włosy zwykle ma ciasno spięte, odsłaniając bladą, trochę piegowatą twarz. Oczy ma jasne, o uważnym spojrzeniu. Około metr sześćdziesiąt dziewięć wzrostu.

Florence Bulstrode
#7
08.12.2023, 16:45  ✶  
Florence mogła tylko współczuć Camille. Jej rodzice wprawdzie też chcieliby, aby Bulstrode wyszła za mąż, ale doskonale znając charakter córki, odpuścili próby popychania jej ku przypadkowym kandydatom. A sama Florence nie była przeciwna idei małżeństwa - ale po prostu... nigdy nie zgodziłaby się być ani ozdóbką u ramienia męża, ani opcją zapasową, ani nie poślubiłaby kogoś, kogo nie szanowałaby i kto nie szanowałby jej.
W świecie czystej krwi to eliminowało większość kandydatur. A chociaż poślubiłaby kogoś półkrwi, gdyby głęboko go pokochała, to rodzice pewnie ciężko by to znieśli i może nawet ją wydziedziczyli.
- Mówisz, jakbyś już była staruszką, Camille. Nie stoisz przecież nad grobem - skwitowała tylko jej słowa o wieku, będącym przeszkodą. Chociaż w istocie wiedziała, że faktycznie nią jest: zwyczajnie większość czystokrwistych powyżej trzydziestego piątego roku życia miała już żony.
Skierowała spojrzenie w stronę wskazaną przez Delecaur. A już miała zamiar pożegnać się i skierować się do drzwi... Nie pozwoliła jednak, aby z jej ust uciekło westchnienie. Zamiast tego ruszyła przez salę zdecydowanym krokiem, prosto ku pokrzywdzonej kobiecie.
- Jeśli chcecie się jej na coś przydać, lepiej idźcie do apteki obok i kupce eliksir Wiggenowy - powiedziała surowym tonem, bezceremonialnie zabierając papierowy ręcznik z ręki jednej z kobiet. - Jestem uzdrowicielem. Proszę unieść głowę i na mnie spojrzeć. Ma pani mdłości albo zawroty głowy? - spytała. Ręcznik wylądował na podłodze, Florence natomiast ujęła poszkodowaną pod brodę i machnęła różdżką, rzucając zaklęcie, które zatamuje krwawienie. Efekty takiej magii, niestety, nie były trwałe, by więc w pełni je zagoić potrzebowały mikstur, ale sztuczne podtrzymanie krwotoku dawało dość czasu, aby ten nieco minął i by założyć opatrunki...
Tło narracyjne
koniecpsot1972
zasady korzystania
rzuty kością
Czarodziej nieznanego statusu krwi, będący baśniopisarzem oraz autorem książki Baśnie Barda Beedle'a. Żył w XV wieku, ale większość jego życia pozostaje dla nas tajemnicą.

Bard Beedle
#8
08.12.2023, 17:48  ✶  
- Dla niektórych właśnie nad własnym grobem tańczę, i to samotnie - mrugnęła jeszcze do Florence, bo chociaż wiedziała, że kobieta wydaje się być górą lodową, to miała jakieś uczucia. Każdy je miał, a Bulstrode nie musiała ich po prostu okazywać. Camille ją lubiła za fachowość, profesjonalizm i poczucie misji, które miała. Tak jak teraz. Gdy tylko Delacour wskazała zakrwawioną kobietę, to nie zdążyła dobrze opuścić ręki, bo Florence już popędziła w tamtym kierunku. Ona była tu zbędna - i w sumie dobrze, bo dzięki temu ocali swoją kreację. Gdyby były w szpitalu, to pewnie uważałaby inaczej, ale była tutaj prywatnie, ubrana naprawdę elegancko, poza tym lubiła tę sukienkę i wolałaby, żeby jej ubrania nie miały teraz styczności z krwią. Czy też wymiocinami.

Kobiety spojrzały na siebie niepewnie, lecz gdy tylko Bulstrode powiedziała, że jest uzdrowicielką, jedna - ta najbardziej trzeźwa - kiwnęła głową i od razu popędziła do wyjścia, nieomal popychając Camille. Blondynka westchnęła i stanęła obok, delikatnie kładąc ręce na barkach dwóch pozostałych dziewczyn.
- Nic jej nie będzie, idźcie się bawić dalej - powiedziała stanowczo, lekko popychając kobiety w stronę parkietu. By tylko przeszkadzały.
- Strasznie boli - poszkodowana płakała, a łzy mieszały się z krwią. Nos nie był złamany, ale musiał potężnie oberwać. Gorzej było z łukiem brwiowym, bo dopóki Florence nie rzuciła zaklęcia, krew dosłownie zalewała jej oczy. Nagle ją wyraźnie zemdliło. Szybko uniosła dłoń do ust, ale ostra w zapachu, żółto-czerwona od wina lawa wydostała się spomiędzy ust kobiety.
- Mocno uderzyła - stwierdziła Camille, bo skoro miała zawroty głowy i wymiotowała, to nie było innego wyjścia. Chyba że była aż tak pijana, ale nie wyglądała na aż tak nawaloną. Delacour machnęła różdżką, pozbywając się wymiocin z kobiety, jej ubrań i podłogi. Zaczęły zwracać na siebie uwagę, muzyka jakby przycichła.
Dama z Lumos
Kasztanowe włosy zwykle ma ciasno spięte, odsłaniając bladą, trochę piegowatą twarz. Oczy ma jasne, o uważnym spojrzeniu. Około metr sześćdziesiąt dziewięć wzrostu.

Florence Bulstrode
#9
08.12.2023, 23:43  ✶  
Florence Bulstrode była osobą bardzo pewną siebie i bardzo zdecydowaną – prawdopodobnie aż przesadnie. (Chociaż, gdyby ktoś jej to powiedział, z pewnością uznałaby, że opowiada bzdury, bo we własnym mniemaniu była akurat tak pewna siebie, jak potrzeba. Cóż, zdanie o sobie też miała dość wysokie.) Nie wahała się więc, i nie przejmowała krwią, która ściekała jej po rękach – chociaż kiedy dziewczyna zaczęła wymiotować, cofnęła dłonie dość gwałtownym gestem.
– Prawdopodobne wstrząśnienie mózgu – zawyrokowała, chociaż mógł to być też skutek nadmiaru alkoholu. Ucieszyła się w duchu, że Camille chociaż uprzątnęła tę paskudną papkę, bo Florence w takich chwilach zawsze jednak wzdrygała się wewnętrznie. Zapach za to jeszcze przez chwilę wwiercał się jej w nozdrza. – Proszę siedzieć i się nie ruszać. Poczekamy na eliksir wiggenowy i przetransportujemy panią do szpitala.
– Ale… ale wesele…
– Nie będzie się tutaj pani bawić dobrze w takim stanie – zapewniła Florence. – Proszę się nie obawiać, do jutra wieczorem dojdzie pani do siebie – stwierdziła, rozmyślając o tym, że na to wesele chyba trafiły najbardziej szalone osoby w Londynie. Wyszeptała kolejne zaklęcie, tym razem mające pomóc z nosem – chociaż wciąż wiedziała, że bez mikstur i porządnych badań się tutaj nie obejdzie. A potem zwróciła spojrzenie na Camille, która była tutaj w końcu „legalnie”, mogła więc orientować się lepiej niż ona. – Wiesz może, czy jest tu czynny kominek Fiuu? Albo czy ktoś nie zna fal, aby wezwać specjalistów z Munga? Trzeba odesłać ją do szpitala.
A sama byłaby szczęśliwa, gdyby nie musiała tej kobiecie asystować. Ostatecznie, nie miała trafić na oddział Florence, więc tylko straciłaby czas. A ten ceniła bardzo.
Tło narracyjne
koniecpsot1972
zasady korzystania
rzuty kością
Czarodziej nieznanego statusu krwi, będący baśniopisarzem oraz autorem książki Baśnie Barda Beedle'a. Żył w XV wieku, ale większość jego życia pozostaje dla nas tajemnicą.

Bard Beedle
#10
09.12.2023, 22:36  ✶  
Camille obserwowała z jaką wprawą Florence radzi sobie z kobietą. Lubiła ją nie tylko dlatego, że była konkretną kobietą, ale przede wszystkim dlatego, że była profesjonalistką, o której każdy pacjent powinien marzyć. Może nie bywała zbyt delikatna, wylewna czy empatyczna, ale gdy przychodziło co do czego: potrafiła zachować zimną krew i pokierować sprawami tak, by jak najmniejszym kosztem dopiąć swego. Ceniła to w ludziach.

Delacour wydęła lekko policzki na pytanie Florence. Rozejrzała się po wnętrzu sali, próbując przypomnieć sobie każdy szczegół, gdy sama przed chwilą krążyła tutaj między stolikami, pozdrawiając bardziej lub mniej znajome osoby.
- Myślisz, że jej to nie zaszkodzi? Z tego co widziałam, kominek jest na końcu, za winklem, korytarzem prosto i skręcasz w lewo - skoro był kominek, to musiał być podłączony do sieci fiuu. Nie zakładała innej opcji.

W międzyczasie towarzystwo weselne... Bawiło się - jak to na weselu. I, co najlepsze, zaledwie kilka osób obserwowało kątem oka to, co działo się z kobietą, która nie dość, że się wywróciła, to jeszcze została stratowana, zanim koleżanki jej nie wyciągnęły. Na szczęście chociaż ktoś w tym towarzystwie myślał, bo w drzwiach pojawiła się kobieta, którą Bulstrode wysłała po eliksir wiggenowy. Zdyszana, z zepsutą fryzurą - i zgubionym butem. Śmiesznie było patrzeć, jak biegnie do nich w tylko jednym, wysokim, obcasie, lecz Delacour zachowała kamienną twarz. Nie wypadało się śmiać.
- Mam! - dziewczyna była zdyszana, brakowało jej tchu. Camille delikatnie wyjęła fiolkę z jej rąk, żeby przypadkiem ta nie wylądowała na ziemi, gdy kobieta upadnie, próbując stanąć jakkolwiek równo. Jakim cudem ona tu dobiegła w tym stanie?
- Masz, wypij, tylko ostrożnie - poleciła dziewczynie, przytrzymując fiolkę z jasnozielonym płynem. Widać było gołym okiem, że sama nie da rady jej utrzymać. - Pójdę z wami, dobrze? To doskonały pretekst, żeby się ulotnić.
Zerknęła w stronę stolika, przy którym siedziała jej randka. Właśnie rzygał na własne buty i towarzystwo dookoła. Bogowie wszystkich mugoli i czarodziejów, za co. Tym razem nie zdołała ukryć obrzydzenia, wpełzającego na ładną buzię.
- Na trzy- zarzuciła sobie ramię kobiety na ramiona, oczekując że Florence zrobi to samo z drugiej strony. - Zaprowadzę was do kominka.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Florence Bulstrode (1969), Bard Beedle (1516)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa