• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Niemagiczny Londyn v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6
[07.03.72, Brenna i Mavelle] W plątaninie londyńskich ulic

[07.03.72, Brenna i Mavelle] W plątaninie londyńskich ulic
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
22.10.2022, 21:09  ✶  
Brenna Longbottom była czarodziejką czystej krwi z dziada pradziada. Mało kto więc prawdopodobnie spodziewałby się zastać ją po mugolskiej stronie Londynu, w dodatku ubraną w mugolskie ciuchy. A jednak… była po mugolskiej stronie, w dodatku odziana w ubraniu mugoli, choć z gatunku tych zachowawczych, bo ciemne spodnie i marynarkę, chroniącą przed wiosennym chłodem. Wiatr bawił się brązowymi włosami kobiety, ściętymi na linii ramion. Różdżkę ukryła za paskiem, dobrze skrytą przed wzrokiem postronnych przez poły luźnej marynarki.
Do tego Longbottomówna nie była sama. Holowała swoją kuzynkę, trzymając ją za nadgarstek, jakby obawiając się, że inaczej zgubi ją w tłumie. Bo, mimo wszystko, Brenna włóczyła się po niemagicznym Londynie tylko od czasu do czasu, więc nie czuła się tu jak ryba w wodzie. Zazwyczaj doprowadzały ją tutaj jej dwie największe miłości: jedzenie - jako żywo, ciężko było o czarodzieja (albo skrzata domowego) przyrządzającego dobrze mugolską pizzę oraz książki - wśród tych pisanych przez magów Brenna dotąd nie znalazła dzieł równie udanych jak “Władca pierścieni” czy “Alicja w Krainie Czarów”. Longbottomowie należeli do na tyle tolerancyjnych rodzin, że najwyraźniej jej tego nie zabraniali… ewentualnie nie mieli pojęcia, co dziewczyna czasem wyrabia.
- …nic się nie martw, byłam w tej księgarni już kilka razy, sprzedawca jest uroczym człowiekiem i na pewno nie zabłądzimy - paplała swoim zwyczajem radośnie, wodząc jednak przy tym czujnym spojrzeniem ciemnych oczu po okolicy. Wynikało to z dwóch rzeczy. Po pierwsze, autentycznej ciekawości, bo chociaż faktycznie odwiedzała księgarnie raz na parę miesięcy, a niedawno wpadła do jednej z mugolskich knajp na pizzę, to jakoś zawsze “po mugolskiej stronie” wypatrzyła coś interesującego. Albo niezrozumiałego. Po drugie, nabyła tego zwyczaju już jakiś czas temu, gdy nad światem czarodziejów zaczęły się gromadzić ciemne chmury. Mniej więcej wtedy, kiedy z głównej strony gazet po raz kolejny krzyczał niepokojący nagłówek, przydarzył się “tajemniczy pożar”, a kolega z pracy szepnął jej parę słów o akcji aurorów… - Po prostu muszę mieć “Mesjasza Diuny”, a jeśli ktoś w Londynie będzie go miał na stanie, to ten księgarz. “Diuna” to taka cudowna książka. Do wczoraj nie miałam pojęcia, że wyszedł drugi tom. Dlaczego czarodzieje takich nie piszą? Bajki typu tych o Czarze Marze czy Insygniach śmierci są wspaniałe, ale porządnych książek dla dorosłych prawie nie ma, a jeśli już są, to zwykle cna czarodziejka rzuca się w ramiona potężnemu czarodziejowi, który uratował ją przed smokiem. Mam taką teorię, że oni braki magii nadrabiają wyobraźnią, a u nas ona obumiera, bo możemy czarować i nie musimy wymyślać czarów.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
broom broom
Throw me to the wolves and
I'll return leading the pack

Mavelle Bones
#2
22.10.2022, 22:12  ✶  
Świat czarodziejski, czy tego się chciało czy nie, często-gęsto przenikał się ze światem mugoli. Istniały jednak miejsca, do których niewładający mocą nie mieli wstępu - i nie da się ukryć, iż czuło się w nich o wiele swobodniej. Nic dziwnego - w końcu było się wtedy między swoimi i wyciągnięcie różdżki nie groziło gigantycznym "aj-waj!" a w konsekwencji ujawnienia istnienia magicznego świata, co mogłoby prowadzić do powtórki z rozrywki z zamierzchłych czasów, czyli pozwolenia na czarownice. Oczywiście każdy rozsądnie myślący i szanujący się czarodziej brał te kwestie pod uwagę, przez co ostrożność zwykle była zachowywana.
  Zwykle - bo gdyby było tak zawsze, to niepotrzebne by były oddziały, które wymazywały pamięć mugolom przy sprzątaniu mniejszych lub większych "wypadków".
  Bonesówna bez oporów dawała się holować, być może po części podzielając obawy kuzynki co do zgubienia się w tłumie. Swoją drogą, tłum to zawsze było cholerstwo - trudne do opanowania, gotowe eskalować w ułamkach wręcz sekundy. Wystarczyła dosłownie najmniejsza choćby iskra, by zbiorowo zaczęto tracić jakikolwiek rozsądek.
  - Nie martwię się - zapewniła Brennę, co bynajmniej nie spowodowało, że przestała dyskretnie obserwować otoczenie. Podobnie jak Longbottomówna, miała schowaną za pazuchę różdżkę; kłopotów należało spodziewać się zawsze i wszędzie. I trzeba było mieć jak się przed nimi bronić; w najgorszym razie trzeba będzie wdrożyć procedury sprzątające - ale wolała już to niż podłożenie własnej głowy. - A o czym to? To coś podobnego do Władcy Pierścieni? - zainteresowała się, zerkając na Longbottomównę i kiwając głową. Tak, zgadzała się z tą teorią. - Ma ona wiele sensu - przyznała - Nasze smoki są prawdziwe, ich zdecydowanie nie. To, co my możemy zrobić machnięciem różdżki, oni muszą nadrabiać technologią. A że to z pewnością wymaga napocenia się... tak, zdecydowanie, mają więcej główkowania i więcej wyobraźni. Choć to nawet trochę zabawne, że nie zdają sobie sprawy z tego, iż istoty, o jakich czytają w książkach naprawdę istnieją!
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#3
22.10.2022, 22:18  ✶  
- Ich smoki bardziej mi się podobają. Nasze głównie zioną ogniem. A ich? Gadają, śpią na skarbach… Przynajmniej tak robił ten z “Hobbita”. Gdybym miała więcej czasu, to sama zaczęłabym pisać - stwierdziła Brenna z lekkim rozbawieniem słyszalnym w głosie. Tak naprawdę nie sądziła, że by potrafiła. Ach, no i czasu oczywiście nie miała. Praca w ministerstwie oraz zaangażowanie w działalność rodziny skutecznie zajmowały jej czas. Mogła go uszczknąć akurat dosyć, żeby czasem przeczytać książkę albo wybrać do jakiejś kawiarni na Pokątnej.
- Nie, zupełnie inne. Ta książka dzieje się w przyszłości. Na odległych planetach. Mniej też tutaj takiej… epickości. To znaczy ona jest, ale w innej postaci. Nadmiar honoru prowadzi do zguby, nie do zwycięstwa. Niesamowity klimat pustyni - wyjaśniła Brenna, dość nieporadnie, bo nie za bardzo miała pomysł, jak to wytłumaczyć. Raz próbowała streścić dzieło Herberta jednemu ze znajomych. Chyba nie potrafił pojąć, że cała książka jest fikcją. Ewentualnie ona nie umiała dobrze zareklamować książki.
Wędrowała chodnikiem, zerkając na samochody mugoli
- przypominały jej niewielkie, kolorowe pudełeczka i miała dziwne wrażenie, że są dużo wygodniejsze niż miotły - plakaty na budynkach, witryny sklepów. W końcu skręciła w wąską uliczkę, gdzie stanęły pod niepozorną księgarnią, skrytą tuż za rogiem. Za szklaną witryną piętrzyły się książki. Widok mógł być dziwny dla kogo, kto przywykł do ruchomych okładek.
- Trochę się różni od Esów i Floresów albo biblioteki Parkinsonów, nie? - rzuciła Brenna, a uśmiech przemknął jej po wargach. Magiczne księgarnie robiły dużo lepsze wrażenie. Miały też bogatszy asortyment. Brenna bardzo je ceniła, bibliotekę zresztą też, uwielbiała wyszukiwać księgi na temat czarów albo qudditcha.
Ale po rozrywkę przychodziła tutaj.
Rozejrzała się po raz ostatni, niezbyt ostentacyjnie. Napaść na środku mugolskiego Londynu była mało prawdopodobna, ale pewne zachowania weszły Brennie w krew.
Zwłaszcza ostatnio.
Maskowała to pod uśmiechami, pogodnym usposobieniem, żartami, ale w rzeczywistości gdzieś w jej duszy rodziła się paranoja, a ilekroć sięgała rano po gazetę albo ktoś wpadał do ich biura w ministerstwie, tlił się w niej niepokój: co przeczyta, co usłyszy.
- Dzień dobry, panie Doherty! - zawołała już od progu, gdy pchnęła drzwi, a dzwonek zaanonsował ich przybycie. - Przyszłam adoptować parę książek! Obiecuję je kochać i dobrze o nie dbać! O! Jest Mesjasz! - zachwyciła się, w biegu posyłając uśmiech księgarzowi, i kierując się prosto do półki, gdzie wypatrzyła księgę niczym jastrząb zdobycz.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
broom broom
Throw me to the wolves and
I'll return leading the pack

Mavelle Bones
#4
22.10.2022, 22:20  ✶  
- Tak. A potem też zionął ogniem i jeszcze chciał zniszczyć Dal, o ile pamiętam - przypomniała kuzynce. Gadał? Gadał. Spał na skarbach? No spał. Ale i też spopielał, niczym smoki z czarodziejskiego świata - I jestem pewna, że wyszłoby ci to znakomicie - dodała z uśmiechem. Nie naciskała, rzecz jasna, kwestie czasowe były wręcz doskonałym argumentem, co sama zresztą rozumiała. Choć może, gdyby tak się zastanowić, bardzo duże może - mogłaby sama wyszarpać jakiś kawałek czasu i przeznaczyć na pisanie? Hm, tę myśl musiała obejrzeć jeszcze tak z kilka razy i dogłębnie rozważyć. Z drugiej strony - czy w ogóle byłaby w stanie stworzyć coś, co ludzie chcieliby czytać? Miała wrażenie, że niekoniecznie - była dobra w swojej pracy, a książki może należało pozostawić pisarzom...?
  - Chyba wiesz, jakie teraz muszę zadać ci pytanie - oświadczyła, nadając głosowi udawany - śmiertelnie poważny - ton. - Pożyczysz mi tę książkę? Jeszcze nie czytałam takich, co się dzieją w przyszłości, a co dopiero na innych planetach.. hej, ciekawe, czy faktycznie istnieją jakieś, na których można zamieszkać!
Pytanie dręczące ludzkość od dawna. Czy w kosmosie, prócz Ziemi, istniało miejsce, gdzie pojawiło się życie? Czy można sięgnąć aż tak daleko? Czy człowiek mógłby opuścić macierzysty glob i zamieszkać między gwiazdami...?
  - Nawet bardziej niż trochę... - przyznała, lustrując uważnie witrynę - Wszystko jest takie... nieruchome - dodała ściszonym tonem. Wątpliwe, by przypadkowy przechodzień zrozumiał właściwy sens tych słów i uciekł z krzykiem "tu są wiedźmy, ratunku!" czy też "na stos z nimi, łapcie widły i pochodnie!", niemniej wolała nie ryzykować, iż ktoś usłyszy coś, czego jednak nie powinien. Mimo wszystko istniał całkiem spory dysonans między tym, co znała, a tym, co miała właśnie przed nosem. Magiczna księgarnia wydawała się mieć w sobie więcej życia - i bynajmniej nie chodziło tu o liczbę kręcących się wewnątrz klientów; ot, po prostu same pozycje, dzięki ruchomym okładkom miały w sobie tę iskrę magii. Nie mówiąc już o wszystkich tych książkach, co najlepiej było trzymać na łańcuchu... w przeciwnym przypadku plaster na palec był bardziej niż wskazany, eufemistycznie mówiąc.
  Sama również zerknęła na okolicę, zanim podążyła śladami Brenny. Choć akurat trudno powiedzieć, czy wynikało to z nawyków czy ostatniej, mocno napiętej sytuacji. A może to i to...?
  - Dzień dobry - przywitała się z księgarzem i niemalże parsknęła śmiechem widząc, jak kuzynka pognała na łowy. Miast tego tylko pokręciła krótko głową i podreptała za nią, nie mogąc oczywiście przepuścić okazji, by przyjrzeć się zgromadzonym tu lekturom. A nuż któraś wpadnie w oko...?
  - W każdym razie zapach jest ten sam - wymruczała cicho, gdy dotarła do Longbottomówny. Woń papieru i drukarskiego tuszu, którą obowiązkowo należało się zaciągnąć, gdy zasiadało się do czytania. Przekrzywiła na moment głowę, wpatrując się intensywnie w półkę, zanim w końcu zdecydowała się sięgnąć po potencjalną zdobycz. I nie omieszkała zerknąć do środka.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#5
22.10.2022, 22:39  ✶  
- Oczywiście, że tak, ale miał też inne tryby. Nasze nie mówią – mruknęła półgębkiem. Niezbyt głośno, chociaż i nie przejmowała się, że ktoś coś podsłucha. Co niby zrozumie? Najwyżej uzna tę nadmiernie wyrośniętą, ciemnowłosą kobietę bez makijażu za wariatkę.
- Chyba cię trochę popsułam, Mav – parsknęła Brenna. Ją samą popsuto bardzo wcześnie, bo już na początku Hogwartu. Zawsze kochała baśnie, ale odkąd podebrała koledze z mugolskiej rodziny Tolkiena, wpadła, przepadła, zakochała się na wieki wieków: w fantastycznych historiach. Miny rodziców, gdy na trzynaste urodziny poprosiła nie o nową miotłę, sukienkę albo rapier, a dostarczyła listę mugolskich książek, których życzyła sobie na tę okazję i na najbliższe święta, były bezcenne. – Pożyczę ci, ale musisz uroczyście obiecać, że nie zagniesz rogów, nie ubrudzisz grzbietu i w ogóle będziesz jej chronić z narażeniem życia. Ostrzegam, zauważę każdą plamkę i zagięty róg. A jeśli chcesz coś o obcych planetach, mam też niezłą powieść Heinleina, „Dubler”. Merlinie, ile ja się z nią namęczyłam. Miałam szesnaście lat, kiedy ją czytałam i połowy nie rozumiałam… i nie chodzi o to, że to science fiction tylko o te wszystkie mugolskie rzeczy… Tylko ostrzegam, powstała prawie dwadzieścia lat temu, więc choćby wizja Marsjan jest trochę śmieszna.
Trudno powiedzieć, czy to co błyszczało w jej ciemnych oczach, gdy spoglądała na półki pełne ksiąg, było radością czy już niemalże narkotycznym głodem. Brennie najwyraźniej nie przeszkadzało, że są nieruchome.
W końcu…
- Mają w sobie całe światy – mruknęła tylko do kuzynki w odpowiedzi na jej słowa. Ściągnęła z regału Mesjasza Diuny i przycisnęła do piersi, jakby z obawy, że zaraz ktoś go jej zabierze, ale już przyglądała się pozostałymi pozycjom. Skoro tu przyszła, nie było mowy, aby wyszła tylko z jednym tekstem! – Ojej, Grobowce Atuanu! – ucieszyła się, chwytając kolejną powieść. Cóż, nie mogła być zbyt na bieżąco z mugolską literaturą. Ostatni raz wpadła tu pół roku temu i akurat jeszcze powieści nie mieli. Czasem więc czekały ją miłe niespodzianki. – Dwie części drugie ukochanych cykli, idealnie. Polecam ci pierwszy, jeśli chcesz coś wybrać – stwierdziła, wskazując palcem na Czarnoksiężnika z Archipelagu – Obcy świat, dużo wysp, magia oparta na prawdziwych imionach. Czekaj, co ja jeszcze miałam… a tak. Panie Doherty! Przepraszam, gdzie znajdę „Dumę i uprzedzenie”? Czy jakoś tak? To nie fantastyka – dorzuciła, ostatnie zdanie kierując do Mavelle. – Jedna znajoma mi o niej wspomniała. Chociaż twierdzi, że nic nie zrozumiem.
Może właśnie to stwierdzenie sprowokowało Brennę by się przekonać.
- Poleca pan coś jeszcze?


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
broom broom
Throw me to the wolves and
I'll return leading the pack

Mavelle Bones
#6
22.10.2022, 22:44  ✶  
- Może i lepiej. Nie wiedzieć dlaczego wyobraziłam sobie właśnie kolejkę ludzi, chcących pogadać ze smokiem, mimo że ten przecież najchętniej by jednego z drugim zeżarł… - parsknęła cicho. Rzecz jasna, był to swego rodzaju żart; no bo chyba ludzie nie byliby aż tak głupi, żeby wyprawiać się na wycieczkę smokoznawczą? Jakkolwiek by nie patrzeć, te gadziny raczej należało pozostawić specjalistom, samemu trzymając się z bardzo, bardzo daleka. Ogień, zęby, pazury – wszystko to bynajmniej nie zachęcało do zawarcia bliższej znajomości z takową istotą.
  - Popsułaś? I tam, prędzej pomogłaś wskoczyć na właściwe tory – tak, zdecydowanie nie postrzegała całej tej sytuacji jako „popsucie”. Prędzej czuła, że to właśnie dokładnie tak powinno być, nijak inaczej. A uroczysta obietnica? A proszę bardzo! Aż przyłożyła rękę do piersi, podkreślając tym gestem, jak poważnie teraz traktowała sytuację – Uroczyście obiecuję dbać o tę książkę jak o własne oczko w głowie. Nawet mogę złożyć Wieczystą Przysięgę! - zadeklarowała szczerze. Co tam, że taka przysięga to jednak gruba przesada, w końcu zawsze książkę można było odkupić, czyż nie? Ale, wyglądało na to, iż mówiła tu całkiem poważnie; wystarczyło słowo Brenny, a Mavelle bez mrugnięcia okiem była gotowa złożyć obietnicę potwierdzoną magią. Wszystko dla bezpieczeństwa pozycji, która miała trafić w jej łapki! - I wiesz co? „Dublera” też chętnie obadam – dodała po krótkiej chwili namysłu. Nie miała pojęcia, czy ten typ literatury przypadnie jej do gustu, ale jak nie jedna książka, to może druga. A jak druga też nie, to mogło być dość prawdopodobnym, że to nie kwestia „urody” któregoś tytułu lecz właśnie gatunku jako takiego.
  - Chyba się skuszę… - zdecydowała po krótkiej chwili namysłu, koniec końców sięgając po „Czarnoksiężnika z Archipelagu”. Zważyła książkę w rękach i wsadziła ją pod pachę, czyniąc z niej – najwyraźniej – swoje trofeum z tej wizyty – A co? - zainteresowała się bliżej. Księgarz zaś, skoro Brenna zwróciła jego uwagę, spojrzał na kobiety – Proszę pójść do końca tej alejki, będzie po prawej – wskazał i podrapał się po łepetynie. Polecić coś – nie takie proste znów zadanie!
  - A co konkretnie by panią jeszcze interesowało? Coś bliższego “Mesjaszowi” czy “Grobowcom”, czy jednak “Dumie”?
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#7
22.10.2022, 23:17  ✶  
- Mav, ty chyba mnie wcale nie znasz. Przecież oczywiste, że byłabym w tej kolejce pierwsza – stwierdziła Brenna półżartem, półserio. Była ciekawska od wczesnego dzieciństwa i ta ciekawość nie raz pakowała ją w kłopoty. Instynkt samozachowawczy wyrobiła w niej chyba dopiero praca w Brygadzie. Oraz to, że sytuacja w świecie czarodziejów stała się napięta i nawet Brenna musiała zaakceptować myśl o tym, że ktoś może się do niej uśmiechać, szykując do wyciągnięcia różdżki.
- Jestem pewna, że cioteczka Evaline traktowałaby to w charakterze popsucia – parsknęła Longbottom. – Dobra, dobra, byłoby mi głupio, jakbyś umarła tylko dlatego, że sowa zżarła książkę. Zadowolę się uroczystą obietnicą, a jak książce coś się stanie, rzucę na ciebie paskudną klątwę.
I prawdopodobnie w tym ostatnim mówiła już całkowicie poważnie. Oczywiście, nie byłoby to nic nielegalnego, wszak była nieodrodną córką swojej rodziny, ale niesiona wściekłością za zniszczenie jednej z ulubionych powieści mogłaby zafundować Mavelle jakieś pryszcze albo urok sprawiający, że włosy wyglądają, jakby trafił w nie piorun…
- Sama nie wiem co – przyznała półgębkiem na pytanie Mavelle. – Nie bardzo zrozumiałam. To może być powieść obyczajowa, historyczna albo romans. Albo wszystko na raz – stwierdziła, nieco niepewnie, bo wydawało się jej, że to byłoby dużo jak na jedną książkę.
- Panie Doherty, to chyba oczywiste – oświadczyła zaraz, uśmiechając się do księgarza szeroko. – Wszystko!
Pochyliła się ku niemu na dłuższą chwilę. W ich konwersacji padały tytuły, stwierdzenia takie jak „a o czym to?” albo „to już czytałam” czy „hm, nie, chyba nie” oraz „tak, brzmi świetnie!”. Jakieś parę minut później Brenna z taką miną, jakby była kotem, który najadł się śmietanki, przywędrowała do Mavelle, dźwigając kilka książek.
- Moje łupy – oświadczyła z błyszczącymi oczyma. – W ogóle, muszę niedługo iść do kina. Grają Ojca chrzestnego.To podobno o mafii. Takiej mugolskiej. Jestem ciekawa, czy to będzie podobne do… sama nie wiem, zwolenników Grindelwalda? Byłaś kiedyś w mugolskim kinie, Mav? – spytała, zniżając głos.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
broom broom
Throw me to the wolves and
I'll return leading the pack

Mavelle Bones
#8
22.10.2022, 23:26  ✶  
- … albo żywię tycią, tycieńką nadzieję, że tego byś nie zrobiła – wyrzekła, gestem dłoni demonstrując, jak niewielki to był płomyk. Cóż, odległość między palcem wskazującym a kciukiem naprawdę nie należała do dużych, nawet w „palcowej” skali. Ciekawskość ciekawskością, ale może, bardzo duuuuuże może, w jakimś momencie odezwałby się głos rozsądku? W końcu hej, Brygadzistka, powinna mieć głowę na karku!
  Czy jakoś tak…
  - To ktoś jeszcze słucha cioteczki Evaline? - uniosła brew, niby to w niedowierzaniu. Sama nie bardzo poważała gderanie tejże kobiety, zwłaszcza jeśli miałoby się tyczyć tak wspaniałej sfery jak mugolska kultura. No na wszystkich bogów, istniejących bądź nie – fantazję to oni mieli i nic nie mogło powstrzymać kobiety przed dalszym zgłębianiem ich dzieł! Czego dowodziło pożyczanie książki, kolejna zaś znajdowała się pod pachą i raczej w ten sposób miała opuścić księgarnię… ba, mało tego, zdecydowanie miała jeszcze coś upolować tego dnia i w tym miejscu. - Ej, sowy nie mają dostępu do książek – sama taka sugestia stanowiła wręcz herezję. Ptaki miały niszczycielskie dzioby i nieważne, czy były stricte mugolskie czy też w służbie czarodziejów: jeśli chciało się, żeby coś przetrwało, to bardzo rozsądnym wyborem było trzymanie skrzydlatych z bardzo, bardzo daleka od skarbów.
  Ewentualnie znajdowanie im zajęcia.
  - Ale w porządku, może być i klątwa. Tylko żeby to nie były pryszcze na zadku! Nie wiem, czy pamiętasz, jak Puchonka taką oberwała… - westchnęła cicho. Ech, wspomnienia. Lata spędzone w Hogwarcie zdawały się być tak bliskie, a jednocześnie tak bardzo dalekie.
  - To mi opowiesz, jak już ją przeczytasz? - ni to spytała, ni to stwierdziła. W każdym razie, to nie tak, że nie wykazywała żadnego zainteresowania tę pozycją; ba! możliwe, że zechce wypożyczyć i ją. Pod rygorem okropnej klątwy, oczywiście.
  Skoro zaś Brenna zajęła się naradą z panem Dohertym, Mav postanowiła samodzielnie pomyszkować pomiędzy regałami, żeby przekonać się, czy przypadkiem jeszcze coś nie wpadnie w oko. Wpadło, a jakżeby inaczej.
  - Też się obłowiłam – wyszczerzyła się do kuzynki, przytulając do piersi mały stosik. Cóż. Zdecydowanie będzie miała co czytać przed snem. - Nieee… Jakoś ciągle nie mogę się wybrać. Ale chyba w końcu trzeba, żeby się dowiedzieć, o co tyle hałasu – oświadczyła, również zniżając głos. Ruchome obrazki nie brzmiały jakoś szczególnie imponująco, skoro przecież w czarodziejskim świecie byle obraz czy zdjęcie się ruszał… i wędrował. Nawet pogadać się dało! - Mówisz, że warto?
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#9
23.10.2022, 10:25  ✶  
- O ludzka naiwności! – westchnęła Brenna. Może żartem. Może serio. Czy naprawdę stanęłaby w kolejce, by porozmawiać ze smokiem, choć wiedziałaby, że ten jest niebezpieczny…?
Cóż. Na to pytanie znała zapewne odpowiedź tylko ona. Ewentualnie poznałaby ją, gdyby nadarzyła się okazja.
Zapłaciła za książki, a gdy już pan Doherty odszedł, wyciągnęła spod bluzki łańcuszek, by zademonstrować Mavelle wisiorek.
- W dzieciństwie bardzo chciałam mieć smoka, ale Erik pozwolił mi tylko na to – stwierdziła. Mav już zresztą mogła go widzieć, bo Brenna faktycznie miała tę biżuterię od dzieciństwa i była jedyną, jaką nosiła. Niewielki smok obecnie leżał nieruchomo, na podobieństwo zwykłej zawieszki, może zaklęty przez brygadzistkę, by nie przyciągnął uwagi na mugolskich ulicach, a może od początku tak zaczarowany, by nie poruszył się w nieodpowiedniej chwili.
- Nie mają, póki taka nie wleci ci przez okno do pokoju z listem – parsknęła cicho, ostatni raz rozglądając się po księgarni. Ale naprawdę nie mogła kupić już nic więcej: nie zmieściłaby kolejnych książek do torby. – Moja Płotka kiedyś zeżarła mi pracę domową. Pogniewała się na mnie, bo oddałam jej sowi przysmak innej sówce. Oczywiście, nauczyciel uważał, że kłamię. A jak pokazałam mu resztki, to że nakarmiłam sowę tą pracą domową specjalnie.
Wyszła na ulicę, czule tuląc do siebie torbę. Jej spojrzenie znów przesunęło się po okolicy, jakby chciała sprawdzić, czy nikt nie czai się za którymś rogiem.
Ostrożność, a może już lekka paranoja?
- Pewnie, że ci opowiem. Jeśli będzie dobra, będę się zachwycać, jeżeli zła, oburzać. Jesteś jedną z niewielu osób, która nie ucieka w popłochu, gdy zaczynam gadać o książkach, więc jak mogłabym ci nie opowiedzieć? – stwierdziła lekkim tonem. Jej gadatliwość i zainteresowania były dla niektórych czarodziejów ciężkie do przełknięcia. Istnieli ludzie gotowi uciekać na sam jej widok nie dlatego, że była straszna, ale dlatego, że nie chcieli zostać zanudzeni. – Och, żyjemy w świecie, gdzie więcej ludzi posłucha cioteczki niż mnie – skwitowała, tym razem trochę cierpko, i to wcale nie z powodu tego, co ciotka o niej myślała. Brenna, wychowana przez takich rodziców, w Dolinie Godryka, gdzie pełno było czarodziejów półkrwi albo wręcz z rodzin mugoli, po prostu nie mogła wyrosnąć na kogoś, kto mógłby uznawać „wyższość czystej krwi” i „zachowanie właściwe dla przedstawicieli pewnych rodów”.
Zaraz jednak się rozpogodziła, gdy tylko rozmowa zeszła na temat kina.
- Tak naprawdę to nie wiem. Byłam w kinie tylko raz, dawno temu. To przypomina trochę… patrzenie, jak obraz odgrywa historię, tylko więcej się zmienia – spróbowała to wyjaśnić. Dość nieporadnie. Ale właśnie z tym kojarzyły się jej mugolskie filmy: z ruchomymi, magicznymi obrazami. – Jak wybiorę się znowu, zdam ci sprawozdanie.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
broom broom
Throw me to the wolves and
I'll return leading the pack

Mavelle Bones
#10
23.10.2022, 10:43  ✶  
Przewróciła ślepiami, decydując się pozwolić umrzeć temu tematowi. Co by było, to by było – szczęściem, gadające smoki nie istniały, przez co nie istniała obawia, iż Brenna zechce z takim pogadać. Czyli, tym samym, niepotrzebne było wdrażanie planu ratunkowego, zapewne polegającego na ogłuszeniu kobiety i wywiezieniu jej gdzieś na antypody, byleby nie trafiła do swego upragnionego celu. Marzenia należało spełniać, owszem, ale istniały jakieś granice!
  Sama również opłaciła swe łupy, stając się w ten sposób właścicielką nie tylko „Czarnoksiężnika z Archipelagu”, ale i „Jeźdźców smoków z Pern”. Skromnie, bo skromnie, ale zawsze coś! Poprawiła pozycje pod pachą, z lekkim uśmiechem zerkając na skądinąd znajomego smoczka.
  - Bardzo mądry Erik – skwitowała z lekkim rozbawieniem – Choć inna sprawa, że zdobycie pisklaka nie jest takie proste… - w końcu to SMOK. Nie standardowa sówka, kot czy żaba. SMOK, zdolny do sfajczenia dosłownie wszystkiego.
  - Pojęcia nie mam, co ty za sowy masz… - pokręciła głową, na poły z rozbawieniem, na poły z pewnym współczuciem. Zeżarta praca domowa – to jednak, jakkolwiek by nie patrzeć, niemały ból.
  Odetchnęła głębiej, gdy wyszły na zewnątrz. Trochę z żalem – bo zapewne jeszcze chętnie by zatrzymała się na dłużej w ścianach księgarni, niemniej sklep to nie biblioteka, w którym można by spędzić naprawdę wiele godzin, zaczytując się pozycjami. Niemniej, w zasadzie czas temu nie sprzyjał i tak, takim długim posiadówom. Już nie ten wiek, obowiązki i te sprawy…
  - Och, rozumiem, że to pytanie ściśle retoryczne? - odparła pytaniem na pytanie, w zasadzie zgadzając się z tym, co towarzyszka mówiła. Bogami a prawdą, nie miała najmniejszego zamiaru zwiewać w popłochu przed paplaniną Brenny, samej chcąc dotknąć kolejnego z wielu odmiennych światów.
  - Być może… choć mam wrażenie, że ona tyle gdera, iż naprawdę mało kto jest już w stanie faktycznie jej słuchać – wyraziła swoją wątpliwość. Wszak jednak istniały jakieś limity tego, ile można było wysłuchać, zanim uszy całkiem zwiędły, nieprawdaż?
  - A… chyba rozumiem – bąknęła dość niepewnie. Koncept, jaki jej przedstawiono, brzmiał obco i to na tyle, że niełatwo jednak stworzyć w umyśle odpowiedni obraz. - Ej, a może po prostu… poszłybyśmy razem? - podsunęła o wiele prostsze rozwiązanie. W ten sposób sama by zobaczyła, co i jak, bez konieczności głowienia się Brenny nad sposobami wytłumaczenia!
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (2450), Mavelle Bones (2234)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa