22.10.2022, 21:09 ✶
Brenna Longbottom była czarodziejką czystej krwi z dziada pradziada. Mało kto więc prawdopodobnie spodziewałby się zastać ją po mugolskiej stronie Londynu, w dodatku ubraną w mugolskie ciuchy. A jednak… była po mugolskiej stronie, w dodatku odziana w ubraniu mugoli, choć z gatunku tych zachowawczych, bo ciemne spodnie i marynarkę, chroniącą przed wiosennym chłodem. Wiatr bawił się brązowymi włosami kobiety, ściętymi na linii ramion. Różdżkę ukryła za paskiem, dobrze skrytą przed wzrokiem postronnych przez poły luźnej marynarki.
Do tego Longbottomówna nie była sama. Holowała swoją kuzynkę, trzymając ją za nadgarstek, jakby obawiając się, że inaczej zgubi ją w tłumie. Bo, mimo wszystko, Brenna włóczyła się po niemagicznym Londynie tylko od czasu do czasu, więc nie czuła się tu jak ryba w wodzie. Zazwyczaj doprowadzały ją tutaj jej dwie największe miłości: jedzenie - jako żywo, ciężko było o czarodzieja (albo skrzata domowego) przyrządzającego dobrze mugolską pizzę oraz książki - wśród tych pisanych przez magów Brenna dotąd nie znalazła dzieł równie udanych jak “Władca pierścieni” czy “Alicja w Krainie Czarów”. Longbottomowie należeli do na tyle tolerancyjnych rodzin, że najwyraźniej jej tego nie zabraniali… ewentualnie nie mieli pojęcia, co dziewczyna czasem wyrabia.
- …nic się nie martw, byłam w tej księgarni już kilka razy, sprzedawca jest uroczym człowiekiem i na pewno nie zabłądzimy - paplała swoim zwyczajem radośnie, wodząc jednak przy tym czujnym spojrzeniem ciemnych oczu po okolicy. Wynikało to z dwóch rzeczy. Po pierwsze, autentycznej ciekawości, bo chociaż faktycznie odwiedzała księgarnie raz na parę miesięcy, a niedawno wpadła do jednej z mugolskich knajp na pizzę, to jakoś zawsze “po mugolskiej stronie” wypatrzyła coś interesującego. Albo niezrozumiałego. Po drugie, nabyła tego zwyczaju już jakiś czas temu, gdy nad światem czarodziejów zaczęły się gromadzić ciemne chmury. Mniej więcej wtedy, kiedy z głównej strony gazet po raz kolejny krzyczał niepokojący nagłówek, przydarzył się “tajemniczy pożar”, a kolega z pracy szepnął jej parę słów o akcji aurorów… - Po prostu muszę mieć “Mesjasza Diuny”, a jeśli ktoś w Londynie będzie go miał na stanie, to ten księgarz. “Diuna” to taka cudowna książka. Do wczoraj nie miałam pojęcia, że wyszedł drugi tom. Dlaczego czarodzieje takich nie piszą? Bajki typu tych o Czarze Marze czy Insygniach śmierci są wspaniałe, ale porządnych książek dla dorosłych prawie nie ma, a jeśli już są, to zwykle cna czarodziejka rzuca się w ramiona potężnemu czarodziejowi, który uratował ją przed smokiem. Mam taką teorię, że oni braki magii nadrabiają wyobraźnią, a u nas ona obumiera, bo możemy czarować i nie musimy wymyślać czarów.
Do tego Longbottomówna nie była sama. Holowała swoją kuzynkę, trzymając ją za nadgarstek, jakby obawiając się, że inaczej zgubi ją w tłumie. Bo, mimo wszystko, Brenna włóczyła się po niemagicznym Londynie tylko od czasu do czasu, więc nie czuła się tu jak ryba w wodzie. Zazwyczaj doprowadzały ją tutaj jej dwie największe miłości: jedzenie - jako żywo, ciężko było o czarodzieja (albo skrzata domowego) przyrządzającego dobrze mugolską pizzę oraz książki - wśród tych pisanych przez magów Brenna dotąd nie znalazła dzieł równie udanych jak “Władca pierścieni” czy “Alicja w Krainie Czarów”. Longbottomowie należeli do na tyle tolerancyjnych rodzin, że najwyraźniej jej tego nie zabraniali… ewentualnie nie mieli pojęcia, co dziewczyna czasem wyrabia.
- …nic się nie martw, byłam w tej księgarni już kilka razy, sprzedawca jest uroczym człowiekiem i na pewno nie zabłądzimy - paplała swoim zwyczajem radośnie, wodząc jednak przy tym czujnym spojrzeniem ciemnych oczu po okolicy. Wynikało to z dwóch rzeczy. Po pierwsze, autentycznej ciekawości, bo chociaż faktycznie odwiedzała księgarnie raz na parę miesięcy, a niedawno wpadła do jednej z mugolskich knajp na pizzę, to jakoś zawsze “po mugolskiej stronie” wypatrzyła coś interesującego. Albo niezrozumiałego. Po drugie, nabyła tego zwyczaju już jakiś czas temu, gdy nad światem czarodziejów zaczęły się gromadzić ciemne chmury. Mniej więcej wtedy, kiedy z głównej strony gazet po raz kolejny krzyczał niepokojący nagłówek, przydarzył się “tajemniczy pożar”, a kolega z pracy szepnął jej parę słów o akcji aurorów… - Po prostu muszę mieć “Mesjasza Diuny”, a jeśli ktoś w Londynie będzie go miał na stanie, to ten księgarz. “Diuna” to taka cudowna książka. Do wczoraj nie miałam pojęcia, że wyszedł drugi tom. Dlaczego czarodzieje takich nie piszą? Bajki typu tych o Czarze Marze czy Insygniach śmierci są wspaniałe, ale porządnych książek dla dorosłych prawie nie ma, a jeśli już są, to zwykle cna czarodziejka rzuca się w ramiona potężnemu czarodziejowi, który uratował ją przed smokiem. Mam taką teorię, że oni braki magii nadrabiają wyobraźnią, a u nas ona obumiera, bo możemy czarować i nie musimy wymyślać czarów.
Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.