Niektóre znajomości powinny być zakończone, zanim dobrze się zaczęły. Ta znajomość właśnie taka była - bolesna. Ciągnęła się jak pępowina, a pępowinę trzeba uciąć zawczasu, inaczej... inaczej coś się stanie. Zostawmy to mądrzejszym lekarzom, bo z Laurenta nie był ani lekarz, ani nie był nikt mądry, gdy przyszło mu pocałować klamkę drzwi Philipa i odbić się od drzwi z hasłem, że Pan domu wyjechał i kiedy wrócił? Ach, kto to wie... w odpowiednim czasie, przy odpowiednich wiatrach, przy... Już nie ważne. Wiele rzeczy stawało się nieważnych. Jak ta znajomość. Jak pępowina. Przecież odcinanie jej to głupota. Trzymała cię jako jedno z osobą, która nigdy nie będzie kochać cię bardziej. Tylko matka, jedna jedyna, ta miłość bezwarunkowa (ale uwarunkowana, o paradoksie!). Laurent pochłonął wiele "kocham cię" w swoim życiu i wiele serc przyszło mu swoimi paluszkami głaskać. Nigdy nie sądził, że przyjdzie mu przeżyć dokładnie to samo, co tym nieszczęsnym, którzy kiedykolwiek wyznali mu miłość. Przecież tak się pilnował, tak bardzo uważał! Tak się starał - zrobił coś nie tak? Napisał coś nie tak? Ktoś się dowiedział, to celowe odcięcie? Nie było niczego (i nikogo) bardziej denerwującego niż natręty, które się do ciebie przyklejają. Chciał być natrętny. Chciał się przykleić do nogawki Kaydena, chciał jeszcze chwili jego uwagi, dotyku, świętości, z jaką dotykał jego usta i jak pytał o pozwolenie. Chciał dla niego śpiewać i patrzeć jak rozjaśniają się jego oczy. Przysięgam - nigdy nie widział piękniejszych gwiazd. Zajmował sobie czas i zajmował siebie innymi. Zatoczył 180 stopni z punktu, z którego uciekł. Było dobrze - przez tych parę ostatnich lat przecież żył na poziomie i nie zachowywał się jak kotka z cieczką. No witaj, piękny świecie! Witaj ta odcięta od bezpiecznego schronienia matki brzucha pępowino. Cały majestat i piękno poezji zasłaniała brzydota krwi i obrzydlistwo ludzkich wnętrzności, które chciały wyjść na świat razem z dzieckiem. Potem znowu ktoś powie, że organizm kobiety był jednak niesamowity, skoro zdolny był przetrwać taki wysiłek.
Kiedy przyszedł do mieszkania Kaydena bez zapowiedzenia to już nawet nie oczekiwał czegokolwiek więcej. Chciał tylko odpowiedzi. Ktoś określił Laurenta jako dziecko. Dziecko z jego ciągłym pytaniem ale dlaczego. Powiedz więc - dlaczego? Czemu wszystko musiało się zmieniać w krew, chociaż opowieść chcieliśmy pisać atramentem. A słodkie słowa w gorzką lukrecję. Nie oczekiwał nawet ciepłego powitania, ale skoro pojawił się sam Kayden, skoro wrócił ze swojej wycieczki to chyba... chciał zakomunikować, że ma coś do powiedzenia. Chciał się pogodzić? Zaśpiewało w pierwszym momencie trelem jego serduszko, ucieszyło się, zatrzymało wręcz z bezdechu zachwytu. Przecież to mowa o nim. Ale już w drugim ten romantyzm i marzycielstwo nakryła prozaiczna codzienność. Nie działy się cuda. Być może chciał coś swojego odzyskać, gdzieś coś zostawił, a może chciał po męsku powiedzieć, że ta dziwna znajomość była obrzydliwa i żeby więcej nie ośmielał się do niego pisać listów. Bo pisał. Boże, kochana Matko Wodo - tyś mi świadkiem - przecież pisał...
Nie panowała wokół cisza, nie towarzyszyły trele ptaków. Było głośno, jak to na Pokątnej. Magia potrafiła jednak zrobić swoje - odcinać mieszkania od zgiełku, jeśli było cię tylko na to stać, a Kaydena było. Było z pewnością. Nie miał okazji odwiedzić tego miejsca, pozostał więc adres i jedna wielka niewiadoma tego, gdzie wyląduje. I właściwie... kto go przywita. Kayden Delacour był teraz bardzo nieznajomą osobą kryjącą się nie za błyszczącymi, roztapiającymi stal oczami, a tymi chłodnymi, o które mogłeś się skaleczyć, jeśli ośmieliłeś się wyciągnąć do nich dłoń.
- Dzień dobry, Kaydenie. - Laurent wyglądał w sumie jak zawsze. Chyba jak zawsze wyglądał też Kayden. To przecież był tylko miesiąc... aż miesiąc? Ponad miesiąc? To sumarycznie wychodziła jakaś... wieczność. To chyba nie był dobry dzień, dobry poranek, na takie rozmowy, skoro dzisiaj miał być Lammas, ale... och, cóż. Może jednak to był ten dzień..? Może jednak coś dobrego z tego wyjdzie..? Laurent nawet pokusił się o drobny uśmiech wraz z tym powitaniem. - Migotek poinformował mnie, że wróciłeś z Francji.