• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna v
« Wstecz 1 … 3 4 5 6 7 … 9 Dalej »
[1.08.1972] Blue Boy | Laurent & Kayden

[1.08.1972] Blue Boy | Laurent & Kayden
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#1
03.02.2024, 00:21  ✶  
Don't trust a blue boy, baby
He'll only make you sad

Niektóre znajomości powinny być zakończone, zanim dobrze się zaczęły. Ta znajomość właśnie taka była - bolesna. Ciągnęła się jak pępowina, a pępowinę trzeba uciąć zawczasu, inaczej... inaczej coś się stanie. Zostawmy to mądrzejszym lekarzom, bo z Laurenta nie był ani lekarz, ani nie był nikt mądry, gdy przyszło mu pocałować klamkę drzwi Philipa i odbić się od drzwi z hasłem, że Pan domu wyjechał i kiedy wrócił? Ach, kto to wie... w odpowiednim czasie, przy odpowiednich wiatrach, przy... Już nie ważne. Wiele rzeczy stawało się nieważnych. Jak ta znajomość. Jak pępowina. Przecież odcinanie jej to głupota. Trzymała cię jako jedno z osobą, która nigdy nie będzie kochać cię bardziej. Tylko matka, jedna jedyna, ta miłość bezwarunkowa (ale uwarunkowana, o paradoksie!). Laurent pochłonął wiele "kocham cię" w swoim życiu i wiele serc przyszło mu swoimi paluszkami głaskać. Nigdy nie sądził, że przyjdzie mu przeżyć dokładnie to samo, co tym nieszczęsnym, którzy kiedykolwiek wyznali mu miłość. Przecież tak się pilnował, tak bardzo uważał! Tak się starał - zrobił coś nie tak? Napisał coś nie tak? Ktoś się dowiedział, to celowe odcięcie? Nie było niczego (i nikogo) bardziej denerwującego niż natręty, które się do ciebie przyklejają. Chciał być natrętny. Chciał się przykleić do nogawki Kaydena, chciał jeszcze chwili jego uwagi, dotyku, świętości, z jaką dotykał jego usta i jak pytał o pozwolenie. Chciał dla niego śpiewać i patrzeć jak rozjaśniają się jego oczy. Przysięgam - nigdy nie widział piękniejszych gwiazd. Zajmował sobie czas i zajmował siebie innymi. Zatoczył 180 stopni z punktu, z którego uciekł. Było dobrze - przez tych parę ostatnich lat przecież żył na poziomie i nie zachowywał się jak kotka z cieczką. No witaj, piękny świecie! Witaj ta odcięta od bezpiecznego schronienia matki brzucha pępowino. Cały majestat i piękno poezji zasłaniała brzydota krwi i obrzydlistwo ludzkich wnętrzności, które chciały wyjść na świat razem z dzieckiem. Potem znowu ktoś powie, że organizm kobiety był jednak niesamowity, skoro zdolny był przetrwać taki wysiłek.

Kiedy przyszedł do mieszkania Kaydena bez zapowiedzenia to już nawet nie oczekiwał czegokolwiek więcej. Chciał tylko odpowiedzi. Ktoś określił Laurenta jako dziecko. Dziecko z jego ciągłym pytaniem ale dlaczego. Powiedz więc - dlaczego? Czemu wszystko musiało się zmieniać w krew, chociaż opowieść chcieliśmy pisać atramentem. A słodkie słowa w gorzką lukrecję. Nie oczekiwał nawet ciepłego powitania, ale skoro pojawił się sam Kayden, skoro wrócił ze swojej wycieczki to chyba... chciał zakomunikować, że ma coś do powiedzenia. Chciał się pogodzić? Zaśpiewało w pierwszym momencie trelem jego serduszko, ucieszyło się, zatrzymało wręcz z bezdechu zachwytu. Przecież to mowa o nim. Ale już w drugim ten romantyzm i marzycielstwo nakryła prozaiczna codzienność. Nie działy się cuda. Być może chciał coś swojego odzyskać, gdzieś coś zostawił, a może chciał po męsku powiedzieć, że ta dziwna znajomość była obrzydliwa i żeby więcej nie ośmielał się do niego pisać listów. Bo pisał. Boże, kochana Matko Wodo - tyś mi świadkiem - przecież pisał...

Nie panowała wokół cisza, nie towarzyszyły trele ptaków. Było głośno, jak to na Pokątnej. Magia potrafiła jednak zrobić swoje - odcinać mieszkania od zgiełku, jeśli było cię tylko na to stać, a Kaydena było. Było z pewnością. Nie miał okazji odwiedzić tego miejsca, pozostał więc adres i jedna wielka niewiadoma tego, gdzie wyląduje. I właściwie... kto go przywita. Kayden Delacour był teraz bardzo nieznajomą osobą kryjącą się nie za błyszczącymi, roztapiającymi stal oczami, a tymi chłodnymi, o które mogłeś się skaleczyć, jeśli ośmieliłeś się wyciągnąć do nich dłoń.

- Dzień dobry, Kaydenie. - Laurent wyglądał w sumie jak zawsze. Chyba jak zawsze wyglądał też Kayden. To przecież był tylko miesiąc... aż miesiąc? Ponad miesiąc? To sumarycznie wychodziła jakaś... wieczność. To chyba nie był dobry dzień, dobry poranek, na takie rozmowy, skoro dzisiaj miał być Lammas, ale... och, cóż. Może jednak to był ten dzień..? Może jednak coś dobrego z tego wyjdzie..? Laurent nawet pokusił się o drobny uśmiech wraz z tym powitaniem. - Migotek poinformował mnie, że wróciłeś z Francji.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Gentleman
✦Oh, these violent delights...✦
Kayden jest wysoki i szczupły, z lekkim zarysem mięśni i wyraźną linią szczęki. Czarne jak noc włosy ma rozwichrzone przez wiatr, zadziornie opadające na czoło. Oczy barwy gwiazd, srebrne i przenikliwe. Cera blada, niesamowicie ciężko ją opalić. Ubiera się elegancko, zwykle w biel i czerń, czasem kroplę czerwieni. W chłodne dni na barki narzuca czarny płaszcz. Woń cynamonu i wiśni jest zawsze obecna, dryfując wokół niego w zmysłowym tańcu.

Kayden Delacour
#2
03.02.2024, 02:09  ✶  

Życie potrafi przejść z romantyzmu w prozę jednym muśnięciem pióra. Atrament z czasem blaknie, świeca gaśnie, a słońce zachodzi, pogrążając wielobarwny gradient nieba bezdenną czernią. Sprawy niezwykłe stają się zwykłe. Relacje zanikają jak mgła o poranku. Ktoś z kim jeszcze niedawno obserwowałeś gwiazdy, nagle zmienia się w jedną z nich. Odległą, migotliwą i niedostępną. Z czasem zapominasz o niej lub zmuszasz się do zapomnienia. Cisza z drugiej strony staje się głucha, nieprzyjemna, uciążliwa, aż pragniesz wziąć nożyce i przeciąć jedwabną taśmę.

Nie przywykł do tego. Odrzucenie nigdy nie spędzało mu snu z powiek, a jednak słowa zamarły, jakby taśma z tej drugiej strony została przecięta. Trochę to było nie na miejscu, trochę bezczelne i gorzkie w smaku. Najbardziej kąsała go ta świadomość, że ostatni list wysłał, będąc lekko nietaktownym... desperacja dosięgnięcia czegoś, co prawdopodobnie już uleciało jak duch w nieznaną mu stronę. Gdzie zrobił błąd? Chciałby wiedzieć, bo niewiedza nie pozwoliła na domknięcie rozdziału i odłożenie książki. Bez tego urywała się gdzieś w środku... W środku? Na samym początku! Kilka cudownie zapisanych, wciągających stronic pachnących morzem, słońcem i letnim wiatrem. I nagle... pusto. Ktoś zapomniał dopisać reszty? Autor znudził się pisaniem? Nie ma już nic do przekazania? Czy ktoś mu zabrał wszystkie pióra i pochował je na strychu? Jaka była historia tej ciszy? Gdzieś w tych myślach pojawiał się spokój i głębokie westchnięcie. Bo może to i lepiej. Lepiej? Nie, wcale nie było lepiej. Chciał kropki na końcu zdania i wyrwania pozostałych pustych stron. Skoro szło to bez celu, skoro nie było już o czym pisać, chciał to mieć czarno na białym. Koniec. I tyle. I już. Stanowcza decyzja, bo to było w jego stylu. Nigdy przecież się nie rozckliwiał i choć duszę miał artysty, to umysł logiczny.

Nie znaczyło to wcale, że nie żałował.

Wrócił ze swojej małej wycieczki do Tuluzy, od rodziny we Francji, której tak dawno nie widział i jedne z wielu pytań, które mu huczało w głowie to zwykłe "dlaczego?" Głupstwo popełnił, że pozwolił sobie na słuchanie syreniego głosu i wielbienie miękkich ust, zamiast po prostu zanurzyć się na chwilę w cichych, nocnych szeptach i ocknąć się ze wspomnieniami bez znaczenia. Takie to było słodkie, a takie ciężkie do odstawienia. W cichej nadziei, że to tylko pomyłka, niedługo po swoim powrocie zjawił się pod drzwiami New Forest, ale i tam nie zastał tych morskich oczu, w których widział swoją połowę kolorowego świata. Pozostał tylko zawód, który z czasem stał się niesmaczny, aż miał ochotę go wypluć. Nie wrócił do Winchester, nie miał ochoty na delikatną ciszę, w której unosił się zapach ogrodów różanych, a słońce grzało już zdecydowanie za długo. Wrócił do swojego mieszkania, do tłocznego i hałaśliwego Londynu i... poczuł się zmęczony. Nie wiedział tylko, czy to przez długą nieobecność, czy przez te natrętne motyle, które tyle czasu nie dawały mu spokoju. Powinien chyba od razu wrócić do pracy, żeby odciągnąć od siebie myśli. Wyrzucić je jakoś i przekonać siebie samego, że nie było to warte zachodu. Nawet tego pięknego, w którym odnalazł swoje barwy.

Jednak gdy srebro natknęło się na błękit, nie było w głowie ani jednej myśli. Zaskoczył go. Nie było to ani przyjemne, ani nieprzyjemne zaskoczenie. Głuche, jakby uderzył głową w taflę jeziora. Co robiła tu gwiazda, która nagle wydawała się ignorować wysyłane przez niego listy? Kayden znieruchomiał w drzwiach, po czym powoli oparł się o framugę jedną ręką, drugą wciąż trzymając mosiężną, zdobioną klamkę. Mięśnie jego szczęki lekko się napięły i rozluźniły, a powieki przymrużyły delikatnie, gubiąc gdzieś zaskoczenie. - Witaj Laurencie. - Głos miał spokojny, ale żołądek zawiązany w supeł. Nie była to dobra chwila, nie teraz. Nie wiedział, czego ma się spodziewać. Jednak nie wahał się wcale przed patrzeniem mu uparcie w oczy, jakby mu rzucał wyzwanie. No, dalej... powiedz, że ci się znudziło. - Wróciłem niedawno... Nie zastałem cię w New Forest. - Odsunął się nieco, odchylając szerzej drzwi. Czarne włosy opadły mu na szare oczy, które wciąż obserwowały blondyna z nieodgadnionym wyrazem na twarzy. - Wejdziesz? - Zapytał, bo nie miał ochoty na rozmawianie u progu mieszkania. Etykieta, Kay, zawsze pierwsza jest kurtuazja.



[Obrazek: qEyGuHF.gif]

✧ The bear loved the deer, it was obvious.
It ripped the deer's throat out, and then licked the dying deer
with the most passionate affection ✧
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#3
03.02.2024, 02:43  ✶  

Zawsze istniała możliwość poznania historii od kropki. Otwierasz ostatnią stronę i tam nie ma nic, zupełnie nic. Tylko jedna kropka. Poznanie, prolog, nawet nie pierwszy rozdział, a drugi to już epilog. Epilog kropki. Ta możliwość pojawiłaby się wtedy, gdyby napotkał zamknięte drzwi. Zrezygnowałby wtedy? Odpuścił? Nie, oczywiście, że nie. Mogły dzielić ich tysiące kilometrów od Tuluzy do New Forest, ale łączyło ich dlaczego. I to jedno niebo, które nie ważne czy dzienne czy nocne zawsze stroiło się w różne kolory. Zupełnie tak, jak ta dziwna relacja, która miała taki gorzki smak.

Nie musiał pukać drugi raz. Drzwi zostały otworzone może nie od razu, ale nie wypadało się namolnie dobijać. Nie wypadało w ogóle się narzucać i być namolnym. Słyszał kroki, a kiedy kroki się zbliżały, to jego serce trochę przyśpieszyło rytmu. Tylko trochę. Nie było szaleńczego pędu, to pewnie przez to zmęczenie. A czym to zmęczony może być ten, który wcale nie zajmował się skrobaniem tej książki? Samymi staraniami i szukaniem inspiracji, drogi Świecie, można było się zadławić. Wiele energii potrzebowało ciało, żeby się po zadławieniu uspokoić, a umysł musiał przepracować strach i przeświadczenie, że kolejny kęs skończy się tak samo. Tak oto stanął - jego objawiona Spadająca Gwiazda. Gwiazda jednej nocy, jak to kiedyś sam określił, ta co mignie i spadnie, potem jej nie ma. Laurent widział to inaczej. Ta gwiazda wcale nie spadała, wcale nie znikała. Ona jedynie frywolnie udawała się w podróż dokąd chciała, kiedy jej siostry i bracia zamierały w nic nieznaczącym bezruchu. Był tak samo piękny jak tamtego dnia, kiedy go spotkał i poznał. Tak samo zjawiskowy. Dzieło sztuki, boska doskonałość. Marmur, który jakimś cudem dostał oddech życia w darze od Matki Wody i Ojca Ziemi. Oblekała go perfekcja tak gładka jak kaszmir pod palcami, tak nieludzko ludzka w swoich podwojach, że rozpływałeś się przed jej świętością i znów stawałeś całością w jedno mrugnięcie jego oka później. Ale tym razem nie było tyle niepewności w selkie wobec tego przenikliwego spojrzenia. Tak jak tamtego dnia przy wozie. Ten sam uśmiech, to samo spojrzenie, tylko nie spoglądał na niego zza okularów, bo tym razem nie miał mapy. A przydałaby mu się. Mapa, która pozwoliłaby mu znaleźć drogę do zrozumienia tego piekielnego dlaczego.

Mimo to minimalnie drgnął mu kącik ust, kiedy pomyślał, że te drzwi się zaraz zamkną ze słowami chciałem ci powiedzieć, że mnie obrzydziłeś. I koniec. Oto moja kropka. Dopisane niestarannie zdanie zaraz za nią, bo nawet nie przyszło nikomu do głowy, że ta kropka powinna być na końcu.

- Dziękuję. - Wszedł do środka. Przekroczył jaskinię wilka, którego stalowe oczy zaraz miały z precyzją chirurga ciąć skórę jego karku i wbijać się między kręgi, zarysowywać je i szukać odpowiedzi. [i]A może... ty też jesteś Śmierciożercą?[i/] Myśli czasami lubiły zdradzać człowieka. Zdradzały bardzo często Laurenta, który przeszedł przez korytarz, żeby wejść (zapewne) do salonu, zatrzymując się tam, by gospodarz mógł zaprowadzić go do miejsca ich ostatniej bitwy. Choć to niekulturalne to jakoś blondyn pomyślał, że wolałby załatwić to przez próg, niż czuć się teraz więźniem groty tego wilka. - Owszem, nie zastałeś mnie w New Forest, bo aktualnie tam nie rezyduję. - Wyjaśnił spokojnie. Bardzo wiele przyczyn składało się na lęk, który pchnął go do unikania spania w New Forest. Nawet unikał przebywania tam samemu zbyt długo. Duma czuł się przez to upuszczony. - Nie sądziłem, że mnie jeszcze odwiedzisz. - To dawało jednak jakąś maleńką nadzieję na to, że nie wszystko było stracone. Tylko czy to nie była chora nadzieja?



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Gentleman
✦Oh, these violent delights...✦
Kayden jest wysoki i szczupły, z lekkim zarysem mięśni i wyraźną linią szczęki. Czarne jak noc włosy ma rozwichrzone przez wiatr, zadziornie opadające na czoło. Oczy barwy gwiazd, srebrne i przenikliwe. Cera blada, niesamowicie ciężko ją opalić. Ubiera się elegancko, zwykle w biel i czerń, czasem kroplę czerwieni. W chłodne dni na barki narzuca czarny płaszcz. Woń cynamonu i wiśni jest zawsze obecna, dryfując wokół niego w zmysłowym tańcu.

Kayden Delacour
#4
03.02.2024, 05:34  ✶  

Wilcza pieczara wcale nie była wypełniona kośćmi i plamami krwi. Nie było tu miejsca na groźby i bitwy, wydawała się wypełniona samym Kaydenem i jego zajawkami. Eleganckie meble z ciemnego drewna, mało kolorów, za to dużo obrazów jego matki, książek i drobnostek, wykupionych z przeróżnych aukcji, o dziwo odkurzonych i lśniących na półkach, stolikach i w gablotach. Rodzinny dom w Winchester był jasny, finezyjny i ukwiecony. Jego mieszkanie wydawało się kompletną przeciwnością, a jednak mrok był subtelny i uspokajający — przynajmniej dla Kaydena. Nie przytłaczał.

Delacour powolnym krokiem poprowadził Laurenta do salonu, na tę chwilę unikając jego spojrzenia. Skupił się na tym, jak by tu wyjść z twarzą z tej beznadziejnej sytuacji. Czuł się nieprzyjemnie odsłonięty, jakby zaczynał żałować, że to jego pierwsze "nie" nie było tym ostatecznym. - Napijesz się czegoś? Kawy? Herbaty? Wody? - Zaproponował, zatrzymując się blisko sofy z welurowym obiciem i zerknął na niego pytająco. Nie dało się nie wyczuć sztywnego tonu, jakby recytował jedynie wyuczoną grzeczność. Bo tak wypada. Choć wiele już zrobił rzeczy takich, co nie wypada. Ta sztywność też była jednak wymuszona, bo wcale nie chciał jej tutaj wyrzucać z ust. Chciał zapytać prosto z mostu. Dlaczego się nie odzywałeś? Nie mogłeś? Coś cię powstrzymywało? Czy po prostu ci się odechciało znajomości? Powodów mógłby wymyślać mnóstwo, a i tak na myśl wysuwały się te najmniej przyjemne. Jednak coś nie pozwalało się słowom wydostać. Duma. Ta kapryśna duma, która więcej już odsłaniać nie chciała. Musiała być zapobiegawcza, bo co jeśli...? Bał się, choć nie wiedział dlaczego. W końcu ta znajomość, choć piękna, nie miała głębszego celu. Zaspokojenie ciekawości i pociąg do drugiego człowieka i tyle. Nie ma czego żałować... Prawda, Kayden? Nie wbiegajmy za głęboko na nieznany teren.

- Nie lubię niedopowiedzeń. - Odparł, kiedy już dostał odpowiedź na swoje pytanie i spełnił swoje obowiązki gospodarza, wzywając skrzata, by przyniósł cokolwiek, czego sobie Laurenty zażyczył do picia. Potem wskazał na miękkie siedzenie, dając mu tym samym znak, że chce z nim porozmawiać. Nie ważne jak bardzo jest to krępujące. - Wolę załatwiać rzeczy osobiście, dlatego chciałem się spotkać zaraz po powrocie. - Co oczywiście skończyło się na odesłaniu Delacoura z kwitkiem. Mógł oczywiście wysłać kolejny list, ale nie chciał być natrętnym. Narzucanie się? To nie była jego domena. Cisza też była w jakimś sensie odpowiedzią. Kay usiadł na kanapie, założył nogę na nogę i skierował swoje srebrne oczy na blondyna. Twarz mu delikatnie złagodniała, a na usta cisnęły się te wszystkie niewypowiedziane pytania, z "dlaczego" na samym czele łańcuszka. To jedno proste pytanie brzmiało miękko, a jak miękła duma, to i serce było wrażliwe. Gdzie był więc ten neutralny grunt, na którym miał szansę się jeszcze wycofać w wiarygodną obojętność? Nie chciał przekraczać linii, a jednocześnie chciał wyciągnąć do blondyna rękę i poznać odpowiedź. Duma i serce szarpały go z obydwu stron. Skupił się więc na czymś innym, na strzępie informacji o New Forest. Nie wiedział jednak, czemu jego kolejne słowa zabrzmiały kąśliwie, sarkastycznie, jakby włączył mu się mechanizm obronny, a ukryta aluzja była niejednoznaczna. - Rozumiem, że kontakt z tobą jest teraz nieco problematyczny? - Uniósł jedną brew w górę.



[Obrazek: qEyGuHF.gif]

✧ The bear loved the deer, it was obvious.
It ripped the deer's throat out, and then licked the dying deer
with the most passionate affection ✧
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#5
03.02.2024, 09:46  ✶  

W normalnych warunkach podziwiałby te obrazy, dobór mebli, zakochałby się w tych roślinach pojedynczych, które się tutaj znajdowały i widokiem za oknem, który nie przedstawiał tylko i wyłącznie kolejnych domów i ulic, i sznurów ludzi, którzy zawsze się gdzieś śpieszyli. Chociaż nie, nie zawsze. Czasem spoglądałeś na ludzi i widziałeś, jak mężczyźni czekają, aż młody chłopak wypastuje im buty, albo przeglądają najnowsze wydanie Proroka Codziennego paląc fajkę z chmurnym czołem z boku uliczki. Pokątna nigdy nie spała, a to mieszkanie wydawało się pogrążone we śnie. Przeciwieństwo tego, co działo się w domu Laurenta, ale nie całkowite, o nie. Przekonał się o tym w domu swojego kochanka, w którym panowała pustka i szarość. Nie było obrazów, ozdób, nie było żadnej rośliny. W normalnych warunkach doceniłby dobór kolorów, chociaż nie byłby to jego wybór - ciemność nie powinna królować w miejscu, które... albo właśnie powinna? Noc powinna była kojarzyć się z wypoczynkiem, a właśnie na nią naprowadzały myśli, kiedy wkraczało się do tej wilczej jamy. Jemu jednak noc nie kojarzyła się z czymś nadmiernie dobrym. Tak i to spotkanie nie kojarzyło się z tym, z czym chciał kojarzyć Kaydena - z pięknym snem, którego jedyną granicą było to, na ile sobie pozwolisz go przesunąć. Nikt go nigdy tak nie potraktował, jak on. Tak dobrze. I nie chodzi o to, że nie było ludzi traktujących go z szacunkiem, którzy go kochali, chcieli pomóc z dobrego serca, bo tacy ludzie byli, a było ich nawet zadziwiająco dużo. Ale to, jak traktował go Kayden, było dokładnie tym, co potrzebował. Kiedy spoglądał w jego oczy widział to, czego zupełnie mu brakowało. Szacunek. I czystą miłość, która zakochała się nie w jego ciele. On się zakochał w jego umyśle.

- Wody, dziękuję. - Normalnie, swoim zwyczajem, powiedziałby: kawy. Dostał jednak nauczkę, że przy jego aktualnym stanie zdrowia, szczególnie w takich sytuacjach, kawa była najgorszym możliwym wyborem. I przede wszystkim nie chciał na nią czekać. Nie potrzebował również wody, ale to była opcja awaryjna i przede wszystkim nie wypadało tak siedzieć o suchym pysku. Pewnie standardowo pytanie brzmiałoby inaczej: czy napijesz się whiskey? Burbonu? Ale Laurent bardzo rzadko pijał alkohol i w dużej mierze tylko udawał, że go pije. Tymczasem jego opcja awaryjna miała dać mu zapasową opcję, żeby w razie czego zająć czymś dłonie. Odbiegł wzrokiem od pokoju, od tych pojedynczych bibelotów na ekspozycji, od tych roślin i subtelnie dobranych kotar do okien, by zakotwiczyć się w gospodarzu, jaki przesunął się, dumny i pozbawiony wahań (a przynajmniej na takiego wyglądał) w swojej sztywności prosto do sofy. Już po tym prostym pytaniu upewnił się, że wolałby to zakończyć przez próg dwieście razy bardziej. Dostając sygnał sam zresztą zajął fotel, by wygodnie się w nim ułożyć, wydając się w tym całkowicie spokojnym i rozluźnionym. Ale to był tylko pozór tworzony odpowiednim ułożeniem ciała. Uważne oko bez problemu wychwytało napięcie.

- Z wzajemnością. - Również nie lubił nieklarownych sytuacji, dlatego niemal zawsze zawierał umowy ze swoimi... kochankami. Miłość cielesna tak, miłość wyższa - nie. Mógł kochać przez jedną noc najbardziej na świecie, ale rano wszystko się kończyło. Obiecywał sobie, że nie będzie już tak się zachowywał, zawierał umów, że nie będzie już wpadał z ramion w ramiona, bo pojawił się on. Tymczasem co zrobił parę dni temu? A teraz był tutaj, z wiedzą, że Kayden wrócił z Francji i do niego zawitał. Z jednej strony - dobrze, zamknijmy to. Z drugiej strony - mógł sobie już darować. Laurent pogodził się z tym, że jego serce zostało odrzucone i że dostał za swoje, wypuszczając swoje serce z klatki. Przecież wiedział, że tak to się musiało skończyć, bo niby kto mógłby go pokochać takim, jakim jest naprawdę? - Ach tak... - Uśmiechnął się jakoś smętnie, krzywo, na te słowa, że wolał to załatwić osobiście. Skoro nie odpisywał, to ciężko było to załatwić jakkolwiek inaczej niż "osobiście". Nie zdziwiła go ta oschłość i sarkazm, jaki rozbrzmiał w tym miejscu, a mimo to ciął dokładnie tak, jak się spodziewał. Mimo przygotowania. Był zawsze za słaby, żeby zakładać na ludzi zbroje i nie pozwolić się dosięgnąć. Nie w przypadku tych, którym podarował coś więcej niż jedną noc westchnień. Odbił wzrokiem w bok, bo nie potrafił wytrzymać ciężaru jego spojrzenia. To niesprawiedliwe. To było zupełnie niesprawiedliwe, że nieszczęście przyczepiło się do jego nogi jak kula więzienna i ciągle jeszcze obijała o jego łydki. Tym bardziej niesprawiedliwy ton był tym, którego używał wobec niego Kayden. - Zawsze był problematyczny, jak to określiłeś. Jestem zapracowanym człowiekiem. - To prawda i nieprawda zarazem, bo biorąc pod uwagę, że teraz mniej bywał w New Forest to trudniej było na niego trafić, kiedy przychodziło się bez zapowiedzi. - Ta zajadliwość jest zupełnie niepotrzebna. - Wrócił spojrzeniem na jego sylwetkę, do oczu, dopóki miał siłę na cokolwiek. - Nie życzę sobie, żebyś się na mnie wyżywał.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Gentleman
✦Oh, these violent delights...✦
Kayden jest wysoki i szczupły, z lekkim zarysem mięśni i wyraźną linią szczęki. Czarne jak noc włosy ma rozwichrzone przez wiatr, zadziornie opadające na czoło. Oczy barwy gwiazd, srebrne i przenikliwe. Cera blada, niesamowicie ciężko ją opalić. Ubiera się elegancko, zwykle w biel i czerń, czasem kroplę czerwieni. W chłodne dni na barki narzuca czarny płaszcz. Woń cynamonu i wiśni jest zawsze obecna, dryfując wokół niego w zmysłowym tańcu.

Kayden Delacour
#6
03.02.2024, 14:39  ✶  

Kayden wiele rzeczy rozumiał, tak jak i teraz mógł zrozumieć, że to wszystko przez zapracowanie. O ile to była prawda, a nie białe kłamstwo. Mógł zrozumieć brak kontaktu przez chorobę, przez jakieś sprawy rodzinne, przez cokolwiek, co miało sens. W zasadzie brak zainteresowania też miało sens, w końcu człowiek to istota zmienna. Chociaż to było dziwne... to nie on pierwszy zaczął robić słodkie oczęta. Frustracja przemknęła mu przez twarz, bo wymówka była dla niego zbyt banalna. - Nie wyżywam się. - Odpowiedział protekcjonalnie, wyczuwając atak w słowach Laurenta, ale zreflektował się szybko i wycofał ostre spojrzenie. Jego złość była tu nie na miejscu, zwłaszcza że jego uczucie nie zdążyło jeszcze ostygnąć. W grę jednak wpełzły emocje, a wtedy racjonalność wydaje się zbaczać na drugi plan i ciężko ku niej sięgnąć. - Chciałbym tylko wiedzieć, w czym tkwi problem. - Odbiegł spojrzeniem do szklanki z wodą i pochylił się, by ją chwycić. By zająć czymś ręce i zamoczyć usta. Mieć chwilę, by się zastanowić. Nie lubił takiej improwizacji, nie mógł przemyśleć i rozpracować różnych scenariuszy. Z Laurentym było to na tyle niewygodne, że jego własne pragnienia przysłaniały mu rozsądek. Nie był pewien czy duma powinna dyktować mu jego działania. Nie chciał ani zamiatać wszystkiego pod dywan, ani się najeżać jak kocur. Co jednak zrobić, kiedy musisz odpuścić na czymś, na czym ci zależy? Bo zależało... Sam w to nie wierzył, ale taka była prawda. Zależało mu na Laurentym, choć zapewne strzelał sobie sam w kolano. Zależało mu, by być skrawkiem jego świata, choćby tym najmniejszym, który musi ukrywać. To właśnie się dzieje, kiedy decydujesz się na ochłapy. Takie, które wydają się nie mieć przyszłości... Cierpisz, bo to jak przystawianie spragnionych ust do pojedyńczych kropel wody, spływających z nieczynnego już kranu.

Zachowanie godności kłóciło się jednak ze złością i nie było tu mowy o harmonię. Delacour był uparty, a upartość zakorzeniona była na tyle głęboko, że nie chciał temu odpuścić. - A więc? - A więc wotum zaufania i czysta karta. Kayden westchnął bezgłośnie i zdecydował się nastawić policzek. - Czy coś się stało, że nie mogłeś mi po prostu napisać? - Zapytał, obracając kryształową szklankę w dłoni, w której migotało światło spadające z okna. Głos miał cichy, spokojny, choć napięcie ściskało mu pierś na miazgę. Chciał to już mieć za sobą. W końcu nie jednym doznaniem żyje człowiek, a świat nie kończy się na jednym odrzuceniu.



[Obrazek: qEyGuHF.gif]

✧ The bear loved the deer, it was obvious.
It ripped the deer's throat out, and then licked the dying deer
with the most passionate affection ✧
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#7
03.02.2024, 16:02  ✶  
Ach tak? Nie wyżywał się? Mógł użyć różnych słów do opisania tego, ale kiedy ktoś na ciebie wylewa jad, kiedy przekazuje prostym tunelem frustrację, to dla Laurenta już zakrawało na to. Nie chciał, żeby kolejna osoba w jego życiu wykorzystywała jego słabość, żeby nim pomiatała, jakby był zabawką do wykorzystania. Chociaż trochę nie było w jego stylu reagować tak protekcyjnie. To już zmęczenie. Samym sobą głównie. Bo z jednej strony oczekiwał cudów, z drugiej szukając cudu nie umiał go znaleźć. Bo Kaydena nie było. Jego po prostu... Zabrakło.
- Problem... - Powtórzył za nim, trochę się spinając po jego słowach zapewnienia, że się nie wyżywał. Starał się podejść do tego maksymalnie spokojnie, ale jak to już ktoś napisał - jak mówić o racjonalności i spokoju, kiedy emocje wrzały? One tu wręcz buzowały pod powierzchnią. Zachowywali tylko względny spokój na wierzchu. Laurent widział w nim tę złość... A czy to nie on tu powinien być zły? Na moment zagościła ta cisza. To strach pełzał po skórze, napinał ja, napinał mięśnie i wprawiał mięsień sercowy w mocniejsze bicie. - Dziwi mnie, że to wszystko jest takie spokojne, nie uważasz? - Że ten świat nie grzmiał, że cisza piszczała w uszach. Dźwięk przesuwanej szklanki i puknięcie pierścionka o szklankę był jak huk. - Czy ja ci się... Znudziłem? Zbrzydło ci? - Chciał to wiedzieć, chciał to usłyszeć szybciej niż później. Odezwał się dopiero po tym, jak Kayden, hm... Zachęcił do mówienia. - Słucham? - Laurent spojrzał z urazą na mężczyznę i lekkim niedowierzaniem. - Przepraszam, ale czy ty ze mnie kpisz?


○ • ○
his voice could calm the oceans.
Gentleman
✦Oh, these violent delights...✦
Kayden jest wysoki i szczupły, z lekkim zarysem mięśni i wyraźną linią szczęki. Czarne jak noc włosy ma rozwichrzone przez wiatr, zadziornie opadające na czoło. Oczy barwy gwiazd, srebrne i przenikliwe. Cera blada, niesamowicie ciężko ją opalić. Ubiera się elegancko, zwykle w biel i czerń, czasem kroplę czerwieni. W chłodne dni na barki narzuca czarny płaszcz. Woń cynamonu i wiśni jest zawsze obecna, dryfując wokół niego w zmysłowym tańcu.

Kayden Delacour
#8
03.02.2024, 17:00  ✶  

Cisza przed burzą była ciężka, stresująca, męcząca. Chwila, w której nabierasz tchu, by wysyczeć swoją wściekłość i zagrzmieć jak huk błyskawicy. Napięcie można by kroić nożem, bo żadna ze stron nie chciała się unosić, a jednak to wewnątrz szalał sztorm. Zduszony w środku, żeby tylko wyjść z twarzą z sytuacji. Ale tak, było to niepokojąco dziwne, ten pozorny spokój. Nie wróżył niczego dobrego. - A jakie ma być? - Zapytał chłodno, aż zadrgała mu brew. - Spodziewałeś się, że się będę pieklić? Czy może na to liczyłeś? - Znów dodał lekceważąco, odkładając szklankę. Jednym z objawów zdenerwowania okazało się lekkie podrygiwanie nogą, bo musiał dać jakoś upust swojej irytacji. Ciało zdradzało jego buzujące emocje, mimo, że próbował zachować ten spokój na równej linii.

Jednak linia się zachwiała, aż złość zsunęła się z pochyłej, uderzając głucho o grunt. Nie rozumiał tych pytań i skąd nagle wypłynęły. Strzelił w niego oczami z surową miną, zaciskając na chwilę zęby. To jakaś próba odwrócenia kota ogonem? Manipulacja psychologiczna? Nie był cierpliwy z takimi gierkami ani chętny przytaknąć i pozwolić się omotać jak ślepiec. - Ty mi? - Warknął. - Oh, proszę cię... Próbujesz mi wmówić, że to moja wina? - Prychnął, choć gubił się trochę w tych oskarżeniach. On miałby się znudzić? To przecież od niego wszystkie próby korespondencji trafiały na ścianę, a może i wpadały do ognia... Możliwe motywy właśnie roztrzaskały się jak szkło, bo jeśli brak odpowiedzi miałby swoje logiczne wyjaśnienie, to by mu o tym powiedział, a nie rzucał takie pytania. A może nie... może mu się tylko wydawało, że potrafiłby przewidzieć reakcję. W końcu nie wiedział, co siedzi Laurentowi w głowie... przecież taka rozmowa nie miała miejsca, choć zapewne powinna. Już dawno powinna. - Wybacz, ale nie jestem w nastroju do żartów. - Odpowiedział, krzyżując ręce na piersi. - Unikać cię też nie mam zamiaru. Jeśli masz mi coś do powiedzenia, to wykrztuś z siebie, a nie udajesz ofiarę. Miejmy to już z głowy... - Ostatnie zdanie dodał z goryczą cisnącą się na język i irytację przyćmił żal, zmuszając go, by spojrzenie odwrócił gdzieś na bok.



[Obrazek: qEyGuHF.gif]

✧ The bear loved the deer, it was obvious.
It ripped the deer's throat out, and then licked the dying deer
with the most passionate affection ✧
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#9
03.02.2024, 17:46  ✶  
Rozbił się o ten chłód. Trzasnął go krańcem bicza, lekkie muśnięcie, ale ślad na skórze już został. Pierwsze zadrapanie, jeden zero. Laurent liczyłby to jako jedenZmieszanieto. Koniec końców nie miało znaczenia, co się tutaj stało. Po prostu gdyby Kayden mógł na niego spojrzeć chociaż raz, raz jedyny, w taki sposób, w jaki na niego patrzył... Bo na drugim policzku ciągle czuł ciepłe muśnięcie jego ust w kontrakcie do tego lodowatego uderzenia.
- Jak mógłbym liczyć na coś takiego... - Powiedział to ciszej, bardziej niepewnie. Wycofany. - Za kogo ty mnie masz? - Może i nie był święty, było mu bliżej do diabła niż anioła, Chociaż pozory mówiły inaczej. Ale nie chciał dla nikogo źle. Dla Kaydena nie chciał tym bardziej. Więc jak mógł pomyśleć że przyszedł tu liczyć na zdenerwowanie go? Chciał tylko trochę rozluźnić atmosferę. Nie rozumiał tego odgryzienia się - drugi raz.
Nieco skurczył ramiona, nieco cofnął głowę, patrząc na Kaydena niepewnie i z tym poczuciem krzywdy i niepewności.To była odpowiedź na warknięcie. Tego się nie spodziewał. Wziął głębszy wdech, ostrożnie, serce przyspieszyło bardziej.
- Błędy zazwyczaj wynikają z obu stron, dlatego pytam. - Odpowiedział bardziej ofensywnie, potwierdzając , że uważał to za jego winę. Bo to, że nie odpisał... No czymś to wina? Ale widział winę tylko w tym. Bo poza tym był pewien, że jak zawsze - to on był niedostatecznie dobry. - Nie żartuję. - Uważał, że sobie na to nie zasłużył. Dawno nie był ofiarą żadnego pana, który uważał, że nie jest gejem, że ta jedna noc nic nie znaczyła, była jego winą, to obrzydliwe i w ogóle to jest żmiją w ludzkiej skórze. Ale to był jakiś wyższy poziom. Bo nie widział, jak inaczej mógłby to rozumieć. Ale potem padły takie słowa, że aż otworzył szerzej oczy ze zdumienia. Udajesz ofiarę. Wszystko zawsze się do tego ograniczało, że udawał ofiarę. Że wyolbrzymiał te problemy. Powinien sobie radzić, a nie... Powinien też to zostawić za sobą. Położył dłoń na poziomie serca, czując nacisk na klatce piersiowej i przyspieszenie oddechu. - Według ciebie... Udaję ofiarę? - Po tym wszystkim, co mu napisał... Był w takim szoku, że to proste zdanie przeskakiwalo nad nim i jakby się z nim mijało, nie docierało do niego. Musiał brzmieć bardzo żałośnie, to prawda... -


○ • ○
his voice could calm the oceans.
Gentleman
✦Oh, these violent delights...✦
Kayden jest wysoki i szczupły, z lekkim zarysem mięśni i wyraźną linią szczęki. Czarne jak noc włosy ma rozwichrzone przez wiatr, zadziornie opadające na czoło. Oczy barwy gwiazd, srebrne i przenikliwe. Cera blada, niesamowicie ciężko ją opalić. Ubiera się elegancko, zwykle w biel i czerń, czasem kroplę czerwieni. W chłodne dni na barki narzuca czarny płaszcz. Woń cynamonu i wiśni jest zawsze obecna, dryfując wokół niego w zmysłowym tańcu.

Kayden Delacour
#10
03.02.2024, 19:22  ✶  

Może przesadził, a przesadził na pewno... ale to w złości. W burzy emocji, którą odczuwał wewnątrz. Złości przede wszystkim na siebie, że liczył na coś więcej. A głęboko pod skorupą jego własnych uprzedzeń, niedomówień i pragnień było też zaniepokojenie... Lęk, zwłaszcza po tej sytuacji z zabójcą we śnie, o której usłyszał w Marsylii. Wtedy było już po fakcie, ale co jeśli znów coś się wydarzyło, a on o niczym nie wiedział? Nie powinien mieć pretensji, ale tak brzmiała ta ukryta w sercu prawda. Martwił się. A potem tylko upychał te myśli nogą w najdalszy kąt samoświadomości, bo wciąż czuł, że nie ma do tego prawa. Jego zachowanie zdawało mu się głupie. Niepotrzebne. Niechciane. Nachalne. A potem przyszły wątpliwości i w zasadzie już nie wiedział, co było powodem. Odrzucenie czy brak czasu? Wszystko zwijało się w jeden, wielki kłębek nerwów i zażaleń, który musiał tłamsić w sobie.

- Wybacz, ale nie czytam w myślach... Nie wiem czego mam się spodziewać po twojej ciszy. - Odpowiedział, ale reakcja Laurenta trochę go przystopowała. Nie, wcale tak nie myślał. Nie uważał, żeby chciał go specjalnie podjudzać. Nie tak go widział. Język jednak chciał syczeć samoistnie.

- Błędy... - Powtórzył, marszcząc brwi. Znów nie rozumiał gdzie w tym jego błąd. Błędem było może to, że nie wrócił wcześniej. Choć ciężko mu było postawić kogokolwiek wyżej od rodziny, zwłaszcza w takiej sytuacji. Bo co, miał ich wszystkich olać? Dla kogo? Dla tej dziwnej relacji, która nie miała nazwy ani definicji? A jednocześnie zrobiłby to, gdyby dostał choć słowo, że coś było źle, że coś się stało, że go potrzebował. Jak Bóg mu świadkiem, olałby wszystko i wrócił. Czy to czyniło go głupcem? Prawdopodobnie tak... Zakochanym głupcem. - Według mnie odwracasz kota ogonem. - Mruknął i znów wysilił się na powierzchowny spokój. Nie mógł dać frustracji wygrać i stracić nad sobą panowanie. Nie tak całkiem. - Jeżeli obojętność przeszkadzała ci w odpowiedzi, trzeba było, chociaż wysilić się na... cokolwiek. Nawet pusta kartka byłaby lepsza, niż kompletne nic. - Powiedział gorzko i zwrócił srebrne oczy w stronę blondyna. Dostrzegł jego reakcję, jego dłoń na sercu i momentalnie pożałował, że nie potrafił udawać opanowania. Jednak kolejny wyrzut wypłynął z jego ust, jakby tama powoli zaczynała trzaskać pod naporem nerwów. - Jeśli myślałeś, że mnie to nie ruszy to chyba mnie przeceniasz. Nie jestem z kamienia. - Wbrew temu, co próbował sfałszować mimiką i szorstkimi słowami.



[Obrazek: qEyGuHF.gif]

✧ The bear loved the deer, it was obvious.
It ripped the deer's throat out, and then licked the dying deer
with the most passionate affection ✧
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Laurent Prewett (7706), Kayden Delacour (5999)


Strony (3): 1 2 3 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa