• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
[28.07.1972|Włości Lysandra]Bog pszenice,diabeł oset sieje,misio w lipcu nam marnieje

[28.07.1972|Włości Lysandra]Bog pszenice,diabeł oset sieje,misio w lipcu nam marnieje
przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#1
13.02.2024, 21:44  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 19.10.2024, 20:31 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Samuel McGonagall - osiągnięcie Piszę, więc jestem

28.07.1972

Włości Lysandra

wiadomość pozafabularna
prompty letnie:
Ula - bunt żywiołów (ziemia)
Samuel - zapachy lata

Lato rozkwitało w pełni, a zmysły Samuela szalały. Wychowywany przez matkę animaga, bardzo szybko nauczył przyjmować zwierzęcą formę i poczuł wiatr w skrzydłach. Niedługo potem, korzystajac z dziedzictwa krwi McGonagall, udało mu się również w co prawda sztucznych warunkach a jednak, zaobserwować zachowanie niedźwiedzia brutalnego. I och jak Samuel uwielbiał tę formę... Niedźwiedź był niekwestionowanym królem dziczy (szczególnie, że był jedyny). Był olbrzymi, był silny, ale też sposób, w jaki odbierał rzeczywistość, był prawdziwie uzależniający.

Zapach.

To jak cząsteczki zapachu osadzały się na chropowatym, zawsze lekko wilgotnym nosie, wnikały do środka, by zawłaszczać dla siebie połacie podniebienia i przełyku... Samuel uwielbiał zamykać swoje małe paciorkowate brązowe ślepia, i oddawać się woni, a spośród wszystkich knieja latem pachniała mu najpiękniej.

Dlatego teraz był trochę pogrążony w żałobie. Po incydencie z Laurencem nie chciał przemieniać się, jeśli istniało jakiekolwiek ryzyko, że mógłby zobaczyć go bogu ducha winny czarodziej. Pozostawało mu posługiwanie się ułomnym, ludzkim nosem, z dala od mikroklimatu lasu. Robił jednak co mógł.

W drodze do Lysandra przymykał więc, tym razem osadzone w błękitnym chłodzie oczy, zadzierał wysoko głowę i chłonął... Polne kwiecie, przykurzoną żółć zbóż, charakterystyczny, lekko kwaskowaty odór koziej sierści, należącej do istoty, która właśnie próbowała zjeść mu mankiet...

– Białka fe! – krzyknął wybity z rytmu niuchacza, gwałtownie zabierając rękę i patrząc w kwadratowe źrenice białej kozicy. Miłka szła kilka kroków dalej, pokornie i ospale skubiąc przydrożną trawkę. Trzeba było co jakiś czas motywować ją kilkoma szarpnięciami, żeby nie szła w szkodę okolicznym gospodarzom.

– Dziewczyny proszę Was, zaraz będziemy na miejscu. Mamy dzisiaj dużo pracy. – Wszystko rosło jak szalone, ale Samuel wierzył, że żadna siła natury nie jest w stanie sprostać dwóm kozim żuwaczkom. – Może w końcu poznamy Ulę, w końcu pogłaska Was ktoś, kto nie brzydzi się tego, że wymiotujecie sobie co jakiś czas do ust. O proszę, widzicie ją? Ula! – zakrzyknął machając słomkowym kapeluszem ściągniętym z głowy. Jego broda miała już kilka centymetrów, rosła tak dziko jak chwasty.

– Słyszałem, że Lysander zostawił nas dzisiaj samych z tym całym bałaganem? Pokaż mnie ten zagonek. – przejął inicjatywę rozmowy od razu przechodząc do konkretów, nim w ogóle jego rozmówczyni zdążyła powiedzieć słowo.
Poparzona
Nie prowadzę kursów wypowiadania mojego nazwiska.
Na pierwszy rzut oka — blizny po oparzeniach na twarzy. Na drugi — potężna niezręczność. Dopiero później możesz podziwiać nietypowy styl ubierania inspirowany mugolskim schyłkiem lat 60. 173cm || chuda, trochę mięśni || jasny blond || piwne

Ula Brzęczyszczykiewicz
#2
14.02.2024, 13:29  ✶  

Od rana pomagałam panu Tailorowi przekopać ogródek. Praca nie była ciężka, ale przeszkadzał mi strasznie jego pies. Bardzo chciał pomóc i rozkopywał ziemię na wszystkie strony, w tym na mnie. A był duży, więc fale piachu objęły całą moją sylwetkę. Tragiczne. Pana Tailora bardzo to bawiło, z tego powodu nie zdobyłam się na poproszenie go o zabranie stąd pieska.

Wróciłam do domu znużona. Ziemia wciąż sypała się z zakamarków mojego ubrania i nawet nie wiedziałam, że jestem brudna na twarzy. Złapałam szklankę wody i rozwaliłam się na ławce w ogrodzie. Ściągnęłam też rękawice, żeby dać moim palcom pooddychać. Będąc w cieniu, pozbyłam się też okularów i kapelusza. Chwilę mogłam pobyć w takim negliżu, ale tylko chwilę, bo zostałam zawołana.

Poznałam już tyle osób w Dolinie Godryka, ale jakimś cudem zawsze znajdował się ktoś nowy. Plusem całej sytuacji jest moja zwiększona odporność na kontakty z obcymi. Szczególnie, kiedy byłam tak zmęczona psychicznie i nie miałam siły na niezręczności, czy lęki. Odruchowo jednak zasłoniłam twarz kapeluszem i okularami. Koszula podwinięta do łokci odsłaniała blizny po poparzeniach, ale na te już tak nie zważałam. Te na twarzy to coś, co lepiej pozostawić w cieniu szerokiego ronda.

Podniosłam się, gdy gość przybył wystarczająco blisko.

— Dzień dobry. Samuel, prawda? I tego bałaganu wcale nie ma tak dużo. Trzeba tylko trochę posprzątać u zwierząt. Mówiłam mu, że dam sobie radę sama, ale nalegał na sprowadzenie pomocy... — wzruszyłam ramionami. Wiedział, że całe dnie pracuję w okolicznych gospodarstwach, więc nie chciał angażować mnie za bardzo w prace domowe. Ale tutaj było łatwiej, w końcu można było używać magii. O właśnie. — Jeszcze tylko skoczę po różdżkę... Czy coś do picia może?

Czułam się swobodniej wśród nowo poznanych, ale unikanie kontaktu wzrokowego mi zostało. Nawet jeśli okulary nie zdradzały drogi mojego spojrzenia, nie potrafiłam się zdobyć na spojrzenie Samuelowi w twarz. Tylko rzuciłam wzrokiem, gdy się pojawił. Miał bardzo jasne włosy i zarost. Tyle zapamiętałam.



???
przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#3
15.02.2024, 15:32  ✶  
Skinął głową na potwierdzenie, że i owszem tak ma na imię. A potem schylił się, by skraść źdźbło dziko rosnącego pod płotem żyta i bezczelnie wsadzić sobie w usta. Tutaj, na skraju miasteczka czuł się najlepiej. Ciepły wiatr pachniał mu lasem i latem, a i panna, która przed nim stała pachniała przyjemnie, bez nadwyżki nowomodnych wód z martwych kwiatów. Czasem szło się na prawdę udusić, gdy klientka bliżej rynku prosiła o naprawę szafki i zabijała ścianą krzyczących w męczarniach kwiatów.

– Tylko tyle i aż tyle, miałem rzucić też okiem na ciężarną, jak Miłka i Białka dotną wam trawę. Ostatnio... mają żołądki pełne roboty, coś gwiazdy pobłogosławiły zbiorom w tym roku. – zagaił na moment zapominajac o ofercie napitku, skupiony zbyt na swoich kozach, które wprowadził na teren obejścia. Z torby wyciągnął dwa kołki, które miały zagwarantować ludziom względne poczucie kontroli nad rogatymi diabłami. Nikt nie chciał, aby poszły w szkodę... Umieścił je przy bujniejszej trawie (nigdy nie widział, aby Lysandr miał aż tak wysokie chaszcze, ale dla Sama... dla niego to nawet lepiej. Zatopić się w zieleni i zapomnieć o całym świecie, tak był ciekawy czy i jego zagonek koło leśniczówki zdziczał i ukoił się nadmiarem wielomiesięcznej swobody, czy raczej zmalał zaduszony przez chwasty brakiem słońca? Runo dało, runo wzięło... taka była kolej rzeczy.

Westchnął ciężko i wrócił świdrującym błękitem swoich oczu do dziewczyny. Jego broda była już całkiem sporych rozmiarów, podobnie półdługie włosy zdawały się powoli żyć własnym życiem. Mógł mieć 20 lat, mógł mieć i 40, zarost bardzo utrudniał rozeznanie w tej materii.

Ściągnął brwi, jego mózg życzliwie mu dzwonił z przypomnieniem...

– A tak... wody. Chyba że macie nastawionego kompotu, to wolę kompot. Abbotowie nie wiedzą, co mają zrobić z jabłkami, tak im obrodziły...– przekazał informacje, wiedząc, że jego rozmówcy zwykle są spragnieni plotek i małej, śmiesznej rozmówki.

–
Poparzona
Nie prowadzę kursów wypowiadania mojego nazwiska.
Na pierwszy rzut oka — blizny po oparzeniach na twarzy. Na drugi — potężna niezręczność. Dopiero później możesz podziwiać nietypowy styl ubierania inspirowany mugolskim schyłkiem lat 60. 173cm || chuda, trochę mięśni || jasny blond || piwne

Ula Brzęczyszczykiewicz
#4
15.02.2024, 15:53  ✶  

— Na ciężarną, tak, zdecydowanie! — Pokiwałam głową. Niestety moje doświadczenie z porodem wiązało się tylko z kurczętami. Rodzice mnożyli inne zwierzęta gdy jeszcze byłam zbyt mała, by cokolwiek zapamiętać. Także zdecydowanie potrzebny był tu specjalista.

— Kompotu? Oh, niestety nie. Zbyt zajęci jesteśmy ostatnio, żeby sobie tak dogadzać.

Odpowiedziałam i wskoczyłam do chaty. Złapałam lewitującą tacę, wrzuciłam na nią dzbanek wody i dwie świeże szklanki, a następnie skoczyłam do swojej szafki nocnej. Różdżka była w szufladzie. Nigdy nie kładłam jej na wierzchu, zbyt łatwo jakieś zwierzę mogło ją capnąć i byłby problem.

Wchodząc i wychodząc minęłam duże lustro w sieni, lecz nie zwróciłam uwagi na swoje odbicie, a szczególnie umorusaną ziemią twarz. Podeszłam do Samuela z tacą lewitującą obok i nalałam wody do szklanek.

— Będę musiała się do nich odezwać w takim razie... Zdecydowanie znalazłabym pożytek dla ich nadmiaru jabłek... — nawiązałam do jego poprzedniej wypowiedzi. W głowie wirowały mi już musy, kompoty i ciasta, które bym z tego zrobiła. Ale musiałabym przez kilka dni nie pracować, żeby powrzucać wszystkie jabłka do słoików.

Samuel miał dobrze wytrenowany repertuar społeczny. Śmieszna rozmówka była wymagana w kontaktach towarzyskich, szczególnie gdy rozmówcy nie znali się jeszcze dobrze. Niestety nie należałam do osób, które potrafiły to docenić. Do wątku jabłek wróciłam tylko dlatego, że szczerze chciałam skorzystać z tej informacji.

Pogłaskałam jedną z kózek Samuela zdziwiona ogromem trawy, jaki tu wyrósł. Nawet nie zauważyłam, kiedy to się stało.

Gdy czarodziej skończył mocować żywe kosiarki, zabrałam go do stodoły. Lysander nie był potężnym farmerem, tak więc jego zasoby były skromne, na prywatny użytek, a większość zwierząt mieszkało pod jednym dachem.

Na powitanie uderzyła do nas agresywna gęś.

— Krzysztofik, spokojnie! Uspokój się! — Zaczęłam dreptać za ptakiem, który zaczął sadzić się na Samuela i unosić swoje potężne skrzydła jak dorodny dres. Gęś uniosła się gęganiem, zdecydowanie chcąc wykurzyć obcego ze swojego terenu. — Uspokój się, na zakręcony ogonek tatusia świnki, czemu ty zawsze musisz sprawiać takie kłopoty!

Starałam się objąć ptaka, by zatrzymać go w miejscu, co było ciężkie, gdyż chciałam to zrobić delikatnie. Kilka razy upadłam przy tym pupą w siano rozrzucone po stodole, a także, oczywiście - ziemię.



???
przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#5
15.02.2024, 21:39  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 16.02.2024, 10:52 przez Samuel McGonagall.)  
– Mogę spróbować coś ogarnąć od nich. Sam nie mam ręki do przetworów, ani też za bardzo... hmm... przestrzeni – o się gryzł w język żeby nie powiedzieć "lokalu" albo nie daj bogowie "domu". Był święcie przekonany, że ludzie dziwnie by reagowali na wieść, że mieszka w oborze za barem "U Lizzy". Nie chciało mu się tłumaczyć, dlaczego nie potrzebował niczego więcej. A jednak czasem dobry dżem by się zjadło z kawałkiem pieczystego. – A powiedz mi... smażysz Ty powidła na smalcu? – pytanie wbrew pozorom zasadne, skoro układ trawienny Samuela przyjmował li tylko potrawy z mięsnym składnikiem, wszelkie łakocie z dużą ilością wieprzowego tłuszczu były dobrym sposobem na oszukanie tegoż układu pokarmowego.

– Hhhszyszzzzztof...ik? – zachłysnął się od progu stodoły i spróbował (bezskutecznie) powtórzyć, a jego brwi szybowały przy tym niemalże na linii włosów. Oczywiście umiałby sobie sam poradzić z gąsiorem, na upartego nawet mógł zmienić się w niedźwiedzia i pokazać mu, że nie sensu zadzierać ze zdecydowanie większym i silniejszym, a jednak od czasu incydentu z czarodziejem spoza Doliny, nie chciał ryzykować przestrachu Uli. Poza tym było coś uroczego w tym, jak dziewczyna stawała w jego obronie, skłamałby, gdyby powiedział, że patrzenie na nią nie sprawiało mu przyjemności.

Zamiast więc iść w głąb skleconej z kilku desek stodółki, pachnącej ubogim, ale zadbanym zwierzyńcem Lysandra, oparł się o framugę wrót i ze skrzyżowanymi przed sobą dłońmi i roziskrzonym uśmiechem, przypatrywał się dziewczynie.
– Zawsze tak rojbruje? – zapytał i już miał zasugerować, czy by mu nie dać jednak w łeb, bo wyglądał na całkiem nieźle utuczonego, ale jednak może Hhhszyszzzzztof...ik był dla Uli ważnym członkiem rodziny, kto wie. Jakby mu ktoś powiedział, że Białka już za stara na młode powinna dostać w łeb, to sam by w ten łeb oberwał. Także Sam wbrew swojemu nieokrzesaniu, wykazał empatię.

– A w ogóle gdzie ten łachudra polazł? – zapytał o Ariela, z którym zawsze lubił przebywać, a skoro on lubił Ulę, to zakładał, że i z nią miło się ten czas spędzi.
Poparzona
Nie prowadzę kursów wypowiadania mojego nazwiska.
Na pierwszy rzut oka — blizny po oparzeniach na twarzy. Na drugi — potężna niezręczność. Dopiero później możesz podziwiać nietypowy styl ubierania inspirowany mugolskim schyłkiem lat 60. 173cm || chuda, trochę mięśni || jasny blond || piwne

Ula Brzęczyszczykiewicz
#6
16.02.2024, 17:08  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 16.02.2024, 17:09 przez Ula Brzęczyszczykiewicz.)  

— Ah, nie trzeba, bardzo chętnie się do nich udam, jeszcze się z nimi nie zapoznałam. Ale jeśli chcesz... możesz mi pomóc, to wtedy dam ci parę słoiczków.

Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo wiejski handel wymienny wdrukowany był w moje automatyczne zachowania. U siebie na wsi nie angażowałam się w kontakty z sąsiadami. Robili to moi rodzice. Ale wiele razy obserwowałam ich przy tym, albo słuchałam opowieści... No i jakoś teraz zupełnie naturalnie mi to przychodzi.

— Na smalcu? — Zmarszczyłam nos z lekkiego obrzydzenia. — Nie słyszałam jeszcze o tym... U nas to się na wodzie robi.

Bardzo nie chciałam okazać jak bardzo nieprzyjemnie zrobiło mi się na myśl o słodko-kwaśnych, cudownych śliweczkach, spoczywających na białej kupie tłuszczu.

— Smalec? Masz na myśli tłuszcz ze zwierząt? — Dopytałam się, bo co jeśli pomyliłam słowa? Może chodziło mu coś innego?

Zdusiłam w sobie śmiech, gdy Samuel spróbował wypowiedzieć imię gęsi. Czasem żałuję, jak nazwałam Krzysztofika. Ale czasem nie. Najczęściej nie.

— Ano. Jest bardzo dziki, ale jakimś cudem robi swoje. To znaczy listy zanosi.

Tak, to mój ptak pocztowy. Czy jestem z tego dumna? Cóż, Lyssa ani nikt z rodziny się jeszcze nie skarżył. Dopiero jak miałam pisać do Ministerstwa to zaczęłam się zastanawiać, czy nie pożyczyć ptaka od Lysandra. Jeszcze by Krzysztofika zamknęli i co wtedy?

Objęłam w końcu gąsiora i już tylko dźwiękowo mógł grozić Samuelowi, czego to on nie zrobi z matką czarodzieja. Wstałam z nim i wyrzuciłam na zewnątrz, zamykając za sobą drzwi do stodoły.

Włączyłam magiczne oświetlenie, żeby lepiej można było przyjrzeć się ciężarnej.

— Prawdę mówiąc to nie wiem... Ale być może wróci wieczorem...

Z początku zawsze raportowałam Lysandrowi gdzie wychodzę i kiedy planuję powrót. Ale kiedy zauważyłam, że on tak nie robi to sama przestałam. Czasem opowiadamy sobie potem o tych naszych wyjściach, a czasem nie, ale nikomu z nas to nie przeszkadza. Raz tylko dało mi to powód do niepokoju. Po Beltane. Na szczęście Lysander nie wrócił na noc, bo zasnął w rowie, nie dlatego, że zabili go na polanie.



???
przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#7
18.02.2024, 22:01  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 18.02.2024, 22:01 przez Samuel McGonagall.)  
– Tak tak, smalec, taki ze świni. Używa się go czasem do wypieków, kiedy potrzeba tłuszczu, który nie pali się w wysokiej temperaturze. Pączki. Chrusty. Powidła. – umilkł, czując się nagle nieswojo. Nienawidził takich gwałtownych zmian samopoczucia u siebie, nienawidził, jak kilka słów o głupich słodyczach przywoływał ten charakterystyczny uścisk w żołądku.

Bo skądś miał tę wiedzę. Skądś wiedział jakie słodycze mu zwyczajnie nie szkodzą i dlaczego. A teraz, gdy był w Dolinie Godryka i po prostu musiał w bardzo dużej częstotliwości unikać spotkania z osobą, która mu tą wiedzę dała.

Westchnął odlepiając wzrok od drobnej, ślicznej, zabawnej blondyneczki, którą była Ula. Zdecydowanie miał swój typ, serce lepiło mu się do takich istnień, zbyt pięknych by były prawdziwe. Ale nie chciał dawać się porwać tej słabości, nie chciał być dwuznaczny dla Uli, tylko dlatego, że przypominała mu kogoś z jego przeszłości.

Odsunął się od progu i zaczął oglądać niewielką trzódkę. Co prawda miał rzucić okiem na ciężarną krowę, ale nie zaszkodziło upewnić się, że cała reszta nie oberwała jakąś magiczną zarazą.
– Ptak pocztowy? Nie pomyślałbym, ale może to bardzo dobry pomysł. Zamiast cichutkiego gruchania, skrobotu małych pazurków, lepa łapy z błoną na twarz, albo bolesne ukąszenie. Gąsiory i łabędzie to największe skurwysyny pośród ptaków. Bestie w bieli, ale pewnie wiesz o tym doskonale.

W końcu znalazwszy swoją pacjentkę, wszedł do zagrody przemawiajac do niej spokojnie. Lato... pachniało też gnojem. Słoną przesiąkniętą zwierzęcymi odchodami, a jeśli były to zwierzęta roślinożerne, to ich kupy... cóż, nie pachniały wcale tak źle. Pachniały swojsko, bez kwasowatości, którą niosło jedzenie słomy zimą. No chyba, że kury. To śmierdziało tak paskudnie, na szczęście kurnik był kawałeczek dalej. Ciepłe, nagrzane od słońca futro też emanowało swojskością. Sam na moment zamyślił się, czemu nie poprosił Ariela o nocleg, ale szybki rzut oka na Ulę, oraz pamięć tego jak bardzo swobodnie Ariel podchodził do kwestii związanych z uczuciami... Nie, to nie byłby dobry pomysł.

– Jesteś piękna droga matko. Jak tam Twój cielaczek? Delikatnie będę dotykał Cię po brzuchu, a gdy zaboli, spróbuj mnie ugryź, dobrze? Zaboli mnie tylko trochę, ale będę wiedział, gdzie potrzebujesz pomocy. –mówił łagodnie, cicho, zupełnie innym tonem niż gdy zwracał się do ludzi. A potem zaczął badanie..


wiedza o naturze, patrzę czy umiem zdiagnozować krowe
Rzut PO 1d100 - 55
Sukces!
Poparzona
Nie prowadzę kursów wypowiadania mojego nazwiska.
Na pierwszy rzut oka — blizny po oparzeniach na twarzy. Na drugi — potężna niezręczność. Dopiero później możesz podziwiać nietypowy styl ubierania inspirowany mugolskim schyłkiem lat 60. 173cm || chuda, trochę mięśni || jasny blond || piwne

Ula Brzęczyszczykiewicz
#8
18.02.2024, 23:25  ✶  

Zaczęłam kiwać głową, gdy wyjaśniał, o czym dokładnie mówił.

— Mhm, jasne, rozumiem. Chciałam się po prostu upewnić, że dobrze zrozumiałam to słowo, wiesz, mój angielski nie jest perfekcyjny — rzuciłam z niezręcznym śmiechem. Nie dostrzegłam, czy wyraz twarzy Samuela się zmienił, czy nie, ale miałam swoje powody, żeby również czuć się nieswojo. Nie lubiłam takich sytuacji językowych. Chociaż nie zdarzały się często, to od czasu do czasu wychodził brak znajomości wiejskich słówek. Mogłam się tego spodziewać, dotychczas rozmawiałam tylko z brytyjczykami żyjącymi w mieście.

— Tak, wiem. — Pokiwałam głową. — Ale tylko taką opcję miał Lysander dla mnie, a szkoda pieniędzy na nowego ptaka, skoro ten... robi robotę.

Wzruszyłam ramionami i wytarłam ręce w spodnie. Prawda była taka, że zakup nowego listonosza pochłonąłby wszystkie moje pieniądze... To znaczy domyślam się. Nie wiem, po ile tu chodzą ptaki pocztowe. Ale wiem, że moje finanse wyglądają nie za dobrze. Chociaż to dziwne lato zaskakująco mnie ratuje. Już nawet młodsi sąsiedzi nie dają rady samemu na swoich polach, a ja bardzo chętnie odchwaszczę kolejne ogródki dla kilku monet.

Podeszłam wraz z Samuelem do krowy i oparłam się o zagrodę. Uważnie obserwowałam jego działania. Koniecznie chciałam się nauczyć czegoś o ciążach zwierząt. Ale nie zadawałam pytań, nie pchałam się przed szereg. Najpierw obserwowałam, dopiero potem będę zadawać ewentualne pytania.

A wtedy dostrzegłam swoje odbicie w wiadrze z wodą. Aż ściągnęłam okulary. Byłam cała umorusana ziemią. Może i dobrze, bo moje blizny nie rzucały się teraz w oczy, ale jaki wstyd! Jetem farmerką, ale nie brudaską. Jak mogłam przywitać gościa będąc w takim stanie! Zrobiło mi się strasznie głupio, ale nie chciałam zwracać uwagi Sama na tą sytuację. Wcisnęłam okulary na nos i jak gdyby nigdy nic, obserwowałam krowę z wypiekami wstydu. Tak, jak gdyby moje policzki nie były już wystarczająco różowe.



???
przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#9
20.02.2024, 21:41  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 23.02.2024, 18:13 przez Samuel McGonagall.)  
Opowieść o ptaku z jakiś powodów rozczuliła go. Nie znał Uli za dobrze, zastanawiał się, czy gdyby stać ją było na mocną sowę, taką śnieżna na przykład, to porzuciłaby Hszysztofka i obdarzyła uczuciem innego ptaka. A może w jej sercu było miejsce na więcej niż jedno stworzenie? Był ciekaw, ale i tak pochwalał jej podejście. Bardzo praktyczne. Lubił to w ludziach.
– Na Twoim miejscu zrobiłbym tak samo. Ja w ogóle nie mam ptaka pocztowego, nie jest mi potrzebny, albo wiadomości doręczam sam. – powiedział bez zastanowienia i dopiero potem w myślach zbladł, bo przecież nikt nie wiedział, że Niedźwiedź z Kniei potrafi również być obrośniętym pierzem zwinnym krogulcem. No nic, będzie musiał teraz bardzo uważać co powie, jeśli Ula będzie drążyć temat. W myślach bronił się, żeby nie drążyła.

Tymczasem krowa, choć oczywiście mężczyzna nie znał krowiego, zrobiła zgodnie z jego prośbą i kłapnęła mu tuż obok ucha, gdy zabolało. Wymiono... była dopiero jałówką i źródło życiodajnego mleka dopiero rozwijało się, zmieniało jej ciało. Transformacja, najpiękniejsza i najbardziej niedoceniana obok akomodacji zdolność natury. Uśmiechnął się do krowy, podniósł się i zaczął ją głaskać tam, gdzie nie miała jak przynieść sobie ulgi - w okolicach poroża.

– Z dzieckiem wszystko dobrze, wymiona będzie trzeba obłożyć liśćmi pierzawnicy nasączonymi sokiem z surowej białej kapusty. – Sam nie znał się na robieniu eliksirów, daleko było mu do alchemika. Ale znał sie na zwierzętach i naturze per se – umiał wykombinować co pomoże na opuchnięte wymiono z bolesnością.

– I przyda się, żeby nie jadła teraz słomy, nie ma lepszego dla krowy posiłku niż różnorodne łąkowe zrywki, każe z miasteczka dostarczyć też lizawkę. Może się przejdziemy po zielone? Przy tym słońcu dobrze, że jest pod dachem ale przyszła mama musi dbać o dietę? Myślę że Białka i Miłka coś dla niej na pewno zostawiły. Albo pójdziemy na skraj ziem, Ariel zawsze miał w dupie co się z nimi dzieje... Znaczy... zostawiał dla pszczół rdzenną flore. – poprawił się podnosząc z kolan i patrząc ze szczerym uśmiechem na umorusaną Ulę. I – chodź ona tego nie wiedziała – nie wiedział jej blizn, a tylko ją, ładną dziewuszkę mieszkającą u jego bliskiego znajomego. Przez lata opiekował się z rodzicami, a później sam, różnym leśnym stworzeniem, które pojawiało się w leśniczówce w bardzo różnym stanie. I nigdy nie świadczyło to o charakterze tej istoty. Sam nie chował się na salonach, a przez to zapewne miał zdecydowanie inne standardy piękna. – Idziemy? – ruszył do wyjścia z szopy, zastanawiając się czy nie zaproponować jej konkursu rozpoznawania gatunków polnego kwiecia po zapachu. Zapowiadało się miłe, słoneczne popołudnie...
Poparzona
Nie prowadzę kursów wypowiadania mojego nazwiska.
Na pierwszy rzut oka — blizny po oparzeniach na twarzy. Na drugi — potężna niezręczność. Dopiero później możesz podziwiać nietypowy styl ubierania inspirowany mugolskim schyłkiem lat 60. 173cm || chuda, trochę mięśni || jasny blond || piwne

Ula Brzęczyszczykiewicz
#10
20.02.2024, 23:19  ✶  

— Oh, to wygodne, mieć taką możliwość.

Domyśliłam się, że pewnie wszyscy jego znajomi i rodzina mieszkali w okolicy. A może używał też Sieci Fiuu? A może po prostu się teleportował? Czy da się którymś z tych sposobów przesyłać tylko listy? Ależ by to było wygodne! A może miał jeszcze inne magiczne sposoby na to? Ale teraz nie było czasu na rozmowę o tym. Mieliśmy ważne rzeczy do zrobienia.

— Liście pierzawnicy nasączone sokiem z surowej białej kapusty... Pierzawnicy? Zapiszesz mi to gdzieś? — Poklepałam się po kieszeniach, wiedząc, że i tak nie mam niczego przydatnego przy sobie. — Wezmę coś zaraz z domu.

Słuchałam dalszych rad Samuela i parsknęłam śmiechem na komentarz o Arielu. Ale taka zdawała się być prawda. Lysander posiadał znacznie więcej ziemi, niż potrzebował. Czasami miałam wrażenie, że w ogóle zapominał o swoim gospodarstwie i odlatywał myślami gdzieś daleko. Zbyt daleko.

— Tak, przejdźmy koło domu, to wezmę koszyk... i coś do pisania.

Napiłam się trochę wody z tacy, która wciąż unosiła się obok nas. Wyszliśmy z szopy, wepchnęłam Krzysztofika do środka (tym razem poszło o wiele łatwiej), po czym skoczyłam do domu po potrzebne sprzęty. Zajęło mi to minutkę, także szybkie opłukanie twarzy wodą i wytarcie ręcznikiem. Nie zrobiłam tego dokładnie i zostawiłam na nim brudne ślady, ale to będzie problem przyszłości.

Gdy wybiegłam na zewnątrz z koszykiem, potknęłam się o próg. Za bardzo się spieszyłam i teraz wylądowałam jak długa na ziemi. Udało mi się wyciągnąć ręce przed siebie, tak więc nic wielkiego się nie stało. Przed domem na szczęście nie było żadnego betonu, ani, co gorsza, żwiru, tylko zwykła taka ziemia. A kolana i ręce miałam osłonięte odzieżą. Ale przypał i tak był. Kapelusz wraz z okularami spadły mi z głowy, odsłaniając całą moją paskudną twarz, która dodatkowo czerwieniła się ze wstydu.

— Ughm... Nic mi nie jest... — odpowiedziałam na niezadane pytanie, starając się brzmieć pozytywnie, ale było mi tak niezręcznie, że się nie dało. Notes i długopis leżały teraz pod stopami Samuela, a koszyk... Koszyk? Na szczęście tylko przeturlał się obok mnie. Jaką porażką by było, gdybym jeszcze coś tu zniszczyła.



???
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Samuel McGonagall (5679), Ula Brzęczyszczykiewicz (5106)


Strony (4): 1 2 3 4 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa