Dwa dni temu Laurent złożył mu niezwykle ciekawą propozycję, którą rozpatrywał jako propozycję nie do odrzucenia. Została złożona mu w dogodnym dla niego momencie, gdyż przez odniesioną kontuzję jedynie mógł odpoczywać do całkowitego wyleczenia się. Drugim, nie mniej ważnym powodem była chęć spędzenia trochę czasu z Laurentem i rozerwanie się trochę. Ostatni rejs, w którym brali udział, pozostawiał wiele do życzenia pod wieloma względami. On też wpłynął na nich samych i na łączącą ich relację. Decydując się na ten towarzyszenie mu podczas tego właśnie rejsu chciał spędzić z Laurentem i choć na moment pozostawić za sobą wszystkie swoje problemy oraz choć przez te dwa dni nie myśleć o tym, co robi ze swoim życiem, co jest właściwe a co nie.
Philipowi nie podobało się to, że Laurent poszukuje miejsca na swoją nową posiadłość tak daleko od Wielkiej Brytanii. Nie miał jednak takiej mocy sprawczej, aby go od tego odwieść. Dla czarodziejów odległość nie stanowiła większego problemu, ale jednak wymagało to przenoszenia się z miejsca na miejsce. Ponoć Islandia to bardzo ładne miejsce i jeśli mu się spodoba to kiedyś wybierze się tam spędzić więcej czasu. Na korzyść Islandii przemawiał fakt istnienia tam gorących źródeł.
Po przyjęciu zaproszenia na ten rejs został postawiony przed dwoma wyzwaniami: pierwszym z nich było spakowanie się, za co w dużej mierze odpowiadał jego nieoceniony skrzat domowy. Drugie wyzwanie okazało się znacznie trudniejsze - tym razem zamierzał zorganizować swoim psidwakom należytą opiekę i w pierwszej kolejności pomyślał o swojej siostrze. Jeszcze tego samego dnia, w którym Laurent go zaprosił na ten rejs, napisał do swojej młodszej siostry list w tej sprawie.
— Ktokolwiek zaprosił cię na ten rejs miał gest. — Spoglądając z uśmiechem na Laurenta skomentował w ten sposób fakt, że posiadane przez nich bilety należały do tych droższych, niż tańszych. Już sam statek, na którego pokładzie mieli odbyć ten rejs, prezentował się imponująco i sam jego widok zapierał dech w piersi. Nie doszukiwał się w tym zaproszeniu drugiego dna i nie drążył tego, kto dokładnie zaprosił na taki rejs Laurenta. Nie zastanawiał się nawet, czy poznają zapraszającego. Wszystko okaże się podczas tego rejsu. Odpowiadały mu jednak takie standardy. Do takich właśnie przywykł. Ich zaokrętowanie przebiegło bez najmniejszych problemów i po okazaniu dokumentów wskazano przeznaczone dla nich kajuty na pokładzie pierwszej klasy. Dwie osobne, choć jedna z nich w zasadzie może być nieużywana.
Parę godzin temu pozostawili za sobą bezpieczną przystań w postaci angielskiego portu i płynęli na spotkanie islandzkich fiordów. Philip w swojej walizce poza odpowiednią do czasu podróży ilością ubrań miał ze sobą swój aparat fotograficzny. Podczas przebywania na górnym pokładzie chciał spróbować zrobić kilka zdjęć na pamiątkę, tak aby móc pokazać je swojej siostrze jak tylko wróci. Otworzył leżącą na łóżku walizkę z zamiarem jego wyciągnięcia go spośród starannie zapakowanych przez skrzata ubrań, kiedy jego dłonie natrafiły na podłużne drewniane pudełko. W pierwszej kolejności myślał że to szachy czarodziejów, które to kazał zapakować Błyskowi.
— Nie przypominam sobie abym miał zamiar zabierać ze sobą komplet farb akwarelowych. Dostałem je w prezencie w duchu, że nigdy nie jest za późno na poszerzenie swoich zainteresowań. Nie mam jednak talentu plastycznego swojej matki, która całkiem dobrze hobbystycznie maluje. Wolę robić zdjęcia. Mam też szachy czarodziejów i karty do eksplodującego durnia. — Zwrócił się do Laurenta, stojąc przed nim ze swoim aparatem w jednej dłoni. Prawdopodobnie ten zestaw farb spoczywał w jego walizce od powrotu z domu rodzinnego, o którym szybko zapomniał i w natłoku zdarzeń o nim zapomniał. Możliwe, że podczas rozpakowywania go i ponownego pakowania machnął ręką na to, bo z pewnością Błysk pytał go o o całkowite opróżnienie walizki po ostatniej podróży oraz przed obecnie trwającą.