22.02.2024, 09:20 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 12.06.2024, 14:49 przez Mirabella Plunkett.)
adnotacja moderatora
Rozliczono - Erik Longbottom - osiągnięcie W poszukiwaniu straconego czasu II
adnotacja moderatora
Rozliczono - Erik Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic II
05.07.1972
Droga wyjazdowa z Doliny Godryka
na rozstaju dróg
Droga wyjazdowa z Doliny Godryka
na rozstaju dróg
Najprawdopodobniej, gdyby cały dzień spędził na bumelowaniu, to nie byłby dobry dzień. Ale o poranku pracował w ogrodach u Philipa Notta, szarpiąc się z kilkoma zaniedbaniami sezonowymi, które powinno się ogarnąć kilka miesięcy temu, jednak... no właśnie, nie narzekał. Był pozytywnie zmęczony, palce bolały go od żegnanej, niechcianej roślinności, skóra znów nabrała twardości od sekatora. Kluczem jest precyzja, tłumaczył, dlaczego nie używał do tego magii. A przecież nie była to dobra praca, gdy wysługiwało się mocą. Nie uziemiało to uczuć, nie dawało takiego poczucia satysfakcji. Nie dało się też ukryć, że jeśli chodzi o przenoszenie swoich narzędzi, Sam nie miał najmniejszych skrupułów i codziennie transmutował dostosowując do swoich potrzeb.
Dalej mu jednak było do zwierzęcia bombardą od Kniei oderwanego. Puszczał mimo uszu straszliwe plotki, gniewając się tylko na to, że jacyś czarodzieje uniemożliwiają mu spokojne życie, tam gdzie lubił. Wspólną pracą mieszkańców Doliny znaleziono i opatrzono rannych, uprzątnięto szkody, przynajmniej te bliżej ludzkich zabudowań. Pozostawało czekać...
...ale nie dziś. Sam obiecał sobie, że dzisiaj nie będzie tęsknił, nie będzie wypatrywał chwili, w której Erik powie mu, że czas działać, że czas obu dopełnić danego słowa. Nie. Dzisiaj Sam zaplanował sobie skorzystać z zaproszenia. Bardzo dziwnego zaproszenia. Ostatnim razem na rybach był z ojcem. Ostatni dzień, cały dzień z drugą i tą samą osobą spędził ojcem, gdy ten nie mógł już wstać z łóżka. Pozornie smutne skojarzenie sprawiało jednak, że mężczyzna nie mógł się doczekać.
Na miejsce przyleciał szybciej, nie mieli w sumie ustalonej godziny, nie pomyślał, żeby dopytać, i tak żył raczej w zgodzie ze swoim biologicznym zegarem, aniżeli reżimem budzika (nie żeby potrzebował jakiegokolwiek mechanizmu, żeby wstawać z Corgim, jego uroczą, bojową kurą). Dlatego przewietrzył lotki, skorzystał z tego, że może zapomnieć o wszystkim i wszystkich i zwyczajnie szybować po bezkresie. Brzuch miał pełen, instynkt więc nie zmotywował go do wypełnienia twarzy dowolną przekąską do znalezienia między polami. Może to i dobrze, potem jeszcze by odbijało mu się myszą podczas rozmowy...
W końcu czujne, paciorkowate oko dostrzegło wysoką sylwetkę, krogulec więc zanurkował, ale nie dosłownie w inicjatora dzisiejszych rozrywek, a kilka metrów dalej, pośród wysoko prężących się kłosów żyta. Dziwnie było rozłożyć się na plecach krogulcowi i udawać zdechłego ptaka, ale transmutowanie w leżącego człowieka było dobrym zagraniem, by nie zdradzić się z drugą formą animagii.
Zadarł głowę gwałtownie, jak świstak, chociaż zamiast czujności zastraszonego gryzonia, rozsadzała go energia i podekscytowanie całą sytuacją. Podwinął rękawy kraciastej koszuli i po chwili zorientował się, że może warto byłoby strzepnąć pył zaschniętej ziemi pola z włosów. Poprawił płócienną torbę przewieszoną przez ramię i podszedł do Erika uśmiechając się, tym uśmiechem zarezerwowanym dla zwierząt.