• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka Knieja Godryka v
1 2 Dalej »
[4.08.72] Jezioro | Aren't you tired trying to fill that void?

[4.08.72] Jezioro | Aren't you tired trying to fill that void?
przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#1
05.03.2024, 19:33  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 05.03.2024, 19:51 przez Samuel McGonagall.)  
4.08.1972

Dolina Godryka

[Obrazek: LvRLp2J.png]

Sto­ję so­bie nad je­zio­rem,
W pier­si rzew­ne tłu­mię żale
I ka­my­czek po ka­mycz­ku
Rzu­cam z wol­na hen na fale.


W środku wszyscy doskonale się bawili, z zewnątrz nie wyglądało to tak zjawiskowo.

I nie chodziło o to, że się źle bawił. W sumie... nie bawił się wcale. Dla Samuela zabawa miała zdecydowanie odmienną definicję, aniżeli przebywanie pośród ludzi w głośnym i zupełnie obcym (choć bezsprzecznie udającym swojskie) środowisku. Muzyka bardzo szybko stała się uciążliwa, zbyt głośna. Ciało z ulgą przyjęło chłód sierpniowej nocy, pozwalając winu i efektom magicznych drinków do końca ulecieć w niebo.

Znalazł sobie drzewo, takie prawdziwe, z widokiem na wyjście i czekał.

Taniec wyprowadził go z równowagi, trzeba było to przyznać autorowi i słowom, że trafiał w samo sedno. Wszystkie jego problemy, TE problemy, były wczoraj odległe, Nora była zakopana wraz z całym gąszczem uczuć gdzieś głęboko, w piwnicy jego podświadomości. To był zamknięty rozdział, który czasem dawał o sobie znać, a teraz... teraz gdy od maja przebywał niemal bez przerwy w Dolinie Godryka... teraz ten rozdział coraz dobitniej stawał się jego teraźniejszością, a każda chwila, każde uderzenie serca przybliżało go do tego momentu...

... do konfrontacji.

Nie było o czym rozmawiać.


Wmawiał to sobie tyle lat, ba! nawet o tym nie myślał, nie miał sobie czego wmawiać. Powiedzieli sobie wszystko, wtedy, na peronie gdy pojawił się bez walizki i oznajmił jej, że zostaje. Że to koniec.

Możliwe, że tylko śmierć obwieściłaby koniec ostateczny, a oboje żyli, oboje trwali, oboje wzrastali z wielką raną zadaną sobie na wzajem niemalże dekadę temu.

Oddychał spokojnie, ubrany w koszulę i garnitur Morpheusa Longbottoma, stojąc pod zabawą zorganizowaną w pełni przez Brennę Longbottom, bojąc się, że zaraz zobaczy ich razem: Erika również Longbottoma i Norę, że znowu poczuje coś, czego smaku nie znał i nie rozumiał. Przed czym chciał uciec, a co pokazywało mu, że wrażliwe serce wciąż bije, że chciałoby wiele, o wiele więcej niż miało w tej chwili.

Trzeba to sobie w końcu wyjaśnić.

Tak mówił sobie, tak powtarzał, ukoronowany posrebrzanym diademem, czekając w chłodzie sierpniowej nocy. Prawie już trzeźwy, niepewny nadchodzących godzin.

Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#2
05.03.2024, 21:50  ✶  

Zbliżał się czas. Tańce powoli dobiegały końca, na parkiecie zostało kilka par, które tkwiły przytulone, jakby czas przestał istnieć, miała wrażenie, że orkiestra gra wolniej, spokojniej, że już zbliża się moment, w którym powinna opuścić stodołę. Trochę się bała tej chwili, może zbyt szybko postanowiła zareagować, a teraz pójdzie w mrok z tym, którego kiedyś kochała. Spotka się z przeszłością, o której chciała zapomnieć, na własne życzenie.

Nim wyszła na zewnątrz pożegnała się ze wszystkimi, wyśmienicie się bawiła, a raczej ciągle próbowała udowodnić, że tak jest. Nie chciała nikomu sprawić przykrości - jak zawsze. Nie zakładała bowiem, że go tutaj spotka, a okazało się to być całkiem bolesne. Rozdrapało rany, które wydawały się być zabliźnione, a teraz piekły, jakby wcale nie minęło niemalże dziesięć lat.

Musiała kilka razy wyjaśnić, że dotrze do Warowni sama, że ma do załatwienia jeszcze jedną sprawę, co wcale nie było takie proste do przetłumaczenia tym wszystkim osobom, które szykowały się do wspólnej drogi powrotnej. Jakoś udało jej się jednak z tego wykaraskać.

Kiedy wyszła na zewnątrz uderzyło w nią zimne, nocne powietrze. Poprawiła szal, który udało jej się wylosować, zabawne, że idealnie pasował do tej sukienki, którą wybrała na ten wieczór, a przy okazji otulał przyjemnie jej ramiona. Sierpniowe noce zwiastowały już rychłe nadejście jesieni. Był to dziwny miesiąc, słońce bowiem zostawiało jeszcze na twarzy piegi, dni miały w sobie wiele radości, ale te noce, noce przynosiły melancholię, świadomość, że zaraz skończy się ten radosny czas i przyjdą mniej kolorowe dni, kiedy nadejdzie okres ucinania głów słonecznikom i zastanawiania się nad tym, co będzie dalej.

Rozejrzała się wokół, nie do końca wiedziała, gdzie go znajdzie, nie umknęła jej jednak sylwetka stojąca przy drzewie. Przystanęła na moment, spoglądała na niego dłuższą chwilę, ale podjęła decyzję dużo wcześniej, że będzie to jej moment oczyszczenia, uzyskania odpowiedzi, chociaż, czy właściwie już ich nie dostała? Nie miała pojęcia, dlaczego się na to zdecydowała. To, co powiedział jej w tańcu ją zaskoczyło, spowodowało, że pojawiło się dziwne uczucie, jakby nie wyjaśnili sobie wszystkiego, jakby ten rozdział wcale nie został zamknięty, nie po tym, czego się dowiedziała.

Ruszyła powolnym krokiem w jego kierunku. Nie do końca wiedziała, co powinna mu powiedzieć, przecież nie rozmawiali ze sobą (nie licząc tej krótkiej wymiany zdań) prawie dziesięć lat. To szmat czasu, tylko dlaczego jej serce zachowywało się tak, jakby widziało go wczoraj?

Dotarła do niego po krótkiej chwili, na pewno zauważył, że zmierza w jego stronę. Przystanęła przed nim, co miała mu teraz powiedzieć. Wszystkie słowa, które przychodziły jej na myśl wydawały się być okropnie banalne. - Cieszę się, że na mnie zaczekałeś. - Powiedziała cicho, nie spuściła jednak wzroku, a wpatrywała się w jego twarz.

przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#3
06.03.2024, 18:40  ✶  
Oto i ona.

Nieosiągalne piękno, sunąca do niego niekwestionowana królowa tego balu.

Czym sobie zasłużył na jej czas, na uwagę, na pamięć? Niczym tak naprawdę, może nutką sentymentu, nostalgii za słodkim czasem dzieciństwa, kiedy mogli razem dokazywać uciekając przed czujnymi oczyma dorosłych. Może nutką sentymentu za pierwszym pocałunkiem, za uniesieniem, za dotykiem, którego żadne z nich wcześniej nie znało. Być może była to zapodziana wpłata, którą teraz mogli wydać, z tego opustoszałego depozytu, długu, który narósł latami.

Między nimi leżało bowiem kilka rzeczy niewypowiedzianych.

Chodź Sam był zakochany te osiem lat temu, dalej to było za mało, by odsłonić przed Norą swoje tajemnice, by powiedzieć jej to, czego nikomu innemu nie powiedział. Choć Nora była zakochana te osiem lat temu, dalej to było mało, by odsłonić przed nim swoją tajemnicę, by powiedzieć mu to, dlaczego ów kontakt nie powinien być zarwany.

Oboje w matni, nieświadomi treści kart trzymanych przy piersi przez drugie. Oboje tęskniący, za beztroską, boleśnie doświadczający barier dorosłego życia.

Uśmiechnął się na jej widok, lekko, tak, że ledwie uśmiech ten sięgnął błękitnych oczu. Schylił głowę, czując ulgę, że wyszła sama i że na przykład nie zaczęła udawać, że wcale go nie widzi.
– Przejdziemy się? – zapytał, mając w tym pytaniu i postawie przestrzeń na odmowę. Nawet nie drgnął jeśli nie wyraziła zgody, nie narzucał jej rozwiązań, bo choć nie należało to w jego naturze, to nawert gdyby – nie miał do tego żadnych praw.

Skupiał się zaś nie tyle, co na jej obecności, a ciszy miasteczka, które szybko przeszło w ciszę pól. Żadne z nich nie tolerowało translokacji, oboje mieli nogi przyzwyczajone do przemieszczania. Szli... starą drogą, może to nogi same prowadziły ich nad ulubione miejsce, nad jezioro, gdzie wszystko się zaczęło, gdzie pierwszy raz wymienili się zabawkami i bawili w syrenkę i księcia topielca. Samuel długo milczał, poszukując właściwych słów. W końcu... spróbował tej całej małej rozmowy, mało istotnej, ale cisza, umiłowany przezeń stan, zdawała się nieznośna między nimi teraz.

– Mm... to gdzie właściwie śpisz? W sensie... em... gdzie miałbym Cię odprowadzić potem, bo tu...eee... wydaje mi się, że nad jeziorem nikt nie wybudował zajazdu. Nie kiedy byłem tam ostatnio... – patrzył przed siebie, nie śmiał jej dotknąć, zaproponować ramienia. To było takie niezręczne, takie głupie, że gdyby konieczność tłumaczenia jej dlaczego jednak nie powinni tam iść nie była tak przeraźliwie niezręczniejsza i głupsza, pewnie by już zawracali na powrót do miasteczka.

A było tak pięknie... Za nimi łuna, a nad nimi... roje gwiazd w bezchmurną noc, co rusz któraś postanawiała spaść...

Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#4
06.03.2024, 20:35  ✶  

To, co ich łączyło wydawało jej się być opowieścią z bajki. Bajki o leśnej Kniei, w której mieszkał książę, tyle, że takie opowieści kończyły się szczęśliwie, ta ich miała zdecydowanie inne zakończenie. To, że spotkali się w tym miejscu po tym, kiedy napisała list wydało jej się być jakimś znakiem od Matki, że może powinni dopisać do tej historii inne zakończenie, pewnie to nadinterpretowała, nie zmieniało to jednak faktu, że chciała się dowiedzieć dlaczego tak się to wszystko potoczyło. W tym, że przyda im się choć krótka rozmowa upewniło ją to, o czym jej powiedział, kiedy spotkali się na parkiecie. Miała wiele pytań, nie sądziła jednak, że powinna je wszystkie zadać, mogło to wzbudzić podejrzenia, będzie musiała poszukać odpowiedzi na własną rękę, przynajmniej na część z nich.

Sama nie do końca wiedziała, jak się z tym czuje, kiedy stała tuż przed nim. Przedziwne emocje nią targały, bo z jednej strony za nim tęskniła, nigdy nie zapomniała o tym, co ich łączyło, a z drugiej strony była nadal rozczarowana tym, jak się to zakończyło. Krótka chwila wystarczyła, żeby zniszczyć ich wspólne marzenia. Wytłumaczenie wydawało się być zbyt banalne, bo myślała, że łączy ich więcej, że to wszystko było prawdziwe.

Nie pojawiła się tu przed nim jednak, aby wylewać swoje gorzkie żale, nie był to odpowiedni moment.

- Tak. - Nie chciała też, żeby ktoś zauważył, jak rozmawiają, bo obawiała się swojej reakcji, mogło to przynieść niewygodne pytania. Zdecydowanie lepszym pomysłem było zniknięcie stąd na chwilę, tak jak znikali już wiele razy. Z dala od wszystkich.

Tym razem jednak było inaczej. Nie tak jak w przeszłości, szli koło siebie, jak obce osoby. Żadne nie miało odwagi się odezwać, cisza nie była aż tak nieprzyjemna, bo las żył swoim własnym życiem, co chociaż trochę zagłuszało napięcie, które rosło między nimi. Czuła je, miała wrażenie, że wypełnia jej całe ciało.

Nogi zaniosły ich nad znajome jezioro. Mimowolnie uśmiechnęła się, kiedy zobaczyła je na horyzoncie. Było to miejsce, z którym wiązało się wiele przyjemnych wspomnień, ta noc zresztą bardzo przypominała tą, kiedy połączyło ich coś więcej, kiedy odważyli się wreszcie do siebie zbliżyć.

- W Warowni, to znaczy u Longbottomów, wolałabym nie wracać w nocy do babci, bo mogłabym dostać reprymendę. - Jej ostatni powrót był dosyć burzliwy i zdecydowanie wolała uniknąć oceniającego spojrzenia ledwie tydzień później. - Nie musisz się fatygować, i tak pewnie nie zakładałeś, że wrócisz do domu tak późno. - Do domu. Uświadomiła sobie w tej chwili, że jego dom nie był już bezpieczny, że od maja w Kniei mieszkały widma. - Nadal mieszkasz w Kniei? - Zapytała jakby nigdy nic, miała nadzieję, że nie, bo czaiły się tam stwory, o których nikt wcześniej nie słyszał. Oby ktoś go o tym uświadomił, chociaż skoro tu przed nią stał, to musiał o tym wiedzieć, inaczej pewnie dawno by go dopadły. Nie to, że wątpiła w jego umiejętności, najpewniej nikt nie umiałaby mu dorównać w znajomości Kniei, jednak teraz lepiej było się tam nie zapuszczać.

przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#5
07.03.2024, 14:45  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 11.03.2024, 10:25 przez Samuel McGonagall.)  
O bogowie


Rozmawianie było bardzo trudne. Na szczęście pił wcześniej, na szczęście oboje pili. Grzane wino, magiczne drinki dla kurażu i potem miód, doskonałe połączenie na zmiękczenie barier i zasieków, które by sprawiały, że ten wieczór nigdy by tak nie wyglądał. Ale teraz rozmawiali i podchmielony (czy może raczej podmiodniony) umysł Samuela galopował.

U babci.

Te wszystkie piekielne miny Lizzy, te pytania, czy może jednak nie chce pokoju, bo ma jeden przygotowany specjalnie dla niego. Te wszystkie wieczory, kiedy siedział na sali niemal już pustej, a ona prosiła by jeszcze chwilę posiedział, co jakis czas spogladajac na drzwi. Nagle, zaczął łączyć kropki podstępu, który planowała kobiecina może już od jakiegoś czasu. I to nie jest tak, że nie chciał spotkać z Nory, że nie chciał być w jej towarzystwie. On to tak samo mocno chciał jak i jej unikał. A od maja, kiedy był w Dolinie musiał przyznać, że sporo gimnastyki to wymagało od niego, ale każde takie ziarenko drapało starą, zupełnie niezardzewiałą... miłość? Nie. Już dawno powiedział to sobie i wytłumaczył, że to nie jest miłość. A to? To zdecydowanie nie jest randka. Odprowadzał ją tylko, dbał o bezpieczeństwo, tłumaczyli sobie rzeczy. Tak.

Rozmawiali.

Powiedzieć Norze, że śpi się w stodole razem ze swoimi zwierzętami, to tak jakby... westchnął, sapnął, wypychane powietrze ruszyło policzkami i wargami. Kalkulował, bo przecież nie chciał kłamać, bo przecież nigdy nie kłamał. Czuł jednak coś, co mógłby nazwać upokorzeniem. Tak jak w ogóle mu nie przeszkadzały jego warunki lokalowe, tak teraz, przy niej paliło go, że to żałosne z jego strony, że nawet nie wynajął sobie pokoju.
– Musiałem się przenieść po Beltane. Od maja w sensie. Dom stoi, ale kiedy do niego wrócę, to nie wiem. – Pierwsza połowa była prosta. Jeszcze tylko druga, bo wiedział, że Nora nie odpuści, nie gdy temat jest tak prosty. Jeśli będzie kręcić (och wcale rozmyślając o tym nie przygryzał mocno wargi, nie tarł dłonią po nosie, wcale tego nie robił...) to z pewnością się zorientuje, że coś jest nie tak. Pomyśli o nim źle. Nie o tym mieli rozmawiać...

– Jestem, chyba jestem ogrodnikiem u Longbottomów. Pracuję tam od końca czerwca no i tak, Brenna dała mi do dyspozycji domek ogrodnika. – Ha! Nagle list, nagle propozycja, na którą ZDECYDOWANIE nie zamierzał odpowiadać, nagle stała się jego wybawieniem. Domek stał dumnie, mały, wygodny, obrośnięty bluszczem, który nie miał prawa tak szybko wyrosnąć. Trochę jak z Samuelem w sercu Warowni, mała sadzonka nie potrzebowała wiele czasu, by opleść ściany, udawać, że była tam od zawsze. Nie chciał być problemem, ale teraz nagle ta opcja wydała mu się odpowiednia. Jakoś to potem Brennie wytłumaczy. – ...także będziemy wracać w tą samą stronę, żaden problem. – dokończył nawet zadowolony z siebie.

Dotarli nad brzeg. Gwiazdy były oszalamiające. Głęboko zaciągnął się powietrzem, charakterystyczną wonią jeziora nocą. Niedaleko był stary pomost, na którym oglądali gwiazdy przed laty, na którym słuchał jak Nora snuje marzenia o świetlanej cukierniczej przyszłości. Marzenia, w których myślała, że jest dla niego miejsce.

– Czy potrzebujesz czegoś więcej? – było tak pięknie, tak spokojnie. Tafla była gładka, szuwary nie wydawały jednego chociaż dźwięku. – bo ja chyba nie. Najpiękniej jest tu, teraz gdy Perseidy uciekają przed nami, nikt i nic nie jest w stanie zburzyć spokoju. – to było jego marzenie. Stan ciągły, trwały, niezmienny. Niemożliwy do osiągnięcia.

– Idziemy na pomost? – zapytał znów, uśmiechając się tym słodko-gorzkim grymasem nostalgii, gdy człowiek usilnie stara się, aby dobre wspomnienie w świetle teraźniejszych zdarzeń wciąż pozostało czymś przyjemnym...

Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#6
07.03.2024, 16:13  ✶  

Powinna się tego spodziewać. Prędzej, czy później musiało dojść do spotkania. Zbyt często pojawiała się w okolicy, łączyło ją z Doliną zbyt wiele, nie mogła przestać tu bywać. Może byłoby to łatwiejsze, pozwoliłoby uniknąć tego momentu. Tak właściwie to i tak jakiś cud, że zdarzyło się to dopiero teraz. Właściwie dobrze się stało, bo przecież czas płynął, dzięki temu mieli szansę zapomnieć, pogodzić się z tym, ruszyć dalej. Tak się jej przynajmniej wydawało. Życie jednak nie było takie proste, mogła sobie wiele zaplanować, a uczucia, które w niej zamieszkały i tak robiły to, na co miały ochotę. Nie chciały odjeść.

Próbowała być bardzo neutralna. Pytanie, które mu zadała wydawało się być całkiem proste, nie miała pojęcia, że wzbudzi ono w nim tyle emocji. Nie planowała tego.

- Chyba? - Uniosła głowę i spoglądała na niego przez chwilę. Nie spodziewała się tego. Warownia miała być bezpiecznym miejscem, w którym mogła się pojawiać bez strachu, że go tam zobaczy. Nie wiedzieć, czemu bała się ewenetualnych spotkań. Wcale nie chodziło o to, że ukrywała przed nim coś przez wiele lat, nie coś, a kogoś, kto również bywał u Longbottomów. Mała, słodka, niewinna Mabel, niczego nieświadoma. Wiele razy pytała Norę o ojca, coraz trudniej było ją zbywać, to dosyć mocno komplikowało jej fenomenalny plan, że będzie ją trzymać od niego z daleka. Skąd mogła wiedzieć, że już się nie spotkali? Dziewczynka bardzo często gościła u swoich rodziców chrzestnych. Coraz bardziej jej to ukrywanie prawdy ciążyło, bo przecież wcale nie było to kłamstwo, nie oszukała go w żaden sposób, tylko nie podzieliła się dość istotnym faktem. Czuła, że jeszcze chwila, a straci grunt pod nogami, że jej idealny świat, który tyle budowała runie, nie do końca umiała sobie to wyobrazić. Serce przyspieszyło rytm, pojawiło się poczucie winy.

- Nie chwalili się, że mają nowego ogrodnika. - Bo dlaczego mieliby? Co ją właściwie obchodziło to, kto zajmował się ich ogrodem. - W takim wypadku faktycznie będziemy zmierzać w to samo miejsce. - Pojawią się więc kolejne minuty niezręczności. Nie była do tego przyzwyczajona, bo przy Samie nigdy nie czuła się w ten sposób, przez te lata milczenia pojawiła się między nimi bariera, jakby byli dla siebie obcy. - Dobrze jest widzieć, że jakoś udało ci się odnaleźć w tym wszystkim. - Dodała jeszcze, bo wyobrażała sobie, że musiało być to dla niego trudne. Musiał opuścić Knieję, swój dom i odnaleźć się w normalnym świecie, a dla niej zawsze był nieco oderwany od rzeczywistości, jawił się między tym, co realne, a baśniowe, jakby był łącznikiem z jakimś innym światem, do którego nie wszyscy mieli wstęp.

Czy potrzebujesz czegoś więcej

Wyjaśnień. Potrzebowała wytłumaczenia, czy to, co jej chwilę wcześniej powiedział zadecydowało o tym, że ich drogi się rozeszły. Czy chodziło o coś więcej. Ciągle wydawało jej się, że była w tym wszystkim jej wina, że może niepotrzebnie namawiała go do tego, aby opuścił swój świat, że nie miała prawa w ogóle myśleć w ten sposób.

- Nie, nie potrzebuję. - Nie miała odwagi poruszyć tego tematu, może bała się usłyszeć odpowiedzi. Tak było chyba wygodniej, dla niej i dla niego.

- Zawsze coś, lub ktoś jest w stanie zburzyć spokój. Nigdy nie można czuć się zbyt pewnie. - Powiedziała cicho, widać było w niej pewną zmianę. Norka przestała najwyraźniej wierzyć w bajki, szara rzeczywistość odcisnęła na niej swoje piętno.

- Tak, chodźmy, dziwi mnie, że on jeszcze stoi. - Ruszyła powolnym krokiem w stronę miejsca, z którym mieli związane wiele wspomnień, pora i je odczarować.

Dotarła do drewnianego pomostu, postawiła na nim stopę dosyć niepewnie, bo nie wyglądał szczególnie bezpiecznie, jednak kiedy stopa dotknęła desek nic się nie wydarzyło. Było bezpiecznie, to dodało jej odwagi, aby ruszyć na jego koniec. Nie oglądała się za siebie, wiedziała, że Samuel będzie podążał za nią.

przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#7
08.03.2024, 20:18  ✶  
To było dziwne, bo w pewnym momencie odniósł wrażenie, że nawet gdy skończył pracę i wszyscy byli już zadowoleni, a kiesa napełniona galeonami, to Brenna zawsze dawała mu znać, że jest coś jeszcze, że zagonek do ogarnięcia, dziura w dachu stajni, a może jeszcze meble do domku ogrodnika dałoby się ogarnąć? Miał i inne, drobne zlecenia, ale kiedy tak o tym myślał, zdał sobie sprawę, że w Warowni przebywa więcej niż często. No i list... Bee zaproponowała mu lokum, bo jakoś dowiedziała się o tym, gdzie spał normalnie. A ewidentnie to miejsce było dedykowane ogrodnikowi właśnie.

– Nie wiem jak mnie tam nazywają, jeśli mam być szczery. Jak to działa. Nie pytałem, bo dają mi pracę i ja ją po prostu robię. – odpadł najprościej jak mógł. Nigdy nie przyjąłby jałmużny, to inna rzecz, był zbyt dumny na to, by brać pieniądze za nic. Ale wszystko co dawał Warowni zdawało mu się uczciwym układem. Nawet jeśli teraz pojawiłyby się jakieś wątpliwości, odgonił je pospiesznie, nie o teraz mieli mówić, a o kiedyś.

Odetchnął ciężko, wiedząc, że nie jest gotowy na tę rozmowę, ale też, że nigdy nie byłby w stanie określić, kiedy właściwie jest się gotowym.

Odprowadził ją wzrokiem, jak szła dumnie po starych, absolutnie niegodnych zaufania deskach. Sam zaproponował, sam teraz musiał wypić tego naważonego piwa. Było to bolesne, bez względu na to jak słodkim i gorzkim był ten buzujący, ciemny otaczającą ich nocą trunek.

– Ja też się cieszę i gratuluję Ci... widziałem... mmm... Brenna pokazała mi ulotkę Twojej klubokawiarni w Londynie. Pokątna, to brzmi bardzo dumnie, najlepsze miejsce, pewnie dużo ludzi i dużo spraw musisz ogarniać każdego dnia. Ale... to jest to o czym marzyłaś prawda? To miejsce? Twoje królestwo? – gdy skończył, stał już tuż obok, nie patrząc na nią a na niebo, na spadające gwiazdy, mogące nieść ich marzenia ku horyzontom zamieszkanym przez bogów.

Znów zamilkł, rozmyślając, a może nade wszystko czując żal, który niespiesznie przed nim odkrywała.
– Przepraszam, że... że teraz zburzyłem Twój spokój. Nie powinienem pojawiać się na tej potańcówce. – mogła być królową wieczoru, a on wziął ją na zaszklone magicznym mrozem jezioro i opowiadał o klątwie matki. Jak żałosnym musiał być, by rujnować jej czas, jej szczęście i uśmiech, który miała, wchodząc na salę, a który zastygł z powodu głupich słów, które wysmyknęły się przez głupią piosenkę. Był zły na siebie, ale nie o niego teraz chodziło. Próbował oddychać głęboko, nie pozwolić emocjom wysmyknąć się z bezpiecznej przestrzeni, gdzie był w stanie trzymać swoją klątwę na wodzy.

Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#8
09.03.2024, 02:04  ✶  

Miała świadomość, jak wygląda typowe działanie Brenny. Ona umiała manipulować ludźmi, umiała wyciągnąć do nich pomocną dłoń w taki sposób, aby nie zorientowali się, że grają w jej grę. Pewnie podobnie zrobiła z Samem, chciała mu pomóc z racji na sytuację, jaka działa się w Dolinie. Kochana Brenna, martwiła się o wszystkich, którzy znajdowali się obok niej. Pamiętała, że i ona go znała, przynajmniej kiedy byli dziećmi, może ich relacja przetrwała do dzisiaj, wszystko wydawało się to potwierdzać.

- Rozumiem. - Nie widziała sensu, aby komentować to w jakiś inny sposób. Nie bywała w Warowni na tyle często, aby zauważyć jego obecność, teraz pewnie będzie pojawiała się tam jeszcze rzadziej, aby przypadkiem nie narazić się na niepotrzebne spotkania. Nie chciała rozdrapywać starych ran, nie miało to najmniejszego sensu. Ten jeden wieczór powinien dać jej odpowiedzi, a później wróci do rzeczywistości.

- Tak, to spełnienie marzeń, powiedzmy. - Zdarzyło się trochę później niż zakładała, miała to osiągnąć zdecydowanie szybciej, ale los tego nie chciał. No i jednak zakładała, że jej życie będzie wyglądało nieco inaczej. Przynajmniej częściowo marzenia się spełniły, nie mogła mieć w takiej sytuacji o nic żalu. Podchodziła do tego z pokorą, miała świadomość, że udało jej się to osiągnąć tylko dzięki ogromnemu samozaparciu i dyscyplinie. Wszystko zawdzięczała sobie. - Tak naprawdę dopiero zaczynam tworzyć to królestwo. - Kawiarnia istniała od marca, więc nie mogła zakładać, że uda jej się utrzymać popularność tego miejsca. Mogło stać się zupełnie inaczej. Zdecydowanie należała do realistów, których ukształtowało gorzkie życie.

-Och nie, nie przejmuj się, przecież to twoje miejsce, to znaczy Dolina, ja zawsze byłam tutaj tylko przybyszem, obcym który pojawia się i znika, zaburzenie spokoju to moja wina. - Nie obwiniała go w żaden sposób za to spotkanie, w końcu wiedziała, że tutaj mieszka. Prędzej, czy później doszłoby do spotkania, czy tego chciała, czy nie. Sytuacja z widmami zapewne nieco to przyspieszyła, ale powinna się spodziewać takiego przebiegu zdarzeń.


Siedziała na brzegu pomostu. Coś skłoniło ją do tego, by zsunęła ze swoich stóp buty. Miała chęć dotknąć tafli jeziora, póki lato jeszcze trwało. Jeszcze chwila i będzie zbyt późno na takie ekscesy. Woda była dosyć chłodna, słońce najwyraźniej mając coraz mniej czasu, nie było w stanie jej ogrzać na dłużej, nie był to jednak nieprzyjemny chłód, bo przynosił rześkość, której jej brakowało. Miała wrażenie, że styczność z wodą przyniosła jej otrzeźwienie, w końcu wlała w siebie dzisiaj całkiem spore ilości alkoholu. Noc była piękna, temu nie dało się zaprzeczyć.

Kiedy wreszcie Samuel dosiadł się do niej postanowiła zadać mu kolejne pytanie, które powodowało, że żołądek jej się przewracał. - Dlaczego mi wtedy nie powiedziałeś? - O matce, wydawało jej się jednak, że nie musi tego dopowiadać, że będzie wiedział o co jej chodziło.

przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#9
10.03.2024, 19:56  ✶  
Siedział obok i tylko lekko zmarszczył brwi, gdy dodała "powiedzmy" do jego komplementu. Nie wiedział jak było w tej cukierni, widział tylko zdjęcia (nawet jeśli ruchome, to co z tego?), widział krótki tekst przedstawiający to jako coś, co można było polubić, w czym można było się zakochać i zostawić tam swoje serce. Ale coś w tym "powiedzmy" wskazywało na to, że w beczce miodu, znajduje się sążnista łyżka dziegciu. Czuł to w jej głosie, w jej istnieniu. Z drugiej strony... może po prostu dorośli? A może zwyczajnie – zgodnie z tym co napisała mu w liście – rana wcale nie przeszła w tło, ale co jakiś czas odzywała się i drążyła dziewczynie w głowie, zupełnie niepotrzebnie.

Czy ta rozmowa cokolwiek mogła zmienić? Naprawić?

Samuel wątpił w to. Wbrew temu co sądził o nim Erik, nie znał się wcale na słowach, nie takich, w które mógłby ubrać to wszystko co czuł i czego nie czuł, co mu się wydawało, a co umykało jego percepcji. Uciekał w pracę, w wysiłek wizyczny tak wiele razy, że gdy nagle okoliczności zmuszały go do zatrzymania się i pomyślenia, do poczucia... cóż, bardzo często nie kończyło się to dla niego zbyt dobrze i tylko krogulczym ciałem mógł się ratować przed zielonymi pętami klątwy żywiołów.

Dopiero gdy zapytała go wprost, odetchnął głębiej, dając różnicę ciszy, w której oboje trwali nad czarną tonią, pod gwieździstym nieboskłonem.

– Mówiłem wtedy szczerze... Jestem... Nora, jestem nikim, mieszkam... teraz nawet już nie mieszkam w swoim domu. Nie mam wykształcenia, nie mam dobrej pracy, która mogłaby... Hah... – pamięć o tamtej rozmowie odżywała, w czerni i bieli, w krzywym zwierciadle wadliwej pamięci. To nie był argument, to nie tłumaczyło nic. Zadarł głowę ku górze, boleśnie rozciągając szyję, niepomny na to, że we włosach wciąż miał posrebrzany diadem. Książę Kniei. Przeklęty na wiele sposobów. Krwią ojca, matki... Było w czym wybierać, kniejowego klosza, w którym matka wychowywała go w oderwaniu od świata.

– Jakbym Ci powiedział... zostałabyś. Porzuciłabyś wszystkie swoje marzenia i piękne... najpiękniejsze plany dla przybłędy z lasu.– podjął nagle cicho, próbując zachować spokój, próbując skupić się na słowach, a nie na łomoczącym sercu. Przez większość czasu, przez większość życia było mu dobrze kim był i co miał. Ale przy Norze... to zawsze było za mało...

– Zostałabyś i znienawidziłabyś mnie za to, że zniszczyłem Ci to życie. JA bym siebie znienawidził za to, że przez... przez... przez kilka miłych chwil nie mogłabyś sięgnąć gwiazd. Nigdy bym sobie tego nie wybaczył – jak patrzył w gwiazdy tak gwałtownie zwiesił głowę. Oddychał ciężko, rozpaczliwie próbując się uspokoić, palce zacisnął na zbutwiałej desce, niepomny na jej stan. Było źle, liczył, że alkohol przytępi obronne odruchy, ale... moc ziemi odzywała się w jego uszach monotonnym tętnem pulsującego, brutalnego życia. Byli nad wodą, ale czy to wystarczy...?

Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#10
10.03.2024, 21:55  ✶  

Cukiernia w pewien sposób była spełnieniem marzeń, nie mogła więc narzekać. Tyle, że droga, która prowadziła do osiągnięcia tego zdecydowanie należała do bardzo wyboistych. Spotkało ją po drodze sporo wyrzeczeń, pewne rzeczy musiała zrobić zupełnie inaczej, niż chciała. Miała wyjechać do Paryża, miała odbyć staż w jednej z najlepszych cukierni, skończyło się na tym, że nigdy nigdzie nie wyjechała, bo pojawiły się niezapowiedziane utrudnienia, których nie mogła zignorować. Jej determinacja pozwoliła to wszystko obejść w miarę rozsądnie, ale czuła, że i tak doszła do tego bardzo późno, że może coś straciła?

Nigdy też nie dawała sobie szansy na to, żeby się do kogoś zbliżyć, ostatnie dyskusje z Erikiem spowodowały, że zaczęła myśleć o tym, czy faktycznie miało to sens, mówił jej, że powinna odpuścić i wreszcie ruszyć do przodu, jak widać życie jednak miało swój plan i postanowiło z niej zadrwić krzyżując znowu jej drogę z Samem. Idealny moment.

Niby więc wszystko się układało, marzenia się spełniały, ale czy tak do końca?

Nora swoje uczucia miała schowane bardzo głęboko, praktycznie nigdy się w nie nie zagłębiała, uważała, że to nie ma sensu, wysłuchiwała wszystkich wokół, wyciągała pomocną dłoń, kiedy sama nigdy do końca się nie pogodziła ze swoim losem. Tak było łatwiej.

Zacisnęła dłonie na swojej sukience, trochę bała się tej rozmowy, nie wiedziała, czego powinna się po niej spodziewać, nie miała pojęcia, jak zareaguje, a na pewno nie chciałaby wybuchnąć, czy reagować zbyt emocjonalnie. Zależało jej na tym, żeby Sam myślał, że ona ma chłodne podejście, że to po prostu zwykła rozmowa, spotkanie starych znajomych po latach.

Tylko nic na to nie wskazywało. Jego słowa spowodowały, że pojawił się jej przed oczami obraz ich ostatniej rozmowy, dworzec, wrzosy, jakby działo się to niedawno. Nie umiała go wyprzeć z pamięci, miała wrażenie, że potrafi sobie wyobrazić zapach, jaki unosił się wtedy w powietrzu. Norka w przeciwieństwie do niego spoglądała na toń wodną, ciemną, głęboką, w przeciwieństwie słów, które do niej kierował. Te argumenty wydawały jej się być takie przyziemne, zupełnie bez znaczenia, można je było bardzo łatwo przeskoczyć. - Merlinie, dlaczego ciągle mówisz o tym, czego nie masz? Dlaczego nie potrafisz zacząć zauważać tego, co posiadasz? - Rzeczy o których wspominał wydawały się nie mieć dla niej żadnego znaczenia. W oczach Nory Sam, którego znała miał do zaoferowania znacznie więcej, dlaczego tego nie widział?

Jej dłonie zaciskały się coraz mocniej na materiale sukienki. Nie panowała nad tym zupełnie. Czuła dyskomfort wracając wspomnieniami do tamtego dnia, czy musieli to przeżywać po raz drugi? Bardzo nie chciała, żeby znowu pękło jej serce.

- Tego się nigdy nie dowiemy, bo mi nie powiedziałeś. - Przeniosła wzrok z tafli wody na jego twarz, w jej głosie mógł wyczuć gorycz, nie dało się nie zauważyć, że miała o to pretensję.

Prychnęła. - Miałam plany, tyle, że ty też w nich byłeś. Nie pozwoliłeś mi zadecydować. Podjąłeś decyzję sam, jakbym w ogóle się nie liczyła. Zresztą, o czym my właściwie mówimy, i tak je zniszczyłeś, złamałeś mi serce, ale czymże jest złamane serce przy sięganiu do gwiazd, kto by się nim przejmował. - Czuła, że serce zaczyna jej bić szybciej, jeszcze chwila i wyskoczy jej z piersi, nie spodziewała się, że tak łatwo przyjdzie jej się z nim podzielić całym swoim żalem.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Nora Figg (7234), Samuel McGonagall (6575)


Strony (4): 1 2 3 4 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa