• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka Knieja Godryka v
1 2 Dalej »
[13.08.1972r.] Ursus arctos & Equus caballus

[13.08.1972r.] Ursus arctos & Equus caballus
Kolorowy ptak

Neil Enfer
#1
07.03.2024, 22:49  ✶  
Neil realizuje tutaj prompt letni: Burzowe chmury

Przyglądał się niebu rozpalonemu na wszystkie odcienie pomarańczu przez zachodzące słońce. Gwiazdy przebijały się przez kolory połyskującym srebrem, a pierwsza kwadra była coraz bardziej widoczna. Opuścił wzrok patrząc na wrzosowisko jakie miał przed sobą, a które z każdą chwilą coraz bardziej ginęło w mroku, jakiego nie mógł sobie rozświetlić lumos przez brak różdżki. Powinien sobie najpierw ją kupić, a później wałęsać się samotnie po nieznanej okolicy, ale chyba nie miał ws obie aż tyle instynktów przetrwania. Teraz ani czary, ani animagia go nie uratują, jedyne do czego mógłby się odwołać to wilkołactwo, ale na nie przyjdzie już niedługo czas, ma jeszcze tydzień nacieszyć się wolnością, choć już czasami miał wrażenie, jak coś go swędzi pod skórą.
Postawił pierwszy krok, wychodząc na polanę. Rozpuszczone włosy opadały na ramiona. Ostatnio nieźle urosły, widać nowe szampony działały jak powinny, z czego był niezwykle zadowolony, zwłaszcza, że były jego własnej roboty, bo po incydencie z wyrośnięciem mu kaktusa wolał nie ryzykować więcej z kupnymi środkami higieny. W plecaku brzdękały cicho słoiki i butelki z wódką, nieco opróżnione, czy to teraz dla odwagi, czy w domu, to nie miało znaczenia, rośliny i tak do niego mówiły. Nawoływały, przyciągały do siebie, przestając dopiero gdy ułożył na nich dłonie, zbadał w palcach twarde owoce dzikiej żurawiny, jeszcze nieco za młode, by je jeść, ale idealne, by nadać alkoholowi interesujący smak.
Uklęknął na ziemi, zdjął plecak i po chwili po przetarciu owocków bluzką wrzucał świeżo zerwane, czerwone kulki do butelki z przezroczystym, pachnącym szalenie specyficznie płynem. Czerwień grała z refleksami szkła i przebijającą się za nim zielenią, szczęśliwie nie zostawiając ani kropli na białek koszuli wilkołaka, który zakręcił butelkę i schował do plecaka. Klęcząc wziął głęboki wdech, napawając się świeżością, wyłapując zmianę w powietrzu. Coś się zbliżało. Gorąc przeplatał się z chłodem, bezchmurne niebo powoli zaczynało naciągać na siebie ciężką, szarą płachtę, ale póki co żadne krople nie padały na ziemię. Chciał deszczu, chciał by go obmył z wszystkich myśli jakie miał, z każdej wątpliwości, a nadziei tak bezsensownych, że zaczynał wątpić w swój intelekt i lata doświadczeń. To nigdy się nie kończyło dobrze, a jednak dalej go to tego ciągnęło. Wmawiał sobie, że to koniec, że to ostatni raz, a jednak serce dalej chciało swego. Dlatego tu był. Co jakiś czas wracał, licząc, że coś się zmieni, ale nic się nigdy nie zmieniało...
przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#2
09.03.2024, 15:36  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 10.03.2024, 20:49 przez Samuel McGonagall.)  
wiadomość pozafabularna
Sam realizuje letni prompt - bunt żywiołów
Wrzosowisko było jak Ocena, którego Samuel nigdy nie widział, ale za każdym razem gdy czytał opisy błękitnego przestworu, jego umysł kojarzył go nie z jeziorem, a właśnie z tymi łagodnymi pagórkami wypełnionymi niewielkim fioletowo-niebieskim kwieciem. Ich zapach był podobnie odurzający, pośród liści i płatków mógł usłyszeć syreni śpiew ten, kto odpowiednio mocno nadstawiał ucho.

Mężczyzna uciekał właśnie tutaj, aby móc swobodnie tęsknić za dawnym życiem. Zgodnie z piosenką, o głupiutkim ckliwym tekście, wczoraj jego problemy zdawały się być tak odległe, a teraz... teraz wszystko kłębiło się nad nim i w nim, coraz bardziej obawiał się, że pewnego dnia wybuchnie, tak jak zrobił to w ogródku Longbottomów, że oplotą go zielone pęta, że Knieja surowo ukarze go za zdradę. Las, jakkolwiek niebezpieczny by nie był – dawał mu spokój. Teraz kiedy przemieszczał się pośród ludzi, marzył o spokoju, marzył o cichym poszumie wiekowych drzew, chroniących go przed wyborami, przed emocjami, których nie chciał czuć.

Tu, patrząc na Knieje, mógł modlić się od niej. Obiecywać swój powrót pięknej, doskonałej istocie, która była mu matką po tym, kiedy jego rodzice złączyli się z Nią w jedno. Ojciec więzami ziemi, matka powietrza... Nawet gdyby chciał odejść, przeprowadzić się do jakiejkolwiek innej mieściny, jego korzenie wrastały głęboko. Jego korzenie nie pozwalałyby mu na to...

Pośród wrzosowisk znajdowały się kamienne ruinki dawnych domostw pierwszych osadników Doliny. Zapomniane przez bogów i ludzi domostwa, były obecnie raczej kupką kamieni niż czymkolwiek dającym schronienie, ale stanowiły dobre punkty orientacyjne dla kogoś, kto znał to miejsce jak własną kieszeń. Leżał właśnie przy takim domku, z głową opartą o zmurszałą cegłę, jakby była najznamienitszą poduszką. W dłoni trzymał trójniak, dzisiaj... dzisiaj miał nastrój wszechogarniającej apatii, a zwyczajowo zielona aura niemal w całości pokryła się szarą szadzią.

Cierpiał.

I chciał cierpieć sam.

Tymczasem kroki, tymczasem ktoś jeszcze zaburzał mu spokój. Nie drgnął nawet, udawał, że wcale go tu nie ma, licząc, że otuli go noc, a barwa bladych jeansów i kraciastej koszuli w kratę stopi się w jedno z kwietną kołdrą, w której leży. Nie chciał rozmawiać, nie umiał rozmawiać, rozmawianie przynosiło tylko więcej pytań i bólu... Kimkolwiek był wędrowiec... Może po prostu pójdzie sobie dalej.

Kolorowy ptak

Neil Enfer
#3
09.03.2024, 21:14  ✶  
Nie oczekiwał znalezienia, ani pomocy, ukojenia nerwów. Chciał tylko jednej rzeczy na tym świecie od jednej, konkretnej osoby. Nie dostanie jej.
Otworzył oczy, czując łaskotanie na dłoni, gdy niewielki pają zaczął przemierzać jego skórę. Uniósł rękę na wysokość twarzy.
-Gdybym widział przyszłość... Wszystko wyglądałoby inaczej.-drobne czyny mają wpływ na przyszłość, mniejszą, większą. Jeden gest wywoła wojnę, jedno spojrzenie wywoła miłość po wieki.-Trzeba było siedzieć cicho.-czy wolałby aby Morpheus nigdy się nie dowiedział? Wolałby aby nie wiedział wcale? Czy żeby wiedział o fizycznym pociągu, ale nie potrzebie połączenia również i dusz?
Zwrócił lekko głowę w stronę nikłego, burczącego dźwięku w oddali. Nieszczęśliwa, wściekła pogoda powoli szła przed siebie. Podniósł się z ziemi, ostrożnie, żeby pająk przypadkiem nie spadł na ziemię.
-Nie możesz tu siedzieć, coś ci się stanie. A może lepiej, żeby ciebie nie ruszać?-zastanawiał się na głos, ruszając przed siebie, z pająkiem na dłoni. Zapatrzony w jego ciemne nogi, błyskające małe oczka.-Może tam w ruinach znajdziesz kogoś lepszego dla siebie.-uśmiechnął się do stworzonka, które pewnie nawet nie wiedziało, że to do niego chłopak mówi. Słowa te docierały jednak nie tylko do pająka, a też do jednego, mniej lubianego odbiorcy.
Wzdrygnął się widząc niepasujące do krajobrazu barwy. Ktoś znalazł się tu celowo? Natychmiast obleciał go strach, poczuł chłód na plecach. Ataki śmierciożerców, morderstwa, napaści. Czy właśnie znalazł kolejną ofiarę?
Krok za krokiem, cicho, podszedł bliżej i przyjrzał się zwłokom na ziemi, które okazały się bardziej żywe niż on kiedykolwiek był.
-Wszystko w porządku?-padły nieśmiałe słowa, może ruch klatki piersiowej leżącego było przewidzeniem? Co wtedy? Przeniósł wzrok z dłoni i butelki, na twarz, którą wydawało mu się, że rozpoznawał. Kiedyś nerwy, później alkohol, wszystko zdawało się mieszać, a może tylko liczył że nie ma przed sobą tego kogo ma.
przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#4
10.03.2024, 20:49  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 10.03.2024, 20:50 przez Samuel McGonagall.)  
Możliwe, że gdyby spotkali się w innych okolicznościach. Może, gdyby właśnie to było ich pierwsze spotkanie, a słowa powiedziane do kogoś, ale chyba ostatecznie do samego siebie pały i wzbudziły żałość w sercu Samuela, taką samą jak wzbudzają osamotnione szczeniaki, których matkę zabili czystokrwiści podczas polowania.

Och nie, ta żałość już tam została zasiana, podczas wiejskiej zabawy zorganizowanej przez Brennę, przez jego słodką pszczołę, królową roju. Pamiętał to uczucie, gdy Neil chciał uciec, mówił mu, że ma sobie iść, choć wszystko, cała postawa, ton głosu, sugerowały, że jest zupełnie odwrotnie. To było dziwne, ale przyszło i przeszło...

...i teraz znów przyszło.

Chciał być sam, ale znajomy wróg, to prawie jak przyjaciel, jeśli spojrzeć pod odpowiednim kątem.

– Dlaczego mnie śledzisz szczeniaku? – nie otwierał oczu, choć słowa mogłyby być odebrane jako oskarżenie, jego ton był nieco lżejszy. Nie odpychał, choć oczywiście nie mógł zmuszać kogoś, by pozostał przy tych ruinach. Neil mógł iść dalej w głąb wrzosowisk i znaleźć sobie własne miejsce do bolesnego przeżywania rzeczywistości.

– Chcesz się napić? Najlepszy trójniak w dolinie. – zaproponował, wyciągając spod pachy butelkę i wznosząc ją ku górze, jakby była to dłoń nieumarłego opuszczająca grób, która właśnie przebiła się przez ziemię.

Sam oddychał spokojnie. Bolało go, ale klątwa powinna dać mu spokój. Ostatnio... było źle, ale teraz czuł się odpowiednio znieczulony.

Kolorowy ptak

Neil Enfer
#5
10.03.2024, 22:10  ✶  
Nieprzyjazny znajomy nie spojrzał nawet na niego, jak ufny kot, który przymyka oczy by pokazać ci, że czuje się przy tobie bezpiecznie. Chciał być na niego zły, w końcu ich pierwsze spotkanie nie było przyjemne, później na potańcówce również nie pałał do niego sympatią, a jednak jak teraz się mu przyglądał, nie umiał do końca znaleźć powodów tych negatywnych emocji i odczuć.
-Nie śledzę. Szukałem ziół, w tym lesie jest ich masa.-przyglądał mu się bezkarnie, nie korzystając z możliwości odejścia. Nie mógł go tu tak zostawić, to wydawało się być niewłaściwe, pod skórą wyczuwał jego melancholię. Musiał się jakoś odwdzięczyć za niechcianą troskę wtedy w stodole. To było wtedy takie zaskakujące i irytujące, ale było też miłe. Do tej pory był zmieszany jak o tym myślał. Za nic go Samuel nie rozumiał, nawet nie wiedział co zrobił nie tak, a mimo tego próbował go pocieszyć na własny sposób, tak jak jego pijany umysł umiał najlepiej.
Spojrzał na butelkę, spojrzał na niego, dalej pogrążonego w swoim świecie. Westchnął ciężko, zacisnął zęby, podszedł o krok i chwycił butelkę, po chwili siadając obok Samuela, na wyciągnięcie ręki. Szkło w brzdęknęło w plecaku, gdy go zdejmował ostrożnie.
Jeszcze raz zerknął na mężczyznę, aż w końcu upił kilka łyków z butelki. Dopiero po wypiciu zdał sobie sprawę z tego, że przyjechał tu samochodem, nie wypadało jeździć po alkoholu, ale nie wypił przecież tyle co u Brenny. Może wszystko wyparuje zanim przyjdzie burza.
-Zobacz kto mnie znalazł.-Czy powinien zaczynać rozmowę? Czy nie przeszkadzał mu? Czy powinien być dla niego miły? Nie miał odpowiedzi na te pytania, więc jedynie wystawił dłoń z niewielkim pająkiem na jej wierzchu, w stronę Samuela, jak dziecko liczące na pochwałę znaleziska w postaci kamienia jak każdy inny, albo patyka w kształcie pistoletu.
przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#6
11.03.2024, 10:51  ✶  
Samuel był bardzo długi i dość szczupły, można powiedzieć łykowaty. Jego tężyzna fizyczna nie szła w parze z masą, co wcale – jak Neil miał już okazję się przekonać – nie oznaczało jego słabości. Wytarte, wypłowiałe jeansy pamiętały lepsze czasy, podobnie jak kraciasta koszula, przeplatająca w sobie biel i czerń ze spranym niebieskim. Piękne strzyżenie z potańcówki powoli zarastało i najwidoczniej mężczyzna nie mając powodu, nie uważał za stosowne regularne wizyty u barbera. Wciąż jednak Neil mógł mieć w pamięci kształt jego pociągłej twarzy i młody obrys oczu. Zarost dodawał mu wieku, kto wie, może byli rówieśnikami?

Westchnął ciężko, gdy usłyszał powód Neila do tego, aby się znaleźć na oceanie nostalgii i nieosiągalnego zapomnienia. Mieszkańcy Doliny najwidoczniej już tak przywykli do tego, że wszyscy wiedzą o zagrożeniach Kniei, że nikt nie kłopotał się, aby mówić o tym nowoprzyjezdnym.
– Las jest przeklęty, biegają po nim cienie i upiory wysysające lata życia. Wychodzą z nich pomarszczeni, posiwiali dziadkowie, albo trupy są wynoszone, nie wiem... Jeśli chcesz się zabić, to może – westchnął znów, cmoknął językiem o zęby rozmyślając nad ciągiem dalszym wypowiedzi. Kiepskim był psychologiem, sam szczęśliwie zawdzięczal rodzicom taką konstrukcję psychiczną, w której nie było miejsca na mysli samobójcze. Wszelkie problemy egzystencjalne rozwiązywał robotą, albo... większą ilością roboty. Tak jakoś jednak czuł, że jak powie "znajdź sobie jakieś zajęcie, prace, nie wiem, zajmij czymś ręce, to przestaniesz odpierdalać", że te słowa nie poprawią sytuacji Szczeniaka.

Ostatecznie też uchylił jedno ślipie, żeby zrozumieć, komu dzieciak mówi o znalezieniu kogo, bo to też jakoś umykało.
– On znalazł Ciebie, czy Ty jego? – dopytał. Może rozmowa była dziwna, ale paradoksalnie, w takich dziwnych przestrzeniach właśnie odnajdywał się lepiej. Outsiderzy i dziwacy, to ludzie z którymi rozmawiało mu się łatwo. Poza Longbottomami, chociaż w sumie z tego co się nasłuchał o tej całej czystej krwi, to jego przyjaciółka i jego rodzina też po trochę zaliczali się do kategorii ludzi, z którymi dogadywał się lepiej. – Mnie znalazły mrówki, ale to ze dwie godziny temu. Skubane opanowują podziemia cal po calu. Człowiek już nie ma gdzie się położyć...

Kolorowy ptak

Neil Enfer
#7
11.03.2024, 18:11  ✶  
Nic w mężczyźnie nie pasowało do krajobrazu, ale sam od niego odstawał, więc kim był by oceniać? Do zieleni natury i ciemności nadchodzącej nocy nie pasowała ani krata ani biel, nadrabiali jednak spokojem idealnie zgrywającym się z bujającą się trawą i szumiącymi na wzmagającym się wietrze liśćmi.
Uniósł brew słysząc o przekleństwach lasu. Coś obiło mu się o uszy, ale czy wierzył w to? Może zapomniał? Może liczył, że tutaj potwory nie dojdą. Jakoś kompletnie nie myślał o tym gry planował wycieczkę, w końcu jak chodził po lasach dookoła domu rodzinnego, największym zagrożeniem był dzik, który i tak ucieka na widok człowieka.
-A ty chcesz się zabić? W końcu też tu jesteś.-mruknął mu, niekoniecznie oczekując odpowiedzi, bo w słowach ukryty był przytyk, zarzucenie hipokryzji. Bedzie go wyganiał i pouczał, jasne. O ile sam nie włada magią zapewniającą mu szanse na przeżycie, to naraża się tak samo, jak wilkołak będąc tu, do tego jest jeszcze w stanie raczej średnio trzeźwym.
Odebrał alkohol, upił go trochę i zaprezentował swojego towarzysza, a prezentacja ta spotkała się z odzewem, co było trochę zaskakujące.
-On mnie.-wyjaśnił tonem dużo łagodniejszym niż wcześniej. Usiadł jedynie zbierając owoce, a pająk na niego wszedł, jakby był częścią natury, zwykłym przedłużeniem krzewu i traw. Zaraz tez prychnął pod nosem na jego słowa, ni to poirytowany, ni to z rozbawieniem.
-To ty wszedłeś na ich teren, nie dziw się więc, że tu są.-rzucił, przewracając oczyma i zaraz sięgając dłonią w stronę murów ruin, aby przyłożyć dłoń do kamienia, żeby pająk mógł na spokojnie zejść z niego.-Poza tym ich ugryzienia są zdrowe, jak popatrzenia pokrzywą.-mówił, siadając znów normalnie i wracając do trzymania butelki w dłoniach. Pokrzywę też chciał znaleźć, ale teraz może być to trudne, ogólnie znalezienie jakichkolwiek rośli będzie trudne, bo będzie coraz ciemniej i ciemniej. Może to dlatego nie odchodził? Łażenie w nocy po lesie może nie skończyć się dobrze, szczególnie, że teraz został nastraszony potworami. Ani iść, ani zostać, bo co mieliby robić razem? Znając życie, a raczej nie znając za grosz Samuela, czuł, że ten po prostu by obrócił się na pięcie i poszedł w swoją stronę nie przejmując się młodszym, choć czy na pewno?
-Czemu wtedy płakałeś?-wypalił nagle, przesuwając kciukiem po szyjce butelki, gładząc ją czule, bo dłonie nie wiedziały kompletnie co ze sobą zrobić i wyżywały się na obiekcie jaki trzymały.
przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#8
11.03.2024, 23:32  ✶  
Prychnął rozbawiony na sugestie, że chciałby się zabić. Oko zamknął, bo pająk aż tak go nie interesował, aby go oglądać, z resztą, oczy cały czas go piekły, dzisiaj miał dość drobiazgową robotę przy prototypie szafki i po prostu chciał dać sobie przestrzeń do odpoczynku.
– Widma poruszają się w obrębie drzew. Gdybym chciał umrzeć, to pozostałbym w domu, w sercu Kniei. A tak widzisz, tułam się po Dolinie, czekając, aż lepsi czarodzieje się tym zajmą i zrobią porządek... – Był zły na siebie, że wtedy, kiedy rzeczywiście ekipy działały i wchodziły do lasu, on żył zgodnie z maksymą otrzymaną od matki:

Nie angażuj się

Teraz dojrzał do tego by działać, by iść, szukać, przeganiać widma... Teraz trzeba było czekać, bo zupełnie kto inny, gdzie indziej pociągał za sznurki.

– No no, pokrzywa, ale uważaj, żeby to nie była paraponera clavata – pouczył go lekko, z taką sama lekkością z jaką przemienił notes w skrzyp. Cóż, kto wie jak potoczyłyby się losy Samuela, gdyby jednak poszedł do Hogwartu i miał okazję być odkrytym diamentem, później oszlifowanym. Kto wie, czy rozmawialiby teraz, czy może McGonagall jak dziadek zbierałby materiały do kolejnej książki wydanej jeszcze przed 30.

A tak leżał tu, pośród szumiących coraz głośniej barwnych traw. W powietrzy pachniało zmierzchem i wzmagającym ozonem. Burza... Niedługo trzeba będzie wrócić.
– To stara sprawa, myślałem, że zamknąłem ją lata temu, ale chyba nie. – mruknął niechetnie, bo choć nie miał ochoty zwierzać się nieznajomemu, chociaż absolutnie obiecywał sobie że NIKOMU nie będzie mówić, co zaszło między nim, a Norą... to jednak nie miał w zwyczaju kłamać. – Czasem tak jest... że co się przydarzy, to zostaje z nami już na zawsze. Nie wiem, jak inni mogą z taką łatwością uwalniać się od myśli, od uczuć...

Kolorowy ptak

Neil Enfer
#9
11.03.2024, 23:52  ✶  
Czy go to bawiło? Pff, czego się spodziewał niby, co? Pierwszy do pouczania, a ostatni do samorefleksji, wiadomo. Przewrócił oczyma, zaraz jednak strzygąc uchem na jego słowa. Więc naprawdę mieszkał w środku kniei? Pokiwał głową, czego mężczyzna nie wiedział przez zamknięte oczy.
-Aj tam, trochę bólu nie zaszkodzi. To hartuje człowieka. Z resztą one nie występują w Anglii-w sumie chciałby być przez taką ugryziony, chciałby to poczuć, przekonać się na własnej skórze.
Zadał pytanie licząc na zbycie go, ewentualnie przemienienie go w skrzyp, ale dostał odpowiedź i to względnie szczerą i choć dość ogólną to dostatecznie szczegółową, żeby wiedział o co mogło chodzić. Do tego jego kolejne słowa jeszcze bardziej go umocniły w przekonaniach i nie napawały optymizmem. Czyli nawet po latach pamięta się pewne rzeczy i nie każdy się uwolni od uczuć? Czy tak właśnie i z nim będzie? Lata męczarni? Poczucia zmarnowanego czasu, który ani trochę się nie opłacił, bo na koniec skończy sam, zgorzkniały, z poczuciem porażki? Zacisnął usta i milczał chwilę. To wszystko było bez sensu, zero nadziei na poprawę sytuacji, szczególnie po tym co widział na potańcówce. Miał niezwykle mocną przeciwniczkę, sam uważał ją za piękną, no i była miła, umiała względnie tańczyć, miała talent, pracę przyszłościową, zapewne była też bogata i wykształcona. Miała wszystko co sam chciałby mieć. Poczucie, że jest niewystarczający dla Morpheusa spadło na niego tak, jak niedługo spadnie deszcz z ciężkich chmur dających im jeszcze szansę na ucieczkę zanim rozpocznie się ulewa.
Ciszę przerwał chlupot alkoholu, gdy butelka po raz kolejny została podniesiona do ust, a trunek sporymi łykami spływał do wygłodniałego żołądka, aż w szkle nie było ani kropli. Odstawił butelkę na bok, w bezpieczne miejsce, przyciągnął do siebie plecak, otwierając go i wyciągając z niego butelkę wódki, zabarwionej lekko na czerwono przez żurawinę. Już puszczała soki nadając alkoholowi lekkiego owocowego smaku i choć powinna siedzieć jeszcze i kisić się w ciemności przez kilka tygodni, to...
-Chcesz się jeszcze napić?-nawet nie patrząc na Samuela trzymając butelkę za szyjkę, postawił alkohol pomiędzy nimi, dając mężczyźnie zgodę na oficjalny pierwszy łyk.
przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#10
13.03.2024, 09:57  ✶  
– Tak. – mieszanie trunków nie brzmiało zbyt rozsądnie, ale nie dało się ukryć, że było to dobre wkupne Neila w to, aby Samuel chciał dzielić się z nim swoją miejscówką. Wrzosowiska były bardzo rozległe, ruinki wyrastały z nich to tu to tam, osłonięte kilkoma krzaczkami, dając ułudę prywatności i punkty orientacyjne dla spragnionych spacerów.

Oni jednak nie chcieli chodzić. Przyszli tu zatrzymać się i zapomnieć.

Zabawne.

Samuel podniósł się do siadu, oparł plecy o kamienie, które przed momentem były jego poduszką. Na moment rozciągnął się, rozkładając ręce na boki, przekrzywiając głowę, wyciągając i chrupiąc zastałym ciałem.
– Kiedyś przed laty, słyszałem taką piosenkę o wrzosowiskach, o tym, że można na nich wszystkiego zapomnieć. Kiedy jednak tu przychodzę, mam wrażenie, że wszystkie, absolutnie wszystkie wspomnienia stają się tym żywsze, tym intensywniej bijające się w głowę. Także ten wonny ocean nie pomaga, uprzedzam uczciwie. Ale butelka? Stali bywalcy Lizzy zachwalają. – wypuścił na prędce powietrze z trzewi, w rozbawieniu. Wcześniej nigdy nie pił. Nie w takich ilościach. Od potańcówki jednak totalnie nie wiedział co ze sobą zrobić. Był zagubiony i totalnie nieświadomy, że pod względem kłębowiska emocjonalnego, znalazł z francuskim przybłędą całkiem rozległy mianownik.

– A Ty? O czym chcesz zapomnieć? – zapytał upijając z gwinta ognistą wodę, krzywiąc się niemiłosiernie, nienawykły do smaku czegostak wbijającego się w twarz. Wino i miód jednak miały ze sobą sporo słodyczy przysłaniającą ostry alkoholowy posmak. Zdecydowanie Samuel nie byłby fanem czystej ani śliwkowego bimbru.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Neil Enfer (3086), Samuel McGonagall (3086)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa