Była bardzo prostym człowiekiem, znajdowała się robota do zrobienia, a ona zawsze w gotowości, z entuzjazmem chwytała się każdej. Szczególnie, że Louvain wspominał w korespondencji o buchorożcu, co nie należało do częstych zleceń. Oczywiście, że nie mogłaby mu odmówić swojego wsparcia. Musiała utrzymywać poprawne relacje z członkami innych rodzin czystokrwistych, nie odmawiała nikomu swojego wsparcia. Ba, wręcz cieszyła się, że wybierają ją, bo zdaniem Ger świadczyło to o tym, że mieli do niej zaufanie. Szczególnie, że Lestrange wspomniał o tym, że osoba, z którą miała się spotkać wolałaby uniknąć brygadzistów. Nie było to dla niej problematyczne, wcale, bo wiedziała, że ludzie są różni, gdyby miała kierować się jakimiś zupełnie niepotrzebnymi kryteriami straciłaby połowę swojej klienteli, nie oszukujmy się ci źli, o wątpliwej reputacji też potrzebowali pomocy osób takich, jak ona.
Nie miała pojęcia z kim przyjdzie się jej spotkać, co wcale jej nie martwiło, bo współpracowała naprawdę z różnymi osobami, ba była wręcz ciekawa, kogo zastanie na miejscu. Postanowiła się spotkać z tajemniczym jegomościem w Little Hangleton, wydawało jej się to idealną lokalizacją, gdyż nie kręciło się tu wielu brygadzistów, można było znaleźć się z dala od wzroku ludzi, bo mało kto lubił zapuszczać się w te rejony, nie cieszyły się one szczególnie dobrą sławą, szczególnie Las Wisielców, który wybrała jako miejsce, w którym mieli się zobaczyć i obgadać sprawę. Wysłała informację o lokalizacji do Louvaina, tak samo jak godzinę spotkania, był pośrednikiem w tej sprawie.
Pojawiła się przy wejściu do lasu chwilę przed czasem, jak zawsze. Nie lubiła się spóźniać i wolała pojawiać się pierwsza, dawało jej to poczucie bezpieczeństwa, mogła bardzo szybko się stąd ulotnić, gdyby osoba, która pojawiła się na miejscu okazała się być kimś z kim wolała nie mieć do czynienia.
Panna Yaxley wyglądała, jakby przed chwilą wyszła z lasu. Na plecach miała narzuconą kuszę, ubrana była w swój zwyczajny strój, który wybierała, kiedy szła na polowanie. Skórzane spodnie, spięte paskiem, przy którym miała przymocowane kila sztyletów; ciężkie buty i lekką kurtkę z całą masą kieszeni, włosy spięła w wysoki kucyk. Oparła się o jedno z drzew i czekała na tajemniczego przybysza. Wsadziła sobie w usta papierosa, żeby się czymś zająć, odpaliła go oczywiście i zaciągnęła się dymem. Nie pozostawało jej nic innego, jak zaczekać.