• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 … 10 11 12 13 14
[1956, Hogwart, William i Florence] Jęcząca Marta

[1956, Hogwart, William i Florence] Jęcząca Marta
Dama z Lumos
Kasztanowe włosy zwykle ma ciasno spięte, odsłaniając bladą, trochę piegowatą twarz. Oczy ma jasne, o uważnym spojrzeniu. Około metr sześćdziesiąt dziewięć wzrostu.

Florence Bulstrode
#1
26.10.2022, 09:59  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 14.04.2024, 21:56 przez Morrigan.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Florence Bulstrode - osiągnięcie Pierwsze koty za płoty

Damska łazienka na pierwszym piętrze od ładnych paru nie cieszyła się zbytnią popularnością. Florence Bulstrode zwykle do niej nie zaglądała z prozaicznego powodu: była stosunkowo daleko od pokoju wspólnego Krukonów. Raz, na drugim roku, gdy chciała do niej wejść, odkryła, że cała podłoga jest zalana i założyła, że porady starszych uczennic, aby "absolutnie tam nie chodzić" wynikają z prostego faktu uszkodzenia instalacji sanitarnych. Od tej pory wybierała raczej inne łazienki, niezbyt chętna do taplania się w bajorku, sięgającym niemal do kostek. Wprawdzie obiło się jej o uszy hasło "Jęcząca Marta", ale w szkole tak wiele było duchów, że Florence nawet nie przyszło do głowy, by to z powodu takiego ktoś omijał te konkretne pomieszczenia...
Dlatego, kiedy postanowiła ukryć się gdzieś przed koleżankami z roku, koniecznie, ale to koniecznie chcącymi ją zaciągnąć na boisko, aby pooglądać trening Krukonów i "tego przystojnego Notta, wiesz Flo, że on czasem zdejmuje szatę po treningu, zanim wejdzie do szatni, i jest tylko w spodniach?!", nie miała większych oporów w pociągnięciu za klamkę łazienki.
Szły kawałek za nią, a co, jak co, tutaj nie zajrzą. Florence nie miała czasu na bzdury, musiała w końcu przygotowywać się do egzaminów. I wcale nie przekonywał jej argument, że mają do nich parę tygodni. To było "tylko" parę tygodni! A ona nie powtórzyła jeszcze wszystkich składników eliksirów zmniejszających i zwiększających! Przeklęte eliksiry, które na pewnym poziomie musiała opanować, jeśli planowała zostać uzdrowicielką - a decyzję o tym podjęła, mając już jedenaście lat i żadne rzeczy na niebie, ziemi i w piekle nie mogły ją przed tym opanować.
Wparowała do środka, wyjęła różdżkę i jeszcze, tak na wszelki wypadek, wycelowała nią w drzwi, zamykając je od środka. Wprawdzie prosta Alohomora wystarczyłaby, aby złamać zabezpieczenie, ale wątpiła, aby komuś chciało się z tym męczyć. Gdy odwróciła się, z planem podparcia o drzwi i poczekania, aż koleżanki znikną, odkryła, że nie jest tutaj sama.
- William - oświadczyła, unosząc lekko brwi. Mogłoby się wydawać, że patrzy na niego z dezaprobatą, ale w rzeczywistości był to jej zwykły wyraz twarzy. Nie pomagała i fryzura, włosy związane w tak ciasny kok, że wydawało się, że ani jeden kosmyk nie ośmieli się z niego uciec. Ani sposób bycia, który wyrobiła sobie chyba dlatego, że była starszą siostrą dwóch wybitnie niesfornych braci. - To łazienka dla dziewczyn. Zabłądziłeś?
Rozejrzała się, ale tym razem nie dostrzegła nigdzie wody.
The Alchemistake
—I am a brain—
The rest of me is a mere appendix
William zdaje się mieć głowę w obłokach przy swoich 185 centymetrach wzrostu i wiecznie nieobecnym spojrzeniu. Burza kręconych, czarnych włosów wydaje się niezdatna do zaczesania, zazwyczaj towarzyszy jej też lekkie zmarszczenie brwi; w zamyśle, skoncentrowaniu. Skrępowany w towarzystwie mówi zbyt wiele lub za mało. Często zapomina o skarpetkach (czasami nawet o butach) czy jak wiąże sie krawat, nierzadko zapina nierówno koszule (myli guziki). Mówi dość szybko, więc czasami trudno zrozumieć zlewające się ze sobą słowa, ewentualnie nie kończy myśli, więc trzeba go ciągnąć za język.

William Lestrange
#2
28.10.2022, 01:12  ✶  
Łazienka nie była najwygodniejszym miejscem do czytania, ale co innego pozostawało, gdy każdy bardziej ustronny kąt zamku, do jakiego William miał dostęp, był aktualnie zajęty? Szkoła była ogromna, ale Lestrange wiedział aż za dobrze, że o prywatność było w niej zatrważająco trudno. Często brakowało mu ciszy rodowej rezydencji, w której jedynymi odgłosami były podszepty obrazów i wijących się pod zagięciem tapety zapomnianych historii sprzed wieków. Dzielenie dormitorium z innymi chłopcami również nie było idealne. Wcale nie przez to, że mu dokuczali, z tym zdawał sobie radzić, jeżeli już zaistniała taka sytuacja, ale po prostu, zwyczajnie i najprościej gdyby mógł przebywałby większość czasu tylko i wyłącznie w swoim towarzystwie. Ubikacja dziewcząt na pierwszym piętrze również nie była świetną opcją, ale przynajmniej strzegący jej duch jęczącej Marty nie wydawał się nim wcale aż tak przejęty. Czasami nawet ucinali sobie pogawędki, chociaż Will uważał Martę za conajmniej dziwną, co, zasadniczo było nowością, bo to on sam uchodził za raczej ekscentrycznego.
Wielkie było jego zdziwienie, gdy usłyszał, że ktoś nie tylko wchodzi do łazienki (co już przysporzyło go o wypieki na twarzy i paniczne myślenie o ucieczce lub dobrej wymówce), ale też rzuca na drzwi alohomorę. Zmarszczył brwi, miał nadzieję, że nikt nie zakluczył się tutaj, aby... nie, nie. Był pewien, że do środka weszła jedna osoba, a nie dwójka. Potrząsnął głową jakby starając się wyrzucić tę okropną myśl z głowy i już zbierał z kolan ogromne tomiszcze, jakie zgarnął z biblioteki zaledwie pare dni temu. Te wyślizgnęło mu się niesfornie z rąk i z łoskotem wylądowało na wilgotnej podłodze. Hałas rozszedł się po wysokich sklepieniach echem, a William skrzywił się i nastroszył jak kot, którego zaszło się od boku z piszczącą zabawką.
- Ano tak, to ja. - oświadczył spostrzegawczo, a jego własny głos zabrzmiał mu obco, zbyt pewnie. W środku kipiał z zażenowania, które, mimo wszystko, powoli zaczynało schodzić do normalnych poziomów, bo przynajmniej wiedział, ze osoba, z którą ma do czynienia jest mu znajoma - Nie, bo wiesz, tak się złożyło, ze tu nikogo nie było, a i tak nikt tu nie wchodzi, wiesz przez Martę, no i podłoga jest mokrawa, ja zawsze noszę dodatkowy sweter ze sobą jak tu wchodzę, aby wiesz, przetrzeć wnękę okna, na której siedzę, o, no, bo przychodzę tu czytać, a właśnie! - mówiąc to, prawie krzycząc schylił się i podniósł książkę pospiesznie, bo właściwie to prawie o niej w całym tym ambarasie zapomniał. Skrzywił się jeszcze bardziej spostrzegając, że okładka jest mokra. Odłożył tomiszcze na parapet z westchnieniem - No i co ja? A tak. Przychodzę tu czytać, bo nikt tu nie wchodzi, ale czemu w ogóle zamknęłaś drzwi? Ktoś cię goni? Coś się stało? Chciałaś... yyy pobyć sama ... w jakimś celu? - uniósł ręce w bezradności, bo w sumie brakło mu już pomysłów, ale patrząc po twarzy rozmówczyni wcale nie musiał kontynuować, bo i tak powiedział aż nadto, jak zwykle. Nie wiedział kiedy przestać ani czego właściwie wymagają od niego ludzie w rozmowach. Nawet przez myśl mu nie przeszło, że może powinien zaproponować, iż z toalety wyjdzie, bo przecież ta przeznaczona była dla dziewcząt. William był inteligentny, ale, jak to wielkim umysłom, podstawowe fakty bardzo często mu umykały.
- William, nie mówiłeś, że na kogoś tu czekasz! - 'Jęcząca Marta' wyłoniła się z jednej z kabin, przenikając przez jej drzwi. Jej głos był niesamowicie piskliwy i głośny, acz jeszcze nie taki, aby zagrażać bębenkom. Spojrzała na młodego Lestrange'a z niejakim wyrzutem, jakby sekundy dzieliły ją od wybuchu i tantrum - To twoja dziewczyna? - zjawa przesunęła się w kierunku Florence i zawisła pomiędzy nią, a Williamem przyglądając się dziewczynie i jej ciasno upiętym włosom. Może nawet im trochę bardziej, kto wie.
- No, bo nie czekałem na nikogo, Marto. I nie, Florence nie jest moją dziewczyną. - William, zaskakująco, nie wydawał się skrępowany tym pytaniem, odpowiedział na nie podobnym tonem jakby mówił o wczorajszym podwieczorku. Nie rozmawiał też z duchem na tyle często, aby czuć się zobligowanym do wyjawiania różnych tajników o swoim życiu, acz wolał unikać rozzłoszczenia jej, wiedząc jak głośno ta potrafi zawodzić. Mimo wszystko, był to pierwszy raz, gdy zjawa podleciała tak blisko, zazwyczaj obserwowała go spod sufitu albo z kabin, więc ominął ją i stanął bliżej drugiej Krukonki, jakby przezornie.


Sometimes, I wonder if I should be medicated;
If I would feel better just lightly sedated
Dama z Lumos
Kasztanowe włosy zwykle ma ciasno spięte, odsłaniając bladą, trochę piegowatą twarz. Oczy ma jasne, o uważnym spojrzeniu. Około metr sześćdziesiąt dziewięć wzrostu.

Florence Bulstrode
#3
28.10.2022, 10:06  ✶  
Florence odruchowo zrobiła dwa kroki do przodu, gdy księga upadła i nawet już zaczęła się pochylać, by ją podnieść. Wiodła nią nie tyleż chęć pomocy, ile Krukońskie serce, które jęknęło i załkało niemal tak, jak zdarzało się to Jęczącej Marcie, na widok książki na wilgotnej posadce.
Wyprostowała się i przekrzywiła lekko głowę, w milczeniu wysłuchując wszystkiego, co miał do powiedzenia. To, że było tego dużo, jakoś Florence nie dziwiło: wprawdzie Lestrange był rok niżej od niej, ale byli w tym samym Domu i zdążyła się przekonać, że kiedy już ktoś go oderwał od innych zajęć, z jego ust padały trzy zdania tam, gdzie kto inny wypowiedział by jedno.
Ugryzła się nawet w język, by nie odpowiedzieć na żadne z pytań, które zadawał, jeszcze zanim je wypowiedział. Walczyła z tym nawykiem nieustannie, bardziej z czystego pragmatyzmu niż grzeczności, bo kiedy ludzie uświadamiają sobie, że potrafisz zajrzeć w przyszłość zwykle albo uznają cię za szaleńca, albo pytają, za kogo wyjdą za mąż. Jakby Florence to obchodziło. Albo jakby mogła dać im odpowiedzi: była jasnowidzem, nie wróżbiarką, do licha, niektórzy jednak nie rozumieli różnicy.
- Słyszałeś kiedyś o czymś takim, jak biblioteka? – spytała, sięgając po tomik, który odłożył na parapet. – Jest tam jaśniej. I mniej wilgotno. I jeśli wejdzie tam gromada dziewczyn, nie uznają cię za zboczeńca. A jeśli chodzi o to, dlaczego tu jestem: goniła mnie Dorothy, która zapomina, że czekają nas SUMY i chce, żebym szła z nią na boisko do tej głupiej, miotlarskiej gry, zamiast uczyć się eliksirów.
Stuknęła różdżką w tylną okładkę, mrucząc pod nosem zaklęcie. Jakoś nie dziwiło jej, że William nie wpadł na to, by to zrobić. Nie, nie dlatego, że był za głupi. W pewnych sprawach zapewne był wręcz genialny. Ale w jego głowie zdawało się kłębić tak wiele rzeczy, że czasem nie wpadał na najprostsze rozwiązania. Oddała więc mu tomik, osuszony może nie całkowicie, ale przynajmniej częściowo.
- Kim jest Marta? – spytała jeszcze, ale nieomal natychmiast otrzymała odpowiedź.
Florence zadarła głowę, spoglądając na ducha dziewczynki. Kąciki ust drgnęły jej lekko, w nieładnym grymasie, bo piskliwy głos Jęczącej Marty ranił jej delikatne bębenki. I tym razem nie zdołała się powstrzymać: jej odpowiedź dla Marty padła właściwie jednocześnie z pytaniem, dwa nakładające się na siebie głosy. Jeden piskliwy, jakby na skraju płaczu, drugi bardzo chłodny.
- Nie jestem jego dziewczyną – oświadczyła, na uważne spojrzenie ducha odpowiadając równie natarczywym spojrzeniem jasnych oczu. Przez głowę przeszło jej przelotnie, że może ma coś na głowie, skoro duch tak bardzo przygląda się kokowi, i z pewnym trudem powstrzymała się przed sięgnięciem dłoniom ku włosów. Brwi lekko po chwili uniosła, gdy William zbliżył się do niej – chciał bronić Marty przed nią, odwrotnie, czy być samemu gotów do nagłej ewakuacji?
- Duchy, Williamie? Mogłeś chociaż wybrać Szarą Damę – westchnęła, nie zwracając uwagi na to, że twarz Marty wykrzywia się, że w kącikach oczu zalśniły łzy.
- Dlaczego ona miałaby być lepsza ode mnie?!
- Bo była Krukonką – oświadczyła Florence brutalnie. A potem przez moment na jej twarzy pojawił się wyraz kompletnego niezrozumienia, kiedy z ust Marty wydobyło się głośne wycie. Jakby nie potrafiła pojąć, co takiego wywołało to zachowanie.
- Ja też byłam Krukonką! Sugerujesz, że jestem głupia?!
Florence przesunęła spojrzeniem pomiędzy Williamem a Martą. Ktoś o jej postawie, w wieku lat około piętnastu, za żadne skarby nie pojmował tak emocjonalnych reakcji. Nie wpadło jej nawet do głowy, by zapewniać, że nie, absolutnie, dziewczyna nie była głupia.
Bo jeżeli duch wył w ten sposób, to chyba właśnie inteligencją nie grzeszył.
Co też wpadło tej Tiarze Przydziału do głowy…
- Dlaczego właściwie duch nawiedza łazienkę? – spytała, opuszczając wzrok na wilgotną podłogę. Zaczęła rozumieć, że na to, co tu się wyprawiało, nie odpowiadała wcale wadliwa instalacja sanitarna, a stan tego pomieszczenia naruszał jej poczucie estetyki.
The Alchemistake
—I am a brain—
The rest of me is a mere appendix
William zdaje się mieć głowę w obłokach przy swoich 185 centymetrach wzrostu i wiecznie nieobecnym spojrzeniu. Burza kręconych, czarnych włosów wydaje się niezdatna do zaczesania, zazwyczaj towarzyszy jej też lekkie zmarszczenie brwi; w zamyśle, skoncentrowaniu. Skrępowany w towarzystwie mówi zbyt wiele lub za mało. Często zapomina o skarpetkach (czasami nawet o butach) czy jak wiąże sie krawat, nierzadko zapina nierówno koszule (myli guziki). Mówi dość szybko, więc czasami trudno zrozumieć zlewające się ze sobą słowa, ewentualnie nie kończy myśli, więc trzeba go ciągnąć za język.

William Lestrange
#4
02.11.2022, 03:08  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 02.11.2022, 03:12 przez William Lestrange.)  
Przyglądał się bardzo uważnie temu jak Florence suszyła książkę. Zapewne zrobiłby to potem sam, jeżeli akurat by nie zapomniał... a jeżeli by zapomniał to na pewno ktoś w bibliotece zrobiłby to za niego, ale to nie było teraz istotne. Zamrugał pare razy, aby wrócić myślami do chwili obecnej, bo ich gonitwa przeszkadzała mu w skupieniu, rozmowie i jej podtrzymaniu.
- Słyszałem, ale tam ludzie odsuwają krzesła, czasami rozmawiają między sobą i ogólnie przychodzą. Tu jest względnie spokojnie, a też przez renomę samej łazienki ludzie raczej ją omijają. - zastanowił się nad kolejną częścią uwagi koleżanki z domu - Nie pomyślałem o tym, tak właściwie. Niezbyt często w ogóle mi się zdarza myśleć o takich rzeczach, w sumie byłbym z książką, więc czemu miałbym się bardziej skupiać na czekaniu na grupę jakichś nieznajomych dziewczyn niż na niej samej... - powiedział ostatnie słowa bardziej do siebie, myśląc na głos, niż do Florence, ale zorientował się za chwilę, że palnął to bezsensownie, zbyt szybko i kompletnie nie filtrując swojej gonitwy słów, jak zwykle. Westchnął głęboko, chciał jeszcze coś dodać, aby się usprawiedliwić, ale pojawienie się Marty i jej zawodzenie mu w tym przeszkodziło.
- Wybrać? czemu wybrać, to ja tu przyszedłem, przecież nie powiem duchowi żeby sobie poszedł, to niegrzeczne. - nie rozumiał czemu miałby woleć towarzystwo Szarej Damy. Jęczącą Marta, poza tym, że wypowiadała niektóre słowa stosunkowo za głośno i zbyt piskliwie była dla Lestrenge'a tylko tłem, gdy skupiał się na tym, co akurat czytał lub pisał.
Włosy zjeżyły mu się na karku, gdy zjawa wykrzyczała kolejne dwa pytania, uniósł aż brwi i spojrzał na nią w ten sposób jakby ta była klientem w sklepie, w którym sprzedawał rowery, a ona próbowała kupić mleko owocowe.
- Czemu nagle cię to interesuje?! Skoro inne duchy są takie mądre i lepsze ode mnie to niech one ci odpowiedzą!! - Marta nie wydawała się zadowolona pytaniami Florence, a William zatkał aż uszy czując jak zaczyna pękać mu głowa od podbijającego się echem od ścian łazienki piskliwego krzyku. Skrzywił się mimowolnie.
- Marto, nie chcieliśmy cię zdenerwować, to nie tak, że inne duchy są lepsze niż ty... a Florence zadała bardzo sensowne pytanie, czemu właściwie jesteś w łazience? Zamek jest spory. - chłopak spojrzał na Bulstrode przepraszająco. Cała ta sytuacja nie była jego winą, ale czuł jakby wcale jej nie polepszał. Zjawa założyła ręce na piersi, wciąż wyglądała na okropnie urażoną, przymknęła oczy i odwróciła głowę w drugą stronę, aby nie patrzeć na dwójkę uczniów, ale przynajmniej już nie krzyczała.
- Jeżeli tak bardzo potrzebujecie wiedzieć to tutaj umarłam. - odrzekła lakonicznie, wciąż urażona.
William poprawił kołnierzyk od koszuli, który non stop mu się podnosił i łaskotał w szczękę. Samo ubranie było bardzo wygniecione, więc Krukon nakładał na nie szary sweter z granatowymi akcentami.
- W ... łazience? Jak to się stało? Chyba się nie potknęłaś i nie uderzyłaś o coś głową? Czy wtedy wróciłabyś w ogóle jako duch? To nie miałoby sensu. - wypalił bez pomyślunku - Nie, że uważam, że mogłabyś to zrobić! Ja bym pewnie mógł tak umrzeć, często chodzę z rozwiązanymi sznurówkami. - uśmiechnął się skrępowany i spojrzał w panice na Florence.


Sometimes, I wonder if I should be medicated;
If I would feel better just lightly sedated
Dama z Lumos
Kasztanowe włosy zwykle ma ciasno spięte, odsłaniając bladą, trochę piegowatą twarz. Oczy ma jasne, o uważnym spojrzeniu. Około metr sześćdziesiąt dziewięć wzrostu.

Florence Bulstrode
#5
02.11.2022, 12:04  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 02.11.2022, 12:05 przez Florence Bulstrode.)  
- Wilgoć nie służy książkom – oświadczyła Florence lakonicznie na słowa Williama. Czy zaskakiwało ją, że najwyraźniej zupełnie nie zrozumiał, o co jej chodziło? Ani trochę. Nie chodziło o to, że miała Lestrange’a za głupiego. Raczej odwrotnie. Zdawało się, że pewne codzienne sprawy, jasne dla zwykłych śmiertelników, dla niego, pochłoniętego wyższymi rozważaniami, są nieco zbyt… przyziemne.
Może nawet pokusiłaby się o wyjaśnienia, zarówno kwestii wchodzących do łazienki dziewczyn, jak i tego, co miała na myśli odnośnie ducha, gdyby nie towarzystwo Marty. Lekki grymas na ułamek sekundy wykrzywił twarz Florence, nim ta wróciła do poprzedniego, beznamiętnego wyrazu. Przez głowę przeszło jej, że jeśli ktoś ogłosiłby zawody na najgłośniejszego ducha w zamku, w finale z pewnością rywalizowaliby Marta oraz Irytek, a ta walka byłaby bardzo zacięta i nie brano by w niej jeńców.
- Inne duchy nie nawiedzają łazienek – poinformowała Florence, zupełnie nie pojmując słów Marty. I ona podobno była Krukonką? Przecież to logiczne, że Bulstrode nie mogła zapytać żadnego innego ducha, dlaczego nawiedza łazienkę, skoro tego nie robił. – Wieże, lochy, krużganki… Żadnych łazienek.
Przepraszające spojrzenie Williama zbyła lekkim wzruszeniem ramion. W końcu to nie była jego wina, że łazienkę nawiedzał szalony duch. A ona mogła stąd sobie po prostu pójść: była pewna, że Dorothy już znikła z korytarza i popędziła oglądać trening. Słowa o śmierci w łazience zatrzymały ją jednak na miejscu. Florence znała kilka historii hogwarckich duchów i wiedziała, że większość z nich wcale tu nie umarła. A tu… śmierć w Hogwarcie? W dodatku w łazience?
Jak można zabić się w łazience? Czy Marta popełniła samobójstwo? Albo na coś chorowała i tutaj zemdlała?
- Potwierdzam. Jestem całkowicie pewna, że nadejdzie dzień, gdy William potknie się na progu jakiejś łazienki i rozbije sobie głowę – oświadczyła bez zmrużenia powieki, kiedy on popatrzył na nią w panice, a twarz Marty już wykrzywiła się, jakby martwa dziewczyna już, zaraz, teraz, miała uderzyć w kolejny atak histerii. Florence może i nie była tą najbardziej empatyczną istotą na świecie, ale jeżeli się uparła, to potrafiła podejść ludzi…
Pora sprawdzić, czy zadziała to na duchy.
- Jestem pewna, że ty nie umarłaś w tak głupi sposób, prawda? Krukońskie dziewczyny nie rozbijają sobie głów o umywalki – podpuściła ją. – To na pewno fascynująca historia. Jestem pewna, że William bardzo chciałby ją usłyszeć – dodała perfidnie, bo zdążyła już wyłapać, że Marta zdawała się bardzo niechętna wobec niej, za to zachowywała względnie przyjaźnie wobec Williama. Może po prostu polubiła chłopca?
Duch uniósł się, a potem znów opadł. Na twarzy Marty pojawił się namysł, gdy wodziła spojrzeniem pomiędzy Krukonem i Krukonką.
- Uciekłam do łazienki, bo Olivia wyśmiewała moje okulary – pożaliła się.
The Alchemistake
—I am a brain—
The rest of me is a mere appendix
William zdaje się mieć głowę w obłokach przy swoich 185 centymetrach wzrostu i wiecznie nieobecnym spojrzeniu. Burza kręconych, czarnych włosów wydaje się niezdatna do zaczesania, zazwyczaj towarzyszy jej też lekkie zmarszczenie brwi; w zamyśle, skoncentrowaniu. Skrępowany w towarzystwie mówi zbyt wiele lub za mało. Często zapomina o skarpetkach (czasami nawet o butach) czy jak wiąże sie krawat, nierzadko zapina nierówno koszule (myli guziki). Mówi dość szybko, więc czasami trudno zrozumieć zlewające się ze sobą słowa, ewentualnie nie kończy myśli, więc trzeba go ciągnąć za język.

William Lestrange
#6
07.11.2022, 04:43  ✶  
Bardzo chciał pociągnąć konwersację na temat przesiadywania w bibliotece, a raczej wytłumaczyć, dlaczego niespecjalnie przejmował się wilgocią, ale rozmowa z duchem rozkręcała się coraz bardziej, więc i na niej William postanowił się aktualnie skupić.
Odetchnął z ulgą, gdy Bulstrode zrozumiała jego przerażone spojrzenie i dzięki temu udało im się uniknąć kolejnego tantrum ze strony Marty. Niespecjalnie słuchał wypowiedzi zjawy, głównie dlatego, że jego mózg po prostu automatycznie wyłączał się, gdy ktoś na niego krzyczał. Niespecjalnie uważał, aby podnoszenie głosu w takich sytuacjach było potrzebne, więc zaśmiecanie sobie głowy informacjami, które ktoś wyrzucał z siebie w nerwach czy jakiejś niezrozumiałej dla Krukona furii nie znajdowało się na jego liście priorytetów.
Mimo to, kolejne, spokojniejsze już zdania wypowiedziane przez Jęczącą Martę przykuły jego uwagę, zaczął analizować cała tę sytuację, ale miał jeszcze za mało danych, aby cokolwiek z tego wyciągnąć. Jeżeli w ogóle potrafiłby, mając trochę więcej materiałów, bo zachowania ludzkie i historie danych osób zazwyczaj wydawały mu się przepełnione niesamowitą ilością niepotrzebnych detali i niezrozumiałych decyzji.
- Niemiło z jej strony. Kim była Olivia? - postanowił zadawać jedno pytanie na raz, aby też nie wydawać się nazbyt nachalnym. Stwierdził, że wspominana przez Martę dziewczyna nie zachowała się dobrze bardzo automatycznym i mechanicznym tonem, jakby po prostu przez lata funkcjonowania z innymi ludźmi nabrał takiego nawyku, a nie faktycznie czuł, że wyśmiewanie się z okularów było złe. Jak było naprawdę? Trudno orzec.
- Okropną osobą! - odparła Marta i wskazała palcem na jedną z kabin - To tam umarłam, bo ta straszna Olivia Hornby się ze mnie wyśmiewała, schowałam się w toalecie, długo płakałam! A potem... zobaczyłam parę strasznych ślepi i już. Tak umarłam. - przekrzywiła głowę, wracając spojrzeniem do swoich rozmówców i przestając przyglądać się jednej z kabin.
William zamrugał i spojrzał na Florence, chyba niewiele z tego rozumiał.
- Parę ślepi? Ale czyich? Jakiegoś zwierzęcia? - wydawało mu się, że jakby Marcie chodziło o ludzkie oczy, to też tak by je nazwała.


Sometimes, I wonder if I should be medicated;
If I would feel better just lightly sedated
Dama z Lumos
Kasztanowe włosy zwykle ma ciasno spięte, odsłaniając bladą, trochę piegowatą twarz. Oczy ma jasne, o uważnym spojrzeniu. Około metr sześćdziesiąt dziewięć wzrostu.

Florence Bulstrode
#7
07.11.2022, 12:06  ✶  
Florence przypatrywała się Marcie w zamyśleniu. Milczała, wysłuchując opowieści o tej „okropnej osobie” (chociaż pomyślała sobie, że chyba potrafi zrozumieć, dlaczego ktoś wyśmiewał Martę i że mogło wcale nie chodzić o te grube, nieładne okulary: jeżeli zachowywała się za życia tak, jak po śmierci, na pewno nie cieszyła się popularnością) i pytań Williama. Jedyną reakcją, świadczącą o tym, że w ogóle sens historii do niej dociera, była powoli pogłębiająca się zmarszczka na jej czole.
- N…nie wiem – odparła Marta, z pewnym wahaniem. Kto wie, może czasem sama zastanawiała się, co dokładnie się tam działo? – Płakałam w kabinie, a nagle ktoś wszedł. I mówił, w jakimś dziwnym języku. Pomyślałam, że to chłopiec, a to łazienka dla dziewczyn, to otworzyłam drzwi, żeby mu to powiedzieć…
Florence nie mogła tutaj powstrzymać krótkiego spojrzenia na Williama. Jakby, typowo po Krukońsku, miała wielką chęć powiedzieć coś w stylu „a nie mówiłam”. Nie przerywała jednak historii. Historii, która, mimo zachowania Marty, przyprawiła ją o dreszcz na plecach.
Bo początkowo sądziła, że Marta jednak rozbiła sobie głowę o tę umywalkę. Albo chorowała na jakąś chorobę, której nie zdiagnozowano odpowiednio wcześnie i na którą nawet magia nie mogła wiele powiedzieć. Choroba serca, tętniak, one mogły zabić nagle nawet czarodzieja.
Wszystko wskazywało jednak na to, że zamordowano ją: tutaj. W Hogwarcie. W najbezpieczniejszym miejscu na świecie.
- Zobaczyłam parę żółtych oczu… i umarłam – szepnęła, a jej twarz rozjaśniła się na moment, jakby nie był to moment traumy, a najpiękniejsze wydarzenie w jej życiu. – Nagle zdrętwiałam, a potem leciałam, dokądś ulatywałam… i wróciłam. Och, jak później pięknie nastraszyłam Oliwię Hornby! – oświadczyła, a na jej twarzy tym razem pojawił się sadystyczny niemalże uśmiech. – Nie dałam jej zapomnieć, że to przez nią umarłam.
- Marto… - zaczęła Florence powoli. – Chcesz powiedzieć, że cię zamordowano? Jakaś… istota, przemawiająca chłopięcym głosem albo chłopiec i zwierzę zabili cię w hogwarckiej łazience?
To był powód jej wcześniejszego zamyślenia.
W Hogwarcie doszło do morderstwa…
- Jak jesteś taka mądra, to powinnaś sama rozumieć – prychnęła Marta, zerkając teraz nie na Florence, a na Williama. Jakby chciała się przekonać, czy jej opowieść zrobiła na nim należyte wrażenie.
- Kiedy to było? Dawno?
- Skąd mam wiedzieć? Nikt mi nie mówi, jaka jest data – burknęła Marta, a Florence z trudem powstrzymała się przed przewróceniem oczyma. Jakby nie mogła się tego dowiedzieć od dowolnej osoby w tym zamku. Albo na ceremonii przydziału! Krukonka zachowała jednak kamienny wyraz twarzy, bo bardzo chciała poznać odpowiedź. Miała nadzieję, że doszło do tego bardzo, bardzo dawno temu. Bo co jeżeli po hogwarckich łazienkach wciąż krążył jakiś morderczy potwór? Albo chłopiec, który zabił Martę, a oczy były tylko ubocznym efektem jakiegoś zaklęcia…?
- Mamy 1956.
- W takim razie nie żyję… od czternastu lat.
The Alchemistake
—I am a brain—
The rest of me is a mere appendix
William zdaje się mieć głowę w obłokach przy swoich 185 centymetrach wzrostu i wiecznie nieobecnym spojrzeniu. Burza kręconych, czarnych włosów wydaje się niezdatna do zaczesania, zazwyczaj towarzyszy jej też lekkie zmarszczenie brwi; w zamyśle, skoncentrowaniu. Skrępowany w towarzystwie mówi zbyt wiele lub za mało. Często zapomina o skarpetkach (czasami nawet o butach) czy jak wiąże sie krawat, nierzadko zapina nierówno koszule (myli guziki). Mówi dość szybko, więc czasami trudno zrozumieć zlewające się ze sobą słowa, ewentualnie nie kończy myśli, więc trzeba go ciągnąć za język.

William Lestrange
#8
13.11.2022, 04:51  ✶  
Wykonał ruch jakby chciał rozłożyć ręce w odpowiedzi na krótkie spojrzenie Florence, bo mógł nie rozumieć gestów i większości sytuacji społecznych, ale tutaj kontekst był zbyt świeży, aby mógł tego nie załapać; nie wykonał jednak pełnego ruchu, bo byłoby tonie grzeczne w stosunku do wciąż mówiącej zjawy. Skupił spojrzenie na Marcie i kiwał głową ze zrozumieniem zapisując co ważniejsze fakty w głowie, aby poruszyć, gdy będzie jego kolej do mówienia. Nie lubił przerywać innym, bo sam bardzo często gubił myśli, kiedy inna osoba wtrącała mu się w pół zdania.
- Dziwnym języku? - to właściwie mógł być jakikolwiek język obcy, ale Lestrange uznał, że warto zapytać. Uczniowie w Hogwarcie zazwyczaj mówili tylko po angielsku, więc jeżeli mieliby szukać osoby, która zrobiła krzywdę Marcie to mieliby już jakiś sensowniejszy trop - A pamiętasz może jak on brzmiał? Dźwięki tylko, no wiesz. Twardo, miękko? Szeleszcząco? - podpowiedział jej trochę. Sam był dwujęzyczny, acz rozumiał, że dla osób, które posługują się tylko i wyłącznie jednym językiem każden inny będzie brzmiał równie obco i niezrozumiale.
Marta zmarszczyła na chwilę brwi, jakby faktycznie głowiła się jak opisać to, co wtedy usłyszała.
- A co? - zapytała z dziwnie zadowolonym z siebie uśmiechem - Chcesz być moim bohaterem? Pomścić moją śmierć? Szukasz tropów? - zaśmiała się skrzekliwie, a William uniósł brwi i zamrugał zdezorientowany.
Nie miał pojęcia jak odpowiedzieć na zadane pytania, ale na szczęście nie musiał, bo duch zaraz kontynuował
- Brzmiał szeleszcząco, właściwie... właściwie nie jak słowa, jak dźwięki. - nie powiedziała nic więcej, a William przekręcił odrobinę głowę i spojrzał na Florence unikając kontaktu wzrokowego z duchem.
- To musiał być jakiś gad. - wypalił nagle, bo co jak co, ale wiedzę posiadał - Żółte oczy, szeleszczenie? - zapytał bardziej sam siebie, a potem odchrząknął widząc, że i Bulstrode, i Jęczącą Marta patrzą na niego z konsternacją. Faktyczne morderstwo nie zrobiło na nim wrażenia, chociaż powinno. William traktował to bardziej jako zagadkę, która należało rozwiązać, brakowało mu w tym momencie życia ogłady, aby pokazać chociażby odrobinę zmartwienia.
- Chłopiec i gad albo chłopiec, który był gadem? Może to animag? Nic nam to nie daje. - zaczął mowić bardziej do siebie, bo tak już miał, że jak złapał jakąś myśl to trudno było mu się jej pozbyć bez przeanalizowania wszystkiego po kolei, a że zazwyczaj był sam to też wypowiadanie tego typu rzeczy na głos nie było dla niego niczym niezwykłym.
- Florence, myślisz, że powinniśmy o to zapytać któregoś nauczyciela? Myślisz, ze cokolwiek nam powiedzą? Może byłoby coś w starych gazetach. - kompletnie odpłynął - Właściwie czemu ktoś chciałby zabijać dziewczynę w łazience w szkole? - dodał, tym razem patrząc to na Flo to na całkowicie zaskoczoną jego reakcją Martę.


Sometimes, I wonder if I should be medicated;
If I would feel better just lightly sedated
Dama z Lumos
Kasztanowe włosy zwykle ma ciasno spięte, odsłaniając bladą, trochę piegowatą twarz. Oczy ma jasne, o uważnym spojrzeniu. Około metr sześćdziesiąt dziewięć wzrostu.

Florence Bulstrode
#9
13.11.2022, 13:22  ✶  
Czternaście lat.
Z jednej strony dobrze - jeśli Martę zamordował jakikolwiek uczeń, dawno już ukończył Hogwart.
Z drugiej źle - jeżeli był to nauczyciel, wciąż mógł tu uczyć. A ten morderca szaleć poza murami szkoły.
Florence przygryzła kciuk, milcząc dość długo, zamyślona. W jej Krukońskiej głowie obracały się już różne możliwości sprawdzenia, czy mordercę złapano, jakie były podejrzenia i ile z tego, co mówiła Marta, stanowiło prawdę. Duchy w końcu też mogły kłamać. Istniała również szansa, że dziewczyna po prostu przekręcała całą sytuację, wydawała się mieć pewne zaburzenia...
- Niekoniecznie. Skąd wielki gad w Hogwarcie? Żółte oczy mogły być też rezultatem zaklęcia zmieniającego wygląd, metamorfomagii albo w istocie błyskiem czaru o żółtym zabarwieniu. Chociaż morderczy czar powinien raczej zostawić zielony błysk. - William był znacznie bliższy prawdy niż ona, ale na podstawie obecnych danych Florence nie chciała stawiać żadnych wniosków. Zresztą miała wrażenie, że gdyby gad pogryzł Martę albo ją zjadł, to akurat to powinna zapamiętać.
Z trudem powstrzymała wzdrygnięcie.
- Szeleszczący język to mogłyby być też jakieś inkantacje do... sama nie wiem, rytuału? - zastanowiła się. Mowa węży raczej nie była pierwszym, co przychodziło jej do głowy. Nie znała żadnego Gaunta, ta rodzina w końcu nieomal wyginęła, a córki pochodzące z tego rodu rzadko chwaliły się umiejętnością wężomowy.
Spojrzała wreszcie na Williama. Zdawała się zapominać o samej Marcie, zbyt skupiona jej śmierć - i może przez to Jęcząca Marta nadymała się coraz bardziej, a przed wybuchem powstrzymywało ducha tylko to, że Lestrange był tuż obok i wykazywał takie zainteresowanie jej śmiercią...
- Myślę, że nic nam nie powiedzą. A raczej usłyszymy, że doszło do wypadku i wszystko wyjaśniono - oświadczyła stanowczo. Sprawa była nazbyt świeża, aby nauczyciele życzyli sobie, by uczniowie ją rozkopywali. Florence zaś, choć zwykle mało zainteresowana cudzymi sprawami, które mogły odciągnąć ją od nauki, tu nawet się zaciekawiła. Chodziło w końcu o morderstwo. I zagadkę. Krukoni lubili zagadki. Jeśli nie byli w nich dobrzy za to, bardzo często musieli nocować przed drzwiami Pokoju Wspólnego, jak kiedyś już się jej zdarzyło. Raz na szczęście - wstydziła się tego, że nie odgadła odpowiedzi na pytanie strażnika Pokoju, do tej pory. - Ale skoro mamy rok i imię, na pewno znajdziemy coś w archiwalnych numerach gazet.
W końcu chodziło o morderstwo w Hogwarcie.
A to, czego w gazetach nie napisali, mogło powiedzieć im równie wiele, co to, co nie zostało tam zapisane.
- Ale na razie chyba powinniśmy stąd wyjść. Tej wody jest coraz więcej - oceniła, spuszczając wzrok na wilgotną posadzkę. Jeszcze trochę i zacznie się im wlewać do butów. - Proszę, uważaj na próg - oznajmiła z powagą, wyciągając różdżkę, by zdjąć zaklęcie blokujące z drzwi.
The Alchemistake
—I am a brain—
The rest of me is a mere appendix
William zdaje się mieć głowę w obłokach przy swoich 185 centymetrach wzrostu i wiecznie nieobecnym spojrzeniu. Burza kręconych, czarnych włosów wydaje się niezdatna do zaczesania, zazwyczaj towarzyszy jej też lekkie zmarszczenie brwi; w zamyśle, skoncentrowaniu. Skrępowany w towarzystwie mówi zbyt wiele lub za mało. Często zapomina o skarpetkach (czasami nawet o butach) czy jak wiąże sie krawat, nierzadko zapina nierówno koszule (myli guziki). Mówi dość szybko, więc czasami trudno zrozumieć zlewające się ze sobą słowa, ewentualnie nie kończy myśli, więc trzeba go ciągnąć za język.

William Lestrange
#10
19.11.2022, 17:08  ✶  
Zamyślił się z początku, ale po chwili wypowiadane przez Florence zdania zaczęły do niego docierać. Było tyle opcji, możliwych teorii, a oni mieli tak mało faktów. Drażniło go to, nie lubił nierozwiązanych spraw, braku klarownych odpowiedzi. Skrzywił się odrobinę, gdy dumał nad kolejnymi możliwościami spoglądając to na Martę, to na Bulstrode.
- Zawsze możemy zapytać rodziców. Może coś wiedzą. Nie jest to jakaś idealna ścieżka, ale zawsze pozostaje opcją. - uznał, bo przecież oni powinni być w Hogwarcie, kiedy to wszystko się stało? Albo przynajmniej ktoś ze znajomych czy bliższej rodziny. Kontakty czarodziejów obracających się na przeróżnych przyjęciach czy spotkaniach w kręgu tych czystokrwistych wydawały się Williamowi zawsze zbyt przepełnione; jedzeniem, bogactwem jak i ludźmi. Na pewno ktoś musiał coś wiedzieć.
- Ale tak, sprawdźmy najpierw gazety. - zerknął znowu na Martę - Jak coś znajdziemy to zawsze możemy też podzielić się z Martą? Albo może artykuły w gazetach pozwolą jej coś sobie przypomnieć - wskazał na ducha kciukiem. Nie był pewien czy to dobry pomysł, ale przecież niesamowicie idiotycznym by było jakby nie skorzystali z takiej okazji. Jeżeli to, co mówiła zjawa w ogóle było prawdą.
Podniósł nogę słysząc, że Florence zwróciła uwagę na zbierającą się na podłodze wodę.
- Mhm, n-no tak - burknął tylko. Nie przeszkadzało mu, że woda dotarła już prawie do kostek, ale zasadniczo nie bardzo chciał ciągnąć dalej rozmowę. Wolał zaszyć się gdzieś z książką albo iść poszukiwać gazet mających odpowiedzi na dręczące go pytania.
- Miłego czytania o mnie w gazetaaach - rzuciła jeszcze Marta, najwidoczniej zadowolona z tego, że tak się nią przejęto. Lestrange postanowił nie wyprowadzać jej z błędu, że w gruncie rzeczy o jej udział w tym wszystkim chodziło najmniej. Wolał nie słuchać kolejnych zawodzeń.
- Chodźmy do biblioteki. - rzucił jeszcze zanim otworzył drzwi - Może nie potknę się też nigdzie po drodze jak będziesz mi towarzyszyć - pozwolił sobie nawet na żart, chociaż nie był pewien czy powinien ani, czy w ogóle był śmieszny.
Pewnie nie.
Koniec sesji


Sometimes, I wonder if I should be medicated;
If I would feel better just lightly sedated
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Florence Bulstrode (2367), William Lestrange (2320)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa