Ostatni czas był dosyć mocno absorbujący dla panny Yaxley. Problemy zaczęły się od cholernego Beltane. Przynajmniej tak się jej wydawało. To wcale nie tak, że już miesiąc wcześniej zupełnie przypadkiem wpuściła kogoś do swojego życia, kogoś komu zaufała, była skłonna zrobić dla niego wiele, a on sobie zniknął. Zostawił ją z dnia na dzień, później połączyła ją ta okropna więź z jednym z jej najlepszych przyjaciół, to było okropne. Na szczęście już za nią. Do tego wszystkiego dochodził problem brata bliźniaka, który nie wiadomo, czy naprawdę istniał. Nie wiedziała, czy jest wariatką, czy to coś innego. Dopiero zaczęła dokładniej przyglądać się sprawie korzystając z pomocy przyjaciół i znajomych, miała nadzieję, że uda im się dowiedzieć, co właściwie się działo. Do tego wszystkiego musiała normalnie pracować i jakoś ciągnąć rodzinny interes, to było dużo, jak na jedną osobę, nawet w przypadku Geraldine Yaxley, która była sobie sama poradzić z wieloma sprawami.
Radziła sobie z tym tak jak umiała najlepiej, najprostszym rozwiązaniem było zapijanie tych wszystkich emocji, które się w niej gromadziły. Dlatego też tego wieczoru nogi poniosły ją do Dziurawego Kotła. Kim i Astaroth na pewno będą jej wdzięczni za wolny wieczór, chociaż w sumie bywała w swoim mieszkaniu ostatnio bardzo rzadko.
Siedziała przy barze i piła kolejną ognistą. W zasadzie to nie rozmawiała z nikim, bo nie dostrzegła żadnej znajomej twarzy, a póki co była chyba trochę za trzeźwa, aby zagadywać nieznajomych. Jeszcze z jeden, czy dwa drinki i pewnie zacznie szukać towarzystwa.
W tle grała muzyka, ktoś brzdąkał sobie na gitarze, z tego, co kojarzyła to był jeden z lokalnych grajków, który często tu występował. Jego muzyka przy którejś z kolei wizycie w tym miejscu nawet przestawała przeszkadzać, do wszystkiego można się przyzwyczaić, jak widać.
Wsadziła sobie papierosa do ust i odpaliła go mugolską zapalniczką Zippo, z przyjemnością zaciągnęła się dymem, fajki idealnie pasowały do alkoholu, zresztą wcale nie był jej potrzebny do tego, żeby paliła jak smok.