• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Śmiertelnego Nokturnu Biały Wiwern [15.06.1972] you're so hypnotizing | Cain & Geraldine

[15.06.1972] you're so hypnotizing | Cain & Geraldine
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#1
13.05.2024, 17:41  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.11.2024, 22:11 przez Baba Jaga.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Geraldine Yaxley - osiągnięcie Badacz Tajemnic II

Ostatnia wizyta w rodzinnej rezydencji nie zakończyła się przyjemnie. W głowie Geraldine pojawiło się sporo pytań, a odpowiedzi nie miała żadnych. Postanowiła odezwać się do kilku osób, które mogłyby jej pomóc. Jedną z tych osób był Cain - jej znajomy z Hogwartu. Ich znajomość zaczęła się dość niefortunnie, jakby nie patrzeć przydzwoniła mu kaflem tak, że wylądował w skrzydle szpitalnym, cóż nie ważne, jak się to zaczęło istotne, że do dzisiaj mogła na niego liczyć, a on na nią. Nie przeszkadzało jej nawet to, że był aurorem - niewielu pracowników ministerstwa akceptowała, on znajdował się w tym nielicznym gronie, chociaż nadal twierdziła, że się tam marnuje i stać go na więcej. Nie zamierzała jednak suszyć mu głowy, to nie była jej rola.

Udało jej się umówić z nim całkiem szybko, czuła, że to dobrze, nie wiedzieć czemu wydawało jej się, że nie ma zbyt wiele czasu na to, żeby załatwić te sprawy, które ją męczyły. Miała wrażenie, że jest źle, szczególnie po tym, gdy Louvain nazwał ją w liście wariatką, a później ojciec kwestionował istnienie jej brata bliźniaka. Tego było zbyt wiele, musiała zainterweniować i znaleźć źródło tych wszystkich niedopowiedzeń. Nie chciało jej się wierzyć, że coś jest nie tak z Thoranem, w końcu był przy niej zawsze, co by się nie działo. Może ich drogi ostatnio nieco się rozeszły, jednak nadal mogła na niego liczyć, chociaż, czy faktycznie? Przestawała być tego pewna. Jeszcze ten sen, ten koszmarny sen, który ostatnio jej się przytrafił, kiedy spędzała noc u rodziców, na samą myśl o nim miała dreszcze, a Yaxley wcale nie tak łatwo było wystraszyć.

Zjawiła się w Wiewrnie punktualnie, może nawet kilka minut przed czasem. Ubrana w długi, ciemny skórzany płaszcz z kapturem, zdjęła go z głowy dopiero kiedy znalazła się w środku. Rzuciła okiem po pomieszczeniu, dostrzegła z boku wolny stolik. Idealne miejsce do rozmów, których nie powinien nikt usłyszeć. Nim jednak usiadła podeszła do lady i kupiła butelkę czegoś, co miało być whisky. Powątpiewała w jakość alkoholu, ale nie miała zamiaru wybrzydzać. Później udała się do tego stolika, przy którym usiadła. Czekała, aż Cain się tutaj pojawi. Trochę jej było głupio prosić go o pomoc, jednak bywały takie sytuacje, w których nie mogła sobie radzić sama. Musiała korzystać ze znajomości, które udało jej się utkać przez lata. Na całe szczęście miała ich dosyć sporo, w różnych miejscach, może dzięki temu uda jej się uzyskać informacje, złożyć wszystko w całość. Zdjęła płaszcz i powiesiła do na oparciu krzesła tuż po tym, jak postawiła na stole butelkę i dwie, niezbyt czyste szklanki. Usiadła i wpatrywała się w drzwi, jakby mogło to w jakikolwiek sposób przyspieszyć jego przybycie.

Keeper of Secrets
I am not actually tired, but numb and heavy, and can't find the right words.
Mierzący 182cm wzrostu Cain jest przeciętnej budowy osoby, która coś tam ćwiczy - nie chudy, nie wielce umięśniony. Ma ciemnobrązowe włosy i oczy barwy burzowych chmur, tak ciemne, że z daleka mogą wydawać się czarne. Jego zainteresowane otoczeniem spojrzenie podkreślone jest wiecznymi worami pod oczami.

Cain Bletchley
#2
13.05.2024, 22:21  ✶  

Cain był wiecznie zmęczony. Kiedy już zaczęła się praca, praca ciągnęła się dalej, kiedy wpadał w pracoholizm i przestawał żyć to stawał się coraz bardziej i coraz bardziej permanentnie zmęczony. Urlop? Ha... tak, miewał urlopy - kiedy musiał pomóc rodzinie, załatwić coś wymagającego większego zaangażowania, większej ilości wolnego czasu, albo kiedy potrzebował go ktoś znajomy. Znajomy - bo Cain raczej nie utrzymywał żadnych bliższych relacji. Ta z Geraldine była doprawdy rodzynkiem na torcie. Nie ośmielał się przed nią pokazywać w czarnym mundurze! No chyba że po to, żeby się z nią podrażnić... ale tylko trochę. Nie chciał skończyć po raz kolejny w szpitalu. Różnicą byłoby to, że tym razem tłuczkiem byłaby pięść Geraldine zamiast latającej, wściekłej piłki. Zmęczenie przekładało się na coś takiego jak "życie prywatne". Życie... jakie? Bletchley takiego nie miał, ale czy ktokolwiek by to powiedział? Żył jak cień człowieka i to nie dlatego, że nie miał innych rozwiązań - takie życie wybierał. A jednak tym razem wyjechał. Parę dni wolnego, parę dni spędzonych nad jeziorem, w absolutnej ciszy. Już po jednym dniu powrotu do tego zasranego miasta tęsknił za tamtym lasem. Co z tego, że z jego zdolnościami gubił się po dwóch obróceniach dookoła własnej osi? Nie kręcił się za bardzo i starał nie zbaczać z prostych ścieżek. Jedyne, co mogło go wykończyć to niepewność... prawda? Jednak te trzy dni nie wystarczyły, żeby odmalować wieczne sińce pod jego oczami. Element urody - już tak wszyscy mówili. Można było zapomnieć, że kiedyś nie miał ich stale doklejonych do skóry.

Innymi słowy - tak, z czasem bywało u niego bardzo różnie i zazwyczaj bardzo krucho. To, jak późno Geraldine odpisał, było jednak nie wynikiem tego, jak zajęty był, a wyłącznie tego, że go nie było w Londynie. Tym nie mniej kiedy tylko Ger potrzebowała pomocy to nie mógłby jej odmówić. Nawet w nawale obowiązków i działań, jakim się oddawał, starałby się wycisnąć ze swojej doby jak najwięcej, żeby mieć okazję się z nią spotkać i dowiedzieć, co też w trawie piszczy.

Nie był do końca punktualny - zjawił się parę minut po czasie. Starał się punktualnym być, ale parę minut chyba jeszcze jego duży aniołek mu wybaczy, prawda? Pierwsza lepsza koszula po przebraniu się w domu w jakieś geometryczne wzorki, proste spodnie, szata niczym się nie wyróżniająca w tłumie. Tak i w takiej ciemno-zielonej koszuli w jakieś ciemniejsze i jaśniejsze paski składające się na jakąś wizję twórczą, na którą Cain nie zwracał większej uwagi, wkroczył do uroczego przybytku, jakim była Wiwerna, żeby rozejrzeć się za swoją drobną przyjaciółką.

- Dobry wieczór, panienko Yaxley. - Uśmiechnął się w ten charakterystyczny dla siebie, sympatyczny sposób. Geraldine znalazła go już na tyle, żeby wiedzieć, że ten uśmiech był zarezerwowany przez Bletchleya na każdy moment i każdą okazję. Wypracował go latami zgodnie z przekonaniem, że uśmiechnietym ludziom bardziej się ufa. Brzmi psychopatycznie? Cóż... Cain zdecydowanie zaprzeczał swojej psychopatii, bo przecież też odczuwał jak każdy normalny człowiek. To, że dobrowolnie wybierał sitkowanie emocji  i odczuwanie możliwie jak najmniej było osobnym tematem. Z tą panienką zaś to było ledwo zaczepno-żartobliwe. Cain miał w zwyczaju zrażanie do siebie ludzi i wbijanie im szpil, bliskich też lubił poszturchać kijem, ale nigdy nie chciał ranić ich celowo ani naprawdę wkurwiać. - Jak mogę ci pomóc?


!GerHipnoza


• • •
Sarkazm (rzeczownik) - środek przeciw idiotom. Dostępny bez recepty.
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#3
14.05.2024, 11:03  ✶  

Yaxley niby nigdzie nie pracowała, a tak naprawdę miała na swoich barkach rodzinną działalność, co wcale nie okazało się być prostym zadaniem. Musiała nawiązywać kontakty biznesowe, szukać nowych klientów, żeby ich dochód istniał. Jasne, mogli sobie polować, jednak dobrze by było mieć komu sprzedać to, co uda im się złapać. Ojciec nieco się wycofał, jeden z braci przymusowo został zamknięty w domu (niewiele spraw mógł załatwić nocami), starysz z braci nieco zdystansował i nagle została z tym wszystkim sama. Nie spodziewała się, że tak się to skończy. Przez to też nie miała ostatnio czasu na dalekie wyprawy, chociaż strasznie jej tego brakowało, będzie musiała wreszcie wyrwać się gdzieś dalej, bo ohujeje. Czuła jednak, że najbliższa okazja na to zdarzy się dopiero jesienią. Jeśli dobrze pójdzie.

Ona też była zmęczona, nawet bardziej niż zazwyczaj, bezsenność ją meczyła, wlewała w siebie te śmieszne eliksiry, chlała na umór, byle pospać chociaż trochę. Nie było to do końca zdrowe, ale jakoś trzeba sobie radzić, czyż nie?

Nie sądziła, że w dorosłym życiu będzie w stanie utrzymywać kontakt z wielką ilością osób, szczególnie, że bywała w kraju przelotnie, no może ostatnio spędzała tu nieco więcej czasu. Znajomości nawiązane w Hogwarcie okazały się być jednak stałym elementem jej życia, przynajmniej kilka z nich, Cain należał do grona tych osób.

Nie miała do nikogo żalu o to, że nie odpisywał jej od razu. Byli w takim momencie życia, że czasem trudno było wyrwać kilka godzin na spotkanie, a nawet minut na to, żeby odpisać na list. Zdawała sobie z tego sprawę. Mimo wszystko udało mu się dla niej znaleźć czas, za co była mu ogromnie wdzięczna, to naprawdę wiele dla niej znaczyło. Świadomość, że jednak nie jest z tym wszystkim sama, że ma się do kogo odezwać, zwrócić o pomoc.

Na pewno nie miał problemu z tym, żeby wypatrzyć ją w Wiwernie, chociażby chciała nie za bardzo umiała się ukrywać, szczególnie, gdy ktoś wiedział kogo szuka. Zauważyła go od razu, gdy pojawił się w drzwiach, on musiał również ją dostrzec, bo zmierzał w jej kierunku. Uśmiechnęła się na przywitanie, nie umknęły jej jego sińce pod oczami, nie zamierzała jednak tego komentować. Przez Beltane pewnie mieli sporo roboty w ministerstwie, śmierciożercy zaczęli się panoszyć, co przynosiło naszym dzielnym aurorom nieprzespane noce.

- Dzień dobry Bletchley, wiesz, że do mnie nie musisz się tak uśmiechać? - Nie była podejrzanym, a jego przyjaciółką, przy niej nie musiał udawać.

- Usiądź i napij się ze mną whisky, nie wiem, czy na trzeźwo będę wiedziała jak zacząć. - Nie brzmiało to zbyt kolorowo, ale Geraldine miewałą problemy z dzieleniem się swoimi problemami, o czym na pewno wiedział. Nalała im alkoholu do szklanek, sama sięgnęła po jedną z nich i upiła niewielki łyk, żeby sprawdzić, co za gówno przyjdzie im pić. - Chujowe, ale da się przełknąć. - Skomentowała jeszcze.

Kiedy Cain usiadł milczała przez chwilę, jakby zbierała w głowie myśli. - Mam problem, pamiętasz mojego brata bliźniaka Thorana? - Od tego było warto zacząć, może jak Louvain nie będzie wiedział o kim mówi.

Keeper of Secrets
I am not actually tired, but numb and heavy, and can't find the right words.
Mierzący 182cm wzrostu Cain jest przeciętnej budowy osoby, która coś tam ćwiczy - nie chudy, nie wielce umięśniony. Ma ciemnobrązowe włosy i oczy barwy burzowych chmur, tak ciemne, że z daleka mogą wydawać się czarne. Jego zainteresowane otoczeniem spojrzenie podkreślone jest wiecznymi worami pod oczami.

Cain Bletchley
#4
15.05.2024, 17:10  ✶  

Niektórzy ludzie byli jak wiatr, który wędrował między falami, drzewami i kłosami zbóż. Dotykał ich wszystkich, brał udział w ich życiu, ale nigdy nie zadomowił się na stałe. Nie mógł. Musiał szukać kolejnych włosów, które będzie mógł przeczesać i kolejnych domostw, w których okna uderzy. Geraldine i zatrzymywanie się leżały ze sobą w parze tylko wtedy, kiedy dotyczyło to poczucia obowiązku. Chciał ją jednak kiedyś zobaczyć zupełnie wolną - bez zobowiązań, by być głową rodu, bez poczucia, że to ona musi tutaj nosić spodnie, że musi troszczyć się o wszystko, bo jej bracia nie byli w stanie, a ojciec był... cóż, niewielu wiedziało, jak tragicznie skończył Yaxley, ale wielu wiedziało, jakie były tego skutki. Ręce złośliwych i chętnych wykorzystać sytuacje czaiły się na każdym kroku - jeśli Geraldine straciłaby koncentrację na zbyt długo to co zostałoby z rodzinnej posiadłości? Co byłoby z wielu lat pokoleniowej pracy nad szlachetnym łowiectwem, jakim się trudzili? Wielcy fani zwierzątek i istot mogli protestować, że tak nie wolno, ale gdyby nie tacy jak Geraldine to niejednego pożarłaby kreatura, w której żyłach płynęła agresja. Człowiek przynajmniej dokonywał świadomych wyborów i był zobowiązany prawem - prawem natury byli Yaxleyowie. Cain nie znał się na tym - wiedział jedno wielkie zero o tym, jak sobie żyją istoty magiczne i jak ma się do tego magiczny świat. Czasami docierały do niego słuchy, ale raczej bliżej mu było już do Tygodnika Czarownicy z ich ostatnim hitem "najbardziej uroczych czarownic" albo zatapiania się w tajemnicach Proroka jak o tych sekretach z czarodziejskiej wioski. Niekoniecznie był wielce zaznajomiony ze wszystkim, co prasa miała do zaoferowania, ale Prorok czy Czarownica były jednymi z tych magazynów, które nałogowo przewijały się przez ręce wszystkich wokół. Ciężko było, siłą rzeczy, pewnych artykułów nie zauważyć czy nie przeczytać z ciekawości.

- Wiem. - Delikatnie jego uśmiech się zmienił, wyłagodniał, tak jak wzrok stał się trochę bardziej miękki. Przeszła go odrobina wzruszenia. Ciepła, które odzwierciedliło się nawet w jego tonie. Odpowiedź, chociaż tak oczywista, nie była natychmiastowa, ale czasami musiała mu to wybaczać! Niekiedy miał problemy z nadążaniem, kiedy jego mózg przestawał biegle przyswajać bodźce i informacje z otoczenia. A tutaj tych bodźców było bardzo dużo. Na tyle, że usiadł obok niej i oderwał od niej spojrzenie z opadłym już uśmiechem, żeby przyjrzeć się całej tej zbieraninie osób trzecich. Zgadza się - spośród nich Geraldine się wyróżniała nawet mimo tego, że nie ubierała się nadmiernie ekstrawagancko, że nie wyglądała jak dama w sukni wyciągnięta z balu, ani też jak podejrzany typ siedzący w kącie z kapturem, na którego zazwyczaj zwracało się najwięcej uwagi. Jego uwaga należała do niej - ale musiał przez chwilę osłuchać się z tym otoczeniem, przyzwyczaić do tych... zapachów, fiołki i nasturcje, doprawdy... Złapał za swoją szklankę i nieelegancko stuknął się lekko z tą jej. - Dobre znieczulenie na sam początek nigdy nie jest złe. - Nie miał nic przeciwko, żeby to właśnie od tego zaczęli. - Mi też się przyda. - Podobno żaden człowiek nie potrzebował urlopu bardziej od osoby, która właśnie z urlopu wróciła. Skrzywił się tylko trochę, ale pokiwał głową na stwierdzenie, że da się to przełknąć. Nie był wielkim koneserem trunków, a już na pewno nie dąsał się na te, które zostały mu postawione.

- Pamiętam. - Skinął głową. - Mam nadzieję, że nie stało się nic złego..? - Zapytał niby swobodnie, ale jednocześnie spojrzał na nią z troską i lekkim zmartwieniem. Geraldine nie była miękką trzciną, żeby byle sprawa sprawiła, by tak zaczynała rozmowy i jeszcze wspominała o potrzebie pomocy.



• • •
Sarkazm (rzeczownik) - środek przeciw idiotom. Dostępny bez recepty.
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#5
15.05.2024, 19:02  ✶  

Jeszcze w Hogwarcie nie zakładałby, że tak będą wyglądały ich życia. Wydawało jej się, że Cain osiągnie sukces, zdobędzie świat, miał ku temu predyspozycje, przynajmniej zdaniem Geraldine, nadawał się do czegoś więcej, niżeli do gnicia w ministerstwie. Ona sama zresztą podobnie wyobrażała sobie swoje życie, miała podróżować, zwiedzać świat, niczym się nie przejmować, a wszystko się odwróciło. Ciążyła na niej ogromna odpowiedzialność, której nigdy nie chciała, nie znosiła tego uczucia. Wiedziała jednak, że musi zajmować się tymi sprawami, bo okazało się, że z wszystkich dzieci swoich rodziców, to ona jedyna aktualnie mogła to robić. Może i Astaroth nadawał się do tego również, tyle, że jego stan uniemożliwiał mu wiele. To powodowało, że większa część dbania o rodzinny biznes spadła na nią, zdecydowanie wolała być tylko wykonawcą, który nie musi się stosować do żadnych reguł. Niestety, póki co nie widziała innego wyjścia, nie znalazła rozwiązania, także sama nosiła to piętno, o które nigdy się nie prosiła. Musiała dbać o to, aby ich rodzina nadal była szanowana wśród czarodziejów, nie chciała, żeby upadli, zresztą od zawsze i tak byli trochę odsunięci z racji na swoje nieco nieokrzesane charaktery, przez które ciężko im się było dopasować. Robiła wszystko, żeby inni postrzegali ich odpowiednio, żeby nie kwestionowali ich doświadczenia, na dłuższą metę było to jednak bardzo męczące, szczególnie dla osoby, jak ona, która nie przywykła do martwienia się konwenansami.

- Już się bałam, że coś się zmieniło. - Posłała mu ciepły uśmiech, ale jego zapewnienie wystarczyło jej, by mieć pewność, że wcale nie. Nie traktował jej jak kogoś obcego, na szczęście. Może ich kontakt nie był tak bardzo intensywny, jak kiedyś, nie byli już dzieciakami mieszkającymi w jednym zamku, ale nadal coś ich łączyło. Doceniała takie znajomości, wbrew pozorom. Doceniała to, że nie odsunął się od niej, nawet jeśli zdarzało jej się znikać na miesiące.

- To prawda, znieczulenie przy okazji może nieco ułatwić mi sprawę. - Dodała jeszcze. Szkło wydało cichy dźwięk, kiedy ich szklanki się zderzyły. To spowodowało, że przez chwilę poczuła się lekko, jakby wcale to spotkanie nie było spowodowane sporym zamieszaniem w jej życiu.

Pamiętał Thorana. Nie do końca wiedziała, jak zareagować na to stwierdzenie, niby dobrze, że pamiętał, bo potwierdzało to, że nie zwariowała, ale z drugiej strony sugerowała, że ktoś inny tak. Jej ojciec, Louvain? Skupiła się przez chwilę upijając przy tym spory łyk alkoholu. Musiała sobie na spokojnie ułożyć wszystko w głowie, by nie daj Merlinie niczego nie pominąć.

- Sama nie wiem Cain. - Nie mogła jeszcze stwierdzić, czy faktycznie działo się coś złego, czy jej umysł płatał jej figle. - Mój ojciec, ostatnio dosyć często wspomina o tym, że nie mam brata. - Nie patrzyła na niego, kiedy zaczęła mówić, bała się spojrzeć mu w oczy, przynajmniej, jak na razie. - Byłam u rodziców kilka dni temu i Gerard, on prawie udusił konia własnymi rękoma, taki był wkurwiony, krzyczał, że nie ma żadnego Thorana i że to nie jest jego koń. - Nie łatwo było jej mówić o zachowaniu ojca, ale wydawało jej się to być istotne, nie zamierzała ominąć żadnego szczegółu. - Rozmawiałam z nim następnego dnia, mówił mi, że kupił tego konia specjalnie dla mnie, tutaj mogę stwierdzić, że może być to prawda, bo wspominałam mu o tym, że chcę się nauczyć jeździć konno, a ten koń, naprawdę był wspaniały, a jego ubarwienie przypominało to jakie mają skunksy, naprawdę musiał długo szukać takiego okazu. - Miała nadzieję, że Bletchley zrozumie dlaczego podobny do skunksa, jako jedna z nielicznych osób wiedział o tym, że Gerry jest animagiem i przemienia się w uroczego skunksa. - Do tego, gdy byłam u rodziców, miałam sen, nie sen, a koszmar, śniło mi się, że coś próbuje wyrwać mi serce, nie mogłam się ruszyć, skończyło się na tym, że faktycznie ta istota wyrwała mi serce, wtedy się obudziłam, z takim krzykiem, że przybiegli wszyscy domownicy, to coś mówiło do mnie: Twoje życie jest moje, głosem Thorana. - Zrobiła krótką przerwę na kolejny łyk alkoholu. - Mój brat też przybiegł do mnie, kiedy się obudziłam, zapewniał mnie, że to był tylko sen, wypytywał jak się czuje, ale Cain, ja nigdy nie miałam snu jak ten, czułam dotyk tego stworzenia na swoim ciele jeszcze długo po obudzeniu. - Dopiero wtedy spojrzała na przyjaciela, wpatrywała się w niego dłuższa chwilę, wzrok miała wystraszony.

Keeper of Secrets
I am not actually tired, but numb and heavy, and can't find the right words.
Mierzący 182cm wzrostu Cain jest przeciętnej budowy osoby, która coś tam ćwiczy - nie chudy, nie wielce umięśniony. Ma ciemnobrązowe włosy i oczy barwy burzowych chmur, tak ciemne, że z daleka mogą wydawać się czarne. Jego zainteresowane otoczeniem spojrzenie podkreślone jest wiecznymi worami pod oczami.

Cain Bletchley
#6
17.05.2024, 11:59  ✶  

Zdolność zamiany Geraldine w skunksa było jednym z największych zaskoczeń jego życia. Wydawałoby się, że Caina zaskoczyć ciężko - widział tyle dziwów w ludzkich głowach, że było to nie lada wyzwanie, żeby wyczytać z jego twarzy szok, żeby zaskoczyć go do stopnia, w którym zabrakłoby mu odpowiedniego słowa na idealną okazję. Skunks. Z czym mu się kojarzyła Geraldine? Nie miał jakiejś wybitnej wiedzy plastycznej, nigdy nie był artystą, nie ciągnęło go do farb, do gitary, do śpiewania. Odnajdywał się w zupełnie innej połaci tego świata. Ale gdyby miał wskazywać, z kim kojarzy mu się Geraldine to skunks byłby ostatnim stworzeniem. Wynikać to mogło z tego, że w dodatku do braku pociągu do sztuki to i niekoniecznie ciągnęło go do świata fauny i flory. Może skuns miał jakieś niesamowite cechy, o których nie wiedział, a które do tej kobiety pasowały? W jego oczach była jakimś dzikim, drapieżnym ptakiem, który szybował i czujnie obserwował swój teren. Ptakiem, który przemierzał góry himalajskie i potrafił pokonać najbardziej wytrwałych w maratonach. Leciał i leciał, i leciał, i leciał... Latał, a mimo to miał swój dom. Ten męczący. Ten, który mógł być czymkolwiek innym, gdyby nie... tutaj następowała mnogość wyliczeń. Rzeczy, na które Geraldine wpływu nie miała, chociaż chciała mieć. Chyba powinien kiedyś z nią to poruszyć, nawet mimo tego, że nie uważał się za osobę, która powinna sugerować jakiekolwiek zmiany w jej życiu. Mieli to samo podejście - rodzina męczyła, chcieli coś w swoim życiu zmienić, ale ta rodzina, co ich więziła, była jednocześnie jedną z największych wartości, jakie mieli. Tak jakby bez niej nie mogli stać się już tymi samymi osobami.

- Zmieni się cały świat, a ja nadal nie ruszę się z miejsca. - Zmiany. Nie dało się ich uniknąć i nie warto było wspominać, że jest nadzieja, że nie zmieni się nic. Musi się zmieniać. Jeśli ktoś (lub coś) stanie w zupełnym zastoju oznaczało, że proces zepsucia nie pozwala na rozwój. Jeśli się ani nie psujesz, ani nie rozwijasz, to czym w ogóle jesteś w oczach tego świata? Kim będziesz w oczach bliskich, skoro oni idą do przodu? Powiedział to w formie żartu, ale Cain należał do jednych z tych ludzi, u których zmiany były tak subtelne i głęboko chowane, że niemal niezauważalne. Mimo to nawet on się zmieniał - nawet, pomimo tego, jak ostrożnie i powoli podchodził do ludzi i tego, co działo się z tym światem. Że nie panikował i nie płakał nad Beltane. Że nie wzdragały nim widma w Kniei. Że wydawał się zupełnie nieczuły na wszystkie bolączki tego świata. To były jednak tylko i wyłącznie pozory. Nie było już dzieciaka mówiącego, że chce zmienić ten świat. Był dorosły, który był świadomy, że tego świata zmienić się nie da. Mimo to próbował - jak błędny, odgórnie przegrany rycerz.

- Pogorszyło mu się? - Pierwsza myśl, jaką miał, dlatego zapytał. O ojca. Czy pogorszyło się jej ojcu, bo ten miał niekwestionowalne problemy z głową i sobą samym, nie byłoby nic dziwnego, gdyby coś mu się stało złego. W końcu Geraldine miała brata. Nie jednego, nawet nie dwóch, a Thoran był jednym z nich, więc wykluczanie jego egzystencji... Psychiatrzy na pewno mieli jakieś mądre określenie na ten problem z głową, który wiązał się z wykluczaniem faktów z rzeczywistości. Kompulsywno-impulsywne zachowania Gerarda... Cain uchylił kolejnego łyka trunku. Sen. Koszmar, który był tak intensywny, że... - Umysł człowieka czasami neguje rzeczywistość. Jest to związane ze schorzeniami, być może to przypadek dla Gerarda, ale czasem z traumami. Łatwiej sobie wytłumaczyć, że to, co ci się stało, było naprawdę snem, a nie rzeczywistością. Innymi słowy dzieje ci się coś złego podczas snu i umysł zaciera granicę między jawą i snem po ponownym przebudzeniu. Sugeruję, że cokolwiek, albo ktokolwiek cię zaatakował, mógł naprawdę cię odwiedzić w sypialni... na przykład Thoran. - Wolał zacząć od tej strony. - Jeśli to sen to powinnaś go skonsultować z osobą o odpowiedniej wiedzy metafizycznej. - Której on nie posiadał, dlatego w ogóle nie chciał wchodzić w kompetencje takowego specjalisty. Wyciągnął swoją dłoń, żeby ułożyć ją na knykciach Geraldine, tak wspierająco. Żeby poczuła dotyk kogoś bliskiego, komu mogła zaufać i kto był bardzo realny i nie stanowił żadnego snu. - Jaka jest szansa na to, że Thoran wpływa na szaleństwo twojego ojca i wykorzystuje to do zabawy twoim kosztem? - W Cainie było mało z optymisty. Za to było w nim mnóstwo paranoi i podsuwania możliwości, które dla każdego normalnego człowieka wydawały się absurdalne. Bletchley po prostu za dużo już widział na tym świecie.



• • •
Sarkazm (rzeczownik) - środek przeciw idiotom. Dostępny bez recepty.
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#7
17.05.2024, 14:46  ✶  

Ten skunks tak naprawdę nie wziął się znikąd. Yaxley jako dziecko spędzała kilka razy wakacje u swojej babki w Kanadzie, gdzie spotkała sporo takich stworzeń, podobały jej się strasznie z racji na ich nietypowe ubarwienie i umiejętności, no bo, żeby zapachem odstraszać innych? Było to naprawdę strasznie sprytne, tak jak i ona była sprytna. Nie spodziewała się, że jej animagiczna forma to będzie skunks, jasne wolałaby coś bardziej efektownego, jakiegoś prawdziwego drapieżnika, czy coś, ale padło na to urocze stworzonko.

Tak to już było z przynależnością do rodziny. Jasne, mogłaby się od niej odciąć, ale czy chciała? Nie, zbyt wiele im zawdzięczała, bała się też, że bez tego nazwiska będzie nikim. Zabawne, że ona, ta która nie miała problemu z mówieniem zawsze tego, co myśli bała się, tego, że zostanie wykluczona z pewnych sfer. Wiedziała po prostu, że bez tego jej możliwości byłyby bardzo ograniczone, no i nie chciała odcinać się od ojca, może za matką nie przepadała, jednak ojciec, on zawsze wiele dla niej znaczył, tak jak i ona dla niego, co nie raz okazywał. Czuła, że jest dla niego ważna, mimo tego, że był szorstkim człowiekiem, starała się, jak potrafił uświadamiać jej, że znaczy dla niego wiele. Było to nawet urocze, zważając na to, że nie był już do końca sobą. To się w nim nie zmieniło jednak po tym wypadku.

- Może to i dobrze, mieć chociaż jedną stałą rzecz w swoim życiu. - Odpowiedziała z uśmiechem na twarzy. Wiedziała, że każdy się zmienia, nawet Cain, może i nie dawał tego po sobie poznać, ale na niego również musiało działać, to co działo się teraz w Wielkiej Brytanii, każdy powinien czuć się niepewnie, oni mogli przyjść nawet po tych, którzy się tego nie spodziewali.

- Nie, nie wydaje mi się. - Nie sądziła, żeby ojcu się pogorszyło. Może nadal opowiadał o Karen Moher, ale poza tym nie było żadnych nowych symptomów. No, poza tym, że negował istnienie jej brata bliźniaka, ale to stało się niedawno, nie chciała wierzyć, że miało to coś wspólnego ze spadnięciem z konia.

Upiła spory łyk alkoholu ze szklanki, słuchała uważnie tego, co mówił Cain. Znał się zdecydowanie lepiej niż ona na ludzkich umysłach, ale o to nie było wcale takie trudne, bo Ger nie znała się na tym wcale.

- Znasz takich specjalistów? - Może faktycznie warto było to z kimś skonsultować, bez sensu było błądzić bez jakichś konkretnych informacji.[/a]

- Mała, Thoran może i jest wrednym chujem, ale nie w stosunku do mnie, dla mnie zawsze był inny. Troskliwy, ciepły, co nie zdarza mu się często, nie sądzę, by robił mi na złość. - Nie wiedzieć czemu nadal w to wierzyła, ale z drugiej strony naprawdę nigdy nie dawał jej powodu, żeby wątpiła w jego intencje. - Czy mógłbyś go sprawdzić? - Przyszło jej na myśl, że może to najlepszy sposób, żeby faktycznie dowiedzieć się, czy coś się zmieniło, czy pojawiły się nieodpowiednie intencje skierowane ku jej osobie, tylko dlaczego? Może przeszkadzała mu jej więź z ojcem? Nie miała pojęcia.

Keeper of Secrets
I am not actually tired, but numb and heavy, and can't find the right words.
Mierzący 182cm wzrostu Cain jest przeciętnej budowy osoby, która coś tam ćwiczy - nie chudy, nie wielce umięśniony. Ma ciemnobrązowe włosy i oczy barwy burzowych chmur, tak ciemne, że z daleka mogą wydawać się czarne. Jego zainteresowane otoczeniem spojrzenie podkreślone jest wiecznymi worami pod oczami.

Cain Bletchley
#8
18.05.2024, 18:34  ✶  

Przetarł oczy ze znużeniem. Tak, zdecydowanie potrzebował urlopu po urlopie. Dzisiejszy powrót był daleki od szczęśliwych, odwiedziny w pracy jeszcze bardziej męczące. To jeden z tych dni, w których najchętniej zaszyć się w domu, w łóżku, wypić butelkę piwa (albo butelkę whiskey) i już się nie wychylać. Potem masz drugą stronę - jeśli zaszyjesz się we własnych czterech ścianach to czy na pewno będzie dobrze? Wszystko będzie tańczyć w głowie - myśli, obrazy, wspomnienia. Więc poniekąd poczta od Geraldine była sposobnością na przelaniu skupienia na kogoś innego. Na nie cofaniu się tego, co wydarzyło się jeszcze rano, wczoraj czy przedwczoraj, na tym jak było fajnie albo niefajnie. Cain nawet nie bardzo się zastanawiał - tylko spojrzał na godzinę, żeby się upewnić, czy się wyrobi ze spotkaniem dzisiaj, jeśli nie - pierwszego lepszego dnia, gdyby dał radę. Z tym sprytnym skunksem, który kiedy nie radził sobie siłą - radził sobie sposobem.

Oto więc pytanie - czy znał kogoś, kto znał się na snach. Pytanie brzmieć może powinno - czy powinien do nich kierować Geraldine. Albo czy od tego powinni zaczynać? Nie, od tego zaczynać nie powinni, ale powinno to być brane pod uwagę. Ci bardziej oficjalni czy może ci, którzy dyskretnie załatwią sprawę, żeby nikt niczego nie wiedział, nikt o niczym nie słyszał?

- Znam. - Był zamyślony, bo i głęboko zanurzał się we własnych wspomnieniach i w słowach, które zostały mu tutaj przekazane. Chyba nie spotkał się z czymś takim bezpośrednio, ale nic dziwnego - u mugoli było jakoś prościej. Czarodzieje mieli tak wiele indywidualności we wszystkim, co się u nich działo, że głowa bolała, kiedy próbowało się do zebrać w jedną całość. Cain nie chciał się tutaj zepsuć. Już teraz na moment odpłynął - zacisnął powieki i zaczął nerwowo zaciskać palce na przedramieniu, żeby spróbować wrócić do świata żywych tu i teraz. Gdzieś mu umknęły przez to słowa o Thoranie. O tym, że dla swojej kochanej siostry był inny. Że przecież byli jak zlepieni z tej samej gliny, papużki nierozłączki, rozumiejący się doskonale - czy nie taki był właśnie dla siostry? A jednak coś się zmieniło. Oto wracaliśmy do punktu wyjściowego - tam, gdzie ten środek, punkt zaczepienia, nie był nigdy stały. Obracał się i kołysał, jego zmienność przytłaczała. Nawet ci najbliżsi potrafili okazać się całkowicie innym człowiekiem niż ten, którego znałeś dotychczas.

- Uch... przepraszam... - Mrugnął, rozchylając powieki na nowo. Powoli dźwięki i barwy otoczenia zaczynały wracać na swoje miejsce, a on przestał wbijać paznokcie we własną skórę. - Sprawdzić... Thorana? - Wolał się upewnić, czy czasem nie przegapił zbyt dużej i istotnej części rozmowy. Bo wcale nie był pewien, ile przegapił. Powstrzymał się przed durnym pytaniem A JAK SPRAWDZIĆ - przecież to było oczywiste. - Nie ma sprawy, Szelmo. Nawet i teraz, jeśli wiesz, gdzie jest.



• • •
Sarkazm (rzeczownik) - środek przeciw idiotom. Dostępny bez recepty.
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#9
18.05.2024, 19:51  ✶  

Wiedziała, że przyszła do odpowiedniej osoby. Tak, jak zakładała - Cain znał kogoś, kto mógłby im pomóc. Nie miała jednak pojęcia, czy jest to rzecz od której powinni zaczynać. W tej sprawie było wiele niewiadomych, wiele pytań, nie miała zresztą póki co pojęcia, czego tak naprawdę powinna szukać. To ją w tym wszystkim najbardziej denerwowało. Ta niewiedza. Nie znosiła poczucia bezsilności, które teraz ją wypełniało. W końcu zawsze znajdowała rozwiązanie, w tym przypadku jednak trudno jej go było go szukać, skoro nie miała zielonego pojęcia o tym, co właściwie się działo. Wkurwiało ją to niemiłosiernie. Nie miała pojęcia, co jest ważne, a co nieistotne, bała się, że nie przekazała Cainowi wszystkich informacji, że coś jej umknęło, co jeśli taki drobny szczegół okaże się mieć faktycznie większe znaczenie?

Zauważyła, że się zamyślił. Może przytłoczył go natłok informacji? Może nie powinna go tak atakować, tyle, że nie widziała innego wyjścia. Nie znosiła prosić innych o pomoc, czuła się wtedy taka malutka, jakby sama nic nie znaczyła. Zawsze wydawało jej się, że jest samowystarczalna, że poradzi sobie z każdym problemem. Najwyraźniej jednak nie była to prawda, nawet ją można było zepchnąć w kozi róg, nawet ona czasem potrzebowała pomocy. Było to dla niej w pewien sposób upokarzające, bo nie przywykła do tego, żeby mówić innym o swoich problemach, nie było to dla niej wcale takie proste. Nie umiała za bardzo otwierać się przed innymi, było to dla niej niewygodne. Ściąganie tej zbroi, w której zazwyczaj tkwiła.

- Nie masz za co przepraszać, wiem, że to dużo, może za dużo. - Może nie powinna go wcale prosić o pomoc, teraz jednak już było zbyt późno na takie rozważania, bo w końcu wyrzuciła to wszystko z siebie.

- Tak, sprawdzić go, wiesz jak... - Wydawało jej się to nie najgorszym rozwiązaniem, wiedziała, że potrafi odczytywać ludzi w głębszy sposób niż większość czarodziejów, posiadał tę umiejętność, której nie każdy mógł się nauczyć. - Wydaje mi się, że jest w domu, ostatnio go tam spotkałam, chyba często tam bywa, czuję, że to tam jest w tej chwili. - Dopiła jednym haustem zawartość swojej szklanki. - To co, idziemy? - Wstała, żeby mogli wyjść z Wiwerny i za rogiem teleportować się do Snowdonii.


Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Geraldine Yaxley (2544), Cain Bletchley (2860)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa