• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 14 Dalej »
[8/9.07.1972] Wiedźmin: historia prawdziwa | Cain & The Edge

[8/9.07.1972] Wiedźmin: historia prawdziwa | Cain & The Edge
Keeper of Secrets
I am not actually tired, but numb and heavy, and can't find the right words.
Mierzący 182cm wzrostu Cain jest przeciętnej budowy osoby, która coś tam ćwiczy - nie chudy, nie wielce umięśniony. Ma ciemnobrązowe włosy i oczy barwy burzowych chmur, tak ciemne, że z daleka mogą wydawać się czarne. Jego zainteresowane otoczeniem spojrzenie podkreślone jest wiecznymi worami pod oczami.

Cain Bletchley
#1
29.05.2024, 01:51  ✶  

Możliwość spędzenia czasu z Fleamontem leżąc do góry brzuchem po wciągnięciu kresek i zapiciu ich winem, czy też po paru głębokich łykach wina i czymkolwiek innym? Tak. Czerwiec był intensywny. Włączając w to pogrzeb i po drodze frustrujący lęk o Flynna i tego potwora, który był powiązany z Geraldine. Nie powiedział dokładnie o tym, co widział i ciągle nie wiedział, czy powinien. Nie wiedział też, czy chciał. Zepchnął to głęboko w siebie - miał tam te puszki Pandory, ten sekret na sekrecie, które się piętrzyły, ale nie wylewały, nie wyciekały. Otworzenie puszki nie wiązało się z wybuchem, który zniszczy świat. Nie samoistnie. Wszystko tam było poukładanie, tylko czasem szukanie tych informacji to było przekopywanie się przez całą wielką bibliotekę Parkinsonów. Ktoś - albo COŚ - jednak wdarło się do środka i tymi pudełeczkami nie było zainteresowane. Oj nie. On był zainteresowany tylko Cainem i tym, czego do pudełka nie odkładał, bo trzymał najbliżej serca.

Pokazywanie się publiczne w Londynie miało swoje ograniczenia, ale to wcale nie przeszkadzało temu, żeby się gdzieś wybierać. Tak jakoś się złożyło, że jakaś niszowa grupka akurat grała sobie w jednym z parków i wokalistka zachwycała swoim głosem. Znane sobie kawałki przeplatali z tymi, o które zakrzyknęła ich widownia - mała bo mała, ale przynajmniej mogli usiąść na tej trawie, posłuchać, pośpiewać. W końcu zagrali też coś autorskiego, przynajmniej tak oznajmiła wokalistka. Ballada miłosna.

Cain bywał w różnych stanach. Naprawdę przeróżnych. Lecz żeby zasnąć na trawie, kiedy słodka melodia kołysze cię do snu? Tak romantycznie opartym o Caina? No zgoda, może to nie do końca tak, że zasnęli sami z siebie, może sobie czymś dopomogli... ale TEN stan i TEN sen były jednymi z przeżyć, które na długo składały Bletchleya w origami.


Cain poprawił swój jeden i drugi miecz na plecach bo strasznie go, kurestwo, uwierało. To znaczy - nie same miecze, oprócz tego jak były ciężkie, ale pasku na te miecze. Albo nie pasku na miecze, tylko ta zbroja? Jego poczucie komfortu było naprawdę ograniczone do minimum. Ściągnął paski rękawic i rozluźnił je, żeby je w ogóle z siebie ściągnąć. Monochrom pożerał cały świat - pożarł też i jego ręce, ale przecież z tym było wszystko w jak najlepszym porządku, bo świat zawsze tak wyglądał, prawda? Czarno-biała rzeczywistość, gdzie rzeczy odróżniało się od siebie tylko tonami szarości, niczym więcej.

- Tego smoka naprawdę trzeba się pozbyć. - Piękna, czarnowłosa kobieta (chyba czarnowłosa?) siedziała przy stole razem z nimi. Przy drzwiach stała dwójka służących gotowych na każde jej wezwanie. Pewnie na to, żeby klęknąć dla niej również, ale przecież nie miało to najmniejszego znaczenia. Bletchley rzucił te rękawice na stół i zainteresował się kielichem z winem. Strasznie go suszyło, zupełnie jakby przed snem robił coś wątpliwie moralnego pod względem norm społecznych... tylko za cholerę nie mógł sobie przypomnieć (!) co. Ani nie mógł skumać, dlaczego miałby się tymi normami społecznymi przejmować. TYMI. Czyli tym, ile wypije i co wypije. Przecież łykał pieprzone eliksiry z gówien wiwern! Wódka czy opium nie były wcale gorsze!

- Nie poluję na smoki. - Jego głos nie brzmiał na ostateczny, ale zawierał w sobie niewymuszoną pewność tego zdania. Taki fakt, taka oczywistość - trzeba było w ogóle o tym wspominać? Już to mówił, powtarzanie się wcale nie brzmiało jak dobra zabawa. Sięgnął po swoje wewnętrzne Trzecie Oko, które ujawniało się u niektórych ludzi - miał to szczęście, że u niego też... albo nieszczęście. Mrużył swoje oczy, bo kiedy wszystko było czarno-białe to odczytywanie aury było naprawdę trudne. Bardzo trudne. Co to za odcienie..? Hmmm... HMMM... Mrużył oczy i próbował zidentyfikować to, co widzi.

- Błagam... - Kobieta sarknęła, a to "błagam" wcale nie było błagalne. Brzmiało raczej jak kpina. - Przemów mu do rozumu. - Zwróciła się do Fleamonta siedzącego zaraz obok Caina. To nie brzmiało jak prośba - brzmiało bardziej jak rozkaz, a w jej zimnych oczach iskrzyła gorliwość przekonania, że przecież to zupełna głupota - nie chcieć się pozbyć bestii, kiedy ona w oczywisty sposób wszystkiemu tutaj przeszkadzała.



• • •
Sarkazm (rzeczownik) - środek przeciw idiotom. Dostępny bez recepty.
Crow
If you catch me trying to find my way into your heart, scratch me out, baby. As fast as you can. My pretty mouth will frame the phrases that will disprove your faith in man.
Wyzywająco ubrany mugolak, od razu sprawiający wrażenie ekscentrycznego (w wyraźnie prowokatywny sposób) lub wywodzącego się z nizin społecznych. Ma 176 centymetrów wzrostu. Ciemnobrązowe oczy. Włosy czarne, kręcone - w gorsze dni chodzi roztrzepany i skołtuniony, w lepsze, po zastosowaniu Ulizanny na mokre strąki, wygląda tak bajecznie, że masz ochotę zatopić palce w puszystych loczkach. Ma przebite uszy i wiele tatuaży. Najbardziej charakterystyczne z nich znajdują się na plecach (wielkie, anielskie skrzydła) i kroczu (długi, chiński smok oplatający jego przyrodzenie i uda). Do tego ma wiele blizn od ran kłutych i zaklęć, a także samookaleczeń. Sporo z nich to ślady po przypalaniu papierosami. Ze względu na daltonizm monochromatyczny ubiera się wyłącznie na czarno. Przy pasku nosi sznurki, łańcuchy, noże, czasami kombinerki i inne narzędzia, których używa do pracy. Jest człowiekiem bardzo wysportowanym, jego ciało jest wyrzeźbione, ale nigdy nie skupiał się na budowaniu masy i siły mięśniowej. Ma 32 lata, ale uzależnienie od substancji odurzających i alkoholu sprawia, że jest wizualnie o kilka lat starszy.

The Edge
#2
09.06.2024, 22:21  ✶  
To był taki fajny koncert. Flynn lubił właśnie malutkie, występy niszowych wokalistów ćwiczących w garażu czyjejś matki i zauważył, że im większą popularność zyskiwały takie grupy, tym mniejsze zainteresowanie wzbudzały akurat w nim. Może nawet zainteresowałby się nimi bardziej, gdyby nie okoliczności... Widzicie, nawet gdyby na tej scenie występował właśnie tuzin lasek kręcących się na rurze, jego oczy wlepione były w o wiele lepszy występ - światło tańczyło właśnie na twarzy Bletchleya, a on analizował każdą, nawet minimalną zmianę. Typ miał doskonałą, fotograficzną pamięć, ale Flynn był pewny, że nie zna własnej twarzy tak dobrze jak on. Tak, policzył wszystkie te czarne kropeczki (...pieprzyki? Piegi? Chuj wie.) i ich umiejscowienie, już dawno wykminił, w którym miejscu robiły mu się takie dołeczki przy uśmiechu, ale to przecież wyłapałby każdy amator jego urody, Flynn jako człowiek idący o krok dalej wiedział, że kiedy Cain uśmiechał się szeroko, przy prawym oku robiły mu się cztery zmarszczki, a przy lewym trzy. Niesymetryczne. Brwi też miał niesymetryczne. Lewą jedynkę miał lekko niżej niż prawą i generalnie o układzie jego zębów mógłby zapisać kilka stron w dzienniku, o szczęce - drugie tyle. I nie, nie miało dla niego absolutnie żadnego znaczenia, że najprawdopodobniej wymieniał wszystkie detale jego twarzy... sprawiające, że wyglądał zwyczajnie. Dla niego on nie wyglądał zwyczajnie. No przecież on był prześliczny. To, w jaki sposób cień układał się teraz pod jego nosem i przy oczach to było coś wartego uwiecznienia w pamięci na zawsze. I to nie miało nic wspólnego z tym, że zaszmacił się w nim już zupełnie, a już na pewno nie z tym ile wbrew wszelkim zasadom, jakimi kierowali się rozumni ludzie, zdążyli dzisiaj wciągnąć - typ był cholernie przystojny - to po prostu prawda objawiona.

Mógłby się na niego patrzeć godzinami. Właściwie, to czuł się tak, jakby wpatrywał się w niego godzinami... Przestał pleść wianek ze stokrotek, z którym męczył się już od dłuższej chwili, chcąc zająć czymś rozbiegane ręce i dosyć nieśmiało jak na niego sięgnął do pojedynczego, niesfornego kosmyka włosów, żeby zaczesać mu go za ucho. Ten na nieszczęście wrócił tam, gdzie chciał być wcześniej... Ponowił ten ruch, znów bezskutecznie, więc zaśmiał się cichutko, dokładnie tak, jak śmieją się ludzie, kiedy jest im przyjemnie cieplutko i potrzebują nadać ramkę temu szczęściu.

- Co ty kurwa robisz, Crow?

W odpowiedzi na pytanie nie wydał z siebie nawet krótkiego „hę?”, zamiast tego od razu zamarł w bezruchu na długie, żenujące sekundy. Nie miał pojęcia, dlaczego to zrobił i wiedział, że musi podjąć decyzję, czy woli odskoczyć od Wiedźmina jak oparzony, czy wymyślić cokolwiek żenującego, czym mógłby się zasłonić przed pogardliwym tonem swojej pracodawczyni.

- Wiedźminie - zaczął, niby to nonszalanckim tonem, ale dłoń mu lekko zadrżała, kiedy oparł się łokciem o jego ramię, niby to kontynuując coś, co miało być mikroskopijnym przedstawieniem, a w rzeczywistości... czym to niby było, nawet nie wiedział, czy znowu coś przyćpał, czy ktoś znowu stroił sobie żarty czarami - czym niby smok się różni od potwora? Więcej on ludzkich serc pożarł niż utopce, których się pozbyłem za ciebie w przeddzień Beltane, bo ty oczywiście miałeś coś ważniejszego do roboty i nie pojawiłeś się na miejscu. - Zastanawiał się sam, skąd odnalazł w sobie siłę do wypowiadania się tak wyraźnie i pewnie siebie, skoro przemów mu do rozumu kierowane do niego znaczyło zwykle obij mu mordę, bo nikt się po nim nie spodziewał, że doda do rozmowy cokolwiek błyskotliwego. - On... porwał wczoraj dwójkę młodych chłopców. A ty jesteś nam coś winien.

Okrutnym było wytykanie mu jego ówczesnej niedyspozycji, ale faktycznie prawie wtedy zginął, a wbicie mu szpili... Nie, to wciąż nie było przyjemne. Napełniło go jedynie większą goryczą. Oddalili się od siebie na tyle, żeby nie mógł powiedzieć na uboczu zrobisz to dla mnie?


Oh darling, it's so sweet
you think you know how crazy I am.

My mind is a hall of mirrors.
Keeper of Secrets
I am not actually tired, but numb and heavy, and can't find the right words.
Mierzący 182cm wzrostu Cain jest przeciętnej budowy osoby, która coś tam ćwiczy - nie chudy, nie wielce umięśniony. Ma ciemnobrązowe włosy i oczy barwy burzowych chmur, tak ciemne, że z daleka mogą wydawać się czarne. Jego zainteresowane otoczeniem spojrzenie podkreślone jest wiecznymi worami pod oczami.

Cain Bletchley
#3
11.06.2024, 15:18  ✶  

Ktoś kiedyś powiedział mądrze: smoku, aleś ty piękny..! Chwilę po tym wszystkich zalała fala ognia z jego paszczy. I nie, wcale nie chodziło o to, że smokom nie można było ufać, to było coś głębszego i dalej przesuniętego... prawda? Inteligentne, mądre stworzenia - czarodzieje, wiedźmini, czy zwykli zabójcy nie powinni się nawet do nich zbliżać. I znów - teraz nawet nie o to chodziło! Chodziło o to, że jeśli miałby mówić do kogoś, że jest piękny (choć smoka na oczy nie widział) to przecież byłby to właśnie... Flynn. Ta niepokorna istotka siedząca obok niego i próbująca uparcie poprawić jego fryzurę, chociaż niepokorne, krótkie kosmyki ciągle pchały się do przodu. Pozbawiony najśmielszej świadomości, jakie studium jego twarzy zostało przeprowadzone i jak bardzo nieidealna była (ale ideałem jawiła się w wyobraźni Crowa) starał się nie patrzeć na tego mężczyznę przy swoim boku, czarownika co się zowie, a skupić na tej czarnowłosej lafiryndzie, która strzelała miny żądając od niego rzeczy, której nie mógł jej dać. I nie zamierzał jej dać. Zgadzając się na to spotkanie nie sądził, że będzie dotyczyło TAKIEJ bestii... na słodką Matkę, Crow, przestań... Na szczęście sam nie musiał na to zwracać uwagi, chociaż zdążył położyć mu dłoń na kolanie, bo zołza siedząca po drugiej stronu przywołała niepokornego cwaniaczka do pionu.

- Samą nazwą i definicją. - Odparował na to durne zapytanie, że niby jaka jest między nimi różnica. Darował sobie wysilanie tego Trzeciego Oka, bo i tak nie rozumiał, co widzi. Przetarł z ciężkim westchnieniem oczy, zanim ogarnie je jakiś pokrętny, fizyczny ból. Zanim jego głowa zacznie fiksować. - Jak dobrze, że taki czarownik znalazł czas w swoim zapchanym kalendarzu na zajęcie się problemami prostych ludzi i utopców. - Zsunął palce z twarzy i zerknął kątem na jakże wymownie prezentującego się Crowa. Idealnie do niego pasowało to przezwisko - sam był jak Wrona o czarnych piórach. Mógłby być posłańcem Maeve ponad polem bitwy, która chyba aktualnie miała pogląd werbalny zamiast fizycznego. - Porwał. - Prychnął rozbawiony i nawet się z tym nie krył, że cała ta propozycja czarodziei go bardziej bawiła i nudziła niż faktycznie interesowała. Nie podobało mu się, że tak łatwo Crow się sprzymierzał z Czarną Wiedźmą gotową wbić klin... ach, robiła to chyba całkiem sprawnie. Tylko go naprawdę bardzo, BARDZO drażniło, że Crow wobec niego bawił się w te podchody i stawał po jej stronie. - WAM winien. - Podkreślił to słowo, które zabrzmiało bardzo sykliwie na jego ustach. - Będziemy teraz stosowali emocjonalną manipulajcę powołującą się na wdzięczność? Takie rzeczy na mnie nie działają, więc nie nasyłaj na mnie swojego psa, Fontaine. - Tak, kochał Crowa. Kochał go, ale czasami miał wrażenie, że oni oboje mieli go za głupca. Jakby nie wiedział, że on wpełzał do jej łóżka, a ona szeptała mu jad do uszu. Powinien się bardziej zmobilizować, być mądrzejszy, ale w końcu wychodziło, że był tylko człowiekiem.

- Brzydkie słowo. - Spoglądała na swoje paznokcie, jakby nie ruszała jej ta wymiana zdań, ale w końcu uniosła wzrok czując na sobie spojrzenie Caina. - Fakty: dzieci zaginęły, a są świadkowie, że zabrane zostały przez smoka. Twoim obowiązkiem jest chronienie niewinnych ludzi, czy jednak coś się zmieniło? - Nieco napiął swoje mięśnie i w jego głowie pojawił się zgrzyt, który sprawił, że nie odpowiedział od razu. Moralność, huh?

- Zamierzasz powtarzać to samo, prawda? - Obrócił głowę w kierunku Crowa, ale nawet na odpowiedź nie czekał. Sam sobie odpowiedział. - Chłopców trzeba uratować, ale smoka dla ciebie nie zabiję. Sama to zrób. - Podniósł się z krzesła i złapał miecze oparte o jego bok, żeby je zaraz przypasać. Na razie mierzył Fontaine spojrzeniem. - A może lepiej nie, bo znajdę sobie nowego potwora do zapolowania. - Nie obdarzył jej nawet uśmiechem, kiedy obrócił się w stronę drzwi, dzwoniąc sprzączkami od pasa.



• • •
Sarkazm (rzeczownik) - środek przeciw idiotom. Dostępny bez recepty.
Crow
If you catch me trying to find my way into your heart, scratch me out, baby. As fast as you can. My pretty mouth will frame the phrases that will disprove your faith in man.
Wyzywająco ubrany mugolak, od razu sprawiający wrażenie ekscentrycznego (w wyraźnie prowokatywny sposób) lub wywodzącego się z nizin społecznych. Ma 176 centymetrów wzrostu. Ciemnobrązowe oczy. Włosy czarne, kręcone - w gorsze dni chodzi roztrzepany i skołtuniony, w lepsze, po zastosowaniu Ulizanny na mokre strąki, wygląda tak bajecznie, że masz ochotę zatopić palce w puszystych loczkach. Ma przebite uszy i wiele tatuaży. Najbardziej charakterystyczne z nich znajdują się na plecach (wielkie, anielskie skrzydła) i kroczu (długi, chiński smok oplatający jego przyrodzenie i uda). Do tego ma wiele blizn od ran kłutych i zaklęć, a także samookaleczeń. Sporo z nich to ślady po przypalaniu papierosami. Ze względu na daltonizm monochromatyczny ubiera się wyłącznie na czarno. Przy pasku nosi sznurki, łańcuchy, noże, czasami kombinerki i inne narzędzia, których używa do pracy. Jest człowiekiem bardzo wysportowanym, jego ciało jest wyrzeźbione, ale nigdy nie skupiał się na budowaniu masy i siły mięśniowej. Ma 32 lata, ale uzależnienie od substancji odurzających i alkoholu sprawia, że jest wizualnie o kilka lat starszy.

The Edge
#4
12.06.2024, 21:11  ✶  
Ludzie uważający magię za ziarno chaosu zasiane na ziemi tego świata, zdaniem Crowa nie mylili się. Posługiwał się nią i należał do grona tych czarowników, jakich się dało bez cienia zastanowienia określić mianem zdolnych, dlatego pewnie tak łatwo przychodziło mu zauważenie, że była zbyt potężna jak na decyzje podejmowane na przekór bezpieczeństwu swojemu i wszystkiego co ich otaczało. Crow wiedział dobrze, że rzeczy znajdujące się za drzwiami, których nie powinno się pod żadnym pozorem otwierać, dla Fontaine stanowiły obiekt największego pożądania. Zdecydowanie wolałby, żeby to on nim był - najwyraźniej jednak najbardziej naiwną rzeczą jaką kiedykolwiek zrobił okazała się wiara w bycie na tyle na tyle ważnym, aby porzuciła tego typu obsesję i zadowoliła się tym, co trzymała w garści, chociaż zdecydowanie wolałby zaciskać na tym palce siedzący naprzeciwko niej Wiedźmin. Nie potrafiła tego docenić, bo w ogóle jej na tym nie zależało - ale miałby przyznać się do aż tak szorstkiej porażki? Wcale nie obchodziło Czarnej Wiedźmy to, co Crow czuł, za to głęboko interesowało ją to, co potrafił zrobić. Tylko że dla niego to przestawało być wystarczające, a ona coraz bardziej nikła w cieniu - no śliczną miał tę buzię, duszę też. Czasem sprawiał wrażenie kogoś, kto pewnego dnia z narastającej frustracji straci nad sobą kontrolę, zacznie rąbać mieczem na oślep i zginie od własnej nieuwagi, ale przecież nie mogło być ludzi idealnych, a on... po prostu musiał zrozumieć jak to jest nie musieć kroczyć samotną ścieżką, tak?

A jednak nie byli razem.

Ta dłoń na kolanie zabolała go dwa razy mocniej niż powinna. Nie chciał być tak dotykany. Jakby ktoś chciał go skarcić, odsunąć od siebie. Odtrącił więc jego rękę i odwrócił twarz z wypisanym na niej, głębokim niesmakiem. Był obrażony. Robił tę swoją minę cierpiętnika, bo znowu nie dostawał tego, czego chciał - jak tego dnia, kiedy pierwszy raz usłyszał, że Cain nie chciał dzielić się między sobą swoimi pragnieniami, bo zbyt bolesne byłoby dla niego, gdyby nie mogli ich spełnić. Bolesne. Wiedźmin był dla niego jak Fisstech. Dostrzegał w łączącej ich relacji wszystkie ślady uzależnienia, jakich tylko dało się doszukać w czymś, czego nie wciągało się do nosa. Ten sam wzorzec - organizowanie swojego życia tak, żeby gdzieś tam w historii na niego trafić, doprowadzić do przecięcia się ich ścieżek. A kiedy był coraz bliżej, nakręcał się na niego tak bardzo, że czegokolwiek łowca by nie zrobił... Tak czy siak mu to nie wystarczało. Potrzebował więcej i więcej, chciał czerpać z niego garściami, jakby dało się najeść człowiekiem na zapas, ale przecież się nie dało - jego nieobecność pozostawiała w ciele poczucie swędzenia i głodu. Kto nigdy nie czuł swędzenia w środku czaszki, ten nigdy nie zaznał jego bliskości tylko po to, żeby później ją stracić.

- Taa, czekam niecierpliwie aż mi to wyjaśnisz - odparł, przesuwając spojrzenie gdzieś na bok. Porównując rozdrażnienie jakie wywołało w nim położenie nogi na kolanie, do tego co zrobiły z nim następne słowa, to jakby zestawić ze sobą ochlapanie czyjejś twarzy z wciśnięciem jego łba pod powierzchnię wody. Zasugerowanie, jakby faktycznie cierpienie ludzi nie zakłócało jego snu - to podważyło jego wiarę w bliskość ich dusz. Odetchnął w odpowiedzi, trochę jakby przy tym prychnął, dając kaskadzie czarnych loków błyszczących teraz jak krucze piórka opaść na swoje oczy.

Dlaczego zapomniał o tym, że się pokłócili i dotykał go po twarzy? Dlaczego zastanawiał się nad zapleceniem mu wianka? Jakby zgubił gdzieś pomiędzy rozdziałami opowieści swoją rolę zołzy. On mu jeszcze dzisiaj pokaże czym była emocjonalna manipulacja, nie był przecież kimś, kogo można było sobie pieprzyć i mówić mu słodkie słówka, a później nazywać go czyimś psem. Aż zacisnął piąstkę, zahaczając palcem o materiał skórzanych spodni i naciągając go nieznacznie.

- Wiesz, Wiedźminie - zaczął, nim ten nacisnął klamkę - może nie znam się na tych jakże skomplikowanych definicjach, jakich uczą was w tej twierdzy, w której robią z was mutantów, ale jestem całkiem blisko tematu ludzkiej bezradności. - Chociaż teraz musiał brzmieć jak ktoś, kto do tej bezradności doprowadzał - czesne w Aretuzie, do której Crow rzekomo uczęszczał, było wysokie, a o swojej biografii opowiadał tyle co nic, czasami spędzał całe dnie milcząc. - Uratujesz tych dwóch chłopców i co? Kolejnych już nie? Co czyni ich mniej godnymi życia? To, że tym razem tak się złożyło, że nie przechodziłeś obok? - Też mi bohater... Głupie zasady były po to, żeby je łamać. - Król tak czy siak ogłosił, że tego kto pozbędzie się smoka i przyniesie mu jego łeb, obsypie złotem. Oboje to wiemy - ruszą na niego z widłami ludzie nie rozumiejący co może czekać ich w tej grocie i będą ginąć jeden za drugim, albo pieniądze odbierze ktoś taki jak Dante. Naprawdę jest to dla ciebie obojętne? - I co ważniejsze, chociaż niewypowiedziane: JA jestem ci obojętny?


Oh darling, it's so sweet
you think you know how crazy I am.

My mind is a hall of mirrors.
Keeper of Secrets
I am not actually tired, but numb and heavy, and can't find the right words.
Mierzący 182cm wzrostu Cain jest przeciętnej budowy osoby, która coś tam ćwiczy - nie chudy, nie wielce umięśniony. Ma ciemnobrązowe włosy i oczy barwy burzowych chmur, tak ciemne, że z daleka mogą wydawać się czarne. Jego zainteresowane otoczeniem spojrzenie podkreślone jest wiecznymi worami pod oczami.

Cain Bletchley
#5
15.06.2024, 20:47  ✶  

Nie interesowało go to, co Crow potrafił zrobić, a to, co czuł.

Czarodziejom nigdy nie można było ufać, a mimo to czuł pociąg do czarownika. Mimo to robił z nimi interesy i gdyby wśród wiedźminów istniały białe kruki to pewnie by nim był. Gdzie to całe wymazanie emocji, które powinno istnieć, by nie zagłuszać wartości pracy? Wszystko, co powinno go czynić idealną bronią na potwory? Oglądał się wokół i widział potwory zewsząd - ludzi, wiedźmy, elfy, wszystkie humanoidy ponosiły pragnienia równe sukubom. Oskarżali tych, którzy się wyróżniali, o potworności, a sami dopuszczali się czynów godnych pożałowania. Nie musiał czuć perfum Fontaine, żeby wiedzieć, jak śmierdzi. Żadne drogie perfumy nie były w stanie zakryć tego smrodu krwi wokół niej, którą przelała w swoim życiu. Nie chciał znać szczegółów, nie chciał widzieć jej zbrodni, nie chciał spoglądać w jej życiorys, bo obawiał się, że wtedy zostanie mu wbić miecz w jej bebechy i popełnić sprawiedliwość dla tego świata, który nie potrafił się przed nią bronić.

Czy nie powinien tego zrobić? Wtedy Crow byłby tylko jego i przestałby się oglądać za tym czarnym straszydłem.

Słowa popłynęły, a Cain szarpnął za te drzwi i wyszedł przodem, bo gdyby tego nie zrobił czuł, że słowa płynęłyby od Flynna jeszcze tu i teraz. Słowa, którymi wcale nie chciał się dzielić z tą obrzydliwą kobietą, z którą interesy były dobre jeszcze parę lat temu. Jeszcze zanim poznał Flynna nie była tak... pomylona. Potrafił przymykać oko na wiele rzeczy, bo ścieżka moralności była bardzo pogmatwanym wymysłem społeczeństwa, ale ta wiedźma wynosiła to do chorych poziomów. Z rokiem na rok było gorzej, równia pochyła, sama chciała na niej zjeżdżać. Robiło się tylko dziwniej, a każdy kontakt z nią stawał się coraz bardziej nerwowy. Czy to na pewno ona, czy już nie mógł znieść tego, jak Fleamont się do niej odnosił, jak na nią patrzył..?

Trzasnęły za nimi drzwi i dźwięczały ich kroki na pustym korytarzu ozdobionym obrazami i ciężkimi kotarami okien.

- Będziesz po niej powtarzał jak pisklę po kurze? - Spojrzał na niego. Ten gładki jęzor mógł mu teraz tylko napytać biedy... im obu mógł jej napytać. Tylko... gdzie właściwie zakotwiczona była ta jego uraza? Czy był na niego taki zły przez Fontaine? Taki zdradzony, taki opuszczony? Czegoś brakowało w tej opowieści, ale elementy układanki były jak dym - zwiane przez wiatr, bo tu i teraz przykuwało uwagę i zmuszało do spoglądania. Wcale nie przed siebie - patrz w bok. Patrz na tę manipulacyjną dziwkę, która rujnowała serca i zasługiwała tylko na to, żeby tu i teraz zacisnąć palce na jej gardle. Skraść jej oddech. Dwa. Puścić, bo "kocham cię" już nigdy nie miało zabrzmieć między nimi. Tym był ten dystans? Przecież chciał powtarzać to "kocham cię", bo kochał całym sercem. Szkoda tylko, że sercem zranionym. - Smoki nie krzywdzą ludzi. - Powtórzył to samo, bo najwyraźniej trzeba było. Albo i nie. Może szkoda w ogóle tracić na to oddechu, skoro Flynn wolał powtarzać po swojej właścicielce. - Dziwi cię, że pieniądze są mi obojętne? Prędzej zetnę łeb Dante i Fontaine, niż temu smokowi. Nie pierwszy król chce usiec smoka, żeby jego łeb zawiesić nad kominkiem, a z łusek zrobić płaszcz. Powiedz tylko, bo nie rozumiem - od zawsze jej słowa były dla ciebie cenniejsze od moich? - Nie powinni się tak ranić słowem, a jednak to robili w kółko i w kółko... Zaczynało go to boleć za bardzo. Gnieść. Reagował przez to zbyt emocjonalnie, czego też robić nie powinien. Nazwać go psem... przesadził. Tylko że Flynn się dokładnie jak pies zachowywał.



• • •
Sarkazm (rzeczownik) - środek przeciw idiotom. Dostępny bez recepty.
Crow
If you catch me trying to find my way into your heart, scratch me out, baby. As fast as you can. My pretty mouth will frame the phrases that will disprove your faith in man.
Wyzywająco ubrany mugolak, od razu sprawiający wrażenie ekscentrycznego (w wyraźnie prowokatywny sposób) lub wywodzącego się z nizin społecznych. Ma 176 centymetrów wzrostu. Ciemnobrązowe oczy. Włosy czarne, kręcone - w gorsze dni chodzi roztrzepany i skołtuniony, w lepsze, po zastosowaniu Ulizanny na mokre strąki, wygląda tak bajecznie, że masz ochotę zatopić palce w puszystych loczkach. Ma przebite uszy i wiele tatuaży. Najbardziej charakterystyczne z nich znajdują się na plecach (wielkie, anielskie skrzydła) i kroczu (długi, chiński smok oplatający jego przyrodzenie i uda). Do tego ma wiele blizn od ran kłutych i zaklęć, a także samookaleczeń. Sporo z nich to ślady po przypalaniu papierosami. Ze względu na daltonizm monochromatyczny ubiera się wyłącznie na czarno. Przy pasku nosi sznurki, łańcuchy, noże, czasami kombinerki i inne narzędzia, których używa do pracy. Jest człowiekiem bardzo wysportowanym, jego ciało jest wyrzeźbione, ale nigdy nie skupiał się na budowaniu masy i siły mięśniowej. Ma 32 lata, ale uzależnienie od substancji odurzających i alkoholu sprawia, że jest wizualnie o kilka lat starszy.

The Edge
#6
17.06.2024, 12:05  ✶  
A jak na nią patrzył? Bo do niego docierało, że mimo całej łączącej ich przeszłości, jego wzrok coraz częściej był zwyczajnie smutny. Nic tak nie przypomniało mu o nieposiadaniu swojego miejsca w życiu jak scena, w której znajdowały się dwie osoby, na których zależało mu najbardziej na świecie. Jedna określiła go jakże zaszczytnym mianem psa, druga była zbyt zajęta podziwianiem własnych paznokci, żeby pogonić go za ten tekst czymś bardziej oschłym, a jego nie bała się poganiać za byle potknięcie. Takie to było nieznaczące. Niemiły komentarz wpleciony gdzieś tam w tę historię. Nie odgryzł się, chociaż mógł. Czy naprawdę chciał teraz do tego wracać?

- Pani każe, piesek szczeka, czyż nie? Czy jak mnie tam nazwałeś...?

Wolał kiedy był taki wygadany między jego nogami, teraz jego reakcją było zwyczajne zmieszanie. To określenie ugodziło w czarodziejską dumę, bo Wiedźmin miał całkowitą rację. Był psem na posyłki, ale niezbyt lubił o tym słuchać. Kiedy się człowiek pochylał nad tym dlaczego z taką łatwością przychodziło mu wykonywanie nawet najgorszych poleceń, myśli ryły swoje korytarze coraz głębiej - wracały do jego początków, do fundamentów jego jestestwa, do tego, że nie pamiętał swojego dzieciństwa oprócz jednej, cholernie smutnej sceny - tej kiedy go ojciec sprzedał czarodziejce cztery razy taniej niż świnię. Życia małego Fleamonta nie wyceniono nawet na jednego przeklętego galeona, nikt się nawet nie próbował o niego kłócić. Szybka transakcja i stał się problemem Aretuzy. Szkoły, w której nie powinien mieć prawa się uczyć, w której czuł się źle.

Przebył naprawdę długą drogę, żeby móc tu teraz stać i strzelać fochy, bawiąc się czarną aksamitką na swojej szyi i pozwalając czarnej szacie szeleścić przy każdym kroku, bo jego ubiór był sygnałem, którego się nie wstydził. Elementem gry, o wiele lepszym niż karykaturalny, szpiczasty kapelusz. Czapki były przecież zbyt oczywiste - były jak dwa miecze trzymane na plecach - Crow się nosił tak, żeby wpierw wzbudzał niepokój i zastanowienie swoją ekstrawagancją, dopiero później na widok wyszytych detali i obsydianowej gwiazdy wiszącej na cienkim materiale do obserwatorów miało dotrzeć, że nie był byle przyjezdnym z dalekich stron, a kimś, kto wysyłał im jasny, choć delikatny sygnał.

- Chcesz, żebym wysoko cenił twoje słowa, kiedy mnie obrażasz? Ja... - Nie dokończył, znowu się zawiesił. Zatrzymał się przy oknie i ułożył dłoń przy kamiennym parapecie, zawieszając spojrzenie na czymkolwiek, co nie było jego twarzą. - Co ty sobie myślałeś, Cain? - Powiedział to nagle, takim tonem, jakby sam w to do końca nie wierzył. - Łajdaku! Wiem, co sobie o mnie myślisz... nie musisz mówić tego na głos, widzę te obelgi kiedy na mnie patrzysz. Podobno widzisz emocje, prawdę o ludziach, więc znasz i moją prawdę. To, że dałem ci więcej niż jakiemukolwiek mężczyźnie w swoim życiu... - Zastygł na moment, ale uniósł rękę. Oczekiwał od niego milczenia. - Chodź tam z nami. Dobry jesteś w grze pozorów, to nie rób scen i udawaj mojego dobrego przyjaciela. A później tak jak oboje uwielbiamy - oh nie, on wcale tego nie uwielbiał - wstaniemy rano i rozejdziemy się w swoje strony. - Bo miłość jak widać, nie wystarcza. - Odkąd sięgam pamięcią, Wiedźmini ubijają potwory dla pieniędzy... a ja nie kłamałem tam i wcale nie powtarzałem za nią. Widziałem na własne oczy, jak smok porywa dwóch chłopaczków z okolicznej wioski i jeżeli znajdę ich martwych w jego leżu, to padnie tam trupem on albo ja, z twoją pomocą albo bez niej. - Tak, znowu bohaterował tym, którzy na jego widok zapewne uciekliby w popłochu. I prawdopodobnie nigdy tego nie docenią. Nie kłamała też jego dusza kiedy wpatrywał się w Caina maślanymi oczyma i bawił jego włosami, ale dystans i chłód robiły swoje. Zawahał się przed złapaniem go za rękę, nawet mimo szczerej chęci zatrzymania go przy sobie, na chwilę przynajmniej.


Oh darling, it's so sweet
you think you know how crazy I am.

My mind is a hall of mirrors.
Keeper of Secrets
I am not actually tired, but numb and heavy, and can't find the right words.
Mierzący 182cm wzrostu Cain jest przeciętnej budowy osoby, która coś tam ćwiczy - nie chudy, nie wielce umięśniony. Ma ciemnobrązowe włosy i oczy barwy burzowych chmur, tak ciemne, że z daleka mogą wydawać się czarne. Jego zainteresowane otoczeniem spojrzenie podkreślone jest wiecznymi worami pod oczami.

Cain Bletchley
#7
17.06.2024, 12:58  ✶  

Irytacja szarpnęła go mocniej za strunę cierpliwości, a przecież tej miał zawsze dużo. Więc czemu, dlaczego Flynn ją tak sprawnie wykorzystywał? Szarpał? Chciał tego tak bardzo, czy może to on sam w zasadzie przyczyniał się do tego rzucając komentarze, które wiedział, że go zranią? Tak, zranią, ale to była czysta prawda! Skoro nie mógł trzymać mydlanej bańki i siebie oraz jego w niej, bo on dobrowolnie ją rozbijał przez Fontaine, to nie zamierzał kontynuować maskarady. Maski w dół, poznajmy prawdę, której ludzie tak nienawidzili! Ludzie kochali kłamstwa. Byli do nich stworzeni. Do subtelności, do wszystkich "och" i "ach", słodkiego "dzień dobry", chociaż ktoś ci życzy, żebyś kurwa zdechł w głębi duszy. Uszy Flynna nie były przystosowane do słuchania tej prawdy tak samo. Zaraz wpadnie pewnie w jakieś tantrum, albo zacznie się rzucać jak wściekły wilk. Trudno. Mógł wrócić do domu i ochłonąć.

- Psem. Adekwatnie do twojego zachowania. - Powtórzył więc bezlitośnie i podkreślił, że nie było to wyzwisko, w jego mniemaniu, nad wyrost. Było całkowicie adekwatne do jego zachowania. Jedyne, co mu przeszkadzało, to fakt zadanych ran. To słowo już zawsze pozostanie na jego ustach i już nigdy nie będzie punktu, w którym istniał świat bez chwili, w której go tak obraził. W której tę prawdę mu wyrzygał i jeszcze przy okazji Fontaine zrobiła mu przysługę, że miała całkowicie to w dupie. - Przejrzyj wreszcie na oczy, jak ona cię traktuje, a jak ty do niej lecisz na każde zawołanie. - Słychać było w jego głosie, że jest napięty, bo on był zdenerwowany. Dbał o to, żeby nie brzmiał w tym chłód, jaki odczuwał - Flynn zawsze wolał ciepło, nawet jeśli był to gorąc nienawiści czy gniewu. Zimno i dystans? Nie. Więc temu nie pozwalał wypełznąć ze swojego wnętrza.

Zatrzymał się, kiedy usłyszał, że kroki Flynna nie towarzyszą już jego krokom, a dla szczęku sprzączek nie ma podkładki szelestu drogiego materiału. Skierował na niego uważne spojrzenie szarych oczu.

- Wiesz tylko tyle, ile sam sobie dopowiesz w tych poplątanych i niezdrowo wypaczonych myślach. - Wiedział, że jego życie nie było usłane różami. Wiedział, że ten świat go skrzywdził, że wiele przecierpiał, że szarpał się o własne życie i nie był obojętny przez to na życie innych. Chciał dobrze, chciał uszczęśliwiać, chciał też kochać i być kochanym. Ale - żeby tak arogancko mówił, że on wie? Nie wiedział. Nie wiedział nawet do końca, zdaniem Bletchleya, co się dzieje w jego własnym umyśle, a co dopiero w umysłach innych! Jego pragnienie poznania było ograniczone jego przekonaniami i urojeniami. - Dopowiadasz sobie myśli, zamiast pytać, wolisz "wiedzieć". - Stał tutaj wyprostowany, spoglądając na niego surowo, ale nie oceniająco. Ciągle tak samo uważnie. Jakby miał mu teraz udzielić ważnej lekcji życiowej. - Dałeś mi "więcej" i sądzisz, że to wystarczy? "Więcej"? - Czyli ile? Ile to było dla niego "więcej"? Cain znał odpowiedź na to pytanie, ale jednocześnie uważał, że Flynn sam się gubił w tym, ile to "wszystko", ile to "więcej" a ile to "wystarczająco". Pomijając oczywistości, że z jedną osobą możesz się przespać, z drugą wiąże cię emocjonalna więź. - Dałeś mi też rozpacz i samotność. Nie zasłaniaj się porównywaniem mnie do innych twoich kochanków, bo twoje emocjonalne szantaże na mnie nie działają. - A może Flynn sobie nawet nie zdawał sprawy, że to właśnie robi? - Stwierdzenie przykrego faktu jest obrazą i przykro mi, że muszę ją stosować, ale najwyraźniej bez tego nigdy się nie obudzisz i nie przestaniesz oszukiwać. Ona cię rani, a ty się dajesz ranić. W porządku. Jeśli chcesz żyć w takim układzie to chyba jesteś świadom, że dla kogoś nie ma miejsca w twoich umizgiwaniach. - W tej... okropnej scenerii. Jakby był tylko dodatkiem do jego życia. - Widziałeś na własne oczy. Jako czarodziej wiesz najlepiej, że rzeczy nie zawsze są takimi, jakimi się wydają. - I on sam, rzeczywiście, wiele wiedział o pozorach. - Kocham cię, Fleamoncie i to się nigdy nie zmieni. Ale im dłużej będziesz z tą szmatą, która cię rani, tym dalej będę ja. - A może pewnego dnia jej nie będzie wcale, bo znajdą ją z rozciętym brzuchem od miecza.



• • •
Sarkazm (rzeczownik) - środek przeciw idiotom. Dostępny bez recepty.
Crow
If you catch me trying to find my way into your heart, scratch me out, baby. As fast as you can. My pretty mouth will frame the phrases that will disprove your faith in man.
Wyzywająco ubrany mugolak, od razu sprawiający wrażenie ekscentrycznego (w wyraźnie prowokatywny sposób) lub wywodzącego się z nizin społecznych. Ma 176 centymetrów wzrostu. Ciemnobrązowe oczy. Włosy czarne, kręcone - w gorsze dni chodzi roztrzepany i skołtuniony, w lepsze, po zastosowaniu Ulizanny na mokre strąki, wygląda tak bajecznie, że masz ochotę zatopić palce w puszystych loczkach. Ma przebite uszy i wiele tatuaży. Najbardziej charakterystyczne z nich znajdują się na plecach (wielkie, anielskie skrzydła) i kroczu (długi, chiński smok oplatający jego przyrodzenie i uda). Do tego ma wiele blizn od ran kłutych i zaklęć, a także samookaleczeń. Sporo z nich to ślady po przypalaniu papierosami. Ze względu na daltonizm monochromatyczny ubiera się wyłącznie na czarno. Przy pasku nosi sznurki, łańcuchy, noże, czasami kombinerki i inne narzędzia, których używa do pracy. Jest człowiekiem bardzo wysportowanym, jego ciało jest wyrzeźbione, ale nigdy nie skupiał się na budowaniu masy i siły mięśniowej. Ma 32 lata, ale uzależnienie od substancji odurzających i alkoholu sprawia, że jest wizualnie o kilka lat starszy.

The Edge
#8
17.06.2024, 15:10  ✶  
Widać po nim było, jak traci swoje kruche opanowanie. Na szorstkość odpowiadał szorstkością, smukłe palce uderzały o kamienny parapet w coraz szybszym i chaotycznym rytmie. Tak długo jak nie ustępował Cain, tak długo nie ustępował i on. Słuchał go, wzdrygając się, marszcząc nos, zasłaniając się przed światem za kruczoczarnymi falami. Ktoś, kto go nie znał, pomyślałby pewnie, że może i jest zirytowany, ale jeszcze nie tak zły, żeby zacząć obawiać się wybuchu, ale... ten wybuch zaraz nadejdzie. Każde słowo było zbrojeniem się, prowadziło go ku czemuś, czego zaraz pożałuje. Ten cholerny wiedźmin pewnie też, bo kiedy tylko jego parszywy but opuści ten budynek, nagromadzona ze wściekłości energia pieprznie go piorunem.

Zrobiło się ciemno, bo zbierały się nad nimi ciemne jak diabli chmury.

- Taak, to z pewnością mi zależy na tym, żeby wszystko wiedzieć. No to słucham. Jak ona mnie traktuje o panie wcale-nie-wszechwiedzący, co w przeciwieństwie do przebrzydłej Fontaine jest do rany przyłóż? - Przecież on naprawdę był uparty jak osioł. Wszystko wiedział lepiej, bo się tak wspaniale na tym znał, zasrany pan specjalista. Crow już teraz wiedział jak zginie - od durnego ciosu mieczem w plecy - i niezależnie od tego jak szlachetnego czynu się podejmie, jego śmierć będzie wyglądała zwyczajnie... głupio. Przynajmniej w świetle tego na jak ostrożnego próbował się kreować. - Przyznałem ci właśnie, żeś dla mnie najważniejszy na świecie - a jemu takie słowa przychodziły z trudem - ty od razu bierzesz to do siebie w taki sposób.... Dalej, nazwij mnie kurwą, to słowo tak dobrze pasuje do twoich ust. - Słyszał je wielokrotnie. Oczywiście miało inny wydźwięk, niż teraz sugerował, stanowiło wręcz komplement wykrzykiwany w stanie największego podniecenia, ale... było tam. A skoro tam było, to mógł je wykorzystać. Tak jak potrafił wykorzystać wiele innych rzeczy, żeby utrzeć mu nosa, przypomnieć o większym zaplątaniu tej historii. - Wystarczy do czego... żebyś się mnie nie wstydził? Skoro mnie kochasz, to mnie uznaj. Ludzie by o nas mówili, że ja jestem twoim czarownikiem, a ty jesteś moim wiedźminem. Z tobą by mnie kojarzyli, z nikim innym, a inni niech się dławią zawiścią. - Teraz się do niego odwrócił. Stał przy tym oknie, z zadartym podbródkiem i miną niewyrażającą absolutnie nic. Był spokojny jak wulkan przed wybuchem, ale tam w środku toczyła się właśnie wielka walka. Pod czaszką zbierały mu się kłęby dymu, chciały się już wydostać, a on chciał na niego wrzasnąć, drzeć się, walić w niego pięściami i wyzywać za to, że był taki, siaki i owaki, ale musiał przecież wytrzymać - przynajmniej do sekundy, w której wiedźminowi uda się to przetrawić i odpowie mu albo odejdzie.


Oh darling, it's so sweet
you think you know how crazy I am.

My mind is a hall of mirrors.
Keeper of Secrets
I am not actually tired, but numb and heavy, and can't find the right words.
Mierzący 182cm wzrostu Cain jest przeciętnej budowy osoby, która coś tam ćwiczy - nie chudy, nie wielce umięśniony. Ma ciemnobrązowe włosy i oczy barwy burzowych chmur, tak ciemne, że z daleka mogą wydawać się czarne. Jego zainteresowane otoczeniem spojrzenie podkreślone jest wiecznymi worami pod oczami.

Cain Bletchley
#9
17.06.2024, 16:04  ✶  

Chmury nad nimi były jakże adekwatne, bo lęgły się też pod kopułą głowy Caina jak myszy na polu. Burzliwe, gotowe te pioruny tworzyć, ale zamiast burzy był tylko zaduch. Coraz silniejszy, coraz bardziej męczący zaduch, z którego każdy normalny chciałby uciec. Człowiek szuka w życiu wygody - chce wygodnie żyć, chce spokoju, chce pozytywnych emocji i pozytywnych relacji. Stworzyć chociaż pozór rodziny, tak? Chyba każdy tego chce? Cain o tym nie myślał - dziwił się, że i tak pożył na tyle długo, a wiedział, że nie pożyje jakoś szczególnie dłużej. Jeśli nawet nie zabije go potwór to w końcu sam nie wytrzyma ze sobą. Te ładne słowa "on zasługuje na więcej" byłyby jednak tylko przykrą rysą na szkle. Przecież się kochali, więc dlaczego musiało ich podzielić kilka lat? To nie było sprawiedliwe.

I te chmury przybywały. Z ust Caina nie wydobyło się żadne konkretne słowo ani żadne konkretne zdanie. Niezidentyfikowany pomruk, swoiste "mhmm", które nawet nie brzmiało jak przytaknięcie temu wszystkiemu. Naprężał mięśnie, bo chciał się kontrolować, ale sam miał wrażenie, że jeszcze kilka punktów więcej na tym termometrze gniewu i sam wybuchnie. Nigdy nie chciał obdarzać Flynna szorstkością - chciał mu dać to, co najlepsze i najważniejsze. Właśnie to, czego ludzie pragną i potrzebują. Czego on sam chciał, nawet jeśli rodzina byłaby z nich żadna, to przynajmniej byłaby swoja? Jak bardzo było to egoistyczne i jednocześnie nierealne, skoro odliczasz dni swego życia w sekundach? Tik-tok, tik-tok, tik-tok...

Cisza zagościła między nimi przerywana tylko głosem Flynna. Nadmiar emocjonalnych bodźców mieszał Cainowi w głowie i zaczynał się w tym rozsypywać, gubić, chociaż doskonale znał kierunek swoich własnych uczuć. Wiedział, gdzie chciałby iść, tylko czy w ogóle był w stanie tam dotrzeć?

- Dobrze. - Powiedział w końcu cichym, głębokim głosem, spoglądając na niego z przestrogą chmur, które wisiały nad nimi i które te szare oczy bawiły w tym światłocieniu prawie na czarno. Nie, nie zamierzał go nazywać "kurwą". Ta zachęta na moment wytrąciła jego maskę z równowagi i sprawiła, że zmarszczył brwi i część tej złości i dystansu wylały się na jego twarz, ale to tylko na chwilę. Krok przed tą płomienną deklaracją, propozycją, jaka nastała. Zbliżył się o krok, żeby złapać jego twarz i odcisnąć swoje usta na jego, zacisnąć palce na jego biodrze - o ile tylko mu na to pozwolił. - Dobrze, Fleamoncie. Zadbamy o chłopców, o których życie tak się lękasz, a później niech świat płonie z zazdrości. - Przesunął kciukiem po jego skórze, palcami po tych pięknych loczkach, na których punkcie miał obsesję... choć on miał obsesję na punkcie jego całego. Mój. Mój. Cainowi było już wszystko jedno. Co miał do stracenia? Reputację? Z tego życia i tak już tak niewiele zostało... że równie dobrze mógł z niego skorzystać. Jeśli nawet nie zaakceptują ich w tym królestwie - zrobią to w innym. Przecież był tak zdolnym magiem, że każdy król chętnie kupiłby te zdolności.



• • •
Sarkazm (rzeczownik) - środek przeciw idiotom. Dostępny bez recepty.
Crow
If you catch me trying to find my way into your heart, scratch me out, baby. As fast as you can. My pretty mouth will frame the phrases that will disprove your faith in man.
Wyzywająco ubrany mugolak, od razu sprawiający wrażenie ekscentrycznego (w wyraźnie prowokatywny sposób) lub wywodzącego się z nizin społecznych. Ma 176 centymetrów wzrostu. Ciemnobrązowe oczy. Włosy czarne, kręcone - w gorsze dni chodzi roztrzepany i skołtuniony, w lepsze, po zastosowaniu Ulizanny na mokre strąki, wygląda tak bajecznie, że masz ochotę zatopić palce w puszystych loczkach. Ma przebite uszy i wiele tatuaży. Najbardziej charakterystyczne z nich znajdują się na plecach (wielkie, anielskie skrzydła) i kroczu (długi, chiński smok oplatający jego przyrodzenie i uda). Do tego ma wiele blizn od ran kłutych i zaklęć, a także samookaleczeń. Sporo z nich to ślady po przypalaniu papierosami. Ze względu na daltonizm monochromatyczny ubiera się wyłącznie na czarno. Przy pasku nosi sznurki, łańcuchy, noże, czasami kombinerki i inne narzędzia, których używa do pracy. Jest człowiekiem bardzo wysportowanym, jego ciało jest wyrzeźbione, ale nigdy nie skupiał się na budowaniu masy i siły mięśniowej. Ma 32 lata, ale uzależnienie od substancji odurzających i alkoholu sprawia, że jest wizualnie o kilka lat starszy.

The Edge
#10
17.06.2024, 19:56  ✶  
Magia bywała w takich momentach zdradliwa, a on nie potrafił grać. Cały ten trud włożony w zachowanie twarzy na nic się zdał - już po kilku sekundach dało się z niego czytać jak z otwartej książki. Nie musiał mienić się czerwienią swojej aury - wystarczyło zajrzeć w ciemne oczy, w których płonął teraz ogień, albo odetchnąć naelektryzowanym powietrzem, albo... Spędzić z nim tyle czasu ile spędził z nim ten wiedźmin. Wiedzieć, dlaczego robi teraz tę swoją minę, co zwiastuje głęboki wdech, połączony ze złączeniem ze sobą krzaczastych brwi - zaraz będzie się darł. Lont już czekał, rozłożony na ziemi, owijał się wokół ich dwójki jak te jego cholerne nitki, wystarczyła mu tylko iskra i już, ale on tej iskry nie dostał. Cain znowu zignorował kompletnie zadane pytania, nie kontynuował słownej przepychanki - w pierwszej chwili Flynn nie wiedział co zrobić żeby rozładować to co się w nim nagromadziło i całkowicie poważnie rozważał wybicie pięścią najbliżej znajdującej się szybki. Ale później jakieś słowo próbowało przebić się do niego przez tę gęstą atmosferę i aż sapnął szykując się na absolutnie najgorsze. Dobrze. Brzmiało to jakby miał mu zaraz wyjaśnić krok po kroku co o tym wszystkim sądził, wcale nie jak zgoda - przecież on do siebie wizji zgody wcale nie dopuszczał, nastawiał się na walkę z wymówką, albo możliwość zbycia go szaleńczym rechotem, na pewno nie na skrócenie dystansu pomiędzy nimi i pocałunek. Nie na dostanie tego czego chciał, chociaż znowu wymuszał to w bardzo nieelegancki sposób.

Pierwszą reakcją jaką otrzymał wiedźmin była więc cisza. Nawet drzewa na zewnątrz przestały się kołysać, a jeszcze sekundy temu uginały się od wiatru znoszącego tu tę burzę, jaka między nimi zawisła. Tej ciszy nie przerywał już nawet jego oddech - właściwie to Flynn zapomniał oddychać - trwał zawieszony w czasie i przestrzeni i najwyraźniej nie dowierzał, że to mogłoby być takie proste. Mieć dla siebie. Tego uparciucha, który zawsze chciał żyć według swoich zasad. Był całkowicie zbity z tropu, jedynym co ściągnęło go na ziemię, żeby nie spędził na rozważaniach we własnym łbie kilku godzin stały się te emocje - wciąż czuł się wzburzony, serce waliło mu jak młot i w końcu pękł, ale wcale nie tak jak planował pęknąć. Złapał wiedźmina za paski trzymające te jego przeklęte miecze, przyciągnął do siebie, a później zaczął się z nimi szarpać. Szarpał go za te paski, następnie za koszulę, uderzał otwartymi dłońmi o jego barki. Chaotycznie, bez motywacji do wyrządzenia mu krzywdy - zwyczajnie nie mógł już wystać w miejscu, to biodro za które Cain go trzymał drżało, zresztą tak jak i reszta jego ciała. Musiał zrobić coś, cokolwiek, ale nie potrafiłby go teraz odepchnąć.

- Jeśli... - zaczął, ale poczuł jak zdanie przerywa mu cichy szloch. Z oczu polały mi się łzy, mniej-więcej w tym momencie, w którym z nieba zaczęły kropić pierwsze krople deszczu. - Jeśli mnie teraz oszukujesz, nigdy ci tego nie wybaczę. - Otarł twarz rękawem i owinął ręce wokół szyi Caina. Teraz już oddychał, ale ciężko, przez fale emocji zalewające go teraz z każdej strony. Znowu topił się w tym co czuł. Nienawidził tego imienia. Nadali mu je ludzie, którzy go porzucili, dlatego w Aretuzie nadał sobie nowe, lepsze, jego. Ale jeżeli przy tym imieniu mogło pojawić się jego nazwisko... Znów chciał coś powiedzieć, na nic się jednak zdały te próby. Pocałował go więc. Wargami tak delikatnymi jak zawsze, ale w sposób tak zachłanny i natarczywy, jak to tylko on potrafił - wcale się w tym nie oszczędzał.


Oh darling, it's so sweet
you think you know how crazy I am.

My mind is a hall of mirrors.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: The Edge (12989), Cain Bletchley (14045)


Strony (5): 1 2 3 4 5 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa