• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ministerstwo magii v
1 2 3 Dalej »
[20.08.1972] kwiaty samotniczki | Gerry & Thomas

[20.08.1972] kwiaty samotniczki | Gerry & Thomas
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#1
13.06.2024, 12:28  ✶  

To był dziwny dzień. Rano spotkała się z Florence, której znowu napędziła strachu. Syrena próbowała ją zeżreć, co samo w sobie nie było takie straszne, ale przyjaciółka bała się wody, więc to nasiliło jej lęk. Jakoś udało im się to przeżyć, jak zawsze zresztą. Geraldine standardowo dla siebie nie wróciła po tym do domu, bo nie miała w zwyczaju rozczulać się nad swoim losem. Teleportowała się do Little Hangleton, gdzie ruszyła dalej na spacer, do lasu, by może upolować coś ciekawego, chociaż czy faktycznie? Musiała się zastanowić nad kilkoma kwestiami, a w lesie myślało się jej najlepiej. Nie spodziewała się tego, że może jej się tam przytrafić coś nietypowego.

Nawet nie zauważyła kiedy otarła się o kwiat, który trochę zaburzył jej poczucie własnej wartości. Różne emocje ostatnio odczuwała, nawet te, które nie pojawiały się w jej życiu zwyczajnie. W końcu dowiedziała się, że niedługo ma umrzeć, o czym nie wspominała wszystkim, bo po co. Zaczęła pracować nad tym, żeby jednak mieć dla siebie jakąś przyszłość, mimo, że jasnowidzka powiedziała jej, że dla niej nie było już przyszłości.

Nie to jednak dzisiaj było dla niej istotne, przyszłość, czy jej brak przestała mieć znaczenie. Gdy była w lesie poczuła się cholernie samotna, chłód przeszywał jej ciało, nigdy jeszcze nie czuła się, aż tak bardzo źle z tego powodu. Była bliska rozpłakania się nad swoim losem. Musiała znaleźć ratunek, poczuć się czyjaś.

Nie wiedzieć czemu pierwsze, o czym pomyślała to teleportowanie się do Londynu. Pojawiła się w niewielkim zaułku przy wejściu do Ministerstwa Magii. Odruchowo znalazła się więc w miejscu, w którym mogła spotkać Thomasa. Nie miała pojęcia, czy postąpiła słusznie, czuła jednak, że właśnie tego potrzebuje.

Uczucie chłodu nie znikało, miała wrażenie, że z każdą minutą jest coraz gorzej, że jeszcze chwila i ta samotność ją zabije. Była zdesperowana. Zadecydowała więc w jednej chwili o tym, że musi wejść do środka. Nie znosiła ministerstwa, ale w tej chwili nie było to dla niej ważne. Chciała spotkać Thomasa. Nie miała pojęcia, czy faktycznie go tutaj znajdzie, ale musiała to zrobić.

Rozglądała się niepewnie, naprawdę nie potrafiła się tutaj odnaleźć. Nie miała pojęcia, gdzie jest Biuro Brygady, czy w ogóle powinna nachodzić go w pracy? Przecież spotkali się tylko raz, może było miło, ale czy faktycznie chciał ją zobaczyć? Nie mogła się nad tym zastanawiać. Zapytała jedną z mijanych osób, gdzie jest Biuro Brygady, została pokierowana, jakimś cudem udało jej się tam dotrzec. Poprosiła jednego z funkcjonariuszy o to, żeby sprawdził, czy Thomas jest w pracy. Nie spodziewała się, że los będzie jej sprzyjał, w końcu mógł być gdzieś w terenie, mimo to postanowiła spróbować. Mężczyzna oddalił się, żeby to sprawdzić. Panna Yaxley oparła się o ścianę, zaczęła się przy tym trząść, coś się stało, tylko sama nie do końca wiedziała co.

Pies policyjny
Live fast,
pet dogs
Tomasz przede wszystkim jest wysoki, nawet bardzo. Ma 192 centymetry wzrostu więc nietrudno go zauważyć w tłumie. Nie mówiąc już o tym, że prawie zawsze oślepia uśmiechem. Jego włosy przyjmują barwę bardzo ciemnego blondu, jego oczy są niebieskie, na twarzy często widnieje zarost - uważa, że tak wygląda przystojniej. Jest dość dobrze zbudowany. Zwykle ubiera się w stonowane kolory, jeansom często towarzyszy sweter lub koszulka z kołnierzykiem, rzadko sięga po koszule, które według niego są strasznie niewygodne. Podczas słonecznych dni towarzyszą mu jego ulubione okulary przeciwsłoneczne, w te chłodniejsze ukochana skórzana kurtka z brązowej skóry. Można czasem wyczuć od niego dym papierosowy, znacznie częściej jednak przesiąka zapachem kawy oraz swojej wody kolońskiej o nucie lawendy i cedru.

Thomas Hardwick
#2
16.06.2024, 20:06  ✶  
Wczorajszy dzień wydawał mu się cholernym snem, który skończył się zdecydowanie za szybko. Wydarzyła się tak dużo, może trochę zbyt dużo, ale Thomas nie mógł przestać o tym myśleć. Był nastawiony, że oberwie w twarz, może liczył trochę na wybaczenie, ale to co się stało…
Czasem łapał się na dotknięciu  w ciągu dnia ust opuszkami palców, czasem odpływa gdzieś myślami, co szczególnie niewskazane było na dzisiejszym patrolu, na którym prawie wybił sobie zęby o krawężnik, którego nie zauważył. Współpracownicy mieli go dość, szczególnie, że nawet jak na zwykłe optymistycznego Thomasa, dziś był aż za radosny, a już na pewno zbyt rozmarzony.
Oczywiście usłyszał przez to ze dwa czy trzy przytyki, nie czuł jednak, by był to czas, na zdradzanie czemu, a raczej przez kogo się tak zachowuje.
Niedawno tak naprawdę wrócił z terenu i wypełniał, jeszcze w mundurze, protokół z ostatniego zatrzymania, próbując nadrobić trochę papierkowej roboty, która mu się nazbierała, zostawiając akta nowej przydzielonej mu sprawy na później - nie było to zresztą nic ekscytującego, gdy nagle ktoś szturchnął go w ramię. Podniósł wzrok na swojego kolegę z biura, który miał dziwną minę, jakby nie wiedział jakie wieści przekazuje.
- Jakaś blondynka do ciebie. Trochę niemrawo wygląda. - Usłyszał Hardwick, by po chwili zmarszczyć brwi.
Przez myśl przeszło mu kilka osób, które mogły tu przyjść, w tym właśnie Gerry. I prawdopodobnie ucieszyłby się z tej wiadomości, gdyby nie krótki opis, który sprawił, że coś w nim zamarło. Niewiele myśląc zamknął teczkę z dokumentami, odłożył pióro i wyszedł na korytarz, gdzie miał czekać jego gość.
Drgnął widząc znajomą twarz, na której jeszcze wczoraj składał pocałunki, a którą w tej chwili widocznie dość dręczyło. Coś ścisnęło go na chwilę w klatce, gdy zbliżył się, biorąc jej twarz w dwie ręce, szukając na jej twarzy jakiegoś urazu, przenosząc wzrok na resztę jej ciała, chcąc upewnić się, że chociaż fizycznie nie została zraniona.
- Gerry, co się stało? - zapytał, czując jak drży, nie mając przez chwilę pojęcia, co robić. Czekał na odpowiedź, wskazówkę, a jednocześnie ukojenie, bo w jego głowie pojawiła się myśl, że to może przez niego. Że znów coś spieprzył, choć tym razem nie wiedział nawet co.
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#3
16.06.2024, 21:26  ✶  

Im dłużej stała przy tej ścianie, tym bardziej zaczynała się zastanawiać nad tym, czy faktycznie powinna tutaj być. Może postąpiła nieodpowiednio, że się tutaj znalazła. Nie powinna była niepokoić Thomasa, szukać go w pracy. To mogło wyglądać źle. Nie miała pojęcia dlaczego teleportowała się właśnie tutaj, dlaczego to właśnie jego towarzystwa pragnęła w tej chwili, kiedy czuła się tak okrutnie samotna.

Faktycznie spędzili wczoraj razem całkiem przyjemny wieczór, miała jednak wrażenie, że minęły wieki od momentu, kiedy go ostatnio widziała. Dziwne. Bardzo dziwne, co najgorsze nie umiała znaleźć wytłumaczenia dla tych swoich bardzo intensywnych i nieprzyjemnych uczuć. Dawno nie czuła się tak bardzo samotna, o ile w ogóle kiedyś. Jakby była sama na tym świecie, obojętna dla wszystkich, jakby nikomu na niej nie zależało. Chłód rozchodził się po jej ciele, a przecież było lato. Może końcówka, jednak nie powinna tak marznąć.

Zdawała sobie sprawę, że przyjście tutaj mogło być bardzo głupim rozwiązaniem. Czuła się źle z tym, że postanowiła zawrócić mu głowę, na pewno miał ważniejsze sprawy do załatwienia. Na pewno musiał zająć się pracą. Niezręczność spowodowała, że zacisnęła dłonie na rękawach swojej koszuli. Dawno nie czuła się tak niepewnie. Brakowało jej tego standardowego błysku w oku, wyglądała jakby trochę zgasła.

Nie było już jednak odwrotu. Mężczyzna poszedł go poszukać, nie mogła więc uciec, jakby jej wcale tutaj nie było. Chociaż może i mogła? Gdyby zapytał, czy tutaj była, to mogłaby udawać, że nie wie o co chodzi, chociaż pewnie trudno byłoby ją pomylić z kimś innym. Z rozmyślań o uciecze wyrwał ją jednak widok Thomasa, który zmierzał w jej kierunku. Był tutaj, odetchnęła z ulgą. Poczuła dziwny spokój, gdy znalazł się tuż obok niej.

Kiedy dotknął jej twarzy poczuła przyjemne ciepło, które zaczęło rozchodzić się po jej policzkach. Jego obecność pomagała jej ukoić to dziwne uczucie samotności, które przed chwilą ją pochłaniało. Jeszcze kilka minut temu myślała, że nie ma dla niej ratunku, teraz jednak coś się zmieniło.

- Nn - nie wiem. - Głos jej zadrżał, co zdarzało się naprawdę bardzo rzadko. Zazwyczaj przecież była bardzo pewna siebie, aż za bardzo. Teraz jednak coś się zmieniło.

- Byłam w lesie, poczułam się dziwnie, bardzo dziwnie, jakbym została sama na tym świecie, jakby nikt się mną nie interesował. Miałeś tak kiedyś? Czułeś się niczyi tak bardzo, że chłód zaczął ogarniać twoje ciało? - Nie do końca potrafiła ubrać w słowa to, co jej się przytrafiło. Miała nadzieję, że nie brzmi głupio, że Thomas nie potraktuje jej lekceważąco. To nie tak, że mu nie ufała, ale sama czuła, że to wytłumaczenie dlaczego się tutaj znalazła jest dziwne.

Pies policyjny
Live fast,
pet dogs
Tomasz przede wszystkim jest wysoki, nawet bardzo. Ma 192 centymetry wzrostu więc nietrudno go zauważyć w tłumie. Nie mówiąc już o tym, że prawie zawsze oślepia uśmiechem. Jego włosy przyjmują barwę bardzo ciemnego blondu, jego oczy są niebieskie, na twarzy często widnieje zarost - uważa, że tak wygląda przystojniej. Jest dość dobrze zbudowany. Zwykle ubiera się w stonowane kolory, jeansom często towarzyszy sweter lub koszulka z kołnierzykiem, rzadko sięga po koszule, które według niego są strasznie niewygodne. Podczas słonecznych dni towarzyszą mu jego ulubione okulary przeciwsłoneczne, w te chłodniejsze ukochana skórzana kurtka z brązowej skóry. Można czasem wyczuć od niego dym papierosowy, znacznie częściej jednak przesiąka zapachem kawy oraz swojej wody kolońskiej o nucie lawendy i cedru.

Thomas Hardwick
#4
17.06.2024, 19:36  ✶  
Nawet gdyby przyszła do biura bez znaczącego powodu, raczej ucieszyłby się, niż zareagował w jakikolwiek sposób negatywnie na jej widok. Szczególnie, że jej obecność była potwierdzeniem tego, że wczoraj naprawdę się wydarzyło, choć nadal wydawało mu się to kompletną abstrakcją.
Sęk w tym, że raczej była to dlatego, że coś się stało. Przez chwilę nie wiedział co ma zrobić. Stał tak, trzymając dalej jej twarz w dłoniach, nie będąc pewnym, czy nie powinien zaraz zrobić szybkiej teleportacji do Munga czy gdzie tam pozwoliłaby siebie zabrać, nie mając pojęcia, czy nie stała jej się jakaś fizyczna krzywda. Czekał więc na jej wytłumaczenie, zastanawiając się, jak najszybciej wyrwać się z pracy, choć powinien przesiedzieć w Biurze jeszcze jakieś pół godziny.
A potem usłyszał jej drżący głosy i na chwilę zamarł. Słuchał marszcząc brwi rozumiejąc zapewne jeszcze mniej niż ona, bo przecież wczoraj opowiadała o tylu otaczających ją osobach, na których zapewne jej z wzajemnością zależało, z drugiej strony pewna jego część znała ułamek tego uczucia.
Wiedział, że nie powinien pod żadnym pozorem jej teraz zostawiać.
- Hej, nie jesteś sama, okej? Masz tyle osób, którym nie jesteś obojętna, cholera, mi nie jesteś obojętna i wszystko będzie dobrze. - Starał się mówić cichym, uspokajającym tonem, choć słychać było, że się trochę zaniepokoił. Po usłyszeniu, że jej zimno, nie wiele myśląc zdjął swoją marynarkę od munduru i zarzucił jej na ramiona.
- Posłuchaj, pójdę tylko uporządkować trochę papiery, wziąć jeden klucz i zaraz znajdę nam jakieś miejsce, gdzie będziemy mogli pogadać, dobrze? Zaraz wrócę, czekaj tu na mnie. - Poprosił, przenosząc się w dość szybkim tempie do swojego biurka. Schował akta, których nie mógł zostawić na wierzchu, zamykając je w odpowiedniej szufladzie, schował do kieszeni odpowiedni kluczyk wziął pod pachę kawę i herbatę, do drugiej ręki zaś dwa swoje kubki, jeden z ruszającym się wizerunkiem psa, drugi z motywem w latające znicze i wyszedł znów na korytarz, mając nadzieję, że kobieta mu nigdzie nie uciekła.
- Może głupi pomysł, ale możemy pokoczować chwilę w pokoju przesłuchać, a jak skończę zmianę, to pójdziemy gdzie będziesz chciała. Wiem, że z tym pokojem to słaba miejscówka, ale nikt nie będzie niczego kwestionował - szczególnie, że Ger wyglądała co najmniej jak ofiara jakiegoś ataku chcąca złożyć zeznania.
Co wcale nie uspokajało Thomasa.
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#5
17.06.2024, 20:35  ✶  

Wiedziała, że to co robi jest irracjonalne, jak cała ta sytuacja. Nie wiedzieć czemu nie umiała się w tym wszystkim odnaleźć. Nie czuła się dobrze, chociaż miała wrażenie, że dobrze zrobiła, że pojawiła się u odpowiedniej osoby. Thomas wydawał się przejmować się tym, co jej się przytrafiło, choć tak naprawdę ani ona, ani on pewnie nie wiedzieli co się dzieje. Gdyby jakieś magiczne stworzenie ugryzło ją w tyłek to by zauważyła, nie połączyła jednak tego wszystkiego z kwiatami samotniczkami, bo rośliny nie były nigdy jej konikiem.

Nie wydawało się, aby coś faktycznie doskwierało jej fizycznie. W końcu stała tu cała i zdrowa, coś jednak dotknęło jej wnętrza. Obecność Thomasa pomagała się jej wyzbyć tego dziwnego uczucia, chociaż na moment, na chwilę. Czuła, że robi jej się cieplej, że może nie jest z nią tak źle, że może komuś faktycznie na niej zależy.

Spoglądała mu w oczy, kiedy się do niej odezwał. Jego słowa brzmiały szczerze, zresztą wczoraj wspominał o tym, że też coś do niej czuje. Dzisiaj znowu to potwierdził. Nie wiedzieć czemu potrzebowała tych pokrzepiających słów. Kiwała jedynie głową, akceptując te informacje. Musiała to wszystko przetrawić. Nie miała pojęcia dlaczego czuła się tak fatalnie po tej krótkiej wizycie w lesie. Nigdy jeszcze nie spotkało jej coś podobnego.

Narzucił jej na plecy swoją marynarkę od munduru, to było przyjemne, zrobiło jej się cieplej. Okryła się nią szczelnie, jakby faktycznie to mogło pomóc na ten jej ból egzystencji, który ją opętał.

- Nigdzie się nie wybieram. - Dodała jeszcze, kiedy wspomniał o tym, że musi iść uporządkować papiery. Fakt, nawiedziła go tutaj dosyć niespodziewanie, oderwała od pracy, nie był to do końca dobry moment na schadzki, ale musiała go zobaczyć, nie wiedzieć czemu od razu pomyślała właśnie o nim. Może tak naprawdę wiedziała, w głębi podświadomości czuła, że wczorajszy wieczór coś zmienił w jej życiu, chciała spotykać się z nim częściej, chciała mieć go obok siebie. Naprawdę zależało jej na tej znajomości.

Nie czekała długo, aż do niej wrócił. Uzbrojony w kubki, kawę i herbatę. Chwilę przyglądała się wzorom na naczyniach, pasowały do niego idealnie. - Nie powiedziałabym, że to głupi pomysł, wręcz przeciwnie, całkiem sprytny. - Nikt nie powinien się do niego przyczepić, że obija się w pracy. Zawsze mógł naściemniać, że przyszła tutaj złożyć zeznania, czy coś. Zabawne, nigdy jeszcze nie była w pokoju przesłuchań.

- Prowadź więc. - Nie znała zupełnie tego miejsca, jakoś pewniej się czuła, kiedy Hardwick znajdował się obok niej, miała wrażenie, że przestaje czuć ten dziwny chłód, który pojawił się niedawno.

Pies policyjny
Live fast,
pet dogs
Tomasz przede wszystkim jest wysoki, nawet bardzo. Ma 192 centymetry wzrostu więc nietrudno go zauważyć w tłumie. Nie mówiąc już o tym, że prawie zawsze oślepia uśmiechem. Jego włosy przyjmują barwę bardzo ciemnego blondu, jego oczy są niebieskie, na twarzy często widnieje zarost - uważa, że tak wygląda przystojniej. Jest dość dobrze zbudowany. Zwykle ubiera się w stonowane kolory, jeansom często towarzyszy sweter lub koszulka z kołnierzykiem, rzadko sięga po koszule, które według niego są strasznie niewygodne. Podczas słonecznych dni towarzyszą mu jego ulubione okulary przeciwsłoneczne, w te chłodniejsze ukochana skórzana kurtka z brązowej skóry. Można czasem wyczuć od niego dym papierosowy, znacznie częściej jednak przesiąka zapachem kawy oraz swojej wody kolońskiej o nucie lawendy i cedru.

Thomas Hardwick
#6
01.07.2024, 15:37  ✶  
Gerry nie musiała znać powodu, z którego czuła się tak źle, liczył się jedynie fakt, że stała tu przed nim niemal roztrzęsiona, a on nie bardzo wiedział, co ma robić. Starał się więc szukać tych wszystkich niedogodności, które zdawała się odczuwać i łagodzić je, jednak po drugiej, licząc na to, że może jakoś uda się wprowadzić ją w lepszy stan.
Nie był pewien, czy nie była w szoku, czy może po prostu coś ją w końcu przygniotło, jak to się zdarza nawet najsilniejszym, a ona nie mogła tego dostrzec. Sam nie miał wiedzy, aby połączyć jej zachowanie z przebiegłym kwiatem, który wprowadził jej w stan prawdziwej rozpaczy nad samotnością, nie mógł więc też zaradzić niczego na prawdziwą przyczynę problemu.
Mógł więc po prostu przy niej być, licząc, że jego próby wypędzenia chłodu z serca jakoś jej pomogą. Miał przynajmniej taką nadzieję, które chyba nie wydawała się zbyt naiwna, skoro Gerry zdawała się powoli odzyskiwać kolory na twarzy.
Odetchnął, gdy po jego powrocie z biura dostrzegł ją w tym samym miejscu. Gdzieś pod jego czupryną pojawiła się myśl, że może jak spłoszone zwierzę, które nagle pokazało słabość postanowi uciec, czekała jednak na niego.
Coś ścisnęło go w środku na tą myśl. Utwierdziło w tym, że wczorajszy dzień przyniósł coś, czego teraz naprawdę bał się stracić. A przecież prawie wcześniej dał temu wszystkiemu niemal popaść w ruinę. Głupi był.
Teraz jednak miał okazję uśmiechać się do niej łagodnie, gdy widział jak zerka na kubki. Cóż, lubił właśnie takie, ze śmiesznymi napisami, ładnymi wzorami i obrazami. Takie, które wzięte do ręki od razu sprawiają, że dzień ma być lepszy.
- Czasami zdarza mi się zabłysnąć, ale się nie przyzwyczajaj. - Wyszczerzył się, gdy pochwalił jego pomysł, po czym wskazał głową odpowiedni kierunek. Sam często miał okazję tam przebywać, oczywiście jako stróż prawa, dziś jednak mogli zrobić mały wyjątek.
Choć czuł, że parę osób będzie miało potem do niego kilka pytań.
Zaprowadził ich do specjalnego pomieszczenia, upewniając się, że w pokoju obok, z iluzoryczną ścianą nikogo nie ma, po czym rozłożył ich mały prowiant na stoliku.
- Wybierz sobie kubek. Wolisz kawę, czy herbatę? Mam, em, zwykłą czarną. - Spojrzał na opakowanie, które zaraz położył przed Gerry. Cóż, nie miał wysublimowanego gustu w tych kwestiach.
Po chwili wyczarował w ich kubkach wrzątek, gotowy do wsypania wybranego rodzaju napoju. Nie wiedział za bardzo, czy to co robił choć trochę pomagało. Kierował się raczej przeczuciem i doświadczeniem nabytym przy częstym pocieszaniu i wysłuchiwaniu swojego rodzeństwa.
- Już trochę lepiej? - zapytał, spoglądając nadal z troską na twarz kobiety, która wydawała się powoli wychodzić z tego dziwnego stanu, w jakim ją na początku zobaczył.
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#7
01.07.2024, 23:24  ✶  

Nie przepadała za takimi sytuacjami. Nie lubiła prosić o pomoc, szczególnie, kiedy sama nie do końca wiedziała, co jej jest. Znalazła się tutaj jednak, niby świadomie, chociaż trochę nie do końca, bo coś spowodowało, że to właśnie o Thomasie pomyślała jako o pierwszej osobie. Nie o bracie, nie o ojcu, nie o innych bliskich osobach, ale właśnie o nim. Wczorajszy wieczór najwyraźniej bardzo mocno wpłynął na jej postrzeganie świata i tego, kogo chciała w nim mieć. Może nie było to do końca racjonalne, może nie powinna mieć wobec niego żadnych oczekiwań, może nie powinna się tutaj pojawiać niezapowiedziana, ale to zrobiła.

Nie miała zielonego pojęcia skąd wzięło się w niej to dziwne uczucie, nigdy jeszcze taki chłód nie wypełniał jej ciała, nie wydawało jej się, że jest na tym świecie sama. Nie umiała myśleć inaczej. Jakby to wszystko nie było do końca prawdziwe, bo czy można się czuć, aż tak bardzo samotnie? Najwyraźniej można, bo przecież to uczucie wypełniało ją całą, od stóp do głów, nawet jej umysł, niczym mantrę powtarzała to w swojej głowie i nie umiała przestać.

Gdyby tylko wiedziała, że za to, co jej się przydarzyło były odpowiedzialne jakieś chwasty... na pewno mocno by się zirytowała, ale nie miała o tym pojęcia, co nieco łagodziło sytuację.

Mimo, że miała chęć uciec, nie zrobiła tego. Skoro już postanowiła zawrócić mu głowę, to nie miała zamiaru udawać, że wcale jej tutaj nie było, chociaż mogło się to wydawać nawet prostszym rozwiązaniem. Gerry miała problem z przywiązaniem, ogromny. Nie lubiła ograniczać innych, bała się zbliżyć do kogoś za bardzo, bo zbyt wiele razy sama została zraniona, wiedziała również, że i ona miewa różne epizody, wahania, problemy z określeniem swoich priorytetów. Mimo wszystko, chyba chciała, żeby Thomas zdawał sobie sprawę, że to co się między nimi wydarzyło coś dla niej zdarzyło, że nie był to jedynie krótki epizod, głupi wybryk. Zresztą chyba już wcześniej dawała mu znać, że chciałaby się do niego zbliżyć. Teraz już mieli pewność, że obie strony są zainteresowane, może tego się najbardziej bała, że faktycznie uda jej się z nim stworzyć coś stałego? Okropnie lękała się utraty wolności, która zawsze była dla niej ogromnym priorytetem, w każdej dziedzinie życia, a teraz trochę jakby sama z niej rezygnowała, może czasem było warto? Może wreszcie zaczęła dorastać.

Uśmiechnęła się lekko, kiedy usłyszała kolejne słowa padającego z jego ust. Zrobiło jej się cieplej, wystarczyło, że się odezwał. Zawsze potrafił ją rozbawić. Ruszyła całkiem szybkim krokiem w stronę, którą wskazał. Lepiej dla nich, aby nie stali się zbyt wielkim zainteresowaniem wśród jego współpracowników, jeszcze ktoś zacząłby wypytywać o szczegóły przesłuchania.

Znaleźli się w końcu w pokoju przesłuchań, nie było to może szczególnie atrakcyjne miejsce na schadzki, ale wcale jej to nie przeszkadzało. Poprawiła na sobie jego marynarkę, Thomas był od niej nieco wyższy, ale leżała na Gery niemal idealnie, czuła na niej jego zapach, co również ją uspokajało, powoli zaczynała się rozgrzewać, a w jej oczach znowu można było zauważyć delikatny błysk.- Chcę ten z psem. - Powiedziała bez zastanowienia, co tam znicze, kiedy mogła mieć futrzaka, kolejnego do kolekcji.

Tak właściwie było jej obojętne, co znajdzie się w kubku, jednak jakoś odruchowo odpowiedziała, że chce - Kawę, chętnie. - Nie martwiła się, że ma tylko czarną, bo był to zazwyczaj jej typowy wybór.

Przyglądała mu się, kiedy wyczarowywał wrzątek, niby nie było to nic wielkiego, jednak ta troska, mały gest sprawiał, że czuła się lepiej. Powoli odchodziły od niej te wszystkie nieprzyjemne myśli. - Tak, jest lepiej, nie wiem, co mnie opętało, ale dziękuję, dziękuję, że jesteś. - Dodała nieco cichszym tonem.

Pies policyjny
Live fast,
pet dogs
Tomasz przede wszystkim jest wysoki, nawet bardzo. Ma 192 centymetry wzrostu więc nietrudno go zauważyć w tłumie. Nie mówiąc już o tym, że prawie zawsze oślepia uśmiechem. Jego włosy przyjmują barwę bardzo ciemnego blondu, jego oczy są niebieskie, na twarzy często widnieje zarost - uważa, że tak wygląda przystojniej. Jest dość dobrze zbudowany. Zwykle ubiera się w stonowane kolory, jeansom często towarzyszy sweter lub koszulka z kołnierzykiem, rzadko sięga po koszule, które według niego są strasznie niewygodne. Podczas słonecznych dni towarzyszą mu jego ulubione okulary przeciwsłoneczne, w te chłodniejsze ukochana skórzana kurtka z brązowej skóry. Można czasem wyczuć od niego dym papierosowy, znacznie częściej jednak przesiąka zapachem kawy oraz swojej wody kolońskiej o nucie lawendy i cedru.

Thomas Hardwick
#8
15.07.2024, 16:24  ✶  
Thomas mógł się wydawać kimś kto nie miał problemu ze zbliżaniem się do ludzi. Był niezwykle towarzyski, uwielbiał przebywać z innymi, kochał się śmiać i rozmawiać. Wiele osób znało go jako optymistę i kogoś, kto zapewne trzymał wszystkich blisko siebie. I może i tak było. Potrafił wysłuchać, pocieszyć i poradzić, sam jednak miał mały problem z tym, by wyciągnąć do kogoś rękę samemu.
Niezwykle często zdarzało mu się maskować swoje niekoniecznie radosne myśli uśmiechem, wielokrotnie zdarzało mu się ukrywać swoje rozterki i niepokoje. Nie lubił obarczać innych swoimi problemami, które zwykle wydawały mu się albo zbyt mało ważne, albo zbyt skomplikowane. Długo w swoim życiu musiał znosić brak zrozumienia dla gnębiących go spraw. Zbyt często jego narzekania na świat czarodziejski czy mugolski były pozostawione bez odpowiedzi, gdy druga strona nie potrafiła pojąć jego rozdarcia.
Nauczył się nie zawracać innym głowy, samemu często pakując się w problemy innych, nie potrafiąc stać z boku, gdy to ktoś inny cierpiał.
A jeśli jeszcze chodziło o kogoś, na kim mu zależało, był gotów zrobić wszystko by pomóc, albo chociaż ulżyć w tym, co ich dręczyło.
Po wczorajszym dniu czuł, że Gerry dołączyła do tej grupy. Trochę się tego bał, szczególnie tego, że sam może ją skrzywdzić, co nie było dla niego normalne, ale już przecież raz to zrobił. Chciał też po trochu jej to wszystko wynagrodzić. Był jednak w kropce jak tego ma dokonać, dziś zaś, gdy przyszła do niego w tym stanie...
Jedynie wracający do jej oczu blask sprawiał, że nie zaczął jeszcze panikować.
Cokolwiek robił, działało, miał więc zamiar kontynuować.
Przesunął kubek z psem, który zaczął biegać wokół naczynia próbując złapać swój ogon i uśmiechnął się na ten widok. Był to jeden z jego ulubionych i na samą myśl, że Gerry miała go teraz używać sprawił, że zrobiło mu się jakoś miło. Poczuł ciepło gdzieś w środku i chyba rozumiał, a jakim zimnie, kompletnym przeciwieństwie tego uczucia, mówiła kobieta.
Miał nadzieję, że to już do niej nie wróci.
- Też zwykle wolę kawę, pije jej w pracy tyle, że pewnie powinienem dostać już reprymendę od swojego lekarza, ale nie musi też o wszystkim wiedzieć, prawda? - Uniósł kąciki ust wsypując im do kubków czarny proszek. Może i nie była to najlepsza metoda parzenia tego napoju, musieli się jednak zadowolić tym co mieli.
Po chwili po pomieszczeniu rozniósł się przyjemny zapach, który Thomas wciągnął w płuca, pozwalając sobie na nacieszenie się nim przez chwilę.
A potem uważnie wsłuchał się w to, co tak cicho mówiła Gerry.
- Hej, nie ważne co się stało, a jedynie to, że jakoś sobie z tym radzimy. Jak chcesz o czymś pogadać, to jestem gotowy posłuchać. Ewentualnie mogę opowiedzieć ci o moim dzisiejszym patrolu, który co prawda był do bólu zwyczajny, no, może poza jednym wezwaniem do skradzionej różdżki. - Uśmiechał się, dając jej możliwość wyboru. Mogli po prostu pogadać o głupotach, mogli też zejść na te poważniejsze tematy, choć nie naciskał. Mogli nawet pomilczeć, choć Thomas bał się, że zacznie czuć się w tej chwili nieswojo. A i czas mógł wtedy trochę wolniej lecieć, a miało trochę minąć zanim mogli zawinąć się z tego cichego pokoju.
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#9
18.07.2024, 20:55  ✶  

Wiele ich łączyło pod tym względem. Gerry również nie lubiła mówić o swoich kłopotach, sama chętnie wyciągała do innych rękę w potrzebie, nie dopytując się przy tym tak naprawdę zbyt dokładnie, gdzie leży sedno problemu, bo jej to nie obchodziło. Najważniejsze było to, że mogła komuś pomóc. Gdy zaś przychodziło o jej kłopoty, te mniejsze, czy większe jakoś zawsze wolała milczeć, chociaż sporo się ostatnio zmieniło. Skorzystała z pomocy kilku bliskich osób, gdy pojawił się problem związany z Thoranem, a teraz bez żadnego oporu trafiła tutaj - do Thomasa. Może coś się w niej zmieniło, może powoli przestawała być taka zamknięta na wszystkich. Nie miała pojęcia, czy to dobrze, czy źle. Wydawało jej się zawsze, że bez sensu jest się otwierać przed kimkolwiek i pokazywać swoje słabe strony, ale może to był błąd? Może jednak wręcz przeciwnie, warto było zbliżyć się do niektórych osób. Pewnie niedługo będzie dane jej się przekonać o słuszności takiego postępowania.

Nie był to odpowiedni moment, aby się nad tym zastanawiać. Zresztą podjęła decyzję pojawiając się w miejscu, w którym pracował. Zdecydowanie potrzebowała jego towarzystwa, nie mogła już się z tym nie zgodzić. Szczególnie, że sama obecność Thomasa jej pomagała. Chłód przestał sięgać do jej kości, robiło jej się przyjemniej, kiedy znajdowała się obok niego, jakby ta samotność wcale nie była realna.

- Oczywiście, nie można im mówić o wszystkim, bo pewnie do każdego szczegółu mogliby się przyczepić. - Sama wyznawała podobną zasadę, nie wspominała Florence o wszystkich swoich dolegliwościach, w zasadzie to pojawiała się u niej, gdy było z nią naprawdę źle i nie była w stanie sobie poradzić bez medyka. Zdarzało się to dosyć często z racji na jej dosyć niebezpieczny zawód, ciągle przecież pakowała się w kłopoty, wcale nie pomagał w tym fakt, że brakowało jej również rozsądku.

Obserwowała mężczyznę, kiedy zaczął wsypywać kawę do kubków. Kubki smakowe panny Yaxley nie były szczególnie wymagające, nie miała dużych oczekiwań co do smaku tego trunku. Ważne, aby nieco ją rozgrzał.

Po krótkiej chwili i do jej nozdrzy dotarł zapach kawy, był całkiem przyjemny. Przymknęła na chwilę oczy, aby móc się nim napawać.

- Chyba wszystko już powiedziałam, sama nie wiem od czego to się zaczęło, ale było straszne, teraz mi lepiej. - Postanowiła również pominąć w swojej historii dzisiejszą przygodę ze spotkaniem syreny, bo nie była szczególnie zadowolona z tego, jak się ono potoczyło, właściwie to była nawet ciekawa, jak jemu minął dzień ten, który trwał i jak będą mijały wszystkie następne. Po ich wczorajszym pikniku coś się zmieniło i miała nadzieję, że tak już zostanie, że tym razem faktycznie będą się spotykać częściej, a może faktycznie uda im się razem coś stworzyć. Pojawiła się nadzieja, której ostatnio jej brakowało. Chciała dać temu co zaczynało się między nimi dziać szansę.

- Opowiedz mi wszystko, co ci się dzisiaj przytrafiło, chętnie dowiem się jak ci minął dzień. - Dodała z uśmiechem. Najwyraźniej podły nastrój zaczął ją opuszczać.

Pies policyjny
Live fast,
pet dogs
Tomasz przede wszystkim jest wysoki, nawet bardzo. Ma 192 centymetry wzrostu więc nietrudno go zauważyć w tłumie. Nie mówiąc już o tym, że prawie zawsze oślepia uśmiechem. Jego włosy przyjmują barwę bardzo ciemnego blondu, jego oczy są niebieskie, na twarzy często widnieje zarost - uważa, że tak wygląda przystojniej. Jest dość dobrze zbudowany. Zwykle ubiera się w stonowane kolory, jeansom często towarzyszy sweter lub koszulka z kołnierzykiem, rzadko sięga po koszule, które według niego są strasznie niewygodne. Podczas słonecznych dni towarzyszą mu jego ulubione okulary przeciwsłoneczne, w te chłodniejsze ukochana skórzana kurtka z brązowej skóry. Można czasem wyczuć od niego dym papierosowy, znacznie częściej jednak przesiąka zapachem kawy oraz swojej wody kolońskiej o nucie lawendy i cedru.

Thomas Hardwick
#10
20.07.2024, 15:08  ✶  
Czasami ludzie bali się przyznawać do słabości. Mogło to wynikać z różnych powodów, Thomas zwykle po prostu nie chciał robić nikomu problemów. Już wystarczyło, że jego mama musiała ogarniać jego całe rodzeństwo, a jeszcze trafił jej się w rodzinie czarodziej, z czym nie do końca sobie radziła. Starał się więc pomagać, na tyle ile potrafił, czasem po prostu chowając swoje życiowe niedogodności, wiedząc, że w większości wypadków i tak był zdany tylko na siebie. Nauczył się tak funkcjonować i przenosiło się to także na jego dorosłe życie. Czasem wiedział, że może nie powinien wszystkiego robić sam, trudno mu się jednak było przełamać. Na szczęście miał osoby, które potrafiły same z siebie wkroczyć w jego problemy ze swoimi butami, widząc, że sobie nie radzi.
Od nich nauczył się, że jego chęć pomocy za wszelką cenę nie musi być tylko i wyłącznie irytująca.
Na szczęście uzdrowiciele jednak trzymali na razie od niego zwyczajowy dystans i nie zaglądali mu przez ramię.
- O, zdecydowanie należy filtrować przekazywane im wiadomości. Inaczej wyląduje się na pogadance, na której trzeba grzecznie przytakiwać i udawać, że mamy zamiar zmienić swoje postępowanie w jeden dzień. Podejrzewam, że pewnie mają rację, ale co to za życie bez ryzyka? - Czuł, że się z nim zgodzi. Byli w końcu ludźmi czynów, szczególnie Thomas, który zawsze wolał działać, niż siedzieć w miejscu i bezcelowo roztrząsać każdą kwestię. Nie raz już go to pokarało, nie chciał się jednak zbyt mocno zmieniać. Zbyt często wszystko jednak działało.
Czarny w płyn w kubku zachęcał do wypicia go i Thomas delikatnie dmuchając powietrzem na jego taflę, upił pierwszy łyk. Przyjemna gorycz, która podkreślała chwilę która zrobiła się całkiem miła, gdy Gerry wydawała się otrząsnąć z tego dziwnego stanu.
- Myślisz, że to coś nienaturalnego? Ktoś mógł rzucić jakiś czar na ciebie? - zapytał, marszcząc brwi i odchylając się lekko na krzesełku. A potem szybko się zreflektował.
- To nie jest przesłuchanie, jedynie zastanawiam się na głos - dodał, pocierając kark, gdy krzesełko opadło z cichym hukiem. Martwił się, że Gerry może mieć jakiś nawrót tego dziwnego stanu i wolał poznać i najlepiej pozbyć się przyczyny tego wszystkiego.
Choć był wdzięczny, że zaprowadziło ją do niego. Nie mógł się nie uśmiechnąć na widok jej już spokojnej twarzy. To jak owinęła się jego mundurem sprawiało, że i jemu zrobiło się na sercu zdecydowanie cieplej.
Nie bardzo wiedział, czy nie zanudzi jej swoim gadaniem o tym do bólu zwyczajnym dniu. Znów upił jednak kawy, spojrzał na chwilę w bok, zastanawiając się od czego zacząć, a potem po prostu pozwolił słowom płynąć.
- To naprawdę historia bez większej akcji. Wiesz, rano zebrałem się do pracy, Malwa, skrzatka w Warowni, jak zwykle zrobiła nam kanapki, tym razem wyprzedzając kogokolwiek, kto mógłby samodzielnie dotrzeć do kuchni, co zwykle jest plamą na jej honorze. Rozdzieliłem nadprogramowe smakołyki psom, gdy nikt nie widział, co stało się pomiędzy mną a nimi naszą małą tajemnicą. Potem przeniosłem się przez kominek do ministerstwa i zostałem przywołany stertą papierów, które musiałem przejrzeć. Potem ten patrol, zero mandatów za złe parkowanie - uśmiechnął się do Gerry znacząco - i tak naprawdę mało się działo, choć musiałem wysłuchiwać kłótni dwóch staruszek, gdzie jednak podobno wytwarzała niezwykle śmierdzące eliksiry i zatruwała życie sąsiadom, i skończyło się na przykazaniu, by robiła to w godzinach późnowieczornych i najlepiej przy zamkniętych oknach. Nawet nie wiesz, jak bezsensowne problemy mają czarodzieje. A potem ta różdżka, która zawinął kieszonkowiec, na szczęście tę udało się odzyskać, choć sporo jest ostatnio w tej kwestii problemów. A potem wróciłem, napisałem raport i zacząłem zajmować się nową sprawą. I przyszłaś, by urozmaicić mi ten dzień, choć na początku muszę przyznać, naprawdę martwiłem się, że coś ci się stało - Uśmiech zamienił się w zmartwioną minę, gdy jeszcze raz próbował się jej uważnie przyjrzeć. I jakoś nie potrafił odwrócić wzroku.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Geraldine Yaxley (2871), Thomas Hardwick (2317)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa