• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 … 10 11 12 13 14
[listopad 1968] Św. Mungo, Nobby Leach powinien gryźć piach - Florence i Patrick

[listopad 1968] Św. Mungo, Nobby Leach powinien gryźć piach - Florence i Patrick
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#1
28.10.2022, 22:18  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 14.04.2024, 21:55 przez Morrigan.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Patrick Steward - Pierwsze koty za płoty
Rozliczono - Florence Bulstrode - osiągnięcie Pierwsze koty za płoty

Patrick szedł przez korytarz w Św. Mungo, prowadząc (a dobra, nie oszukujmy się: wlokąc) obok siebie zwalistego mężczyznę, który miał wyraźne problemy z utrzymaniem się na nogach. W dodatku niemożliwie jąkał się, ale nie przeszkadzało mu to próbować w gniewnym uniesieniu coś wyjaśniać.
- Bez przesady, nie stało się nic aż tak wielkiego – zaprzeczył spokojnie auror, choć tak naprawdę – spokojny ton głosu sporo go w tym momencie kosztował, bo jego towarzysz był wielki i ciężki – a chociaż walecznie próbował coś opowiadać, nijak nie był w stanie ustać na własnych nogach i ciągnięcie go kosztowało Patricka sporo siły i nerwów. – Nikt nie jest doskonały, Stanley. Mogłem albo gonić Wooda, albo zająć się tobą. A chyba nie chciałeś leżeć na brudnej podłodze, na środku pubu i bełkotać, prawda? – zapytał uprzejmie, kompletnie pomijając istotę tego, co próbował powiedzieć mu Stanley a o czym doskonale wiedzieli obaj: Stanley z Woodem stoczyli krótką, aczkolwiek obfitującą w klątwy walkę o honor Ministra Magii Nobby’ego Leacha. – Zaraz trafisz w ciepłe ramiona Florence. A ona pomoże ci odzyskać kolana i rozsupła język.
Dowlekli się wreszcie do właściwych drzwi i Patrick najpierw zapukał do nich, a potem pchnął je od razu, bez czekania na zaproszenie, bo najwidoczniej zaczynało mu już brakować sił na holowanie Stanleya.
- Dobry wieczór – przywitał się, wciągając mężczyznę za sobą do środka. Odruchowo zaczął rozglądać się za pierwszym, wolnym krzesłem, które znalazło się w zasięgu jego wzroku i usadził na nim Stanleya.
Patrick nie był ani niski, ani tym bardziej pozbawiony sił, ale uwolniony od ciężaru drugiego mężczyzny zaczął rozmasowywać obolałe ramię. Co prawda, stanął odwrócony tyłem, ale to tylko po to, by ukryć malujący się na twarzy wyraz niechęci. I wokół niego, i wokół Stanleya unosił się ciężki zapach dymu tytoniowego i przetrawionego już nieco alkoholu. Ten drugi, znacznie wyraźniejszy przy Stanleyu.
- Przyprowadziłem ci pacjenta. Głośnego orędownika zrzucenia Ministra Magii ze swojego stołka – wyjaśnił Florence. – Zapłacił za to dwoma zaklęciami i… – tu podniósł rękę w kierunku swojej głowy, żeby wskazać kobiecie miejsce, o które mu chodziło. – O tu się rąbnął, jak padał na podłogę.
Patrick odsunął się na bok, nie chcąc zawadzać Florence przy jej pracy. Ciągle poruszał ramieniem i rozmasowywał je, starając się zwalczyć cierpnące od długotrwałego wysiłku mięśnie.
Dama z Lumos
Kasztanowe włosy zwykle ma ciasno spięte, odsłaniając bladą, trochę piegowatą twarz. Oczy ma jasne, o uważnym spojrzeniu. Około metr sześćdziesiąt dziewięć wzrostu.

Florence Bulstrode
#2
28.10.2022, 22:47  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 28.10.2022, 22:50 przez Florence Bulstrode.)  
Florence Bulstrode miała za sobą dość typowy dzień w Mungu. Odczarowała dziecko, któremu wyrosły skrzydła, naprawiła przerośnięty nos pewnemu szemranemu czarodziejowi, przeszła się po oddziale. Stała się świadkiem gorącej kłótni dwóch stażystów o Ministra Magii, której szybko położyła kres, znajdując im zajęcie - i łącząc ich w gorącej nienawiści wobec jej osoby, przysłaniającej różnicę zdań na temat Nobby'ego Leacha, zmagającego się z tajemniczą chorobą…
Jak na to, co wyprawiało się tutaj od czasu do czasu, było stosunkowo spokojnie.
Przysiadła nawet na przerwę, z filiżanką herbaty w dłoni. Kasztanowe włosy, jak zwykle w pracy, związała w bardzo ciasny kok z tyłu głowy, pomagając sobie przy tym magią, aby przypadkiem nie wyzwolił się z uścisku. Blada, tu i ówdzie usiana piegami twarz nie nosiła śladów makijażu. W szacie uzdrowiciela - żółto zielonej - nie wyglądała zbyt korzystnie, bo żółć nigdy nie była jej kolorem, ale też pacjentów zwykle bardziej interesowało to, na ile sprawnie macha różdżką, nie jak wygląda.
- Pani Bulstrode? - Jeden ze stażystów, którego wysłała do niewdzięcznej roboty, jaką było selekcjonowanie eliksirów, zajrzał do środka. Sądząc po spojrzeniu, jakie jej posłał, miał ochotę powiedzieć raczej "ty cholero". - Ktoś z Ministerstwa, oberwał chyba klątwą...
- Jak miło. BUM? Auror? Ktoś, kto ma tu już własne łóżko?
- Eee...
Widać chłopak nie zdążył jeszcze się przekonać, że niektórzy pracownicy Brygady Uderzeniowej oraz Biura Aurorów dosłownie mieli przypisane sobie łóżka. Tak często tu trafiali.
- No nic, przekonamy się - parsknęła, odkładając filiżankę i pospiesznie przechodząc do pomieszczenia, w którym przyjmowała pacjentów. Była obecnie jedyną klątwołamaczką na dyżurze, więc i nic dziwnego, że trafił do niej.
Gdy drzwi się otworzyły, stanęły w nich dwie znajome osoby - jedną znała już od wielu lat, jeszcze z Hogwartu. Drugą twarz też mgliście kojarzyła: miała nieodparte wrażenie, że zdejmowała z niego jakąś klątwę ledwo w zeszłym tygodniu...
Przebiegła wzrokiem po sylwetce rannego, na dłużej zatrzymując wzrok na kolanach (czy raczej ich braku) oraz na głowie. I nieomal od razu odnotowując sobie, czym takim mógł oberwać.
No proszę, czegoś takiego od dawna nie widziała!
- Patrick! - przywitała się, posyłając Stewardowi niemalże radosny uśmiech. - Ależ piękny przypadek mi tutaj przyprowadziłeś. Kolana zamienione w gumę, prawda? Oj, tu się nie obejdzie bez nocy w szpitalu, trzeba będzie zaaplikować eliksir. Zapraszamy tutaj z panem Stanleyem, chwilowo na leżankę... Tommy! Tommy, buteleczkę Szkiele - Wzro proszę! - zawołała, wychylając się z sali i pozwalając przy okazji wyminąć biednemu Patrickowi. Stanley swoje ważył, więc nic dziwnego, że chciał pozbyć się ciążaru.
Obróciła się z powrotem do pacjenta. Wyciągnęła różdżkę i jednym jej machnięciem wyleczyła ranę na głowie. To była ta łatwa część pracy.
- Jesteśmy pewni, że chcemy leczyć ten język? - upewniła się, co wywołało coś, co brzmiało jak "Ugrhrhr", ale sądząc po minie, miało z pewnością wyrażać oburzenie. - No już, już, pamiętam, że ledwo tydzień temu mnie tu odwiedzałeś, chyba też z powodu Nobby'ego Leacha... A ty Patrick? Jeszcze z nikim się o niego nie poobiłeś?
Pochyliła się przy tym nad pacjentem, cmokając z niezadowoleniem i obmacując mu szczękę, by upewnić się, że jedynie splątano mu język, nie pozostawiając żadnych innych efektów ubocznych.
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#3
28.10.2022, 23:31  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 28.10.2022, 23:39 przez Patrick Steward.)  
Patrick rozłożył ręce, jakby sam nimi przyłożył się do stanu, w którym znalazł się właśnie Stanley. W rzeczywistości wcale się nie przyłożył, może tylko odrobinę za wolno zareagował, gdy obydwaj mężczyźni wyciągnęli różdżki a potem posłał pijanemu i osłupiałemu Woodowi spojrzenie, które wprost mówiło: wynoś się stąd i to szybko, zamiast rzucać się za nim w pogoń.
No, ale za to zajął się Stanleyem.
I zazwyczaj w takich sytuacjach Patrick zachowywał kamienną twarz. Ale tu chodziło o pijanego, awanturującego się czarodzieja, który nie miał w sobie nawet tyle rozumu, by w odpowiednim momencie albo się przymknąć, albo rzucić z pięściami na oponenta. Także teraz, w jego oczach błysnęło rozbawienie pomieszane z uznaniem, gdy usłyszał słowa Florence. Przyglądał się obojgu, szczerze zainteresowany tym, jak magomedyczka poradzi sobie ze Stanleyem. O tak, może wreszcie nauczy go, że problemy należy rozwiązywać innymi sposobami niż magiczny pojedynek, do którego mężczyzna najwidoczniej nijak się nie nadawał.
- Znasz mnie. Jestem zatwardziałym pacyfistą – rzucił beztrosko. Patrick nawet się specjalnie nie silił by zachować powagę i nadać swoim słowom choć znamiona tego, że mówił szczerze. W końcu pracował w Ministerstwie Magii na stanowisku takim, na jakim pracował. Znali się z Florence nie od dziś i wiedzieli, że nie mógł migać się przed walką, kiedy zachodziła taka potrzeba. Ale na leżance leżał Stanley a on znał Patricka dużo słabiej. – A poza tym bardzo sobie cenię moje kolana. Dużo wyżej niż honor Ministra Magii – zauważył, interesując się poczynaniami magomedyczki. – Zresztą, jego honor wzbudza ostatnio sporo emocji u wielu osób.
Przystanął mniej więcej dwa kroki od niej i udał, że również zagląda do buzi badanego.
- O stary, przykro mi. To chyba nie wygląda dobrze. Woodowi najwidoczniej coś nie wyszło z zaklęciem – skłamał, tym razem dużo lepiej, celowo przeciągając samogłoski i wkładając w ton swojego głosu więcej współczucia niż rzeczywiście czuł wobec badanego czarodzieja. – Zdaje mi się, że Florence będzie musiała się teraz postarać. Ale wiesz… masz szczęście, że trafiłeś akurat na nią. Nie wiadomo jak to będzie następnym razem - zakończył smętnie, mając nadzieję, że groźba zawarta w jego słowach dotrze do zamroczonego alkoholem rozumu Stanleya.
Dama z Lumos
Kasztanowe włosy zwykle ma ciasno spięte, odsłaniając bladą, trochę piegowatą twarz. Oczy ma jasne, o uważnym spojrzeniu. Około metr sześćdziesiąt dziewięć wzrostu.

Florence Bulstrode
#4
28.10.2022, 23:48  ✶  
- Pacyfistą? Nawet tak nie mów. Jeśli wszyscy zostaną pacyfistami, będę musiała zmienić zawód. No, Stanley, skarbeńku, otwieramy buzię. Powiedz ładnie „aaaa”.
Stanley zmierzył ją morderczym spojrzeniem, na co Florence posłała mu uśmiech zadeklarowanej sadystk… znaczy się, oddanej swojej pracy uzdrowicielki. Chcąc nie chcąc otworzył usta, ukazując splątany język, trochę napuchnięty, zwijający się w supeł, ilekroć ofiara klątwy usiłowała coś powiedzieć.
- Przepiękny przypadek. Rzucający zaklęcie był pijany? – spytała, na moment spoglądając na Patricka. Zdawała się promieniować niczym małe słoneczko, jakby taki nietypowy czar sprawiał jej wręcz radość. Może Patric niechcący nie skłamał i faktycznie z zaklęciem było coś nie tak? – Ładnie to tak? Czy pracownicy Ministerstwa nie powinni stać murem za Nobby’m Leachem? Nawiasem mówiąc, do tej pory zastanawiam się, jakim cudem został wybrany. To znaczy wiem, alternatywą był Fortynbras Malfoy, więc lepszy już Nobby, ale jednak…
Stanley znów wydał z siebie dźwięk, jakby koniecznie chciał włączyć się do rozmowy. Ale nie mógł. Florence westchnęła, obrzucając go spojrzeniem.
Tak, ten język należało odplątać. Niestety. Może świat byłby lepszym miejscem, gdyby tego nie zrobiła, ale była uzdrowicielką.
– Teraz uwaga. Zdejmę zaklęcie, ale przez najbliższą godzinę nie powinieneś za wiele się odzywać, bo język może stanąć ci kołkiem – oświadczyła, już z powagą. Po czym machnęła różdżką, wykonując serię skomplikowanych ruchów, i mrucząc zaklęcia pod nosem.
Stanley chrząknął i próbował coś powiedzieć, ale Florence nieomal natychmiast położyła mu dłonie na szczęce, kręcąc głową.
- Nie, nie, nie mówimy za wiele – zapowiedziała, po czym rzuciła kolejne zaklęcie, tym razem na nogi. Nie mogła od tak odtworzyć kości, ale dzięki temu zeszła przynajmniej opuchlizna i siniaki, których się nabawił. Tymczasem drzwi się otworzyły i w drzwiach stanął stażysta, zapewne ów Tommy, który wcześniej został posłany po Szkiele – Wzro. W rękach trzymał pękatą buteleczkę.
- Dwie jednostki, monitoruj efekt – powiedziała, zwracając się do chłopaka, który obserwował ich z niepewną miną. – Potem pana Stanleya trzeba przenieść na salę. Nie będę udawała, Stanley, czeka cię bardzo bolesna i bardzo nieprzyjemna noc, ale za to rano będziesz mógł już chodzić. Dwanaście godzin mordęgi to niewielka cena, prawda?
- Jesteś jędzą, Florence – jęknął Stanley, ale Flo już nie zwracała na niego uwagi, idąc do drzwi.
– Masz ochotę na herbatę? Miałam właśnie przerwę – rzuciła do Patricka, wychodząc na korytarz. Wyglądało na to, że nie był na służbie, a trafił tutaj przypadkiem.
Ledwo drzwi się za nimi zamknęły, spoważniała. Z jej ust wydobyło się westchnienie i pokręciła głową.
– Merlinie, co za idiotyzm. Wiesz, prawie mi ulżyło, jak Leach zachorował. Może ludzie przestaną teraz wariować – mruknęła, przy okazji pokazując, że nawet jasnowidz nie jest nieomylny.
W końcu czekało ich zaledwie parę miesięcy spokoju nim Lord Voldemort ogłosił swój manifest.
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#5
29.10.2022, 10:17  ✶  
- Zawsze zostałyby ci do leczenia dzieci. I efekty nieudanych eksperymentów – zauważył.
Ani w jednym, ani w drugim przypadku Patrick nie był ekspertem, ale zdarzyło mu się już kilka razy zobaczyć, co nawet najzdolniejsi czarodzieje potrafili zrobić ze swoim ciałem (albo z cudzym ciałem), gdy poszukiwali sławy, potęgi, urody, młodości lub bogactwa.
Nie były to miłe dla oka widoki, ale też napuchnięty, siny, związany w supeł język Stanleya – przypominający teraz zbyt wielką dżdżownicę, którą ktoś wcisnął do jego buzi, nie należał do miłych widoków.
- Niestety – odpowiedział poważnym tonem na pytanie Florence, ale jakby na przekór własnym słowom jego oczy jeszcze bardziej się roześmiały.
Gdy magomedyczka zaczęła swoją pracę, wreszcie cofnął się o krok. Obserwował z uznaniem jak radziła sobie z niesfornym pacjentem. Być może miał sporo szczęścia, że na wieczornej zmianie trafił akurat na nią a nie na kogoś mniej lotnego i bardziej flegmatycznego, kto pozwoliłby Stanleyowi odzyskać panowanie nad własnym językiem szybciej i zmusiłby ich nie tylko do wysłuchania długiej, pełnej oburzenia litanii przeciwko Nobby’emu Leachowi, ale również pijackich obietnic dorwania Wooda – a tu już Patrick musiałby zareagować bardziej stanowczo.
- Prześpij się Stanley, jutro będziesz widział wszystko w lepszych barwach – pożegnał leżącego a potem prędko, na tyle prędko by mężczyzna nie postanowił jednak zignorować zaleceń Florence, ewakuował się za nią z sali. – O tak. Kubek gorącej herbaty to coś, czego mi w tej chwili bardzo potrzeba. Nie mogę uwierzyć, że nawet ze splątanym językiem, ciągle próbował z nami dyskutować.
Szedł tuż obok Florence, od czasu do czasu rzucając krótkie spojrzenia czy to w stronę mijanych drzwi, czy innych ludzi na korytarzu. Może przemawiała przez niego ciekawość artysty, albo też po prostu tak bardzo nawykł do obserwowania otoczenia, że robił to nawet w czasie wolnym od pracy.
- A mi jakoś nie ulżyło – przyznał się szerze. Odwrotnie, przez chwilę nawiedziło go jakieś paskudne przeczucie, że tego wszystkiego było aż za dużo. Tak, o Ministrze Magii ludzie zawsze plotkowali, ale nie aż tak, nie w takiej skali. Z kolejnymi słowami zaczekał, dopóki nie znaleźli się w jakimś bardziej ustronnym miejscu. – O właśnie, wiesz może gdzie on się leczy? Czy pojawił się tutaj? Albo którego magomedyka do niego posłano? – zainteresował się, a potem uśmiechając krzywo, dodał – Bo wiesz… moja obrona honoru Ministra Magii polega na tym, że w jednych przypadkach reaguję trochę szybciej a w innych trochę wolniej...
Dama z Lumos
Kasztanowe włosy zwykle ma ciasno spięte, odsłaniając bladą, trochę piegowatą twarz. Oczy ma jasne, o uważnym spojrzeniu. Około metr sześćdziesiąt dziewięć wzrostu.

Florence Bulstrode
#6
29.10.2022, 21:55  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.10.2022, 21:57 przez Florence Bulstrode.)  
Jeśli szło o kolana, klątwa, która w dodatku została rzucona niezbyt wprawnie i wywołała dziwny efekt - Florence była niemal pewna, że uzyskanie takiego skutku celowo byłoby diabelnie trudne - to Stanley faktycznie potrzebował Szkiele - Wro. Nie do końca więc przetrzymywała go celowo... ale już nie było żadnych przeciwwskazań wobec mówienia i spętany język mogłaby odczarować jednym machnięciem różdżki w momencie, gdy mężczyźni weszli do sali. Tu więc Patrick się nie mylił, Bulstrode postąpiło absolutnie celowo.
- Ja mogę uwierzyć. Był tutaj jakiś tydzień, on i jego kuzyn, zdaje się - westchnęła, prowadząc Stewarda do salki, w której wcześniej usiadła na przerwę tylko po to, by pobiec sprawdzić, kto oberwał klątwą. Musieli przejść tylko przez kawałek korytarza, ale Patrick miał okazję zaobserwować uzdrowiciela, śpieszącego gdzieś z tacą z eliksirami i pacjenta o palcach wyglądających jak serdelki, rozmawiającego z jakąś magomedyczką. Korytarz Munga nie był ideałem nowoczesności, a głównym źródłem światła były kule ze świecami, unoszące się pod sufitem. - Przyznaję, że ledwo się powstrzymałam przed rzuceniem na niego Silenco.
Florence otworzyła drzwi. Salka nie była zbyt duża, stało w niej parę krzeseł, stolik, pozamykane szafki. Na blacie pozostał czajniczek oraz filiżanka w niebieskie ptaki, w której stygła herbata Bulstrode. Wskazała Patrickowi krzesło i machnęła różdżką nad imbrykiem, rzucając na niego zaklęcie rozgrzewające.
- Mnie trochę - podjęła, podejmując znów rozmowę tu, gdzie chwilowo nikt nie mógł ich usłyszeć. - Nie powiem, żebym szczególnie rozpaczała, że go wybrano, choć mnie to zaskoczyło. Ale w Ministerstwie ciężko było cokolwiek załatwić, po tych wszystkich rezygnacjach, a przekleństwa na Ministra słyszałam regularnie.
Rodzina Florence należała do tych niewielu, które po wielu pokoleniach zachowały czystość krwi. Przynajmniej oficjalnie. W młodości była nawet z tego powodu dumna. Nie należała jednak ani do fanatyków czystej krwi, ani do tych, którzy szczególnie walczyliby o prawa osób mugolskiego pochodzenia. Dla niej liczył się szpital i pacjenci, a tych nie pytała o to, z jakiej rodziny pochodzą. Florence kierował zwykle pragmatyzm: od zawsze, i Patrick, jako aurowidz, mógł zresztą już dawno dostrzec, że naturalnym, podstawowym kolorem jej aury był brąz, ten jego odcień, który cechował osoby twardo stąpające po ziemi.
Nobby Leach jako Minister ani by ją ziębił, ani grzał, gdyby nie to, że jego władza wywoływała zamieszanie.
– Leach był chyba kiedyś u kogoś z oddziału zatruć eliksirami, ale sama go tutaj nigdy nie widziałam. Wydaje mi się, że uzdrowiciele leczyli go w jego domu i nie do końca dziwię się tej decyzji – przyznała, nasypując fusów do drugiej filiżanki, by po chwili zagrzać ją wrzątkiem. Nie była to herbata szpitalna, a przyniesiona przez Florence, więc picie jej nie gwarantowało grymasu skrzywienia. – Na jego miejscu sprowadzałabym wyłącznie tych półkrwi, a jeszcze lepiej mugolskiego pochodzenia. I prześwietlała najpierw siedem pokoleń wstecz.
Nie, nie wiedziała, czy ktoś przyłożył rękę do choroby Ministra. Ale nie wątpiła, że niektórzy uzdrowiciele mieli inne podejście niż ona i mogliby nie starać się zbytnio, aby szybko wrócił do zdrowia.
- Czyżby napastnik, który dopadł nieszczęsnego Stanleya… Wood, dobrze słyszałam? Zdołał uciec w tajemniczych okolicznościach? – spytała, podsuwając mu filiżankę. Kąciki ust drgały jej lekko, w oczach błysnęło rozbawienie, choć pewnie nie powinno, wszak sprawa była poważna.
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#7
29.10.2022, 23:38  ✶  
Patrick uniósł brwi słysząc o wcześniejszym pobycie Stanleya w Św. Mungo. Nie żeby się jakoś szczególnie zdziwił, ale… Najwidoczniej czarodziej ten należał do tej niezłomnej grupy ludzi, którzy po piętnastym uderzeniu się młotkiem w głowę, próbowali po raz kolejny z nadzieją, że tym razem uzyskają inny efekt niż kolejny siniak.
Patrick miał na sobie flanelową koszulę w dużą kratę. Była trochę wygnieciona a przez ciąganie Stanleya, straciła jeden z guzików. Zanim przysiadł na krześle, powiódł wzrokiem po tym, co znajdowało się w niewielkim pomieszczeniu, które chyba służyło magomedykom za miejsce do przebrania się przed zmianą i po zmianie oraz chwilowego wyciszenia się, gdy pacjenci zaczynali za bardzo dawać w kość.
- Ja przekleństwa na Ministra Magii słyszę każdego dnia – przyznał, ale z racji na jego zawód tego akurat Florence mogła się spodziewać. – I mnóstwo plotek. O kochance, drugiej kochance, alkoholu, większej ilości alkoholu, przekrętach, które popełnia albo które zamierza popełnić… - wyliczył. – A uwierz mi, że jeszcze nie przeszedłem do tych absurdalnych plotek na jego temat.
Pewnego razu spędził nawet dobrą godzinę wysłuchując czarownicy, która była przekonana, że w środku nocy Nobby Leach wyrwał cały dyptam z jej ogrodu. To była jedna z tych spraw, w których Patrick nie wiedział czy powinien roześmiać się na głos, czy też na znak desperacji uderzyć własnym czołem w blat biurka.
Pokiwał głową, gdy mówiła o tym kto leczył Leacha. Nie był aż takim paranoikiem by zakładać, że ktoś celowo próbował otruć Ministra Magii (gdyby tak było, biur aurorów zostałoby przecież postawione w stan gotowości), ale zakładał, że niejedna czarownica lub czarodziej, mogli chcieć mu dopiec. Zwłaszcza jeśli dali wiarę roztaczającym się dookoła niego plotkom.
Uśmiechnął się blado. Słowa Florence brzmiały jak lekka paranoja.
- Czasem myślę, że lepiej dla niego byłoby, gdyby porzucił ten urząd. A potem myślę, że nie powinien, bo jeśli odejdzie to będzie jasny sygnał dla wszystkich, że w Ministerstwie Magii nie ma miejsca dla bardzo określonej grupy czarodziejów. Bez obrazy – ostatnie zdanie dodał tylko dlatego, że Florence miała na nazwisko Bulstrode. I chociaż znał ją z Hogwartu, pracowała w Św. Mungo, wciąż w jej żyłach płynęła czysta krew a Patrick nie mógł być do końca pewien, czy przez to nie uważała się za trochę lepszą od tych urodzonych z mniej szlachetną krwią.
Wzruszył beztrosko ramionami. A potem odebrał od niej filiżankę z herbatą.
- Mam tylko dwie ręce i dwie nogi. Mogłem albo zbierać Stanleya, albo gonić za Woodem – zauważył pogodnie. Życie obfitowało w trudne wybory. A zresztą on był po pracy, więc właściwie to prawie tak, jakby go tam w ogóle nie było. – Jutro obaj przetrzeźwieją i pogodzą się. A przynajmniej tak mi się wydaje. W końcu, jeśli dobrze pamiętam to Wood jest ojcem chrzestnym którejś z córek Stanleya.
Dama z Lumos
Kasztanowe włosy zwykle ma ciasno spięte, odsłaniając bladą, trochę piegowatą twarz. Oczy ma jasne, o uważnym spojrzeniu. Około metr sześćdziesiąt dziewięć wzrostu.

Florence Bulstrode
#8
29.10.2022, 23:58  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 30.10.2022, 00:03 przez Florence Bulstrode.)  
Nie podejrzewała nawet otrucia. Raczej… niezbyt duże starania, by na chorobę zaradzić. Zresztą ta choroba, z którą uzdrowiciele nie dawali sobie rady i nie umieli jej nawet zdiagnozować, wydawała się Florence bardzo podejrzana, ale z nikim się tymi przemyśleniami nie dzieliła.
- Och, te plotki też słyszałam. Minister Magii za pomocą czarów pomógł Anglii zdobyć puchar w… co to było? Piłka dwunożna? – zastanowiła się. Urodzona w rodzinie czarodziejów nie znała mugolskich sporów. Nie była nigdy nawet przy tym szczególnie zainteresowana quidditchem, dlaczego więc miałaby znać zasady piłki nożnej? – Nobby Leach ma kochankę i kochanka na dodatek. Chce wprowadzić dodatkowe podatki na czarodziejów czystej krwi. Zamierza ujawnić nasze istnienie, bo moglibyśmy pomóc mugolom…
Opadła na krzesło i sięgnęła po swoją filiżankę. Jej herbata, na szczęście, choć już lekko wystygła, nie zdążyła jeszcze zamienić się w paskudny, zimny napój, pozbawiony smaku. Florence rozsiadła się nieco wygodniej, pozwalając sobie na odrobinę swobody, nim uda się na kolejny obchód, który – była niemal pewna – wkrótce przerwie ktoś, kto jakimś cudem zrobił sobie krzywdę w środku nocy, rzucając proste Lumos.
Czasem miała wrażenie, że część czarodziejów nigdy nie powinna była ukończyć Hogwartu.
- Zwykle, gdy ktoś mówi „bez obrazy” to znaczy, że właśnie powiedział coś obraźliwego – powiedziała, obdarzając Patricka bladym uśmiechem. Nie wyglądała jednak na urażoną. Florence daleko było do fanatyzmu, głównie dlatego, że zawsze była zbyt zajęta nauką i pracą, aby zawracać sobie głowę jakąś ideologią. Poza tym była praktyczna. Z rachunków wychodziło jej, że bez „szlam” czarodzieje szybko by wyginęli. - Zdaję sobie sprawę z tego, że Ministrowie Magii czystej krwi dbają głównie o interesy czarodziejów z czystokrwistych rodzin. A to zaledwie… jedna piąta naszego społeczeństwa? Epoka arystokracji odeszła w zapomnienie w świecie mugoli i prędzej czy później odejdzie i u nas. Ale osobiście uważam, że ktoś półkrwi byłby teraz optymalnym wyborem. Nie stoi jedną nogą w mugolskim świecie, nie wywołuje protestów, a jednocześnie nie ma powodu służyć tylko interesom Blacków czy Malfoyów… albo Bulstrodów.
Urwała na chwilę, potrzebną, by wypić jeszcze łyk herbaty. Dopiero teraz przypomniała sobie, jak bardzo była spragniona: jakoś parę godzin nie miała na to czasu… Pacjent, oczywiście, otrzymałby za coś takiego albo długi wykład, albo przynajmniej parę słów. Złośliwych.
- Bo że będzie zaraz kolejny nie wątpię. Podobno stan Leacha nie jest dobry – uzupełniła. Oczywiście, słyszała głównie plotki, ale tym razem zdawały się jej bardziej wiarygodne niż opowieści o romansach Ministra.
- Pan Wood nie użył szczególnie szkodliwych klątw. Właściwie ta z kolanami była błędem w sztuce, jestem pewna, że chciał go jedynie podciąć. W razie potrzeby mogę napisać stosowny raport.
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#9
30.10.2022, 19:28  ✶  
Patrick zmarszczył ciemne brwi. Również niespecjalnie znał się na piłce dwunożnej, choć oczywiście nie był na tyle głupi by nie domyślać się, po co Minister Magii mógłby chcieć użyć magii w mugolskich mistrzostwach. Na swoją obronę miał jeszcze to, że Quidditchem też się nie interesował. Osobiście preferował sporty, do których uprawiania wystarczyła jedna osoba. Relaksował się biegając. Lubił piesze wędrówki po górach. Lubił też popływać.
- Och, ja się zatrzymałem na etapie mugolskiej kochanki i próby uwiedzenia którejś Malfoyówny – wtrącił lekko. Ta druga plotka była tak absurdalna, że aż się zdziwił, gdy ją usłyszał. Gdyby było w niej choć ziarno prawdy, wszyscy męscy członkowie rodu Malfoyów (a pewnie również kilka kobiet) odwiedziłoby Nobby’ego żądając satysfakcji w formie magicznego pojedynku.
Upił z filiżanki trochę herbaty zaserwowanej mu przez Florence. Miło było posiedzieć w jej towarzystwie, nawet jeśli trafił tutaj tylko przez Stanleya. Doceniał w Bulstrode ten pragmatyzm, który nakazywał jej patrzeć szerzej niż jedynie przez pryzmat własnej lub cudzej krwi.
- Masz rację. Liczyłem się z tym, że mogę cię obrazić – rzucił z rozbrajającą szczerością. I cieszyło go, że mimo wszystko tego nie zrobił. – Może to wpływ Nobby’ego Leacha i plotek, które się dookoła niego unoszą, ale mam wrażenie, że ostatnio jeszcze więcej czarodziei zwraca uwagę na czystość krwi i te sprawy… - Tak jakby krew płynąca w żyłach Ministra Magii antagonizowała całą czarodziejską Anglię.
Popatrzył uważniej na Florence. Skupił uwagę na jej twarzy, jakby szukał tam oznak tego, że wiedziała o czymś więcej, ale nie do końca chciała się podzielić tymi informacjami. Uszanowałby to, sam nie mówił o wszystkim, o czym usłyszał.
- To jakaś klątwa? Długotrwała trucizna? Czy też sam doprowadził się do tego stanu? – zapytał, znowu sięgając po filiżankę z herbatą. Przy tym co usłyszał sprawa Stanleya wydała mu się nagle nieskończenie mało ważną. Ot, zwykła pijacka burda dwóch krewkich czarodziei. Pokręcił głową. – Nie, naprawdę jestem niemal zupełnie pewien, że Stanley nie zgłosi sprawy do Biura Aurorów. Ale to miłe, że oferujesz pomoc. Gdyby ktoś kiedyś chciał mnie zawiesić w pracy, będę biec do ciebie po ratunek – zażartował.
Dama z Lumos
Kasztanowe włosy zwykle ma ciasno spięte, odsłaniając bladą, trochę piegowatą twarz. Oczy ma jasne, o uważnym spojrzeniu. Około metr sześćdziesiąt dziewięć wzrostu.

Florence Bulstrode
#10
30.10.2022, 21:36  ✶  
Florence omal nie zakrztusiła się herbatą, kiedy Patrick wspomniał o próbach uwiedzenia którejś Malfoyówny i spojrzała na niego z nieudawanym zaskoczeniem.
- I ktoś uwierzył, że Leach mógłby wyjść z czegoś takiego żywy? - spytała, kręcąc głową z politowaniem. Ich myśli biegły podobnym torem, przy czym Bulstrode uważała, że członkowie rodu Malfoyów nie musieli odwiedzać Ministra, by wyzywać go na magiczny pojedynek. Sama Malfoyówna pewnie rzuciłaby klątwę na "tego obrzydliwego mugolaka", który ośmielał się zawracać jej głowę.
Nie to, że w rodzinie Florence nie było kilku osób, które postąpiłby podobnie.
- A wydawało mi się, że Krukoni to mieli być "ci mądrzy", a nie "ci brutalnie szczerzy" - odparła na jego słowa, tym razem uśmiechając się nieco szerzej. Tak naprawdę Florence nie lubiła owijania w bawełnę i zbędnych grzeczności, więc nie, nie uraził jej, a to, że przyznał jej rację, wręcz ją trochę rozbawiło. Zastanawiała się jednak, czy prezentuje też podobne podejście w pracy, a jeżeli tak, to jakie są tego konsekwencje. - Sama nie wiem. Czy coś naprawdę się zmieniło? Ile lat minęło od pozbycia się Grindewalda, dwadzieścia trzy? Mam wrażenie, że wtedy... niektórzy po prostu przycichli. Wyrażanie poparcia dla jego idei nie było popularne politycznie.
Florence słabo pamiętała te czasy. Miała zaledwie jakieś cztery czy pięć lat. We wspomnieniach ostały się jednak jakieś strzępki rozmów rodziców, które zdołała podsłuchać. Ojciec - a może któryś z wujów? - mówił, że czarnoksiężnik posuwał się zbyt daleko i dobrze się stało. Odpowiedź matki można było podsumować jako "tak, ale..."
Twarz Bulstrode pozostała nieporuszona. Mogła tylko dobrze nad sobą panować. Ale nic nie zdradzała i jej aura, dalej jednolita, nie nosząca żadnych śladów, które mogłyby wskazywać na to, że temat albo pytania wywołały w uzdrowicielce gwałtowne emocje.
- Nie wiem i nie jestem pewna, czy ktokolwiek wie. Na pewno próbowano leczyć go pod kątem trucizny i klątw. Jeśli to jedna z nich, to nie wątpię, że ten, kto się tym zajął, był mistrzem w swoim fachu... - urwała, odłożyła filiżankę, nie spuszczając z Patricka bacznego spojrzenia niebieskich oczu. - Obawiam się, że jeśli liczysz na dowiedzenie się czegoś więcej, to pytasz złą osobę. Mogę powiedzieć ci tyle, że jest to iście zdumiewająca choroba, skoro nikt nie zdołał jej zdiagnozować.
Skinęła tylko głową na słowa odnośnie Stanleya. Nie była zbyt zdziwiona. Gdyby złożył zgłoszenie, musiałby powtórzyć, co mówił o Nobbym. A z kolei obrażanie Ministra Magii publicznie, nawet mugolskiego pochodzenia, też nie było najmądrzejszym posunięciem.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Florence Bulstrode (3031), Patrick Steward (2861)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa