• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
[31.07-01.08.1972, Warownia] Thomas, Sam i Dora | Letnie porządki

[31.07-01.08.1972, Warownia] Thomas, Sam i Dora | Letnie porządki
Pies policyjny
Live fast,
pet dogs
Tomasz przede wszystkim jest wysoki, nawet bardzo. Ma 192 centymetry wzrostu więc nietrudno go zauważyć w tłumie. Nie mówiąc już o tym, że prawie zawsze oślepia uśmiechem. Jego włosy przyjmują barwę bardzo ciemnego blondu, jego oczy są niebieskie, na twarzy często widnieje zarost - uważa, że tak wygląda przystojniej. Jest dość dobrze zbudowany. Zwykle ubiera się w stonowane kolory, jeansom często towarzyszy sweter lub koszulka z kołnierzykiem, rzadko sięga po koszule, które według niego są strasznie niewygodne. Podczas słonecznych dni towarzyszą mu jego ulubione okulary przeciwsłoneczne, w te chłodniejsze ukochana skórzana kurtka z brązowej skóry. Można czasem wyczuć od niego dym papierosowy, znacznie częściej jednak przesiąka zapachem kawy oraz swojej wody kolońskiej o nucie lawendy i cedru.

Thomas Hardwick
#1
18.06.2024, 18:44  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 28.07.2025, 16:58 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Dora Crawford - osiągnięcie Piszę, więc jestem

popołudnie 31.07.1972
Warownia

Thomas nie bardzo wierzył w cóż, kogokolwiek. Może dlatego, że przez lata widział jak dwa różne społeczeństwa, tu należało spojrzeć na chrześcijańską rodzinę Thomasa i czarodziejskie Konweny, potrafił mieć tak odmienne wierzenia, które ani trochę się nie zazębiały, a w których, chcąc czy nie chcąc, przyszło mu trochę tkwić. A może dlatego, że bał się na cokolwiek zdecydować, nie chcąc się odcinać od jeden z dwóch grup kolejną kreską, jakby i tak nie miał problemów w zrozumienia swojego miejsca. I to nie tak, że zakładał, że niczego nie ma. Coś musiało być. Nie był jednak pewien co.
Nie oznaczało to jednak, że nie potrafił się cieszyć wszystkimi tymi kolorowymi Sabatami, które organizowali czarodzieje. Co prawda nie czuł potrzeby bycia na każdym, była jednak w nich jakaś bardziej namacalna magia niż przy wierzeniach mugolskich, która sprawiała, że cokolwiek nie robili, miało to choć trochę sensu. W jego przynajmniej odczuciu.
Dziś jednak nie koniecznie myślał przy pomocy w sprzątaniu na Lammas o kwestiach wiary. Raczej chciał czuć się potrzebny i coś robić, skoro już przyszło mu mieszkać w Warowni. Obowiązków domowych się nie bał. Często wykorzystywany był w nich przez swoje siostry i matkę, jeszcze za czasów, gdy nie mógł posłużyć się przy ich wykonaniu różdżką. Umiejętności te szlifował, gdy udało mu się zamieszkać samemu i musiał zadbać o to, by nie zdechnąć z głodu i mieć czyste skarpetki do pracy, a teraz przydawały się całkiem często, mimo panikującej co i rusz Malwy, która nie mogła chyba zdzierżyć samodzielności większości domowników, którzy wyręczali ją z części robót. Choć Thomas jeszcze trochę się bał wejść do kuchni bez jej nadzoru.
Na razie jednak wyszedł z tego pomieszczenia jedynie niosąc dwie butelki zimnego piwa, które przyjemnie chłodziły jego ręce. Ruszył przed dom, gdzie z mitołą w ręku czekała Dora, gotowa zająć się kolejnymi obowiązkami, które widać były konieczne do poprawnego przywitania Święta Żniw.
- Chcesz szklankę, czy wolisz pić z butelki? - zapytał, otwierając im zimne napoje za pomocą zaklęcia, jednego z chyba milszych w jego odczuciu. Na pewno przy letnich upałach.
- To co jeszcze zostało do zrobienia? - zapytał, gotowy zabrać się za kolejne obowiązki.
przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#2
04.07.2024, 22:22  ✶  
Szedł sobie spacerkiem, wydeptując coraz głębiej ścieżkę prowadzącą od baru "U Lizzy" do "Warowni u Brenny". Od czasu kiedy starszy brat jego przyjaciółki z dzieciństwa poprosił go o kilka prac w ogrodzie, każdego dnia, każdej godziny spędzonej w obrębie Longbottomowych murów czuł się jakoś bardziej... warowniowy. Nawet wczorajsze wydarzenie, kiedy rośliny zaatakowały bogu ducha winną dziewczynę, a ona zamiast uciec z krzykiem wciąż pytała czy nic się nie stało i tak jakoś... wszyscy byli tu dla niego mili, a miejsca było szczęśliwie tak wiele, że jak miał kaprys, to równie dobrze mógł zaszyć się w okolicach bielonego, świeżo postawionego płota i udawać że nie istnieje.

W sumie Brenna wspominała coś o tym, że ten domek co go remontował nie ma lokatora, więc może...

Sapnął gniewnie na siebie kręcąc głową w swojej upartości godnej Białki i Miłki, dwóch kóz, które wciąż pozostawały w szopie na tyłach baru babci pewnej dziewczyny, która przed laty odjechała w siną dal, pozbawiając go marzeń o szczęśliwym zakończeniu. Nie mógł być ciężarem. Pracować u kogoś - dobrze. Spać? Zajmować przestrzeń? Narzucać się? Angażować się? Niedopuszczalne. Szczególnie biorąc pod uwagę przepaść finansową, która dzieliła jego i gospodarzy tego domostwa. Czułby się zwyczajnie niezręcznie.

Zupełnie jak teraz, gdy stanął u wejścia, a dwójka nieznajomych piła piwo. Nie żeby miał coś przeciwko piwu, z jego gardła w ostatnich miesiącach nawet raz czy dwa wyrwało się zawołanie, że hop szklankę piwa a czasem nawet dwie. On jednak tylko dostarczał zlecenie, trzymał w dłoniach wiklinowy koszyk pełen pomniejszonych transmutacją drewnianych talerzy i kubków, które Brenna zamówiła na tańce, które miały się rychło odbyć. Na które też mnie zaprosiła... ojojoj...

Już miał przejść obok, gdy w twarzy jednej z osób rozpoznał tę, którą ledwie wczoraj stratował swoim kniejowym błogosławieństwem, dbającym o to, by obrośnięte listowiem serce należało do wiekowiej, magicznej, puszczy. Słyszał tu i ówdzie, że jest to klątwa żywiołu ziemi, ale jego matka mówiła, że to nie klątwa tylko właśnie dar od Kniei, który miał go chronić. A matka by go przecież nie okłamała prawda? Teraz jednak kraśniał wspomnieniem minionej rozróby i ukłonił się przed nimi.

– Dzień dobry, ja... ja tylko zostawię zamówienie i em... i pójdę nie chcę... nie chcę przeszkadzać, ale mogę... mogę pomóc jakby co, chociaż to teoretycznie nie jest ogród, ale no tu też przycinam krzewy żeby się dobrze prezentowały, więc jak trzeba pomocy, to ja... to ja chętnie pomogę. – Wyprostował się nagle z drugim oddechem pełnym nie pytania, nie proponowania a Wzmożonej Potrzeby Pomocy Dorze Którą Wczoraj Moje Kłącza Nie Żeby Celowo Ale Jednak Zaatakowały Olaboga Dobrze Że Nic Ci Się Nie Stało. Odłożył kosz na ziemi podwijajac rękawy kraciastej koszuli. Jego włosy były jasne pewnie jak piwo które pili, broda zdobiła jego twarz fałszywie postarzając go, bowiem tak z zachowania jak i blasku w błękitnych oczach widać było dobrą, prostolinijną duszę, której jeszcze nie podeptały okoliczności szalejącej w Anglii wojny.
Queen of May
But green is the color of earth,
of living things, of life.

And of rot.
Jasnoniebieskie oczy, brązowe włosy i jasna, posiadająca nieliczne piegi cera. 168 wzrostu, o szczupłej sylwetce. Wokół niej unosi się intensywny aromat ziół i zapachowych świec. Dłonie w niektórych miejscach ma permanentnie odbarwione od eliksiralnych składników i roślin którymi się zajmuje.

Dora Crawford
#3
05.07.2024, 00:36  ✶  
- Może być z butelki - zapewniła, odstawiając na bok miotłę bo sprzątanie dobiegło do końca. Chyba. Ale nie ważne ile razy przerzucała w głowie kolejne pomieszczenia i listę zadań, to tym bardziej utwierdzała się tylko w przekonaniu, ze akurat ta część dzisiejszego dnia była dzisiaj za nimi. - Jakiś czas temu wstawiłam pranie, więc pewnie już się skończyło i można by je powiesić. - przyjęła przeznaczoną sobie butelkę z ciepłym uśmiechem i pociągnęła z niej łyk. - Ale oprócz tego to teraz złapać za dekoracje i sprawić, żeby wszystko wyglądało ładnie - pokiwała głową, już teraz przekonana, że cokolwiek nie zrobią to cała Warownia będzie wyglądać wręcz fenomenalnie.

- O. Dzień dobry - odwróciła twarz w kierunku Samuela, który zatrzymał się przed gankiem, na którym właśnie stali z Thomasem. - Zamówienie? - odstawiła butelkę, przechylając się w stronę barierek i wychylając, by lepiej widzieć zawartość koszyka. - Zamówienie! - zeskoczyła po trzech schodkach, które prowadziły na poziom trawnika i zaraz przypadła do talerzy i kubków, które przyniósł. - Jakie ładne! Piękne są! Thomas patrz, to na potańcówkę! - wyciągnęła jeden z talerzyków, wyraźnie zachwycona, najpierw mu się przyglądając, a potem prezentując dzieło Hardwickowi. - A właśnie, znacie się? Thomas, to jest Samuel. Samuel, to Thomas. Też mieszka z nami w Warowni. Erik poprosił Samuela, żeby czasem nam pomagał w ogrodowych sprawach - jej twarz jaśniała, jakby w ogóle już zapomniała o tym, co właściwie stało się poprzedniego dnia, albo przynajmniej nie miała zamiaru tego jakkolwiek rozpamiętywać. - A pomoc zawsze chętnie przyjmiemy, prawda? Szykujemy Warownię do Lammas i chcemy ją udekorować. Ale może się napijesz z nami? Mamy piwo, ale jeśli chciałbyś cokolwiek innego to możemy zrobić, albo poprosić Malwę, żeby zrobiła - i żeby nie czuła się aż tak strasznie zrozpaczona tym, że wszyscy jej podbierali obowiązki. - I nie martw się, że to nie ogród, bo do niego też dojdziemy. Wypadałoby się zająć strachem na wróble bo straszy już nie tylko ptactwo - zachichotała, wyraźnie rozbawiona, chociaż po trochu to żal jej było tego straszydła. Dwa dni temu sama się go nawet wystraszyła jak o zmierzchu wyszła do ogródka.


The woods are lovely, dark and deep, 
But I have promises to keep, 
And miles to go before I sleep.
Pies policyjny
Live fast,
pet dogs
Tomasz przede wszystkim jest wysoki, nawet bardzo. Ma 192 centymetry wzrostu więc nietrudno go zauważyć w tłumie. Nie mówiąc już o tym, że prawie zawsze oślepia uśmiechem. Jego włosy przyjmują barwę bardzo ciemnego blondu, jego oczy są niebieskie, na twarzy często widnieje zarost - uważa, że tak wygląda przystojniej. Jest dość dobrze zbudowany. Zwykle ubiera się w stonowane kolory, jeansom często towarzyszy sweter lub koszulka z kołnierzykiem, rzadko sięga po koszule, które według niego są strasznie niewygodne. Podczas słonecznych dni towarzyszą mu jego ulubione okulary przeciwsłoneczne, w te chłodniejsze ukochana skórzana kurtka z brązowej skóry. Można czasem wyczuć od niego dym papierosowy, znacznie częściej jednak przesiąka zapachem kawy oraz swojej wody kolońskiej o nucie lawendy i cedru.

Thomas Hardwick
#4
15.07.2024, 23:43  ✶  
Rzeczywiście, zrobili już sporo. Podał butelkę Dorze, która widać miała w głowie pełną listę tego, co jeszcze należało zrobić. Uśmiechał się, gdy intensywnie myślała, biorąc pierwszy łyk piwa, słuchając jej kolejnych poleceń.
- To może zerknijmy najpierw na to pranie, a dekoracjami zajmiemy się na koniec? Widziałem, że został już narzucony motyw słoneczników, ale możemy dorzucić jakieś kłosy zbóż i inne kwiat z ogrodu? Będzie na pewno ładnie - zapewnił, sam widząc jak starania kolejnych osób przynoszą efekty. Sam pewnie nigdy nie wystroiłby sam swojego starego mieszkania, ale rozumiał, czemu inni to robili. Była to bardzo ładna tradycja.
Nie spodziewał się gości. Może dlatego w pierwszej chwili zmarszczył brwi widząc nieznajomego, zaraz jednak uśmiechnął się do mężczyzny widząc reakcję Dory.
- Nie przeszkadzasz. - Machnął ręką, podchodząc, by obejrzeć wykonane przez nowo poznanego kubki i talerze. Widział, że gość miał fach w ręku, choć może nie był w tym specjalistą. Podobał mu się taki rustykalny motyw na potańcówkę. Nie mógł się doczekać kolejnej okazji do spędzenia miło czasu. Ostatnio było ich niezwykle dużo. Czuć było letnią energię, która na nich działała.
- Miło mi poznać. - Wyciągnął rękę, gdy Dora postanowiła zdradzić ich imiona. Nie miał jej oczywiście za złe. Samuel wydawał się miły, może trochę nieśmiały, ale przyjaciele jego przyjaciół byli jego przyjaciółmi czy jakoś tak.
- Piwo mogę zaraz przynieść, nie ma problemu, jest naprawdę dobre - zapewnił, pokazując na dowód butelkę z etykietą znanego czarodziejskiego browaru. W końcu jeśli chcieli go wykorzystać do innych obowiązków niezwiązanych z ogrodem, to należała się jakaś zapłata, nawet jeśli w postaci bursztynowego płynu.
- O tak, ten strach na wróble już nie działa tylko na kruki i wrony, ale i na mnie. Szczególnie jak zdarza mi się wracać późno z pracy, zawsze muszę podskoczyć na jego widok. Kilka razy widziałem też jak obszczekiwały go psy. Mam gdzieś jakąś starą koszulę, trochę już dziurawą, można ją wypchać na nowo słomą, a resztę doklecić z tego co pozostało po naszym strażniku - podpowiadał. Z rodzeństwem zawsze na nich spadała obowiązek wykonania stracha na wróble i zawsze mieli z tym wiele frajdy. - Ale najpierw te pranie - przypomniał, wiedząc, że lepiej rozwieszać białe prześcieradła będąc jeszcze w miarę czystym. Mrugnął do Sama, mają nadzieję, że trochę się rozluźni.
przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#5
19.07.2024, 12:54  ✶  
– Tak tak e jestem Samiwcaleniemieszkamwwarowniznaczybrennamiproponowalaalenojakbytenniechcesienarzucacczycoś – wybabrolił pod nosem speszony mocno, oddając naczynia Dorze a samemu wycofując się dwa kroki. Jego oczy zeszkliły się lekko, nie był przyzwyczajony do takiego entuzjazmu na swój widok, z resztą w ogóle nie był za bardzo przyzwyczajony do rozmawiania z ludźmi.

– Mogę... mogę pomóc tak – dodał jeszcze kuląc ramiona, co przy jego wzroście nie wyglądało zbyt korzystnie. Ręce wsadził głęboko w kieszenie jeansowych spodni, obserwując to jedną, to drugą osobę i rozważając w spanikowanej głowie czego właściwie się od niego oczekuje. – Piwo tak, poproszę. – dodał, bo chyba tego, że się z nimi napije. Dzisiaj nie miał pracować, a taka pomoc przy domu, to w ogóle nie zaliczał jej jako pracy.

– Moja mama lubiła Lammas zawsze ona okadzała nasz dom, żeby ochronić go przed złymi duchami i niepomyślnością – wspomniał – ale to dopiero jutro prawda? – zmarszczył brwi, bo w sumie nie ogarniał do końca kalendarza, nawet jeśli jego dobowy rytm obecnie odmierzany został odliczaniem do Potańcówki, na którą być może - tego nie był pewien - został zaproszony w celach romantycznych przez jednego z domowników.

– Kruki i wrony najlepiej reagują na to, jak co się błyszczy. W sensie strach. I jak jest dużo kolorowych szmat, bo wtedy myślą sobie, że coś się tam rusza i wolą nie ryzykować. Chociaż nie wiem jak tu, jak w dolinie. W Kniei ptactwo było tak oswojone z nami, że mogłem je odpędzać tylko swoimi łapami, a to i tak na krótko starczało. No chyba, że moja mama przetrąciła kark kilku. Może to lepszy sposób w sumie mmm... Gdy wiedzą, że to teren łowiecki drapieżnika. W sensie no... – speszył się, bo mając w pamięci miłość Dory do roślin zlękł się, że tak samo kocha wszystkie zwierzątka i mogłaby go teraz bardzo nie lubić i naskarżyć jednak Brennie, że powołał do życia klątwą żywiołów kilka nowych gatunków w ogrodzie.
Queen of May
But green is the color of earth,
of living things, of life.

And of rot.
Jasnoniebieskie oczy, brązowe włosy i jasna, posiadająca nieliczne piegi cera. 168 wzrostu, o szczupłej sylwetce. Wokół niej unosi się intensywny aromat ziół i zapachowych świec. Dłonie w niektórych miejscach ma permanentnie odbarwione od eliksiralnych składników i roślin którymi się zajmuje.

Dora Crawford
#6
21.07.2024, 06:42  ✶  
Crawley bardzo, ale to bardzo chciała wyrobić przed jutrzejszym dniem z tymi wszystkimi porządkami i obowiązkami, może dlatego tak dokładnie sobie poukładała w głowie ten dzień, zapobiegając tym samym swojemu ewentualnemu roztrzepaniu, które przecież się jej zdarzało od czasu do czasu. Chciała jutro móc cały dzień spędzić na Lammas bez martwienia się o to, że po powrocie będzie musiał coś jeszcze ogarnąć, zanim przejdzie do rytuału. Bo przecież o to chyba chodziło, prawda? Żeby dzień święty święcić i poświęcać mu jak najwięcej myśli zamiast brać się za robotę.

- W sumie masz rację, najpierw pranie - zgodziła się bez oporów, podzielając opinię że najlepiej brać się za to czystymi rękoma. Nawet przechyliła się przez próg, zaglądając do wnętrza posiadłości i głośno prosząc Malwę, żeby przyniosła im to pranie.

Dora uśmiechnęła się lekko, trochę znacząco co na opowieść Thomasa o jego przygodach ze strachem na wróble, bo kiedy wspomniał o obszczekujących go psach miała ochotę zapytać, czy on też się do nich przyłączył. Ale nie zrobiła tego, zaraz karcąc się w myślach, bo to by było niemiłe!
- Musisz zatem częściej wybierać ścieżkę do drzwi wejściowych, zamiast wchodzić od strony sadu - poradziła, zaraz zwracając twarz w kierunku Samuela. - My będziemy zapalać świeczkę. Zwykle robi się to nad bochenkiem chleba albo ziołami. No i jeszcze modlitwa. Ale w sumie słyszałam, że niektórzy tak okadzają domy, bo to stara tradycja. Kiedyś się tak dużo rzeczy okadzało, żeby odegnać złe duchy - ale ludzie byli leniwi, więc powoli ograniczali niektóre elementy tradycji. Jej zdaniem świeczka też robiła robotę, ale była raczej nieco innym sposobem na zrealizowanie tych samych zamiarów. Dym okadzał i odganiał złe duchy, a światło świeczki zwracało uwagę bóstw na modlitwę o ochronę.

- O, no to weźmiemy koszulę Thomasa, ale dodamy do nich jeszcze coś. Znajdzie się tu pełno nieużywanych ubrań czy po prostu tkanin... - zaczęła całkiem pogodnie, ale potem do niej dotarło co właściwie dalej powiedział Sam i przez chwilę tylko patrzyła do niego, mrugając. - Ale jak to... prze... Wiecie co, jestem pewna że wzmocnienie efektu zaklęciem wystarczy. Ostatnio eksperymentowałam z takim odstraszającym psy od ogródka, więc takie odstraszające kruki, wrony i inne ptaki też powinno zadziałać - zaśmiała się nieco nerwowo.


The woods are lovely, dark and deep, 
But I have promises to keep, 
And miles to go before I sleep.
Pies policyjny
Live fast,
pet dogs
Tomasz przede wszystkim jest wysoki, nawet bardzo. Ma 192 centymetry wzrostu więc nietrudno go zauważyć w tłumie. Nie mówiąc już o tym, że prawie zawsze oślepia uśmiechem. Jego włosy przyjmują barwę bardzo ciemnego blondu, jego oczy są niebieskie, na twarzy często widnieje zarost - uważa, że tak wygląda przystojniej. Jest dość dobrze zbudowany. Zwykle ubiera się w stonowane kolory, jeansom często towarzyszy sweter lub koszulka z kołnierzykiem, rzadko sięga po koszule, które według niego są strasznie niewygodne. Podczas słonecznych dni towarzyszą mu jego ulubione okulary przeciwsłoneczne, w te chłodniejsze ukochana skórzana kurtka z brązowej skóry. Można czasem wyczuć od niego dym papierosowy, znacznie częściej jednak przesiąka zapachem kawy oraz swojej wody kolońskiej o nucie lawendy i cedru.

Thomas Hardwick
#7
22.07.2024, 16:15  ✶  
Nie miał zbyt wielu planów na jutro, wiedział jednak, że nie pozwoliłby Dorze dziś gonić z tymi wszystkimi obowiązkami samej, dlatego nie widział powodu, by nie pomóc jej skończyć wszytkiego dziś, a jutro po prostu cieszyć się wolnym świętem. Czasami miło było popatrzeć na kogoś, kto szczerze przejmował się wszystkimi tradycjami, które wcale nie były dla niego aż takie oczywiste. Chłonął tę ekscytację, która wywoływała na jego twarzy uśmiech.
A im większa ilość osób, od których mógł się czegoś o Lammas nauczyć, tym w sumie ciekawiej.
Uniósł brwi na wybełkotane słowa, których nie do końca zrozumiał, nie skomentował ich jednak w żaden sposób. Zamiast tego, gdy tylko Malwa przyniosła pierwszy z koszy z praniem poprosił ją o kolejne piwo, samemu nie chcąc przerywać rozmowy. Nadal trochę dziwnie było wysługiwać mu się skrzatką, miał jednak z nią kilka rozmów dotyczących zabierania jej pracy. Starał się więc co prawda jej pomagać, ale dawał też w większości przypadków wolną rękę.
- Ścieżka od strony sadu jest o wiele przyjemniejsza. Zresztą, dobrze wiesz, że po prostu lubię tam przesiadywać. - Można było go tam w ciepłe dni spotkać częściej, niż w jego własnym pokoju, który tu otrzymał. Może dlatego, że nie do końca potrafił przyjąć gościnności Longbottomów ciągle czując się tu jak gość. Taki, który został tu na bardzo długo.
Przysłuchiwał się ich opowieściom o Lammas, samemu nie mogąc za wiele dodać. Nie mógł jednak nie zauważyć pewnych podobieństw. W końcu w kościele, do którego kiedyś ciągnęła go matka, także używano kadzidła, domy oczyszczano skrapiając je wodą święconą, a chleb był jednym z ważniejszych symboli tej wiary. Tu jednak złe duchy bywały bardziej namacalne, szczególnie, gdy tak jak Irytek wylewały ci wiadro pomyj na głowę, dosłownie.
Rzadko wspominał o podobnych sprawach swojej rodzinie.
- Malwa zapowiedziała, że upiecze chleb, ale zioła też możemy zebrać z przydomowego ogrodu, razem z kolejnymi ozdobami - wtrącił jedynie z uśmiechem.
A potem przekręcił z zaciekawieniem głowę, słuchając o przygodach Sama z ptakami. Usłyszał wyraźnie słowo łapy i jako animag dość szybko dorobił sobie do mężczyzny nową teorię, nie dopytywał jednak więcej. Nie każdy lubił chwalić się swoimi umiejętnościami. Makabryczna opowieść także nie robiła na nim wrażenia.
- Mój ojciec pewnie by się z tobą zgodził. Ganiał nie raz ptaki z widłami, narzekając, że te paskudy wyżrą mu całe zasiane ziarno z pola, rzadko jednak kiedy naprawdę podejmował środki inne niż strachy na wróble, choć widziałem w jego oczach, że żałuje braku strzelby. - Westchnął na wspomnienia. Ojciec po tym jak podupadł na zdrowiu już raczej nie miał ganiać za wronami po polach. Co najwyżej  mógł obserwować ptaki z nienawiścią w oczach, zostawiając walkę z nimi młodszemu bratu Thomasa.
A potem uśmiechnął się do Dory, kiwając głową na jej pomysł.
- Myślę, że zaklęcie powinno pomóc, szczególnie jeśli zastosujemy rady o błyskotkach i tych kolorowych tkaninach. Może Malwa znajdzie nam jakieś stare szaty domowników. A teraz proponuję zabrać się za robotę. - Wskazał palcem dwa kosze pełne upranych ubrań, po znów napił się piwa na zachętę. Odstawił butelkę, po czym chwycił jeden kosz, który zaczął nieść w stronę rozciągniętych pomiędzy palami linek, na których mieli suszyć pranie.
przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#8
22.07.2024, 21:30  ✶  
– Och och ja wiem gdzie są stare ciuchy domowników! – Czy powinien wykrzyczeć to z takim entuzjazmem? No nie powinien. Ale cieszył się, że może się na coś przydać tej grupce szykującej się na Lammas, a bardzo, bardzo chciał być pomocny. Pewnie spojrzeli na niego jakoś, a on swoim antyspołecznym mózgiem zinterpretował, że to na pewno jest to słynne krzywe spojrzenie, od którego zwinął się nieco w sobie i wybąkał pod nosem przepraszająco: – No bo, bo Bee mi pokazywała no bo idę na tę no... idę na tańce bo mnie... bo mnie ktoś zaprosił i trzeba było się jakoś ten... ubrać inaczej niż tak? – Zasugerował, przekonywał, mówił prawdę, ale brzmiał tak jakby się jej wstydził.

– Tam na piętrze jest taka wielka wielka szafa i Bee mówiła, ze tam są rzeczy, których i tak już nikt nie nosi, więc... Ale ja chętnie pomogę przy tym strachu na wróble bo wiecie, bo no... bo je robiłem, co nie? Mogę też, jeśli potrzeba wyrzeźbić im jakieś twarze. Mam przy sobie coś co nada się na dłuto – a potem zorientował się, że Thomas wziął jeden z koszy i no pospiesznie zabrał drugi i poczłapał za nim jakby to on animagował normalnie w psa, a nie jego rozmówca. Byłoby bardzo śmiesznie gdyby już się znali, ale w swoich bardziej zwierzęcych postaciach: Hardwick jako pies, a Sam jako krogulec, bo zdarzało mu się w ptasiej formie przesiadywać w ogrodzie Warowni, zupełnie jakby był to jego ogród. Cóż mógł poradzić na fakt, że czuł się w niej bezpiecznie?
Queen of May
But green is the color of earth,
of living things, of life.

And of rot.
Jasnoniebieskie oczy, brązowe włosy i jasna, posiadająca nieliczne piegi cera. 168 wzrostu, o szczupłej sylwetce. Wokół niej unosi się intensywny aromat ziół i zapachowych świec. Dłonie w niektórych miejscach ma permanentnie odbarwione od eliksiralnych składników i roślin którymi się zajmuje.

Dora Crawford
#9
26.08.2024, 01:21  ✶  
Cieszyło ją, że miała ręce do pomocy. Co prawda nie miała nic przeciwko temu, by wszystkim zająć się sama, ale zwyczajnie lubiła towarzystwo. I takie, które samo się zaoferowało i takie, które napatoczyło się całkiem przypadkiem, jak Samuel teraz. A w sumie im więcej tym weselej no i szybciej uda im się skończyć to, co na dzisiaj miała zaplanowane.
- Hm... w sumie tak sobie teraz pomyślałam, czy działa na ciebie czasem moje zaklęcie odstraszające od ogródka - wymruczała, wyraźnie w tym momencie odbiegając myślami od oglądanych naczyń. No bo skoro specjalnie próbowała obłożyć grządki zaklęciem odstraszającym psy, to kiedy Thomas się zmieniał to chyba powinno to na niego działać? Bo był wtedy psem? Dla niej przynajmniej było to poniekąd logiczne, bo się nie zastanawiała aż tak bardzo nad wielowarstwowością swojego zaklęcia, ale może?

Odłożyła oglądane przedmioty do koszyczka, niemal dokładnie tak samo jak wcześniej poukładał je w nim Samuel, a potem przeniosła spojrzenie na Hardwicka.
- Tak, mam tam takie, które będą odpowiednie, więc tyle dobrego że pod ręką - zdziwiłaby się w sumie, gdyby nie miała czegoś takiego. Bo to by znaczyło, ze pewnie znowu jakiś pies rozkopał jej ogródek i wszystko zniszczył. Dora ściągnął brwi na wzmiankę o strzelbie, bo to już było trochę dla niej za dużo, takie mordowanie ptactwa dla samego mordowania. Rozumiała oczywiście, że w niektórych sytuacjach były traktowane jak szkodniki, ale to człowiek wchodził na ich terytorium i naruszał równowagę środowiska. Może wynikało to z jej obrzydzenia do przemocy, a może z faktu że była czarownicą, ale o wiele bardziej podobały jej się te mało brutalne sposoby. Jak zwykły strach, nawet jeśli nie w stu procentach skuteczny, albo odstraszające zaklęcie.

- Oh, nie takie ciuchy - powiedziała z przepraszającym uśmiechem, jakby tą uwagą popsuła wszystkie plany Samuela. - Bren pokazywała ci takie odłożone na czarną godzinę, a ja mam na myśli takie, które się już do niczego nie nadają bo są poprzecierane, dziurawe albo podarte. Szmaty są na strychu albo w schowku. Można poprosić potem Malwę, żeby nam je dała, żeby nie trzeba było ich szukać. Ale zrobienie buzi strachowi to fenomenalny pomysł. Zróbmy to, proszę.
Klasnęła jeszcze wesoło w dłonie, wyraźnie zachwycona pomysłem rzeźbienia twarzy, a potem sama łyknęła piwa, w ślad za Thomasem. Chciała też rzucić zaklęcie na drugi kosz, ale McGonagall złapał za niego sam, więc zwyczajnie ruszyła za nimi w kierunku rozwieszonych na świeżym powietrzu sznurków. Niby mogli to pranie podsuszyć zaklęciami, ale była zdania że niektóre rzeczy lepiej kiedy działy się w naturalny sposób. Ale co mogła zrobić za pomocą magii, to zacząć rozwieszać pranie, kiedy już kosze znalazły się na ziemi. Prześcieradło wesoło uniosło się pod wpływem gestu jej dłoni i radośnie zaczęło wieszać się na sznurku, a spinacze zaraz powędrowały w ślad za nim, zabezpieczając je przed wiatrem.
przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#10
20.10.2024, 10:11  ✶  
Oczywiście pomógł wieszać, a translokacja... cóż, ta nie była domeną na której się nie znał, więc różdżki poszły w dłoń, bo choć sam raczej używał rąk, to nie chciał odstawać.

Zaraz potem poszli do góry, zebrali ubrania i szmaty, by w przydomowym ogrodzie pojawił się strach na wróble. Na kruki. Na wrony. Na wszelkie ptactwo, które miałoby do tego ochotę. Dłuto poszło w ruch, Sam nie zamierzał robić twarzy stracha wiarygodnej. Raczej dążył do ptasiej, złowrogiej, jakby to drapieżnik miał tańczyć pośród gałęzi. Choć kochał drzewa i kochał las takim, jakim był, to jednak robienie w drewnie ratowało go w długie, bezsenne zimowe wieczory. Zabawne, jak potrafił przemierzać jako niedźwiedź wiele, wiele mil by dotrzeć do innego lasu niż Knieja, by sięgnąć po drewno inne niż to z uświęconej ziemi.

Gdy skończył, spojrzał się krytycznie na swoje dzieło.

– Chyba byłoby lepiej, jakby się ruszał. Jakby zatańczył. Jakby... jakby ptaki rzeczywiście myślały, że to wielki i złowrogi przeciwnik. Hmm... dobrze spróbujmy jakoś go wprawić w ruch... – Gdy robił swoje figurki, one ruszały się tylko trochę. Kto wie, może teraz też tylko trochę wystarczy. Tylko trochę, odnawiane co jakiś czas.

Skoncentrował się na zaklęciu, przywołując w pamięci pnącza, które tak surowo karały jego gdy emocji było dość. Ruchome, ale może nieco "leniwsze", tak by nie robiły domownikom krzywdy, a tylko dawały pozory tańca, ruchu, przeganiania latających szkodników.



transmutacja III + tworzenie rzeczy z drewna II
transmutowanie ramion stracha w zmęczone ruchome pnącza

Rzut Z 1d100 - 64
Sukces!

Rzut Z 1d100 - 65
Sukces!
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Thomas Hardwick (1258), Dora Crawford (1933), Samuel McGonagall (1998)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa