• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 … 3 4 5 6 7 … 14 Dalej »
[noc z 01.07 na 02.07.1972, sen] Wszyscy jesteście równi... Naprawdę?

[noc z 01.07 na 02.07.1972, sen] Wszyscy jesteście równi... Naprawdę?
Czarodziej
Less colours but still colorful
Średniego wzrostu (174 cm), lekko umięśniony. Włosy ma w kolorze ciemnego brązu, zazwyczaj schludnie ułożone, z opadającymi na oczy w barwie orzecha laskowego kosmykami. Nos ma lekko zadarty, na słońcu wychodzi mu te kilka piegów, zdobiących jego policzki.

Jessie Kelly
#1
20.06.2024, 18:42  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 21.06.2024, 12:12 przez Jessie Kelly.)  
Zadanie Miesiąca Równości 2/5

Chata wyglądała... Uhm...

Zwykła chata, wzniesiona na polanie, oddalonej od jakiegokolwiek miasta. Osamotniona chata, w której wnętrzu z pewnością panował chłód zarówno latem, jak i zimą. Na drzwiach ślady działającego na nich czasu, na ścianach piętrzący się dziki bluszcz, którego nikt nie przycinał, za oknami firany z mało wyraźnym wzorem. Na dachu wznosił się komin, z którego leniwie ulatywały skromne kłęby jasnego dymu. Rozejrzał się.

Chata otoczona była równym płotem z ciemnego drewna, które zdecydowanie należałoby potraktować kolejna warstwa farby, żeby prezentował się dobrze. Furtka szeroko otwarta, poruszana leniwie przez wiatr, wymuszając pracę rdzewiejących już, skrzypiących zawiasów. Najwidoczniej osoba, która zamieszkiwała to domostwo, nie dbała tak bardzo o szczegóły, albo z jakiegoś powodu nie mogła się o wszystko zatroszczyć.

Kawałek ziemi przy wschodniej ścianie domu był odgrodzony siatką. Chodziły tam kury, dziobiąc w ziemi, rozgrzebując ją pazurami lub biegając jedna za drugą. W drewnianej, prowizorycznej wolierze spał kogut. Jedna kurka leżała w kącie zagrody i cieszyła się ciepłym słońcem.

Niedaleko padły się również krowy, trochę dalej owce i biegały konie. To był zwykły dom zwykłego człowieka, prowadzącego zwykłe życie ze swoją zwykłą rodziną. Mugolak albo mugol, mało prawdopodobne, by było inaczej.

Po co tu przyszedł? Jak się tu znalazł? Co to wszystko miało niby znaczyć?

Dlaczego nie mógł po prostu się odwrócić i odejść?

Jego stopy same oderwały się od ziemi. Próbował je zatrzymać, ale te go nie słuchały i prowadziły go do przodu, wpierw przez wydeptaną ścieżkę prowadzącą z furtki do werandy i po skrzypiących schodkach do drzwi. Jego dłoń sama odnalazła klamkę, nacisnęła ją i pchnęła drzwi, odsłaniając przed nim ciemny korytarz, z którego docierały do niego czyjeś przytłumione głosy i dziwny, mało przyjemny zapach.

Jego ciało poruszało się bez jego woli, jakby ktoś prowadził go na niewidzialnych sznurkach, jak marionetkę na scenie. Ale nie było publiczności, bo tę zasłaniały ściany. Kto więc oglądał to przedstawienie? Kim był ten marionetkarz, który się nim tak bawił? Czego dotyczyło to całe przedstawienie?

Niemal widział, jak ściany się zbliżały, czuł je, gdy ocierały się o jego ramiona i próbowały go zgnieść. Drżącą dłonią sięgnął do swojej szyi i rozpiął pierwszy guzik koszuli, czując, że jeżeli szybko nie dostanie powietrza, to padnie bez przytomności w tej chwili. Świadomość go jednak nie opuszczała, a nogi niosły go dalej, uwalniając z małego korytarza i wpuszczając do większego salonu.

Głosy były wyraźniejsze. Dwie kobiety, to było pewne. Jedna z nich, ta, która mówiła wyraźniej, musiała być młodą kobietą, może zbliżoną do niego wiekiem. Druga natomiast mówiła słabiej, jej głos ginął w przy niektórych słowach i charczał, z trudem łapała powietrze. Jessie, już trochę bardziej świadomy, dokąd prowadziło go ciało i że nie było warto z tym walczyć, bo jego nogi nie słuchały jego woli, przeszedł w głąb skromnie urządzonego salonu, przez kolejny krótki korytarzyk do sypialni, przez której uchylone drzwi był już w stanie coś dostrzec.

W sypialni panował półmrok, jedyne okno zasłonięte było ciemną zasłoną. Na łóżku, stojącym w samym kącie pokoju, leżała kobieta. Starowinka, chociaż ciężko było określić jej wiek jedynie po bieli na włosach i starczym głosie, gdy jeszcze nie widziało się z bliska twarzy. Pochylała się nad nią młoda kobieta. Córka, może synowa, a może to była wnuczka? Ubrana skromnie, z rozpuszczonymi włosami w barwie gorzkiej czekolady.

Nie widziały go... Nie słyszały go...

-Już dobrze, mamo... Niedługo przyjedzie lekarz... Ciii... - mówiła ta młoda dziewczyna, powoli przesuwając dłonią po bladym, niemal szarym policzku swojej... matki, na to wychodziło.

Kobieta, leżąca pod grubymi kocami, była chora. I to ciężko chora - żeby to stwierdzić, wcale nie trzeba było być magomedykiem, ani nawet uczniem Akademi Munga. Nawet stażysta w Banku Gringotta był w stanie to stwierdzić.

Tym razem już w pełni świadom i w pełni kontroli nad swoim ciałem, Jessie przeszedł przez próg, zbliżył się do łóżka i wyciągnął dłoń, by położyć ją na ramieniu młodej dziewczyny. Może mógłby pomóc... Może był w stanie coś zrobić... Jeżeli choroba matki była wywołana jakąś klątwą, to może... Może mógłby...

Jego dłoń przeszła przez ramię dziewczyny, jakby była zrobiona z powietrza.

To dlatego go nie widziały, chociaż stukot jego butów powinien zwrócić ich uwagę. One go po prostu nie widziały, jakby był duchem.

Lekarz miał wkrótce przybyć... Lekarz... Na półkach żadnych ruchomych zdjęć... Żadnych ksiąg z zaklęciami, recepturami mikstur... Nigdzie w pobliżu łóżka nie zobaczył również różdżki. Nie widział nic, co mogłoby wskazywać, że te dwie kobiety należały do świata magii.

Chora kobieta wzięła głęboki wdech, zapewne pierwszy od bardzo dawna, przekręciła głowę i spojrzenie jej mętnych, zmęczonych oczu w barwie wypłowiałej zieleni natrafiły na Jessiego. Jednak go widziała? A może jej wzrok nie był w stanie odczytać już żadnych obrazów?

Choroba pożerała resztki jej siły. Niewiele zostało jej czasu.

To samo z pewnością powiedziałaby mu postać w czerni, czająca się w kącie pokoju. Nie robiła nic, jedynie przyglądała się matce
i córce. A jednak jej obecność zwiastowała jedno.


W bogato urządzonym salonie wszyscy biegali. Skrzaty domowe omal nie potykały się o własne stopy i wbiegały jeden w drugiego, przenosząc ręczniki, ubrania, zużyte materiały, mise i wszystko inne, czego ich Panowie mogli teraz potrzebować.

Gustowne meble, bogato zdobione zastawy, ruchome portrety, biesiadujące i plotkujące między swoimi ramami. Niektóre przerwały zabawy, szeptały między sobą i biegały z ramy do ramy lub próbowały zaglądać do innych pokoju, w którym panowało największe poruszenie. Jessie przeszedł przez dwuskrzydłowe drzwi, znad których łypał jednooki lew, i wszedł do obszernej sypialni, stając pomiędzy dwoma nastoletnimi chłopcami.

Była ich ósemka. Stali przy ścianie, jedno obok drugiego, od najwyższego do najniższego i Jessie podejrzewał, że owo ustawienie odnosiło się również do wieku, więc tych dwoje, pomiędzy którymi stał, musiało być najmłodszymi.

Przed nimi stało łóżko królewskich rozmiarów, z sufitu nad nim spływał baldachim z cienkiego, jasnego materiału. Pod równie bogato zdobioną pościelą leżał mężczyzna starczego już wieku z zapadniętymi policzkami i strawionymi chorobą siłami. Z jednej strony łóżka doglądała go żona, łkająca cicho i ściskająca jego dłoń, a z drugiej pochylał się nad nim magomedyk, mamroczący pod nosem podczas oględzin i mieszający składniki, których Jessie nie widział, w małym glinianym naczyniu.

Czarodzieje. A sądząc po wystroju wnętrza - najpewniej czystokrwiści.

Mugol i czarodziej. Oboje trawieni chorobą, której objawy były wręcz identyczne. Dlaczego akurat te obrazy? Dlaczego te perony?

Widzisz ich, ale czy dostrzegasz, kim są?

Postać w czerni przesunęła się w powietrzu, wpierw za najstarszym z synów, a w następnej sekundzie po prawicy Jessiego. Wysoka, ale szczupła, w płynącym po ziemi płaszczu, w którym zdawało się ginąć wszystko. Wywoływała dreszcz. Goła czaszka, wyłaniająca się spod kaptura, nosiła uśmiech, ale postać nie radowała się. To był wygląd, który nosiła od wieków i ukazywała tym, których wkrótce miała zabrać ze sobą.

Śmierć.

On wkrótce umrze, głos Śmierci wdzierał się w głowę, rozrywał myśli i wpychał się w świadomość, roszcząc sobie miejsce na samym przodzie, jak najważniejszy generał. Osieroci dzieci, owdowi małżonkę i pozostawi po sobie cały swój majątek. Wszystkie pieniądze i ozdoby, które gromadził przez te wszystkie lata swojego długiego życia. Jego różdżka zostanie złamana przez jego małżonkę i złożona razem z nim w grobie. Może za kilka lat wypuści swoje pędy...

-...Dlaczego mi to pokazujesz?

Po ciebie, chłopcze, też przyjdę któregoś dnia. Prędzej, czy później, to już podyktuje los. To, jak prowadzisz swoje życie teraz, będzie miało swoje odzwierciedlenie w tym, jak cię zapamiętają, ale bogactwo, wpływy i siła nie uchronią cię przed śmiercią. Nie sprawią, że będzie ona dla ciebie łagodniejsza. Ani pieniądze, ani magia nie uchronią was przed końcem. Nie uciekniecie od niej. Umrzecie tak samo, jak tych, których nienawidzicie. Jak biedni i niemagiczni, bo W obliczu śmierci wszyscy jesteśmy równi.

Jessie przełknął powoli ślinę.

-Naprawdę?

...

-Naprawdę jesteśmy sobie równi?

...?

-Jak możesz tak mówić, kiedy już teraz możesz zobaczyć, jak wiele nas różni? - Jasper odwrócił się do Śmierci. -Wystarczy po prostu na to wszystko spojrzeć. Spojrzeć na nich. Tamta kobieta i ten mężczyzna? Tak, oboje umierają, ale nie możesz powiedzieć, że w ty momencie są sobie równi. Magia czy nie... Tamta kobieta była sama. Miała jedynie córkę, która nic nie mogła zrobić. Nie mogła nawet pomóc w uśmierzeniu bólu. Kto wie, czy lekarz w ogóle się u nich zjawi. A on? - Jessie wskazał na chorego czarodzieja akurat w momencie, w którym jedna z jego córek padła na ziemię, zalewając się łzami. -Czarodziej czystej krwi ze skrytką bankową opływającą w galeony. Z dużą rodziną, ze statusem i majątkiem. Ma wystarczająco pieniędzy, by opłacić prywatnego lekarza. Ma tyle pieniędzy, że mógłby opłacić najlepszego lekarza na ziemi. Może go wyleczą, może nie, ale z pewnością nie umrze w cierpieniu, a po jego śmierci wiele osób będzie go wspominać. Czy to samo możesz powiedzieć o tamtej kobiecie? Jak możesz mówić, że jesteśmy sobie równi?!

W momencie, w którym te słowa opuściły jego usta, by naparło na niego i pchnęło na ścianę (żaden obraz ani talerz nie spadł). Syknął cicho, a w następnej chwili całe jego ciało zamarło, gdy na szyi poczuł nacisk ostrego, zimnego metalu. Przy niewłaściwym ruchu ostrze mogło albo rozciąć mu skórę, albo poderżnąć gardło.

Powinieneś zważać na swoje słowa, chłopca, powiedziała Śmierć, stukając kościstym palcem o trzon swojej kosy. Jesteś zaledwie dzieckiem. Szczenięciem, które wciąż uczy się życia poza stadem. Wciąż masz jeszcze czas, ostrze kosy powoli uwolniło jego gardło ze swojego ucisku, Jeszcze nauczysz się dostrzegać to, co właściwe, i odrzucać to, co mami twoje zmysły. A gdy przyjdę po twój ostatni oddech, zapytam cię, czy dostrzegasz już różnicę. Tymczasem żegnaj, chłopcze. Jeszcze długa nauka przed tobą.


Jessie obudził się nagle, omal nie zrywając się do siadu. Ten sen był dziwny i przez kolejne kilka sekund jego ciało nie odpowiadało na rozkazy umysłu, każące mu się poruszyć. Minęła sekunda, potem dwie, potem trzy i w końcu Jessie zdołał poruszyć ramieniem, oprzeć dłoń o materac, podnieść się i sięgnąć po szklankę wody, która stała na stoliku nocnym.

Ten sen był bardzo dziwny i wciąż drżały mu dłonie.

W obliczu śmierci wszyscy jesteśmy równi.

Naprawdę? Czy naprawdę byli równi? Biedni i bogaci? Mugole i czarodzieje? Czy można było powiedzieć, że byli sobie równi?

Czy gdyby nastały czasy ciemności i ginęłyby miliony niewinnych, kogo by ratowano najpierw? Kto jako pierwszy zostałby wypchnięty na front, jako żywa tarcza?

I pośród tych wszystkich tragedii, morderstw i zagład, jak wiele znaczyłaby ona?

Jego śmierć?


Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Jessie Kelly (1696)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa