• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
« Wstecz 1 … 3 4 5 6 7 … 10 Dalej »
[wieczór 6.08.72] Villains that live in my head | Laurent & Nicholas

[wieczór 6.08.72] Villains that live in my head | Laurent & Nicholas
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#1
26.06.2024, 18:16  ✶  
And I've grown familiar with villains that live in my head
They beg me to write them so I'll never die when I'm dead

Tym razem nie było żadnego spóźnienia, nie można było mówić o tym, że pojawił się przed czasem. Minutka? Dwie? Przecież to żaden wyznacznik. Nie w świecie, w którym żył Laurent Prewett. Przybrany w swoją zwyczajową jasność - biel, odrobina błękitu nadająca znaczenia mlecznej, idyllicznej skórze, która chyba pękłaby pod mocniejszym dotykiem, a jednak - oto jest. Ostatni zastanawiając się nad tym, jak wiele znaczyły dla niego ostatnie spotkania z Nicholasem i układając sobie nowe wartości w głowie. Mówił wtedy szczerze - naprawdę wyniósł wiele z ich ostatniego spotkania. Dotarło do niego, jaki zrobił błąd prosząc go o to i że nie wziął poprawki, że przecież to miejsce wcale nie musi być dobre dla osoby, której dusza nie potrafiła latać. Ona potrafiła tylko pływać - i pływała. W odmętach Styksu, gdzie chłód gryzł koniuszki palców... jak wiele pracy było potrzebne, żeby tę wodę dla niego ocieplić i pokazać, jak wiele piękna przegapił spoglądając tylko przed siebie? Cena zmian zazwyczaj była wielka. A on niekoniecznie był w stanie tę cenę ponieść dla Nicholasa. Przecież sam potrzebował kogoś, kto założy za niego dług.

Mimo wszystkich wydarzeń, a może właśnie dzięki nim, czuł ulgę, że tutaj był. Ta ulga przywoływała do go porządku pytając, czy nie za bardzo chciał się oprzeć na tym człowieku. Osobie, której nie znał i która w wypowiadaniu się o sobie samym była bardzo małostkowa. Jedna, druga, trzecia porażka - nie można ich ponieść za wiele wobec ludu wokół siebie. Chyba dlatego, że trafił na grupę cudownych ludzi pozwalał się tym okropnym tak mocno dźgać nożem po żebrach. Przejeżdżały ostrza po kościach. Tylko tutaj... na ile była budowana nić zaufania? Spośród wszystkich osób, które ostatnio chciały objąć go ramieniem, Nicholas był jak chłodny okład na skaleczenia. Tylko jak długo? I czy to w ogóle miało sens? Chciał się trzymać układu, żeby zabezpieczyć siebie samego przed... przed wszystkim. Kolejnym rozczarowaniem, na przykład. Już nie był pewien, czy sam tym rozczarowaniem po prostu nie był. Te myśli wymiotły główny powód wizyty. Tak, kiedy ta koszula prezentowała dość mocno jego plecy, bo miała wycięcie, kiedy te spodnie prezentowały delikatne wstążki na bokach zbierające zgrabnie ich miękki materiał, kiedy właściwie można powiedzieć, że Prewett przypominał porcelanową lalkę, a nie człowieka, przyszedł tutaj żeby być odrobinkę więcej niż lalką. Nie bezbronną zabawką, za jaką kiedyś Dante go niewątpliwie miał. Przecież teraz to już było jawne wypowiedzenie wojny, a wymiana bukiecików i pozdrowień ledwie pstryczkami w noski.

- Nicholas. - Wypowiedział to imię z ulgą, prawie jakby spodziewał się kogoś innego za tymi drzwiami. Przymknął oczy w ciepłym, miłym uśmiechu, czując lekkie odprężenie mięśni. - Cieszę się, że cię widzę. - Nie chciał przesuwać ich znajomości do tego, czego potrzebował, ale również nie chciał wplątywać w to osoby niewtajemniczone. A potrzebował pomocy. Jeśli mógłby powiedzieć, co było jego największą siłą to powiedziałby, że właśnie znajomości. Ludzie, którzy gotowi byli wyciągnąć przed nim różdżkę, żeby ten świat go nie złamał. Pamiętał, że Nicholas zagajał o Dante, że w zasadzie sam brzmiał, jakby pomóc chciał, ale niekoniecznie wtedy sam Laurent chciał w pełni go wdrażać w swoje problemy. Teraz już nie bardzo miał wyjście. Och, to znaczy - mógł pójść do aurorów! Jasne... mógł też próbować działać sam. Ale czy nie było oczywiste, jak to się skończy? - Lubisz słoneczniki? - On uwielbiał, ale zaczynały mu się nieco źle kojarzyć. Wręczył mężczyźnie jednego - zerwanego ze swojego ogrodu, spoglądając, czy będzie jakakolwiek reakcja. - Musisz mi wybaczyć brak bardziej wykwintnego prezentu. Gubię ostatnio swoją głowę.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Niewymowny
Jeśli mnie nie lubisz, to twój problem, a nie mój.
Wysoki blondyn, mierzący 194 cm wzrostu. Jego niebieskie oczy przejawiają najczęściej chłód, odwagę, opanowanie, tajemniczość. Nie łatwo odczytać jego zamierzenia i jakie może mieć intencje względem osób drugich.

Nicholas Travers
#2
27.06.2024, 02:20  ✶  

To jedno z ostatnich spotkań u Laurenta w posiadłości, ta pamiętna rozmowa uświadomiły Traversa bardziej w przekonaniu, że powinien znacznie bardziej uważać na relację, jaką zbudował z Prewettem. Odcięcie się, ograniczenie kontaktu nie wchodziło w grę. Za bardzo zwróciłby sobą uwagę, sugerując, że coś mogło się stać. Nie mógł na to sobie pozwolić.

Kiedy więc dostał dość szybko list z zaproszeniem na randkę, nie ukrywał zaskoczenia. Początkowo myślał, że to musi być jakiś chory żart. Ale nie był. Nic mu się w tym liście nie podobało. Lecz poszedł. Pokazał Laurentowi dosłownie, jakie ma podejście do tego typu spotkań. Jeżeli mieli się spotykać, na zasadzie bliższych relacji, to nie mogą być to miejsca publiczne. Pokazał mu, że nie umiał w uczucia, w czułość taką, jaką by oczekiwał po nim Laurent. Chłód tego lata, nie topniał u Nicholasa tak szybko, jak śnieg na wiosnę.

Miałoby się przeczucie, że na tym będzie koniec. Że zrobią sobie przerwę. Ale nie. Laurent Prewett nie dał o sobie tak szybko zapomnieć. Najpewniej współlokator Nicholasa dostrzegł go, kiedy widział Traversa czytającego kolejny list Laurenta z prośbą o spotkanie. Tutaj jednak, sprawa wyglądała na pilną. Czytając treść listu, Niewymowny zmarszczył brwi, decydując się ostatecznie go przyjąć do swojego mieszkania. Bezpieczna przestrzeń dla jego samego. Jakoś nie uśmiechało mu się pojawiać ponownie na ziemiach Abraksanów i Selkie, gdzie nie wiadomo, czego się teraz spodziewać.

Nicholas uprzedził Rodolphusa wcześniej o tym, że będzie miał dzisiejszego dnia gościa. Nie stanowiło to problemu, aby na te kilka godzin, Lestrange wypełnił sobie ten czas w innym miejscu. Była to właśnie niedziela. Dzień wolny od pracy. Ten dzień tygodnia Laurent wybrał na spotkanie.

- Laurent.
Przywitał oczekiwanego gościa, otwierając drzwi. Punktualnie. Jakby z zegarkiem czekał pod drzwiami, żeby w odpowiednim momencie dać znać o swojej obecności. Nicholas dostrzegł w jego słowach wypowiedzianą ulgę? Adresu nie pomylił. Travers wciąż mieszkał tutaj.
Otworzył drzwi szerzej, gestem dłoni zapraszając do środka. Sądził, że znając jego gust, podejście do surowości wnętrza i nie posiadania roślin, było już zakodowane w umyśle Laurenta. Ale nie. Musiał wręczyć mu Słonecznika. Czy lubił słoneczniki?
- Tylko na cmentarzu.
Odparł bez cienia żartu. Kwiat dekoracyjny, wyglądem przypominający słońce, jakby chciał rozświetlić ponure miejsca. Mógł próbować tego dokonać na samotnie pozostawianych nagrobkach zmarłych. Zwracając na siebie uwagę.
Kultura nakazywała przyjąć prezent, więc to uczynił Nicholas. Nie wypowiadając tych słów "Dziękuję, nie trzeba było". Może gdyby miał tego nieszczęsnego konia od Rodolphusa, miałby czym go nakarmić.
- Dla spokojności Twojej głowy. Nie musisz przynosić mi prezentu, skoro sam nim jesteś. Wejdź.
Odpowiedział zwyczajnie, odbierając tego słonecznika i czekając aż Laurent wejdzie. Gdy tak się stało, Nicholas zamknął drzwi za nim. Skierował się do części kuchennej, aby wyjąć jedną z wysokich szklanek, żeby nalać wody i wsadzić do niego słonecznika. "Oby szybko zwiędło." – pomyślał. Ale nie okazywał po sobie niczego takiego związanego z niechęcią do posiadania roślin w mieszkaniu. Ostatnio za często się tutaj pojawiały. Nie zapomni tego pierdolonego bukietu, jaki Rodolphus dostał pół miesiąca temu. Dobrze, że szybko zniknął z tego mieszkania.
- Napijesz się czegoś? Herbata? Czy może ze względu na dyskretnie wspomniany przypadek w liście, wolisz coś mocniejszego?
Zapytał uprzejmie, opierając dłonie o biodra czarnych spodni. Na sobie miał czarną  koszulę z krótkim rękawem. A mroczny znak, spoczywał ukryty pod zaklęciem maskującym. Tak. U Traversa wciąż dominowała czerń w odzieży, bądź inne zimne kolory. To się nie zmieniło. Podobnie jak samo wnętrze mieszkania. Wciąż zimne barwy, bez dekoracji.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#3
27.06.2024, 10:48  ✶  

Nie wysilił się na większy uśmiech, bo nie miał na niego siły. Nie to, że nie chciał, fizycznie nie był w stanie po tych felernych paru dniach, nieprzespanej nocy poprzedzonej okropnym weselem, wizycie w kasynie a później uganianiem się za zwierzętami, bo ktoś postanowił sobie z niego zakpić i zacząć krzywdzić stworzenia pod jego opieką. Kpina... żart. Dla drugiej strony, dla Thorana Yaxleya, był to żart. Śmierć była żartem. Dla niebezpiecznej ilości osób taką była. Stała się też nawet teraz dla Laurenta, który na obwieszczenie, że słoneczniki dobrze wyglądały na cmentarzu odpowiedział:

- Więc przynajmniej do czegoś się ten kwiatek przyda. Rzuć go na nagrobek albo na pierś, która już nie oddycha. - Żart. Pół-żart. Żart, ale jednocześnie powiedziany takim tonem, że... nie, inaczej. Przecież Nicholas był fatalny w rozumieniu żartów, a chociaż właśnie ton był żartobliwy to Laurent mówił całkiem poważnie. Niekoniecznie miał na myśli dosłowne morderstwo, chociaż to one kręciło się po jego głowie, kiedy wysyłał list i kiedy wszedł do mieszkania Nicholasa. Tak samo zimnego. Pustego. Wyobcowanego, jakby zupełnie nikt tutaj nie mieszkał. Spojrzał na parapet, na którym kiedyś stała roślina, ciekaw, czy już zwiędła, czy może powitała się z koszem i dawno nie zdobiła tej pustej i obcej przestrzeni.

- Ach tak? - Obrócił głowę w kierunku Nicholasa słysząc, że sam jest prezentem. Cóż za gładkość wypowiedzi! Niemal jakby Nicholas ćwiczył! Albo może to tylko przypadek takiej odzywki? W lepszym humorze doceniłby bardziej, teraz mózg atakował go hasłami uprzedmiotowienia i własnej słabości, że wszystko jest sprowadzone do tego samego. Nicholas chciał pokazać Laurentowi jedno, a Laurent wysunął wnioski zgoła inne - o swoich niedopatrzeniach, a nie o tym, że Nicholas chciał mu udowodnić, do czego to on się nie nadaje. - Herbaty. - Wstrzymał dłoń w powietrzu stopując przed tymi propozycjami mocniejszych trunków. Nadal miał wrażenie, że dręczy go kac po wczorajszym upiciu się. Tak, upiciu. Już miał na tyle dość wszystkiego, że jak na swoje normy pochłonął stanowczo za dużo alkoholu. - Potrzebuję namierzyć Dantego, albo chociaż osoby wokół niego. - Powiedział wprost, przechodząc za Nicholasem do kuchni, ale nie usiadł na krześle - zwyczajnie chciał mu potowarzyszyć w robieniu herbaty, zanim przejdą do salonu. A to, co miał do załatwienia, chciał załatwić szybko i konkretnie. Wtedy można przejść już do przyjemniejszych rzeczy... albo przynajmniej mieć w miarę spokój umysłu. Albo to tylko wymówki, bo za każdym razem Laurentowi podobało się to, co widzi - Nicholas w całości. I skoro mógł go mieć dla siebie na chwilę czy dwie to czy to nie było wspaniałe? Być takim prezentem? Obustronnym. Bo przecież Nicholasowi brakowało tylko wstążeczki na szyi z kokardą. - Potrzebuję pomocy. Nie mam już żadnych praktycznie żadnych aktywnych kontaktów na Nokturnie. - Prawie. A na pewno niekoniecznie aktywnych na tyle, żeby wtajemniczać ich w sprawę. Chociaż pracował nad tym, żeby to odzyskać. - A jeśli wcześniej zdechnę to już wiesz, co zrobić ze słonecznikiem. - Ot i puenta żartu.

Tylko że Laurent nie żartował, nawet jeśli dziwny uśmieszek błądził na jego ustach pod podkrążonymi ze zmęczenia oczami.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Niewymowny
Jeśli mnie nie lubisz, to twój problem, a nie mój.
Wysoki blondyn, mierzący 194 cm wzrostu. Jego niebieskie oczy przejawiają najczęściej chłód, odwagę, opanowanie, tajemniczość. Nie łatwo odczytać jego zamierzenia i jakie może mieć intencje względem osób drugich.

Nicholas Travers
#4
01.07.2024, 23:36  ✶  

Przyglądając się Laurentowi, Nicholas dostrzegł, że nie wyglądał ze swoim urokliwym nastrojem zadowalająco. Jak wiele musiało się wydarzyć od ich fatalnej "randki", żeby móc zobaczyć go w takim stanie?  Coś musiało mieć miejsce w tym krótkim czasie.

Żart słonecznika, niby był tym żartem, ale nie do końca musiał tak brzmieć. Nicholas nie odniósł się do tych słów, o odpowiednim zastosowaniu kwiatka. Wsadził go do wysokiego naczynia z wodą i postawił na stole. Potem się nim zajmie. Jeżeli zaś chodzi o tę charakterystyczną roślinę, jaką Laurent mu wręczył, to niestety nie przetrwała swojego czasu. A może właściciel mieszkania postanowił zabrać ją w inne miejsce? Tym samym mógł dawać do zrozumienia, że to mieszkanie nie jest miejscem dla jakichkolwiek roślin. Ale chętniej za to gościł Laurenta. Selkie pożądane przez niektóre osoby.

- Rozgość się.
Tyle odpowiedział na jego "ach tak". Nie musi stać jak kołek. Rozglądać się. Mógł usiąść na krześle przy stole jadalni, która włączona była do kuchni. Dalej mieli przecież salon. W końcu te trzy elementy "pomieszczeń" łączyły się w jeden duży.

Skoro herbata, Nicholas przygotował ją na dwa kubki. Wrzucił susz, wstawił wodę do zagotowania i jednocześnie słuchał Prewetta. Lubił to, jak się od razu przechodziło do rzeczy. Nie przerywał mu. Spojrzał na niego dopiero, jak ten zwrócił się swoimi słowami o pomoc.

- Dlaczego potrzebujesz go odnaleźć? Albo jego towarzyszy?
Zapytał. Zwyczajnie, jakby Laurent nie prosił go o nic niemożliwego. Jakby takie pytania, prośby były na porządku dziennym. Nicholas nie okazywał jakichkolwiek emocji pod względem takiego tematu. Pamiętał, że zaproponował mu swoją pomoc. I o tę pomoc, właśnie teraz prosił go Laurent.
- Co zrobisz, jeżeli go dostaniesz?
Dopytał drugim pytaniem. Wpatrując się w Prewetta z góry. W końcu był od niego wyższy.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#5
06.07.2024, 08:39  ✶  

Przewartościowanie tego, co robiło się ze swoim życiem i energii, jaką poświęcało się poszczególnym osobom wymagało odrobiny więcej niż uzmysłowienie sobie, że rozdawanie siebie nie było dobrym pomysłem. Nawet czegoś więcej niż dotarcie do punktu, w którym niedobrze się robiło od samego spoglądania na wczoraj i myślenia o tym, że miało też nadejść jakieś jutro. Nie w jego stylu było wątpienie w sens życia i pragnienie jego zakończenia, ale użalanie się nad sobą i tym, co się działo, wychodziło mu całkiem nieźle. Choć już tu błędem początkowym było nazywanie tego "użalaniem". Człowiek potrzebował mniejszych rzeczy niż upadające i rozpadające się życie, żeby współczuć samemu sobie.

Przez moment nie sądził, że to pytanie jest na serio, które zadał Nicholas. Przez moment sądził, że jest raczej retoryczne, bo rozumie się samo przez siebie, bo przecież przed momentem powiedział... nie, nie powiedział. W zasadzie wcale nie powiedział dlaczego chce go znaleźć... tylko czy to była w ogóle już sprawa Nicholasa? Czy on chciał, żeby to była sprawa Nicholasa do tego stopnia? Gdzieś na poziomie personalnym i dalej idących planów? Nie. W zasadzie to nie chciał.

- Potrzebuję informacji. - Kłamać tym nie mniej też nie chciał. Zwyczajnie nie musiał się nad tym szczególnie rozwodzić. - Kogo? Dante? - Kąciki ust mu drgnęły w niedowierzającym uśmiechu. Dostanie Dante w ręce... ha... to dopiero była przyszłość niewiadoma, daleka i niepewna. - Zastanowię się, kiedy to będzie osiągalne. A będzie to odrobinę bardziej osiągalne, kiedy się dowiem o przynajmniej jednej lokacji, w której rezyduje. - Nie było prawdą, że nie tworzył jakichś zalążków fantazji związanych z tym, co by było gdyby. W tej idealnej wersji Dante trafiał do Azkabanu, ale były jeszcze różne inne opcje tych wydarzeń. Laurent nie miał pojęcia, że Dante po prostu wrócił do Rose Noire jakby nigdy nic, jakby nic się nie wydarzyło w przeciągu ostatnich lat. Nokturn nie był miejscem, w którym pojawiałby się zbyt często i nie był miejscem, w którym miałby nadmiar znajomości, co zresztą powiedział. A to stanowiło problem - włącznie z tym, że kręcić się tam nie mógł, jeśli życie i zdrowie były mu miłe. Więc tak, nie wiedział, co zrobi z Dante, kiedy "dostanie go w swoje ręce".



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Niewymowny
Jeśli mnie nie lubisz, to twój problem, a nie mój.
Wysoki blondyn, mierzący 194 cm wzrostu. Jego niebieskie oczy przejawiają najczęściej chłód, odwagę, opanowanie, tajemniczość. Nie łatwo odczytać jego zamierzenia i jakie może mieć intencje względem osób drugich.

Nicholas Travers
#6
12.07.2024, 19:35  ✶  

Powody znalezienia konkretnej osoby, mogą być różne. Laurent nie powiedział wprost, dlaczego chce odnaleźć Dante, albo kogoś, kto cokolwiek wie o jego lokalizacji. Choć lata minęły, od ostatniego upadku Rose Noire, Travers nie miał żadnego kontaktu z osobami zarządzającymi tamtejszą placówką. Dopiero w tym roku, doszły go słuchy o pewnych zmianach w niej zachodzących. O nowym właścicielu. Osobie, którą Nicholas dobrze znał. Dlatego zapytał wprost, dlaczego? Dlaczego Laurent chce go odnaleźć? Z chęci podjęcia rozmowy? Zabicia? Zastraszenia? Do czego może być zdolna selkie jego pokroju? Jak niebezpieczną grę Laurent chce prowadzić ze swoim dawnym oprawcą, opiekunem?

Informacje. Zawsze na początku o nie chodzi. Obserwując Prewetta, zdawał się nie być jakoś sobą. Skupionym na temacie rozmowy. Przy czym, Nicholas rzucił dodatkowo interesującym pytaniem z innej strrony. Co by Laurent zrobił, gdyby poszukiwanego czarodzieja dostał przed swoje oblicze? Widać było po jego minie, że najwyraźniej nie spodziewał się zostać o to zapytanym. Dla Nicholasa, nie był to temat zaskakujący, dziwny i niecodzienny. Nie dla kogoś, kto pracował i badał śmierć na co dzień.

Woda się zagotowała, więc słuchając jego odpowiedzi, zalał oba kubki. Odstawił czajnik i wyjął różdżkę, machnął na zalane naczynia, aby te powędrowały do części salonowej, postawione na ławie. Gdy tak się stało, schował magiczny patyk i spojrzał na Prewetta.

- Zechcesz się podzielić problemem, jaki Cię trapi?
Zapytał, wskazując także gestem dłoni kierunek salonu, aby mogli tam usiąść i na spokojnie porozmawiać. Jeżeli oczywiście Laurent chciał zwierzyć się z zaistniałego problemu, dotyczącego Dante. U Nicholasa przecież nie ma nic za darmo.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#7
14.07.2024, 22:01  ✶  

Nie podobała się jemu samemu ta odpowiedź i nie sądził, żeby podobała się komukolwiek. A może jednak? Może takiemu Nicholasowi miała szansę? Duma za nim nie przepadał. Abraksany mu nie ufały. Laurent nie chciał myśleć zbyt głęboko nad tym, dlaczego, tak samo jak bardzo świadomie, w dużej mierze, odsuwał od siebie wszystko to, co mogło Nicholasa łączyć z Nocturnem - miejscem wrogim człowiekowi. Miejscem, które było wrogie życiu. Nawet jeśli niektóre rzeczy, które tam robiono były niewątpliwie potrzebne. Pytanie o to, kto jest Śmierciożercą a kto nie stało się pewnym tematem na topie w jego głowie i dotyczyła też Nicholasa w pewnej chwili, ale te myśli nie tego nawet dotyczyły. Nie trzeba być jednym z tych terrorystów, żeby być po prostu... złym człowiekiem. Laurent starał się dostrzegać w Nicholasie dobro. Starał się odbierać od niego wszystkie te słodkie, przesyłane sygnały. Nie, nie wykluczał prawdy - brak akceptacji człowieka w całości było przecież zbrodnią. Było krzywdzące. Pytanie, czy w ogóle ich znajomość miała szansę się przesunąć do punktu, gdzie wzajemne zaufanie było jak oddychanie..? Nicholas nie sprawiał wrażenia osoby, z którą coś takiego byłoby proste.

- Czy naprawdę trzeba dokładniej ten problem opisywać? - Był wstrzemięźliwy - to znaczy Laurent był. Postawiony w pozycji defensywnej. Lekko rozdrażniony, bo i zmęczony. Bardzo zmęczony wszystkimi paskudnymi wydarzeniami i przytłoczony własnymi emocjami. Nie chciał tego wynosić i przenosić na Nicholasa, bo na to nie zasłużył. W zasadzie chyba traktował go najlepiej z tych osób, do których się zbliżył i w których ramionach poszukiwał schronienia, nawet jeśli tylko na chwilę. Skrył na moment twarz za dłonią i odetchnął, nim ruszył z nim do salonu. - Całkiem oficjalnie wypowiedziałem Dante wojnę, więc mój problem polega aktualnie na tym, że ja nie wiem nic o wrogu, a wróg wie o mnie dość sporo. - Ile dokładnie wiedział? Ha... to też chciałby wiedzieć. - Moim problemem jest więc to, że jeśli nie wiem nawet, jakimi lokalami teraz Dante operuje, o ile operuje, nie wiem, gdzie przebywa i... wiem jedno wielkie NIC to ciężko mi podjąć jakiekolwiek kroki, żeby pozbyć się problemu. - Bardzo dyplomatycznie ujął to "pozbycie się problemu". Czy myślał o morderstwie? Tak. W zasadzie to tak. Najbardziej cieniste myśli kładły się w tym kącie, ale wcale tego nie chciał - chciał, żeby stało się to, co powinno parę lat temu - żeby Dante trafił do więzienia. - Jeśli nie możesz mi pomóc znaleźć kontaktu na Nokturnie to znajdę kogoś innego. To nie jest żaden problem. - Czy na pewno nie był taki "żaden problem"? Nie, niekoniecznie, za to chciał, żeby to było jasne, że nie zamierzał się tutaj spowiadać z tej sprawy a jednocześnie, że nie zamierzał pozwolić sprawie przysłonić tej relacji. Bo Laurent nie przepadał za mieszaniem personaliów z biznesem.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Niewymowny
Jeśli mnie nie lubisz, to twój problem, a nie mój.
Wysoki blondyn, mierzący 194 cm wzrostu. Jego niebieskie oczy przejawiają najczęściej chłód, odwagę, opanowanie, tajemniczość. Nie łatwo odczytać jego zamierzenia i jakie może mieć intencje względem osób drugich.

Nicholas Travers
#8
07.08.2024, 01:42  ✶  

Nicholas mógł sprawiać wrażenie niegodnego zaufania. Mogły to być jednak pozory. Nie odrzucał ofert spotkań z Laurentem. Był dla niego przecież wyjątkową osobą, z którą mógł dosłownie o wszystkim porozmawiać. Nie musiał się z niczego zwierzać, ale mógł próbować zaufać. Nie było między nimi żadnego uczucia, mającego ich związać miłością. Żadnego. Typowa fascynacja na różnym poziomie. Jeden drugiego nie zdradzi.

Czy Nicholas pozwalał zobaczyć w sobie śmierciożercę? Absolutnie nie. To praca przecież mogła go zmieniać. Codzienne patrzenie w oczy śmierci. Trenowanie i doskonalenie Nekromancji. Z Nocturnem miał wiele wspólnego. Ale nikt nie musiał o tym wiedzieć. Bo i po co?

- Przyszedłeś o pomoc. Informacje. Nie potrzebujesz może dodatkowo wyrzucić z siebie ciążącego w sobie problemu?
Zapytał spokojnie. Kierując się z herbatami do części salonowej, zachęcając Laurenta do dołączenia.
"Wojna z Dante… Odważne." – stwierdził, słuchając skróconej wersji zaistniałego problemu. Nic więcej nie musiał dodawać. Tyle Nicholasowi wystarczyło. Dante najwyraźniej przyszedł po swoje. Już ostatnio Laurent wspomniał mu wizycie tej osoby.
Travers zajął miejsce na kanapie, klepiąc miejsce obok siebie, aby Laurent usiadł. Pozwoliłby mu nawet skorzystać z tej bliskości, aby dodać mu wsparcia. Objąć go, aby choć tutaj poczuł wagę bezpieczeństwa.
- Odważne jak na Ciebie, aby stawić czoło Dante.
Stwierdził już na głos.
- Nie będę wnikał co w ogóle zamierzasz. Jeżeli potrzebujesz informacji to zawsze należy szukać tam, gdzie to wszystko się wtedy skończyło. Ale również, zaczęło. Wiesz o czym mówię?
Spojrzał pytająco, porozumiewawczo. Skojarzy? Nicholas mówił o pewnym przybytku. Miejscu, gdzie się poznali, ale Laurent niewiele pamiętał. Tak. Rose Noire. Podobno ożyło, odbudowało się. Od tego miejsca, Laurent powinien spróbować. Może znajdzie dalsze poszlaki. Jeżeli chciał działać na własną rękę.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#9
08.08.2024, 11:09  ✶  

Och tak, był wyjątkowy. Nicholas był bardzo wyjątkowy - motyl na krańcach jego bladych palców, który przysiadał tam czasami. Mróz i otchłań zimna, w której poszukiwał światła i wlewał w nią swoje ciepło. Przynajmniej chciał to robić. Potem wpadał gdzieś w dół i zastanawiał się, czy w ogóle powinien. Gdzie zaczynała się i gdzie kończyła jego dramatyczna misja niesienia pomocy ludziom i poszukiwania dla nich innych ścieżek, jeśli sami jej nie wybierali? Wczorajszy dzień był jednym z najgorszych dni jego życia, zastanawiał się, czy może błogosławieństwem nie będzie jakaś ciężka gałąź, która spadnie z nieba, przygniecie go i już nie pozwoli oddychać. Ale oto był tutaj i mimo tylu negatywów naprawdę odczuwał ulgę. I chciał do tego mężczyzny lgnąć i chciał dzielić się z nim ciepłem i pokazywać mu, że w nim też jest więcej tego ciepła, niż sam potrafił przed sobą przyznać. Więc gdzie jest prawda?

- Ja... - Zawahał się. Wstrzymał dech, zostały rozchylone wargi - zdanie rozpoczęte i niedopowiedziane. Jakaś nadzieja, która mogłaby się przełożyć na wylanie z siebie wszystkiego, czego potrzebował. Co powinien przecież wylać z Victorią razem z lampką wina, ale tego nie robił. Pewne sekrety były tym, co związało motylą nóżkę z paluszkiem tego anioła, na którego dłoni na moment przysiadł. Zamknął usta i odetchnął. Mógł powiedzieć, że wcale nie chciał - to byłoby kłamstwo. Mógł powiedzieć, że chciał - i potem już niczego nie dopowiedzieć. - Nie wiem, Nicholasie. Czuję się chory. - Chory, ale niekoniecznie z powodu kaca, który też był tutaj nieprzyjemnym dodatkiem wspaniałego dnia po wczorajszym weselu.

Usiadł obok Nicholasa - albo się położył. Usiadł, by od razu przechylić się na Nicholasa, oprzeć na nim, przylgnąć do niego, objąć go. Ciepło. Bezpiecznie. Nie powinien się tak czuć, a czuł się najbardziej bezpiecznie. Na tyle bezpiecznie, że wręcz poczuł cały ciężar swoich napiętych ramion przygniatający do ziemi grawitacją.

- Czy głupota? - Odwaga... może to była odwaga, skoro nie czuł strachu. Ten się pojawiał, oczywiście! Wraz z każdym spotkaniem, które mogło być bolesne, nieprzyjemne, gwałtowne. Lecz nie, to nie tak. Nawet na jego romantyzm nie mógłby powiedzieć, że był odważny w tym wszystkim. - Nikt nie będzie mi dyktował życia. - Powiedział to bardzo cicho. Zacisnął nieco palce na materiale koszuli Nicholasa. - Nie mam wyboru. - Czy tego chciał czy nie, Dante pojawił się u jego progu, zapukał w niego, już przyniósł ze sobą ból i cierpienie. Mógł przynieść go o wiele więcej. Więc Laurent mógł na to patrzeć, albo starać się wygrać. - A jak myślisz, Nicholasie? Co ja mogę z nim zrobić? - Z Dante. Raz zawiódł, mógł drugi raz pozwolić sobie na porażkę? Nie mógł. - Ach tak... Rose Noire. - Miejsce, do którego mógł trafić. Do którego mógł się wybrać sam. Miejsce, do którego... czy on byłby w ogóle w stanie przekroczyć próg tego miejsca? Obrócił się tak, żeby z dołu, z nóg Nicholasa, spojrzeć na jego przystojną twarz - bożek wykuty z marmuru. Wyciągnął dłoń do jego twarzy, musnął ją palcami, jakby chciał się przekonać, czy jest dokładnie taka sama, jaką ją zapamiętał.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Niewymowny
Jeśli mnie nie lubisz, to twój problem, a nie mój.
Wysoki blondyn, mierzący 194 cm wzrostu. Jego niebieskie oczy przejawiają najczęściej chłód, odwagę, opanowanie, tajemniczość. Nie łatwo odczytać jego zamierzenia i jakie może mieć intencje względem osób drugich.

Nicholas Travers
#10
25.08.2024, 11:39  ✶  

Zawahał się. Być może Nicholas trafił w niego odpowiednimi słowami, zaznaczając powód przybycia tutaj. Jakby przypomniał mu, dlaczego zjawił się w jego mieszkaniu. Szukał przecież pomocy. A nią było także poszukiwanie wskazówek, informacji. Prewett przyznał, że nie miał za bardzo swoich znajomości, aby kopać głęboko. Travers z kolei takowe posiadał. Nie chciał jednak przed nim otwierać jasno swoich kart. Śmierć często grała nieczysto. Zakrytymi kartami. Przesuwając swoje pionki i figury na szachownicy. Manipulując swoją ofiarą. Który z nich dzisiaj, będzie miał przewagę?

Selkie czy Śmierciożerca?

Nicholas nie jednokrotnie zaznaczał, że może mu pomóc. Że jeżeli Laurent tego potrzebuje, może do niego się zgłosić. Nie dawał mu sobą żadnych wątpliwości i podejrzeń o złe zamiary. Choć było blisko w ostatnim ich spotkaniu, wybrnął z tego odpowiednio.
Nie zmuszał. To była jego decyzja. Widział, że Laurent próbował zebrać myśli. Rozważyć, czy chce się z nim czymkolwiek dzielić. Czy może swoim podejściem, Nicholas sprawiał, aby mu bardziej zaufał? Podzielił z problemem, jaki ciąży mu na duszy?

- Chory.
Powtórzył za nim to jedno słowo. Przyglądając mu się ponownie. To że był słaby, wiedział. Że chory – także. Czy za tym słowem, mogło kryć się coś jeszcze? Nie fizyczna dolegliwość, patrząc na jego ciało, ale psychiczna? Mentalna? Uczuciowa?
Ogólnie wewnętrzna.

Siedząc, Nicholas oparł się plecami o oparcie kanapy, pozwalając Laurentowi przechylić się do siebie. Objął go ramieniem, gdyż najwyraźniej selkie potrzebował bliższej bliskości. Zapewnienia bezpieczeństwa w jego obecności.

- Zależy jak na to spojrzeć. Co chcesz osiągnąć.
Może i była to głupota, ale też odwaga, która miała przysłonić ten strach, który mógł tutaj pozwolić sobie na ujście. Przy Nicholasie, nie musiał się kryć. Nie musiał zakładać maski. Mógł być sobą. 

Nie chciał, aby ktoś dyktował mu jak ma żyć. Był przecież wolny. Na ile to była prawda? Czy wciąż, czuł się więźniem przeszłości? Travers spojrzał na niego chłodnym spojrzeniem, skalanego zimnem śmierci serca. Pozwolił sobie przesunąć dłoń obejmującą jego ramię, na włosy, aby poczuć ich miękkość. Gładzić, aby uspokoić zlęknionego anioła. Niczym diabeł, okalający swoją anielską maskotkę, marionetkę. Będący jego siłą, cieniem, wsparciem, ochroną. Jego zapasowymi motylimi skrzydłami, skalanymi czernią. Błoniastymi, niżeli pierzastymi. Pomóc wznieść się wyżej, niżeli spadać w dół.

- Rób to, w czym jesteś dobry. Bardzo dobry. Wykorzystaj to, kim jesteś. Co potrafisz. Przypomnij sobie jak go poznałeś. W jaką grę z Tobą zagrał. Odwróć jej zasady na swoją korzyść.
Sugerował. Zachęcał? Był jego głosem niczym wąż kuszący o zakazany owoc. Był tym demonem, który kusił Lukrecję. Jak w Biblii Szatan, kuszący Ewę. Nie sugerował jednak zabijania. Zbyt odległa idea, aby posunął się do tego Laurent. A przecież wroga należy trzymać blisko, niżeli przyjaciela.
- Zadaj sobie pytanie. Zrobisz wszystko, dla swojej wolności? Jeżeli wciąż, czujesz się więźniem przeszłości?
Zapytał spokojnie, chłodno. Dając mu czas na zastanowienie się. Rozważenie swoich ruchów. Ułożenie szachownicy na nowo. Zaplanowania ruchów, z korzyścią dla siebie.
- Zastanów się. Chcesz być nadal pionkiem w jego grze, czy figurą? Uległą, czy dominującą? Czego masz w sobie więcej? Odwagi czy strachu?
Gładził dalej jego włosy. Rozkoszując się zapachem jego ciała. Jego osoby. Czując jego bliskość. Nieświadomego, że on sam mógł być jego pionkiem. Albo także  szlachetną figurą. Na jego szachownicy.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Nicholas Travers (2218), Laurent Prewett (3463)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa