10.07.2024, 11:14 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 14.07.2024, 11:19 przez Florence Bulstrode.)
Scenariusz Miesiąca Miłości
– Pamiętasz, dokąd mieliśmy jechać?
Ona nie pamiętała. Po głowie z jakiegoś powodu tłukła się jej myśl, że szli chyba na spotkanie (na randkę?), a potem nagle zrobiło się bardzo jasno: i później w pamięci tkwiła już tylko dziura. Nie była pewna, dlaczego miałaby iść na randkę z mężczyzną, który siedział naprzeciwko niej, skoro nie pamiętała kim był ani nawet jak miał na imię.
Właściwie nie pamiętała, jak sama ma na imię.
Mogłaby jednak przysiąc, że ona i ciemnowłosy człowiek się znają: że zna go doskonale, że może mu zaufać i że dobrze, że nie trafiła tutaj sama, tylko z nim. Nie pamiętała tylko dlaczego.
– A może wiesz chociaż, gdzie jesteśmy?
Nie była w stanie rozpoznać lotniska. Nigdy na żadnym nie była: nigdy nawet nie oglądała obrazków, bo nie chodziła w Hogwarcie na lekcje mugoloznastwa i nie miała w zwyczaj czytywać mugolskiej prasy. Samoloty były dla niej jedynie dalekimi kształtami na niebie, okazyjnie oglądanymi – gdy te trzy czy cztery razy podróżowała za granicę, robiła to za pośrednictwem świstoklików oraz promu. Nie zdawała więc sobie sprawy z tego, że siedzą na rządkach srebrzystych krzeseł, na których zwykle zasiadali pasażerowie, ani że za przeszklonymi oknami widać pasy startowe. Nie wiedziała, że panujące tutaj cisza i pustka są nienaturalne… ale to przeczuwała w jakiś sposób, bo pomieszczenie było wielkie, bardzo jasne, mogłoby pomieścić setki, może tysiące ludzi, a znajdowali się w niej tylko oni. Instynktownie spodziewałaby się zobaczyć tutaj całe tłumy. Poczucie niewłaściwości i jakiś ulotny niepokój, niezwiązany nawet ze stratą pamięci, a jakimś niedobrym przeczuciem, nie dawały jej spokoju i dobijały się natrętnie do głowy.
Oderwała wzrok od mężczyzny i przesunęła spojrzeniem po przeszkleniach: po widocznych w oddali maszynach – i pomyślała, że to chyba są te mugolskie samoloty, tyle że zaraz za tą myślą przyszła kolejna, że właściwie to nie jest pewna, kim są mugole. A potem zwróciła wzrok na podświetlaną tablicę na jednej ze ścian. Przypominała jej trochę rozkłady na stacjach kolejowych, wyświetlających godziny i cele odjazdów oraz przyjazdów: ale tutaj zamiast miejscowości pojawiały się nazwy takie jak Druga Strona, Limbo, Świat żywych, Zaświaty, Piekło, Niebo.
– Zastanawiam się, czy umarliśmy – dodała cicho, opuszczając spojrzenie na własne dłonie. Były blade, wypielęgnowane, i zdawały się prawdziwe, realne, nie należały do ducha.
Z jakichś powodów, chociaż myśl o tym, że mogła umrzeć, ją niepokoiła, to nie czuła takiego przerażenia, jak prawdopodobnie powinna.
– Pamiętasz, dokąd mieliśmy jechać?
Ona nie pamiętała. Po głowie z jakiegoś powodu tłukła się jej myśl, że szli chyba na spotkanie (na randkę?), a potem nagle zrobiło się bardzo jasno: i później w pamięci tkwiła już tylko dziura. Nie była pewna, dlaczego miałaby iść na randkę z mężczyzną, który siedział naprzeciwko niej, skoro nie pamiętała kim był ani nawet jak miał na imię.
Właściwie nie pamiętała, jak sama ma na imię.
Mogłaby jednak przysiąc, że ona i ciemnowłosy człowiek się znają: że zna go doskonale, że może mu zaufać i że dobrze, że nie trafiła tutaj sama, tylko z nim. Nie pamiętała tylko dlaczego.
– A może wiesz chociaż, gdzie jesteśmy?
Nie była w stanie rozpoznać lotniska. Nigdy na żadnym nie była: nigdy nawet nie oglądała obrazków, bo nie chodziła w Hogwarcie na lekcje mugoloznastwa i nie miała w zwyczaj czytywać mugolskiej prasy. Samoloty były dla niej jedynie dalekimi kształtami na niebie, okazyjnie oglądanymi – gdy te trzy czy cztery razy podróżowała za granicę, robiła to za pośrednictwem świstoklików oraz promu. Nie zdawała więc sobie sprawy z tego, że siedzą na rządkach srebrzystych krzeseł, na których zwykle zasiadali pasażerowie, ani że za przeszklonymi oknami widać pasy startowe. Nie wiedziała, że panujące tutaj cisza i pustka są nienaturalne… ale to przeczuwała w jakiś sposób, bo pomieszczenie było wielkie, bardzo jasne, mogłoby pomieścić setki, może tysiące ludzi, a znajdowali się w niej tylko oni. Instynktownie spodziewałaby się zobaczyć tutaj całe tłumy. Poczucie niewłaściwości i jakiś ulotny niepokój, niezwiązany nawet ze stratą pamięci, a jakimś niedobrym przeczuciem, nie dawały jej spokoju i dobijały się natrętnie do głowy.
Oderwała wzrok od mężczyzny i przesunęła spojrzeniem po przeszkleniach: po widocznych w oddali maszynach – i pomyślała, że to chyba są te mugolskie samoloty, tyle że zaraz za tą myślą przyszła kolejna, że właściwie to nie jest pewna, kim są mugole. A potem zwróciła wzrok na podświetlaną tablicę na jednej ze ścian. Przypominała jej trochę rozkłady na stacjach kolejowych, wyświetlających godziny i cele odjazdów oraz przyjazdów: ale tutaj zamiast miejscowości pojawiały się nazwy takie jak Druga Strona, Limbo, Świat żywych, Zaświaty, Piekło, Niebo.
– Zastanawiam się, czy umarliśmy – dodała cicho, opuszczając spojrzenie na własne dłonie. Były blade, wypielęgnowane, i zdawały się prawdziwe, realne, nie należały do ducha.
Z jakichś powodów, chociaż myśl o tym, że mogła umrzeć, ją niepokoiła, to nie czuła takiego przerażenia, jak prawdopodobnie powinna.