Rozliczono - Geraldine Yaxley - Piszę, więc jestem
—Jesień 1959—
Łazienka Jęczącej Marty, Hogwart
Erik A. Longbottom & Geraldine Yaxley
Szósty z kolei powrót na rozpoczęcie roku w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie nie był dla Erika najlepszym doświadczeniem na świecie. W gruncie rzeczy powinien się cieszyć. SUMy były już za nim i uzyskał całkiem dobre wyniki, a owutemy miał zdawać dopiero w przyszłym roku. Czego chcieć więcej? Przedostatni rok spędzony w szkolnych murach powinien spędzić, pogłębiając zdobyte już przyjaźnie, tak jak robiła to większość jego rówieśników.
Tyle że większość ludzi z jego rocznika nie została pogryziona przez niezidentyfikowanego wilkołaka w środku letniego bankietu. Większość jego znajomych nie spędziła też ostatnich tygodni wakacji w szpitalu św. Munga, starając się dojść do siebie po tym traumatycznym wydarzeniu. Po powrocie do szkolnej rutyny Erik postanowił więc zrobić to, co robił najlepiej, czyli na dobre zanurzyć się we wszystkich możliwych zajęciach pozalekcyjnych.
Dzieciaka z pierwszych roczników potrzebowały pomocy w lekcjach? Nie ma problemu, bardzo chętnie pomoże! Trzeba było asystować jednemu z nauczycieli przy jednym z kółek zainteresowań? A jakże, proszę tylko podać datę! Trening Quidditcha przed oficjalnym meczem? Gdzie jest moja miotła, zastanawiał się wtedy tylko Erik.
Nie inaczej było tym razem. Po kolejnym treningu młody czarodziej maszerował wraz z Geraldine Yaxley przez szkolne korytarze, aby jak najszybciej wrócić do Pokoju Wspólnego Gryffindoru na małą imprezę zresztą członków drużyny. Niestety, gdy maszerowali przez jedno z pięter Hogwartu, żołądek młodego Longbottoma postanowił się zbuntować. W sumie nic dziwnego.
Latał z jednej klasy do drugiej, do Wielkiej Sali wpadał tylko na obiad, a chwilę później wypadał z niej jak burza, byleby tylko zdążyć na kolejne spotkanie. Wszystko, aby uniknąć niepotrzebnych spojrzeń i pytań. Teraz to nadzwyczaj szybkie tempo życia, w które władował się w ostatnich tygodniach, postanowiło dać o sobie znać.
— Niedobrze mi — oznajmił nagle, odwracając ku pannie Yaxley nieco zzieleniałą twarz. — Potrzymaj mi miotłę, ja tylko...
Skrzywił się i niemalże wepchnął swoją miotłę dziewczynie, po czym pognał do najbliższej łazienki, którą okazała się łazienka Jęczącej Marty. Skąd o tym wiedział? Cóż, gdy tylko otworzył z impetem drzwi do pomieszczenia, z jednej z toalet wyleciał na niego duch dziewczyny, łkając wniebogłosy. A to zdawało się tylko pogorszyć stan Erika, gdyż ten, gdy tylko wpadł do najbliższej toalety i od razy zwrócił cały lunch do muszli. Dobrze, że przynajmniej nie miał długich włosów, bo musiałby prosić o pomoc Geraldine, Norę lub Brennę, żeby trzymały ku za te jego głupie kudły w takich momentach.
— Na Merlina... To mi nie służy — wyjąkał Erik, klęcząc na starych kafelkach.
Chwilę mu zajęło, żeby się podnieść z podłogi, ale koniec końców stanął w miarę pewnie na obu nogach. Odetchnął ciężko. Cóż, na mnie poczuł się nieco lepiej. Eh, gdyby ktoś teraz jeszcze przyniósł mu szklankę przegotowanej wody, to już w ogóle byłoby idealnie. Idąc powoli krok po kroku w kierunku umywalek, Erik zastanawiał się, co też musiała pomyśleć o nim znajoma z drużyny. Na co dzień raczej nie miał takich problemów.
— Oh, jak dobrze — mruknął, oblewając sobie twarz chłodną wodą.
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.❞