Tego dnia ruch w jego kuźni był mniejszy niż zwykle, nie żeby kiedykolwiek tłumy waliły drzwiami i oknami, jednak zazwyczaj co jakiś czas przychodził do pracowni czarodziej lub dwóch. Kierowani ciekawością, lub potrzebą zakupu jakiegoś ekstrawaganckiego prezentu. Sporadycznie zdarzał się klient, który potrzebował konkretnej broni czy pancerza. Nic dziwnego, mało kto na strzelaninę przychodzi z nożem. Większość sprzedawców byłaby raczej niezadowolona z małego obrotu. Flitwick jednak miał w tej kwestii jedną przewagę, on sam był nie tylko handlarzem ale i wytwórcą. Taki czas spędzał po prostu przy kowadle, na parterze budynku i obserwował kątem oka dzwonek na suficie, który obwieszczał przybycie klienta.
Dzisiaj zajmował się stosunkowo prostym zamówieniem jakim był niewielki sztylet. Zakończył już ostrze i zajmował się pokrywaniem ostrza niewielkimi runicznymi znakami. Prawdopodobnie nigdy nie miały zostać wykorzystane zgodnie z zastosowaniem, ale jak mówi stare przysłowie, klient miał zawsze rację. Skoro złoto płynęło to Calas nie zamierzał się kłócić. O ile czarodzieje bywali ortodoksyjni w kwestiach ubioru i niektórych zachowań, to proszenie losu o klientele zakutą w zbroję i gotową do walki ze smokami było graniczące z urojeniami.
Spokojna praca dłutem została przerwana przez dzwonek. Stękając raczej dla zasady niż z rzeczywistego bólu pleców, podniósł się z krzesła i skierował w stronę schodów by przywitać gościa. Kilka kroków po żelaznych stopniach i kowal wyłonił się zza lady wycierając z rąk resztki smarów.
- Witam, w czym mogę pomóc? - Zapytał jeszcze nie w pełni wyłoniwszy się zza lady. Następnie spojrzał w kierunku drzwi widząc potencjalną klientkę. Przechylił lekko głowę jakby szukając czegoś w odmętach swojej pamięci. - Nie znamy się przypadkiem? - Dodał po chwili ze zmieszanym uśmiechem.