• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 … 10 11 12 13 14
| 6.09.1969 Londyn | Pogrzeb, Garść galeonów i Stara szafa | Astoria&Logan

| 6.09.1969 Londyn | Pogrzeb, Garść galeonów i Stara szafa | Astoria&Logan
Widmo

Astoria Trelawney
#1
04.11.2022, 18:23  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 04.11.2022, 18:26 przez Astoria Trelawney.)  

6.09.1969
cmentarz w Londynie






Końcówka lata zapowiadała się pięknie, było naprawdę ładnie, acz niekoniecznie bardzo gorąco. Astoria stwierdziłaby, że jest idealnie, dokładnie tak jak być powinno. Wietrzyk owiewał zebranych, dając im nieco orzeźwienia na tym małym Londyńskim cmentarzyku. Była to średniej wielkości grupka ludzi, widoczne było, że status zmarłego przyciągnął tu sporą część z nich. Stali otaczając niewielki grób, do którego złożona właśnie została trumna z drogiego hebanowego drewna. Na samym na czele tego pożegnalnego wianuszka stała młoda kobieta. Odziana w czarną dopasowaną w talii sukienkę sięgającą do połowy łydki, z bufiastymi lekkimi rękawami. Ciemne włosy miała upięte w wysoki kok, a na twarzy nie gościł nawet grama makijażu, jedyną ozdobą był naszyjnik na jej szyi i niewielkie kolczyki w uszach. Oczy miała podpuchnięte, wyraźnie zapłakane, jakby naprawdę żałowała zmarłego. Prawda jednak była taka, że łzy spływające po jej policzkach nie nosiły w sobie odrobiny smutku, przynajmniej nie z powodu śmierci męża.

Nie żałowała go ni trochę. Wręcz przeciwnie. Gdy tylko wyzionął ducha, gdy jego serce się zatrzymało, ostatni oddech opuścił jego ciało, ona odetchnęła z ulgą. Nie mogła tego okazać, musiała udawać. Zrozpaczoną, bezradną, młodą wdowę, której właściwie runął, a nie pojawił się w nowych barwach.

Astoria przecierała policzki czarną chusteczką, obserwując, jak jej oprawca powoli ląduje pod ziemią, jak razem z nim znika niewidzialne pęto z jej szyi. Żadnego więcej wystawania pod jej drzwiami, domagania się po pijaku wypełniania małżeńskiego obowiązku, bo kolejna kochanka zorientowała się, że nic nie wyniknie z jej usilnych starań i udawania zadowolonej ze swojej sytuacji. Koniec podejrzanych ludzi domu, strachu, że może któryś z nich z zemsty zabije ją. Nie będzie musiała więcej udawać głupiutkiej i ślepej. Wolność. W tym przypadku jednak wolność wiązała się też z zatraceniem części siebie, sprzedaniem części wspomnianej wcześniej wolności komuś, kto znał się na pozbywaniu się takich szumowin jak jej mąż. Zyskała skazę na duszy, plamę w umyśle, ale gdyby tego nie zrobiła, jakby to się skończyło? Może ona leżałaby zamiast niego w tej trumnie? Wolała o tym nie myśleć. Zamiast tego rozejrzała się, dostrzegając stojącą obok siostrę Williama razem z mężem. Gdzieś widziała jednego z podejrzanych biznesowych interesów nieboszczyka, kilka twarzy członków rodziny, których kojarzyła chyba wyłącznie z ich wesela. Była też jedna sylwetka, którą poznała od razu, mimo że mężczyzna stał w znacznym oddaleniu od całej reszty. Chwilę przyglądała się Loganowi, a następnie znów wróciła do rolki zrozpaczonej, nieszczęśliwej kobiety.

Kiedy pogrzeb się zakończył, przyjęła to z ulgą. W końcu mogła odpocząć od ludzi, od całego tego zgiełku, tłum powoli rozchodził się, a ona stała nad mogiłą, jakby czekała, chciała się upewnić, że William na pewno nie wstanie, nie wykopie się. Ktoś patrzący z boku uznałby, że żegna się z ukochanym. Ona jednak czerpała przyjemność z tego widoku, napawa się tym, że w końcu będzie żyć bez strachu, na swoją własną kartę. Pozbyła się wszystkich biznesów mężczyzny, przepisując je na jego rodzinę, sobie zostawiając wyłącznie majątek w postaci złotych galeonów wypełniających skrytki bankowe. Te zdobyte legalnie, jak i niekoniecznie jawnymi ścieżkami. Dodatkowo już liczyła, ile zarobi na sprzedaży domu w centrum i będzie mogła przenieść się na spokojniejsze tereny.

Zanim jednak to się stanie, wiedziała, że musi uregulować jeszcze jeden rachunek. Ten finansowy, bo był jeszcze jeden, którego podejrzewała, że długo nie będzie jej dane spłacić i będzie ciążył na jej sercu niczym skaza, którą sprowadziła na siebie razem z życzeniem śmierci Williama. W końcu została sama, nie licząc Borgina stojącego w oddali. Westchnęła jeszcze raz, ostentacyjne, jakby tęskno i zebrała się w swoją drogę. Mogła się teleportować, ale zamiast tego ruszyła kamienną ścieżką. Zatrzymała się obok ciemnowłosego, nie patrząc na niego, zaczęła szukać czegoś w małej torebce.

– Miło, że wpadłeś – rzuciła, jakby w przestrzeń. – Chciałeś się upewnić, czy przypadkiem nie wstanie z martwych? – Zapytała, nie kryjąc drobnej ironii czającej się w jej głosie. Ostatni raz otarła policzki i w końcu wyciągnęła z torebki czarne okulary, które od razu wsunęła na nos.

Grave Digger
fire in my blood
Smukły, wysoki mężczyzna o znudzonym spojrzeniu bladoniebieskich tęczówek, zazwyczaj taksuje obojętnie otoczenie. Nosi półdługie włosy w nieładzie, które często ii nieskutecznie przeczesuje palcami na tył głowy. Ubiera się bez zbędnego przepychu i elegancji, w wygodne czarodziejskie szaty. Na pierwszy rzut oka widać, że nie zależy mu na nienagannym wyglądzie.

Logan Borgin
#2
04.11.2022, 18:24  ✶  

Minął prawie rok od dnia, w którym wieczysta przysięga związała ich nadgarstki niewidzialną, magiczną nicią. W tym czasie wiele się zmieniło w życiu Logana, choć pozostawały pewne stałe niczym proste sznurki na linii życia, które wiodły go mozolnie, aczkolwiek nieustępliwie w stronę wyznaczonych celów. W zimie w tajemnicy przed wszystkimi kupił lokal w starej ruderze na Nokturnie — przejęty prawdopodobnie po jakimś barze, którego właściciel zachlał się na śmierć — a następnie zaczął sprowadzać towar i poświęcać długie wieczory przechodzące w noc na doprowadzenie tego miejsca do względnego porządku. Po kilku miesiącach wreszcie mógł zwolnić się z rodzinnej firmy i sklep z antykami pod dumni ebrzmiącym szyldem: “Vetus Vestium”. Lubił kpić z ludzi, którzy nie znali łaciny albo byli ignorantami na tyle, żeby nie sprawdzić znaczenia tej nazwy.

Stara szafa.

Mniej więcej tym właśnie był jego sklep, którego dopiero zawartość ukrytej wewnątrz szuflady Logana naprawdę fascynowała.

Z zamyślenia wyrwało go uderzenie garści ziemi o leżącą w dole trumnę. Przeczesał dłonią włosy i westchnął, przestępując z nogi na nogę. Stał oddalony o kilkanaście jardów od zgromadzonych nad dziurą w ziemi żałobników, w czarnej pełnej szacie mimo późno letniego upału otulającego szczelnie cmentarz. Jego ubiór bynajmniej nie miał być wyrazem jakiegoś szacunku w kierunku zmarłego — ostatnie czym Logan mógł go darzyć był szacunek, zważając na swój udział w jego tragicznym finiszu jego ziemskiej niedoli — ale dzięki temu mógł zostać wzięty za nieśmiałego kolegę albo dalekiego krewnego z drugiego końca Anglii. Nie chciał się wyróżniać. Ale czuł, że musi tu dzisiaj przyjść.

Żeby móc obserwować Astorię.

Stojąc przy rzędzie wyschniętych, wysokich na siedem stóp tui, Logan widział jej profil nieco od tyłu, więc szczegóły mu umykały, ale nie mógł kobiecie odmówić teatralnego wdzięku przy odgrywaniu zrozpaczonej po stracie męża. Nikt ze zgromadzonych nie wyglądał na podejrzliwego wobec jej smutku; składali kondolencje, które wyglądały na szczere choć Logan nie mógł z tej odległości dosłyszeć padających słów, obejmowali i poklepywali. Jakby to mogło w czymś pomóc. Logan nie ruszył się ze swojego miejsca obserwacyjnego, nie podszedł i nie starał się jej pocieszyć. Czekał.

W końcu na cmentarzu został już tylko on i młoda wdowa. Cierpliwie stał w miejscu i przyglądał się Astorii zmierzającej niespiesznie w jego kierunku. Uśmiechnął się blado na dźwięk jej słów.

— Wiem, że nie wstanie — odparł spokojnie, trochę zawiedziony, że nie będzie mógł dłużej przyglądać się jej zapłakanym oczom skrytym pod tym dziwacznym, mugloskim wynalazkiem, w którym odbijało się całe otoczenie, nie wyłączając Logana. — Nie będzie żadnego długo i szczęśliwie — dodał tajemniczo, w luźnym nawiązaniu do bajek, o których rozmawiali w tak odległych czasach, choć minęło tylko kilkanaście miesięcy.

Przyszedłem zobaczyć jakie piętno odciśnie na tobie morderstwo, kiedy już stanie się namacalne.

— Przyszedłem po resztę pieniędzy — dodał, nieznacznie przeciągając sylaby w typowy dla siebie, flegmatyczny sposób. Szczerość nie była przeznaczona dla ludzi z jego otoczenia; szczerość trzymał tylko dla siebie, a i to nie zawsze. — I jestem zawiedziony, że nie urządziłaś stypy na cześć biednego Williama. Jesteś zbyt zrozpaczona tą tragedią, żeby w towarzystwie najbliższej rodziny powspominać swojego męża? — W jego głosie też brzmiała ta wyczuwalna ironia, jakby wiecznie sobie żartował ze wszystkiego i wszystkich, nic nie mając w poważaniu.

Tak już było między nimi, za każdym razem kiedy się spotykali, choć te spotkania można było policzyć na palcach jednej ręki.

— Napij się ze mną — rzucił nagle, tak obojętnie, że można było odnieść wrażenie jakby propozycja ta napawała go niechęcią. Lekko zmrużył oczy i spojrzał gdzieś w dal ponad jej ramieniem. Nie mógł patrzeć jej w oczy, więc nie musiał patrzeć na nią wcale; to dodatkowo podkreśliło wrażenie obojętności. — Ze mną nie będziesz musiała o nim wspominać.



some people are such treasures that you really
just wanna bury them
Widmo

Astoria Trelawney
#3
04.11.2022, 18:25  ✶  

Uśmiechnęła się nieco sarkastycznie po jego wzmiance o długo i szczęśliwie. Nie była dzieckiem już od dawna, by wierzyć w baśni. Książęta nie kierują się czystymi intencjami, czarodzieje nie przychodzą z pomocą, księżniczki nie mają serc czystych i niewinnych. Tylko zło jest takie, jak je przedstawiano. Nie pokazywało swojej prawdziwej twarzy od razu, roztaczając swoją spaczoną esencję po żyłach świata, rozsiewając niegodziwość, powoli degenerując to, co dobre, zmuszając do obrony, albo, co realniejsze, wpojenia w siebie odrobiny tej skazy. To właśnie zrobiła. Wolała pozwolić na splamienie swego ducha i przeżyć chociaż jeden dzień wolna i szczęśliwa niż zamknięta w klatce. Tylko czy pamiętała jeszcze, jak to jest czuć radość?

– To nie bajka, by było szczęśliwie. – Rzuciła tylko, wprawdzie liczyła na ulgę po śmierci Williama, ale wszystko było zamglone, każde uczucie skrywało się jakby za mleczną szybą, przybierając zniekształcony obraz. Czasem zamazywały się w jedno, ale nie było jej go szkoda. Wyrządził jej zbyt wiele złego, zwłaszcza w ostatnich miesiącach życia. Przynajmniej tak sobie to tłumaczyła. Gdyby zażądała rozwodu, pozbyłby się jej bez mrugnięcia okiem, zaburzyłaby w ten sposób jego nienaganny obraz, który budował dla świata. Czemu więc i ona miałaby się przejmować?

– Niczego innego się nie spodziewałam, ale myślałam, że wolisz dostać je w bardziej prywatnych warunkach. – Odparła, rozglądając się wymownie po opustoszałym placu, na którym jedynymi świadkami ich rozmowy były rozkładające się trupy leżące kilka metrów pod ziemią. – Uwierz mam lepsze rzeczy do roboty niż urządzanie wyżerki dla bandy snobów, którzy kije mają tak głęboko w sobie, że szybciej je zwymiotują, niż wydalą. Zresztą nie ma czego opłakiwać, a tym bardziej wspominać. – Odparła z podobną ironią do Logana. Obejrzała się na pomnik zmarłego męża. Zacisnęła wargi tak mocno, że te aż zbladły. Cieszyła się, że nie widać oczu, bo te natychmiast zaszkliły się po naporze wspomnień. Niekoniecznie dobrych, bardziej też z wściekłości niż rozpaczy.

Gdy usłyszała propozycję mężczyzny, od razu uśmiechnęła się, jakby jeszcze sekundę temu nie była przepełniona furią i gniewem. W tym uśmiechu było coś sarkastycznego, może zgoła innego.

– W końcu konkrety panie Borgin. – Odparła. Westchnęła ciężko na drugą część wypowiedzi. – Przy nikim nie muszę, już nie.–Oblizała kącik ust, jak miała w zwyczaju. Nerwowo przetarła kłykcie kciukiem, widać było, że stało się to w ostatnim czasie jej odruchem. Skóra na wierzchu lewej dłoni była bowiem wyraźnie zaczerwieniona i podrażniona. Miejscami popękana. Co tylko nadawało realizmu jej postawy zrozpaczonej, znerwicowanej małżonki. Wprawne oko dostrzegłoby jednak, że rana jest starsza niż data zgonu nieboszczyka.

– Proponujesz jakieś konkretne miejsce? – Zapytała, kierując się do wyjścia z cmentarzyka. Tutaj nie mogli rozmawiać zbyt długo, bo mogła znaleźć się życzliwa osoba, albo jakiś zbłąkany mugol, który mógłby mocno zdziwić się tym , gdzie nagle zniknęło dwoje ludzi.

– Czy to znów jakiś mugolski bar? – Zapytała, oglądając się na mężczyznę. Trwało to tylko chwilę, bo zaraz znaleźli się przy wyjściu.

Brama była czarnym, eleganckim łukiem, zdobionym wykonanymi liśćmi, porastał ją też bluszcz, który w zasadzie wyglądał o niebo lepiej od sztucznej podobizny. Nekropolia znajdowała się z dala od zabudowań, dlatego też łatwo było odnaleźć ustronne miejsce, gdzie bezpiecznie można było się teleportować.

– To, gdzie się przenosimy? – zapytała, ściągając okulary i wrzucając je do torebki.– To jakieś specjalne miejsce?

Grave Digger
fire in my blood
Smukły, wysoki mężczyzna o znudzonym spojrzeniu bladoniebieskich tęczówek, zazwyczaj taksuje obojętnie otoczenie. Nosi półdługie włosy w nieładzie, które często ii nieskutecznie przeczesuje palcami na tył głowy. Ubiera się bez zbędnego przepychu i elegancji, w wygodne czarodziejskie szaty. Na pierwszy rzut oka widać, że nie zależy mu na nienagannym wyglądzie.

Logan Borgin
#4
04.11.2022, 18:25  ✶  

Logan na miejscu Astorii zdecydowanie bardziej uważałby na słowa wypowiadane przecież w miejscu publicznym, gdzie każdy mógł ich usłyszeć — nawet jeśli teraz wydawało się, że zostali na cmentarzu sami i mogą rozmawiać otwarcie. Może to wyuczona zapobiegliwość mężczyzny spowodowała, że lekko się skrzywił, a może był to już wpływ zwykłej paranoi. Gdyby nie fakt, że on również maczał palce w śmierci Williama, zapewne przemilczałby ten fakt; ale było inaczej.

— Uważaj na słowa, zrozpaczona świeża wdowo — syknął, choć powstrzymał chęć rozglądnięcia się po cmentarzu w celu wyszukania jakichś nieprawidłowości mających sugerować, że ktoś może przysłuchiwać się ich wymianie zdań. Jakiś rozżalony, przesadnie wścibski krewny albo interesant Williama, który ze względu na jego niespodziewaną śmierć stracił cały swój majątek. Logan nie wątpił, że zmarły pozostawił po sobie wielu wrogów. — Ciało jeszcze nawet nie wystygło — dodał jeszcze ciszej.

A jemu nie spieszyło się aby dołączyć do Croucha.

Kiedy Astoria podjęła wędrówkę w kierunku wyjścia z cmentarza, Login posłusznie ruszył obok niej. Wyglądało to jak naturalna kolej rzeczy, jakby tak właśnie musiało być i nie było innej możliwości dla ich dwójki. Tak, jakby czekał na nią przez całą ceremonię pogrzebową; jakby byli umówieni. Chociaż wcale nie byli, a on do ostatniej chwili wahał się czy dołączyć do żałobników.

Skinął głową w odpowiedzi na zadane pytanie, ale widocznie tak lakoniczna odpowiedź nie usatysfakcjonowała Astorii, bo ciągle drążyła temat.

— O tej porze bary są pełne, mugolskie czy nie — odpowiedział, zerkając w bok, na towarzyszącą mu w tym leniwym spacerze kobietę. Wreszcie pozbyła się dziwacznego wynalazku zasłaniającego oczy, mógł więc oglądać jej twarz w całości. — Tak, to będzie specjalne miejsce. Zapraszam do mnie — dodał z błyskiem w oku, unosząc kącik ust w krzywym uśmiechu.

Zatrzymał się, potoczył spojrzeniem po okolicy. Nie przepadał za teleportacją, ale starał się o tym nie myśleć w chwili, kiedy kładł ciężką dłoń na ramieniu Astorii i przenosił ich wprost na ulicę Śmiertelnego Nokturnu; jak zwykle sprawiała wrażenie a trochę ciemniejszej i zimniejszej niż wszystkie inne ulice Londynu, nawet mimo letniego popołudnia. Od sklepu z antykami dzieliło ich jeszcze kilkaset jardów, które Logan przemierzył zdecydowanie mniej leniwym i luźnym krokiem niż jeszcze chwilę temu na cmentarzu; na Nokturnie bowiem nie należało sprawiać wrażenia ani rozleniwionego, ani plątającego się bez celu.

Było sobotnie popołudnie, więc sklep był zamknięty i dzięki małej tabliczce przylepionej do szyby od środka i obwieszczającej właśnie taki stan rzeczy, powinni mieć tutaj z Astorią spokój i wystarczającą prywatność, żeby...

Żeby co?

Logan odepchnął od siebie obraz, który pojawił mu się przed oczami i wyciągnął różdżkę, żeby otworzyć drzwi. Wszedłszy do środka, uderzył ich stęchły zapach kurzu i starych drewnianych mebli wyżartych przez korniki. Logan zamknął za nimi drzwi i nie trudząc się zapaleniem różdżki, skierował się wąskim labiryntem w stronę zaplecza, gdzie nie było okien i światło świec nie mogło zwrócić niepożądanej uwagi ludzi przechodzących Nokturnem.

W niewielkim pomieszczeniu, gdzie regały wypełnione zakurzonymi księgami zajmowały już tylko jedną ścianę, a poza tym znajdowało się w nim tylko wąskie biurko wciśnięte w kąt, nakastlik i dwa fotele, wskazał Astorii jeden z nich. Sam  zapalił kilka niegasnących świec rozpraszających wieczny półmrok pomieszczenia bez okien, po czym sięgnął do dolnej szuflady biurka, gdzie zawsze miał jakiś alkohol na czarną godzinę.

— Tutaj możemy rozmawiać otwarcie. Crouch miał dużo wpływowych wrogów i długi, których nie uregulowała nawet jego śmierć — odezwał się wreszcie, odkorkowując butelkę Ognistej i rozlewając do dwóch prostych szklanek ustawionych na niewielkim stoliku znajdującym się pomiędzy fotelami. — Ktoś z nich złożył ci już wizytę? — zapytał, jednocześnie podnosząc wzrok na kobietę i podając jej uzupełnioną do połowy szklankę.

Zajął miejsce w fotelu obok.



some people are such treasures that you really
just wanna bury them
Widmo

Astoria Trelawney
#5
04.11.2022, 18:27  ✶  

Jak zwykle zbyt ostrożny, może nadto spięty, chociaż czemu się mu dziwiła? To nie był przypadkowy zgon i tylko oni dwoje wiedzieli o tym fakcie, ale przecież byli tu sami, a może to ona przez emocje nie kontrolowała się jak powinna? Na jego słowa, westchnęła tylko cicho w geście irytacji. Jednak nie podjęła tematu dalej, pozwoliła, by wylał to, co leżało mu na wątrobie i zakończył temat Williama i jej wdowieństwa, tak samo, jak zakończył jego życie.

Gdy mówił o specjalnym miejscu, zauważyła błysk satysfakcji i ten niewątpliwie szelmowski uśmieszek, który topił najtwardsze serca szkolnych koleżanek. Nie dodała nic więcej i pozwoliła, by prowadził.

Nie wiedziała, o jakie miejsce chodzi, ale Nokturn świetnie pasował do Logana. Pozbawiony tandetnej powłoki blichtru i luksusu jak Pokątna, szczery w swojej prostocie i jasny w przesłaniu. Jesteś tu, by zrobić interes i wyjść, nie popatrzeć na oszklone gabloty z pięknymi wystawami, co czasem lubiła robić, zwłaszcza przed świętami, gdy mogła wybrać prezenty dla rodziny. Tutaj jednak nie pozostało jej nic innego, jak podążać za wspólnikiem, dość żwawym i sprężystym krokiem. Nawet jeśli cholerne buty na obcasie nie były stworzone do przemieszczania się po tej alei i musiała uważać, żeby nie skończyć z nosem w kamieniu, albo przynajmniej zranioną dumą.

W pewnym momencie zatrzymali się przed niewielkim sklepem, niewyróżniającym się na tle innych w tym miejscu. Każde wyglądało podobnie odpychająco i groźnie szeptało do odwiedzającego, że wchodzi tu na własne ryzyko, ponieważ zakupy tutaj mogą nie skończyć się dobrze. Chwilę przyglądała się krzyczącej tabliczce z napisem zamknięte, a później skierowała uwagę na właściciela owego przybytku. Może tylko się jej wydawało, a może jednak nie, lecz dostrzegła jakby sekundowe zawahanie w jego działaniach, a może jedynie zamyślenie. Nie trwało to jednak na tyle długo, by uznała to za znaczące i już chwilę później porzuciła ten obraz na rzecz bodźców płynących z wnętrza.

Słodki zapach kurzu, mieszający się z aromatem jakby lekko zatęchłego drewna, podbijany całkowitą ciemnością, do której jej oczy musiały chwilę się przyzwyczaić. Szła powoli, kierując się za mężczyzną, uważając, by nie znokautować nogi o jakiś zdradliwy mebel lub nie wejść nie daj Merlinie w jakiegoś szczura, który takie miejsce mógłby traktować niczym uczniowie Pokój Życzeń w Hogwarcie. Wzdrygnęła się na samą myśl o tłustym szkodniku, który mógł się tu gdzieś czaić.

Kolejne pomieszczenie wyglądało już lepiej, a przynajmniej tyle wywnioskowała z przebijających się resztek światła z pomieszczenia obok. Dopiero blask świec pozwolił jej dokładnie rozejrzeć się po pokoju. Wielkich regałach z księgami, które od razu przyciągnęły jej ciekawość i nabrała autentycznej chęci, by zbadać ich grzbiety, dopieścić dotykiem nietypowe obwoluty i zagłębić się w tytuły. Może znalazłaby coś wartego uwagi, co udałoby się odkupić od ciemnowłosego po okazyjnej cenie.

Rozsiadła się na wskazanym fotelu, poprawiając sukienkę, a następnie przyjrzała się, jak mężczyzna wyciąga z biurka butelkę i polewa obficie. Szanowana, że nie pieścił się z alkoholem, tylko od razu robił konkretnie, co trzeba, a alkoholu potrzebowała teraz bardziej niż kolejnych kondolencji.

Gdy zaczął mówić, jej twarz automatycznie przybrała wyraz niezadowolenia, wzrok stał się czujniejszy. Miała pełną świadomość, że Crouch miał wielu wrogów, nawet więcej niż przyjaciół, bo tych trzymał tylko dla zasady i korzyści. Rzadko obopólnych.

Co miała mu powiedzieć? Że się boi? Widziała już raz pod domem jednego podejrzanego typa wpatrującego się w okna, ale co z tego? Nie miała dowodów, że to jakiś poplecznik Williama, a nawet jeśli to co? Kolejna przysługa? Przecież nie pomoże jej, bo tak, nie będzie paprał sobie rąk pozbywaniem się niewygodnych ludzi. Jakaś masochistyczna strona jej osoby ciągnęła ją do Borgina, do tego zachmurzonego mrokiem spojrzenia, które za każdym razem badało najmniejszy zakamarek duszy i umysłu, w którym tajemniczo odbijały się płomienie świec. Zupełnie jakby czytał z człowieka jak z zakazanej księgi, wyszukując najdrobniejszych oznak słabości i robiąc sobie z nich koraliki argumentów i przewagi. Właśnie to podpowiadała jej inna część umysłu, ta, która jawiła się tą iście przystojną osobę, jako wilka w idealnym opakowaniu. Głosik, szepczący by uważała, nie zagłębiała się ponownie w ten świat. Co jednak miała czynić, jeśli jedna część ledwie szeptała, a druga drapała pazurami do krwi, wydzierając na światło dziennie wspomnienia, które zamknęła szczelnie z napisem przeszłość.

Nie była to troska, nie nią się kierował. Nie miała co się oszukiwać, nawet nie przeszło jej to przez myśl. Może ciekawość? Badanie gruntu pod kolejną inwestycję? Właściwie, jedynym celem jej tutaj było zapłacenie mu. Powinna wyjść i więcej się nie kontaktować, lecz coś kazało jej siedzieć w tym fotelu, wziąć szklankę, pić tą cholerną, drażniącą nozdrza swym aromatem Ognistą.

–Nie bezpośrednio – rzuciła tajemniczo. – Z resztą, nie wiem prawie nic o jego biznesach. –Skrzyżowała nogi w kostkach i przesunęła stopami po ziemi jak najbliżej fotela. – Jak już mówiłam, pełniłam tam tylko funkcję ozdoby. – Spojrzała na niego, z lekkim wyzwaniem w oczach. – Wiem tylko, jak tragicznie niektórzy kończyli – pociągnęła spory łyk alkoholu i wypuściła powietrze z ust. – Z resztą co da ci taka wiedza? – Zapytała, kręcąc delikatnie szklanką. – To przecież nie twój problem. – Dodała jeszcze, badawczo wpatrując się w jego twarz.

Grave Digger
fire in my blood
Smukły, wysoki mężczyzna o znudzonym spojrzeniu bladoniebieskich tęczówek, zazwyczaj taksuje obojętnie otoczenie. Nosi półdługie włosy w nieładzie, które często ii nieskutecznie przeczesuje palcami na tył głowy. Ubiera się bez zbędnego przepychu i elegancji, w wygodne czarodziejskie szaty. Na pierwszy rzut oka widać, że nie zależy mu na nienagannym wyglądzie.

Logan Borgin
#6
04.11.2022, 18:28  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 06.11.2022, 11:30 przez Logan Borgin.)  

Przyglądał się jej spod na wpół przymkniętych powiek, tylko pozornie obojętnie, tak jakby fakt, że przyszli sobie pogawędzić w jego nowym biurze nie robił na nim najmniejszego wrażenia. Mimo pozorów, Logan pozostawał czujny i zauważył, jak cień niezadowolenia przebiega po twarzy kobiety. Nie rozumiał co go wywołało, nie starał się nawet zrozumieć. W dłoni czuł przyjemny ciężar szklanki i to było czymś, co kotwiło go mocno w rzeczywistości; nie lubił odpływać do świata fantazji.

Kiedy Astoria zaczęła mówić, wciąż wyglądała na zdenerwowaną, a ilość gestów przerywających jej wypowiedź wydała się Loganowi nienaturalna. Wierciła się w fotelu w wyraźnej opozycji do jego zastygnięcia w bezruchu i dla postronnego obserwatora musieliby wyglądać naprawdę zabawnie. On; markotny gbur zapadnięty w fotelu i ona; prowokująca ekspresją młoda kobieta w żałobnej szacie.

Dopiero gdy otworzył usta żeby odparować na jej wyzwanie, dało się dostrzec, że pod maską znudzenia czai się coś iście żywego. I to coś wciąż tam było, wcale nie zostało wywołane alkoholem, bo tego Logan wciąż jeszcze nie tknął.

— Ranisz mnie, Trelawney. Za kogo ty mnie masz? — prychnął i uśmiechnął się wrednie, co jawnie sugerowało, że rana jest dość powierzchowna i w rzeczywistości wcale mu nie dokucza. — Zakładasz, że wszystko co mówię i robię ma mi przynieść zysk w galeonach? Że już knuję kolejną intrygę i zaraz wygrzebię jakiś podejrzany artefakt, żeby zachwalać jego cudowną pomoc przy próbie uwiedzenia kolejnego bogatego czarodzieja? — Logan pokręcił głową i po raz pierwszy niewielki pokój przeciął jego krótki śmiech, którego nie można było określić mianem ani melodyjnego, ani nawet przyjemnego.

Akurat w jednym miała zupełną rację: to nie był jego problem. Ale koniec końców, Logan też był tylko człowiekiem. Choć nie ufał ludziom z założenia, to jednak niektórych lubił bardziej niż innych — jak każdy człowiek. Nie miał tak słabej pamięci, żeby zapomnieć co ich kiedyś łączyło ani tak wielkiej mocy, żeby wymazać niechciany sentyment, który wciąż tkwił gdzieś głęboko w świadomości.

— Może i nie mylisz się tak bardzo — odezwał się nagle po krótkiej pauzie. Dość tajemniczo, zważywszy na fakt, że nie kwapił się z wyjaśnieniami o co dokładnie mu chodzi. Ale przecież przyszedł na pogrzeb, żeby zobaczyć jak morderstwo odbije się na Astorii; zrobił to z pobudek, których trudno byłoby nie nazwać egoistycznymi. Przyszedł, mimo że nie miał jej nic do sprzedania i zabrał już od niej wszystko, co mu było potrzebne. Prawda? A jednak siedzieli tutaj razem.

On ją zaprosił.

Ona nie odmówiła.

Wszystko wydawało się być całkiem oczywiste, kiedy tak na to spojrzeć. Podniósł szklankę do ust i wreszcie upił pierwszy łyk Ognistej Whisky, a następnie leniwie odstawił ją na blat niewielkiego stolika dzielącego oba fotele.

— Gdyby tamtej nocy zwróciła się do mnie o pomoc inna kobieta, nie podjąłbym takiego ryzyka — oznajmił, wbijając w nią spojrzenie.

Po raz pierwszy dał jej coś tak osobistego, coś, co było namiastką prawdy i był ciekaw, co Astoria z tym zrobi.



some people are such treasures that you really
just wanna bury them
Widmo

Astoria Trelawney
#7
07.11.2022, 22:33  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 07.11.2022, 22:51 przez Astoria Trelawney.)  

Czemu za każdym razem widując, Logana miała wrażenie, że te niebieskie, zimne niczym zamarznięta na wskroś tafla jeziora oczy, odzierają ją z każdej najmniejszej tajemnicy. Drobin uczucia, jakie skrywały się w jej głowie i sercu, a nawet te najmniejsze, chwilowe emocje, które pojawiały i znikały jak senne marzenie, gdy tylko pierwsze promienie słońca wpadały przez okno. Najdziwniejsze było, że nie robił tego brutalnie. Co to, to nie. Nie był typem, który działa pochopnie i agresywnie. On rozgrywał ludzi niczym partię magicznych szachów, czytając przy okazji jakąś mroczną lekturę, tylko czasem zerkając na planszę. Jednak to jedno spojrzenie wystarczało.

Za słowa o jakimś badziewnym artefakcie pozwalającym uwodzić innych, miała ochotę wstać i chlusnąć mu zawartością szklanki w twarz. Jej duma rozszalała z wściekłości, sprawiła, że wręcz czuła na swojej dłoni pieczenie po wymierzonym celnie policzku. Mimo to nie wstała, nie ruszyła się nawet o milimetr. Siedziała dalej i teraz już niczym skała wbita w fotel, praktycznie bez ruchu, bez żadnego grymasu na twarzy wiedziała, że nie powinna dać się sprowokować. Ostatni czas nie był łatwy, chociaż nie kochała człowieka, którego dziś pogrzebała, nawet najmniejszą cząsteczką serca, to cały stres organizacji pogrzebu i poczucie winy, które musiała szczelnie zamknąć w sobie, dały jej popalić. Pomimo tej świadomości w jej ciemnych oczach nadal groźnie błyskały ogniki zdenerwowania.

Zaśmiał się. Astoria zaś wbiła spojrzenie w jego twarz jakby przytłoczona tym dźwiękiem... Budził w niej coś odległego, jakąś niepogrzebaną jeszcze całkowicie namiastkę tęsknoty za szkolnymi czasami, kiedy to zdarzały im się pewne beztroskie momenty. Było też wżarte w nią niczym rdza w stal poczucie winy. Chwilowe zawahanie się i budząca kolejne zapieczętowane komnaty myśl. Co by było, gdyby?. To gdyby przecież nigdy nie nastanie. Pogrzebane tak samo, jak jej skłonny do przemocy małżonek.

Czyżby Borgin się bawił? Wedle opinii ciemnowłosej? Doskonale i szampańsko. Czasem był niczym tłusty kocur zapędzający ofiarę w kozi róg, nigdy nie mówił co myśli, zawsze zostawiając sobie większą część tego, co siedziało mu w głowie wyłącznie dla siebie. Było to przyciągające i odrzucające zarazem. Tajemnicze, sprawiające, że chciałoby się obnażyć chociaż jedną z tych jego myśli, poznać prawdę. Z drugiej strony, każące uważać, jak przy kontakcie z wężem, kobrą, która hipnotyzuje cię swoim tańcem, by za chwilę wgryźć się w ciebie. Mocno i boleśnie. Można było kogoś uwielbiać i nienawidzić jednocześnie? Jak inaczej miałaby nazwać jego zachowanie i co gorsza, swoje uczucia? To wymowne stwierdzenie. Dla innej kobiety by tego nie zrobił? Kącik ust uniósł się lekko w górę.

– Co więc różni mnie o innych kobiet? – Zapytała, patrząc mu w oczy. – Co takiego sprawiło, że tamtej nocy zasłużyłam, żebyś zaryzykował? – Mocno zaakcentowała ostatnie słowo. Nie ustępowała spojrzeniem, uniosła brew w górę i pociągnęła łyk alkoholu. Następnie zwilżyła wargi językiem, te lekko zapiekły, ale było to odczucie tak nieważne, że nawet nie zareagowała. – Przeszłość? – Odstawiła szklankę na stolik. – Uważaj Borgin, bo uznam, że stoi za tym coś więcej niż galeony i przysługa. – Badawczo przeciągnęła spojrzeniem po jego twarzy, nieśpiesznie wracając wzrokiem z warg na oczy.

Uczucia zaczęły się w niej gotować, wręcz kipieć, a mimo wszystko postanowiła nadal być nieruchomą skałą. Zachować pokerową twarz, gdy wyobraźnia szalała, doszukiwała się podstępu. Chciał czegoś? Odłożyła na stolik małą, lakierowaną torebkę, która do tej pory leżała obok niej i nie spuszczając z niego wzroku, wzięła szklankę i pociągnęła z niej łyk. Chciała zatopić tym nagłą wizję pojawiającą się w jej głowie, odłożyła ją z cichym brzdękiem. Kącik ust uniósł się w górę, w geście delikatnego uśmiechu, jednak było za nim coś więcej. Nieme wyzwanie, prowokacja i jakby skrywająca się gdzieś głęboko ironia. Chciał gry? To ją dostanie. Jak za każdym razem, od samego początku trwania ich relacji. Zupełnie jakby była ona jedną wielką partią pokera, gdzie niekoniecznie chodziło o pieniądze.

W pewnej chwili jej dłoń zatopiła się we wnętrzu torebki, wyciągnęła z niej sakiewkę, ciężką, brzęczącą. Położyła ją na blacie i pchnęła palcem w jego stronę. Powoli, nieśpiesznie, wręcz prowokacyjnie.

– Teraz interesy mamy za sobą... Możesz powiedzieć, o co jeszcze chodziło. – Cichy, pojedynczy chichot wydobył się z jej ust. Bacznie obserwując jego twarz, czekała na reakcję.

Grave Digger
fire in my blood
Smukły, wysoki mężczyzna o znudzonym spojrzeniu bladoniebieskich tęczówek, zazwyczaj taksuje obojętnie otoczenie. Nosi półdługie włosy w nieładzie, które często ii nieskutecznie przeczesuje palcami na tył głowy. Ubiera się bez zbędnego przepychu i elegancji, w wygodne czarodziejskie szaty. Na pierwszy rzut oka widać, że nie zależy mu na nienagannym wyglądzie.

Logan Borgin
#8
09.11.2022, 18:25  ✶  

L u b i ł  w niej to, że patrzyła prosto w oczy, bez kombinowania, bez szukania drogi ucieczki, odważnie i prowokująco. Że nie dała się spłoszyć ani zdominować, że bez wahania podejmowała wyzwanie, które jej rzucał i odpłacała się za każde jego szczeknięcie czy ugryzienie.

Mówiąc jej coś tak prywatnego, z pewnością czegoś się o niej dowiedział — o tej nowej Astorii, a nie tamtej nastolatce ze szkoły, bo przecież dzieciaki którymi kiedyś byli dawno już nie żyły, a za dorosłymi zajmującymi ich miejsce stały tajemnice i ciężar okrutnych kłamstw kolekcjonowanych przez te wszystkie lata.

Dowiedział się, że odkrycie fragmentu dla niej nie wystarczało. Ta informacja miała jej tylko służyć jako rąbek materiału, za który można tak po prostu chwycić i szarpnięciem odsłonić cały posąg skryty pod płachtą. Chciwie i bezczelnie przyglądać się temu, czego twórca nie planował pokazać, oceniać i krytykować. Ale to tak nie działało; nie w przypadku Logana, który o sobie mówił tylko kiedy chciał podzielić się jakąś sarkastyczną opinią, natomiast o swoich uczuciach zupełnie milczał. Co więc był odpowiedzią na jej pytanie? Jaka prawda kryje się pod rzuconą luźno informacją, że zaryzykował szczególnie i wyłącznie dla niej — gdyby Logan umiał albo chociaż chciał odpowiedzieć szczerze?

Sentyment? Pragnienie? Przecież on tych rzeczy już od dawna nie odczuwał.

Pożądanie? Mógł je zaspokoić z kimkolwiek.

— Nazwisko — odparł lakonicznie, tak jakby nie było żadnej innej opcji, jakby żadna możliwość ponad coś tak prozaicznego nie przemknęła mu chwilę temu przez głowę.

Tak, być może stało za tym coś więcej. Kiedy Astoria uniosła szklankę i piła w milczeniu, mężczyzna zastanawiał się nad swoją własną odpowiedzą, obracał możliwości w umyśle, nie nadając im jednak kształtu w słowach wypowiedzianych na głos. To, co chodziło mu po głowie było jeszcze zbyt nieokreślone i niedopracowane, zbyt pochopne. Nie mógł działać w ten sposób; nie mógł pozwolić, żeby tajemnicza, tak dziwnie znajoma aura Astorii na niego wpływała i zmuszała do działania pod wpływem impulsu.

Siedzieli w milczeniu, które pozornie mogło zdawać się ciężką kotarą, jaka zapadła między ich dwójką, ale w rzeczywistości była dla Logana bardzo przyjemna. Spojrzenie miał nieruchomo wbite gdzieś w okolice prawego policzka kobiety, jakby nieobecne, aż do momentu gdy Astoria się poruszyła. Zerknął kątem oka na jej dłoń znikającą we wnętrzu torebki i odruchowo się spiął, niczym drapieżnik gotowy do ataku. Nie wyciągnęła z niej różdżki — oczywiście, że nie — ale brzęczącą przyjemnie dla jego uszu sakiewkę.

Podniósł spojrzenie wprost na jej oczy, kiedy się odezwała.

A gdyby jednak?...

Nie patrząc już w dół, Logan sięgnął leniwie po sakiewkę, żeby zważyć ją w ręce, ale w ostatnim momencie się zawahał i zmienił zdanie. Położył dłoń na wierzchu jej dłoni, której kobieta jeszcze nie zdążyła cofnąć. W tym geście wyjątkowo nie było nic agresywnego ani brutalnego. Nic, co mogłoby przynieść Astorii dyskomfort tak jak wtedy, w mugolskim barze, kiedy chwycił ją za nadgarstek. Wciąż pamiętał tamto uczucie, ale miękkość obecnego dotyku zelektryzowała go od stóp do głów.

Teraz nie było już drogi powrotnej.

Zdał sobie sprawę, jak bardzo chciał to zrobić od samego początku — od tamtej grudniowej nocy rok temu.

Odepchnął się od miękkiego oparcia fotela, w którym dotychczas siedział głęboko zanurzony, wyprostował się i nachylił ponad stolikiem; wszystko to w jednym płynnym, zadziwiająco szybkim ruchu. Przechylił lekko głowę w bok i złączył ich usta w mocnym pocałunku, w który przelał cały ogrom tego powstrzymywanego dotąd pragnienia.

Jej wargi nie smakowały jak te, które zachował w pamięci z dawnych pocałunków.

Smakowały lepiej.



some people are such treasures that you really
just wanna bury them
Widmo

Astoria Trelawney
#9
11.11.2022, 19:26  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.11.2022, 17:57 przez Astoria Trelawney.)  

Niewiele się zmieniło, prawdy od niego nie uświadczy. Nigdy. Nie całej. Prawda była dla niego obracaną w palach monetą, z której żadna ze stron nie kryła pełnej odpowiedzi. Zawsze będzie lawirował w świecie cieni, półprawd. Gdzieś pomiędzy pragnieniem a obawą. Może dlatego Logan Borgin tak bardzo fascynował? Przyciągał do siebie, niczym płomień świecy przyciągał ćmę, która właśnie rozpoczęła śmiertelny taniec.

Nawet ona, mająca pełną świadomość, a przynajmniej wydawało się, że ma ją. Zachowywała się tak samo jak owad, którego właśnie obserwowała. Instynkt podpowiadał, że spłonie w jego ognistym, mrocznym blasku, ale mimo to nie potrafiła się oderwać. Przeciąć tej nici. Nawet po tylu latach. Czyżby to właśnie był ten jego czar? Mrok, niedostępność, prawda zapisana atramentem sympatycznym. Już w szkole posługiwał się tym niczym mistrz, a przez te wszystkie lata tylko dopracował to wszystko. Ciemność w jego oczach pogłębiła się znacznie, nie będąc już wyłącznie szczenięcym buntem, a prawdziwą studnią bez dna. Bezkresnym oceanem, w którym każdy chciałby odnaleźć nieco prawdy.

Zaczęła nawet podejrzewać, że sam nie wie, czemu to zrobił, że był to jego kaprys, chęć zarobku. Zwyczajnie mógł i tyle. Może było za tym też coś innego? Chwila fantazyjnej myśli, mieszającej się ze wspomnieniami była jednak zbyt subtelna, by utrzymać się w jej głowie na dłużej. Jednocześnie dostrzegła jego reakcję na ruch. Nikłą zmianę na jego twarzy, jakby był gotowy rzucić się do ataku. Był to grymas tak niewiele wnoszący, że ledwie zauważalny, acz zostawiający jakąś perwersyjne przyjemną nić satysfakcji. Czy to był ten mityczny smak władzy? Niestety rozmył się na języku niemal od razu, jak tylko się pojawił. Zupełnie jakby przygotował ją na to, co miało nastąpić za chwilę. Coś, czego całkiem się nie spodziewała, a może jednak?

Niemal w zwolnionym tempie, klatka po klatce obserwowała, jak mężczyzna łapie ją za dłoń. Przyjemny dreszcz przebiegł od palców po ręce i dotarł do kręgosłupa, roznosząc się po całym ciele. Następnie Logan poderwał się z fotela, lekko, niby plujący kot, by w sekundę znaleźć drogę do jej ust. Uczucie, które wywołało to w niej, można byłoby porównać do gwałtownych fal uderzających w klif. Destrukcyjne, zabierające ze sobą resztki rozumu i logiki. Delektowała się jego smakiem. Mocną nutą alkoholu i papierosów. Jednak było w tym coś dużo lepszego niż za dawnych czasów. Może właśnie ta tęsknota za przeszłością, doświadczenie, jakiego nabrali, albo świadomość tego, że nie powinni, że nie wypadało. Tylko czy któreś z nich, kiedykolwiek naprawdę przejmowało się, tym co wypada, a co nie?

Tonęła więc w tym odczuciu. Wydawać by się mogło wieczność, lecz naprawdę minęło kilka sekund szoku, po których powoli się podniosła. Jej ręka wysunęła się spod kuszącego nacisku jego palców. Powolnym ruchem przeciągnęła palcami po grzbiecie ciepłej dłoni, przedramieniu, by w końcu dosięgnąć ramienia i barku, a to wszystko prowadziło do jego szczęki. Położyła na niej dłoń, drugą zaś chwyciła poły jego koszuli. Zgrabnym ruchem wyminęła dzielący ich stolik, by przyciągnąć Borgina mocniej. Niemal całkiem przylgnęła do niego, pozwalając na pogłębienie pocałunku.


Przyjemność jednak nie była już wszystkim.

Nie byłą już tą samą, smarkatą dziewuszką, która całkiem topiła się pod wpływem jego dotyku. To znaczy, topiła nadal, ale teraz potrafiła to kontrolować, nie zatracać się całkowicie w pożądaniu i pragnieniu. Chociaż kusiło ją coś więcej, to w głowie rozeszło się nieprzyjemne przekonanie, że jeśli sobie na to pozwoli, będzie to wyglądać jak zapłata, a towarem nie była. Już raz dała się tak potraktować i nigdy więcej.

Zacisnęła palce na jego szczęce, jeszcze chwilę delektując się miękkością jego warg, drapiącym zarostem i nieoczekiwaną falą tęsknoty za tym, co niósł za sobą ten pocałunek. Wiedziała, że jeśli będzie trwać w tym zbyt długo, to nie będzie miała na tyle samozaparcia, by powstrzymać rosnącą chęć zostania przez jeszcze jedną toksycznie kuszącą chwilę w jego ramionach.

W tej samej sekundzie odepchnęła go tak mocno, że znów wylądował w fotelu, jej dłoń nadal spoczywała na jego żuchwie. Nachyliła się nad nim, opierając drugą dłonią o podłokietnik.
— Nic się nie zmieniłeś Borgin. — Przeciągnęła palcami po zarośniętej szczęce, prostując się niczym struna. Oblizała kącik ust, a następnie przetarła go kciukiem. — Zawsze bierzesz to, czego chcesz nie? — Parsknęła, chwyciła za szklankę i duszkiem wypiła całą jej zawartość. — Nie ty jeden niewiele się zmieniłeś. — Ja też jestem tą samą wredną suką. Pomyślała. Odstawiła szklankę z cichym łoskotem na stolik. — Poza tym, Borgin. Nie jestem zapłatą. — rzuciła jeszcze, uśmiechając się wrednie. — Ewentualnie nagrodą — parsknęła cicho, chwyciła torebkę i wolnym krokiem ruszyła do wyjścia.
— A i gratuluję sklepu. Wpadnę kiedyś zobaczyć towar — rzuciła w eter i z trzaskiem drzwi zostawiła go samego z własnymi myślami.



Koniec sesji


[Obrazek: tumblr_ogj8ocJoYP1usiamxo8_250.gif]
It's like I've lost myself in finding my way
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Logan Borgin (2265), Astoria Trelawney (3495)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa