18.11.2024, 19:11 ✶
Brenna miała nadzieję, że powiedzenie do trzech razy sztuka nie sprawdzi się w tym przypadku.
Ta myśl naszła ją, kiedy czekała na obrzeżach Little Hangleton. To nie było wprawdzie jej trzecie włamanie – ani piąte, dziesiąte czy piętnaste – ale miała przeczucie graniczące z pewnością, że było trzecim dla Oriona Bulstrode’a (i co za niespodzianka, była obecna przy dwóch poprzednich – musiała mieć na niego bardzo zły wpływ).
Miała też nadzieję, że coś znajdą. Cokolwiek. Do tej pory mieli całkiem sporo tropów, ale absolutnie niczego konkretnego. Dziwne zachowania Adriana. Mnóstwo nieścisłości w sprawie, którą wygrzebał Hart, dotyczącą serii napaści na mugolaków – i o zaangażowanie w którą ten prawdopodobnie chciał poprosić Brennę. Papiery znalezione w domu Mallone’a, których jednak nie mogli po prostu wynieść i wykorzystać jako dowodów. O wiele za mało, aby dało się coś z tym zrobić legalnie.
Brenna zaczynała już rozważać ucieknięcie się do napaści, co było rozwiązaniem ekstremalnym (i w które zapewne nie angażowałaby Bulstrode’a), ale delikatne podpytywanie tu i ówdzie, przejrzenie zdjęć, które zrobiła papierom w mieszkaniu Mallone’a, grzebanie Oriona w archiwum i wreszcie drobny przebłysk jasnowidzenia, dawały jeszcze jedną nitkę, którą mogli spróbować chwycić. Jednym z podejrzanych w dawnej sprawie był Gordon Goyle, z podupadłej rodziny czystej krwi. Oczyszczono go z zarzutków.
Sprawdzając Mallone’a nie było szczególnie trudno dowiedzieć się, że tę dwójkę ostatnio widywano razem, bo nawet się z tym nie kryli.
Chociaż Goyle mieszkał w Londynie, należał do niego dom po matce, który stał opuszczony, i który znajdował się rzut kamieniem od domu, w którym pokój wynajmował do niedawna Hart.
A jeszcze to miejsce mogło mignąć Orionowi, gdy starał się prześledzić intencje Adriana…
- Bardzo możliwe, że nic nie znajdziemy – stwierdziła Brenna, gdy Orion się pojawił, przypatrując się budynkowi, trochę podupadłemu. Kręciła się wokół jako wilczyca przez ostatnią godzinę i doszła do wniosku, że dom zabezpieczono chyba przed mugolami, a furtka miała specjalny zamek (przez mur powinni jednak dać radę przeleźć), ale jeżeli były tu jeszcze jakieś bardziej zaawansowane zaklęcia ochronne, to ich nie zidentyfikowała.
Gdzieś w oddali szczekał pies, od strony Lasu Wisielców pohukiwała sowa, ale były to jedyne dźwięki, rozpraszające nocną ciszę. Little Hangleton nie należało do największych miasteczek, a chociaż nocami zdaniem Brenny na pewno włóczyli się tutaj czarnoksiężnicy, zombie i cholera wie co jeszcze, to w zasięgu wzroku byli jedynymi żywymi duszami. W dodatku słabo widocznymi, a przynajmniej Bren była słabo widoczna – zadbała o ciemny strój, przyciemniła nawet włosy, a na lekko odmienioną twarz naciągnęła kaptur.
– Aleeee… tak sobie myślę… że może dlatego Basil zainteresował się tą sprawą. Bo coś go tutaj zaniepokoiło. Poza tym jeżeli zabraliby go stamtąd… to tu łatwo było to zrobić niezauważenie. Nie mam innego pomysłu niż sprawdzenie domu i posesji.
Ta myśl naszła ją, kiedy czekała na obrzeżach Little Hangleton. To nie było wprawdzie jej trzecie włamanie – ani piąte, dziesiąte czy piętnaste – ale miała przeczucie graniczące z pewnością, że było trzecim dla Oriona Bulstrode’a (i co za niespodzianka, była obecna przy dwóch poprzednich – musiała mieć na niego bardzo zły wpływ).
Miała też nadzieję, że coś znajdą. Cokolwiek. Do tej pory mieli całkiem sporo tropów, ale absolutnie niczego konkretnego. Dziwne zachowania Adriana. Mnóstwo nieścisłości w sprawie, którą wygrzebał Hart, dotyczącą serii napaści na mugolaków – i o zaangażowanie w którą ten prawdopodobnie chciał poprosić Brennę. Papiery znalezione w domu Mallone’a, których jednak nie mogli po prostu wynieść i wykorzystać jako dowodów. O wiele za mało, aby dało się coś z tym zrobić legalnie.
Brenna zaczynała już rozważać ucieknięcie się do napaści, co było rozwiązaniem ekstremalnym (i w które zapewne nie angażowałaby Bulstrode’a), ale delikatne podpytywanie tu i ówdzie, przejrzenie zdjęć, które zrobiła papierom w mieszkaniu Mallone’a, grzebanie Oriona w archiwum i wreszcie drobny przebłysk jasnowidzenia, dawały jeszcze jedną nitkę, którą mogli spróbować chwycić. Jednym z podejrzanych w dawnej sprawie był Gordon Goyle, z podupadłej rodziny czystej krwi. Oczyszczono go z zarzutków.
Sprawdzając Mallone’a nie było szczególnie trudno dowiedzieć się, że tę dwójkę ostatnio widywano razem, bo nawet się z tym nie kryli.
Chociaż Goyle mieszkał w Londynie, należał do niego dom po matce, który stał opuszczony, i który znajdował się rzut kamieniem od domu, w którym pokój wynajmował do niedawna Hart.
A jeszcze to miejsce mogło mignąć Orionowi, gdy starał się prześledzić intencje Adriana…
- Bardzo możliwe, że nic nie znajdziemy – stwierdziła Brenna, gdy Orion się pojawił, przypatrując się budynkowi, trochę podupadłemu. Kręciła się wokół jako wilczyca przez ostatnią godzinę i doszła do wniosku, że dom zabezpieczono chyba przed mugolami, a furtka miała specjalny zamek (przez mur powinni jednak dać radę przeleźć), ale jeżeli były tu jeszcze jakieś bardziej zaawansowane zaklęcia ochronne, to ich nie zidentyfikowała.
Gdzieś w oddali szczekał pies, od strony Lasu Wisielców pohukiwała sowa, ale były to jedyne dźwięki, rozpraszające nocną ciszę. Little Hangleton nie należało do największych miasteczek, a chociaż nocami zdaniem Brenny na pewno włóczyli się tutaj czarnoksiężnicy, zombie i cholera wie co jeszcze, to w zasięgu wzroku byli jedynymi żywymi duszami. W dodatku słabo widocznymi, a przynajmniej Bren była słabo widoczna – zadbała o ciemny strój, przyciemniła nawet włosy, a na lekko odmienioną twarz naciągnęła kaptur.
– Aleeee… tak sobie myślę… że może dlatego Basil zainteresował się tą sprawą. Bo coś go tutaj zaniepokoiło. Poza tym jeżeli zabraliby go stamtąd… to tu łatwo było to zrobić niezauważenie. Nie mam innego pomysłu niż sprawdzenie domu i posesji.
Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.