Bought matching diamonds for six of my bitches
I'd rather spoil all my friends with my riches
Think retail therapy my new addiction
Whoever said money can't solve your problems
Must not have had enough money to solve 'em
They say, "Which one?" I say, "Nah, I want all of 'em"
Happiness is the same price as red-bottoms
Wyprawa do dzielnicy, w której magia nie obowiązywała, była czymś, co wyciskało z Laurenta siódme poty. Nie dosłownie. I nie była tylko strachem. Była ekscytacją, a tej naprawdę potrzebował w obliczu całego gówna, które próbowało obsmarować jego życie. Brzydko mówiąc, ale nie było niczego poetyckiego w tragedii minionych tygodni. Szczególnie, że nic nie zapowiadało, żeby miało być spokojnie w przyszłości. Każde wyjście z New Forest wiązało się teraz z tym, że myślał, czy jego dom jest bezpieczny. Czy nic się nie wydarzy, kiedy jego nie było. Ale chyba na razie Dante zamierzał nacisnąć przycisk "stop". Pozwolić tragedii zakwitnąć jak przebiśnieg na białej, nieskazitelnej bieli, nim skazi go większą ilością czerwieni.
Więc - jest ekscytacja. To nie był pierwszy taki wypad, bo przecież był już z Guinevere przejść się po Chinatown. Czy jakkolwiek to nazywali tutaj. Uliczka przedziwna, uszyta czerwienią, jakby to miało definiować Chiny - a nie definiowało. Przecież z Olivią widzieli to najlepiej - w końcu tam byli. Teraz to nie ten zakątek Londynu był jednak celem. Więc... co nim było? Nie był pewien. Zupełnie nie wiedział - to miasto nagle stawało się ogromne i nagle nie miał pojęcia, jak się po nim poruszać, co robić, gdzie robić i z kim rozmawiać. A jeszcze gdzieś w kąciku głowy mu dzwoniło ostrzeżenie Flynna, że przecież łatwo będzie ochujać takiego jak on na pieniądze, skoro kompletnie nie znał ich wartości. Miał tylko pojęcie takie, że miał kupę kasy w portfelu o wartości jakiejś miesięcznej pensji przeciętnego człowieka, który musiał ją przeznaczyć na utrzymanie domu, żony i dziecka. Abstrakcja - Laurent sobie tego wykalkulować nie potrafił.
- Olivio. - Uśmiechnął się do niej, chociaż nie aż tak promiennie, jak chciał. Nie dlatego, że nie tęsknił, że nie cieszył się - po prostu świecił w ostatnim czasie... mniej. Był zgaszony przez te wszystkie tragedie, które separowały go już nawet od zdolności płakania nad nimi. Pogarszały się tylko jego stany lękowe, pogarszało się samopoczucie i przybywało obowiązków. Gdyby nie to, że miał tyle zaufanych osób obok siebie pewnie byłby już martwy. I nawet nie dlatego, że zginąłby z ręki takiego Dante. Nie, zabiłby się już sam, nie potrafiąc psychicznie tego wszystkiego znieść. - Tak się cieszę, że cię widzę. - Objął ją czule, wręcz z jakąś ulgą. Nie potrafił sobie odmówić, żeby chwilę ją tak zatrzymać, wdychając na nowo jej przyjemny zapach. Przesunął parę razy po jej plecach i złożył pocałunek na jej policzku, by przyjrzeć się jej całej. Jej oczom, jej włosom, czy znów miała na sobie dżinsy? Czy może Tristan zdążył w niej coś zmienić? - Bez ciebie bym sobie nie poradził. Jesteś moim jedynym ratunkiem. - Tutaj by pewnie już chwalił się nową bransoletką... ale niestety - jeszcze nie mógł. Przyszłość nie postanowiła cofnąć się w czasie. Z jakiegoś niezrozumiałego powodu. Ciężko też powiedzieć, by miał się chwalić nową biżuterią, bo Laurent miał jej tyle i zmieniał tak często... a jednak jeden element się pojawił dość charakterystyczny dla kogoś, kto znał go na tyle blisko jak ona - pierścionek z białego złota. Specyficzne, bo Laurent stroił się jednak głównie w złoto. Ale ten jeden pierścionek potrafił przyciągnąć bystre oko. - Mam całą listę zakupów... i wcale nie wiem, z czego powinienem zrezygnować, a z czego nie. Wiesz coś na przykład o... fizyce?