• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 14 Dalej »
[20/11/1970] Nastał czas ciemności || Elias & Prudence

[20/11/1970] Nastał czas ciemności || Elias & Prudence
ᴀʟᴄʜᴇᴍɪsᴛ ᴏꜰ ɢʟᴀss
what is the point
in having a mind
if you do not use it
to make judgements
178cm wzrostu; zielone oczy; ciemnobrązowe kręcone włosy; trzydniowy zarost na twarzy; dołeczki w policzkach; lekko przygarbiona postura; chód opieszały, nieco niezgrabny

Elias Bletchley
#1
02.03.2025, 00:07  ✶  
—20/11/1970—
Dziurawy Kocioł, Ulica Pokątna
Elias Bletchley & Prudence Bletchley

Ona musi czerpać z tego jakąś satysfakcję. Inaczej nie kazałaby opowiadać sobie tej historii po raz trzeci jednego dnia, rozmyślał z kąśliwym wyraz twarzy Elias Bletchley, idąc krok w krok za swoją siostrą po ośnieżonym chodniku ciągnącym się przez całą Ulicę Pokątną. Chociaż był jeszcze listopad i w powietrzu czasem jeszcze dało się wyczuć ostatnie powiewy jesieni, tak nadchodząca zima coraz mocniej dawała o sobie znać. Dzisiaj na przykład zesłała na miasta intensywne opady śniegu, które skutecznie zmniejszyły ruch na ulicy, ale znacząco wpłynęły na liczbę gości w okolicznych lokalach. Oby w Dziurawym uchował się jeszcze dla nich jakiś stolik po tym przydługim spacerze z Horyzontalnej.

— Ile razy mam to powtarzać? Zostałem oszukany. Zresztą nie tylko ja! — rzucił burkliwym głosem Elias, zerkając spod byka na swoją siostrę. — To nie było moje pierwsze rodeo. Bywałem już w kasynach. I to nie raz. Ktoś ewidentnie nie dopilnował zabezpieczeń i wpuścili tam jakiegoś oszusta.

Westchnął ciężko. Może i jego relacja z grami hazardowymi nie była najzdrowsza, ale dostarczała mu jakże potrzebnego każdemu człowiekowi zastrzyku adrenaliny. Niektórych pasjonowało grzebanie w bebechach chorych ludzi, inni próbowali ujeżdżać smoki albo górskie trolle, a jeszcze co poniektórych rozjuszały szmirowate erotyki dodawane co jakiś czas jako dodatek do specjalnych numerów Czarownicy. W porównaniu z tymi wszystkimi skrzywieniami naprawdę dobrze sobie radził z zaspokajaniem swoich wewnętrznych potrzeb.

— Dwie karety pod rząd. Dwie. Dasz wiarę? — Pokręcił z niedowierzaniem głową, zatrzymując się w pół kroku, co by stuknąć parę razy butami o latarnię nieopodal wejścia do baru. Konstrukcja zadudniła z niezadowoleniem, a płonące na jej szczycie światełko zamigotało na chwilę. — Przecież to statystycznie nieprawdopodobne. — Podniósł na kobietę wzrok, po dokonaniu szybkiej inspekcji stanu swojego obuwia. — Gdyby nie to, na pewno odzyskałbym kasę! Na pewno! Gdybym tylko wymienił jeszcze jedną kartę!

Łaska Matki na pstrym hipogryfie jeździ... Czy coś w tym rodzaju. Bletchley nie mógł się pochwalić jakimś przełomowym stosunkiem liczby wygranych gier do liczby przegranych rozgrywek, ale dużo lepiej zapamiętywał swoje zwycięstwa niż porażki. Może dlatego, że grając w karty i obstawiając zakłady, stracił więcej pieniędzy niż chciałby przyznać, toteż każdy przypływ gotówki traktował jak bożą łaskę.

— Dałabyś się się namówić na wspólne wyjście — skomentował, instynktownie wyprzedzając siostrę, aby otworzyć jej drzwi do lokalu. — Zliczanie kart to prawie jak Numerologia, a stamtąd już niedaleka droga do Starożytnych Run.

Zamarł, gdy oboje znaleźli się w środku. Był piątek, początek weekendu, śnieżyło. Dziurawy Kocioł powinien więc być wręcz po brzegi wypełniony ludźmi, a powietrzu powinien unosić się zapach tanich papierosów i jeszcze tańszego alkoholu znoszonego z zaplecza przez pracowników baru. I na pierwszy rzut oka można by było stwierdzić, że wszystko się zgadzało. Dym papierosowy unosił się w powietrzu. Alkohol przelewał się z butelek do szklanek i kufli. Lokal był pełny ludzi. A jednak atmosfera w barze była gęsta i napięta, pełna niewidzialnego ciężaru, który zdawał się spoczywać na ramionach wszystkich obecnych.

— Ekhm… Jesteśmy nie w porę? Siedzą tu jak odurzeni — mruknął do siostry, zamykając za nimi drzwi, przesuwając się ze zmieszanym wyrazem twarzy w głąb izby. Czyżby jeden ze stałych bywalców wywędrował na drugą stronę zasłony?
Wallflower
Please forgive me if I don't talk much at times.
It's loud enough in my head.

Prudence jest szczupłą kobietą, która mierzy 163 centymetry wzrostu. Ubiera się raczej niezbyt kontrowersyjnie, schludnie, miesza się z tłumem. Wybiera stonowane kolory. Jej włosy są długie, proste w odcieniu czekoladowego brązu, często wiąże je w kok na czubku głowy. Oczy ma jasnobrązowe. Zapach, który wokół siebie roztacza to głównie woń kojarząca się ze szpitalem, lub medykamentami, jednak przebijają się przez nią owocowe nuty - głównie truskawki.

Prudence Bletchley
#2
02.03.2025, 01:01  ✶  

Musiała czymś zajmować myśli. Chcąc nie chcąc nadal nie do końca potrafiła je odwracać od tego, co wydarzyło się podczas pełni księżyca w lipcu tego roku. To zmieniło całe jej życie, wstrząsnęło nią ogromnie, i mimo, że już mineły prawie cztery miesiące, nie do końca zdążyła to sobie wszystko poukładać. Starała się jakoś sobie radzić, ale wiedziała, że nadal nie jest dobrze, zresztą, czy kiedykolwiek będzie dobrze? Raczej nie, już nic nie było takie samo, ona również bardzo się zmieniła. Musiała jakoś to przetrawić.

Szła za bratem, właściwie to próbowała dorównać mu tempa, ale śnieg, który leżał na chodniku tego nie ułatwiał. Robiło się pięknie i malowniczo, zima już niedługo miała rozgościć się na dobre w Londynie, zbliżało się Yule, pierwsze Yule bez niego. Na szczęście dzisiaj miała jak odciągnąć swoje myśli. Jej jakże rezolutny brat po raz kolejny postanowił bowiem znaleźć się w kasynie, co zakończyło się... cóż, może nie było sensu tego komentować. Milczenie w tym wypadku było chyba najlepszym komentarzem.

- Jesteś taki biedny, oszukany, okropnie mi Ciebie szkoda... - Mruknęła cicho. Nie miała pojęcia, jak to było właściwie możliwe, że byli od siebie tak różni, przynajmniej w takich kwestiach, zresztą nie tylko w takich. Ona i jej brat bliźniak nie wykazywali między sobą szczególnego podobieństwa, wybrali zupełnie inne ścieżki zawodowe, mieli inne zainteresowania, jedyne co ich łączyło to poniekąd charaktery, tak się jej przynajmniej wydawało, chociaż też nie mogła być do końca pewna.

- Nie wiem, czy w tej sytuacji warto się chwalić doświadczeniem. - Wolałaby chyba nie wiedzieć o tej jego pasji, z drugiej jednak strony, może lepiej wiedzieć? Przynajmniej miała szansę się przygotować na kolejne, ewentualne konsekwencje.

- Gdybyś wymienił tę jedną kartę zostalibyśmy milionerami, co? - Nie, żeby jakoś szczególnie w to wierzyła, ale niech mu będzie, jeśli w ten sposób jakoś miał siebie usprawiedliwiać przed samym sobą, to kimże była, aby mu tego odmawiać?

- Nie wątpię, że bym się w tym sprawdziła, zważając na moja miłość do liczenia, ale nie chciałbym skończyć jak Ty. - Powiedziała jeszcze nie do końca przemyślanie, bo nie chciała w żaden sposób go urazić, ale chyba tak wyszło? Zmrużyła na chwilę oczy, jej myśli zaczęły odbiegać gdzieś daleko, miewała te swoje momenty, o których Elias powinien wiedzieć. Jej mózg wtedy działał bardzo szybko, tyle, że nie podążały za nim pozostałe części ciała. Zaczęła rozkminiać, czy jej komentarz nie sprawił mu zbyt wielkiej przykrości, jakich słów powinna użyć, aby nieco to przekształcić? Przed oczami znajdowała jej się kartka z książki, słownika, w którym znajdowały się słowa o podobnym znaczeniu. Mrugnęła dwa razy, żeby wrócić do rzeczywistości.

Znaleźli się tuż przed Dziurawym Kotłem. W końcu, będzie mogła się napić wina, i jakoś przetrwać ten dzień. Liczyła na to, że faktycznie znajdą się wolne miejsca, wiadomo, że jesienią z tym ciężko, bowiem wszyscy lgną do ciepłych, przytulnych pomieszczeń.

Zaczęła rozglądać się w poszukiwaniu wolnego stolika, i chyba jeden znalazła. Dopiero po chwili do niej dotarło, że atmosfera wewnątrz była jakaś taka grobowa, nie, żeby jej to przeszkadzało, bo przecież trupy były aktualnie jej najlepszymi przyjaciółmi, ale nie do końca wiedziała, czym to jest spowodowane, chociaż może, może powinna się domyślić. Dwa dni temu przecież wiele się zmieniło i jak widać wszyscy to odczuwali, nikt nie wiedział, czego powinni się spodziewać.

- Wydaje mi się, że to przez to, co się ostatnio wydarzyło. - Mruknęła cicho, tak, aby nikt jej nie usłyszał. - Tam jest wolny stolik. - Pokazała bratu wzrokiem, co miała na myśli mówiąc tam, po czym skierowała się w stronę stołu. Jej włosy były mokre, posklejane roztapiającym się śniegiem, na szczęście za chwilę powinna się doprowadzić do porządku.

ᴀʟᴄʜᴇᴍɪsᴛ ᴏꜰ ɢʟᴀss
what is the point
in having a mind
if you do not use it
to make judgements
178cm wzrostu; zielone oczy; ciemnobrązowe kręcone włosy; trzydniowy zarost na twarzy; dołeczki w policzkach; lekko przygarbiona postura; chód opieszały, nieco niezgrabny

Elias Bletchley
#3
02.03.2025, 02:05  ✶  
— Ironia nigdy nie była twoją mocną stroną — odparł po dłuższej chwili, jakby sam potrzebował paru dodatkowych sekund, żeby zdecydować, czy Prue faktycznie próbuje się z niego naigrywać. — Więc bardzo cię proszę, nie szydź ze mnie, bo nie ma z czego. Próbuję grać sprawiedliwie w tę okrutną grę. — Wypuścił z oporem powietrze przez nos. — Życie rzuca mi kłody pod nogi, ilekroć próbuje zwiększyć liczbę zer na koncie.

Przy pomocy hazardu, rzecz jasna. Elias może i nie miał szczęścia w kartach i zakładach, co przekładało się na niezbyt efektowne wypłaty środków na koniec wieczorów w kasynie, ale nie można było tego powiedzieć o jego codziennej pracy zarobkowej. Nie mógł narzekać na brak zamówień odkąd ''Szklana alchemia'' została zakontraktowana do dostarczenia sporej dostawy do paru sali weselnych pod Londynem. Lustra, wyroby szklane pokroju szklanek i kieliszków... Przez najbliższe kilka tygodni będzie miał pełne ręce roboty. Podobnie jak cała reszta pracowników. A wraz z pracą przyjdzie też płaca.

— Tak, dokładnie i na dodatek... — urwał, gdy dotarło do niego, że siostra ponownie próbowało wbić mu szpilkę. — Hmpf.

Gdyby chciało mu się kontynuować tę potyczkę, mógłby przypomnieć Prudence, że ostatni dług spłacił w stu procentach samodzielnie. Został do tego zmuszony po tym, jak nie wyraziła szczególnego zachwytu perspektywą wzięcia na siebie części jego strat finansowych. Niejeden znacznie gorszy starszy brat mógłby stwierdzić, że w takim wypadku nie powinna nawet zawracać sobie głowy tym, że mogłaby dostać część nagrody. Na szczęście Elias był idealnym starszym bratem, więc postanowił zachować tę ripostę na ten wyjątkowy dzień, kiedy faktycznie obłowi się w jednym z kasyn Prewettów.

— Pozwolę sobie nie pytać, gdzie twoim zdaniem tkwię — poinformował ją formalnym tonem.

Owszem, obrał własną ścieżkę, odsuwając się od rodzinnej działalności związanej z prowadzeniem Gabinetu Luster, ale przecież nie był jedyny. Wystarczyło spojrzeć na ich własną gałąź rodziny. Trzy na cztery osoby wylądowały w okowach medycyny. Może mieli mu za złe to, że nie został uzdrowicielem lub przynajmniej aptekarzem w lokalu Lupinów? A to podobno czystokrwiści siedzą po uszy w zobowiązaniach, pomyślał przelotnie, przypominając sobie niezliczone narzekania co poniektórych młodych klientów zakładu szklarskiego.

Kiedy wylądowali już w Dziurawym Kotle, ruszył bez gadania w stronę wskazanego przez siostrę miejsca. Wokół toczył się ciche rozmowy, jednak Elias wychwytywał tylko strzępki zdań albo pojedyncze słowa, wypowiadane mniej lub bardziej nieskładnym angielskim. Nagły napływ turystów do miasta, a może efekt wypicia zbyt dużej ilości lokalnego alkoholu?

Czarny Pan. Ministerstwo Magii nie puści tego płazem. Brygada Uderzeniowa. Przysięgam na Matkę, kuzynka mojej starej widziała jednego z nich w nocy na mieście. Postulaty anty-mugolskie.

— To przez to ''orędzie'' do narodu? — Zmarszczył czoło, zasiadając na wolnym krześle. Jakby się tak nad tym pochylić, to ostatniej nocy faktycznie sporo dyskutowano na temat wysuniętych przez Czarnego Pana wnioskach. Zwłaszcza przy stolikach zajmowanych przez oficjeli Ministerstwa Magii. — Ludzie musieli się nieźle przestraszyć, skoro nawet tutaj jest... spokojniej. Jakby to był pierwszy typ z manią wielkości o konserwatywnych poglądach. — Rozejrzał się niespiesznie po lokalu, jakby wcale nie taksował wzrokiem gości. — Może rozejdzie się po kościach.

Niespecjalnie interesował się polityką, ale nie trzeba było geniusza, aby stwierdzić, że poglądy wygłaszane przez tego typu tradycjonalistów nie były jakimś wielkim odstępstwem od normy. Wystarczyło przyjrzeć się osobom piastującym wysokie stanowiska w rządzie. Raz się trafiała konserwa, która najchętniej zredukowałaby wszystkich bez wysokiego rodowodu do roli pospólstwa, a po niej przychodził ktoś, kto na poważnie rozważał w wywiadach zerwanie z ustawą o tajności.
Wallflower
Please forgive me if I don't talk much at times.
It's loud enough in my head.

Prudence jest szczupłą kobietą, która mierzy 163 centymetry wzrostu. Ubiera się raczej niezbyt kontrowersyjnie, schludnie, miesza się z tłumem. Wybiera stonowane kolory. Jej włosy są długie, proste w odcieniu czekoladowego brązu, często wiąże je w kok na czubku głowy. Oczy ma jasnobrązowe. Zapach, który wokół siebie roztacza to głównie woń kojarząca się ze szpitalem, lub medykamentami, jednak przebijają się przez nią owocowe nuty - głównie truskawki.

Prudence Bletchley
#4
02.03.2025, 22:50  ✶  

- Nie można być świetnym we wszystkim. - Wzruszyła jedynie ramionami, zrzucając w ten sposób drobną warstwę śniegu, która znalazła się na jej płaszczu. Zdecydowanie chciała znaleźć się już w ciepłym pomieszczeniu, tam będą mogli się skupić na tym, w jaki sposób grał Elias i o co i czy właściwie było mu to do czegoś potrzebne. Miała świadomość tego, że jej brat lubił ten dreszcz adrenaliny, która pojawiał się wtedy, kiedy mógł przegrać większość swojego majątku, ale czy naprawdę, aż tego potrzebował do szczęścia?

- Jesteś pewien, że to życie rzuca Ci kłody pod nogi, a nie sam to sobie robisz? - Wszystko oczywiście zależało od punktu widzenia, ona zdecydowanie widziała ten problem inaczej, niż brat. Cóż, razem mogli dojść do jakichś szerszych wniosków, może zmieni to jego nastawienie do problemu, bo tak, uważała to już za problem, zresztą sam podrzucał jej kolejne argumenty. Zastanawiała się, jak często zdarza mu się przegrywać, nie sądziła bowiem, że wygrywanie jest jego domeną, bo nie wyglądał na kogoś, komu często przydarzałyby się dodatkowe zastrzyki gotówki. Właściwie nie widziała sensu w tej grze, ale ona miała zdecydowanie inne nastawienie do życia, dużo bardziej praktyczne.

- Może tak, nie ma sensu zadawać tego pytania, bo raczej nie byłbyś zadowolony z mojej odpowiedzi. - Po prostu nie podobało jej się to jego jedno zainteresowanie, nie aprobowała go, zresztą nie pierwszy raz o tym wspominała. To nie tak, że uważała całą resztę życia Eliasa za jakąś nieudaną, wręcz przeciwnie. Cieszyła się z tego, że brat podążał swoją własną ścieżką, nawet jeśli była ona zupełnie inna od tej, którą wybrała ona, czy ich rodzice. Najważniejsze, że był szczęśliwy i znalazł swoje miejsce na tym świecie.

Prudence w końcu dotarła do stolika, który dostrzegła w samym kącie sali. Zdjęła z siebie swój płaszcz i powiesiła go na krześle. Usiadła. Sięgnęła do kieszeni płaszcza po papierośnicę, położyła ją na stole. Rozejrzała się dopiero wtedy po pomieszczeniu, kiedy szła w stronę wolnego miejsca nie wsłuchiwała się jakoś specjalnie w rozmowy.

- Boją się, zresztą nie dziwię się, że się boją, kto wie, czego można się spodziewać. - Zaczęła odpływać myślami, znowu to robiła, nie umiała jednak zapanować nad tymi drobnymi epizodami. Wcale nie tak niedawno Grindewald próbował doprowadzić do czegoś podobnego, jego działania odbiły się sporym echem w czarodziejskim świecie, sądziła, że to może się powtórzyć i w tym przypadku, w końcu nigdy nie wiadomo do czego posunie się kolejny szaleniec. Mrugnęła dwa razy, po czym spojrzała na brata.

- Co jeśli się nie rozejdzie, jeśli to początek czegoś większego? Nie ma się co dziwić, że się boją nieznanego, to naturalny odruch. - Nie wydawało jej się, aby to zachowanie było w jakikolwiek sposób zaskakujące. Sama Prudence nie miała pojęcia, czego mogli się spodziewać i jak to całe orędzie wpłynie na ich świat. Jakieś zmiany musiały nadejść, nie mogli czuć się do końca bezpiecznie wiedząc, że ktoś chce przejąć władzę nad czarodziejskim światem, ktoś, kto traktował czystokrwistych jako elitę, tacy jak oni może nie byli też osobami, w które mierzyliby jako pierwsi, ale ich krew też była brudna, kto wie do czego postanowią się posunąć, póki co jednak nie zamierzała panikować. Zresztą co mogą jej zrobić, zabić? Nie bała się śmierci, czekała na to, aż w końcu nadejdzie, może wtedy w końcu zazna szczęścia.

ᴀʟᴄʜᴇᴍɪsᴛ ᴏꜰ ɢʟᴀss
what is the point
in having a mind
if you do not use it
to make judgements
178cm wzrostu; zielone oczy; ciemnobrązowe kręcone włosy; trzydniowy zarost na twarzy; dołeczki w policzkach; lekko przygarbiona postura; chód opieszały, nieco niezgrabny

Elias Bletchley
#5
04.03.2025, 22:06  ✶  
— Gdyby to zależało to ode mnie, to na co dzień chadzałbym drogą wybrukowaną szczerym złotem, a nie leśnym szlakiem pełnym korzeni i kłód — skontrował pytanie kobiety. — Jak zapewne dobrze wiesz.

Podobno artyści byli najbardziej płodni, kiedy przeżywali wewnętrzne poruszenie. Wtedy proces twórczy pozwalał im się wyżyć i powstawały wówczas naprawdę spektakularne dzieła sztuki. Nie zgadzał się z tym. Może w czasach nastoletnich emocje bardziej panowały nad jego pracami, jednak teraz, kiedy był już znacznie starszy, widział, że w spokoju i porządku pracy była pewna metoda. Może tylko satysfakcja była nieco mniejsza. Komfort był jednak czymś, czego nie zamieniły na nic innego.

Czyżby dlatego teraz go ciągnęło do hazardu? Rozsądek na co dzień brał górę nad chęcią igrania z ogniem. Emocje potrzebowały ujścia a pieniądze... Zawsze można było się odkuć. Zarobić nowe. Prawie zawsze. Z drugiej strony, oboje wybrali sobie względnie bezpieczne kariery. Ludzie zawsze chorowali i umierali, ale też rodzili się nowi i w pewnym momencie szukali nowego miejsca zamieszkania. Ktoś musiał wstawić szyby w ich okna. Ktoś musiał przygotować pokaźną kolekcję luster do garderoby i łazienki.

— A mam być szczery? — rzucił z nutką kpiny w głosie, zniżając mimo wszystko ton głosu, co by nie zwracać uwagi innych gości Dziurawego Kotła. Nie dał Prudence szansy na zaprzeczenie, ponownie otwierając usta. — Skończy się na paru dodatkowych patrolach przy Nokturnie i kilkutygodniowej kampanii ostrzegawczej w Proroku Codziennym. Londyn nie pierwszy raz ma do czynienia z zamieszkami. I nie przypominam sobie, że wiele to zmieniło.

Czy brzmiał, jakby bagatelizował sprawę? Raczej po prostu nie rozumiał jej ogromu. Daleko mu było do polityka ukrywającego się na co dzień w salach Wizengamotu i wcale nie było mu bliżej do pracowników Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodzieja lub innych sił szybkiego reagowania działających z ramienia Ministerstwa Magii. Nie miał pojęcia, jak duża była skala zagrożenia. Mieszkał jednak w tym mieście od dziecka i był świadom jednego: napięcia społeczne występowały zawsze i wszędzie. I świat czarodziejów wręcz lubował się w angażowaniu w takie konflikty.

— Pamiętasz zeszły rok? — spytał gładko, ale z nutką zniecierpliwienia w głosie, jakby nie mógł się doczekać, aż siostra nadąży za rwącym potokiem jego myśli. Przywarł plecami do oparcia. — Marsze charłaków też były dosyć efektownie zakłócane. Chaos w dzielnicy, zniszczone stoiska, zaklęcia latające między fasadami budynków... Niemal jak atak terrorystyczny. I co z tego wynikło? Zauważyłaś jakieś poważne transformacje, czy to dobre, czy to złe?

Władze bardzo chętnie odpowiedziały na bójki, jakie wyrosły między sprzymierzeńcami charłaków a tradycjonalistami gardzącymi odstępcami, posyłając do akcji Brygadę Uderzeniową i Biuro Aurorów. Niektórzy mogliby powiedzieć, że nie dało się wyjść do sklepu, nie mijając jakiegoś patrolu. Gazety ze szczegółami zaprezentowały przebieg zdarzeń, prezentując na pierwszych stronach głośne nagłówki i najbardziej skandaliczne cytaty. Próbowano zasiać strach w sercach mieszkańców stolicy, a jednak nasiona obaw musiały trafić na wyjątkowo mało podatny grunt. Tym razem zapewne będzie tak samo.
Wallflower
Please forgive me if I don't talk much at times.
It's loud enough in my head.

Prudence jest szczupłą kobietą, która mierzy 163 centymetry wzrostu. Ubiera się raczej niezbyt kontrowersyjnie, schludnie, miesza się z tłumem. Wybiera stonowane kolory. Jej włosy są długie, proste w odcieniu czekoladowego brązu, często wiąże je w kok na czubku głowy. Oczy ma jasnobrązowe. Zapach, który wokół siebie roztacza to głównie woń kojarząca się ze szpitalem, lub medykamentami, jednak przebijają się przez nią owocowe nuty - głównie truskawki.

Prudence Bletchley
#6
06.03.2025, 11:39  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 10.03.2025, 00:28 przez Prudence Bletchley.)  

- Musisz sobie wreszcie uświadomić, że to wszystko zależy od Ciebie. - Tutaj też mieli chyba nieco inne zdanie. Prudence była zdania, że każdy był kowalem własnego losu, mógł na niego wpływać... Przynajmniej w większej części życia, bo w końcu też nie mogła przywrócić do życia Liama, ani w żaden sposób wpłynąć na to, co mu się przytrafiło. To wcale nie było takie proste, jak jej się mogło wydawać. Nieco spochurniała przez to, dokąd zaprowadziły ją jej myśli, właściwie ciągle się to działo. Wszystkie rozmowy prowadziły do tej jednej tragedii, która się im przytrafiła.

Eliasa ciągnęło do hazardu, Prudence do niekoniecznie mile widzianych praktych magicznych, zakazanych, każde z nich miało coś za uszami. Nigdy jednak nie chwaliła się bratu, co było jej odskocznią, może nie powinna była tak głośno komentować tego jego zainteresowania? W końcu jej było jeszcze bardziej potępiane przez społeczeństwo. Sama uważała, że ludzie boją się tego, czego nie znają, bo przecież ta dziedzina magii mogła również przynosić dobro. Szkoda, że nie każdy zdawał sobie z tego sprawę, kiedyś pewnie otworzą oczy, żeby nie było na to zbyt późno.

- Co to za głupie pytanie, oczywiście, że masz być szczery. - Wpatrywała się w brata krótką chwilę, bo nie do końca wiedziała, dlaczego w ogóle je zadał. - Wydajesz się być o tym przekonany, nie byłabym jednak taka pewna. Nastroje wśród ludzi od jakiegoś czasu są bardzo niespokojne, w końcu nadejdzie momet kiedy bańka pęknie, kiedy którejś ze stron się uleje i skończy się świat, który znali. Działo się to już w przeszłości, wszystkie czynniki świadczyły o tym, że stanie się to niebawem.

Chcąc nie chcąc wiedziała, jak to wyglądało w przeszłości, potrafiła łączyć fakty, wiedziała, że takie sytuacje rozpoczynały się w podobny sposób.

[b] - Obawiam się, że tym razem może nie być, aż tak optymistycznie. - Zdecydowanie mieli odmienne zdanie na ten temat. Prudence bała się, że już niedługo znany im świat odwróci się do góry nogami.

- Pojawiły się trupy, dużo pojedynczych trupów. - Powiedziała cicho, nie widać w niej było jednak zbyt wielu emocji, kiedy wspominała o zmarły. Przywykła do oglądania ciał, w końcu na tym polegała jej praca. Przynajmniej nie musiała sobie zarzucać, że nie była ich w stanie uratować.

- Ten marsz to był dopiero początek, wtedy zresztą nie doszło do tak wielu morderstw. - Ktoś musiał być osobą, która uświadomi jej brata o tym, jak to faktycznie wyglądało. Tak właściwie, pewnie wiele osób myślało podobnie do niego, bo nie znajdowali się tak blisko problemu jak ona. Może w pewien sposób to było nawet wygodne, bo ludzie nie panikowali, aż tak bardzo, kiedy problem ich nie dotyczył. Ona miała powody ku temu, aby się denerwować. - Ciekawe, czy w końcu i my zaczniemy im przeszkadzać, póki co interesują ich tylko mugolacy, ale z czasem i to może się zmienić. - Aktualnie niby nie byli pierwszym wyborem, jeśli chodzi o zainteresowanie popleczników Voldemorta, ale kto mógł przewidzieć, jak to właściwie się potoczy.

ᴀʟᴄʜᴇᴍɪsᴛ ᴏꜰ ɢʟᴀss
what is the point
in having a mind
if you do not use it
to make judgements
178cm wzrostu; zielone oczy; ciemnobrązowe kręcone włosy; trzydniowy zarost na twarzy; dołeczki w policzkach; lekko przygarbiona postura; chód opieszały, nieco niezgrabny

Elias Bletchley
#7
08.03.2025, 23:09  ✶  
Obstawianie zakładów i granie w karty już dawno uzmysłowiło Eliasowi jedną, ale za to bardzo prostą rzecz: sprawy potrafił bardzo szybko wymknąć się spod kontroli. A wtedy było już zazwyczaj za późno, aby cokolwiek zmienić. Można było tylko westchnąć i patrzeć na rozwój wypadków z nadzieją, że ostateczny rozrachunek okaże się względnie łaskawy. Nie było w tym ani grama ludzkiej sprawczości. Byli tylko szczęściarze i pechowcy. Ci którym los sprzyjał i ci, od których się odwrócił, licząc, że mimo wszystko zaufają mu ponownie, aby odkuć się w następnej rozgrywce.

— Jak na kogoś, kto jest przekonany o sile przebicie pojedynczej jednostki, masz zaskakująco małą wiarę w ludzi i to, że potrafią wynieść lekcje z tego, co wydarzyło się w przeszłości — skwitował wywód młodszej siostry, starając się opanować sarkazm wdzierający się pomiędzy jego słowa. — To nie jest pierwsze takie rodeo w Londynie. Tutaj non-stop coś się dzieje. Ciągle coś komuś nie pasuje. Co nowy Minister, to bardziej kontrowersyjny. Malfoy, Leach, Jenkins. Może nie było aż tak agresywnie, ale nie powiedziałbym, że było lepiej. Po prostu inaczej.

Arystokrata. Pro-mugolski polityk. Kobieta. Każde z nich mogło w jakiś sposób oberwać od społeczności. Każde z nich mogło zdobyć wystarczające poparcie, aby wstrząsnąć społeczeństwem czarodziejów w posadach. Każde z nich mogło powiedzieć coś nie tak i przypłacić to wywiezieniem z Ministerstwa Magii na taczce. A jednak bez względu na ich poglądy i politykę nie doszło do żadnego przewrotu. Czemu teraz miało być inaczej, skoro nowy rewolucjonista nawet nie przedstawiał się swoim prawdziwym nazwiskiem, a tytułem?

— A to nie jest czasem standard w twojej pracy? — spytał, krzywiąc się lekko na dźwięk własnych słów. — Chyba bardziej byś się martwiła, gdyby do prosektorium zaczęli trafiać... stadnie. Grupowo! — Pokręcił głową, ciesząc się, że zdążył się w ostatniej chwili poprawić. — Skoro przychodzą pojedynczo, to chyba dosyć normalna sytuacja. Chyba, że mają jakieś znaki szczególne, które rzuciły ci się w oczy i kazały ci wysnuć tezę, że...

Przymknął usta, woląc nie kończyć tej myśli. Ugh, jak on się cieszył, że w swojej obecnej pracy nie musiał się przejmować tego typu sprawami. W sumie przez całą swoją dotychczasową karierę nie mierzył się z podobnymi przemyśleniami. Jedyne co mu groziło to zbyt rozgadani klienci, którzy byli gotowi opowiedzieć mu ze szczegółami całą historię swojego życia, włącznie z każdą wizytą w Szpitalu św. Munga, chrztem w kowenie i wizytą na cmentarzu. Teraz większość czasu spędzał w warsztacie. A szkło było milczkiem. Przyjemnym milczkiem. Chrząknął, starając się przekierować rozmowę na inne tory.

— Nic dziwnego. Oprawcy z reguły wybierają na swoje ofiary najsłabsze ogniwa — skomentował przyciszonym głosem, układając nieporadnie serwetkę w krzywy trójkąt. Akurat to, że na pierwszy ogień miały pójść osoby mugolskiego pochodzenia, nie było wielką niespodzianką. — Najmniejsze ryzyko odwetu ze strony samej grupy lub ich potencjalnych stronników. Nie każdy ma odwagę stanąć po stronie chłopca do bicia, a im zależy na wysłaniu konkretnego sygnału. Nie zadzierajcie z nami. — Wypuścił powoli powietrze z płuc. — Gdyby teraz obrali sobie za cel charłaków, to nikt nie zwróciłby na to uwagi. Na nich nikt nigdy nie zwracał uwagi. Są niewidzialni.

Bolesne stwierdzenie, ale prawdziwe. Wystarczyło wrócić wspomnieniami do minionych marszy. Z jednej strony niosły ze sobą nadzieję na zniesienie pewnych barier, ale z drugiej co poniektóre przemowy wydawały się wręcz... desperackie. Jakby społeczność charłaków robiła to wszystko, żeby ktoś w końcu zwrócił na nich uwagę i pomimo wielkich pikiet nadal nie umieli odnieść sukcesu. Przykro się patrzyło na te wszystkie artykuły na ich temat. A jeszcze gorzej słuchało się audycji w radiu, kiedy można było wyczytać po głosie, że niekiedy stawiają wszystko na jedną kartę.

— Nawet tak nie mów — sapnął nerwowo. — Planuję sobie bardzo spokojne życie na najbliższy czas.
Wallflower
Please forgive me if I don't talk much at times.
It's loud enough in my head.

Prudence jest szczupłą kobietą, która mierzy 163 centymetry wzrostu. Ubiera się raczej niezbyt kontrowersyjnie, schludnie, miesza się z tłumem. Wybiera stonowane kolory. Jej włosy są długie, proste w odcieniu czekoladowego brązu, często wiąże je w kok na czubku głowy. Oczy ma jasnobrązowe. Zapach, który wokół siebie roztacza to głównie woń kojarząca się ze szpitalem, lub medykamentami, jednak przebijają się przez nią owocowe nuty - głównie truskawki.

Prudence Bletchley
#8
10.03.2025, 00:29  ✶  

- Obawiam się tego, że to jest ten moment, w którym ta jedna jednostka pociągnie za sobą tłumy. Ostatnio było niespokojnie, to trwa od kilku lat. - Zachodziły zmiany, które nie podobały się czystokrwistym, obawiali się oni tego, że mugolacy mogą przejąć wszystkie wysokie stanowiska w ministerstwie, odebrać im władzę, a przecież władza była najważniejsza dla elity. Czuła, że to może zakończyć się tragicznie. Tym bardziej, że i druga strona zaczynała domagać się swoich praw, jak chociażby charłacy, którzy przecież nie mieli magicznych mocy, a również byli częścią magicznego społeczeństwa. Bletchley uważała, że powinny zostać wprowadzone zmiany, bo przecież nie żyli już w średniowieczu, świat pędził do przodu, a niektórzy czarodzieje nie potrafili za tym nadążyć. Niby znała swoje miejsce w magicznej społeczności, ale nigdy do końca nie wiedziała dlaczego powinna czuć się gorsza tylko dlatego, że nie posiada odpowiedniego nazwiska. Jej wiedza na pewno przewyższała wiedzę sporej części elity mimo tego, że jej krew była brudna.

- Zdaję sobie sprawę, że tu ciągle się coś dzieje, Elias. - Mieszkała przecież w tym mieście całe życie, nie musiał jej w tym uświadamiać. - ale dawno nie było tyle zamieszania z każdej strony, to eskaluje, zobaczysz, że zakończy się to wszystko ludzką tragedią. - Nie chciała być czarnowidzem, ale jednak bardziej zmierzała ku temu, że tak właśnie się stanie. To musiało się skończyć eskalacją, kiedy każde strony domagały się roszczeń, była świadoma tego, że niedługo może wybuchnąć wojna, pozostawało zastanawiać się kiedy faktycznie się to wydarzy i która strona ją rozpocznie. Gdzie właściwie było ich miejsce podczas takiego starcia? Czy powinni opowiadać się za którąkolwiek ze stron, czy siedzieć cicho, nie rzucać się w oczy niczym karaluchy, które miały przetrwać wszystko? Byli pomiędzy, nie należeli ani do elity, ani do tych ludzi najgorszego sortu, którzy zdaniem czystokrwistych nie powinni znajdować swojego miejsca w magicznym świecie.

- Jeśli mówię, że to jest nietypowe, to tak dokładnie jest. Nie wiem, dlaczego nie traktujesz moich obaw poważnie. - Chciałaby mieć takie lekkie podejście do życia jak jej brat, jednak nie potrafiła myśleć w ten sposób. Artyści zawsze byli trochę odklejeni i kroczyli z głową w chmurach, powinna do tego przywyknąć, ale mimo tych wszystkich lat, które razem przeżyli nadal nie do końca potrafiła to zrozumieć.

- Tak, na początek, skąd wiesz, że później nie przyjdą po nas? - W końcu kiedyś pozbędą się tych najsłabszych ogniw, skąd mogli wiedzieć, że nie będą chcieli sięgnąć po więcej, w pełni pozbyć się brudnej krwi z czarodziejskiego świata? Nie dało się przewidzieć ich zachowania, kto wiedział, czy jeśli odniosą sukces nie poczują się pewniej i nie będą chcieli przekraczać kolejnych granic? Tego nie dało się przewidzieć.

- Czy ja wiem? Ten charłak to czyjś brat, czy siostra, czyjeś dziecko. Nie mieli wpływu na to, że nie dostali magicznych zdolności, co jeśli Ty, czy ja urodzilibyśmy się tacy? - Na pewno ktoś by zauważył ich zniknięcie, czy śmierć. Nie chciało jej się wierzyć, że byłoby to zupełnie obojętne ich bliskim, a jak widomo wspólna krzywda jednoczy, więc pewnie te rodziny wspólnie zaczęłyby szukać winnych. Nie sądziła, że wszyscy tak łatwo by się poddawali.

- Wydaje mi się, że to jest moment, w którym nie powinniśmy nic planować, ani zakładać. - Była może w tych swoich przekonaniach dość negatywnie nastawiona, ale ostatnio brakowało w jej życiu światła, zbyt wiele złego się jej przydarzyło, aby nie traktowała takich przesłanek poważnie.

ᴀʟᴄʜᴇᴍɪsᴛ ᴏꜰ ɢʟᴀss
what is the point
in having a mind
if you do not use it
to make judgements
178cm wzrostu; zielone oczy; ciemnobrązowe kręcone włosy; trzydniowy zarost na twarzy; dołeczki w policzkach; lekko przygarbiona postura; chód opieszały, nieco niezgrabny

Elias Bletchley
#9
10.03.2025, 20:54  ✶  
— Mnie to absolutnie nie interesuje — stwierdził z kamienną twarzą, zakładając ręce na piersi. — Powiem więcej, odpycha mnie to. Trzaśnij mnie z różdżki, jeśli się mylę, ale mam wrażenie, że większość ludzi chce mieć po prostu święty spokój. Kto z własnej woli wpakowałby się w takie bagno?

Co właściwie mogło być punktem zapłonu w tej sytuacji? Niedawne Marsze Charłaków? Zaakceptowanie Nobby'ego Leacha jako Ministra Magii przed paroma laty? Może tradycjonaliści wierzyli, że społeczeństwo po prostu nie pozwoli, żeby taki człowiek dostał się na tak wysokie stanowisko, a kiedy przebieg demokratycznych wyborów nie został w żaden sposób zakwestionowany, zaczęli knuć po kątach z nadzieją na ''lepsze'' jutro? Dzięki Matce, że ja tylko dłubię w szkle, pomyślał z ulgą. Nie chciałby w tym momencie pracować w Ministerstwie Magii. Albo gazecie. Albo radiu. Albo jakimkolwiek innym miejscu, które byłoby zobowiązane do tego, aby jakkolwiek zareagować na postulaty Czarnego Pana.

— Bo jeśli zaakceptuje jedno wymienione przez ciebie odstępstwo od reguły, to zaraz znajdziesz następne i jeszcze kolejne. W pewnym momencie uznanie, że jutro po pierwszym kogucie czeka nas katastrofa, będzie najprostszym rozwiązaniem — mruknął, wbijając w nią twarde spojrzenie. To jednak zdawało się mięknąć, im dłużej błądził wzrokiem po twarzy siostry. — Takie gadanie o zagrożeniu przynosi pecha.

Odchylił się na krześle, wbijając na dłuższą chwilę spojrzenie w brudny, popękany sufit.

— Rozwinęliśmy jako społeczeństwo. Nie mówią o moralności czy postępie cywilizacyjnym, ale pod względem liczebności, ilości ludzi, biznesów, usług — odparł z nutką ponurego wyrachowania w głosie. — Ktoś musi dbać o to, żeby codzienne życie się kręciło. Czysta krew sama tego nie udźwignie, kiedy już wyląduje na piedestale. Mówimy o rodzinach z nierzadko szlacheckimi tradycjami. — Nie będą zamiatać ulic. Nie będą robić w masowym wytwórstwie. Nie będą szarym personelem, który jest potrzebny do codziennego funkcjonowania miasta. Nie zrównają nas z mugolakami i charłakowi, bo po prostu nie będzie im się to opłacać.

Pieniądze i wpływy rządziły światem, ale ktoś musiał je dostarczyć w odpowiednie ręce. Obecny status quo był fortunny dla większości stron, które mogły wnieść do społeczności coś od siebie. Czarodzieje półkrwi nie mieli wystarczająco dużej władzy, aby rościć sobie prawa do statusu kojarzonego z rodzinami czystej krwi, ale przy tym mieli umiejętności i wiedzę niemalże równą ''czystkom''. Było ich dużo i mieli potencjał na to, aby stać się ''wartościowymi członkami społeczności''. Cokolwiek to znaczyło w tych czasach.

— Dobrze, ich rodzina i znajomi coś by zauważyli — poprawił się, wywracając oczami w zniecierpliwieniu. — Ale czy resztę by to obeszło? Czy wieść o zniknięciu paru charłaków wywoła głośne dyskusje na ulicy czy w Ministerstwie? — Rozejrzał się dyskretnie na prawo i lewo. — Wszyscy mają charłaków w poważaniu, bo nie da się ich wykorzystać jako karty przetargowej. Nie są żadnym atutem. Brak magii stawia ich na przegranej pozycji w praktycznie każdej profesji po tej stronie Dziurawego Kotła.

Może było to nieco okrutne, ale za to prawdziwe. Bądź co bądź, co można by zyskać dzięki oficjalnym wcieleniu charłaków w szeregi Ministerstwa lub innych magicznych ośrodków pracy? Na papierze wszystko wyglądałoby pięknie i uroczo niczym akcja pomocy sierotkom po jesiennych powodziach, ale coś poza tym? Nikt nie zatrudniłby charłaka, mając do wyboru czarodzieja- nawet mugolskiego pochodzenia. W większości zawodów to się po prostu nie kalkulowało i przeczyło wszelkiej logice.

— Jeśli nie mamy planów, to co właściwie nam zostaje? — rzucił filozoficznie, pozwalając sobie na przeciągłe westchnienie.
Wallflower
Please forgive me if I don't talk much at times.
It's loud enough in my head.

Prudence jest szczupłą kobietą, która mierzy 163 centymetry wzrostu. Ubiera się raczej niezbyt kontrowersyjnie, schludnie, miesza się z tłumem. Wybiera stonowane kolory. Jej włosy są długie, proste w odcieniu czekoladowego brązu, często wiąże je w kok na czubku głowy. Oczy ma jasnobrązowe. Zapach, który wokół siebie roztacza to głównie woń kojarząca się ze szpitalem, lub medykamentami, jednak przebijają się przez nią owocowe nuty - głównie truskawki.

Prudence Bletchley
#10
11.03.2025, 13:39  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 16.03.2025, 15:40 przez Prudence Bletchley.)  

- No jasne, lepiej ignorować wszystkie znaki i udawać, że nic złego się nie dzieje. - Prychnęła, bo zupełnie nie rozumiała podjeścia swojego brata. Jasne, każdy chciał mieć święty spokój, ale w takiej sytuacji? Kiedy działo się tyle złego, czekali kiedy to eskaluje? Lepiej było się po prostu przygotować na najgorsze, niż udawać, że to się nie wydarzyło. Byli zdecydowanie po przeciwnych biegunach, czasem nie mogła się nadziwić, jak w ogóle było to możliwe.

Wszystkie znaki świadczyły o tym, że niedługo wydarzy się coś okropnego, chaos opanuje Wielką Brytanię, zdecydowanie lepiej było się na to nastawić, niż udawać, że wszystko jest w porządku. Oczywiście nie zamierzała na siłę udowadniać Eliasowi swoich racji, skoro zdecydowanie miał swoje podejście. Czekała jednak na moment, kiedy będzie mogła mu powiedzieć swoim zarozumiałym tonem głosu a nie mówiłam. Była pewna, że to się wydarzy, że do tego dojdzie. Prędzej, czy później.

- Może nie jutro, ale chyba lepiej mieć świadomość, że to się wydarzy, nastawić się na to? Zamiast żyć w ochronnej bańce, dzięki której wydaje Ci się, że to wcale nas nie dotyczy. - Powinna już skończyć ten temat, bo czuła, że nie osiągną w tym wypadku żadnej zgodności. Mieli odmienne zdanie, zdecydowanie. Nie zapowiadało się na to, żeby któreś z rodzeństwa zamierzało je zmienić. Czasem już tak bywa, że nawet rodzina nie mogła się dogadać.

- To nie jest pech, ktoś ma na to wpływ, ktoś decyduje o tym, co się wydarzy, los nie ma w tym przypadku nic z tym wspólnego. Znalazł się oszołom, który chce przejąć władzę nad czarodziejskim światem, to on jest za to odpowiedzialny, a nie fortuna. - Jej zdaniem w tym przypadku nie można było mówić o pechu, wręcz przeciwnie. Zamierzali pozbyć się bardzo konretnej części społeczeństwa, robili to świadomie, tutaj nie było możliwości na to, że ktoś ma pecha. Po prostu się taki urodził, a oni zamierzali przez to wykluczyć ich z magicznego świata. Nie miało to dla Prue najmniejszego sensu, nie rozumiała tego podejścia, bo Ci ludzie przecież nie mieli wpływu na to, że magia ich wybrała. Powinni się cieszyć z tego, że ich społeczność rosła, nie musieli się przynajmniej krzyżować między sobą, co było całkiem zdrowe z naukowego punktu widzenia.

Zmrużyła na moment oczy, bo zaczęła o tym myśleć, odpłynęła na chwilę, jak to miała w zwyczaju. Próbowała przywołać przed swoje zamknięte oczy widok strony w książce, w której o tym czytała. Na pewno choroby genetyczne przytrafiały się częściej tym, którzy byli ze sobą dość blisko spokrewnieni.

Po krókiej chwili wróciła do brata, odetchnęła i sięgnęła po papierośnicę, którą wcześniej położyła na stole. Wsadziła sobie do ust fajkę, po czym odpaliła ją swoją zapalniczką, zaciągnęła się dymem.

- Tak, nas zostawią w spokoju, ale czym właściwie różnimy się od mugolaków? Kiedyś też byliśmy na ich miejscu. Nie potrafię zrozumieć, że mogą komuś tak bardzo przeszkadzać. Nie dociera to do mnie. Nie zrobili niczego złego, nie prosili się o to, zostali wyrwani z życia, które znali, trafili do zupełnie obcego świata, a teraz ktoś chce ich za to zabić. - Mruknęła cicho, nie chcąc zwracać na siebie uwagi. Nie podobało jej się to, co aktualnie się działo, widać było, że miała swoją własną opinię na ten temat.

Oczywiście, że elita na pewno nie zamierzała pozbyć się wszystkich, ktoś musiał im usługiwać, spełniać ich zachcianki. Tyle, że te czasy już dawno powinny minąć, te sztuczne podziały.

- Charłacy są najmniej liczną grupą, od nich się zacznie, później sięgną po więcej, w końcu zacznie to przeszkadzać takiej ilości osób, że dojdzie do konfliktu, którego będziemy częścią. - Jasne, zaczynało się od tych najmniej widocznych, ale nie sądziła, że na tym poprzestaną, wręcz przeciwnie, będą brnąć dalej, aby spełnić swoje cele.

- Przeżyć. - Odpowiedziała cicho, ledwie usłyszalnie.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Prudence Bletchley (5180), Elias Bletchley (5547)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa