A jednak wśród świateł i nut, między ciszą a oddechem, pojawiła się ona – królowa, która nie należała do żadnej znanej partii.
On – strateg, szachista który od zawsze trzymał się reguł.
Ona – zjawisko, które łamie je jednym spojrzeniem.
„Królowa spoza planszy” to historia spotkania, które nie miało się wydarzyć. A jednak właśnie się zaczyna.
Gdyby nie to zaproszenie, spędziłby wieczór tak jak zwykle — z herbatą i szachownicą, układając po cichu kombinacje, których i tak nikt nie zobaczy.
Z początku miał odmówić. Przyjęcie, występ artystki, muzyka – nie jego świat. A jednak przyjaciel z pracy nalegał. Powiedział coś w stylu: „czasem trzeba zejść z wieży, żeby zobaczyć, że gra toczy się też poza planszą”.
Zgodził się. Z kurtuazji. Ale nie żałował.
Od chwili, gdy pojawiła się na scenie, wszystko inne przestało mieć znaczenie. Nie znał jej imienia, a jednak miał wrażenie, że widzi ją nie pierwszy raz. Jej głos nie był dźwiękiem. Był ruchem – przesunięciem czegoś w jego wnętrzu, co od lat tkwiło nieruchomo, jak pionek zapomniany w kącie planszy.
Patrzył w ciszy. Nie jako widz, ale jak gracz, który zorientował się, że partia, którą znał na pamięć, właśnie zmieniła zasady.
Światło zgasło, zanim jeszcze zdołał złożyć dłonie do oklasków.
A może po prostu... nie zdążył się ocknąć.
Głos tej kobiety – jej obecność – nie była występem. Była zjawiskiem. Jak muzyka, która gra dalej w człowieku, choć zamilkła już dawno.
Alistair stał przy jednej z marmurowych kolumn, w cieniu, z rękami w kieszeniach płaszcza. Nie znał się na sztuce. Nie wiedział, co wypada powiedzieć po takim występie. Wiedział tylko, że nie chce po prostu odejść.
Nie chciał jej przeszkadzać. Nie chciał być jednym z tych, którzy podchodzą z kwiatami lub pustymi słowami zachwytu. A jednak… coś w tej chwili było inne. Jakby czas się zatrzymał. Jakby jego obecność, choć cicha, została przez nią wyczuta.
— Przepraszam… — powiedział cicho, prawie szeptem, bardziej do siebie niż do niej. — Nie chciałem przeszkadzać.
Spojrzał na nią uważnie. Nie było w jego oczach lęku ani chłodnej rezerwy. Tylko cisza i... coś jeszcze.
— Nie znam się na sztuce. Ale kiedy śpiewasz… to nie jest dźwięk. To… jakby człowiekowi przypomniało się coś, o czym dawno zapomniał.
Zamilkł. Nie uśmiechnął się, nie dodał nic więcej. Bo nie chciał psuć tej chwili słowem więcej, niż było trzeba.