Nie zdziwił ją list, który otrzymała rano. Miała świadomość, że nic co działo się w tym domu nie umykało uwadze Ursuli. Może nie pojawiała się między tymczasowymi mieszkańcami tej rezydencji zbyt często, jednak wiedziała o wszystkim, co działo się w tym miejscu. Taki już był jej urok. Nie chodziło o to, że była wścibska, raczej trzymała po prostu rękę na pulsie. Ściany miały uszy, czy coś, ale nie było to niczym złym. Nie tutaj, w tej rezydencji wiązało się to z troską, dbaniem o gości, właściwie to rodzinę, którą sami sobie wybrali, chociaż nie łączyły ich więzy krwi.
Oczywiście, że nie zamierzała odmówić jej spotkania. Po pierwsze było to niegrzeczne, a po drugie lubiła spędzać czas z tą kobietą, mimo, że była ona jedną z nielicznych osób, które wzbudzały u Yaxley respekt. Była ciekawa, co zamierza z nią omówić. To nie tak, że się nie spodziewała, wiedziała, czego może dotyczyć sprawa, jednak ciekawość wzbudzał w niej stosunek Lestrange do tego wszystkiego. Liczyła się z jej zdaniem, może nawet nieco bardziej niż z tym, co miała do powiedzenia jej matka, może przez to, że Ursula była w stanie zapanować nad tym stadem cholernie upartych mężczyzn, którzy niejednemu potrafili zajść za skórę. Miała swoje metody, które działały na nich wyjątkowo dobrze, a to wzbudzało ogromny szacunek Geraldine.
Pojawiła się w miejscu spotkania chwilę przed jedenastą. Zdążyła jeszcze wypić kawę ciesząc się na tarasie jesiennym porankiem. Być może ta noc nie należała do tych przespanych, jednak nie czuła zmęczenia, wręcz przeciwnie była pełna energii.
Yaxley nie lubiła się spóźniać, ceniła czas swój i innych. Humor jej dopisywał, bo dlaczego miałby nie. Miały nadejść zmiany, na które była gotowa. Właściwie już dawno była na nie gotowa, mimo, że nie mówiła o tym głośno jeszcze dwa lata temu. Być może mogło to zostać uznane za zbyt szybkie, nie do końca przemyślane, ale przecież jej więź z Ambroisem nie była niczym nowym. To, że na moment zboczyli ze wspólnej ścieżki było chwilową komplikacją, której być może nie mogli uniknąć, dzięki temu w końcu dotarło do nich, że istnieje tylko jedno rozwiązanie, które może zadowolić ich dwójkę.
Nie uważała tego za irracjonalne, wręcz przeciwnie była wyjątkowo pewna decyzji, którą podjęli. Ten moment musiał nadjeść prędzej, czy później, nie było sensu więc oddalać tego w czasie. Zresztą nie chciała już czekać, zbyt wiele czasu, który mogli spędzić wspólnie uciekło im przez palce.
- Dzień dobry. - Powiedziała, kiedy znalazła się w pomieszczeniu. Posłała Ursuli uśmiech, gdy tylko przekroczyła próg, tak jak się spodziewała kobieta już znajdowała się w środku.