• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna v
1 2 3 4 5 … 9 Dalej »
[17.09.1972] may i ask a question? | Millie & Geraldine

[17.09.1972] may i ask a question? | Millie & Geraldine
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#1
20.08.2025, 11:48  ✶  
17.09.1972, Lodziarnia Floriana Fortescue

Zbliżał się wieczór, słońce powoli chowało się za horyzontem, aby zrobić miejsce na księżyc, który za chwilę miał pojawić się na niebie. Pogoda była średnia, nie dało się wyczuć w powietrzu zbliżającej się jesieni, Londyn był okryty mgłą. Geraldine od czasu pożarów praktycznie nie pojawiała się w stolicy, zaszyła się za miastem i chyba wcale nie brakowało jej tego zgiełku. Nie mogła unikać tego miejsca bez końca, nie, żeby miała ku temu jakieś większe powody, po prostu dobrze było złapać oddech z dala od Londynu.

Poprosiła Millie, aby spotkały się w lodziarni, to powinno wzbudzić jej podejrzenia, bo zazwyczaj nie wybierała tego typu miejsc na ich rozmowy. Jakoś tak się składało, że miała ochotę na wielką porcję lodów czekoladowych, chwilowa zachcianka, czy coś.

Szła powolnym krokiem w stronę lokalu, w którym miały się zobaczyć, nie spieszyła się jakoś szczególnie, bo wiedziała, że miała jeszcze chwilę nim nadejdzie godzina, o której były umówione. Yaxley nie miała w zwyczaju się spóźniać, raczej pojawiała się o czasie, albo odrobinę przed. Poprawiła poły swojego skórzanego płaszcza, włosy fruwały jej na wietrze, całkiem przyjemnie muskały przy tym jej twarz, wydawała się być zadowolona, co w jej przypadku podczas pierwszego rzutu okiem na jej osobę nie zdarzało się zbyt często. Musiała spotkać się z Moody osobiście, aby zadać jej dość ważne pytanie, jeszcze nie wiedziała jak to ugryzie, ale przy tych lodach jakoś pewnie powinno się to udać.

Weszła do środka, rozejrzała się po pomieszczeniu sprawdzając, jak bardzo ucierpiało to miejsce. Nie mogła mieć pewności, że stało, ale najwyraźniej pożary nie dotknęły go zbyt mocno. Było mniej oblegane niż zazwyczaj, co nie wzbudziło w niej podejrzeń, ludzie byli zajęci załatwianiem swoich spraw, układaniem wszystkiego, co spieprzyło się przez działania fanatyków.

Zajęła jeden ze stolików, przy oknie, wpatrywała się w nie obserwując ludzi, którzy przemykali chodnikiem. Czekała. Zdjęła również płaszcz, bo miały spędzić tutaj chwilę, może niezbyt długą, ale wolała uniknąć przegrzania, nie znosiła, kiedy robiło jej się gorąco.

constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#2
22.08.2025, 11:12  ✶  
Miles się spóźniła.

Punktualność nigdy nie była jej mocną stroną, nie to żeby chciała cokolwiek komukolwiek udowodnić, po prostu zawsze było bardzo dużo czasu, a potem nagle wcale nie było dużo czasu. No i fakt, że wymasterowała teleportacje do granic własnych możliwości nie wspierał jej pilnowania czasu - ot zawsze mogła się "tepnąć" we właściwe miejsce w oka mgnieniu, na chuj więc drążyć temat?

Teraz było nieco inaczej, bo trzeba było załatwić kilka rzeczy dla Morfiny, a wyszła z Księżycowego ZA PÓŹNO bo niestety ktoś miał drugą zmianę, a drugi ktoś był zbyt przekonujący (o ile można było mierzyć przekonującość w zdaniu "Mmm... jeszcze pięć minut..." toć to było 10/10 przekonywania!) i absolutnie nie chciało jej się wychodzić z łóżka do momentu gyd... no tak, gdy było za późno.

Ten zwyczajowy kwadrans pewnie z perspektywy Geraldine liczył sobie dłużej, bo przyszła wcześniej ale nie ważne

- Heja bejb! - powitała ją od progu, ściągając na siebie wzrok wielu, bo po dozchełstaną szatą wystawały jeansy i stanowczo za duży t-shirt z wyszytymi trzema kotami w koszu. Włos rozwiany, policzki czerwone. Spokojnie można było ją posądzić o bycie mugolakiem, ale najwidoczniej Miles miała to totalnie w piździe. - Sorka wiesz, eee... kominki rozjebane ee... nie ogarnęłam, że w jedne miejsce nie mogę się tepać i trzeba było biec i kurwa... No ale jestem. Co tam? - usiadła na przeciwko Yaxleyówny, ignorujac braki kadrowe i rozpaczliwą próbę utrzymania porządku i ładnego zapachu w mieście w którym śmierdziało wciąż niedawną tragedią. Ludzie jednak próbowali... ze wszech miar próbowali żyć tak jak dawniej. Ostatecznie też nie cała Anglia została spalona. Dobra napływały z całego kraju żeby pomóc w odbudowie.

- Bylaś bardzo tajemnicza w swoim liściku, a w ogóle to.. ee... myślisz, że mają tu dobrą kawę? - rozejrzała się lekko zdziczała, bo rzadko tu zaglądala i nie wiedziała w sumie czy zamawia się przy kasie czy ktoś do nich miał podejść czy co.
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#3
22.08.2025, 11:49  ✶  

Yaxley nieszczególnie przejmowała się spóźnieniem Millie. Czas mijał jej nie najgorzej, kiedy obserwowała ludzi, którzy najwyraźniej powoli wracali do normalnego rytmu. Na chodniku znowu było tłoczno, pewnie minie jeszcze trochę czasu nim wszystko wróci do normy, ale nie najgorzej to wróżyło. W końcu minęło dopiero kilka dni od tej tragedii, która pochłonęła stolicę.


Od szyby oderwał ją głos, który rozległ się w pomieszczeniu. Bardzo wiedziała czyj był to głos, przeniosła odruchowo spojrzenie w stronę drzwi, a na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Dobrze było ją widzieć, nawet spóźnioną, zresztą Yaxleyówna chyba nie do końca zarejestrowała to spóźnienie. Szczęśliwi czasu nie liczą, czy coś.

- No cześć.- Przyglądała się jej przez chwilę, zupełnie nie zwracała uwagi na jej strój. W oczach Geraldine Millie wyglądała zwyczajnie, jak zawsze. Zresztą sama Geraldine nie należała do osób, które jakoś szczególnie przywiązywały wagę do tego w co kto był ubrany, również swoim strojem nie zwykła sobie zaprzestać głowy. Ona również wyglądała jak zwykle, skórzane spodnie, ciężkie trepy i zbyt duża koszula, najpewniej Ambroise'a - miała tendencje do korzystania z jego ubrań. Zmieniło się tylko to, że na jej palcu pojawiła się nowa biżuteria, pierścionek, z delikatnym zdobieniem w kształcie liści dębu i ciemno - zielonym oczkiem. Czujne oko mogło to wyłapać, bo rzadko kiedy nosiła jakiekolwiek ozdoby.


- Nie przejmuj się, tak właściwie to nigdzie się nie spieszę. - Dobrze było złapać oddech od tego całego rozgardiaszu, który aktualnie trwał w jej życiu. Zniknąć na moment, zaczerpnąć świeżego powietrza. Miało to potrwać jeszcze tylko chwilę, na szczęście. Nie takie rzeczy przetrwała w swoim życiu, chociaż miała wrażenie, że to kosztowało ją najwięcej nerwów. Nie należała do osób, które odnajdywały się w organizowaniu przyjęć, całe szczęście miała wprawione wsparcie, bo inaczej pewnie nigdy by tego nie ogarnęła.


- Muszą mieć, w takich miejscach kawa powinna być dobra. Jaką chcesz, to zamówię, masz ochotę na lody? Przejdę do konkretów, jak będziemy miały co jeść i pić. - Najpierw priorytety, czyż nie? Nie mogły tak siedzieć o suchym pysku. Wstała, aby udać się do lady, gdzie zamierzała złożyć zamówienie.

constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#4
23.08.2025, 15:59  ✶  
Były powody dla których Miles nie została detektywem czy aurorem i nie była to kwestia li tylko jej chronicznej awersji do biurokracji. Jak była w trybie śledczym, węszył spiski jak rasowy Moody. Jak była w trybie prywatnym, jej umysł przechodził raczej w tryb Trelawney. Limbo. Omeny. Przypuszczenia i dywagacje.

Pierścionek? Jeszcze przyjdzie jej ogarnąć, że coś jest nie tak. Na razie była zbyt zaabsorbowana własnym spóźnieniem i... domowym kotłem, o ile tak można było nazwać to co działo się w jej pokoju.

Ger mimo wszystko zdawała się... nie być jakoś intensywnie rozjebana, więc Moody trochę odetchnęła z ulgą, odkrywając, że deko się przejeła tym liścikiem. Roise najwidoczniej nie zmienił zdania, miłość kwitła jak bambosze jesienią.
- Dalej, spill the tea Stonks, co się dzieje. - rzuciła, gdy przyjaciółka wróciła do stolika. Nie dodawała "co mogę dla Ciebie zrobić", oczywiste było że Miles na gigancie (znaczy w bardoz poważnej pracy biurokratycznej pracy dla papusia Morfiny) miała czas żeby ogarniać zakonowe sprawunki i - czemu nie - pomoc ludziom spoza sieci. Zwłaszcza tak ważnym dla niej ludziom jak psiapsi z pokoju hogwardzkiego.

Albo po prostu dobra impreza i skuteczne środki zapobiegawcze napadom neurozy blabla psychiczne pierdololo. Teraz alkohol i dragi zastąpiły legitne eliksiry na receptę... Człowiek jednak się starzał, nawet jeśli Moody próbowała tego nie dopuszczać do siebie.

- A wiesz co? Tak. Weź mi to samo co Tobie. I kawę taką dobrą... czarną z buta. Z miodem. - poprosiła, ekstrawagancko prosząc o inne słodzidło.
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#5
24.08.2025, 00:33  ✶  

Nie dało się ukryć, że w Yaxley pożary raczej nie uderzyły zbyt mocno. Jasne, jej mieszkanie nieco ucierpiało, ale nie było to nic wielkiego, jej rodzinna rezydencja znajdowała się tam, gdzie psy dupami szczekały, więc też obeszło ich to zupełnie. Może sama znajdowała się wtedy w Londynie, widziała cierpienie innych, ale miała się wyjątkowo dobrze. Zresztą dzień pożarów był momentem, w którym jej życie wróciło na stary tor. To co dla jednych kojarzyło się z czymś złym, dla innych mogło być tego zupełnym przeciwieństwem, w tym przypadku było to naprawdę prawdziwe.

- Nie teraz, zaraz. - Rozumiała, że jej list był nieco enigmatyczny, nie zmieniało to jednak faktu, że nie zamierzała od razu wszystkiego wyśpiewać. Najpierw zamówienie, później będą gadać. Prosta sprawa, miały to zrobić tak jak Morgana przykazała. Nigdzie się przecież nie spieszyła, może Millie tak? Cóż, trudno, musiała się z nią najpierw napić kawy i zeżreć lody.

- Spoko, zaraz przyniosę. - Kawę, bo na lody pewnie będą musiały chwilę poczekać, ale tego nie dodała.

Odstała swoje w kolejce, poczekała grzecznie, nie komentując tego, że szło to strasznie opornie. Miały czas, czyż nie, nigdzie się nie spieszyła, nic nie mogło popsuć jej dobrego humoru, a przynajmniej to powtarzała sobie w głowie. Zamówiła wreszcie te dwie kawy i pucharki pełne lodów czekoladowych. Dość szybko zostały jej wręczone kubki z kawą, tak jak zakładała na lody musiały poczekać.

Wróciła do stolika, postawiła przed Millie jej czarną kawę z miodem, a w kierunku swojego miejsca przesunęła zwykłą, czarną, nie lubiła słodkiej kawy, to musiała być siekiera.

Usiadła znowu na swoim miejscu, sięgnęła po kubek i zamoczyła usta w kawie.

- A więc... - To był chyba moment, w którym powinna podzielić się z przyjaciółką powodem tego spotkania. - Mam do Ciebie sprawę, oczywiście zrozumiem jeśli mi odmówisz... - Od tego chyba warto było zacząć, Moody musiała wiedzieć, że są różne możliwości.

constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#6
01.09.2025, 10:45  ✶  
Miles lubiła siekierę och, tak, zwłaszcza taką, której ostrze przebiło słodkie płaty miodu. Normalnie nie słodziła, bo zawsze ktoś zapominał kupić cukru, a cukierniczka stłuczona została lata temu i nikt nie miał pomysłu ani ochoty jej odkupić czy naprawić.

Teraz jednak nie ona robiła sobie kawę.

Teraz ktoś bardzo pilnował, żeby było w niej mniej kofeiny.

Obserwując Stonks w kolejce, wyciągnęła szkicownik. Czy zawsze miała go pod dupą? A i owszem. Najlepszy sposób na zabijanie nudy, nawet jeśli ostatnio, gdy w końcu zaczęła regularnie brać leki tej nudy było jakoś mniej, a może była mniej dotkliwa. Minął właściwie tydzień od koszmaru, który zawładnął Londynem, a ona kurwa musiała po środku tego chaosu być najspokojniejszą istotą świata. Niedorzeczność!

Tak czy inaczej szkicowała sobie w spokoju przyjaciółkę, dopiero teraz zauważając subtelne różnice. Wyłagodzenie rys. Wewnętrzny spokój i bijące od niej dziwne światło. Podobne do jej osobistego, chociaż umówmy się, sytuacja w którą była zamieszana była ostro pojebana i wciąż zastanawiała się co z tym fantem (czy raczej z dwoma fantami) począć.

Tymczasem Ger wróciła, a Millie odsunęła od siebie zeszyt nie ukrywając uchwyconych w locie profilów koleżanki.

– Stara, jakbyś chciała, żebym robiła coś nielegalnego, to byś raczej nie ściągała mnie tutaj na środek Pokątnej – zaśmiała się, chociaż czy właśnie w samym centrum miasta nie złożono jej dwa lata temu propozycji dołączenia do organizacji działającej na rubieżach prawa? – Wyrzuć to z siebie, widzę, że się męczysz. Najwyżej odmówię, chociaż nie wiem o co mogłabyś mnie prosić, żebym Ci odmówiła. – Było wiele takich rzeczy, Miles przed kawą jednak brakło wyobraźni poza abstrakcyjnym pozbywaniem się zajebanego ciała, albo kradzieżą dokumentów sprawy w którą umoczona była Ger lub Rolls.
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#7
01.09.2025, 11:55  ✶  

Rozsiadła się całkiem wygodnie. Wzięła w lewą dłoń filiżankę z kawą. Upiła z niej niewielki łyk. Po krótkiej chwili pojawiła się przed nimi młodziutka dziewczyna z pucharkami pełnymi lodów czekoladowych, Yaxley siknęła jej w podziękowaniu. Przesunęła w swoją stronę jeden z nich. Teraz już mogły rozmawiać.

Zauważyła, że Millie chwilę wcześniej rysowała, najwyraźniej nie porzuciła tego hobby, tylko ciągle je rozwijała. Dobrze wiedzieć, że miała coś, co ją absorbowało.

- Nie, zresztą nie byłabyś moim pierwszym wyborem jeśli chodzi o towarzyszenie w czymś nielegalnym. - Nie oszukujmy się, Millie należała do rodziny, która od lat łapała czarnoksiężników, Geraldine nie była głupia. Zresztą rzadko kiedy robiła coś nielegalnego, miała jednak od tego innych ludzi.

- Nie, żebym jakoś często robiła coś niezgodnego z prawem... - Wolała to jeszcze sprostować, żeby nie było. Moody na pewno zdawała sobie sprawę z tego, jak wyglądała sytuacja Yaxleyówny.

- Dobra, więc sytuacja jest dosyć paląca. - Nie było to może zbyt odpowiednie słowo, zważając na to, że stolica Wielkiej Brytanii spłonęła kilka dni temu, ale nie znalazła niczego lepszego.

- Hajtam się i potrzebuję świadkowej. - Wyrzuciła to z siebie bardzo szybko, na jednym wdechu. Nie sądziła, aby Millie spodziewała się takiego obrotu spraw.

- Pomyślałam sobie, że może miałabyś chęć nią zostać. - Wypadało przecież zapytać. Geraldine nie miała zbyt wielu przyjaciółek, czy koleżanek, wybór więc dla niej był całkiem prosty.

Spoglądała na Moody chcąc odczytać z jej twarzy reakcję, nie do końca wiedziała, czego powinna się spodziewać, naprawdę liczyła na to, że jej nie odmówi, bo nie miała żadnego planu awaryjnego.

- Ślub jest w najbliższą sobotę. - To też było dość istotne, w końcu wszystko było planowane na ostatnią chwilę, musiała uprzedzić Millie, że do dnia tej ceremonii zostało niewiele czasu, mogła mieć przecież coś innego w planach w najbliższą sobotę.

constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#8
03.09.2025, 16:22  ✶  
– Ło pani! Kurwa mać! Pierdolisz! – Miles złapała się za głowę, a przez jej twarz przeszło kilka mniej lub bardziej oczekiwanych emocji. Szok, to pewne? Niedowierzanie. Może nawet podejrzenie, że to jakiś prank, no bo kurwa przed momentem Londyn spłonął i ostatnią rzeczą, o którą Miles by podejrzewała kogokolwiek jest branie ślubu.

Kilka osób odwróciło się ku nim, bo - no cóż - Moody nie wyrażała swoich emocji cicho.
– Ja pierdole no nie, no nie wierzę, że stara Geraldine Stonks Yaxley się będzie hajtać! Niekurwawierzę! – przeżywała zapominając zupełnie o lodach, o kawie, o tym, że może przyjaciółce nie zależało na takim heroldzie tej najprawdopodobniej dobrej zmiany w swoim życiu. – Ta cała gatka o partnerstwie... – nagle w jej głowie trochę poklikało z poprzedniej rozmowy – Z Tym Różkiem to tak na super poważnie, zajebiście bejb! Twój stary pewnie dostał orgazmu na te wieści, że jego ukochane oczko w głowie w końcu znalazło sobie chłopa co jest w stanie z nią wytrzymać! – Moody mimo małych rozmiarów zrobiła się jowialna, ale nie był to też pierwszy raz gdy żartowała w ten sposób. Kiedyś nawet dziewczęta żartowały sobie, że nie będzie w ogóle takiego chłopa, ani dla jednej ani dla drugiej. Miały za wysokie wymagania oczywiście! Albo za niskie, gdy chodziło o wstęp do sypialni. Ale odpowiedni chłop, co by to dźwignął...

Co trzeba było też przyznać to fakt, że Miles też autentycznie się cieszyła, właściwie nie przestawała się uśmiechać.
– Ej ale... to... dobra to mam być tylko świadkową i podpisać się w jakimś miejscu czy chcesz ze mną robić te wszystkie nie wiem... te babskie rzeczy. Wybieranie sukienki, degustacja ciasta...eee – wydawało się, że w ogóle jej to nie interesuje. Dopiero przy trzecim pomyśle złote oczy zalśniły rozentuzjazmowane – wieczór panieński! Musimy iśc na imprezę! Najbliższa sobota kurwełe, to jest w chuj mało czasu aaa! Czemu wam się tak śpieszy Stonks? Nie możesz w tę sobotę ogarnąć party hard, żegnaj panieński stanie, witaj pani Greengrass, a za dwa tygodnie ślubowanko?
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#9
03.09.2025, 22:11  ✶  

- Nie, nie pierdole. - Na potwierdzenie swoich słów wyciągnęła w stronę Millie swoją dłoń, całkiem wysoko, praktycznie przed jej twarz, aby zobaczyła dowód, który znajdował się na jej palcu. Pierścionek chyba był całkiem wiarygodny. Po chwili ponownie przesunęła rękę w stronę filiżanki z kawą.

- Jakoś tak wyszło. - Dodała, a na jej twarzy malował się uśmiech. Kiedyś zarzekała się, że nie weźmie ślubu, z czasem jednak zrozumiała, że to były tylko słowa rzucane na wiatr przez osobę, która nie miała szansy poznać kogoś, kto był jej człowiekiem. Zmieniło się to kilka lat temu, jak się okazało mogli mieć to za sobą już dawno, bo i ona i on myśleli o tym, aby dopełnić wszystkich formalności, tylko dosięgnęła ich paskudna rzeczywistość, w której musieli się odnaleźć. Na szczęście mieli to już za sobą, w końcu sobie wszystko wyjaśnili i wrócili na dobry tor. Nie było sensu zwlekać z czymś, co i tak miało się wydarzyć, a dzięki temu, że ludzie aktualnie byli zajęci swoimi sprawami mogli nieco zredukować listę gości, która i tak przecież była całkiem spora. Gdyby tylko mogła Yaxley weszłaby po prostu do pierwszego, lepszego kowenu i podpisała to, co trzeba, ale w ich przypadku było to nieco bardziej skomplikowane z racji na pochodzenie.

- Wiesz, jaki jest Gerard, co by się nie działo on zawsze będzie szczęśliwy, ale nie da się ukryć, że matka w końcu będzie zadowolona. - Bo to ona przede wszystkim ciągle komentowała jej staropanieństwo. - ale tak, nie da się ukryć, że z Roisem nie umiemy bez siebie żyć. - Ostatnie dwa lata były dla nich okropnie parszywe przez to, że się rozeszli. Poszli do rozum po głowy, ba zaliczyli nawet wizytę u klątwołamacza, aby sprawdzić tę więź, i wszystko świadczyło o tym, że po prostu muszą być razem, albo będą okropnie nieszczęśliwi.

- Nie tylko świadkową, to nie tak, musisz tam być ze mną, mentalnie, wiesz, że nienawidzę takich imprez. - Nie było żadną tajemnicą to, że Yaxley nie znosiła bycia w centrum zainteresowania, a na pewno nie w takich sytuacjach, potrzebowała przy swoim boku kogoś, kto będzie ją wspierał. - Większość z babskich rzeczy mam odhaczoną, to nie tak, że wzięłam kogoś innego, ciocia mi pomogła. - Ursula okazała się być ogromnym wsparciem podczas całego przedsięwzięcia, zaoferowała jej nawet własną suknię ślubną, co wiele dla Yaxley znaczyło, doceniała jej aprobatę, miała świadomość, że ta kobieta opiekowała się Roisem przez całe życie.

- Niestety te terminy nie są ruchome, ale tak, panieński chyba możemy zaliczyć. - Nie był to chyba odpowiedni moment na to, aby wspomniała przyjaciółce o tym, że nie będzie na nim wlewać w siebie alkoholu, póki co nie wspominała bowiem praktycznie nikomu o ciąży, bo nie chciała, aby ludzie uznali, że biorą ślub z tego powodu, pewnie nikt nie uwierzy, że zaręczyli się zanim dotarły do nich te informacje.

constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#10
05.09.2025, 19:46  ✶  
– Ło pani ale wykurwisty szajs! – Oczeta Milie zaświeciły, choć nie dlatego, że była wielką fanką biżuterii - sama nie nosiła jej wcale, notorycznie gubiąc jakiekolwiek artefakty jubilerskie i pomstując na siebie dłużej, niż udało się tymże wisieć, tudzież w ogóle przebywać w jej otoczeniu. Zaświeciły, bo to się działo na prawdę i Ger, jej stara dobra Stonks, która miała nigdy się nie ustatkować, nagle zamierzała to zrobić.

Zapuścić hehe korzenie.

Słuchała jej z uwagą i rosnącym skupieniem, wytracając nieco głupkowaty nastrój, bo to się działo na prawdę.

– Zajebiście... to jakiś kurwa sen... nie wierzę, ale tak się ciesze... ja pierdole... – podparła podbródek na dwóch dłoniach wgapiając się w swoją koleżankę z pokoju, tą samą, która nauczyła ją porządnie pluć i napierdalać się z dużo większymi typami.

Gdzieś tam bzyczało jej inne pytanie. O to bez kogo ona nie mogłaby żyć. Ale była to ledwie mucha w wielkim ogrodzie wyjebanych w kosmos motyli których prawe skrzydła miały profile Geraldine, a lewe Roisa.

– Przekleję się Tobie do tyłka i odkleję tuż przed nocą poślubną obiecuje Ger, to... to prawdziwy zaszczyt kurwa, nie wierzę, że to się dzieje na prawdę. – sięgnęła po jej rękę przez stolik i ścisnęła ją na potwierdzenie własnych słów. – Totalnie nie mogę się doczekać! Muszę jakoś ubrać Tommy'ego na tę okoliczność ja pierdole, chyba pójdę do Morfiny się kredytować bo nie będzie mnie stać na ciuchy dla tego słodkiego idioty. A nie wierzę, że on ma cokolwiek w czym prezentował się godnie.. – Zaczęła planować, ale się powstrzymała bo przecież, bo... – Bo mogę przyjść z plus jeden, prawda? To nie jest jakieś turbozamknięte party u Ciebie w ogrodzie, rodzice świadkowie i naura? – nie chciała sabotować w żaden sposób planów Panny Jeszcze Yaxley. – No i powiedz gdzie by Ci się marzyło ten panieński? Może w Eurydyce? Znam tam kogoś, wiem że przejścia przenieśli, ale może być dziko tam... tam na dole. To musi być wy-ją-tko-wy wieczór. – rozentuzjazmowała się na nowo.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Geraldine Yaxley (2837), Millie Moody (2585)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa