• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
16 marca 1972 | Chata Ariela | Ariel & Ula

16 marca 1972 | Chata Ariela | Ariel & Ula
motyl
I wish they would only take me
— as I am —
Łagodność rysów czyni go bardziej podobnym do chłopca, aniżeli mężczyzny u progu trzeciej dekady życia. Sylwetka smukła, nosząca ślady niedowagi, zaś wzrost przeciętny (zaledwie 177 centymetrów). Jasne włosy opadają miękko na czoło, a błękitne oczy patrzą ufnie na swych rozmówców. Odzienie skromne, z licznymi śladami reperowania.

Ariel
#1
05.12.2022, 21:19  ✶  

16 marca 1972 roku

Ula Brzęczyszczykiewicz & Lysander Lovegood, obrzeża Doliny Godryka


Ariel boi się ludzi.
Mieszka w Dolinie Godryka od urodzenia i zna każdego jej mieszkańca (jeśli nie osobiście, to chociaż z widzenia; ich twarze wryły się głęboko w jego świadomość, podobnie jak ich głosy, które byłby w stanie wychwycić w unisonie), a mimo to serce przypomina skowronka obijającego się rozpaczliwie o klatkę żeber za każdym razem, gdy opuścić musi bezpieczną kryjówkę, jaką jest chata położona na skraju lasu, ukryta przed ciekawskimi oczami za dębowym zagajnikiem i wysokimi słonecznikami. Dopija ostatni łyk gorzkiej herbaty z żółtego kubka i przeciera zaparowaną szybę kuchennego okna. Nagie poletko przed domem wygląda żałośnie smutno, lecz gdy tylko przyjdzie wiosna, znów zasieje na nim kwiaty, które wspinać będą się do nieba, hen wysoko, aż przewyższą go wzrostem. Tymczasem zeszłoroczne łodygi uginają się bezbronne pod naporem marcowej mżawki. Patrzy przez chwilę na krople spływające po szybie, powoli, powoli, aż dwie łączą się w jedną i gwałtownie przyśpieszają. Stoi tak przez chwile, aż zegar wybija pełną godzinę. Wówczas zakłada płaszcz - najlepszy wyjściowy płaszcz, podarowany mu przez babkę zaraz po ukońceniu Hogwartu (przecież musiał prezentować się w Mungu!) - i wybiega pośpiesznie z chaty, lecz za chwilę do niej wraca po parasol i klucze, choć wie, że nikt nie połasi się na wyposażenie popadającego w ruinę domostwa.
Ariel boi się ludzi, a równecześnie czuje się samotny.
Był szcześliwy, gdy zimą napisała do niego Ula, kuzynka z odległej krainy zwanej Polską (musiał sprawdzić dwukrotnie na mapie), kraju o dziwnym języku i obyczajach, w którym jadło się półksiężyce z gotowanego ciasta wypchanego serem i mówiło się językiem, na którym można było połamać sobie język (weźmy chociaż na przykład nazwisko Uli, którego za żadne skarby świata nie potrafi wymówić, choć dzielnie ćwiczył przez ostatnie tygodnie to nieszczęsne Bure - chees - chey - key - witch!); w którym mieszkali ludzie dumni i waleczni (obrazy Matejki), a jednocześnie prości (Makowski) i troszkę przerażający (Beksiński). Nie wie zatem, czego spodziewać się po złotowłosej dziewuszce uśmiechajacej się do niego z fotografii i czuje jak z tego powodu żołądek podchodzi mu do gardła i nie wie już, czy to przerażanie, czy ekscytacja, czy jedno i drugie w niezwykłej mieszance.
Biegnie, rozbryzgując kałuże na boki. Widzi znajome twarze, patrzące na niego ze zdziwieniem; pozdrawia je wszystkie uniesioną dłonią i śpieszy dalej, na przystanek obok rynku, gdzie właśnie z Błędnego Rycerza wysiada młoda dziewczyna. Nie widzi jeszcze jej lica, więc nieśmiało robi krok do przodu.
— U-U-Ula? — pyta, zaciskając nerwowo dłoń na rączce od parasola. Policzki mi płoną, a ramiona unoszą się i opadają arytmicznie, gdy próbuje złapać oddech po szalonym biegu.
Poparzona
Nie prowadzę kursów wypowiadania mojego nazwiska.
Na pierwszy rzut oka — blizny po oparzeniach na twarzy. Na drugi — potężna niezręczność. Dopiero później możesz podziwiać nietypowy styl ubierania inspirowany mugolskim schyłkiem lat 60. 173cm || chuda, trochę mięśni || jasny blond || piwne

Ula Brzęczyszczykiewicz
#2
05.12.2022, 22:28  ✶  

Boję się ludzi

Mieszkałam w mojej wsi od urodzenia, znałam każdego, każdy znał mnie. Rozpoznawałam dzieci sąsiadów, a potem także ich dzieci przyjeżdżające na wakacje do dziadków. Mimo to nie brałam aktywnego udziału w życiu wsi. Czasem przewinęłam się w chórku szkolnym na dożynkach, czasem pomogłam przy ubieraniu Marzanny, ale trzymałam się z boku. Wolałam swój pokój albo stodołę. Na wygodnej słomie przeczesywałam ulubione komiksy. Ale tego już nie było. Komiksy, słoma i stodoła stanowiły popiół i kupkę zawalonych desek.

Na czas zimy zapadłam w hibernację. Drętwa od nadmiaru emocji. Chłód przenikał mnie nawet, gdy opierałam się plecami o kaflowy piec babki. Otoczona ludźmi, ale samotna. Moi rodzice przebywali u krewnych medyków. Potrzebowali znacznie więcej opieki niż ja. Ja się zaszyłam u babci. Nigdzie nie było bezpieczniej niż u boku byłej pani auror, teraz malarki i działacza społecznego.

Pewnego dnia powiedziałam jej, że muszę stąd uciec. Wszystko przypominało mi o domu. Serwetka na ławie, malunki na talerzu, każdy obiad, każda kanapka. Nadszedł czas, bym wyjechała do Wielkiej Brytanii, chociaż na chwilę.

Babka nie chciała zostawiać mnie samej. Po kilku dniach sięgania języka wśród brytyjskiej części rodziny, znalazła idealnego kandydata, który ma możliwość, by przenocować mnie przez bliżej nieokreślony czas. Napisałam więc do Lysandra Lovegooda. Mieszkał w wiosce czarodziejskiej, więc klimat dobrze mi znany, ale jednocześnie zupełnie inny. Poza wizytą u pradziadków nie zaznałam smaku brytyjskiej wsi.

Kim w ogóle jest Lysander? Mieszka sam. Tyle wiem. Babcia nie powiedziała więcej, ja nie pytałam. Może jakiś stary kawaler, kto wie. Nie poszłabym na taki układ, ale musiałam się stąd wyrwać.

Spakowałam cały swój dobytek, czyli kilka fatałaszków, jakie dostałam po wielkiej tragedii. Nie miałam nawet żadnych rzeczy osobistych. Wszystko było nowe i wciąż nie do końca moje.

Świstoklikiem transportowano mnie do Londynu. Tam miałam czekać na jakiś śmieszny autobus, który był potężną tragedią i już nigdy nie dam się na to namówić.

Wyskoczyłam z autobusu z plecakiem na plecach. Filcowy beret nie chronił przed brytyjską pogodą. Dolną połowę twarzy schowaną miałam pod szalikiem, górną za absurdalnymi okularami przeciwsłonecznymi. Lysander jeszcze nie wiedział, jak moje lico różni się od tego na przemiłym zdjęciu dołączonego do listu. Zrobione było przed pożarem.

Usłyszałam piękne brytyjskie "Oola". Pamiętam jak raz ktoś zapisał moje imię w ten sposób. Ale w końcu tak je się wymawia po angielsku. Odwróciłam się i przez ciemne szkła dojrzałam czarodzieja z parasolem.

Pamiętaj, żeby mówić po angielsku. Pamiętaj, żeby mówić po angielsku.

W chwilach stresu miałam z tym problemy.

— Tak, to ja. Dzień dobry — przywitałam się poprawnie. I zamarłam. Powinnam podać dłoń na powitanie? Jakieś całuski w policzki? Nie miałam pojęcia jak witać się z dalszą rodziną i to jeszcze z innego kraju. Gapiłam się bezmyślnie w kołnierz jego płaszcza, chociaż tego i tak nie mógł dostrzec. Tak czy inaczej, to on był gospodarzem. To on mnie poprowadzi. Także w konwersacji. Co nie?



???
motyl
I wish they would only take me
— as I am —
Łagodność rysów czyni go bardziej podobnym do chłopca, aniżeli mężczyzny u progu trzeciej dekady życia. Sylwetka smukła, nosząca ślady niedowagi, zaś wzrost przeciętny (zaledwie 177 centymetrów). Jasne włosy opadają miękko na czoło, a błękitne oczy patrzą ufnie na swych rozmówców. Odzienie skromne, z licznymi śladami reperowania.

Ariel
#3
06.12.2022, 14:37  ✶  
Wydaje mu się, że byłby lepszym duchem, niźli człowiekiem; bytem niematerialnym, zamiast z krwi i kości, szumem wiatru w koronach drzew i zasłyszaną dawno temu na bazarze melodią. Otwiera usta, jakby chciał coś powiedzieć, lecz żadne słowo nie jest w stanie przecisnąć się przez gardło. Przełyka nerwowo ślinę i wbija przerażone spojrzenie w dziewczynę. Co teraz? Myśli kotłują się w jego głowie, pragnienie ucieczki przeplata się z chęcią zdominowania rozmowy i zapytania jej, czy zrobi mu kiedyś pierogi.
— Mi-mi-miło mi cię p-poznać — w końcu obdarza kuzynkę niezgrabnym uśmiechem. Niewiele o niej wie; nie ma pojęcia, czy na przykład nie jest seryjną zostawiaczką niedojedzonego obiadu, czy nie rozrzuca skarpetek po pokoju i czy tak jak on lubi kolor żółty, ale to w żaden sposób nie stoi na przeszkodzie ku temu, by zaproponować jej własne lokum na czas nieokreślony. Ma wolny pokój na poddaszu z oknem w lukarnie, w której uwiły sobie gniazdo jerzyki.
— D-daj, poniosę ci p-p-p-plecak — proponuje, jak przystało na dżentelmena, na którego próbowała wychować go przecież babcia. Martwi się, czy Ula go zrozumie. Bariera językowa to jedna, ale Ariel do tego straszliwie się jąka. W końcu pokazuje palcem na jej ekwipaż — Ja-ja-ja wezmę. Ty masz to — mówi, podając jej parasol. Zarzuca sobie jej plecak na ramię (och, jakże ciężki, dla młodego Lovegooda, tak wychudłego po długich mroźnych miesiącach!) i rusza w głąb wioski. — Mi-Mieszkam niedaleko — oświadcza beztrosko, prowadząc dziewczynę pośród popielatych kamienic. Dopiero za kilka tygodni Dolina nabrać miała swych prawdziwych kolorów, gdy tylko zazielenią się drzewa i rozsypią kwiaty, teraz zaś tkwiła jeszcze w sennym zawieszeniu pomiędzy zimą, a wiosną.
Musi wytrzymać jeszcze tylko trochę. A wtedy znów zasadzi słoneczniki.
— J-jak minęła ci p-podróż? — pyta nieśmiało, nie wiedząc, gdzie powinien podziać wzrok, więc gapi się na czubek własnych butów.
Poparzona
Nie prowadzę kursów wypowiadania mojego nazwiska.
Na pierwszy rzut oka — blizny po oparzeniach na twarzy. Na drugi — potężna niezręczność. Dopiero później możesz podziwiać nietypowy styl ubierania inspirowany mugolskim schyłkiem lat 60. 173cm || chuda, trochę mięśni || jasny blond || piwne

Ula Brzęczyszczykiewicz
#4
07.12.2022, 15:46  ✶  

Cisza. Zacisnęłam dłonie. Niestety nie mogłam się skupić na bólu paznokci wbijanych we wnętrze dłoni, bo zdecydowałam się dzisiaj ubrać rękawiczki bez palców. Jak niepraktycznie.

— Mi również miło poznać — odpowiedziałam nie dostrzegając niestety jego uśmiechu. Chciał nieść mój plecak, a ja miałam odmówić. Nie był aż tak ciężki. Nie miał od czego. Ale wtedy coś błysnęło mi w głowie. Legenda o brytyjskich dżentelmenach. Czy Lysander obrazi się, jeśli odmówię? Tylko czemu powtórzył się dwa razy? Aż tak długo zwlekałam z odpowiedzią?

— Dziękuję.

Podałam mu plecak i wzięłam parasol. Nie cierpię parasoli. Są niewygodne, a już szczególnie, gdy inni ludzie są w pobliżu. A co dopiero gdy trzeba z kimś iść pod jednym. Woda zawsze pocieknie na ramię jednego lub drugiego. Jak niezręcznie.

Rozglądałam się wokół. Słynna Dolina Godryka wyglądała dość ponuro, ale to pewnie przez pogodę. Londyn też często taki był, ale gdy zaświeciło słońce, wszystko się zmieniało. No i pora roku... Wszystko na pewno będzie ładniejsze, gdy wiosna pobudzi świat do życia. A może w tym roku nie miała zamiaru tego robić? Nie zdziwiłabym się.

Pytanie zawisło w powietrzu. O nie. Z jednej strony cisza mogła być niezręczna, ale rozmowa mogła zwabić jeszcze większą katastrofę. O nie.

— Dobrze, dziękuję.

Popisałam się językiem. Nigdy nie byłam dobra w takich rozmowach o niczym. Sporo czasu zajęło mi zrozumienie angielskiego "How are you?" rzucanego na powitanie, na które nikt nie oczekuje twojego eseju o pasjonujących wydarzeniach poprzedniego dnia, tylko potwierdzenia, że w rzeczy samej jesteś wciąż żywa. Było to dla mnie dziwne, ale z drugiej strony jak praktyczne. Moja krótka odpowiedź na pytanie dotyczące podróży było chyba poprawne, chociaż nie wiedziałam, czy to pytanie wlicza się w "How are you" typ pytań. Jakie to wszystko skomplikowane.

No ale, teraz czas na moją porcję uprzejmości.

— Jak się masz? — rzuciłam grzecznie, czekając na zapewne odruchowe zapewnienie, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Bo tak działali brytyjczycy, co nie?



???
motyl
I wish they would only take me
— as I am —
Łagodność rysów czyni go bardziej podobnym do chłopca, aniżeli mężczyzny u progu trzeciej dekady życia. Sylwetka smukła, nosząca ślady niedowagi, zaś wzrost przeciętny (zaledwie 177 centymetrów). Jasne włosy opadają miękko na czoło, a błękitne oczy patrzą ufnie na swych rozmówców. Odzienie skromne, z licznymi śladami reperowania.

Ariel
#5
04.04.2023, 23:06  ✶  
Im dłużej przebywa w towarzystwie swej dalekiej krewniaczki, tym wolniej bije jego serce; kiedy dochodzą do ostatniej zagrody puls Ariela zaczyna przypominać ten należący do zdrowego człowieka, który nie znajduje się niebezpiecznie blisko tachykardii. Nawet przestaje się jąkać, a promienny uśmiech rozkwita się na jego twarzy. Niewątpliwie ma na to wpływ fakt, że właśnie znikają z pola widzenia mieszkańców Doliny.
— D-dobrze. A ty? Czy jesteś zmęczona? — idą ramię w ramię,  niosąc bagaże, które wcale nie są tak ciężkie. Och, czyżby tak niewiele zabrała ze sobą Ula? Cóż, gdyby jego samemu nakazano spakować cały swój dobytek, nie wypełniłby nawet połowy walizki kuzynki. Jak to właściwie się stało, że Lovegoodów wywiało aż tak daleko, do środkowej Europy? Zapyta ją o to kiedyś, ale nie teraz - najpierw chce pokazać jej pokoik na poddaszu, który przygotował specjalnie dla niej i poczęstować zupą, którą  dla niej ugotował. Chce, aby poznała Bonifacego, starego kocura leniwie wygrzewającego się na piecu, a także Gretę i Marię, dwie młode kózki, które przyszły na świat zeszłego lata. Pragnie przedstawić ją Ernestowi, wiecznie nastroszonemu królowi obejścia i jego towarzyszkom - Genowefie, Stefanii, Józefinie, Stanisławie i małym złocistym kuleczkom, które wykluły się w zeszłym tygodniu i nie otrzymały jeszcze imion. I jaskółki pod sklepieniem stodoły, i jeża w szopie. Chce pokazać jej swojej obrazy i suszące się zioła pod sufitem, ale najpierw muszą dojść do chatki położonej na uboczu Doliny Godryka.
Wspinają się więc pod górkę; deszcz nie przestaje siąpić, choć zza chmur wyjrzała słoneczna tarcza. Gdy docierają na szczyt zatrzymuje się i odwraca.
— Piękna — mówi o tęczy, rozciągającej swą wstęgę nad miasteczkiem. Stoi tak przez chwilę napawając się widokiem, choć zna go na pamięć. Wie jednak, że Ula widzi to miejsce po raz pierwszy, więc pozwala jej wyryć w pamięci każde domostwo, każdy dach skrzący się teraz w złocistych promieniach.
Poparzona
Nie prowadzę kursów wypowiadania mojego nazwiska.
Na pierwszy rzut oka — blizny po oparzeniach na twarzy. Na drugi — potężna niezręczność. Dopiero później możesz podziwiać nietypowy styl ubierania inspirowany mugolskim schyłkiem lat 60. 173cm || chuda, trochę mięśni || jasny blond || piwne

Ula Brzęczyszczykiewicz
#6
05.04.2023, 22:26  ✶  

Czy obydwoje zakopaliśmy się w arkany niezręczności? Oj, niedobrze. Nic gorszego niż taki nieogarnięty człowiek jak ja spotykający innego. Ale może to tylko taka nieśmiałość z powodu poznania kogoś nowego? No i sytuacja jest bardzo stresująca, w końcu przyjął pod swój dach zupełnie obcą osobę. Rodzina rodziną, ale to nie zmienia wiele tego jak się (prawdopodobnie) obydwoje teraz czujemy.

— Też dobrze. Zmęczona? Hm, nie, a ty? — spytałam szybciej niż pomyślałam. Przecież spytał mnie o to, bo jestem po długiej podróży! O ja głupia!

Nie wiedziałam jeszcze jakie plany ma dla mnie Lysander, więc musiałam głowić się nad tematem do rozmowy. Może powinnam opowiedzieć coś o swojej podróży? Ale cóż takiego? Ponarzekać na ograniczone miejsce na nogi i promienie słoneczne rażące mnie w oczy na pewnym fragmencie drogi? Spytać po ile chodzą jajka w okolicy? Czy można tu gdzieś prosiaka kupić w całości i czy robią od razu przetwory czy trzeba samemu?

Na szczęście widok tęczy rozwiązał problem.

— Ojej, jak ślicznie! — westchnęłam nie dostrzegając, że po polsku.

Dolina Godryka malowała się w naprawdę pięknych barwach. Nic tylko usiąść i machnąć jakiś pejzarzyk. Nie, żeby mi wychodziły jakoś dobrze, ale przyjemnie się takie rzeczy robiło.

— Hm... To... gdzie mieszkasz? — spytałam (już po angielsku) ostentacyjnie rozglądając się po okolicy.



???
motyl
I wish they would only take me
— as I am —
Łagodność rysów czyni go bardziej podobnym do chłopca, aniżeli mężczyzny u progu trzeciej dekady życia. Sylwetka smukła, nosząca ślady niedowagi, zaś wzrost przeciętny (zaledwie 177 centymetrów). Jasne włosy opadają miękko na czoło, a błękitne oczy patrzą ufnie na swych rozmówców. Odzienie skromne, z licznymi śladami reperowania.

Ariel
#7
18.05.2023, 18:49  ✶  
Nie odpowiada na jej pytanie, a jedynie wzrusza ramionami, nie widząc w pytaniu Uli niczego nietaktownego. Czy jest zmęczony? Nie jest pewien. Na pewno poprzednia noc nie należała do najprzyjemniejszych i dziś odczuwa to w postaci bólu pleców. Ale nie ma się czemu dziwić - spanie z kozami w obórce nigdy nie będzie tak wygodne jak własne łóżko.
Nie rozumie jej słów, ale nie czuje się tym zaniepokojonym; jakaś część jego poświadomości mówi mu, że nie ma nic złego na myśli. Pozwala jej jeszcze przez chwilę napawać się widokiem umiłowanej Doliny, a potem się odwraca i kontynuuje wędrówkę.
— Za tym zagajnikiem — odpowiada, kiwając głową w stronę komina unoszącego się ponad ścianą drew. Prowadzi ją ścieżką pośród młodych dębów, aż wreszcie im oczom ukazuje się dwupiętrowa kamienna chatka porośnięta bluszczem, wokół której roztacza się brunatny pas nagiej ziemi. — W lato będą tu słoneczniki — wyjaśnia. Na schodach czeka na nich rudy kocur. — To Bonifacy. Lubi spać. — przekręca klucz w drzwiach - niepotrzebnie je zamykał, nikt nie chciałby okraść tak marnej chaty - i wpuszcza Ulę do środka. Zostawia jej bagaże w przedsionku i zaprowadza do kuchni, gdzie rozmaite zioła suszą się pod sufitem. — Usiądź proszę — odsuwa jej krzesło i szybko kieruje się do kaflowego pieca, by dorzucić do niego kilka kawałków drewna, zanim żar na dobre wygaśnie. Bonifacy w tym czasie ociera się o nogi dziewczyny, zaintrygowany nowym gościem.
Poparzona
Nie prowadzę kursów wypowiadania mojego nazwiska.
Na pierwszy rzut oka — blizny po oparzeniach na twarzy. Na drugi — potężna niezręczność. Dopiero później możesz podziwiać nietypowy styl ubierania inspirowany mugolskim schyłkiem lat 60. 173cm || chuda, trochę mięśni || jasny blond || piwne

Ula Brzęczyszczykiewicz
#8
20.05.2023, 22:18  ✶  

Za zagajnikiem? Jak klimatycznie! Nie mogłam się doczekać, gdy go miniemy i zobaczę moje przyszłe miejsce zamieszkania. Nie wiedziałam o tym miejscu nic, poza tym, że samotnie mieszkał tu Lysander.

Minęliśmy małe drzewka, gdy dostrzegłam kamienną chatkę. Porośniętą bluszczem. Na co komu "amerykański sen". To było coś! Mój "brytyjski sen"!

— Jaki ten dom piękny! Kiedy został wybudowany?

Zachwycam się domem. Zachwycam się perspektywą słoneczników. A wtedy dostrzegam Bonifacego. Normalnie w takiej chwili kontynuowałabym mój szał radości i przywitała się z uroczym koteczkiem, ale tym razem poczułam tylko ból w sercu. Wszystkie moje zwierzęta zginęły. Nawet, jeśli jakiemuś udało się uciec, ślad po nim zaginął. Spuściłam tylko wzrok starając się nie wyglądać tak, jak się czułam. Nie trudno o to, skoro praktycznie cała moja twarz była zakryta.

Otrzepałam dobrze buty wchodząc do środka. Zapach był tak inny od znajomych mi woni. Idealnie.

— Dziękuję.

Usiadłam na krześle i rozejrzałam się wokół. Chociaż wystrój różnił się od kuchni w moim domu, wszystko sprowadzało się do tego samego. Nawet piec.

Jaka szkoda, że nie mam nikogo w Londynie, czy innym wielkim mieście, kto mógłby mnie przygarnąć. Dolinie Godryka oczywiście daleko od podobieństwa do mojej wsi, ale chatce Lysandra było bliżej do bolesnych wspomnień niż oderwania od nich. Przynajmniej na pierwszy rzut oka, bo wierzyłam, że życie tutaj płynie zupełnie inaczej.

— Bardzo tu ładnie.

Prawie ściągnęłam swoje ciemne okulary, by lepiej wszystko widzieć, ale postanowiłam zwlekać z momentem odsłonięcia mojej twarzy jak tylko się dało. Lysander wiedział, co spotkało mnie i moich rodziców. Nie wspomniałam mu jednak o tym, w jakim jestem stanie. I mam nadzieję, że babcia również tego nie zrobiła, chociaż znając ją, mogła mu coś wspomnieć o bliznach, żeby się nie przestraszył, czy coś.

Zwiesiłam dłoń na dół, by Bonifacy mógł przywitać mnie swoim noskiem.

— Hm. Tak właściwie to nie wiem... czym się zajmujesz? W sensie zawodowo...

Babcia wspomniała, że Lysander maluje, ale nie wiedziałam, czy z tego żyje. A, cóż, w przypadku artystów odpowiedź zazwyczaj była przecząca.



???
motyl
I wish they would only take me
— as I am —
Łagodność rysów czyni go bardziej podobnym do chłopca, aniżeli mężczyzny u progu trzeciej dekady życia. Sylwetka smukła, nosząca ślady niedowagi, zaś wzrost przeciętny (zaledwie 177 centymetrów). Jasne włosy opadają miękko na czoło, a błękitne oczy patrzą ufnie na swych rozmówców. Odzienie skromne, z licznymi śladami reperowania.

Ariel
#9
23.05.2023, 21:10  ✶  
Słysząc pytanie Uli zatrzymuje się gwałtownie, a na jego czoło wstępuje głęboka bruzda świadcząca o zamyśleniu. Wiedział, tylko zapomniał. Kiedy człowiek martwi się o to, czy starczy mu siana dla kóz do wiosny, przestaje zwracać uwagę na takie rzeczy.
— To było w... Hmm... raz, dwa, siedem, osiemnaście, czterdzieści trzy... — liczy na palcach i rusza dalej  — To było przed pierwszą wojną. Tysiąc dziewięćset jedenasty, albo dwunasty. Tak, chyba dwunasty, bo piętro miało być skończone jak mój pradziadek... albo nasz pradziadek? — pośpiesznie zerka na dziewczynę — No, jak wróci z Ameryki. Ale nie wrócił, utonął jak ten nieszczęsny statek zderzył się z górą lodową. W każdym razie, piętro jest nowe, zostało wyremontowane jak urodziła się moja mama, czyli jakieś... Pięćdziesiąt lat temu.
Na wspomnienie o mamie przeszywa go ból. Kochana mama! Gdyby nie choroba, miałaby już za sobą pół wieku, tymczasem od blisko ćwierci leży w ziemi. Szybko otrząsa się z przykrych myśli - Ulę niedawno przecież spotkała tragedia, a on obiecał sobie, że będzie dla niej wsparciem. Nie może więc się nad sobą użalać!
Niezaprzeczalnie jednak dom ma w sobie coś; fantastyczną atmosferę czterech pokoleń, które w nim żyły. Widział chwile szczęścia i smutku, wrzeszczące niemowlęta w ramionach akuszerek i trumny wynoszone przez próg, widział surowość zimowych miesięcy i piękno sierpniowych nocy. Przez ostatnie lata nieco podupadł, lecz teraz, kiedy zjawiła się w nim nowa dusza, miał szansę na lepsze dni.
— Naprawdę tak myślisz? — pyta, rozglądając się po kuchni, która ostatni raz remontowana była przed jego narodzinami. Wyjmuje z szafki dwie miseczki i nalewa do nich zupy; większą porcję dla swojej gościni, oczywiście. Nie jest to żadna konkretna potrawa, raczej przypadkowa mieszanka warzyw i chudego mięsa, które Ariel znalazł w domu. Postawił swój twór kulinarny przed dziewczyną i zaraz też na stole znalazł się chleb, świeży i pachnący, choć nie do końca udany, tak starannie pieczony przez niego rankiem. 
— Ja... Umm... — zaczyna skrępowany, siadając naprzeciwko niej — Miałem być uzdrowicielem, ale babcia zachorowała i musiałem przerwać kursy. Znam się za to na ziołach i umiem warzyć eliksiry, robię je w starym salonie, dlatego nie mamy salonu... No i ja te eliksiry sprzedaję do apteki, albo komuś z Doliny jak potrzebuje. Czasem też coś namaluję na zlecenie, ale bardzo rzadko, bo ludzie tutaj nie wiedzą, że ja... to znaczy Lysander Lovegood maluję. Używam pseudonimu. A ty? Czym zajmowałaś się w Polsce?
Poparzona
Nie prowadzę kursów wypowiadania mojego nazwiska.
Na pierwszy rzut oka — blizny po oparzeniach na twarzy. Na drugi — potężna niezręczność. Dopiero później możesz podziwiać nietypowy styl ubierania inspirowany mugolskim schyłkiem lat 60. 173cm || chuda, trochę mięśni || jasny blond || piwne

Ula Brzęczyszczykiewicz
#10
23.05.2023, 23:47  ✶  

Przed pierwszą wojną? To dawno. Pradziadek utonął? Chwila, czy Lysander mówił o Tytaniku? Głupio mi było spytać, więc milczałam. Nie byłam też pewna, czy mówił o naszym pradziadku... ale może jednak? W którymś miejscu mieliśmy wspólnych przodków? Tylko w którym? Babcia mi zapomniała o tym powiedzieć.

Skoro mama Lysandra miała pięćdziesiąt lat, to sam musiał być w zbliżonym wieku do mnie. Wydawało mi się, że jest dużo starszy. To znaczy przez fakt, że mieszka sam. Bo oczywiście mój wzrok nie zawiesił się na jego twarzy na dłużej, by to ocenić.

— Mhm. Ta kuchnia ma bardzo przyjemny klimat. Widać, że prawdziwie mieszkali tu ludzie... to znaczy żyli i używali obiektów w swoim otoczeniu. Niektórzy tak dbają o swoje meble, że najchętniej to by je poukrywali pod kocami, by kurz na nie nie opadł. Znam jedną panią, która w ogóle nie używała swojego salonu. Wszystko tam miała przykryte i szykowała ten pokój tylko dla jakiegoś ważnego gościa.

Roześmiałam się nawet trochę wspominając ten fakt. Pani Felicja jest niemożliwa. Kiedyś miała takie ładne wiśnie, ale pozbyła się ich, bo sama nic nie robiła z owocami, a do drzew nie dopuszczała nikogo, więc jej tylko brzydko gniły pod oknem. Wielka szkoda.

Zupa! Cóż za domowy obiad!

— Dziękuję!

Posiłek pachniał cudownie, ale w końcu byłam głodna po podróży. Zabrałam się za konsumpcję, słuchając odpowiedzi Lysandra na moje pytanie.

— Masz zamówienia!? — Prawie zadławiłam się chlebem. — To cudownie! A jaki masz pseudonim?

Nabrałam kolejną łyżkę zupy, by przepchnąć utknięty kawałek chleba. Nawet nie zauważyłam, jak szybko przeszłam w trajkoczący tryb. Najwyraźniej oswoiłam się wystarczająco. Humor trochę mi opadł po jego pytaniu. On tworzył eliksiry i malował, a ja... Zwykła pospolita chłopka i tyle. Aż wstyd się przyznać.

— Uhm... Pomagałam rodzicom na farmie... — Nie byłam w stanie dodać, że głównie ze zwierzętami, bo bym się momentalnie rozpłakała. — I... rysuję. Nie wiem, czy babcia wspomniała, ale właśnie to bym chciała robić zawodowo. Rysować. Szczególnie... komiksy.

Głupio mi było przyznać przed prawdziwym malarzem, że rysuję jakieś obrazki z superbohaterami. Ale może jednak podejście do tego typu sztuki było inne w tej okolicy.



???
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Ariel (3076), Ula Brzęczyszczykiewicz (3186)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa