Wiem, że mam problem. Chociaż z drugiej strony - gdyby mnie tak paru zamaskowanych typków spytało na ulicy, to bym zaprzeczył. Ja, problem? A nigdy w życiu. Więc tak naprawdę, to pojęcie bardzo względne. A czym tak naprawdę jest drobna skaza w dążeniu do doskonałości, jeśli nie czymś dobrym, czymś, co może być wyzwaniem, prowadzącym do wzmocnienia charakteru, uszlachetnienia? Prycham, bo pierdolę jakieś kocopoły, chyba wypiłem już o jeden drink za dużo. No i wtedy właśnie przestaje mi iść. Przestrzeliwuję oczko, kulka w ruletce zatrzymuje się standardowo o jedno pole za daleko, kości typuję jak desperat. To, co wygrałem w trzy godziny, przepierdalam w jedną. Brawo, może powieszą sobie tu mój portret i nazwą mnie fundatorem tego przybytku. Zasługuję na to, aż mnie dreszcz przechodzi na myśl o sumie.
- Hej - dosiadam się do ciemnowłosej kobiety siedzącej przy barze - masz dziś szczęście? - pytam, wyciągając w jej stronę wymiętą paczkę fajek. Mógłbym ją podrywać, gdybym to stwierdził. Masz dziś szczęście, w domyśle, spotkałaś mnie, wywrócę całe twoje życie do góry nogami, pokażę ci coś, czego jeszcze nie widziałaś. Ale nie, ja po prostu pytam, jak jej idzie. Może równie chujowo, jak mi. A może bardzo dobrze i pozwoli mi obstawić jeszcze raz. Na ładne oczy.